Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Moby Dick - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 października 2022
Ebook
49,90 zł
Audiobook
49,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
49,90

Moby Dick - ebook

Klasyczna morska powieść przygodowa Hermana Melville’a w wersji ilustrowanej – wymarzonej dla dzieci. Tej książki nie sposób odłożyć na półkę!

Kapitanem Ahabem targa obsesja zemsty za wszelką cenę na Moby Dicku – gigantycznym białym wielorybie, z którym podczas ostatniego rejsu stoczył śmiertelną walkę.

 

Młody marynarz Izmael oraz jego przyjaciel Queequeg, a także reszta załogi statku wielorybniczego „Pequod”, opływają w poszukiwaniu Moby Dicka połowę kuli ziemskiej. Napotykają na swojej drodze wszystko: od ogromnych kałamarnic i tajfunów aż po syreny i piratów! Ale czy uda im się schwytać kaszalota?

Amerykański autor Herman Melville napisał książkę o Moby Dicku ponad 100 lat temu i jest ona uznana za arcydzieło literatury światowej. Poznajcie „Moby Dicka” – edycję stworzoną specjalnie z myślą o młodych czytelnikach i jednocześnie wierną oryginałowi. Kiedy będziecie już na to gotowi, koniecznie musicie przeczytać wersję oryginalną – o ile starczy Wam odwagi!

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8280-373-0
Rozmiar pliku: 5,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Jak to wszystko się zaczęło

Słynna morska opowieść przygodowa Hermana Melville’a zaczyna się, kiedy młody marynarz imieniem Izmael postanawia wyruszyć w podróż, aby zobaczyć świat. Izmael opuszcza swój dom na Manhattanie i wkrótce trafia do oberży w New Bedford, gdzie poznaje współlokatora i nowego przyjaciela o imieniu Queequeg. Razem zaciągają się na „Pequoda” – statek wielorybniczy, który w Boże Narodzenie ma wypłynąć z wyspy Nantucket. Jednak „Pequod” nie jest zwykłym statkiem. Jego kapitan, Ahab, ma obsesję, aby zemścić się na Moby Dicku, czyli ogromnym białym wielorybie, który podczas ostatniego rejsu odgryzł mu nogę.

Ahab podstępem nakłania członków załogi do złożenia przysięgi, że pomogą mu w poszukiwaniach i polowaniu na Moby Dicka, bez względu na cenę. Przybija do masztu złotą monetę o nazwie dublon – ma to być nagroda dla tego, kto pierwszy dostrzeże białego wieloryba. W pościgu za Moby Dickiem załoga „Pequoda” opływa połowę kuli ziemskiej, napotykając po drodze mnóstwo niesamowitości – od ogromnych kałamarnic i tajfunów po syreny i piratów! Ale czy uda im się schwytać kaszalota?

Moby Dick w serii Ilustrowana Klasyka Literatury – tylko dla dzieci to skrócone wydanie klasycznej powieści amerykańskiego pisarza Hermana Melville’a, przeznaczone specjalnie dla młodych czytelników. Kiedy będziecie już na to gotowi, koniecznie musicie przeczytać wersję oryginalną – o ile starczy wam odwagi!Miraże

Mówcie mi Izmael. Przed kilkoma laty, bez pieniędzy i czegokolwiek, co trzymałoby mnie na lądzie, pomyślałem sobie, że pożeglowałbym trochę, pozwiedzał wodne zakątki tego świata. To taki mój sposób na zachowanie dobrego samopoczucia. Gdy tylko czuję, że ogarnia mnie przygnębienie, gdy w mojej duszy zaczyna się panoszyć wilgotny, dżdżysty listopad, od razu jak najszybciej uciekam na morze.

Nigdy jednak nie udaję się tam jako pasażer. O nie, zawsze czynię to jako marynarz. Owszem, ciągle mi wtedy rozkazują, ale mnie to nie przeszkadza. Lubię, gdy wypłacają mi wynagrodzenie i gdy mogę oddychać świeżym powietrzem na pokładzie. Zatem gdy już niuchnąłem morza jako zwykły majtek, zamarzyła mi się większa przygoda: wyprawa wielorybnicza.

Ciekaw byłem ogromnych wielorybów. Dzikie, odległe morza, po których sunęły te wielkie niczym wyspy stworzenia, i dreszczyk niebezpieczeństwa – oto rzeczy, które do mnie przemawiały. Uwielbiam pływać po nieznanych wodach i dobijać do dalekich wybrzeży. Bardzo się więc cieszyłem na wyprawę wielorybniczą. Nie mogłem się doczekać cudów tego świata!Worek podróżny

Wrzuciłem do starego podróżnego worka jedną czy dwie koszule, wcisnąłem go sobie pod pachę i wyruszyłem ku przylądkowi Horn i Oceanowi Spokojnemu. Wylądowałem w New Bedford. Był sobotni grudniowy wieczór. Posmutniałem, gdy się dowiedziałem, że łódka na wyspę Nantucket już odpłynęła i aż do najbliższego poniedziałku nie będzie sposobu, aby się tam dostać. Byłem jednak zdeterminowany: wyruszę na morze wyłącznie na jednym ze statków odbijających z Nantucket.

Musiałem więc przeczekać w New Bedford kilka dni, zanim mogłem udać się do portu na wyspie. W związku z tym potrzebowałem noclegu. Wieczór był ciemny i przygnębiający, zimny i smętny, ja zaś nikogo w okolicy nie znałem. Ruszyłem w kierunku niewyraźnego światełka majaczącego w pobliżu doków. Usłyszałem jakieś skrzypienie, podniosłem głowę i ujrzałem wiszący nad drzwiami szyld z napisem: „Oberża pod Wielorybnikiem: Peter Coffin”.

Oto miejsce, w którym kwaterunek będzie tani, a jadło przyzwoite. Budynek wydawał się stary, dziwny i był smutno pochylony. Stał na rogu ponurej ulicy, przy której hulał wiatr. Odrapałem zziębnięte stopy z lodu i postanowiłem sprawdzić, cóż to może być za lokal.

Oberża pod Wielorybnikiem

Po wejściu do przedsionka poczułem się jak na wiekowej łajbie. Na ścianie wisiał stary, mętny, pociemniały i zawilgocony obraz. Był niewyraźny, ale jak zmrużyło się oczy, można było dopatrzyć się na nim wieloryba atakującego jakiś statek podczas sztormu.

Oberża była ciemna, sufit niski, z krokwiami. Minąłem długi stół zastawiony szklanymi witrynami pełnymi zakurzonych antyków. Były tam też rozklekotane półki pełne starych butelek.

Kiedy wszedłem do środka, odszukałem oberżystę i powiedziałem mu, że potrzebuję pokoju. Odparł, że nie mają już wolnych miejsc, wszystkie łóżka są zajęte.

– Ale chwileczkę – rzekł nagle, stukając się w czoło. – Nie miałbyś nic przeciwko temu, żeby spać pod jednym przykryciem z pewnym harpunnikiem? Przecież marzy ci się wielorybnictwo, więc lepiej przyzwyczajaj się do takich rzeczy.

Odparłem, że nigdy nie lubiłem dzielić z nikim łóżka, ale w tak mroźną noc wolę zadowolić się połówką cudzej kołdry, byle chodziło o przyzwoitego człeka, niż błąkać się po obcym miasteczku.

– Tak też przypuszczałem. Dobrze więc, siadaj. Głodnyś? Zjesz kolację? Niedługo będzie gotowa.

Usiadłem z innymi gośćmi na drewnianej ławie i czekałem na posiłek.

Wreszcie wezwano nas do jadalni. Zimno w niej było jak na Islandii, w piecu nie płonął najmniejszy nawet ogień – oberżysta powiedział, że go na to nie stać. Jedyne oświetlenie zapewniały dwie łojowe świece. Pozapinaliśmy się wszyscy pod szyje i skostniałymi palcami podnieśliśmy do ust kubki z bardzo gorącą herbatą. Posiłek był syty: podano nie tylko mięso z ziemniakami, ale nawet pierożki. Wielkie nieba! Pierożki na kolację! Jeden młody człowiek w zielonym płaszczu zaczął je pochłaniać w doprawdy odpychający sposób.

– Panie – szepnąłem do oberżysty – to chyba nie jest ten harpunnik, prawda?

– O, nie – odparł tamten z szerokim, kpiącym uśmiechem. – Harpunnik nigdy nie jada pierożków. On żywi się wyłącznie stekami. Byle były krwiste.

– A gdzie on jest? – spytałem na to. – Gdzieś tutaj?

– Zjawi się niedługo – odparł oberżysta z cichym śmiechem.

Nic nie mogłem na to poradzić: zaczynałem nabierać podejrzliwości w stosunku do owego nieznanego mi jeszcze osobnika.

Nagle usłyszałem tupanie morskich buciorów dobiegające sprzed wejścia do oberży. Drzwi otworzyły się gwałtownie i do środka wparowała dzika zgraja marynarzy opatulonych w kosmate płaszcze. Głowy mieli osłonięte znoszonymi wełnianymi czapkami, a brody zesztywniałe od sopelków lodu. Ale żaden z nich nie był moim harpunnikiem.

Nikt nie lubi dzielić się łóżkiem z kimś innym. Każdy podczas snu woli mieć prywatność. A gdy w dodatku chodzi o obcego człowieka, w obcej gospodzie, w obcym mieście, taki pomysł budzi jeszcze większy sprzeciw. Wreszcie zatem uznałem, że wolę spać na ławie.

Ława była jednak o dobre kilkanaście cali za wąska, poza tym było mi na niej bardzo zimno. Tak więc na powrót zmieniłem zdanie. Jeśli harpunnik nie będzie wyglądał nazbyt podejrzanie, przenocuję razem z nim. Zapytałem oberżystę, co to za jeden, na co odpowiedział, że ów harpunnik pochodzi z południowego Pacyfiku i może być nawet kanibalem!

– To musi być niebezpieczny człek – rzekłem nieufnie, lecz oberżysta wzruszył ramionami.

– Grunt, że płaci na czas. – Po czym dodał, że robi się późno i żebym lepiej kładł się spać. A harpunnik wróci później.

Weszliśmy na górę, gdzie pokazał mi mały pokoik z dużym łożem. Powiedział, żebym się rozgościł, po czym wyszedł. Rozejrzałem się i w jednym kącie na podłodze zobaczyłem leżący hamak, a obok niego płócienną sakwę z odzieniem mojego współlokatora. Na półeczce nad kominkiem leżała torebka z haczykami z rybiej ości, obok zaś stał wysoki harpun. Zobaczyłem też coś, co wyglądało mi na płaszcz przeciwdeszczowy. Robiło się już późno, a ja byłem przemarznięty do cna, toteż wszedłem do łóżka i zdmuchnąłem świecę.

Nie spałem dobrze. Po pewnym czasie usłyszałem kroki na korytarzu i drzwi się otworzyły. To był on! Nieznajomy wszedł do pokoju ze świecą w dłoni i nawet nie spoglądając na łóżko, postawił ją na podłodze.

Odwrócił się – co za widok! Cała jego twarz była pokryta tatuażami. Zdjął cylinder i zobaczyłem, że jest łysy, nie licząc małego koczka zakręconego na samym czubku głowy. Ściągnął koszulę – ramiona także miał całe w tatuażach. Ogarnęła mnie ochota, żeby czmychnąć za drzwi, a choćby nawet przez okno!

Obcy odłożył kilka drobiazgów – nie wiem, co to było – po czym zgasił świeczkę i wskoczył do łóżka. Krzyknąłem. Nie mogłem się powstrzymać! Tamten wyciągnął rękę, zdumiony moją obecnością. Przetoczyłem się pod ścianę i poprosiłem go – kimkolwiek był – żeby się uspokoił, a ja tymczasem wstanę i na powrót zapalę lampę.

– Ktoś ty? – zapytał nieznajomy. – Mów albo zginiesz!

Krzyknąłem po oberżystę, a gdy ten zjawił się ze światłem, wyskoczyłem z łóżka i podbiegłem do niego.

– Spokojnie – rzekł z szerokim uśmiechem. – Przy Queequegu włos ci z głowy nie spadnie.

– Kładź się z powrotem – rzekł Queequeg, kiwając na mnie ręką. Teraz nagle wydał mi się łagodny i życzliwy. Stałem przez chwilę, przyglądając mu się. Pomimo tatuaży wyglądał na czystego i urodziwego człeka.

„I o co ja się tak gorączkowałem? – pomyślałem. – Przecież to tak samo ludzka istota jak ja. I ma tyle samo powodów, żeby się mnie lękać, ile ja, żeby bać się jego”.

Queequeg przetoczył się na bok, jakby chcąc powiedzieć, że nawet mnie nie dotknie.

– Dobranoc – rzekłem wreszcie do oberżysty. – Może już pan iść.

Po czym położyłem się do łóżka i spałem jak nigdy w życiu.Patchworkowa narzuta

Gdy obudziłem następnego ranka, odkryłem, że Queequeg przerzucił nade mną ramię w nader czuły i kochający sposób. Patchworkowa narzuta na łóżku była uszyta z wielu dziwnych, różnobarwnych kwadracików i trójkątów, podobnie jego opaloną rękę pokrywała plątanina tatuaży – wyglądała wypisz wymaluj jak kolejny fragment narzuty. Z trudem mogłem je od siebie odróżnić – tak doskonale stapiały się ich odcienie. Jedynie po ciężarze i nacisku mogłem poznać, że to Queequeg mnie obejmuje.

Chciałem odsunąć jego ramię, on jednak, wciąż przez sen, nadal tulił mnie mocno, jakby mogła nas rozdzielić tylko śmierć. Spróbowałem go zatem obudzić – „Queequeg!” – lecz odpowiedzią było chrapnięcie. Wreszcie po długim wierceniu się cofnął ramię, otrząsnął się cały niczym owczarek nowofundlandzki, który właśnie wyskoczył z wody, usiadł na łóżku i wpatrzył się we mnie. Potarł oczy, jakby nie pamiętał, skąd się tam wziąłem. Na koniec oświadczył, że jeśli nie mam nic przeciwko temu, odzieje się pierwszy i zostawi pokój do mojej dyspozycji, żebym też mógł się ubrać. Pomyślałem sobie, że ten Queequeg to bardzo życzliwy i uważający osobnik.

Ubrałem się szybko i zszedłem do głównej sali. Oberżysta solidnie się uśmiał z moich nocnych strachów. Pomieszczenie było teraz zapełnione gośćmi. Niemal wszyscy pracowali na statkach wielorybniczych. Pierwsi oficerowie i drudzy, i trzeci, i cieśle okrętowi, i kowale, i harpunnicy. Ogorzała to była i krzepka kompania.

– Ahoj, śniadanie! – zawołał oberżysta, otwierając gwałtownie drzwi do jadalni. Przeszliśmy do niej na posiłek.

Queequeg zasiadał u szczytu stołu. Nie chciał ani kawy, ani gorących bułeczek. Jadł tylko steki, usmażone na krwisto.

Po śniadaniu wyszedłem na spacer.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: