Moda na Mediolan - ebook
Moda na Mediolan - ebook
Po śmierci dziadka Rocco Mondelli dowiaduje się, że aby w pełni przejąć zarządzanie Domem Mody Mondelli, powinien się ożenić. Wówczas pokaże, że potrafi być odpowiedzialny. Rocco nie zamierza ulec presji, ale zależy mu na firmie. Niespodziewanie rozwiązanie nasuwa się samo. Wychodzi na jaw, że dziadek opiekował się Olivią Fitzgerald, znaną amerykańską supermodelką, która z niewiadomych powodów wycofała się z zawodu i mieszka w Mediolanie. Rocco obiecuje jej dalszą pomoc pod warunkiem, że będzie udawała jego narzeczoną...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-2288-4 |
Rozmiar pliku: | 855 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Nie przetrwa tej nocy. – Stary ksiądz opiekujący się od kilku pokoleń rodziną Mondelli spojrzał smutno na wnuki patrona rodu. – Pożegnajcie się z dziadkiem – powiedział, kładąc dłoń na bogato rzeźbionej klamce ciemnych, dębowych drzwi.
Rocco Mondelli poczuł ucisk w krtani. Włoski kreator mody Giovanni Mondelli wychował go i nauczył wszystkiego, czego młodego chłopaka powinien nauczyć ojciec. Służył mu też wsparciem, gdy przejmował od dziadka stery rodzinnej firmy i sekundował mu w procesie przemiany House of Mondelli z prestiżowej włoskiej marki w międzynarodowy koncern mody.
Rocco nie mógł uwierzyć, że najważniejszy człowiek w jego życiu właśnie odchodzi. Giovanni był dla niego nie tylko dziadkiem – zastępował mu ojca, był jego mentorem i najlepszym przyjacielem… Serce Rocca waliło jak oszalałe. Nie był gotów na jego odejście, jeszcze nie teraz!
Alessandra, młodsza siostra Rocca, chwyciła go mocno za ramię.
– Chyba nie dam rady – jęknęła cicho. Patrzyła na brata wielkimi, przerażonymi oczyma. – Mam mu tyle do powiedzenia…
Rocco miał ochotę rzucić się na ziemię i krzyczeć, jak wtedy gdy, mając siedem lat, patrzył na dziadka w czarnym garniturze rozsypującego prochy jego matki z łodzi zacumowanej pośrodku jeziora Como. Opanował się, ujął siostrę za ramiona i mimo dławiącego go bólu, powiedział spokojnie:
– Damy radę siostrzyczko, musimy!
Po policzkach Alessandry popłynęły łzy.
– Nie potrafię, nie mogę – łkała.
– Potrafisz. – Przytulił mocno siostrę i oparł brodę na czubku jej głowy. – Uspokój się, zastanów się, co chcesz mu powiedzieć, bo czasu jest niewiele.
Alessandra płakała cicho, wtulona w szeroką pierś brata. Rocco, tak jak Giovanni, czuł się odpowiedzialny za siostrę, odkąd zabrakło ich matki, a ojciec z rozpaczy po utracie ukochanej żony zatracił się w hazardzie i alkoholu. Jednak w tej chwili nie czuł się na siłach służyć innym wsparciem i opieką – obawiał się, że byle bryza znad jeziora widocznego za oknem może go przewrócić. Niestety uleganie słabości i zwątpieniu stanowiło luksus, na który nigdy nie mógł sobie pozwolić. Podtrzymując silnym ramieniem siostrę, spojrzał na lekarza rodziny, starszego, łysego mężczyznę stojącego obok księdza.
– Jest przytomny? – zapytał.
Doktor skinął głową.
– Tak, ale musicie się pospieszyć.
Rocco otworzył drzwi i z Alessandrą wspartą na jego ramieniu przestąpił próg. W pokoju nie czuć było chłodu nadchodzącej śmierci, wypełniała go nadal ciepła, witalna energia Giovanniego. Jednak jedno spojrzenie na starszego mężczyznę leżącego na wielkim łożu wystarczyło, by Rocco stracił resztki nadziei. Oliwkowa, smagła cera Giovanniego poszarzała, a półprzymknięte oczy nie lśniły dawnym blaskiem bystrego, przenikliwego spojrzenia.
– Podejdź. – Rocco popchnął lekko siostrę.
Alessandra wspięła się na łóżko, położyła obok dziadka i objęła go ramionami. Rocco odwrócił się i podszedł do okna, żeby nie patrzeć na łzy, które pojawiły się w oczach Giovanniego.
Przylecieli na wyspę helikopterem, prosto z siedziby firmy w Mediolanie, gdy tylko dotarła do nich wiadomość o złym stanie dziadka. Niestety uparty starszy pan przez cały dzień nikomu się nie przyznał do gnębiącego go od rana bólu w klatce piersiowej. Kiedy dotarli na wyspę, lekarz rozłożył tylko bezradnie ręce. Było już za późno.
Rocco skrzywił się na myśl o postępowaniu dziadka. Podejrzewał, że Giovanni celowo nie reagował na ostrzeżenia własnego organizmu. Zawsze musiał mieć ostatnie słowo. Czyżby zdecydował, że czas już odejść? Właśnie zakończył pracę nad kolekcją jesienną – najlepszą w swojej wieloletniej karierze… Rocco lepiej niż ktokolwiek inny zdawał sobie sprawę, że dziadek od dawna gotów był dołączyć do swej ukochanej żony Rosy, czekającej na niego cierpliwie w zaświatach. Przeżył bez niej dwadzieścia lat wypełnionych pracą i dbaniem o rodzinę, ale nigdy nie pogodził się z jej przedwczesnym odejściem.
Rocco podszedł do łóżka, dopiero gdy Alessandra, szlochając, wybiegła z pokoju.
– Łamiesz jej serce – powiedział łagodnie do pobladłego dziadka.
– Sandro już dawno to zrobił – odpowiedział z wysiłkiem starszy pan, z wyraźną niechęcią wypowiadając imię ojca rodzeństwa, a swojego syna. Poklepał miejsce koło siebie i poprosił: – Usiądź.
Rocco przycupnął obok Giovanniego i łamiącym się głosem zaczął:
– Dziadku, muszę ci powiedzieć…
Starszy pan przykrył jego dłoń swą silną, kościstą ręką.
– Wiem, kocham cię, synku. Wyrosłeś na wspaniałego mężczyznę. Wiedziałem, że tak się stanie.
Wzruszenie ścisnęło Roccowi gardło. Giovanni otworzył szerzej oczy i spojrzał na wnuka z przebłyskiem dawnej przenikliwości.
– Zaufaj sobie, Rocco, zaufaj mężczyźnie, jakim się stałeś. I postaraj się zrozumieć, dlaczego postąpiłem tak, jak postąpiłem. – Powieki Giovanniego opadły ciężko. Serce Rocca zamarło.
– To jeszcze nie czas, dziadku! – Rocco ścisnął kościstą, chłodną dłoń.
Nie otwierając oczu, starszy pan wyszeptał:
– Obiecaj mi, że zaopiekujesz się Olivią.
– Olivią? – zdziwił się Rocco, ale Giovanni milczał. Rocco potrząsnął ręką dziadka, potem wziął go w ramiona i prosił, bezgłośnie poruszając ustami: – Nie zostawiaj mnie! Wróć!
Odpowiedziała mu cisza. Dobry duch House of Mondelli, płomień, który rozpalał twórczy entuzjazm wszystkich pracowników firmy, właśnie zgasł. Rocco zawył niczym ranione zwierzę i oparł czoło na nieruchomej, zapadniętej piersi dziadka.
– Nie, nie, nie! – powtarzał szeptem.
Następnego dnia na twarzy Rocca nie było śladu po rozdzierającej rozpaczy. Z kamienną twarzą zabrał się za organizowanie pogrzebu dziadka, który szybko urósł do rangi wydarzenia na skalę ogólnokrajową. Oczywiście na liście gości obowiązkowo musieli się znaleźć trzej najlepsi przyjaciele Rocca jeszcze z czasów studiów na Uniwersytecie Columbia, należący do słynnej Czwórki z Columbii: Christian Markos, Stefan Bianco i Zayed Al Afzal. Mimo napiętych grafików, jako pierwsi potwierdzili swą obecność na pogrzebie i zadeklarowali wsparcie dla przyjaciela.
Siedząc w kancelarii Adama Donatiego, prawnika rodziny Mondelli, podczas odczytywania ostatniej woli dziadka, Rocco czerpał otuchę z wiadomości przesłanych mu przez jego druhów. Więź łącząca go z tymi czterema mężczyznami wymykała się definicjom – byli sobie bliżsi niż rodzeni bracia, mimo upływu czasu i dzielących ich tysięcy kilometrów.
– Możemy zacząć? – Adamo, wieloletni przyjaciel Giovanniego i niezwykle mądry człowiek, spojrzał na Rocca. Młodszy mężczyzna otrząsnął się z zamyślenia i skinął głową.
– Jasne.
Adamo zerknął na dokumenty leżące przed nim na stole.
– Jeśli chodzi o nieruchomości, Giovanni podzielił je po równo pomiędzy ciebie i Alessandrę.
– A mój ojciec?
– Jego dochody pozostaną takie same jak dotychczas. Giovanni zabezpieczył na ten cel określoną kwotę, ale to ty będziesz teraz nią zarządzać.
Rocco nie okazał emocji, od dawna czuł się dojrzalszy niż jego własny rodzic. Nie liczył już na zmianę w zachowaniu ojca, ale gdzieś w głębi duszy marzył, by chociaż raz otrzeźwiał i przeprosił za przegranie w kasynie rodzinnego domu i oddanie swych dzieci pod opiekę dziadka. Na razie jednak Sandro mieszkał w należącym do dziadka mieszkaniu w Mediolanie, co tydzień dostarczano mu zamawiane przez gosposię zakupy spożywcze, a określona tygodniówka wpływała regularnie na jego konto. Pieniądze, w przeciwieństwie do jedzenia, znikały natychmiast w kasach lokalnych kasyn i kiosków z zakładami. Jeśli Sandro wydał tygodniówkę wyjątkowo szybko, pojawiał się pijany w willi i głośno domagał się dodatkowych funduszy, wprawiając wszystkich w zakłopotanie.
Niecierpliwym gestem dłoni Rocco nakazał Adamowi mówić dalej.
– Jest jeszcze jedno mieszkanie w Mediolanie. Giovanni nabył je rok temu.
– Mieszkanie w Mediolanie? – zdziwił się Rocco. Dziadek nie lubił spędzać czasu w mieście, wolał dojeżdżać do pracy z wyspy, a w nagłych przypadkach latać firmowym helikopterem.
Adamo unikał wzroku Rocca.
– Apartament należał do Giovanniego, ale zamieszkuje go kobieta. Nazywa się Olivia Fitzgerald.
Rocco wstrzymał oddech.
– Olivia Fitzgerald, ta modelka? – zapytał po chwili.
– Raczej tak, chociaż używa innego nazwiska. Nasi detektywi musieli się trochę napocić, zanim ją zidentyfikowali.
Rocco wpatrywał się w prawnika, jakby był kosmitą. Olivia Fitzgerald, supermodelka zatrudniona przez ich konkurencję na wielomilionowym kontrakcie, znikła bez śladu rok temu. Mimo że zerwanie kontraktu kosztowało Olivię trzy miliony i wpędziło ją w długi, nie wróciła do pracy. Dlaczego Giovanni pomagał jej się ukryć? Paparazzi oszaleliby, gdyby wiedzieli, że supermodelka ukrywała się tuż pod ich nosem, w Mediolanie.
– Był z nią związany? – Rocco nie wierzył, że wypowiedział te słowa na głos.
Adamo zaczerwienił się.
– Na pewno coś ich łączyło, ale nie wiem co. Sąsiedzi potwierdzili, że ją odwiedzał, wychodzili razem wieczorami na kolacje…
Rocco ścisnął skronie palcami. Jego siedemdziesięcioletni dziadek miał romans z dwudziestoparoletnią supermodelką?! Dziewczyną słynącą z rozrywkowego trybu życia, która w okamgnieniu roztrwoniła wielomilionowy majątek? Żenujące odkrycie wstrząsnęło nim do głębi. Przypomniał sobie ostatnią prośbę dziadka: „Zaopiekuj się Olivią”.
A więc to ją miał na myśli! Krew szumiała mu w uszach, skronie pulsowały. Nie ma mowy, żeby pozwolił kochance dziadka mieszkać w mieszkaniu należącym do Mondellich! Kobieta wiążąca się z bogatym staruszkiem w celu szybkiego wzbogacenia się nie zasługiwała na opiekę.
– Podaj mi adres, rozprawie się z panną Fitzgerald osobiście.
Prawnik skinął głową, ale jego mina zdradzała nietypowe dla niego wahanie.
– Powiedz mi, że nie masz dla mnie więcej tego typu niespodzianek. – Rocco przyglądał się podejrzliwie starszemu mężczyźnie.
– Nie tego typu – odpowiedział zakłopotany Adamo i zamilkł.
– Wykrztuś to w końcu – poradził mu zniecierpliwiony Rocco.
– Giovanni zostawił ci pięćdziesiąt procent udziałów w firmie. Pozostałe dziesięć procent zapewniające pełną kontrolę nad House of Mondelli pozostawił pod opieką Renza Rialta, który przekaże ci je, gdy tylko uzna, że jesteś gotowy na przejecie pełnej odpowiedzialności za całą firmę.
Rocco zamrugał gwałtownie, otworzył usta, ale nie zdołał wydobyć z siebie głosu. Jego mózg gorączkowo próbował przetrawić szokującą wiadomość: dziadek nie zostawił mu większości udziałów w House of Mondelli? Sześćdziesiąt procent udziałów posiadanych przez Giovanniego zapewniało mu pełną kontrolę nad biznesem, podczas gdy pozostałe czterdzieści procent rozproszone było pomiędzy kilku inwestorów. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego dziadek świadomie pozbawił go władzy potrzebnej, by prowadzić firmę, a rolę Anioła Stróża powierzył właśnie Renzowi, prezesowi zarządu, z którym Rocco od zawsze miał na pieńku.
Oburzenie Rocca nie umknęło uwadze Adama.
– Giovanni nie chciał, żeby przygniótł cię ciężar odpowiedzialności za całą firmę. Ale kiedy poczujesz się pewnie, zarząd przekaże ci pozostałe dziesięć procent.
– Poczuję się pewnie? – Gniew, który w nim wzbierał od momentu śmierci dziadka, zaślepił Rocca, a potem wybuchł. Uderzył obiema dłońmi w stół i wstał. – To ja przekształciłem tę firmę w międzynarodowy koncern generujący miliardowy przychód! – oświadczył przez zaciśnięte zęby. – Od dawna czuję się pewnie, Adamo. Te udziały mi się należą!
Adamo uniósł dłoń w pojednawczym geście.
– Problemem jest twoje życie prywatne. – Adamo z zażenowaniem przerzucał nerwowo papiery. – Nie jesteś uważany za solidnego, przewidywalnego mężczyznę… głowę rodziny – dokończył cicho.
– Nawet nie zaczynaj tego tematu! – ostrzegł go Rocco.
– Cóż…
– Jestem dyrektorem zarządzającym House of Mondelli, nie potrzebuję opieki! Jeśli myślicie, że będę teraz zabiegał o waszą aprobatę, to się głęboko mylicie.
Adamo nie przejął się jego groźbą.
– Testamentu nie da się podważyć. Pogódź się z tym. I z Renzem Rialtem – poradził z troską.
Renzo Rialto. Trudny, zarozumiały gbur, wieloletni przyjaciel Giovanniego, nie przepadał za jego wnukiem, mimo że zawodowo niczego nie mógł mu zarzucić. Rocco nerwowym gestem dłoni przeczesał włosy i podszedł do okna. Ręce zaciśnięte w pięści wcisnął do kieszeni spodni. Kilka pięter niżej po Via della Spiga spacerowali eleganccy przechodnie robiący zakupy na najsłynniejszej ulicy w Mediolanie, wielu z nich z torbami z logo House of Mondelli. „Postaraj się zrozumieć, dlaczego postąpiłem tak, jak postąpiłem”, przypomniał sobie słowa dziadka. Przecież twierdził, że Rocco stał się wspaniałym człowiekiem, że powinien sobie zaufać! Rocco nic nie rozumiał. Na chwilę gniew i żal obezwładniły go; oparł się dłońmi o zimną szybę. Może Giovanni obawiał się, że jego wnuk mógł pójść w ślady ojca i doprowadzić firmę do ruiny? Na samą myśl, że dziadek podejrzewał go o taką słabość, zatrząsł się ze złości.
– Nie jestem jak mój ojciec! – Odwrócił się gwałtownie w stronę prawnika.
– To prawda, nie jesteś – zgodził się spokojnie Adamo. – Ale lubisz zaszaleć z tą swoją paczką.
Rocco wzniósł oczy do nieba.
– Rozumiem, że wiedzę o moim postępowaniu czerpiesz z prasy brukowej?
– Zapomniałeś chyba, że znam cię od dziecka. – Starszy pan nie dawał się sprowokować.
– To co mam zrobić? Ustatkować się? Ożenić się? – zażartował ponuro Rocco.
Adamo spojrzał mu prosto w oczy.
– Tak byłoby najlepiej – opowiedział poważnie. – Udowodniłbyś wszystkim, że spoważniałeś i można na tobie polegać. Może nawet polubiłbyś życie rodzinne?
Rocco wpatrywał się w Adama z przerażeniem. Nie ma mowy, pomyślał ze zgrozą. Wystarczy, że widział, co utrata żony zrobiła z jego ojcem i jak bardzo dziadek cierpiał po śmierci babci Rosy. Nie zamierzał sprowadzać na siebie takiego cierpienia. Wystarczyło mu życie z ciężarem odpowiedzialności za rodzinną firmę.
– Nie mam zamiaru – burknął. – Masz jeszcze dla mnie jakieś rewelacje, czy mogę już złożyć wizytę Renzowi?
– Jeszcze tylko kilka szczegółów.
Gdy skończyli, Rocco wsiadł do samochodu i ruszył w drogę. Musiał się bardzo kontrolować, żeby nie przycisnąć z całej siły pedału gazu w swoim sportowym samochodzie. Najpierw rozprawię się z Rialtem, a potem zajmę się Olivią, postanowił, zaciskając mocno dłonie na kierownicy. Musiał się dowiedzieć, w co pogrywała z jego dziadkiem najpiękniejsza modelka na świecie.