- promocja
- W empik go
Modlitwa - ebook
Modlitwa - ebook
Można odnieść wrażenie, że modlitwa jest trudną sztuką − ale to nieprawda. Czasami za szybko się poddajemy i zniechęcamy, zapominając, że tak naprawdę nie potrzebujemy wiele, żeby spotkać się z Bogiem. Jak więc zobaczyć dobre strony niechcianych rozproszeń i znaleźć pozytywną motywację do codziennej modlitwy?
W tej książce znajdziesz odpowiedź na pytanie, skąd biorą się najczęstsze problemy z modlitwą. Przekonasz się, że nawet niedoskonałość można wykorzystać do zbudowania głębokiej więzi z Bogiem. Modlitwa jest bowiem częścią naszego codziennego życia i tylko dzięki walce o czas na nią nasze działanie będzie owocne i zmieniające świat.
Nasza modlitwa zależy od codziennego życia, ale też jakość codziennego życia zależy od modlitwy. Nie da się odseparować tych dwóch rzeczywistości od siebie. One się przenikają.
Dariusz Piórkowski− jezuita, duszpasterz, doświadczony kierownik duchowy i rekolekcjonista. Autor publikacji poświęconych duchowości, rozwojowi osobistemu i Biblii, m.in. O duchowości z krwi i kości, Książeczka o miłosierdziu, Spodziewaj się Dobra oraz Nie musisz być doskonały. Chrześcijański sposób na perfekcjonizm. Publikuje w Życiu Duchowym, W Drodze i na portalu DEON.pl.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-277-2560-8 |
Rozmiar pliku: | 374 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
AMDG+
Modlitwa w codzienności
Czym jest modlitwa?
Wejście w relację osobową
Sprawić Bogu radość
Przedmiot naszej modlitwy
Powołanie do życia z Bogiem i bliźnimi
Jak dobrze się modlić?
Zatęsknić za modlitwą
Przyjąć dar łaski
Nie kręcić się wokół własnych spraw
Umocnieni Słowem i Ciałem Chrystusa
Pokonać przywiązania
Pokusa fałszywych bogów
Między pragnieniem a przywiązaniem
Droga do wewnętrznej wolności
Wytrwałość i walka o modlitwę
Modlitwa i działanie
Przeszkody utrudniające modlitwę
Uczyć się wytrwałości
Kontemplacja – modlitwa ciszy i prostoty
Nie tylko szczyty mistycznych przeżyć
Obserwacja – wnikliwa i bezinteresowna
Doświadczenie bycia przed Bogiem
Odwaga wejścia na szlak
Wdzięczność – najlepsza ochrona przed grzechem
Kłopoty z wdzięcznością
Uważność spojrzenia
Zatrzymać się i zamilknąć
Docenić cud zwyczajności
Wola Boża
Wola Boża w naszych głowach
Ostre przeciwstawianie woli Bożej woli człowieka
Fatalistyczna koncepcja woli Bożej
Mroczna wizja woli Bożej
Bóg jako Wielki Brat lub Wielki Sterowniczy
Bóg najpierw daje, a nie zakazuje
Szukać woli Ojca na modlitwie
Spotkaniez drugim człowiekiem i poruszenie wewnętrzne
Nic nie musisz…
Presja oczekiwań i wymagań
Bóg do niczego mnie nie potrzebuje
Moc daru
Bóg w twojej codzienności
Modlitwa w centrum życia i misji Jezusa
Modlitwa otwiera niebo
Modlitwa pozwala usłyszeć głos Ojca, który wyznaje nam miłość
Modlitwa delikatnie napełnia nas mocą Ducha Świętego
Trudności na drodze modlitwy
Niezliczone wymówki
Troska o cierpliwość, wytrwałość i pokorę
Między obowiązkiem a pragnieniem
Pozytywna strona rozproszeń
Co wypełnia nasze serce i umysł
Co robić z rozproszeniami
Tajemnica niewysłuchanych modlitw
Poszukiwanie przyczyn
Przykłady próśb wysłuchanych
Od natarczywości do zaufania
Dodatek specjalny
Modlitwa dla zmęczonych
Według rytmiczności oddechu
Patrzeć, zwracać uwagę i kontemplować
Zwrócić uwagę na znaczenie słowa
Przejście od znaczenia do osoby
Postawić w centrum uwagi lichotę własną
Spoglądać na różnicę
Postęp czy początek drogi?
Przejście do kolejnego etapuCzym jest modlitwa?
Wy zatem tak się módlcie… (Mt 6,8b).
Nie wiem, czy istnieje jedna, wyczerpująca definicja chrześcijańskiej modlitwy. „Różnymi drogami Bóg dusze prowadzi” – mawiała św. Teresa z Avila. Każdy więc zaakcentuje w modlitwie szczególnie jeden znamienny dla niego aspekt. Podam parę przykładów:
Modlitwa jest dla mnie wzniesieniem serca, prostym spojrzeniem ku Niemu, okrzykiem wdzięczności i miłości zarówno w cierpieniu, jak i w radości (św. Teresa od Dzieciątka Jezus).
Modlitwa to spotkanie Bożego i naszego pragnienia (św. Augustyn).
Modlitwa jako obcowanie z Bogiem polega na wzajemności (Franz Jalics SJ).
Dla nas, chrześcijan, najwyższą normą i obrazem modlitwy jest modlitwa Jezusa. W zasadzie niewiele wiemy na temat tego, jak Chrystus się modlił, poza tym, że się modlił długo. I raczej częściej widzimy Go jako kogoś całkowicie pochłoniętego przez swoją misję, niż co rusz zatopionego w niekończących się modlitwach. Ewangeliści wspominają o długiej modlitwie Jezusa szczególnie w decydujących momentach Jego życia (pobyt na pustyni, wybór apostołów, Ogrójec). Ale wiemy także, że Jezus był Żydem, chodził do synagogi, uczył się Psalmów i Proroków, rozważał słowo Boże.
Nam pozostawił modlitwę Ojcze nasz, która – jak mówi Katechizm Kościoła Katolickiego, cytując Tertuliana – jest streszczeniem całej Ewangelii (por. KKK 2761) – ale zawiera także wszystkie najważniejsze elementy chrześcijańskiej modlitwy. Spróbujmy prześledzić ją w duchu medytacyjnym.
Wy zatem tak się módlcie: Ojcze nasz, który jesteś w niebie, niech się święci Twoje imię! Niech przyjdzie Twoje królestwo; niech Twoja wola się spełnia na ziemi, tak jak w niebie. Naszego chleba powszedniego daj nam dzisiaj; i przebacz nam nasze winy, tak jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili; i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego. Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, Ojciec wasz nie przebaczy wam także waszych przewinień (Mt 6,8b–15).
Wejście w relację osobową
Ciekawe, że Jezus nie każe nam przede wszystkim rozmyślać na modlitwie, milczeć czy wyobrażać sobie czegokolwiek, lecz zachęca nas do mówienia, do dialogu słownego (nie do gadaniny). Modlitwa „ludzka”, jeśli popatrzeć na nią z tej perspektywy, ma w ostatecznym rozrachunku strukturę języka. Człowiek, wypowiadając się przed Bogiem, czy to na głos, czy w głębi serca, stara się w ułomny sposób przedstawić i wypowiedzieć tajemnicę, a równocześnie nie jest w stanie zupełnie jej odsłonić. Treścią tej tajemnicy jest bowiem sam Bóg. Z pewnością nie oznacza to, że modlitwa ogranicza się tylko do wypowiadania słów. Jezus uczy apostołów i swoich uczniów zaledwie pierwszych kroków na drodze modlitwy. Następne etapy to już owoc wytrwałości i współpracy z Bogiem. Początek modlitwy to rozmowa z Bogiem, a nie jakiekolwiek stany psychiczne, ekstazy czy uniesienia. Jeśli dwoje ludzi zakochanych w sobie zaczyna się poznawać, zwykle mają sobie wiele do powiedzenia. Dopiero z czasem pełne zgody i miłości milczenie jest przez nich przyjmowane jako coś oczywistego. Długie milczenie na początku znajomości i brak tematów do rozmowy każą się zastanawiać nad jakością tej relacji.
Niemniej, aby poznać drugiego, trzeba też umieć słuchać, nie koncentrować się tylko na sobie. Podobnie jest z modlitwą: „Modlitwa jako dialog z Bogiem musi dojrzewać razem ze zdolnością do dialogu z innymi” − mówił Gianino Piana. Nigdy nie zawiąże się wspólnoty międzyludzkiej, która opierałaby się na zupełnym milczeniu albo na ciągłej rozmowie. Mówienie jest wyrażaniem samego siebie, słuchanie jest przyjmowaniem drugiego do siebie. Jeśli w tym punkcie człowiek nie byłby zdolny do osiągnięcia równowagi, nigdy nikogo głębiej nie pozna. Doświadczenie dowodzi, że tej zdolności można się nauczyć, co także doskonale odnosi się do modlitwy.
Modlitwa chrześcijanina zakłada wejście w relację osobową. Stajemy wobec Boskiego „Ty”. Ale – co bardziej zdumiewające – Jezus ośmiela nas do tego, abyśmy Boga nazywali swoim Ojcem. Gdyby tylko wniknąć głębiej w to jedno słowo w owej modlitwie, może z większą gorliwością garnęlibyśmy się do modlitwy! Zwracamy się więc do takiego Boga, który „jest w niebie”, a zarazem jest blisko nas jako ojciec, wciąż wpatrzony w swe dzieci, pełen troski o nie. Obraz Boga objawionego nam przez Chrystusa to wielki paradoks. Bóg przekracza zupełnie naszą rzeczywistość, ale to nie oznacza, że jest od nas zupełnie odległy. Co więcej, nigdy nie moglibyśmy sami z siebie nazwać Boga Ojcem, gdyby nie działanie Ducha, który „sam (…) wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi” (Rz 8,16). Trudno nam bowiem uwierzyć, że Bóg, przy całej swej wszechmocy i niepojętości, jest nam tak bliski, tak bardzo z nami
spokrewniony.
Także cień grzechu wzbudza w nas raz za razem nieufność i podejrzliwość co do zamiarów Boga. Dlatego Duch Boży od wewnątrz umacnia nas świadectwem. Świadectwem bezsłownym, niewyczuwalnym, wprost niezauważalnym, przynoszącym jednak owoce. Odwaga wejścia w modlitwę jest bowiem pierwszym znakiem tego, że w głębi naszego serca woła do nas sam Duch Boży. Pierwsze słowo modlitwy Ojcze nasz związane jest więc z uprzedzającym darem Boga, który sam czyni nas swoimi dziećmi. Zanim stajemy do modlitwy, to sam Duch przekonuje nas, że opiera się ona na przyjęciu daru. Modlitwa przynależy ściśle do tajemnicy „synostwa”, która tkwi głęboko w nas samych. Wyłączona z tej tajemnicy staje się tylko dziwacznym obowiązkiem lub kręceniem się wokół siebie samego.
Jezus nie uczy nas modlitwy w liczbie pojedynczej. Mówi: „wy” się módlcie. I dodaje także: „Ojcze nasz”, a nie „Ojcze mój”. Modlitwa chrześcijańska nigdy nie jest jedynie osobistą modlitwą. Jezus mówi, że jesteśmy latoroślami wszczepionymi w krzew winny (por. J 15,5). Z kolei św. Paweł porównuje wszystkich wierzących do organizmu, w którym każdy pełni nieodzowną dla jego funkcjonowania rolę (por. 1 Kor 12,12–27). Nie modlimy się w sposób oderwany od całości wspólnoty Kościoła. Modlitwa nie jest tylko naszą prywatną sprawą. Nie modlimy się wyłącznie we własnym imieniu i dla siebie. Chrzest oznacza także to, że na zawsze pozostajemy ze sobą złączeni. Jeśli my się nie modlimy, modli się za nas ktoś inny, ale nasze zaniedbanie modlitwy zawsze wpływa na dobro całej wspólnoty Kościoła, czy nawet ludzkości. Tutaj odsłania się jeden z motywów, dla których modlitwa jest poniekąd obowiązkiem chrześcijanina, konkretnym wypełnianiem odpowiedzialności za drugich, do której zostaliśmy wezwani przez Boga. W naszej modlitwie w pewnym sensie muszą być więc obecni: drugi człowiek, cały świat i cały Kościół.
Sprawić Bogu radość
Znamienne, że pierwsza część Modlitwy Pańskiej odnosi nas do Boga. Uświadomienie sobie Jego obecności jest na pierwszym miejscu. Modlimy się najpierw ze względu na Boga. Życzymy Mu, aby Jego imię było chwalone, czczone, błogosławione, uświęcone. Pragniemy, aby rozszerzało się Jego królestwo, aby to, co On chce, stało się w pełni rzeczywistością także na ziemi. Widać więc wyraźnie, że na czoło w modlitwie nie wysuwa się nasz pożytek, nasze potrzeby czy prośby. Chociaż mamy tutaj do czynienia z pewnym paradoksem. Bo kiedy wola Boga będzie realizowana, a ludzie będą zwracać się ku Niemu, wówczas panowanie Boga będzie dostrzegalne w naszym świecie, a także nasze rozliczne potrzeby i pragnienia będą właściwie zaspokojone. Modlitwa, by znowu odwołać się do paradoksu, musi wypływać z pragnienia życzenia Bogu wszystkiego, co najlepsze. Dobrze życzymy tym osobom, które kochamy i cenimy. Musimy też doznać od kogoś dobroci, życzliwości, by móc ją odwzajemnić. Ale mamy też w sobie podobną zdolność obdarzania kogoś dobrocią i zainteresowaniem. To nic innego jak dynamika miłości.
Modlitwa – jako bezinteresowne zwrócenie się ku Bogu, który jest dla nas „Ty” – ma wartość samą w sobie. Czuć się przyjętym, złożonym w wiecznych i kochających rękach Boga, być tym, kto sprawia radość Bogu przez swoje zwrócenie się ku Niemu – ot tak po prostu – to fundament modlitwy. W tym sensie w modlitwie nic nie trzeba robić. A jakżeż to nicnierobienie bywa trudne i jak często staramy się go unikać. Modlitwa nie zapuści w nas korzeni, jeśli nasz sposób bycia w świecie nie będzie otwarty na darmowość i nieprzewidziane wydarzenia, jeśli nie wyzbędziemy się tej fatalnej dla nas logiki ascezy i dawania po to, by najpierw nauczyć się przyjmować miłość na najgłębszym poziomie, czyli poddawać się działaniu Boga. Już sam czas poświęcony na modlitwę, bez względu na to, jaką postać będzie ona przybierała, jest szczególnym momentem bycia dla Boga. Nic tutaj nie musi się dziać.
Przedmiot naszej modlitwy
Druga część Modlitwy Pańskiej dotyczy już wprost dobra człowieka. Niezmiernie frapujący jest ten bosko-ludzki wymiar modlitwy. Człowiek ma swoje istotne miejsce w modlitwie i spotkaniu z Bogiem. A jego rola, jak to ukazuje Jezus, polega także na prośbie – czyli modlitwie błagalnej. Jednak przedmiot naszej prośby jest przez Jezusa dość precyzyjnie określony: chleb powszedni, odpuszczenie grzechów, zachowanie od pokusy i wyzwolenie od wpływu zła. To – zdaniem Chrystusa – najbardziej fundamentalne potrzeby i tęsknoty (uwzględniając te w nieco zawoalowany sposób ukryte w pierwszej części Ojcze nasz), które wypełniają serce człowieka. Kryterium i dobór przedmiotu naszych próśb musi więc być poważne. Bóg nie jest od tego, aby spełniać wszystkie nasze zachcianki albo wyręczać nas w tym, do czego już dawno temu nas uzdolnił, tyle że my tego nie zauważamy. „Biblia nie mówi nam o Bogu, który nas ciągle słucha, ale raczej o Bogu, który nam zaprzecza… Bóg pogański jest bogiem spełniającym życzenia, który jest zabezpieczeniem naszych planów: stworzyliśmy go, żeby podtrzymać nasze konstrukcje. Słucha nas, przyznaje nam słuszność, ale właśnie dlatego zdradza, czyni nas więźniami naszych złudzeń. Bóg chrześcijan, który nie jest przez nas stworzony i który jest większy od nas, sądzi nas, pozbawia złudzeń, zmusza do przekraczania naszych pragnień i właśnie dlatego wyzwala nas i zbawia” (Bruno Maggioni).
Prośba o chleb powszedni to wyrażenie ufności, że słowo „Ojciec” na początku Modlitwy Pańskiej nie jest abstrakcyjnym terminem, lecz żywym imieniem Boga. Ojciec troszczy się o nas i ostatecznie to On jest źródłem wszelkiego dobra, jakie nas spotyka. Często można usłyszeć taką argumentację ze strony wierzących: „Nie modlimy się, ponieważ nie mamy na to czasu. Musimy zarabiać, zabezpieczyć los swojej rodzinie”. Niewątpliwie, Jezus daleki jest od tego, żeby zachęcać wierzących do nieróbstwa i oczekiwania na spadające z nieba gołąbki. Ale nie zwracałby się do szerokiej rzeszy uczniów, gdyby był tak naiwny i sądził, że modlitwa nic nie kosztuje.
Ponadto w świetle słów Jezusa trzeba powiedzieć, że zaniedbanie modlitwy bierze się także z przekonania, że to od nas wszystko zależy. Często nie zdajemy sobie nawet z tego sprawy, jak bardzo ta myśl wpływa na nasze postępowanie. To nie tyle brak czasu jest główną przyczyną zaniedbywania modlitwy, co słaba wiara w to, że Bóg rzeczywiście nie mieszka jedynie gdzieś tam w niebie, lecz liczy wszystkie włosy na naszej głowie (por. Mt 10,30–31). Po drugie, słowo „powszedni” wskazuje na to, że nasza modlitwa wydarza się w obrębie teraźniejszości. Prosimy o to, co jest nam potrzebne „teraz”. Nie wybiegamy w przyszłość, bo jej nie znamy. Jest to także zachęta do czujności, do trzeźwości umysłu, ale też wskazówka, że modlitwa przenika naszą konkretną codzienność i w niej się zakotwicza. Nie jest tylko jakimś punktowym wydarzeniem, ale rozciąga się na cały „dzień dzisiejszy”. Bóg jest obecny dla nas najpierw tu i teraz, w konkretnych okolicznościach i w aktualnym czasie.
Związek okazanego nam przez Boga miłosierdzia z przebaczeniem, które jesteśmy winni naszym bliźnim, pokazuje, że istnieje ścisła zależność pomiędzy modlitwą a miłością drugiego człowieka. Sprawa wydaje się jeszcze bardziej skomplikowana. Bóg wysłucha naszej prośby o miłosierdzie, jeśli my najpierw będziemy dążyć do pojednania z innymi ludźmi. Jest to nic innego jak echo początku Modlitwy Pańskiej. Nasza modlitwa zawsze wydarza się we wspólnocie. Jesteśmy połączeni z innymi niewidzialnymi więzami. Jeśli w jakiś sposób je zrywamy, natychmiast zaczynamy myśleć tylko o sobie. Nawet nie jesteśmy zdolni do tego, aby o coś prosić, bo każdy konflikt z bliźnim (wywołany przez nas) rodzi w nas złudne poczucie siły, wyższości, zapatrzenia w siebie. Jak więc wówczas zwracać się do Boga i prosić o coś, jeśli brakuje nam pokory? Innymi słowy, życie moralne i życie modlitwy nie toczą się w nas po dwóch odrębnych torach. Nie można prawdziwie się modlić, zaciągając wobec drugiego jakąkolwiek winę. Wzrost w modlitwie jest wprost proporcjonalny do wzrostu jakości naszych relacji z bliźnimi. Ponieważ to na modlitwie Bóg przemienia nas od wewnątrz, uzdalnia nas stopniowo do większej służby, wyrozumiałości i przebaczenia.
W końcu przedmiotem naszej modlitwy winna być prośba o zachowanie nas od zgubnego wpływu zła i poddawaniu nas próbie. Na ziemi nie ma większego wroga człowieka niż grzech i panoszące się zło. Tym samym człowiek o własnych siłach nie potrafi się z nim uporać. O tym doskonale wiedział Pan Jezus.
Powołanie do życia z Bogiem i bliźnimi
Podsumowując, można powiedzieć, że tajemnicę, istotę, obowiązek i cel modlitwy zrozumiemy jedynie w szerokim kontekście osobistego i wspólnotowego powołania do życia z Bogiem i bliźnimi. Modlitwa nie jest wycinkiem czy „nadbudową” i tak już złożonego i pełnego problemów życia chrześcijańskiego, lecz jego fundamentem. Jest ciągłym znakiem sprzeciwu wobec sprowadzania człowieka jedynie do bycia wytwórcą, „działaczem”, producentem. Służy stopniowemu zasypywaniu przepaści pomiędzy wiarą a życiem codziennym. Podtrzymuje w nas żywą świadomość obecności działającego Boga w historii i w nas samych. Jest szczególnym czasem intensywnego działania Boga przeobrażającego nas w naszej najgłębszej istocie. Wyzwala nas ze skutków grzechu, przybliża coraz bardziej do dobra, oświeca nasz umysł i porządkuje nasze uczucia. Modlitwa uczy nas także, że do pełni człowieczeństwa nie dochodzimy w pojedynkę, lecz odwiecznie i w doczesności połączeni jesteśmy z losem innych. Pokazuje, że bez głębokiego zaangażowania w budowanie wspólnoty i ciągłego wychodzenia z ciasnego kręgu własnych potrzeb nie ma prawdziwego wzrostu w miłości. Modlitwa domaga się od nas ufności, że cokolwiek by się działo w naszym życiu, „nic nie jest w stanie odłączyć nas od miłości Chrystusowej” (por. Rz 8,35).