Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mój Rzym. Spacerem po niezwykłych zakątkach Wiecznego Miasta - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
8 listopada 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,99

Mój Rzym. Spacerem po niezwykłych zakątkach Wiecznego Miasta - ebook

Takiej książki o Rzymie jeszcze nie było. Osobisty przewodnik

Magdalena Wolińska-Riedi, autorka watykańskiej trylogii z bestsellerową Kobietą w Watykanie, która od dwudziestu lat mieszka w samym sercu Wiecznego Miasta, tym razem zabiera nas na niezwykły spacer po swoim Rzymie.

Odwiedzimy z nią miejsca, do których zaglądają głównie miejscowi: bar, w którym aromat mocnego espresso wczesnym rankiem budzi mieszkańców via Giulia, i cukiernię Roberto i Cinzi przy via della Croce słynącą z wybornego tiramisu. Poznamy Mariellę organizującą pokazy mody na Schodach Hiszpańskich i Rino, nazywanego Królem Paparazzich, który jako pierwszy fotograf w latach 50. zaczął robić zdjęcia przyjeżdzającym do Rzymu gwiazdom Hollywood, dając początek całej profesji. Zajrzymy do niezwykłego szpitala dla lalek przy via di Ripetta i do antykwariatu rodem ze świata baśni nieopodal Piazza Farnese, poczujemy niepowtarzany zapach pizzy na Campo de’ Fiori i odpoczniemy ukojeni szumem zjawiskowej Fontanny Żółwi. Dowiemy się, co potężny ród Barberinich ma wspólnego z pszczołami i dlaczego niektóre pracownie rzemieślnicze działające od setek lat dziś walczą o przeżycie.

Rzym Magdaleny Wolińskiej-Riedi jest niezwykły, niesztampowy i nieoczywisty. Dajcie się zaprowadzić w miejsca, o których nie przeczytacie w żadnym przewodniku!

Kategoria: Podróże
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-6791-6
Rozmiar pliku: 40 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

W DROGĘ!

Rzym. _Città Eterna._ Jedyne takie miasto na świecie. Przeniknięte ogromem bogactwa, którego nie da się objąć ani opisać. To esencja historii, sztuki, nauki i kultury, od starożytności aż po czasy współczesne. Idealnie zgrana kompozycja.

Często myślałam, przemierzając przez ostatnie dwie dekady kilometry rzymskiego bruku, że opisanie tego miasta to istne _labor impossibilis_ – zadanie, uczciwie rzecz biorąc, niewykonalne. Przy wszechogarniającym, przemożnym pięknie Rzymu każda próba stworzenia publikacji o nim okaże się fragmentaryczna, niepełna, niekompletna. W przeciwnym razie grozi powierzchownością, ograniczeniem do truizmów i ogólników albo – odwrotnie – popadnięciem w skrajną drobiazgowość.

Dlatego długo wzbraniałam się przed pomysłem napisania książki o Rzymie, bo jego wielkość doprawdy przytłacza. A kiedy już zdecydowałam się chwycić za pióro, przeżyłam swoiste _déjà vu_. Przymknęłam lekko oczy i wyruszyłam w wielką podróż, dając się ponieść własnej intuicji. W wyobraźni znów – jak czynię to często w realnym świecie – wyszłam z domu przy placu Świętego Piotra i przeszłam przez most na lewą stronę Tybru. Tam, gdzie pulsuje rzymska codzienność, a w powietrzu od świtu unosi się aromat świeżo palonej kawy. Gdzie letnie słońce rozpala grube mury, a cień można znaleźć jedynie w wąskich przesmykach. Gdzie warto schłodzić dłoń w barokowej fontannie lub przysiąść z lampką wina przy jednym z urokliwych placów. Powróciłam do miejsc, które znam od niepamiętnych lat. Tych, które pokochałam, do których przylgnęłam i które stały się cząstką mojej tożsamości. Rzym jest dla mnie jak zamykany na kluczyk intymny pamiętnik, pełen zapisanych drobnym pismem stron, które w słowach zaklinają wspomnienia, refleksje, uczucia i emocje.

Wielu z nas ma taki osobisty Rzym, który nosimy w sercu od chwili, gdy byliśmy tu po raz pierwszy, lub taki, który budujemy w wyobraźni w oczekiwaniu na pierwszą rzymską wyprawę.

To miasto, którego topografii nie można wyuczyć się na pamięć. Nie wiem, czy kiedykolwiek się zdarzyło, że jakąś odległość przemierzyłam w nim dwukrotnie tą samą drogą. Tu wręcz trzeba się zagubić w labiryncie uliczek, zatracić w zaułkach, które otwierają się na cudowne place, dać się porwać rzymskiej egzaltacji, lekkości ducha mieszkańców i radości życia, jaką daje lazur nieba.

Rzym, który poznają Państwo na kartach mej książki, jest Miastem pisanym od wielkiego „M”. Właściwie inaczej nie wypadałoby o nim pisać! Miastem wielkim dziejami, jakie niesie na swych barkach, eleganckim patyną wieków, dumnym zachwytem, jaki powszechnie wzbudza, bogatym opowieściami mieszkańców, którzy tradycje rodzinne pielęgnują od pokoleń… Ale i rozbrajającym swą prostotą i szczodrością szeroko otwartych dla wszystkich ramion.

Mój Rzym to przede wszystkim miasto poza szlakiem pozostające w cieniu słynnych zabytków, niszowe i mało znane. Idealne na spacer, z mapą zmysłów przy sobie. Zabieram do niego tych z Państwa, którzy po jednej z najsłynniejszych stolic świata pragną podążać, kierując się sercem. Bo tylko tak można się w niej zakochać, a wtedy ta przygoda zapadnie w pamięć na zawsze. A zatem ruszajmy w drogę. Szkoda tracić czas!Rozdział 1

BORGO. ZATRZYMANE W CZASIE

Zachodzące za bazyliką ciepłe rzymskie słońce rzuca długie smugi światła na via della Conciliazione, aleję Pojednania – symbol przywróconych po sześćdziesięciu latach złowrogiego milczenia relacji bilateralnych między Włochami a Watykanem. Niewielu z tych, którzy przemierzają tę efektowną arterię po prawej stronie Tybru i kierują swe kroki na plac Świętego Piotra, zdaje sobie sprawę, co kryje się w jej bezpośrednim sąsiedztwie. Zahipnotyzowani majestatem watykańskiej bazyliki zwieńczonej gigantyczną kopułą idą prosto w objęcia kolumnady Berniniego. Pochłania ich jej rozmach, kiedy rozpościera ramiona w geście powitania. Sama świątynia zaczyna majaczyć w oddali już znacznie wcześniej, gdy schodzimy z mostu Ponte Sant’Angelo u podnóża Zamku Świętego Anioła. A potem jest coraz bliżej i bliżej. Idąc aleją, mijamy dwadzieścia osiem usytuowanych po obu jej stronach niezbyt pięknych architektonicznie obelisków, złośliwie zwanych przez rzymian _le supposte_1, a tuż za nimi – aż po linię zwieńczenia kolumnady – monumentalne pałace, siedziby watykańskich dykasterii, sklepy z pamiątkami i kawiarnie dla turystów, wreszcie biuro prasowe Stolicy Apostolskiej. W końcu stajemy na niewidocznej dla oka cienkiej linii wyznaczającej granicę między Republiką Włoską a Państwem Watykańskim. Na styku dwóch jakże różnych światów.

Zamek Świętego Anioła widziany z lewego brzegu Tybru.

Omamieni urodą arcydzieła, jakim jest bazylika, nie mamy pojęcia, że i po naszej lewej, i prawej stronie, tuż za prastarym murem wybudowanym przez papieża Leona IV, zachowały się fascynujące ślady tego, co przez wieki stanowiło pulsujące serce całej okolicy. To nie zastygły relikt przeszłości, lecz wciąż żywy wielobarwny kamyczek w mozaice zakątków Wiecznego Miasta; niska kameralna zabudowa, uboga krewna potężnej świątyni, ale jakże dumna ze swego pochodzenia. Jedyna w Rzymie dzielnica, która po dziś dzień nosi obcojęzyczną, saksońską nazwę. Il Borgo2, Burgus. __ Od niemieckiego słowa _Burg_, które oznaczało pierwotnie nie tyle zamek, ile gród, cytadelę, niewielką ogrodzoną murem osadę. Zlepek uliczek, domów i sklepików, maleńkich pracowni rzemieślniczych i skwerów, którego zalążki istniały tu już półtora tysiąca lat temu, w VI wieku naszej ery – jeszcze zanim zrodziły się zarysy _Patrimonium Sancti Petri_, późniejszego Państwa Kościelnego.

W średniowieczu miejsce to, położone w cieniu pierwszej bazyliki wybudowanej nad grobem świętego Piotra w 333 roku, stopniowo się zagęszczało. Jedno po drugim po obu stronach dzisiejszej via della Conciliazione aż po linię płynącej nieopodal rzeki wyrastały _xenodochia_, hospicja3 dla strudzonych wędrówką pątników. Przybywali oni z różnych kierunków Europy do miejsca spoczynku Pierwszego Apostoła. W VIII wieku wokół watykańskiego wzgórza zaczęły się mnożyć _scholae peregrinorum_, __ ośrodki budowane przez cudzoziemców, w których wikt i opierunek po pokonaniu długiej drogi znajdowali ich rodacy – Saksoni, Longobardowie, Frankowie… I to tutaj właśnie, po lewej stronie dzisiejszej via della Conciliazione, zrodził się w tamtym czasie pierwszy szpital w Europie. Jego his­toria sięga 727 roku! Został powołany do życia jako _nosocomio_4, czyli hospicjum dla pielgrzymów anglosaskich, pod nazwą Schola Saxonum. Pielgrzymi, a pośród nich także władcy z północnej Europy, którzy przybywali do Rzymu _ad limina apostolorum_, do progów apostolskich5, znajdowali schronienie w tych gościnnych progach.

Via della Conciliazione wczesnym rankiem.

W początkowym okresie panowania Leona IV całą okolicę strawił pożar, który znaczną część hospicjum saksońskiego zamienił w zgliszcza. Był rok 8476. To wtedy papież zdecydował o wybudowaniu w dzielnicy Borgo wysokiego muru, aby chronić okolice bazyliki, w której spoczywał święty Piotr, przed najazdami Saracenów, właś­nie ich bowiem podejrzewano o podłożenie ognia. Mur papieża Leona okala tę dzielnicę Rzymu zwaną Civitas Leonina (z łac. Leonowe Miasteczko) do dziś. Jest osią, która przecina Borgo wzdłuż i przenosi nas wstecz o tysiąc dwieście lat. Samo hospicjum po pożarze popadło jednak w ruinę i dopiero papież Innocenty III przywrócił to miejsce do życia, przebudował je i uczynił jednym z najsłynniejszych szpitali na świecie. W 1204 roku powierzył zarządzanie obiektem Zakonowi Szpitalników Świętego Ducha z Montpellier7, zajmującemu się chorymi, niepełnosprawnymi i ubogimi, ale też opuszczonymi dziećmi, i nadał mu imię Szpitala Świętego Ducha na Skale (Santo Spirito de Saxia).

Kiedy podążamy w stronę Tybru wzdłuż kompleksu szpitala uliczką do dziś noszącą swą pierwotną nazwę Borgo Santo Spirito, naszą uwagę przyciąga coś niezwykłego. Niewielkie okratowane zagłębienie w średniowiecznych murach… _La_ _ruota degli esposti_, czyli po prostu okno życia. Pomysł sięga właśnie tamtego okresu, końca XII wieku. Zdarzało się, że zdesperowane młode matki, które nie potrafiły się zmierzyć z przyjściem na świat noworodka, wrzucały własne dzieci w odmęty płynącego tędy Tybru. Innocenty III wiedział o tym procederze i dlatego zlecił stworzenie „koła wystawionych”. Miało ono ratować niechciane dzieci, a jednocześnie zapewnić kobietom anonimowość. Mechanizm był bardzo prosty. Wystarczyło, by matka otworzyła drzwiczki koła wyposażone w kratę, włożyła do środka zawiniątko i zadzwoniła dzwonkiem, aby zawiadomić zakonnice o nowo przybyłym maleństwie. Dyżurna siostra zabierała odnalezione dziecko i oznaczała je podwójnym czarnym krzyżem na lewej stópce, po czym zanosiła do przeoryszy wszystkich mamek w szpitalu, by zostało nakarmione. Nierzadko przy zostawionym noworodku siostry znajdowały różne symboliczne przedmioty, takie jak medalik, łańcuszek czy haftowana chusteczka z inicjałami, pozostawione po to, by w dorosłym życiu mógł on odnaleźć ślad biologicznej matki. Tuż obok okienka z kratą widnieje wbudowana w ścianę skrzynka, na niej zaś tabliczka z napisem: „Datki dla podrzutków”8.

_La ruota degli esposti_ (okno życia)
w murach Szpitala Santo Spirito.

Szpital o niezmienionej nazwie działa w tym miejscu do dziś, choć mało kto wie, jak długa i niezwykła jest jego historia. A stoi przecież dosłownie dwieście metrów od jednego z najbardziej spektakularnych punktów miasta. Wspaniała bazylika, a w niej grób Piotra, od zawsze przyciągały jak magnes. Dziś nadal przemierzamy tysiące kilometrów, by przez chwilę zatrzymać się na środku zachwycającego placu, zrobić sobie _selfie_ na tle ogromnej świątyni, podumać nad grobem Apostoła. Wędrujemy już nie pieszo, a podróż ta nie trwa jak dawniej miesiącami, ale wciąż tu przybywamy – tą samą drogą. Przechodzimy pod łukiem murów Leonowych od strony via di Porta Cavalleggeri albo od via di Porta Angelica. Stopy niosą nas po wytartych spuścizną wieków _sampietrini_, czyli rzymskich kocich łbach, kostce, którą wysadzona jest cała okolica9. Wędrujemy niezmiennie śladami pątników sprzed setek lat, ocierając się o to Borgo, którego tożsamość naznaczała przez wieki bliskość papieży i wręcz namacalne przenikanie się kultur. Tyle że… nie zanurzamy się już w jego zaułki, nie wnikamy w mikroskopijne uliczki. Bo nie ma czasu, bo trzeba biec dalej, bo program napięty i jeszcze trzy bazyliki wraz z Koloseum czekają na nas przed zmierzchem.

Bazylika Świętego Piotra.

A szkoda… Bo to właśnie tutaj można doświadczyć prawdziwie rzymskiego ducha, zaklętego w murach niewysokich kamieniczek i w szumie wody z niewielkiej fontanny, ale i w twarzach mieszkańców, którzy od pokoleń Borgo zasiedlają. I choć pokusa łatwego zarobku czai się gdzieś za rogiem, bo przecież można mieszkanie zamienić na popularne B&B, to wolą tu pozostać. Bo to jest ich miejsce na ziemi.

Okolica od zawsze stanowiła mozaikę różnych budowli, nad którą górowała bazylika, wyłaniająca się niczym objawienie z labiryntu ciasnych zaułków. Tak! Właśnie taki był pierwotny zamysł mistrza baroku Gianlorenzo Berniniego, kiedy kreślił szkic placu Świętego Piotra i okalającej go kolumnady. Nie pragnął szerokiej arterii prowadzącej do wrót świątyni. Przeciwnie. Skrupulatnie wykorzystał gęstą, tętniącą życiem zabudowę, by w samym jej centrum wyznaczyć perymetr ogromnego placu zgodnie z życzeniem ojca urbanistycznej rewolucji Rzymu, papieża Aleksandra VII z rodu Chigich. Wynurzający się niespodziewanie z gęst­winy uliczek plac miał zapierać dech w piersiach, oszałamiać, miał być niczym nagroda i zwieńczenie trudów na pielgrzymim szlaku. Niczym ziemskie odkupienie. Możemy sobie tylko wyobrazić, jak wielkie wrażenie na pątnikach robił widok bryły kolosalnej świątyni, któremu towarzyszyła świadomość, że wreszcie udało się dotrzeć do celu. Najpierw przez tysiąc dwieście lat witała ich tu paleochrześcijańska bazylika cesarza Konstantyna10, a od XVI wieku – nowa, jeszcze bardziej zjawiskowa świątynia, ta, którą podziwiamy do dziś wraz z górującą nad nią kopułą projektu Michała Anioła, __ il Cupolone.

W czasach papieża Aleksandra VII, w połowie XVII wie­ku, kiedy Rzym liczył około stu tysięcy mieszkańców, położone tuż przy Watykanie Borgo wraz z bazyliką było jednym z najbardziej zaludnionych punktów miasta. Stanowiło kluczowy węzeł komunikacyjny, łączący ludzi i pełniący wielorakie funkcje. Każdy fragment dzielnicy odgrywał tu odrębną, jasno sprecyzowaną rolę w życiu lokalnej społeczności, a poszczególne części nosiły charakterystyczne nazwy. Usytuowane najbliżej Tybru Borgo Sant’Angelo, po którym nie ma dzisiaj śladu, w renesansie odnotowało istny _boom_ budowlany. Powstawały tu domy, pierwsze magazyny przemysłowe i koszary wojs­kowe. Dalej było Borgo Vecchio, zwane w średniowieczu także Strada Sancta (Świętą Drogą) lub Strada dei Martiri, czyli Drogą Męczenników – dla upamiętnienia tych, którzy szli nią na śmierć do położonego nieopodal cyrku Nerona. Natomiast w okresie późniejszym, pod koniec XV wieku, zbudowano Borgo Nuovo, które miało charakter bardziej turystyczny. Tędy ku bazylice wędrowali pielgrzymi, jak grzyby po deszczu wyrastały sklepy, koś­cioły i piękne pałace. Ta część została zainaugurowana na Wielki Jubileusz Roku 1500 przez Aleksandra VI z rodu Borgiów i pierwotnie dla uczczenia papieża nosiła nazwę via Alessandrina. Nieopodal, prostopadle do murów okalających Watykan, przebiegało Borgo Vittorio, powstałe na cześć zwycięstwa11 nad Turkami pod Lepanto w 1571 roku. A tuż obok – pochodzące również z końca XVI wieku, najsłynniejsze i najdoskonalej zachowane w pierwotnym stylu Borgo Pio12: długi na prawie kilometr, całkowicie prosty wybrukowany deptak, który łączy via di Porta Castello z wejściem do Watykanu od strony Bramy Świętej Anny.

Borgo Pio. Urokliwy deptak
przy samym Watykanie.

Tutaj, na Borgo Pio, czas już dawno się zatrzymał. Uliczka w swojej zabudowie i atmosferze wydaje się żywcem wyjęta z realiów XVI wieku. W opowieściach o zawiłej historii tego miejsca przeplatanych anegdotami pobrzmiewa tembr głosu mieszkańców niezmienny od pokoleń. Niskie stropy i drewniane belki pod sufitami majaczą w rozpostartych na oścież oknach kamieniczek. Niżej przycupnęły sklepiki z niewielkimi drzwiami, jak ten zaraz na początku, jeden z pierwszych po lewej stronie za skrzyżowaniem z via del Mascherino, mieniący się gobelinami z wizerunkami świętych, które rodzina Astrologo od trzech pokoleń szyje dla rzymskich kościołów i klasztorów. Nestor familii o żydowskich korzeniach, która w czasie drugiej wojny światowej przeszła na katolicyzm i cudem uszła z życiem, ukryta w jednym z mieszkań w centrum Rzymu, w latach pięćdziesiątych sprzedawał medaliki i różańce na placu Świętego Piotra. W 1960 roku nabył niewielki lokal na tej jednej z najbardziej charakterystycznych uliczek miasta i rozpoczął produkcję coraz słynniejszych z biegiem czasu arrasów. Po dziś dzień właśnie tutaj, u Enzo Astrologo, który jest spadkobiercą rodzinnego biznesu, zamawiają gobeliny liczne parafie i przeróżne zgromadzenia zakonne. Arrasy zdobią wejście do laboratorium, a przyćmione, tajemnicze wnętrze przepełnia aromat różanego drzewa z paciorków różańców.

Słodkawy, lekko orientalny zapach miesza się z tym najpiękniejszym pod słońcem – z zapachem świeżo wypieczonego chleba, niosącym się po okolicy od wczesnych godzin rannych. Angelo Arrigoni jeszcze przed świtem krząta się po zapleczu piekarni; kiedy inni dopiero budzą się do życia, on już przygotowuje wspaniale chrupiące pieczywo dla mieszkańców i gości. Choć dobiega osiemdziesiątki i jest po ciężkiej operacji biodra, niezmordowanie każdego dnia dogląda wszystkiego osobiście. Jego przodkowie otworzyli piekarnię w 1930 roku. Młodziutki ojciec Angela przeniósł się do Rzymu z okolic Mediolanu, znad jeziora Como, podążając w ślad za swoją wielką miłością. Ale już tam, na samej północy Włoch, dziadek, a wcześ­niej pradziadek mieli własną piekarnię i ojciec Angela został zobowiązany, by w Wiecznym Mieście, skoro już opuszcza rodzinne strony, poszukać godnego miejsca na produkcję chleba. To wnętrze w cieniu kopuły Świętego Piotra sprawiło, że Arrigoni od razu poczuli się jak u siebie. Dziadek Angela, który dołączył do syna, wprowadził innowacyjny sposób wyrabiania ciasta i wypieku chleba. Dziś wciąż w głębi sklepu dostrzec można starą mieszarkę i zabytkową wagę do ważenia mąki. A sam Angelo już jako mały chłopiec świeże wypieki zanosił nie gdzie indziej, lecz wprost do Pałacu Apostolskiego, do samego papieża. Jan XXIII radośnie wypatrywał go od progu i na odchodnym zawsze dawał chłopcu coś słodkiego.

Nierozerwalna więź z następcami świętego Piotra była znakiem firmowym piekarni od zarania. Ojciec z dziadkiem zaczęli dostarczać wypieki już na stół Piusa XI, w okresie międzywojennym. I tak po kolei świeżutki chleb trafiał do wszystkich następnych papieży. Był Pius XII, Jan XXIII, Jan Paweł I, Jan Paweł II, aż po Benedykta XVI i Franciszka. Historia pontyfikatów przeplata się nieprzer­wanie z losami tej maleńkiej piekarni, którą wyróżnia widoczny nad drzwiami wejściowymi stary drukowany szyld: „Panificio”. __ W latach pięćdziesiątych za Spiżową Bramą istniała co prawda watykańska piekarnia, która dostarczała pieczywo pracownikom i garstce mieszkańców, jednakże i tak ktoś z papieskiej kuchni zawsze pukał właśnie na Borgo, do rodziny Arrigonich. „Bo to był chleb wypiekany z mi­łością” – mówi Angelo. Przez dwadzieścia siedem lat każdego dnia zanosił bochenki do apartamentu papieskiego, kiedy w Pałacu Apostolskim mieszkał papież z Polski. Już na samym początku, tuż po wyborze Karola Wojtyły, Angelo wykręcił numer do nowych lokatorek, sióstr sercanek, i zapytał, jakie pieczywo jadał najchętniej „papież z dalekiego kraju”. Jan Paweł II odpowiedział bez wahania: takie, jakie jadają inni pracownicy. I taki najprostszy, pachnący świeżym ziarnem chleb otrzymywał każdego ranka, do samego końca.

„Papieska” piekarnia Angela Arrigoniego.

Najbliższa więź łączyła jednak Angela z Josephem Ratzingerem. Niemiecki kardynał, który od chwili gdy został zatrudniony w Kongregacji do spraw Nauki Wiary w 1983 roku, mieszkał na placu Leonowym (Piazza della Città Leonina) o dwa kroki od piekarni na Borgo, zaglądał do niej codziennie. Lubił te chwile, kiedy mógł poczuć zapach wypiekanego chleba i zamienić dwa słowa z właścicielem. Przychodził zawsze w czarnej sutannie i w kaszkiecie na głowie. Angelo przez długie lata nie miał pojęcia, że to kurialny kardynał, dopóki zupełnie przypadkiem, kiedy przyszły papież stał w kolejce, pewien ksiądz nie powitał go słowem _Eminenza_. Niewiele się zmieniło, gdy Ratzinger został wybrany na następcę Jana Pawła II. Zachował i wrodzoną skromność, i swoje upodobania kulinarne. Przez osiem lat pontyfikatu świeży pełnoziarnisty chleb z mąki razowej regularnie trafiał na papieski stół, a potem zmienił się tylko adres, kiedy zamiast do pałacu wysłannik piekarza zaczął każdego ranka dostarczać pieczywo do klasztoru w cieniu watykańskich ogrodów, gdzie rezydował papież emeryt. A i Franciszek, choć mieszka w Domu Świętej Marty z wieloma współ­lokatorami i na posiłki schodzi do wspólnej jadalni, zawsze otrzymuje świeże wypieki ze słynnej piekarni na Borgo Pio. „Wypiek chleba to sztuka, to sposób życia. Może trochę trudny i mozolny, ale kiedy się kocha to, co się robi, nie ma nic piękniejszego, jak wstawać przed świtem i ruszać do piekarni. Bo chleb to życie _–_ mówi Angelo_,_ ilekroć zaglądam do niego po świeże bułeczki i podpytuję o wspomnienia z przeszłości. – To pierwsza rzecz, po którą sięgamy, kiedy zmożeni chorobą powracamy do zdrowia. Najzdrowsze co może być. Motyw bochenka chleba często przewija się w Biblii. Ja sam zwykle urywam kawałki chleba, nie tnę go nożem. Dzielenie go w dłoniach jest bardziej naturalne, lepiej oddaje to, czym jest chleb w życiu człowieka…”.

Takie jest życie na Borgo Pio. Prawdziwe w swej prostocie, autentyczne i szczere w pragnieniu sąsiedzkiego niesienia pomocy i dzielenia się codziennymi radościami i troskami. Te same twarze spotykane każdego ranka przed pierwszym łykiem espresso, ci sami sprzedawcy i właściciele siedzący przed wejściem u progu sklepiku, baru czy warsztatu… Dni płyną leniwie, a najprawdziwszą historię samego Borgo __ piszą ludzkie losy.

Wiele miejsc zachowało klimat sprzed dziesiątek lat, jak w maleńkim barze u Rity i Antonia, gdzie ledwo wcis­nąć można trzy stoliki, a na ścianach wiszą zdjęcia przodków, które dla przesądnych Włochów są gwarantem dobrobytu i fortuny. Nieduży lokal na samym rogu Borgo Pio i via Mascherino założył jeszcze pradziadek siedemdziesięcioletniego dziś pana Antonia. Potem bar przejęli kolejno jego dziadek i ojciec, a teraz on z żoną prowadzą ten interes, który, jak sam Antonio przyznaje, jest sensem ich codziennej egzystencji. Prawie codziennie w drzwiach pojawia się też córka, która stopniowo przejmuje pałeczkę i już dziś przyprowadza do dziadków własną kilkuletnią córeczkę, by za ladą odkrywała arkana rodzinnych tradycji. Bar otworzył swe podwoje w 1952 roku, z tym że pierwotnie nosił nazwę Latteria, od włoskiego słowa _latte_, czyli mleko. I taką też miał swoją początkową funkcję. Mała mleczarnia dostarczała mieszkańcom okolicznych domów świeże mleko, masło i śmietanę, pradziadek Antonia robił słynące na całą dzielnicę lody, ale oczywiś­cie nie mogło zabraknąć aromatycznej kawy, która swym zapachem kusiła przechodniów już z daleka. Dziś bar nie sprzedaje mleka ani lodów, lecz od samego świtu parzy się tu kawę, jakiej tylko dusza zapragnie. Espresso, macchiato, lungo, ristretto, cappuccino, caffè latte, corretto, al vetro… to tylko niektóre z nazw, które padają przy ladzie, a Antonio z długim wąsem i w spodniach na szelkach, z anielskim spokojem przyjmuje zamówienia i podaje kolejne filiżanki. Częściej niż turystom – mieszkańcom okolicy, stałym bywalcom. Oni przychodzą do Antonia od pokoleń i wszyscy znają się po imieniu, choć w Italii panuje niemal bałwochwalcze uwielbienie dla tytułów i już od progu słychać donośne: _Buongiorno Avvocato!_, _Salve Ingegnere!_ Kawa ma pierwszeństwo jeszcze przed gazetą, choć i poranna prasa to tutaj rzecz święta. _Caffé, caffé…_ – pomrukuje pod nosem szpakowaty _dottor_ Ottaviani, który w jednym z _palazzi_ przy Borgo mieszka od sześćdziesięciu trzech lat. _Senza caffé non c’è vita_, bez kawy nie ma życia, powtarza i powoli, z namaszczeniem, rozkoszując się intensywnym smakiem i aromatem każdej kropli, przełyka kolejny łyk rajskiego napoju. Obok nowoczesnej maszyny do parzenia kawy w barze u Antonia stoi sędziwy sprzęt, który pamięta jeszcze czasy przodków, i choć dziś zastąpiła go nowocześniejsza aparatura, to tamten stary wciąż zajmuje godne miejsce na blacie. Bo tu historia wnika w teraźniejszość i już dziś toruje drogę przyszłości.

Bar u Rity i Antonia.

Są jednak na Borgo takie miejsca, gdzie po bezcennych pomnikach przeszłości pozostało jedynie wspomnienie. I poczucie niepowetowanej straty. Tak jak w prastarej odlewni dzwonów, zabytkowej pracowni rodziny Lucenti usytuowanej przy vicolo del Farinone, jednej z czterech równolegle położonych uliczek13 łączących dzisiejszą via dei Corridori z Borgo Pio.

Początki działalności pracowni zwanej Papieskim Towarzystwem Lucenti sięgają 1550 roku (!), co potwierdza data wyryta na dzwonie klasztoru Ojców Kapucynów przy kościele Miłosierdzia na via Veneto. W publikacji o historii rzymskich dzwonów przewijają się wielokrotnie wspomnienia o członkach rodziny Lucentich określające ich mianem „najaktywniejszych i najbardziej pracowitych ludwisarzy w mieście”14. Z ich warsztatu wyszło wiele z najsłynniejszych rzymskich dzwonów, jak choćby ten o nazwie Ave Maria i drugi Campanella, oba odlane w 1825 roku. Do dziś wiszą one pod lewym zegarem na bazylice Świętego Piotra po obu stronach największego z sześciu dzwonów w Watykanie, il Campanone. Na samej górze watykańskiej dzwonnicy ulokowany jest trzeci dzwon odlany przez rodzinę Lucentich w 1627 roku – Dzwon Kazania (Campana della Predica), zwany przez mieszkańców Rzymu „gadułą”.

W swojej pracowni o powierzchni dwustu pięćdziesięciu metrów kwadratowych ukrytej na Borgo w cieniu murów Leonowych, tuż za rogiem, potomkowie pierwszych Lucentich wykonywali przez stulecia wszelkiego rodzaju dzwony: od najmniejszych, około dwukilogramowych, sprzedawanych jako pamiątki, po monumentalne, nawet dwutonowe egzemplarze. Zdarzało im się też tworzyć inne arcydzieła z brązu, miedzi lub spiżu. Bongirolamo Lucenti w XVII wieku dokonał w tej pracowni fuzji dwóch kolumn Berniniego, które zdobią do dziś główne tabernakulum na środku watykańskiej bazyliki. Jak mówi nie bez nuty satysfakcji spadkobierca firmy Lucenti, Francesco, co najmniej osiemdziesiąt procent dzwonów ze wszystkich kościołów w Rzymie wyszło z tej odlewni. A przypomnijmy, że w Rzymie naliczyć można około dziewięciuset kościołów15 i ponad tysiąc pięćset dzwonów! Powodów do dumy nie brakuje, bo dzwony to swoisty symbol historii ludzkości, ściśle związany z jej losami. Zaczęto je wykorzystywać w celach religijnych w 400 roku n.e. i od tamtego czasu, od ponad szesnastu stuleci, dzwony pełnią ważną funkcję symboliczną. Stanowią wezwanie do uwielbienia i modlitwy, ogłaszają śmierć, wspominają zmarłych, zaznaczają momenty chwały i cierpienia, według wierzeń i przesądów rozpędzają burze, rozpraszają huragany, rozwiewają zaklęcia, odpędzają zło… Kiedyś częściej niż obecnie przypisywano im magiczną, mistyczną moc – moc uwalniania od zła, zarazy, głodu, wojny, złych duchów i wszelkich niepokojów.

Niestety niedawne czasy, przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, wraz z malejącym zainteresowaniem i znikomą liczbą zamówień doprowadziły nieuchronnie do schyłku działalności mistrzów tego rzemiosła i do tak głębokiego kryzysu finansowego, że dla odlewni Lucenti nie było już ratunku. Ostatnim prężnie działającym członkiem rodu był inżynier Camillo, który spędził w swej pracowni na vicolo del Farinone __ ponad pięćdziesiąt lat, a ostatni dzwon w tym ponadczasowym zakątku Rzymu został odlany w 1993 roku. W 1995 roku, po prawie pięciuset latach nieprzerwanej działalności, pracownia zamknęła swe podwoje. Po likwidacji tego zaczarowanego miejsca, które przez wieki zachowywało niezmieniony wystrój, gdzie przytłumione światło słabo roz­świetlało prastare narzędzia pracy rozmieszczone wokół wielkiego pieca, inżynier przeżył jedynie kilka miesięcy. Z żalu pękło mu serce. Jego syn Francesco, jedyny potomek tej zasłużonej dla historii ludwisarstwa firmy, znalazł inną siedzibę, ale obecnie i tak trudni się głównie naprawą instalacji elektrycznych dzwonnic, które właściwie już całkowicie zastąpiły dzwonników.

Więcej szczęścia miał inny stojący nieopodal przy vicolo d’Orfeo budynek, do dziś czynny hotel Bramante. Choć jego działalność została zainaugurowana stosunkowo niedawno, bo „dopiero” w 1873 roku, niecałe sto pięćdziesiąt lat temu, to tak naprawdę jej początki zbiegają się w czasie z powstaniem odlewni dzwonów Lucenti. Dokładnie w tym samym 1550 roku zaczęła tu zapraszać wędrowców La Locanda Leonina – Leonowa Gospoda, nazwana tak w nawiązaniu do papieskich murów, do których gościniec przylegał. To była pierwsza tego rodzaju _locanda_ w okolicy Watykanu. Goście, którzy wybiorą Bramante na miejsce swego pobytu w Wiecznym Mieście, mają dziś szczęście spędzić noc w pokojach, których sklepienie zdobią oryginalne belki z 1400 roku! Warto tego doświadczyć przynajmniej raz, by zanurzyć się w klimat Borgo i poczuć ducha wielkich artystów minionych epok.

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

1 _La supposta_ to po polsku czopek.

2 Il Borgo – czasami nazywane też w formie mnogiej: I Borghi – to czternasta dzielnica Rzymu, określana skrótem: R. XIV Borgo. Graniczy od zachodu z Państwem Watykańskim, od wschodu z rzeką Tyber, od południa z dzielnicą Zatybrze, od północy zaś z elegancką dzielnicą Prati, do której zresztą jeszcze niedawno było administracyjnie zaliczane (jako odrębna dzielnica Rzymu funkcjonuje dopiero od 2013 roku).

3 Zmęczeni pielgrzymi mogli w nich nie tylko posilić się i odpocząć, ale też znaleźć opiekę medyczną, jeśli w drodze zaniemogli lub zostali napadnięci. Łac. _hospitium_ oznaczało przyjaźń, gościnny dom, gospodę (od _hospes_ – gość, gościnność).

4 Nazwa _nosocomio_ wywodzi się z greki, od słów _nósos_ – choroba, i _komeîn_ – leczyć, pielęgnować.

5 Wizyta _ad limina apostolorum_ – dziś oznacza wizytę biskupów danego kraju u papieża odbywającą się co pięć lat dla omówienia sytuacji w Koś­ciele lokalnym, ale wyrażenie to sięga już pierwszych wieków chrześcijaństwa. _Limina apostolorum_, czyli groby apostołów Piotra i Pawła, to miejsce pielgrzymki, do której biskupi ze wszystkich krańców ziemi zostali oficjalnie zobowiązani przez papieża Zachariasza mocą dekretu z synodu rzymskiego z 745 roku. Szerzej pojęte oznaczało pielgrzymowanie do Rzymu pątników z całej Europy.

6 Artystyczny wyraz tamtemu wydarzeniu dał genialny Rafael w jednym ze swoich najsłynniejszych fresków o nazwie _Pożar Borgo_ we wnętrzu jednej z czterech stanz w Pałacu Apostolskim, które znajdują się na trasie zwiedzania w Muzeach Watykańskich.

7 Zakon Szpitalników Świętego Ducha z Montpellier, tak zwanych duchaków, to bractwo założone w 1180 roku przez Gwidona z Montpellier, żeby pomagać wszystkim pozbawionym godnego życia, zwłaszcza dzieciom, oddając je pod opiekę Ducha Świętego. Początkowo powstało stowarzyszenie świeckie; zakon został uznany przez Innocentego III w 1198 roku, najpierw jedynie do posługi szpitalnej, a przed krucjatą przeciw albigensom papież przekształcił go w zakon szpitalny, religijny i wojskowy. W 1222 roku Iwo Odrowąż sprowadził duchaków do Polski, do Prądnika pod Krakowem.

8 Okno życia przy Szpitalu Świętego Ducha było najprawdopodobniej najstarszym w całych Włoszech. Opisana praktyka miała swój kres w 1923 roku, kiedy to pierwszy rząd Mussoliniego szczegółowo uregulował zasady opieki nad porzuconymi dziećmi.

9 _Sampietrini_ to rodzaj kostki brukowej ze skały wulkanicznej z regionu Lacjum używanej do budowy nawierzchni drogowej w historycznym centrum Rzymu. W miejscach najbardziej ekskluzywnych jak plac Navona spotykamy najmniejsze kostki o wymiarach 6×6×6 cm, a najczęściej wykonuje się te o wymiarach 12×12×6 cm. Po raz pierwszy użyto _sampietrini_ za pontyfikatu Sykstusa V (1585–1590) i od tego czasu stosuje się je powszechnie do brukowania głównych dróg centrum miasta, jako że zapewniają one stabilność, która ułatwiała przejazd wozom z końmi i orszakom papieskim. Sama nazwa _sampietrino_ narodziła się w 1725 roku, kiedy doszło prawie do wywrócenia się papieskiej karety i skarbnik Watykanu zdecydował o wyłożeniu całego placu tego rodzaju nawierzchnią. Do dziś w obrębie kolumnady na placu Świętego Piotra stąpamy wciąż po tym samym bruku.

10 Pierwsza bazylika watykańska, zwana konstantyńską od imienia cesarza, który zlecił jej budowę po zakończeniu prześladowań chrześcijan (po edykcie mediolańskim z 313 roku n.e.), powstała w pierwszej połowie IV wieku i przetrwała przez kolejne dwanaście stuleci aż do czasu budowy nowej bazyliki. Kamień węgielny pod budowę tej, która w Watykanie stoi do dziś, został położony w 1506 roku.

11 Po wł. _vittoria_.

12 Nazwane tak zostało od imienia papieża Piusa IV, który bullą _Erectionis civitatis Piae prope arcem Sancti Angeli_ zlecił w 1565 roku budowę uliczki.

13 Pozostałe to vicolo d’Orfeo, vicolo delle Palline oraz vicolo del Campanile.

14 Zob. Paula Staccioli, Stefano Nespoli, _Roma artigiana. Attualità, storia e tra­­dizioni dell’artigianato artistico_, rozdział _Storie di artigiani_, www.lignarius.com/romartigiana/romartig.htm (dostęp: 27.07.2023).

15 To najwięcej w jednym mieście na całym świecie!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: