Mój Tarzan - ebook
Mój Tarzan - ebook
W afrykańskiej dżungli zostaje odnaleziony młody mężczyzna rasy białej. Jest nagi, nie mówi, za to trzyma sztamę ze stadem szympansów, a potrafi się postawić nawet gorylom. Po testach DNA okazuje się, że to zaginiony ponad dwadzieścia lat temu dziedzic szkockiego klanu Murray. Od tej pory rozpoczyna się wytężona praca na rzecz ucywilizowania Tarzana i przywrócenia go na łono ludzkiego społeczeństwa. Pod okiem doktora MacDonalda Anna Przebłysk podejmuje się trudnej roli bezpośredniego uczestnictwa w edukacji seksualnej mężczyzny, który dotąd nie widział kobiety. W swej pracy młoda nauczycielka seksu nie cofnie się przed niczym, aby ona i jej wychowanek otrzymali to, co im się należy i czego pragną.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8290-116-0 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zapowiedziana przygoda
Kawiarnia na Rynku Starego Miasta. W jej zadaszonym parasolkami ogródku zasiadam na białym krzesełku w skwarze lipcowego dnia. Jest tak gorąco i ja jestem gorąca, rozgrzana słońcem i młodością.
Moja nóżka założona jest na nóżkę. Obie eksponuję wzdłuż stolika. Są smukłe i każda wydaje się dłuższa od drugiej.
W najeżonej tipsami dłoni trzymam delikatną filiżankę, z wymalowanymi na niej czerwonymi różami. Zakręcone ucho naczynia pieszczę między kciukiem a wskazującym palcem. Opuszki moich pozostałych palców prześlizgują się łagodnie po rozrysowanych na porcelanie płatkach.
Gdy niesforny wiatr zaczesuje mi na twarz kosmyk długich blond loków, z równą gracją próbuję zapanować nad fryzurą.
Lśniące w słońcu pasemka odgarniam z takim pietyzmem, jakbym odkrywała pod wierzchnią warstwą obrazu zaginione dzieło Michała Anioła.
Jestem właśnie takim dziełem, doskonałym i kobiecym aktem samej natury. Piękna jak boski anioł. Brakuje mi jedynie skrzydeł. Czyż nie?
Podziwiam swój promienny uśmiech w leżącej na blacie srebrzystej łyżeczce, w której przeglądam się. Nie omieszkam też omieść wzrokiem łabędziej szyi i wyeksponowanego biustu. Opina go błękitna bluzeczka naznaczona lekką koronką.
W takiej prezencji każdemu bez wątpienia podobam się. Jaśnieję niczym złociste słońce na bezchmurnym niebie, którego każdy pragnie dla siebie ciepłych promieni. Oczywiście, że to wiem.
To jednak nie czas na odbieranie podziwu ze strony otaczających mnie adoratorów. Takich, którzy zwykle suną za mną niczym po posadzce długi materiał weselnej sukni. Ów czas zawłaszcza bowiem dla siebie Jagoda. Moja najlepsza przyjaciółka przylepa, z którą spotkanie to zwykle przygoda. Nie tym razem, ponieważ właśnie na dłużej zamierzam powiedzieć jej…
– Pa, kochana, trzymaj się.
Jagodzianka, jak ją pieszczotliwie nazywam, nie daje za wygraną, nie mogąc pogodzić się z moim wyjazdem. Odstawia colę z takim animuszem, aż kostki lodowe niemal wyskakują z naczynia, podobnie jak jej powiększony biust ze skąpego stanika. Ta cięta brunetka robi równie zaciętą minę, po czym wytykając mnie palcem z diamentowym pierścionkiem, ostrzegawczo posykuje:
– Takie seksogłoszenie z zagranicy, na które odpowiedziałaś, to praktycznie zawsze podpucha. Na miejscu wrzucą ci coś do drinka i ockniesz się w burdelu bez klamek. No… no, Anka. Nie wygłupiaj się!
– Wszystko dokładnie sprawdziłam, znasz mnie. – Z nieschodzącym mi z twarzy uśmieszkiem pokazuję na smartfonie skan dyplomu uznanego seksuologa. Następnie recytuję z pamięci zapisaną tam treść. – Doktor MacDonald ukończył uniwersytet w Londynie. Szczyci się nienaganną reputacją i udaną praktyką lekarską na przestrzeni wielu lat. To doświadczony, zaangażowany i uczciwy profesjonalista w swoim fachu.
– No co ty! To jakiś napalony na młódki, stary zbok! – Jagoda podskakuje na krześle i tak faluje biustem, aż wytwarza orzeźwiający podmuch wiatru.
Jej jazgot na niewiele się jednak zdaje. Pokazuję jej na smartfonie przysłany mi już lotniczy bilet.
– Nie polecisz. Nie wolno ci mnie zostawić! Nie wolno, rozumiesz? Zabraniam. A… a tak właściwie to… dokąd miałabyś się wybrać? – Śliczną twarz mej przyjaciółki zalewają wymuszona obojętność i kiepsko skrywane zainteresowanie.
– Bilet jest do Edynburga – oświadczam.
– To Niemcy ten Edynburg, tak? – upewnia się niezbyt lotna z geografii Jagódka.
– To Szkocja – koryguję. – Ale tylko… spójrz. No sama popatrz. To właśnie tu będzie kręcić się cała impreza. – Zagryzam z lekka dolną wargę, wysuwam z ust koniuszek różowego języczka i wyświetlam na ekranie obraz więcej niż okazałej budowli.
– O ja pierniczę… Co ty mi pokazujesz? To jest zamek! Najprawdziwsze zamczysko! – Nagle Jagodzianka nie może ukryć podziwu.
Kiwam jej na potwierdzenie główką, delikatnie i z taktem, niczym sama królowa. Ona, niczym ciastka z kremem, które ledwie uszczknęła, próbuje być cyniczna.
– I co, będziesz tam jakby księżną Dianą z kochankami? A może będziecie kręcić erotyczną wersję Braveheart?!
Wobec jawnej zazdrości ze strony przyjaciółki myślę, że już czas odsłonić przed nią wszystkie znane mi karty. Takie, w których ja jestem damą.
– Odpowiedziałam na ogłoszenie. Wygrałam casting online i podpisałam umowę na, uwaga, seksualną socjalizację.
– A co to za diabeł-atrakcja, ta… seksualna socjalizacja?!
– Cicho. Słuchaj, bądź grzeczna, to ci powiem. – Przekładam nóżki, biorę łyk cappuccino i niby leniwie, choć sama czuję podekscytowanie, wyjaśniam: – Sprawa jest na wysoką skalę i po części jest tajemnicza, bo nie chcą tego rozgłaszać. Przez to szczegółów mam się dowiedzieć na miejscu. Cała akcja ma służyć, jak napomknięto, cytuję: „wspieraniu i rozwojowi życia seksualnego”. Wezmę zatem udział w działalności naukowej. To ważne – zaznaczam cnotliwie, po czym na uspokojenie dodaję: – Wszystko będzie odbywać się pod kuratelą doktora MacDonalda. Mam mieć wyłącznie jednego partnera w łóżku, zdrowego, po trzydziestce. Poza tym nie ma przymusu. W każdej chwili mogę rozwiązać kontrakt. Choć jeśli tego nie zrobię, to honorarium rośnie z tygodnia na tydzień.
– Czekaj… poczekaj. – Jagoda przyjmuje tak zadumaną minę, jakby nagle pozyskała zdolność używania komórek mózgowych do czegoś więcej niż tylko poprawiania makijażu. Następnie z satysfakcją, ale i bezczelnie, wypala: – A pamiętasz, jak miałyśmy po szesnaście lat, a ty dałaś się naciągnąć na badania tego studencika? Adaś mu było, tak?
Na wspomnienie tej żenującej historii słońce na niebie zakrywają ciemne chmury, a mój promienny uśmiech blaknie. Nawet cappuccino staje się jakby nazbyt gorzkawe w smaku.
– Cóż… Nie, nic nie pamiętam. – Uciekam wzrokiem w bok, żałując jednocześnie, że nie mogę uciec od pewnych aspektów mojego burzliwego okresu dorastania.
Osoba będąca świadkiem tamtych chwil nie zna nade mną litości. Skubana jeszcze się pastwi!
– Już sobie przypomniałam! On, ten Adamus, twierdził, że robi badania do magisterki. Ponoć analizował ilość śliny wytwarzanej podczas pocałunku z języczkiem. A tak naprawdę chciał się z każdą naiwniarą lizać!
Czasem, jak w moim przypadku, na lizaniu się nie kończyło, ponieważ pseudobadanie przeprowadzane było nieraz nie tylko podczas pocałunku, ale także pełnowymiarowego… stosunku. Tego Jagoda, na szczęście, nie wie.
Ocieram kropelkę potu z czoła i z powagą mówię:
– Z doktorem MacDonaldem to zupełnie inna sprawa. – Jak tonący ostatniej deski ratunku, chwytam się jedynego tematu, który mojemu nieskazitelnemu image może zapewnić ocalenie. By nie być gołosłowna, uderzam w niezawodną zwykle skarbonkę. – Tym razem podpisałam profesjonalny kontrakt. Za pierwszy tydzień… pracy otrzymam, uwaga, tysiąc funtów.
– Że jak? W ramach pracy naukowej tysiąc funciaków za bzykanko z ponad trzydziestoletnim ogierem?! O Matko Boska Dziewicza!
Bingo, mam ją. Chmury się rozstępują, słońce znów świeci, me oblicze jaśnieje. Wiem, że żadna gradowa chmura w postaci docinków Jagody już mi nie zagraża. Nic już nie będę sobie robić z tego, jeżeli będzie próbowała ciskać na mnie gromy. A jeszcze, desperacko, próbuje.
– Dziwka.
– Zazdrośnica – ripostuję.
– Sprzedajna lala.
– Zawistnica.
– Szczęściara… być może. – Jagódka wreszcie zmienia ton rozmowy i sama się sprytnie uśmiecha.
Odpowiadam jej mym przewrotnym uśmieszkiem i wznoszę do toastu resztę cappuccino.
Brunetka naprzeciw odwzajemnia gest zmrożoną colą.
– Za twoją Szkocję, szczęściaro! – krzyczy.
– Za… doktora MacDonalda. – Staram się jeszcze zachować powściągliwość. Zaraz puszczają mi hamulce i radośnie piszczę. – Za mego dzianego kochanka do socjalizacji!
– Za jurnego Bravehearta! – wydziera się Jagoda, skupiając na swym uniesionym biuście uwagę wszystkich kelnerów. – Za płomienne bzykanko i tysiące funciaków płynących na lovekonto!
– Ciszej, wariatko. – Szczerze roześmiana nachylam się nad stolikiem i próbuję zasłonić Jagodowe usta dłonią. Z moich z kolei płyną już na dobre rozbudzone marzenia. – Może się nawet zakocham i… już tam zostanę…
– W zamku?!
– Aha…
– Jako księżna może?!
– No raczej nie ichnia królowa matka.
– Ech, Anku. Chodź, kupimy ci coś na podbój książęcych serc!
– Jestem na debecie…
– Ciągle? Znowu?!
– Wiesz, jak jest… – Rozkładam ręce.
– Oddasz z pierwszej wypłaty.
– Pewnie, przecież mnie znasz.
– Dobra, to ci pożyczę. Skoro już jutro odlatujesz, to tę noc ze mną przetańcujesz. Pójdziemy do klubu.
– Chętnie potańczę, przecież… mnie znasz.
Moje usta stają się wydęte jak do pocałunku. Jagody także. Nasze wargi przybliżają się do siebie. Jeszcze chwila…
Obserwujący nas od dłuższego czasu kelnerzy, z rozdziawionymi szczękami zastygają w napięciu. Jeden przechyla zamówiony kufel piwa, aż złocisty napój leci ciurkiem na chodnik. Drugi gość z obsługi prawie upuszcza tacę. Zsuwają się z niej metalowe sztućce i szklane naczynia.
Przy wtórze brzdęku metalu i dźwięku tłuczonego szkła, trzymając się za ręce, uciekamy biegiem z miejsca, gdzie nieco broimy. Jak to my!
– Zapłaciłaś? – rzucam do przyjaciółki.
Ona beztrosko pokrzykuje:
– Coś tam na blacie zostawiłam!
– Ale co?
– Zapach perfum i pamięć o naszym wdzięku, ha!
Niebawem odwiedzamy galerię handlową, w której do jej zamknięcia robimy zakupy. Naszym łupem padają ubrania i kosmetyki zarówno z firmowych sklepów, jak i mniej okazałych butików.
Na noc idziemy do klubu. Przy blasku wielobarwnych świateł, do skocznej i melodyjnej muzyki trance, do upojenia tańczymy, tańczymy i jeszcze raz tańczymy. Bawimy się!
Tak mija mi ostatni dzień w Warszawie.
Jutro zaś postawię swoje stopy w nowych szpilkach już na szkockiej ziemi. Czuję, że ta erotyczna przygoda będzie inna niż wszystkie mi znane i odmieni me życie. Przeczucie połączone z przyjemnym mrowieniem w podbrzuszu nie zwykło zwodzić mnie…