Moja Ananke - ebook
Moja Ananke - ebook
Przestraszył się trochę, więc przeskoczyłam na temat przeznaczenia. Powiedziałam, że w każdej mitologii istnieje jakieś spersonifikowane fatum. Ja najbardziej lubię Ananke, grecką boginię przeznaczenia. Rafał powiedział, że to ciekawe zagadnienie, czy życiem rządzi przypadek, czy nieuchronny los. Osobiście uważam, że nie ma żadnych przypadków, ale zanim to powiedziałam, Rafał stanął na czerwonym, przez chwilę na mnie popatrzył i powiedział, że jednak się zgadza ze mną i uważa, że nie ma przypadków.
Starszy i popularny (!) brat-student, który zabiera Cię na imprezy i chwali się Tobą przed znajomymi. Rodzice wyrozumiali bardziej niż inni. Wymarzony facet, przy którym czas staje w miejscu. I przyjaciółka, taka od serca, co czasem wkurza, ale częściej pomaga przetrwać kolejny dzień. Czego chcieć więcej? Jagoda ma osiemnaście lat i z dnia na dzień zdobywa całe to zaplecze wsparcia, które przeciętnej nastolatce zapewnia pełnię szczęścia i beztroskie życie. Nieuchronny los chce jednak inaczej.
Do akcji wkracza bezwzględna Ananke i zaczyna – po swojemu – kombinować…
Moja Ananke to najnowsza powieść autorki bestsellerowej Bransoletki. Ewa Nowak ma niezwykły dar odkrywania i opisywania historii wyjątkowo bliskich nastoletnim czytelnikom. Tak jest i tym razem.
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-08-05876-3 |
Rozmiar pliku: | 391 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Behemot pozostał nieobsadzony
To była rola dla mnie. Ruszam się jak kot, byłabym więc idealnym Behemotem. Dla mnie był on zresztą najciekawszą postacią. Nic nie mówił, ale ciałem pokazywał emocje. Trzeba było mieć zdolności pantomimiczne, a ja mam bardzo plastyczną twarz i ciało. Często w wielkim przedstawieniu jest mała rola i właśnie ta jedna osoba świeci na scenie, przyciągając uwagę. Czasami solistka ma szeroką skalę głosu, ale nie ma charyzmy i przyćmiewa ją jakaś poboczna postać. Albo weźmy Zemstę Wajdy i Polańskiego, który gra Papkina. Niby drugoplanowa rola, a jak genialnie zagrana!
Dwa lata temu Ignacy wciągnął się do Koturnów, czyli amatorskiej grupy teatralnej, i czasami, gdy na kilka dni przed premierą mieli jakiś „pożar” albo gdy ostatecznie ustalano, jak będą wyglądały kostiumy, szłam z nim na próbę, żeby pomóc. Dekoracje, kostiumy, rekwizyty – co tam było trzeba. Teatr, gdyby ktoś nie wiedział, to głównie zaplecze techniczne, a w teatrze amatorskim jest ono szczególnie ważne. Ignacy kocha być gwiazdą, zresztą mu się nie dziwię. On jest właśnie kimś takim, od kogo oczu się nie odrywa. Ja chyba nie mam talentu aktorskiego, zresztą umarłabym z powodu tremy, dlatego czasem pomagam za kulisami, na przykład malując dekoracje. Nie mam też specjalnego talentu plastycznego, ale zawsze ktoś zrobi szkic, a ja tylko koloruję, kleję, przynoszę. Przynieś-podaj-pozamiataj – tacy ludzie też są bardzo potrzebni.
Nie mam pojęcia, dlaczego zachciało mi się być Behemotem. Chcieli wystawiać fragment Mistrza i Małgorzaty, ten w teatrze, i Behemot miał tam sporą rolę. Ale myśleć o tym, że byłabym aktorką, występowałabym razem z nimi, oklaskiwaliby mnie, a zgłosić się do tej roli – to dwie różne rzeczy. Siedziałam więc na widowni razem z kilkoma innym smętnymi obserwatorami, którzy tak jak ja byli tchórzami i tylko pomagali. Patrzyłam, jak reżyserka przydziela kolejne role. Mój brat był oczywiście Wolandem. Ktoś był Korowiowem, ktoś Bengalskim… Do tej sceny potrzebna była masa ludzi, a Behemota wciąż nie obsadzono. Nagle okazało się, że nie ma nikogo wolnego, kto by zagrał tę rolę.
Ja byłabym świetnym kotem, ja byłabym… – zaczęłam w głowie mantrę. – Ignacy na mnie patrzy, Ignacy na mnie patrzy, Ignacy na mnie…
Może między rodzeństwem istnieje jakaś telepatia? Nie wiem, w każdym razie Ignacy wyczuł, że mój akumulator napięcia zaraz się przegrzeje. Odwrócił się w moim kierunku i krzyknął:
– Jagoda, a ty nie chcesz? Chodź, będziesz Behemotem!
Milion oczu spojrzało na mnie i z miejsca poczułam panikę.
Zasłoniłam się rękami i z debilnym uśmiechem zamachałam jak wycieraczki w aucie. Nie na darmo jednak mój brat jest spod znaku Barana.
– Chodź, chodź! Nic przecież nie musisz mówić. Widzisz, że nikogo nie mamy. To rola w sam raz dla ciebie.
Kręciłam głową, aż mnie szyja rozbolała.
Behemot pozostał nieobsadzony.
Wyjątkowo antypatyczna dziewczyna
Ile ja bym dała za bycie Behemotem! Nagle wydało mi się to najważniejszą rzeczą pod słońcem. Zazdrościłam Ignacemu, że występuje, że w ogóle się nie boi stanąć przed obcymi ludźmi, a teraz była idealna okazja, żebym wreszcie też zobaczyła, jak to jest. Tylko co z tego? Gdybym w tej chwili podniosła rękę i powiedziała: „Niech wam będzie” – dopiero by było! Gapiliby się na mnie jak na dziwoląga, gadaliby potem do końca świata, że głupia, że sama nie wie, czego chce, najpierw nie, potem tak.
Ignacy na pewno ma w głowie jakiś radar nastawiony na moje myśli, bo znowu krzyknął do mnie:
– Jagoda, na pewno nie!?
Jest uparty, ale ja też. Machnęłam rękami, że absolutnie nie.
– Basiu, poratuj nas. Brakuje nam kota…
– Ojejku, ale mówiłam, że nie chcę. Potem się wszyscy czepiają…
Basia jest jedną z aktorek, ale ostatnio ma szmergla na punkcie charakteryzacji i nie chce grać.
– Dobra, okej, ale mówiłam, że w tym roku mam masę nauki, a poza tym ostrzegam, że…
Nie mam pojęcia, przed czym ich ostrzegła. W głowie tak mi zahuczało, że nie usłyszałam.
Od tego momentu na scenie widziałam tylko Baśkę. Ciekawe, jak też zagra tego kota. Już chyba krzesło bardziej go przypomina niż ona.
Po próbie, kiedy zaczęliśmy się zbierać, Ignacy podszedł do mnie.
– No i dlaczego nie chciałaś?
– Nie bawi mnie to – powiedziałam i chrząknęłam, bo oczywiście dopadła mnie chrypka.
Na szczęście Ignacy nie ciągnął wątku, bo koło niego wyrosła Basia i jakaś jej koleżanka, która udawała, że Ignacy jej nie obchodzi, a w rzeczywistości aż się skręcała, żeby go sobą zainteresować.
– Ale jesteście podobni! Te same oczy!
Przez moment istniało zagrożenie, że po próbie gdzieś z nią pójdziemy, ale na szczęście minęło. Ignacy wydawał się zainteresowany Baśką, bo skakał koło niej jak na sprężynkach.
– Uważajcie, bo moja siostra wygrała konkurs na mistrza mowy. To purystka językowa.
Konkurs wygrałam jeszcze w gimnazjum, ale Ignacy z jakiegoś powodu lubi się mną chwalić. To jego stara śpiewka, ale dla tej dziewczyny nowa. Z zachwytem patrzyła na mojego brata i pewnie sobie myślała: Jaki on rodzinny, jak kocha siostrę, jak to dobrze rokuje. Mnie było wszystko jedno. Najważniejsze, że Baśka Beznadziejny Behemot nigdzie z nami nie poszła. Nie zauważyłam tego wcześniej, ale to wyjątkowo antypatyczna dziewczyna.
Lepiej siedzieć cicho
Ignacy poleciał jeszcze z kumplami na siłownię, a ja wolnym krokiem poszłam do domu. Przeszłam może pięćdziesiąt metrów, gdy scena z próby stanęła mi przed oczami. Zaczęłam rozmyślać.
Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden. Co teraz czuję? Wielką słoną gulę w gardle i odrętwiałe wargi. To moje rozczarowanie sobą. Wyjątkowo nieprzyjemne w smaku uczucie. Dlaczego się nie zgłosiłam? Chciałam, była okazja, wyciągali mnie na siłę, a ja nie. Jaki to ma sens? Uważam się za silną i twardą, ale gdy tylko w pomieszczeniu jest więcej niż kilka osób, zachowuję się jak przedszkolak. Spieprzę wszystko, na czym mi zależy. A wystarczyło tylko kiwnąć głową. Czy tak trudno jest kiwnąć głową?
Tuż za moimi plecami ryknął klakson samochodu. Odwróciłam się. To był mój tata.
– Wszystko w porządku? – zapytał.
Tata ma oko na stany psychiczne i trzeba z nim bardzo uważać.
Odpowiedziałam wesoło, że jak najbardziej – byliśmy z Ignacym na próbie, będą wystawiać Mistrza i Małgorzatę, jedną scenę…
Gadałam i gadałam. Kiedy ktoś tak dużo gada, wiadomo, że chciałby gadać na inny temat, tylko nie potrafi. Tata chyba był zmęczony, bo tego nie zauważył. I dobrze, bo wiem, jak by się to potoczyło. Tata powiedziałby mamie, mama Ignacemu, Ignacy zaraz zadzwoniłby do reżyserki i załatwił mi rolę Behemota. Ignacy jest w takich sprawach totalnie narwany, lepiej więc siedzieć cicho.