Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Moje cholerne 20 lat - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lipca 2010
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Moje cholerne 20 lat - ebook

Bunt młodości, szukanie własnej drogi, konflikty rodzinne, ucieczki i zagrożenia, tęsknota za prawdziwą miłością, osamotnienie i lęk, złudne krainy... - o tym pisze Jan Paweł Krasnodębski w swoich do bólu szczerych dziennikach. Ta książka dobitnie pokazuje, iż każde pokolenie ludzi młodych zmaga, się z podobnymi problemami. Lektura "Moich cholernych 20 lat" uderza dramatyczną prawdą, cenną dla Czytelnika nie tylko młodego.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7835-092-7
Rozmiar pliku: 494 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rok 1967

12 czerw­ca

To ja. Je­stem tro­chę wsta­wio­ny, ale było mi to po­trzeb­ne, by za­cząć pi­sać.

Dzi­siaj wła­śnie za­czę­ła się ta nowa era. To AB OVO.

Je­stem w sam raz w ide­al­nym na­stro­ju do kpin. Słu­cham mu­zy­ki z Ra­dia Pra­ga, któ­ra wła­ści­wie mnie roz­pra­sza i w ogó­le po­wo­duj e tę­sk­no­tę do wspo­mnień. Do wspo­mnień i do ma­rzeń.

Od­kry­łem, że nie opie­ram się na twar­dym grun­cie te­raź­niej­szo­ści, że żyję wspo­mnie­nia­mi i ilu­zją przy­szło­ści. Cią­gle prze­ży­wam coś, co było, lub coś, co bę­dzie.

Gdy pa­trzę w swo­je od­bi­cie w lu­strze, nie do­strze­gam sie­bie. Wi­dzę ja­kieś za­ry­sy ciem­nych brwi, oczu, nosa, ust, lecz wła­ści­wie je­stem pu­sty, prze­ni­kam się, się­gam poza swo­ją pięk­ną twarz i przy­po­mi­nam so­bie wy­dru­ko­wa­ny w ja­kimś pi­śmi­dle, czy też va­de­me­cum le­kar­skim, ar­ty­kuł, w któ­rym au­tor twier­dzi, że schi­zo­fre­ni­ków po­zna­je się po ich cie­le­snej ob­co­ści.

Je­stem bar­dzo obcy dla sie­bie; w ob­co­wa­niu ze sobą.

Ale chy­ba to nie wy­star­cza do po­sta­wie­nia so­bie sa­me­mu dia­gno­zy?

***

Je­stem w Ko­zło­wie. U bab­ci. Przy­je­cha­łem w ubie­głą śro­dę.

Cały czas lało. W do­dat­ku nie było świa­tła. Wczo­raj cał­kiem przy­pad­ko­wo na­pra­wi­łem świa­tło i dzi­siaj mogę za­pew­nić so­bie słu­cha­nie ra­dia. Przed go­dzi­ną wró­ci­łem z oko­ło dwu­dzie­sto­ki­lo­me­tro­wej wy­ciecz­ki ro­we­ro­wej. Je­cha­łem bar­dzo szyb­ko, w do­dat­ku przez pe­wien czas dość pi­ja­ny. Mało co a za­bił­bym się prze­jeż­dża­jąc przez prze­jazd ko­le­jo­wy. Przed­nie koło za­plą­ta­ło mi się w szy­nę, a ja wpa­trzo­ny w ja­dą­cą przede mną dziew­czy­nę, któ­ra w do­dat­ku pa­trzy­ła rów­nież na mnie, wy­padł­bym przez kie­row­ni­cę na gło­wę. Na do­miar złe­go zbli­żał się po­ciąg to­wa­ro­wy.

Skoń­czy­ło się na za­dra­śnię­ciu nogi.

Bab­cia ma pra­wie sie­dem­dzie­siąt lat. Praw­do­po­dob­nie skoń­czy te swo­je sie­dem­dzie­siąt lat w tym roku.

Przez parę mie­się­cy, bo­daj­że pięć, była u ciot­ki w Ka­to­wi­cach. Cho­ro­wa­ła na ser­ce. Coś za­wa­ło­we­go. Cała ro­dzi­na, a wła­ści­wie tyl­ko moja mama, szu­ka­ła ko­goś, kto mógł­by je­chać do Ko­zło­wa, by bab­cia po po­wro­cie nie była sama.

Bo Ko­złów to wieś. Co praw­da nie głu­cha, nie za­bi­ta de­ska­mi, dość cy­wi­li­zo­wa­na, ale za­wsze wieś.

Je­den le­karz do trze­ciej w ośrod­ku – dwa ki­lo­me­try pie­cho­tą – i tak da­lej.

Źle jed­nak mama szu­ka­ła tego ko­goś. Zna­la­zła je­dy­nie ja­kąś pół­spa­ra­li­żo­wa­ną eks-pie­lę­gniar­kę. Za­miast niej po­je­cha­łem ja.

Po­je­cha­łem, ale po­sta­wi­łem wa­ru­nek: pięć­set zło­tych po po­wro­cie.

wró­cić mam pod ko­niec mie­sią­ca.

***

Moim zda­niem bab­cia czu­je się do­brze. O ile moż­na się czuć do­brze po tym, co prze­ży­ła ostat­nio. To praw­da, że de­ner­wu­je się drob­ny­mi rze­cza­mi, że jest po­sęp­niej­sza niż kie­dyś, że nie moż­na jej roz­we­se­lić. Od przy­jaz­du nie wi­dzia­łem bab­ci uśmiech­nię­tej. To smut­ne, lecz, być może, jej ostat­nia cho­ro­ba spo­wo­do­wa­ła do­szczęt­ną – o wie­le więk­szą niż kie­dyś – apa­tię i lęk przed nie­unik­nio­nym.

Ale do­syć o bab­ci. Mam pi­sać o so­bie. Słu­cham w tej chwi­li Szcze­pa­ni­ka i za­sta­na­wiam się mgli­ście, czy war­to iść do szo­py, gdzie na jaj­kach sie­dzi kura, a w rogu stoi ba­lon wina, któ­re po­ka­za­ła mi bab­cia.

Oczy­wi­ście, że war­to. Mogę so­bie dzi­siaj po­zwo­lić na lek­kie pi­jań­stwo. Tym bar­dziej że już wy­trzeź­wia­łem… pra­wie i tym bar­dziej że dzi­siaj jest 12 czerw­ca: Jana i Onu­fre­go. A ja wła­śnie je­stem Jan i w pew­nym sen­sie Onu­fry.

13 czerw­ca

Dwa lata temu pró­bo­wa­łem prze­pro­wa­dzić ge­ne­ral­ną zmia­nę sie­bie. Oczy­wi­ście nie po­wio­dło się. Od po­cząt­ku 1964 roku pra­gną­łem się zmie­nić. STAĆ SIĘ GOD­NYM SIE­BIE. Idio­tyzm. Wiem, że nig­dy się nie zmie­nię, i wiem, że za­wsze będę usta­na­wiał nowe ter­mi­ny swo­jej zmia­ny. Mu­szę wal­czyć o to, że­bym prze­stał o tym my­śleć, że­bym wi­dział urok i god­ność nie w so­bie wy­ide­ali­zo­wa­nym, ale w so­bie ta­kim, ja­kim rze­czy­wi­ście je­stem. Ze swo­imi sła­bost­ka­mi, ano­ma­lia­mi, wy­głu­pa­mi i czymś w tym gu­ście. Do­pie­ro wte­dy będę mógł się kon­kret­nie do cze­goś za­brać.

16 czerw­ca

Wy­sła­łem list do Li­dii. Ba­łem się, że jest okrop­nie idio­tycz­ny. My­śla­łem na­wet o tym, żeby iść dru­gi raz na pocz­tę, za­cze­kać na wyj­mo­wa­nie li­stów ze skrzyn­ki i ode­brać go.

***

Czy­ta­łem go przed chwi­lą i nie wy­da­je mi się wca­le głu­pi.

Może z po­wo­du dwu­krot­ne­go pój­ścia do szo­py.

***

Ciot­ka, bab­ci sio­stra, po­je­cha­ła. Na­ma­wia­ła bab­cię, żeby ZA­PI­SA­ŁA MA­JĄ­TEK NA MNIE. Po to, by póź­niej mama nie mu­sia­ła go na mnie prze­pi­sy­wać.

Wsze­dłem wczo­raj wie­czo­rem do kuch­ni i sły­sza­łem tę roz­mo­wę. Dzi­siaj, gdy cze­ka­łem z ciot­ką na pe­ro­nie na po­ciąg, usły­sza­łem, że­bym ro­bił wszyst­ko, by TO do­stać.

Zi­ry­to­wa­łem się.

Bab­cia jest bar­dzo roz­ża­lo­na. Wła­ści­wie na wszyst­kich. Roz­ma­wia­łem z nią dzi­siaj na te­mat mo­je­go ewen­tu­al­ne­go po­zo­sta­nia w Ko­zło­wie. Za­ło­że­nia ho­dow­li kur wspól­nie z J.D. Roz­ma­wia­li­śmy o wie­lu rze­czach. Mógł­bym tu zo­stać z J.D.; wy­da­je mi się, że bab­cia chcia­ła­by na­wet, żeby tak było.

Do­brze, że wy­sła­łem do J.D. list. Je­że­li mi od­pi­sze, o ile list w ogó­le do nie­go doj­dzie, to zna­czy, że nie zre­zy­gno­wał jesz­cze z na­sze­go wspól­ne­go pla­nu. Gdy­by­śmy mie­li być we dwój­kę, by­ło­by to cał­kiem re­al­ne, ale po­zo­sta­nie tu sa­me­mu jest uto­pią.

Ju­tro cze­ka na mnie dużo pra­cy. Będę po­ma­gał bab­ci.

***

Zno­wu bar­dzo dłu­ga roz­mo­wa z bab­cią… o mnie, o mo­jej przy­szło­ści, o Ro­dzi­nie. Lek­ka, lecz bez­sen­sow­na kry­ty­ka. Prze­waż­nie sło­wo „na­uka” po­wta­rza­ło się zbyt czę­sto. Bar­dzo mnie to zde­ner­wo­wa­ło.

Bab­cia jest mą­dra tą swo­ją mą­dro­ścią lu­dzi wsi, ale pew­nych te­ma­tów nie po­win­no się przy niej po­ru­szać. Po­sta­ram się, żeby już nig­dy mię­dzy nami nie do­szło do roz­mo­wy o tych rze­czach. Nie chcę się za­sta­na­wiać nad tym, co będę ro­bił, nie chcę my­śleć o tym i nie mogę pa­trzeć na swo­ją przy­szłość ocza­mi in­nych lu­dzi. Jest to moja oso­bi­sta spra­wa.

Li­dia. Dziew­czy­na, do któ­rej pod­cho­dzę jak do kwia­tu. Przy któ­rej je­stem god­ny. Przy któ­rej czu­ję się jak kwiat.

Nic nas nie łą­czy oprócz sprze­ci­wu wo­bec bru­tal­no­ści świa­ta.

Krót­ko ją znam, lecz pra­gnę, by zo­sta­ła moją przy­ja­ciół­ką. Bo chy­ba je­dy­nie ona ro­zu­mie rze­czy, o któ­rych mó­wię. Cie­ka­we było na­sze po­zna­nie się, ale o tym kie­dy in­dziej, bo za bar­dzo je­stem dzi­siaj roz­trzę­sio­ny i w ogó­le zmę­czo­ny.

17 czerw­ca

Co chwi­la la­tam do szo­py. Wy­pło­szy­łem stam­tąd kurę, któ­ra prze­cież ma sie­dzieć na jaj­kach, ale i sam drżę na myśl, że bab­cia wy­pa­trzy moje by­wa­nie w szo­pie. Zresz­tą moż­li­we, że już się do­my­śla. Idio­tycz­ne, ale boję się, czy nie je­stem al­ko­ho­li­kiem. Bo na dro­dze do al­ko­ho­li­zmu to chy­ba już je­stem. Ale czy tacy lu­dzie jak ja mogą zo­stać al­ko­ho­li­ka­mi? Mam ra­czej ja­kieś na­tręc­twa zwią­za­ne z pi­ciem. Cią­gle ana­li­zu­ję, ile piję, a prze­cież nie piję wca­le dużo. Już ra­czej czę­sto. Wła­ści­wie co­dzien­nie. Ale pi­ja­ny by­łem tyl­ko kil­ka razy. Zwy­kle po wy­pi­ciu by­łem tyl­ko swo­bod­niej­szy i bar­dziej sobą. Tak. To chy­ba tyl­ko ner­wi­ca na­tręctw.

Po przy­jeź­dzie do By­to­mia i za­in­ka­so­wa­niu pię­ciu­set zło­tych udam się do dok­to­ra Kos­sow­skie­go z Biel­ska. Był moim pierw­szym psy­chia­trą. Zwró­ci­łem się do nie­go je­sie­nią 1965 roku. Był je­dy­nym, któ­ry wzbu­dził we mnie ja­kie ta­kie za­ufa­nie. Jest mło­dy i wiem, że ma w so­bie dużo po­ezji. I że jest cho­ry tak samo jak ja.

Być może, że za po­mo­cą dok­to­ra Kos­sow­skie­go, któ­ry da mi pew­ne wska­zów­ki, sta­nę się bar­dziej lo­gicz­ny. W każ­dym ra­zie będę z nim szcze­ry.

Mę­czy mnie już to po­pi­ja­nie z ba­lo­nu wina. Chwi­la­mi prze­ra­ża mnie myśl, że nie mogę się bez nie­go obejść.

W imię swo­ich dwu­dzie­stu lat przy­rze­kam so­bie cał­ko­wi­tą trzy­dnio­wą abs­ty­nen­cję. Dzi­siaj może łyk­nę so­bie jesz­cze tro­chę, ale od ju­tra aż do śro­dy to już zu­peł­na abs­ty­nen­cja. Tro­chę za dużo było tego wina.

W tej chwi­li przy­szła bab­cia i po­pro­si­ła, że­bym po­szedł z nią na cmen­tarz. Koń­czę więc, zo­sta­wia­jąc wszyst­ko ak­tu­al­nym.

19 czerw­ca

Wczo­raj przy­je­chał wu­jek Ka­zik z Ha­nią. Chwi­lę po­tem zja­wił się wuj Ze­non.

Wuj Ze­non jest naj­star­szy z ro­dzeń­stwa mo­je­go ojca. Sześć­dzie­się­cio­pa­ro­la­tek. Stał się w ro­dzi­nie nie­omal le­gen­dar­nym ucie­le­śnie­niem krę­tac­twa i kom­bi­na­tor­stwa. Ro­dzi­na ze zgro­zą stwier­dzi­ła, że je­stem cha­rak­te­ro­pa­tycz­nie do nie­go po­dob­ny, i prze­strze­gła, że­bym, Boże broń, nie po­szedł w jego śla­dy. A wuj ostat­nio sie­dział w wię­zie­niu za ja­kieś man­ko. Zra­zi­łem się wte­dy do ro­dzi­ny ojca, ści­ślej do bra­ci i sio­stry wuja Ze­no­na. Do ojca też. Wuj pro­sił z wię­zie­nia o po­moc. Praw­do­po­dob­nie nikt mu jej nie udzie­lił. Z po­wo­du ogłu­pie­nia i skner­stwa. Zresz­tą nie je­stem pe­wien tej hi­sto­rii. Fakt, że wy­szedł z wię­zie­nia po dwóch la­tach, na­pi­sał do ojca i oj­ciec zo­sta­wił list bez od­po­wie­dzi.

Przy­je­chał i po­wia­ło eks­klu­zyw­no­ścią. Ko­ja­rzył mi się z mia­stem Chi­ca­go i z ame­ry­kań­skim biz­ne­sem. Ele­ganc­ko ubra­ny, ba, ide­ał ja­kie­goś pod­lot­ka cze­ka­ją­ce­go w ma­rze­niach na star­sze­go pana z su­per­wo­zem i tak da­lej. Tyl­ko że wu­jek nie miał na­wet ze­gar­ka. Gdy do­strze­głem dziu­ry i pla­my na spodniach od tego fan­ta­stycz­nie mod­ne­go gan­gu, zro­bi­ło mi się żal tego bied­ne­go wuja Ze­no­na.

Pod­padł u mnie prze­chwa­la­niem się, w ja­kich to Grand Ho­te­lach i z ja­ki­mi to mi­ni­stra­mi pił. Ale wła­ści­wie szyb­ko go roz­gry­złem. Igno­rant, ale z pie­kiel­ną in­tu­icją, i elo­kwent­ny… smut­ny czło­wiek, któ­ry musi być cho­ler­nie we­so­ły i dow­cip­ny.

Za­czę­li­śmy grać w kar­ty i wte­dy opo­wie­dział mi o swo­im ge­nial­nym pla­nie. Przede wszyst­kim chce się wresz­cie ustat­ko­wać; pod­kre­ślał to: wresz­cie. Obej­mu­je kie­row­nic­two nad czte­re­ma spół­dziel­nia­mi w Mie­cho­wie, mia­stecz­ku, do któ­re­go po­wia­tu na­le­ży Ko­złów. Bra­ku­je mu co praw­da oko­ło czter­dzie­stu ty­się­cy, żeby wszyst­ko po­za­ła­twiać i do­pro­wa­dzić do ładu, ale ja­koś da so­bie radę. I wca­le w to nie wąt­pię.

Na­gle wpadł mu do gło­wy ge­nial­ny po­mysł, by do tych czte­rech spół­dziel­ni do­łą­czyć jesz­cze jed­ną! Fo­to­gra­ficz­ną. Ja bym zo­stał jej kie­row­ni­kiem!

Po­sta­wił spra­wę dość ja­sno. Mu­szę przy­go­to­wać, tak na wszel­ki wy­pa­dek, dzie­sięć ty­się­cy, a on już tam całą resz­tę po­za­ła­twia. Łącz­nie z fał­szy­wym dy­plo­mem cze­lad­ni­czym. Dłu­go mnie prze­ko­ny­wał i w koń­cu zgo­dzi­łem się na jego pro­po­zy­cję. Chy­ba zbyt po­chop­nie, ale wy­mo­głem na nim, by od­stą­pił od za­ła­twia­nia fał­szy­we­go dy­plo­mu cze­lad­ni­cze­go. Wu­jek od ręki zmo­dy­fi­ko­wał pro­jekt: za­kład zo­sta­nie otwo­rzo­ny na na­zwi­sko i pa­pie­ry ja­kie­goś PRAW­DZI­WE­GO FO­TO­GRA­FA, a ja będę tyl­ko wiecz­nym kie­row­ni­kiem.

Praw­dzi­wym fo­to­gra­fem mia­ła zo­stać ciot­ka z Ka­to­wic. Bę­dzie sie­dzia­ła na miej­scu, w Ka­to­wi­cach, bę­dzie­my jej od­pa­lać pew­ną dolę, no a ja będę pro­wa­dził in­te­res.

Pra­cow­ni­cy będą ro­bić, a sam będę bos­sem.

Boże mój, wszyst­ko to pięk­ne, ład­ne i na­iw­ne.

Wuj ma 97% pew­no­ści, że wszyst­ko wy­pa­li.

Wy­je­chał dzi­siaj w po­łu­dnie i ma mnie za­wia­do­mić w naj­bliż­szych dniach: od kie­dy za­czy­na­my.

Wy­ra­zi­łem zgo­dę, ale wo­lał­bym nie przy­stę­po­wać do in­te­re­su z wu­jem Ze­no­nem.

Lu­bię go, ce­nię so­bie jego urok, opty­mizm i po­do­bień­stwo do se­nio­ra rodu Pa­squ­ier’ów, ale wo­lał­bym nie za­czy­nać tego wszyst­kie­go. Bo je­stem w wy­jąt­ko­wo kiep­skiej for­mie psy­chicz­nej, po­zba­wio­ny zu­peł­nie zdol­no­ści lo­gicz­ne­go my­śle­nia, zde­pre­sjo­no­wa­ny i w ogó­le wy­czer­pa­ny. No i też ten rok jest dla mnie prze­ło­mo­wy i je­że­li w nim nie zmą­drze­ję, to nie zmą­drze­ję nig­dy. Le­piej by­ło­by, gdy­bym zdał eg­za­min do szko­ły, uczył się i pra­co­wał w By­to­miu. Nie mogę po­grą­żyć się w jesz­cze jed­nym stre­sie. A in­te­re­sa z wu­jem by­ły­by na pew­no wiel­kim dla mnie prze­ży­ciem. A ile ner­wów zżar­ła­by mi pra­ca w za­wo­dzie, któ­re­go do­pie­ro będę mu­siał się uczyć? Bo prze­cież por­tre­ty, któ­re ro­bię, nie są por­tre­ta­mi, a moje wy­obra­że­nie o so­bie jako ar­ty­ście fo­to­gra­fi­ku nie jest żad­nym mier­ni­kiem mo­je­go po­ję­cia o tym za­wo­dzie. No i miesz­ka­nie w ja­kiejś za­pa­dłej dziu­rze ra­zem z wuj­kiem, ucze­nie się kom­bi­na­tor­stwa, wszel­kie pró­by „na lewo”… Nie, nie, nie, nie je­stem w od­po­wied­niej for­mie do ro­bie­nia cze­goś ta­kie­go. Je­stem zmę­czo­ny i mogę stać się ma­rio­net­ką. Pew­ne jest, że zgo­dzi­łem się za pręd­ko i po­peł­ni­łem błąd. Całą noc nie mo­głem spać prze­ra­żo­ny i my­śla­łem o tym, że cały świat oto­czo­ny jest ludź­mi z fał­szy­wy­mi dy­plo­ma­mi i że na tym świe­cie nie ma dla mnie miej­sca i że nig­dy ni­cze­go nie osią­gnę.

Prze­ra­ża­ła mnie wi­zja wła­snej przy­szło­ści. A od tych idio­tycz­nych my­śli nie mo­głem się uwol­nić.

Oczy­wi­ście mogę się jesz­cze wy­co­fać, cho­ciaż, je­śli wu­jek Ze­non wszyst­ko rze­czy­wi­ście po­za­ła­twia, to z mo­jej stro­ny by­ło­by to świń­stwo. Mam ci­chą na­dzie­ję, że ja­koś się z tego wy­krę­cę.

Ale prze­ra­ża mnie mój brak zde­cy­do­wa­nia. Mu­szę kon­kret­nie się za­brać do ro­bo­ty nad sobą.

Po­sta­no­wi­łem każ­de­go dwu­dzie­ste­go dnia mie­sią­ca prze­pro­wa­dzać wła­sną ana­li­zę i w ogó­le po­słu­gi­wać się wzglę­dem sie­bie psy­cho­te­ra­pią. Bo je­stem w cho­ler­nie błęd­nym kole i boję się, że je­że­li nie za­cznę się pil­no­wać, wzmac­niać i le­czyć, to nig­dy się z tego kon­glo­me­ra­tu nie wy­grze­bię.

Za­czy­nam więc od ju­tra. Co po­sta­no­wię – mu­szę zre­ali­zo­wać. A je­że­li prze­gram, to zo­sta­nę ska­za­ny na we­ge­ta­cję aż do koń­ca.

20 czerw­ca

Zda­jąc so­bie spra­wę, że nie po­stę­pu­ję tak, jak po­wi­nie­nem, że za­miast iść w górę, idę w dół, po­sta­na­wiam, co na­stę­pu­je od dnia ju­trzej­sze­go przez mie­siąc:

1) kom­plet­na, cał­ko­wi­ta abs­ty­nen­cja

2) ure­gu­lo­wa­nie pa­le­nia (do 10 pa­pie­ro­sów lub 7 fa­jek dzien­nie)

3) unor­mo­wa­nie ży­cia płcio­we­go

4) za­ży­wa­nie „Ner­wo­so­lu” 3 razy dzien­nie.

Jest to pierw­sza z dwu­na­stu PRS. Pró­ba Ra­to­wa­nia Sie­bie. Wiem, że te moje po­sta­no­wie­nia są idio­tycz­ne, upo­dab­niam się do Laf­ca­dio Wlu­ikie­go z „Lo­chów Wa­ty­ka­nu”, ale mu­szę w ja­kiś spo­sób się prze­ła­mać. A do tego po­trzeb­ne mi są kon­kret­ne po­sta­no­wie­nia.

Po­sta­no­wie­nia te mają na celu po­wol­ne kształ­to­wa­nie mo­jej woli. Zwa­żyw­szy, że co­dzien­nie piję (w ba­lo­nie ukry­tym w szo­pie zo­sta­ło już bar­dzo mało wina), że wy­pa­lam dwa­dzie­ścia lub wię­cej pa­pie­ro­sów dzien­nie, i że pro­wa­dzę sa­mot­ni­cze i jak naj­bar­dziej nie­unor­mo­wa­ne ży­cie płcio­we, zwa­żyw­szy to wszyst­ko, będę miał oka­zję prze­ko­nać się, czy ist­nie­je u mnie w ogó­le ja­kaś wola. Je­że­li wy­trwam, to od­czu­ję sa­tys­fak­cję i za­ufa­nie do sie­bie, na pew­no po­pra­wi się mój stan psy­chicz­ny. A wte­dy będę mógł uczci­wie za­brać się do od­ro­bie­nia strat. Wte­dy prze­sta­nie po­głę­biać się mój au­tyzm.

Jesz­cze jed­no: za­raz po przy­jeź­dzie do By­to­mia udam się do dok­to­ra Kos­sow­skie­go. Bo być może, że je­stem rze­czy­wi­ście cho­ry.

23-24 czerw­ca
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: