Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Moje Nalewki - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Format:
EPUB
Data wydania:
26 września 2025
47,00
4700 pkt
punktów Virtualo

Moje Nalewki - ebook

Autobiograficzna opowieść Bernarda Singera Moje Nalewki to arcydzieło literatury polskiej. Pisarz przywołuje w niej swoje dzieciństwo i młodość spędzone w żydowskiej dzielnicy Warszawy na początku XX wieku. Barwny opis źycia wspólnoty żydowskiej na ulicach Nalewki, Gęsiej czy Tłomackie stał się tłem dla opowieści o życiu między judaistyczną tradycją a nowoczesnością, o przenikaniu się dziedzictwa żydowskiego i polskiego, o trudnym przekraczaniu granic, życiu na pograniczu kultur.

Moje Nalewki Bernarda Singera uświadamiają, z jak wielu źródeł czerpie współczesna kultura polska, jak bardzo wynika z doświadczeń ludzi różnych wyznań, języków i społeczeństw. Jej bogactwem jest różnorodność, a integralną częścią – żydowski los. Abyśmy mogli siebie jako Polacy dobrze poznać, musimy wracać do naszych żydowskich doświadczeń. Dotyczy to nie tylko Polaków wywodzących się z rodzin żydowskich, dotyczy to nas wszystkich”.

Basil Kerski

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Spis treści

Basil Kerski, Powrót Bernarda Singera

Warszawa nieznana

Dzieciństwo

Edukacja domowa

Cheder

Przygody w chederze

Pierwszy egzamin

Nauka i pedagodzy

Bóżnica

Krzyk na Muranowie

Tam, gdzie się cedry…

Kryzys

Stróże, służące, mamki

Przedszkolne kłopoty

Wyjście z dzielnicy żydowskiej

Na Wołówce

Pierwszy szkolny mundurek

Jojne Firułkes

Wakacyjne atrakcje

Obiaty i przyrzeczenia

Mroki

Wojna z Japonią

Rewolucja w oczach sztubaka

Na giełdzie

Kawiarnie i herbaciarnie

Policjanci

Czarny Kałmen

Dzielnica biedoty

Krwawa demonstracja

Nowe obyczaje

W pochodzie narodowym

Śmierć ojca

Pogrzeb

Powrót do dawnych obyczajów

Reakcja podnosi głowę

Szkolne przemiany

Lichwiarka

Pokątny doradca

Dobrodziej

„Kurier Warszawski”

„Duch mój z wami”

Padają niewidzialne mury

Ostatni marzyciele

Na linii

W domu zamożnego chasyda

Dzwonek alarmowy

Jidysz

Miasteczko

Wiek męski

Prasa żydowska

Wybory i bojkot

Na rozdrożu

Janina Rogozik, Posłowie

Jerzy Giedroyc, Wspomnienie o Bernardzie Singerze

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8325-211-7
Rozmiar pliku: 4,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Basil Kerski

Powrót Bernarda Singera

Bardzo zależało mi na literackim powrocie Bernarda Singera, wybitnego pisarza politycznego XX wieku. Zależało mi na powrocie polskiego kosmopolity, Kosmopolaka, jak mawiał Andrzej Bobkowski. Niezwykłego autora, który tworzył w czterech językach – po polsku, w jidysz, po hebrajsku i angielsku. W jego dziele spotykają się różne kultury. Publikował w przedwojennej prasie żydowskiej i – po ucieczce z okupowanej ojczyzny – w polskiej prasie emigracyjnej. Po wojnie pisał także dla peerelowskich dzienników i współpracował z liberalnymi redakcjami angielskich tytułów prasowych. W podzielonej przez konflikt mocarstw Europie swoją dziennikarską pracą łączył ponad żelazną kurtyną Wschód i Zachód. Bernard Singer całe życie przekraczał granice kultur, które były sobie obce, obojętne, niechętne, a nawet wrogie. Jego dzieło otwiera drogę do skarbca nowoczesnej polskiej wielokulturowości, zniszczonego przez antysemityzm i totalitaryzmy, przez wojnę i Zagładę.

Dzięki zaangażowaniu wydawnictwa słowo/obraz terytoria, szczególnie jego prezeski Darii Majewskiej, oraz Żydowskiego Instytutu Historycznego publikujemy wspomnienia z dzieciństwa Bernarda Singera Moje Nalewki – opowieść o Warszawie początku XX wieku, o polskich losach w zaborze rosyjskim. Pisarz, komentator życia politycznego II RP, podczas wojny najpierw więzień w sowieckich obozach, potem na Syberii pracownik ambasady polskiego rządu na uchodźstwie, a później emigrant w Wielkiej Brytanii, powraca przez Gdańsk ponownie do Polski.

To nie pierwszy powrót zmarłego w 1966 roku w Londynie pisarza. Wspomnienia Singera początkowo ukazały się w czasach odwilży w Czytelniku w 1959 roku, który wznowił je w 1993 roku po upadku komunizmu.

Nowa, gdańska edycja książki to niespodziewany efekt mojego spotkania z Krzysztofem Pomianem i Wojciechem Dudą, redaktorem naczelnym „Przeglądu Politycznego”. Wios­­ną 2023 roku profesor Pomian przyjechał do Gdańska, aby przedstawić w Europejskim Centrum Solidarności swoje fundamentalne dzieło o muzealnictwie Muzeum. Historia światowa. Profesor zwrócił wówczas moją uwagę na jedną z pierwszych anglojęzycznych książek na temat rewolucji Solidarności, The Road to Gdansk (Droga do Gdańska), o protes­tach robotniczych i ruchach dysydenckich w Polsce i Związku Radzieckim. Opublikował ją na początku 1981 roku w Ameryce serdeczny przyjaciel Pomiana, zmarły w roku 2000 w Paryżu angielski dziennikarz Daniel Singer. Latem 1980 roku Singer przesłał jej manuskrypt do wydawnictwa Monthly Review Press. Kiedy w sierpniu wybuchł strajk w Stoczni Gdańskiej im. Lenina, wydawnictwo wstrzymało prace redakcyjne nad książką, a autor natychmiast pojechał do Polski, by na miejscu obserwować narodziny Solidarności. Po podpisaniu Porozumienia Gdańskiego wrócił na Zachód i wzbogacił tekst o nowy rozdział o największym buncie robotniczym w historii imperium sowieckiego.

Kiedy rozmawialiśmy w Gdańsku o Danielu Singerze, nie rozpoznawałem jeszcze tego autora ani jego książki. Okazało się, iż był synem Bernarda Singera. The Road to Gdansk została zadedykowana jego pamięci. Wychowany na paryskiej „Kulturze”, znałem starszego z Singerów. Jerzy Giedroyc wielokrotnie podkreślał swój podziw dla jego publicystyki. Instytut Literacki wydał w Paryżu w 1962 roku pod tytułem Od Witosa do Sławka wybór tekstów politycznych Singera z czasów II RP. Książka ta jest opowieścią o narodzinach i kryzysach polskiego przedwojennego parlamentaryzmu. Relacje Regnisa – takiego pseudonimu używał pisarz – Giedroyc oceniał jako arcydzieło polskiego pisarstwa politycznego.

Niezwykłym świadectwem umiejętności analitycznych i pisarskich Singera są także jego przedwojenne relacje z podróży. Dopiero w demokratycznej Rzeczpospolitej Stowarzyszenie „Midrasz” wydało w 2007 roku w formie książki jego reportaże o hitlerowskich Niemczech i stalinowskim Związku Sowieckim. Ten wnikliwy obraz narodzin totalitaryzmów niestety nie skupił na dłużej zainteresowania czytelników. Bernard Singer jest dziś zapomnianym mistrzem literatury politycznej. Tylko nieliczni varsavianiści, niektórzy znawcy kultury żydowskiej oraz pojedynczy badacze kręgu „Kultury” mają świadomość rangi jego talentu.

Przedwojenną publicystykę Bernarda Singera Jerzy Gied­royc wydał ze wstępem Jerzego Stempowskiego, mistrza polskiego eseju. W międzywojniu Stempowski i Singer pracowali jako dziennikarze polityczni. W latach trzydziestych XX wieku pierwszy publikował w „Naszym Przeglądzie”, renomowanym polsko-żydowskim tygodniku, którego czołowym politycznym komentatorem był Bernard Singer. Drogi Singera i Stempowskiego skrzyżowały się już przed pierwszą wojną światową, w carskiej Warszawie, kiedy obaj uczęszczali do szkoły Zgromadzenia Kupców, która uchodziła w Kongresówce za miejsce otwarte, zdystansowane wobec carskiej polityki rusyfikacji. Jerzemu wybrał ją ojciec, Stanisław, ziemianin, który przyłączył się do socjalistycznego ruchu, widząc w programie PPS drogę do modernizacji kultury polskiej, uwolnienia jej od feudalnych, autorytarnych struktur.

Fenomen szkoły Zgromadzenia Kupców Jerzy Stempowski uchwycił w napisanych w 1951 roku dla paryskiej „Kultury” wspomnieniach Dzieci Warszawy w początkach XX stulecia. Podkreślał w nich, iż szkoła nauczyła go perspektywy żydowskiej, uchroniła przed chorobą antysemityzmu. Połowę jej uczniów stanowili bowiem chłopcy z rodzin żydowskich. Uczniów różnych kultur i wyznań połączyły tu język polski oraz rezerwa wobec rosyjskiej dominacji. „Łączyło nas z nimi wspólne położenie, ucisk ciążący po równo na obu częściach ludności i wynikające stąd wspólne zadania”, pisał Stempowski o swoim warszawskim dzieciństwie. Szkoła Zgromadzenia Kupców wyprowadziła go z zamknięcia polskiego ziemiaństwa. Dla Bernarda Singera ta sama szkoła oznaczała inną emancypację, otwierała możliwość poszerzenia edukacji żydowskiej o edukację polsko- i rosyjskojęzyczną. Dzięki spotkaniom w szkole Zgromadzenia Kupców obaj stali się ludźmi pograni­cza polsko-żydowskiego.

Gdańska rozmowa z Krzysztofem Pomianem zainspirowała mnie do powrotu do Moich Nalewek Bernarda Singera. Ponowna lektura książki uświadomiła mi jej wyjątkową jakość literacką. To nie tylko cenne świadectwo autobiograficzne, ale także genialne opowiadanie o żydowskich losach na początku XX wieku. Moje Nalewki skojarzyły mi się z autobiograficzną prozą Icchoka Baszewisa Singera o warszawskim dzieciństwie z początku XX stulecia, opublikowaną w języku angielskim w latach sześćdziesiątych pod tytułem A Day of Pleasure. Stories of a Boy Growing Up in Warsaw (Dzień przyjemności. Opowieści chłopca dorastającego w Warszawie). Zaskoczyło mnie, że wspomnienia noblisty nie ukazały się nigdy po polsku. To wielka luka w polskiej kulturze. Niespokrewniony z Bernardem i młodszy od niego o dziewięć lat Icchok przywoływał ten sam czas dorastania w Warszawie.

Po prozę Icchoka Baszewisa i Bernarda Singerów warto dziś sięgnąć nie tylko w poszukiwaniu wybitnej literatury wspomnieniowej związanej z historią stolicy. Obydwie opowieści kulturowo się uzupełniają. Icchok Baszewis Singer kreślił portret dzieciństwa w ortodoksyjnym świecie żydowskim, równo­ległym do polsko-katolickiego czy rosyjskiego. Bernard Singer zaś opisał niełatwe wyjście z tradycyjnej kultury żydowskiej w nowoczesność.

Obydwa dzieła są czymś więcej niż tylko świadectwem kulturowych wyborów Żydów na polskiej ziemi. Szczególnie Moje Nalewki Bernarda Singera uświadamiają, z jak wielu źródeł czerpie nowoczesna kultura polska, jak bardzo wynika z doświadczeń ludzi różnych wyznań, języków i społeczeństw. Jej bogactwem jest różnorodność, a integralną częś­cią – żydowski los. Abyśmy mogli siebie jako Polacy dobrze poznać, musimy wracać do naszych żydowskich doświadczeń. Dotyczy to nie tylko Polaków wywodzących się z rodzin żydowskich, dotyczy to nas wszystkich.

Łatwo przyjąć perspektywę polskiej wielo­kulturowości, kiedy chwalimy się tradycją Rzecz­pospolitej wielu narodów, kiedy upamiętniamy dzieła wybitnych Polaków pochodzenia żydowskiego czy też przypominamy heroiczną pomoc dla żydowskich ofiar zbrodni niemieckich. Trudniej nam z tym, kiedy ten powrót do żydowskich źródeł polskości oznacza konfrontację z historycznym i ciągle odradzającym się na nowo antysemityzmem. Nawiązując do bogactwa polsko­­-żydowskiego dziedzictwa, nie uciekniemy nigdy od trudnych pytań o utracone szanse pokojowego współżycia kultur. Pytania o antysemityzm uczą krytycznej refleksji i demokratycznego patriotyzmu, który ma odwagę spotkania z jasnymi i ciemnymi stronami polskiej historii. Taka postawa wzmacnia kulturę demokratyczną, chroni przed narodową megalomanią, uczy pokory, empatii i poszanowania dla praw człowieka.

Dzieło Bernarda Singera wzbogaciło kulturę żydowską i polską, jest jej uniwersalnym elementem. Izaak Deutscher, polsko-brytyjski dziennikarz i historyk, uznałby zapewne, że Moje Nalewki opisują los „nieżydowskiego Żyda”. Deutscher przyjaźnił się Bernardem i Danielem Singerami. Szczególnie z Danielem łączyła go niechęć wobec kapitalizmu i komunizmu sowieckiego oraz sympatia dla demokratycznego socjalizmu.

W napisanym w 1958 roku po angielsku eseju Non-Jewish Jew (Nieżydowski Żyd) Izaak Deutscher próbował uchwycić losy tych Żydów, którzy w nowożytnej historii Europy wyszli ze swojej wspólnoty w poszukiwaniu świata wolnego od ortodoksyjnych ograniczeń. Tę rewolucyjną siłę przekraczania granic Deutscher uważał za ważny element kultury żydowskiej, paradoksalnie za jej integralną część. Emancypacyjną energię Żydów interpretował jako część nowoczesnej żydowskiej tradycji. Żydami przekraczającymi granice wyznań i kultury byli tacy myśliciele i rewolucjoniści, jak Baruch Spinoza, Heinrich Heine, Karol Marks, Róża Luksemburg czy Sigmund Freud. Oni są bohaterami eseju Izaaka Deutschera o „nieżydowskich Żydach”. Poszukiwania tych myślicieli utwierdzały ich w przekonaniu, że ludzkość odnajdzie pokój, odnajdzie zbawienie jedynie w ponadwyznaniowej i ponadnarodowej ludzkiej solidarności. Ich dzieła stanowią ważną część fundamentów nowoczesnej kultury uniwersalnej.Warszawa nieznana

Dzielnica żydowska w Warszawie zajmowała jedną piątą część miasta, skupiała dwieście pięćdziesiąt tysięcy osób, a więc jedną trzecią mieszkańców. Nie było zwodzonych mostów ani straży na jej krańcach. Getto zostało już dawno skasowane, a jednak istniał niewidzialny mur, który oddzielał dzielnicę od reszty miasta. Wiele dzieci polskich mówiło o niej ze strachem, a starsi często traktowali ją pogardliwie.

Nie była tematem pisarzy polskich, choć mogła nęcić egzotyką. Nawet szermierze postępu nie zaglądali na Nalewki, Muranów, Grzybów. Orzeszkowa i Konopnicka poświęciły swe utwory małomiasteczkowym Żydom, Chawa Rubin Świętochowskiego mieszkała w Kazimierzu, kirkut Klemensa Junoszy mieścił się w Lublinie.

Do gazet stołecznych nie docierały wiadomości z tej dzielnicy. Jedynie „Kurier Warszawski” składał Żydom życzenia na Nowy Rok. Redaktor antysemickiej „Roli”, Jeleński, pisał pogard­liwie i kpił z nalewkowskich Żydów. Istniało pismo „Izraelita”, poświęcone współżyciu polsko-żydowskiemu, walczące o asymilację Żydów, ale i tam niewiele można się było dowiedzieć o tym, co dzieje się w skupisku żydowskim w Warszawie.

Moja dzielnica, jak przekonałem się z biegiem lat, była podzielona na przegrody społeczne. Mieszkałem w tej bogatszej rzekomo, mało wiedząc o drugiej, uboższej.

Mieliśmy do dyspozycji tramwaj konny. Wyjeżdżał z ulicy Sierakowskiej; napełniał się publicznością żydowską na Muranowie; od Nalewek toczyła się gorączkowa walka nie tylko o dostęp dla ludzi, ale i o miejsce dla paczek. Jeśli nie udało się wedrzeć z tyłu na skutek oporu konduktora, szukano szczęścia u woźnicy. Wypraszano dowolne przystanki przy różnych bramach na Przechodniej, wywalczano wolniejszy bieg przy Żelaznej Bramie. Tramwaj ledwie posuwał się na Bagnie koło Pociejowa. Dopiero na Świętokrzyskiej robiło się luźniej.

Wysiadali żydowscy pasażerowie.

Dla mnie podróż przez dzielnicę żydowską, trwająca trzy kwadranse, była zawsze pełna przygód. Nigdy nie obeszło się bez zatargu z konduktorem czy woźnicą, bez walk pasażerów między sobą. Często rozlegały się krzyki okradzionych i dochodziło do interwencji stójkowego. Na widok kontrolera lekka kawaleria pasażerska szybko zeskakiwała z tramwaju, bo pięć kopiejek za bilet było dużą sumą.

Ten mały świat wydawał mi się bardzo duży. Podziwiałem pasaż Friedmana na Świętojerskiej z wyjściem na Wałową. Można tam było mieszkać, nie wychodząc wcale na ulicę. Były dwie bóżnice, kapliczka dla chasydów z Góry Kalwarii, dwa chedery1, piekarnia, sklepiki spożywcze, kilka jadłodajni i kawiarni, jeden hotel i dwie instytucje o śmiesznej nazwie „umeblowane pokoje”. Nie było jedynie sklepu monopolu spirytusowego.

Nalewki sprzedawały koronki, wyroby galanteryjne i pończosznicze. Gęsia handlowała manufakturą moskiewską i łódzką. Franciszkańska skupowała radomską skórę. Grzybów handlował żelazem. Obok Neufelda wyróżniał się nowy bogacz, handlarz żelaza Prywes. Mówiono: „Tyle znaczy co gwóźdź dla Prywesa”. Pociejów handlował starzyzną. Zdarzał się intruz, który sprzedawał mydło na Gęsiej zamiast na Franciszkańskiej. Były też w naszej dzielnicy oazy „gojowskie”. Fraget sprzedawał platery dla młodych małżeństw, Skarżyński na Nalewkach mydło, które kupowały służące w sobotę. Perłow handlował herbatą i cukrem na tychże Nalewkach. Kupowano u niego cukier, by zmienić sturublówkę.

Kupcy mieszkali najczęściej blisko swoich sklepów. Modlili się niedaleko od mieszkań. Patrzyli zazdrośnie i pogardliwie na Żydów, przybyszów z Litwy lub wypędzonych z Rosji. Zdawało im się, że wypierają ich sprytem, a w istocie litewscy Żydzi górowali nad polskimi i sprytem, i kulturą. Litwacy2 tulili się na Karmelickiej, Dzielnej, Nowolipkach.

Wszyscy bali się poboru do wojska, policji, Polaków, własnego groźnego Boga. Bali się nawet synagogi na Tłumackiem3. Stała bowiem na wzniesieniu, a więc nie De profundis („Z głębokości wzywałem Cię, Panie”)4, miała chór, organy, kantora5, podstrzyżonego kaznodzieję, który śmiał wzywać Pana po polsku.

Wyjście Żyda w kapocie poza dzielnicę było całą wyprawą. Handel z klientami rosyjskimi powierzali Żydzi polscy subiektom litwakom, mówiącym dobrze po rosyjsku. Sami bali się języka policji.

Żydów było tak dużo, a stanowili tak mało. Nie mieli nic do powiedzenia nawet we własnych sprawach. W ich pojęciu „goje” reprezentowali ludność nawet w Gminie Żydowskiej na Grzybowskiej. Członkowie Zarządu Gminy różnili się od mas ubiorem, językiem, zachowaniem. Byli to przeważnie mohikanie pozytywizmu, rzecznicy pracy organicznej lub ich synowie. W sali posiedzeń wisiały portrety Natansonów, Nusbaumów, Bersonów, Bergsonów, Blochów, Kronenbergów. Z odkrytymi głowami, o wąsach sumiastych, wyglądali jak puryce6. I niejeden interesant spluwał w duchu, patrząc na swoich religijnych opiekunów.

Czasem dyskretnie usuwano portret wychrzty.

Przeważna część członków Zarządu siedziała w kahale7, by nieść kaganiec oświaty polskiej. Tkwili tu przez sentyment dla ojców i ich wiary, resztkami własnego przywiązania. Właściwie mieli już swoją kartę zasług na ulicy polskiej. Zdobyli fortunę w Rosji, a używali jej na rozwój Kongresówki.

Kronenberg ufundował Bank Handlowy i zbudował warszawsko-wiedeńską linię kolejową. Natansonowie i Epsteinowie założyli papiernię. Stanisław Rotwand wraz z Wawelbergiem fundował szkoły. Czynili wszystko, by leczyć rany powstań.

Te zasługi niewielki miały walor w oczach prawowiernych Żydów, ale musieli się pogodzić z faktem, że obcy reprezentują ich w Gminie. Podobnie było z wyborami do Dumy Państwowej. Usłuchali swoich wybitnych lekarzy i adwokatów; głosowali na mężów postępu: Aleksandra Świętochowskiego i Ludwika Krzywickiego, choć nazwiska te były im zupełnie obce. Przed lokalem wyborczym ciągnął się długi ogonek. Stali w nim w ogromnej większości kapociarze8. Agitacja nie była potrzebna. Wiedzieli, na kogo nie należy głosować: endecja po ogłoszeniu manifestu carskiego w końcu 1905 roku pokazała Żydom swoje oblicze. Po głosowaniu prawowierni szli znowu do swoich bóżnic.

Ale wtedy już budziła się inna część dzielnicy żydowskiej: biedni czeladnicy z suteren i poddaszy Miłej, Muranowskiej, Dzikiej, drobni subiekci i koncypienci z Nalewek i Gęsiej, tragarze zza Żelaznej Bramy i Wołówki9.

Wielka Synagoga na Tłomackiem, początek XX wieku

Wnętrze Wielkiej Synagogi na Tłomackiem, przełom XIX i XX wieku

1 Żydowska religijna szkoła elementarna dla chłopców.

2 Żydowscy migranci przybywający do Królestwa Polskiego ze strefy osiedlenia w rosyjskich guberniach zachodnich oraz z głębi Rosji.

3 Właśc. Wielka Synagoga na Tłomackiem w Warszawie, skupiała wyznawców judaizmu reformowanego.

4 Psalm 130.

5 Osoba odprawiająca modły w bóżnicy, inaczej chazan.

6 Tu w znaczeniu: bogaci chrześcijanie.

7 Żydowska gmina wyznaniowa.

8 Potoczna nazwa ortodoksyjnych Żydów, noszących kapoty – tradycyjne odzienie wierzchnie przypominające szlachecki żupan.

9 Popularny targ przy ulicy Wałowej w Warszawie, miejsce spotkań lokalnego półświatka.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij