Moje serce bije dla ciebie - ebook
Moje serce bije dla ciebie - ebook
Do szejka Tarika przybywa delegacja księżniczki Elany, by wynegocjować warunki korzystnego małżeństwa. W składzie delegacji jest Eloise Ashworth, doradczyni i najbliższa przyjaciółka księżniczki. Jej zadaniem jest zorientować się, jakim człowiekiem jest Tarik. Ostatecznie to jej opinia zaważy na decyzji Elany. Tarik wywiera na Eloise tak silne wrażenie, że trudno jej pogodzić się z tym, że ma poślubić inną. Niespodziewanie Tarik odwzajemnia uczucie Eloise…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8342-581-8 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Woda zawsze była najciemniejsza tuż pod powierzchnią, chociaż nie tak powinno być. Powinno tamtędy przenikać słoneczne światło. Ale to nie jawa, a sen, koszmar senny, i prawa fizyki nie miały tu nic do rzeczy.
Wziął głęboki wdech, szukając powietrza, znalazł tylko wodę. Tonął, wyciągnął rękę, dotknął, poczuł, pamiętał. Coś obcego, a jednak zdumiewająco znajomego, blisko, ale zawsze, zawsze poza zasięgiem. Im bardziej zbliżał się do nici dryfujących na skraju jego podświadomości, tym bardziej uciekały one spod jego zasięgu. Ulatujący dotyk, miękki i uspokajający, zapach – wanilii i pozwolenia – promienie tańczące na starożytnej drewnianej podłodze, kłęby kurzu i śmiech – jego własny i czyjś jeszcze, głos z przeszłości pozbawiony twarzy.
Narastająca frustracja wyrwała go ze snu; tonął chłopiec niezdolny znaleźć uchwytu w głębi oceanu, ale obudził się szejk, niewykazujący najmniejszego śladu po dręczącym go koszmarze.
Jego przeszłość kryła tajemnice, pytania uprzykrzające mu życie, gdy tylko pozwolił im się prześliznąć, ale jednego był pewien: obowiązek rządzenia Savisią należał do niego, a szejk Tarik al Hassan będzie wierny obowiązkom aż do śmierci. Spełni każde żądanie. Chociaż tyle był winien swojej ojczyźnie.ROZDZIAŁ PIERWSZY
Nie było to coś, czego szukała świadomie, nie dało się jednak zaprzeczyć, że Eloise Ashworth stała się mistrzynią w studiowaniu i rozumieniu ludzi. Jak wszystkie umiejętności i ta narodziła się z potrzeby, a jej burzliwa młodość z rodzicami, którzy zaciekle ze sobą walczyli, a potem jej egzystencja u boku ciotecznej babki po ich śmierci, wyostrzyły jej zmysł obserwacji.
Nie udawało się już tego wyłączyć. Podczas gdy przypadkowy obserwator patrzący na twarz szejka widział tylko brak zainteresowania, ona widziała głębiej, poprzez zmarszczenie brwi, zwężenie źrenic, ledwie zauważalne zaciśnięcie szczęki, i zastanawiała się, co stało za jego frustracją.
Nasuwającą się odpowiedzią było pragnienie uniknięcia tego małżeństwa. Skoro jednak to jego pałac wysunął tę propozycję trzy miesiące wcześniej, nie miało to sensu. Chyba że za sznurki pociągał ktoś inny. Jej oczy omiotły sześciu mężczyzn otaczających potężnego szejka Savisii i prawie natychmiast porzuciła tę myśl. Szejk nie był kimś, kto robił cokolwiek wbrew swojej woli. Małżeństwo było jego pomysłem, ale nie był z niego zadowolony. Tego była pewna.
Oparła się głębiej o krzesło, otwarcie mu się przyglądając. W końcu na nią nikt nie zwracał uwagi. Pośród dwunastu osób, które zebrały się, żeby przedyskutować ten związek, była jedyną kobietą i jedynym uczestnikiem niepiastującym rządowego stanowiska. Podejrzewała, że jej opinia nie miała wielkiej wartości – nawet jej krzesło umieszczono w odległym końcu stołu, a żadna głowa nie obróciła się w jej stronę. Cóż za ironia, biorąc pod uwagę, że jej najlepsza na świecie przyjaciółka, księżniczka Elana z Ras Sarat, wysłała Eloise, żeby oceniła, czy małżeństwo powinno dojść do skutku. Co prawda szejk cieszył się świetlistą reputacją: był heroiczny, inteligentny, bezgranicznie oddany krajowi, uwielbiany przez swój lud, nie dawało to jednak żadnego obrazu co do tego, jakim był mężczyzną. Jego prywatne życie było zaskakująco dobrze strzeżone, co potwierdziły poszukiwania w internecie, które nie ujawniły niczego poza kilkoma zdjęciami pochodzącymi z oficjalnych uroczystości.
Tak więc Eloise miała za zadanie ocenić mężczyznę oraz potencjał małżeństwa i powrócić do Ras Sarat, by kontynuować doradzanie Elanie.
Elana słuchała tylko Eloise, bez jej zgody Elana nie poślubi szejka. Och, chciała go poślubić, a właściwie godziła się na tę konieczność. Prawda jednak była taka, że Elana nikogo nie chciała poślubić i gdyby była osobą prywatną, opłakiwałaby swojego zmarłego narzeczonego przez resztę swoich dni. Ale to małżeństwo było ważne ze względów politycznych.
Królestwo Tarika było ogromne i niesamowicie zamożne, Ras Sarat zaś mały, a dziesięciolecia złego zarządzania pozostawiły jego status finansowy i polityczny w opłakanym stanie. Małżeństwo z kimś takim jak Tarik wzmocniłoby jej rządy i zapewniłoby niezbędny zastrzyk gotówki. Zdjęłoby również z ramion Elany nieznośny ciężar i właśnie dlatego Eloise rozpaczliwie pragnęła, by szejk okazał się mężczyzną godnym poślubienia jej przyjaciółki.
Przyglądała mu się więc, gdy mówił, ale również gdy słuchał i właśnie w tych chwilach widziała najwięcej. Drobne zaciśnięcie szczęki, gdy się z kimś nie zgadzał, wysunięcie szczęki, gdy rozważał czyjeś słowa, zwężające się usta i oczy. Przez większość czasu jego twarz pozostawała bez wyrazu, ale Eloise widziała zmiany w języku ciała, których nikt inny nie był świadomy.
Zebrano dokumenty, krzesła zostały odsunięte, a Eloise siedziała bez ruchu, choć teraz nie miało to nic wspólnego ze słowami szejka, ale z dziwną ciężkością jej nóg, która uniemożliwiała jej ruch. Przyglądała mu się, żeby dowiedzieć się o nim jak najwięcej, ale coś się zmieniło i teraz patrzyła powodowana samolubnym pragnieniem jego widoku.
Zaznajomiła się z jego wyglądem, przyglądając się zdjęciom w internecie. Było w nim jednak coś, czego obrazy nie oddawały. Miał w sobie magnetyzm i charyzmę, których nie dało się zignorować.
Był zniewalający i w tym momencie Eloise poczuła, jak jego czar ją otacza, więżąc w bezruchu.
Jakby wyczuł jej chwilową niemoc, jego oczy spojrzały na nią.
Piękne oczy. Fascynujące i przenikliwe, tak magnetyczne, że nie była w stanie zrobić jedynej rozsądnej rzeczy – odwrócić wzroku. Zamiast tego wpatrywała się w niego, czując nagle każdy swój oddech.
Przyglądał jej się z tą samą dokładnością, z którą studiowała go przez ostatnią godzinę, ale bardziej jawnie. Z pozycji władzy. Był szejkiem, a gdyby ktoś wątpił w jego atuty osobiste, pomieszczenie, w którym się znajdowali, podkreślało jego niespotykane bogactwo i władzę. Ogromne, z sufitem co najmniej trzy razy przekraczającym normalne rozmiary, ze ścianą pełną okien, zza których widać było spektakularny ogród z fontannami i palmami tworzącymi spiczastą barierę, ściany miało ze złota, stół z marmuru, a szejk siedział na krześle, ciut tylko mniej imponującym niż tron, w samym jego środku, z łatwością wydając rozkazy. Wychowano go, by rządził. Pięć miesięcy po śmierci swojego ojca, szejka Samira al Hassana, przejął rolę, do której przygotowywano go całe życie.
Lud go uwielbiał – był ucieleśnieniem wszystkich cech, które są podziwiane przez ludzi. Był odważny, honorowy, silny, nieustraszony. Nie tylko był szejkiem – odbierany był niczym nastoletni idol uwielbiany przez wszystkich.
Przyglądał się Eloise zupełnie bezkarnie. Bez cienia skruchy.
A kiedy Eloise w końcu zebrała wystarczająco siły, by odsunąć krzesło i drżącą ręką sięgnąć po dokumenty, odezwał się głosem nieznoszącym sprzeciwu:
– Zostaniesz na chwilę.
Słuchała jego głosu cały ranek, dlaczego więc te słowa sprawiły, że ugięły się pod nią kolana?
Podniosła rękę do piersi.
– Ja?
Do tej chwili nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo chciała stąd wyjść, wziąć głęboki oddech i popatrzeć na coś innego niż ten mężczyzna.
Wskazał na krzesło obok siebie i powiedział:
– Proszę.
W słowie tym nie było jednak ani krzty prośby, zapytania, nie dopuszczało też możliwości odmowy.
Nagle zrobiła się świadoma wszystkiego: szelestu swojej długiej, lnianej spódnicy, kiedy szła wokół stołu, strzykania kolan, błysku światła zza okna, które odbijało się od mahoniowego stołu, ogromu pomieszczenia i echa jego głosu, czasu potrzebnego na podejście do wskazanego jej krzesła, który ciągnął się w nieskończoność, chłodnego, gładkiego, wydeptanego drewna pod stopami, jego wzroku, pełnego bezwstydnej ciekawości, jak ta, z którą ona przyglądała mu się cały ranek. Odsunęła krzesło i usiadła. Jako dziecko uczyła się tańca. Był jej życiem i choć jej cioteczna babka nie pochwalała jej zajęcia, wrodzone wdzięk i gracja nie opuściły Eloise i widać je było w najmniejszym nawet ruchu. Jak tylko usiadła, spojrzała na niego. Gdy ich oczy się spotkały, Eloise poczuła krew pędzącą w jej żyłach jak rzeka, jakby jej układ krwionośny dopiero co obudził się do życia.
Był szejkiem, to był jego pałac, jego spotkanie, na jego prośbę została. Siedziała więc bez ruchu i w ciszy, pomimo szalejącej ciekawości i nieodpartej chęci zapytania, czego chce. Siedziała spięta, z rękoma ułożonymi na kolanach i ściśniętymi kolanami, które miały ukryć wewnętrzne rozedrganie.
– Nie zostałaś przedstawiona.
– Nie, Wasza Wysokość, nie zostałam. – Cóż więcej mogła odpowiedzieć? Że doradcy z Ras Sarat nie widzieli sensu jej uczestnictwa w tym wyjeździe? Że sprzeciwiali się wszystkiemu, od kiedy została oficjalnym doradcą Elany? Gdyby tylko wiedział, jak wiele miała do powiedzenia w sprawie jego małżeństwa. Jeśli zaopiniuje je Elanie negatywnie, nie będzie żadnego małżeństwa ani traktatu, a całe te negocjacje nie będą miały żadnego znaczenia.
– Nadróbmy to teraz.
Ponownie był to raczej rozkaz niż sugestia. W tych słowach kryła się szorstkość i Eloise zrozumiała kolejną rzecz na temat tego mężczyzny: lubił znać wszystkie fakty. Był nieufny i ostrożny. Negocjowanie warunków przyszłego małżeństwa było dla niego nieprzyjemne, ale skoro musiał to zrobić, chciał mieć wokół siebie tylko zaufanych doradców, a nie przypadkową kobietę z obcego kraju.
– Jak masz na imię?
– Eloise, Wasza Wysokość.
– Eloise? – powtórzył surowym, ale niesamowicie pociągającym głosem. Wielka szkoda, że Elana przyrzekła, że nigdy nie polubi, a już na pewno nie pokocha swojego przyszłego męża. Eloise rozumiała, jak bardzo złamane było serce jej przyjaciółki, ale szejkowi Tarikowi byłoby bardzo łatwo dać się zauroczyć.
Dać się zauroczyć? Raczej łatwo było o nim fantazjować.
– Ashworth – dodała.
– Angielka?
Przytaknęła.
– A jednak pracujesz dla królewskiej rodziny z Ras Sarat?
– Tak, Wasza Wysokość. – Jednak „rodzina królewska” nie było właściwym określeniem. Była tylko Elena i jej skoligacony z nią poprzez małżeństwo wuj, który na mocy dekretu sprawował władzę po śmierci jej ojca, dopóki Elena nie dojrzała do stanowiska.
– Od jak dawna?
– Trzy lata.
– Wyglądasz na zbyt młodą.
– Mam dwadzieścia pięć lat, Wasza Wysokość.
– Tyle samo, co księżniczka.
– Tak.
– Dobrze się znacie?
– Tak.
– Przyjaźnicie się?
– Tak.
– Blisko?
– Można tak powiedzieć.
Uniósł brew, a ona musiała sobie przypomnieć, że był potężnym władcą bogatego państwa. Z jakiegoś powodu łatwo jej było rozmawiać z nim jak z równym sobie, ale nie był jej równy i musiała mieć to na uwadze.
– Jesteśmy blisko, Wasza Wysokość.
– I poprosiła cię, żebyś uczestniczyła w tych negocjacjach i zdała jej relację?
– Czy to stwarza jakiś problem?
– Ani trochę. To jest rozsądne. Księżniczka i ja spotkaliśmy się parę lat temu, ale bardzo pobieżnie. Uważałbym, że jest niemądra, gdyby podjęła decyzję, nie zasięgając informacji.
– Jej doradcy ocenią wartość tego sojuszu. Moja rola jest bardziej osobistej natury.
– Rozumiem. – Naprawdę zrozumiał. Jeśli Eloise była mistrzynią w czytaniu ludzi, on dzielił z nią tę umiejętność.
– A jeśli ty go nie zaakceptujesz?
– Reszta doradców jest zachwycona twoimi oświadczynami – odpowiedziała wymijająco.
– Jednak pytam o twoją opinię.
Znów zawoalowała odpowiedź:
– Czy jest powód, dla którego Wasza Wysokość sądzi, że mogłabym ich nie zaaprobować?
Jego usta wygięły się w grymasie aprobaty.
– Nie znam cię na tyle, by to ocenić. W końcu twoje własne doświadczenia wpłyną na twoją ocenę, prawda?
– Staram się być bezstronna podczas doradzania Jej Wysokości.
– Nawet w kwestiach takich jak ta?
– To są pierwsze oświadczyny, w których przyszło mi jej doradzać.
Kolejny grymas poruszył jej serce. Lubiła, gdy się uśmiechał. Naprawdę lubiła. Przeraziło ją to.
– Czy moja obecność przeszkadza Waszej Wysokości?
– Nie. Ale twoje odpowiedzi są pouczające.
– Och?
– Mam rację, sądząc, że twoje opinie będą miały dla księżniczki najwyższą wagę?
Otworzyła usta w zdziwieniu.
– To nie jest trudne pytanie.
– Nie?
– Odpowiedz.
– Cóż, Wasza Wysokość, choć bardzo nie chcę się nie zgodzić…
– Kontynuuj.
– Cóż, gdyby moja odpowiedź miała być twierdząca, musiałabym wykluczyć z aktywnego udziału doradców, którzy przyjechali tu na spotkanie z tobą. Zasugerowałabym również, że twój czas, który uważam za cenny, został zmarnowany podczas spotkań dotyczących amnestii i darowania długów.
– Ponieważ, pomimo rozsądnej natury tej propozycji i jasnych korzyści dla Ras Sarat wynikających z tych ustaleń, jeśli wrócisz do księżniczki i powiesz, że ci się nie podobam, nie zgodzi się na ślub?
– Nie chodzi o to, czy Wasza Wysokość mi się podoba, czy nie.
– O akceptację?
– To jest bliższe prawdy.
– A według jakiej skali?
– Słucham?
– Według jakiej skali mierzysz moją akceptowalność?
– Obawiam się, że nie jest ona całkiem naukowa. Ellie jest moją najlepszą przyjaciółką od dawna. Jesteśmy bardziej jak siostry. Znam ją lepiej niż ktokolwiek inny. Nie potrafię powiedzieć, czego szuka, ale zasługuje na szczęście. I chciałabym, żebyś mógł jej je zapewnić, szczególnie po tym, co przeszła.
– Czytałem o jej narzeczonym.
Eloise zbladła. To był straszny czas w życiu Elany, co oznaczało również, że był straszny dla Eloise. Zastanawiała się, co odpowiedzieć i doszła do wniosku, że nic.
– Ciężko zniosła jego śmierć?
– Oczywiście, Wasza Wysokość.
– Kochali się.
– Szalenie.
– Wyobrażam sobie, że musi mieć mieszane uczucia wobec moich oświadczyn.
Powiedziała zbyt wiele.
– Gdyby Elana była zdecydowana ich nie przyjąć, nigdy by mnie tu nie wysłała.
– A ty też chcesz tego małżeństwa?
Jak mogła odpowiedzieć, nie wyjawiając sytuacji, w jakiej znalazł się lud Ras Sarat? Dramatyczny stan ekonomii i systemu politycznego były czymś, czego Eloise nie zamierzała wyjawiać.
– Uważam, że w każdej sytuacji należy mieć otwarty umysł.
Zaintrygował ją ruch jego brwi, takiej reakcji jeszcze nie widziała.
– Poza byciem przyjaciółką księżniczki, jakie masz kwalifikacje do roli zaufanego doradcy?
– Moją najważniejszą zaletą jest jej zaufanie. Ale posiadam również inne cechy, na których polega, Wasza Wysokość.
– Takie jak?
– Czy to ma jakiś związek, Wasza Wysokość? – Zaczerwieniła się, gdy zdała sobie sprawę, jak właśnie odezwała się do niego. – Przepraszam. To było z mojej strony niewybaczalnie nieuprzejme.
– Bezpośrednie. Niekoniecznie nieuprzejme. A gdybyś jeszcze nie zauważyła, wolę szczere rozmowy.
– Mimo wszystko.
– Nie interesują mnie twoje przeprosiny.
Skrzyżował ramiona, przyciągając jej uwagę do mięśni na torsie. Miał na sobie tradycyjne szaty swojego kraju, luźne i szeleszczące, ale teraz jej oczom ukazał się cień sylwetki ze zdjęć, na których nosił zachodnie ubrania, znacznie bardziej uwidaczniające jego posturę. Poczuła suchość w ustach. Sięgnęła po szklankę z wodą, zanim zdała sobie sprawę, że należała do osoby wcześniej zajmującej jej krzesło.
Szejk stał i to jego wzrost robił na niej wrażenie. Miał dokładnie sto dziewięćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, zniewalającą budowę ciała i niespotykane proporcje, które sprawiały, że czuła się, jakby stał przed nią starożytny bóg. Przeszedł do stołu na końcu sali i nalał do szklanki świeżej wody. Małe kawałki cytryny i granatu unosiły się na powierzchni, gdy postawił ją przed nią.
– Dziękuję – wyszeptała.
Skinął głową, ale zamiast wrócić na swoje krzesło, przysiadł na brzegu stołu na tyle blisko, że materiał jego szaty zawinął się lekko o jej krzesło. Ukradkiem przesunęła obie ręce w stronę wody, unikając pokusy. Pokusy? Na szyi pojawiła jej się kropla potu, gdy pospiesznie spojrzała w bok, skupiając się na widoku z pałacowego okna na gaj drzew figowych, posadzonych w idealnie równych rzędach setki lat temu.
– Twoje kwalifikacje – przypomniał jedwabistym głosem z tak bliska, że mogła sobie wyobrazić, jak ją okala, wypełniając pustkę w jej piersi.
Przełknęła i odstawiła szklankę, trzymając jedną dłoń na niej, jakby była kotwicą trzymającą ją w rzeczywistości i przypominającą o zobowiązaniach wobec Elany. Tak łatwo byłoby mu zreferować jej życiorys, ale coś ją powstrzymywało.
– Dlaczego uważasz, że mam jakieś poza przyjaźnią z księżniczką?
– Twoja obecność nie byłaby tolerowana, gdyby chodziło tylko o przyjaźń.
– Moja obecność tutaj jest ledwie tolerowana – wyznała, zanim zdała sobie sprawę, jak bardzo się odsłoniła. Poczuła gorąco na policzkach i miała ogromną nadzieję, że się nie zarumieniła.
– Nie było cię tu wczoraj i nikt nie oczekiwał twojej obecności dziś.
– Tak, Wasza Wysokość. Nie podróżowałam z delegacją.
– Dlaczego?
Na to pytanie były dwie odpowiedzi, obie zasadne: negocjatorzy nie chcieli jej obecności i zrobili wszystko, co w ich mocy, żeby przyjechać bez niej. Ale, co ważniejsze, nigdy nie latała, jeżeli tylko mogła tego uniknąć. Przerażała ją już sama myśl o lataniu.
– Przyjechałam samochodem – odpowiedziała.
– Z Ras Sarat?
– To nie tak daleko.
– Musiało ci to zająć całe dni.
– Tak – pospieszyła z odpowiedzią, zanim zdążył ją bardziej przycisnąć. – Lubię robić sobie malownicze wycieczki, kiedy tylko mam taką możliwość.
Grymas na jego twarzy wyjawił, że go nie przekonała, ale nie naciskał.
– Co do moich kwalifikacji, ukończyłam prawo na Oxfordzie i ekonomię w Londyńskiej Szkole Ekonomicznej.
Jeśli mu zaimponowała, nie pokazał tego po sobie.
– Uczyłaś się z księżniczką?
– Tak, w liceum i na Oxfordzie.
Zastanowił się przez chwilę, aż w końcu ruszył ku drzwiom i otworzył je.
– Czas na podsumowanie.
Jak gdyby stali w oczekiwaniu na ten moment po drugiej stronie drzwi, delegaci zaczęli wypełniać salę, a Eloise wstała i w pośpiechu wróciła na swoje miejsce na końcu stołu. Ich konwersacja była dziwna i niezadowalająca, a jej nagły koniec sprawił, że poczuła rozczarowanie. Podobała jej się jego uwaga w całości skupiona na jej osobie i czuła się dotknięta koniecznością dzielenia jej z resztą sali. A potem przemówił.
– Negocjacje zostaną wznowione za tydzień. Kontynuowanie ich na tym etapie jest bezcelowe.
Przewodniczący dyplomata z Ras Sarat parsknął ze złością, a Eloise poczuła, jak krew się w niej gotuje. Powiedziała coś nie tak? Odstraszyła go? Przyjechała tu, żeby ocenić, czy się nadawał, nie żeby zrujnować nadzieje na to małżeństwo. Choć Elana nigdy by go nie pokochała, desperacko potrzebowała tego związku.
– Ale, Wasza Wysokość, z całym szacunkiem, to związek o wielkiej wadze. Choć szczegóły wymagają trochę uwagi, nie zamierzasz chyba porzucić tego pomysłu?
– Czy powiedziałem, że mam taki zamiar? – zapytał zimno, zwracając się do biedaka, który zadał pytanie.
– Nie, ale nie rozumiem, jaki mógłby być inny powód do przekładania negocjacji.
– Taki, że księżniczka nie podjęła jeszcze decyzji, czy chce mnie poślubić. Bez tego rozważanie cen importu jest stratą naszego czasu.
– Gdyby jej wysokość nie myślała poważnie o tym małżeństwie, nie wysyłałaby nas tutaj bezzwłocznie.
– Nie wysłałaby również emisariusza, który ma ocenić, czy będę odpowiednim małżonkiem.
Tym razem Eloise była pewna, że jej policzki są równie czerwone, co gorące. Wszystkie oczy w sali skierowane były na nią.
– Małżeństwo to coś znacznie więcej niż współpraca pomiędzy rządami. Moi rodzice byli doskonałym przykładem wartości partnerstwa i współpracy. Jej Wysokość wykazała się wyśmienitą rozwagą, zachowując ostrożność, jednak dopóki pani Ashworth nie będzie gotowa wystawić rekomendacji, dalsze negocjacje będą stratą czasu. – Odwrócił się do Eloise.
– Dlatego pani Ashworth i ja damy sobie tydzień na poznanie się. Odpowiem na wszystkie jej pytania. A ponieważ Jej Wysokość będzie rezydować w Savisii, pani Ashworth odwiedzi również pałace i zapozna się z kulturą naszego kraju. Po tym czasie będzie miała podstawy do przekazania swojej opinii księżniczce i, jeśli taka będzie jej wola, powrócimy do negocjacji. Do tej pory cieszcie się gościnnością mojego pałacu, panowie.