Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Moje wielkie szczęście - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 stycznia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Moje wielkie szczęście - ebook

Czy miłość i nadzieja wystarczą, by pokonać przeciwności losu?

Na pierwszy rzut oka dwudziestotrzyletnia Magda Koprowska ma wszystko – luksusowe mieszkanie, prestiżową pracę i grono przyjaciół. Jednak za pozornym szczęściem kryje się głęboka tęsknota za rodziną i marzenie o byciu mamą. Kiedy poznaje miłość swojego życia, Konrada, wydaje się, że jej przyszłość nabiera blasku. Niestety, walka z niepłodnością przeradza się w wyczerpujący koszmar – badania, nieustanna nadzieja i decyzja o in vitro wystawiają ich miłość na ciężką próbę.

„Moje wielkie szczęście” to poruszająca historia o nadziei, determinacji i miłości, która pokazuje, że prawdziwe szczęście nie tkwi w rzeczach materialnych, lecz w chwilach spędzonych z tymi, których kochamy.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8373-505-4
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

– Dzień dobry, pani Magdo, proszę usiąść. Zaniepokoił mnie pani telefon, co się stało?

– Dzień dobry, pani doktor, znowu czuję, że wszystko mnie w środku boli. Mój brzuch wygląda jak balon, plamię i na dodatek od wczoraj gorączkuję.

To ja, Magda. Mam osiemnaście lat, chodzę do technikum i od czterech lat ginekologa odwiedzam częściej niż sklep odzieżowy. Moim największym marzeniem jest mieć swoją rodzinę, ale niestety ciągłe problemy zdrowotne sprawiają, że w mojej głowie pojawia się strach, czy kiedykolwiek zostanę mamą.

– Zapraszam na badanie – powiedziała lekarka.

Nogi trzęsły mi się jak galareta, za każdym razem, kiedy siadałam na ten „samolot”, chciało mi się płakać. Nie pamiętam, kiedy wyszłam z tego gabinetu uśmiechnięta.

– Aaaaał, boli! – krzyknęłam.

– Pani Magdo, zapalenie macicy i przydatków, po raz kolejny. Wie pani, że to już drugi raz w przeciągu pół roku? Proszę przejść jeszcze na leżankę, zrobimy USG dopochwowe. – Głos lekarki był lekko przygaszony, w jej oczach malowało się współczucie.

Położyłam się. Pani doktor założyła kondom na głowicę aparatu i wycisnęła na nią trochę żelu, a ja po cichu zaczęłam się modlić, żeby nic nie znalazła.

– Boli! Aaaaał, boli!!! – Po policzkach popłynęły mi łzy. To był znów ten cholerny ból, który dokuczał mi za każdym razem, kiedy miałam zapalenie. Czułam się, jakby mnie rozrywało, ale musiałam wytrwać jeszcze chwilkę.

– Widzę torbiel w jajniku, ma trzy centymetry.

Teraz łzy płynęły już strumieniami. Kiedy badanie dobiegło końca, usiadłam, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.

– Magdo, jesteś w wieku mojej córki i serce mi pęka, gdy patrzę na twoje cierpienie – wyksztusiła lekarka, która sama miała szkliste oczy. – Musimy wyleczyć zapalenie antybiotykiem, obserwować torbiel. Przyjdź do kontroli za dwa tygodnie – dodała.

– Czy będę mogła kiedyś zajść ciążę? – wyksztusiłam z siebie.

– Wierzę w to bardzo mocno, chociaż każde zapalenie przydatków prowadzi do zrostów, a nawet niepłodności. Powinnaś już powoli myśleć o macierzyństwie, bo przy twoich problemach liczy się każdy dzień.

– Jak „już”?! – krzyknęłam.

_Przecież ja mam dopiero osiemnaście lat, chodzę jeszcze do szkoły, nie wiem, co chcę robić w życiu, nie wiem, kim chcę być… Mam chłopaka, chociaż nie jestem pewna, czy to z nim chcę tworzyć przyszłość… Koleżanki chodzą na imprezy, bawią się, a ja mam już podjąć decyzję na całe życie?! _– biłam się z myślami i marzyłam już tylko o tym, aby być w domu, położyć się i płakać w poduszkę. Oczywiście przy smętnej muzyce, aby jeszcze bardziej wycisnąć z siebie łzy.

– Tak byłoby najlepiej – odpowiedziała moja ginekolog.

Minęły dwa tygodnie. Zakończyłam antybiotykoterapię, brzuch już nie przypominał balonu, ale nadal był napęczniały. Nie czułam bólu, nie było plamień, za to pojawiły się wymioty, nudności i ból głowy. Dzisiaj o szesnastej byłam umówiona na kontrolę u doktor Bednarek. Kiedy miałam czternaście lat, doktor wymrażała mi nadżerkę w szyjce macicy. Byłam jeszcze wtedy dzieckiem, które chodziło do gimnazjum i piło pierwsze piwko w lesie w piątek po szkole. Dwa lata później w mojej szyjce macicy pojawiły się polipy, najpierw jeden, a po tygodniu były już cztery, które trzeba było szybko usunąć. Oczywiście oprócz tego zdarzały się też zapalenia, bóle, plamienia i inne dolegliwości, a wizyta na pogotowiu po zastrzyk przeciwbólowy, gdy pojawiła się miesiączka, była już tradycją.

Cały dzień nie jadłam z nerwów, tylko co chwilę spoglądałam na zegarek. W końcu jednak nadeszła godzina mojej wizyty.

– Dzień dobry, pani doktor – powiedziałam, wchodząc do gabinetu.

– Witaj, Magdo, jak się czujesz? – zapytała lekarka.

– Bóle brzucha minęły, ale mam nudności. Pewnie przed okresem, więc musi być już wszystko dobrze – oznajmiłam.

Położyłam się na kozetce. Czułam, że ciśnienie mi podskoczyło, a serce bije jak oszalałe.

– Minęły dwa tygodnie, a torbiel urosła o cztery centymetry. Magdo, przykro mi, daję ci skierowanie do szpitala na cito – powiedziała zaniepokojona lekarka.

– Ale jak to możliwe, że urosła tak szybko? Czy to coś poważnego? – ledwo wydusiłam z siebie. Łzy leciały mi po policzkach, jak zwykle. Jestem osobą, która ciągle płacze. Ze szczęścia, ze złości, ze smutku. Nie umiem tego powstrzymać.

Mieszkałam sama, w mieszkaniu po mamie, która odeszła ode mnie, gdy miałam trzynaście lat. Tak po prostu spakowała torbę i wyjechała ze swoją nową miłością. Na szczęście w tym przypadku mogłam liczyć na tatę. Choć miał nowe życie, mieszkał niedaleko mnie i nie zostawił mnie wtedy samej. Wzięłam torbę i pojechaliśmy razem do gdańskiego szpitala. Kiedy dotarliśmy na miejsce, kazano nam usiąść w poczekalni i zaczekać, aż lekarz mnie przyjmie. Widziałam ciężarne kobiety z grymasem bólu na twarzy, które wchodziły do szpitala ze swoimi partnerami, bo zaczęły rodzić, i szczęśliwe pary, które opuszczały szpital z noworodkami.

Po dwóch godzinach z gabinetu wyszedł doktor i w końcu usłyszałam swoje nazwisko.

– Koprowska Magdalena, zapraszam.

Weszłam do środka i pokazałam moje skierowanie. Doktor mnie zbadał, po czym siadł przed komputerem i powiedział:

– Owszem, jest torbiel do usunięcia. Rośnie szybko, to może być zmiana nowotworowa.

– Zmiana nowotworowa? – Z trudem przełknęłam ślinę. W mojej głowie natychmiast pojawiło się tysiąc myśli: _zostaję w szpitalu, noc w nie swoim łóżku, wenflon, pobieranie krwi, kroplówka, operacja, rak…_

– Tak, gdy wytniemy torbiel, pójdzie do badania histopatologicznego i dowiemy się, czy to zmiana łagodna, czy złośliwa. Mogę panią wpisać na październik.

_Co, kurwa?_ – pomyślałam.

– Przepraszam, ale jak to na październik? – zapytałam zdenerwowana. – Mamy dopiero styczeń…

– Wie pani, takich kobiet mamy mnóstwo. Może pani pójść na onkologię, może znajdą szybszy termin.

– Moja torbiel rośnie. A co, jeśli pęknie?

– Wtedy będzie pani odczuwać silny ból brzucha, będzie pani krwawić i trzeba szybko zjawić się w szpitalu, bo może to doprowadzić do groźnych powikłań i zagrażać pani życiu – powiedział tak delikatnie, jakby przyszedł do piekarni kupić świeże bułki.

Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Nie przyjmą mnie, ale jak torbiel pęknie mi w domu, to mam przyjechać, bo może to zagrażać mojemu życiu. Tak właśnie działa nasza polska służba zdrowia. Nie mówiąc nic, wstałam i trzasnęłam drzwiami gabinetu.

– Wychodzimy stąd, banda pojebów – powiedziałam do taty.

W przeciągu tygodnia leżałam już w klinice w Bydgoszczy, szykując się na laparoskopię. Jest to zabieg chirurgiczny przeprowadzany w znieczuleniu ogólnym, podczas którego wykorzystuje się laparoskop, czyli specjalną rurkę składającą się z teleskopu, małej kamery i źródła światła. Urządzenie to wprowadza się do wnętrza ciała, nacinając powłoki brzuszne, zwykle w okolicach pępka oraz podbrzusza.

Był piątek, godzina dziewiąta, moja klasa przygotowywała się do studniówki, a ja czekałam na zabieg.

– Pani Magdo, o dziesiątej przyjdę po panią i pójdziemy na salę operacyjną. Proszę się nie denerwować – powiedziała pielęgniarka o pięknych długich czarnych włosach, która przyszła podłączyć mi kroplówkę. – Jest pani w cudownych rękach – dodała.

Kiedy zaprowadzono mnie na salę operacyjną, byłam tak zdenerwowana, że miałam ochotę stamtąd uciec. Czułam się jak mała zagubiona dziewczynka, która jest całkowicie sama wśród obcych.

– Dzień dobry, witam. Pani Koprowska, zgadza się? – zapytał uśmiechnięty lekarz.

– Tak, to ja – wybełkotałam.

– Proszę się położyć. Troszkę niżej, a lewą rękę poproszę tutaj.

– Dzień dobry, dzień dobry! Nazywam się Jan Piskarek i jestem anestezjologiem, będę dzisiaj panią znieczulał. – Mężczyzna był tak wesoły, że prawie to z siebie wyśpiewał.

– Dzień dobry, dobrze – wyszeptałam.

– Skąd pani przyjechała?

– Z Gdyni.

– Skąd?

– Z Gdyni.

– Jeszcze raz, skąd?

Odleciałam. Obudziłam się już na swojej sali, przykryta białą kołdrą, z plastrami na brzuchu, podłączona pod kroplówkę z lekami przeciwbólowymi. Czułam, jak ciągnie mnie brzuch, a plecy i szyja są obolałe, tak jakby ktoś mnie skopał. Nie mogłam się ruszyć, zamknęłam oczy i zasnęłam.

Po czterech tygodniach odebrałam wynik. „Zmiana nowotworowa łagodna – torbiel skórzasta. Pofragmentowana cienkościenna torbiel o łącznej średnicy siedmiu centymetrów. Osobno w naczyniu zawartość torbieli, składająca się z tkanki tłuszczowej i fragmentu skóry pokrytej włosami o średnicy trzech centymetrów”. Nic poważnego, ulżyło mi.

***

Dzisiaj mam dwadzieścia trzy lata i mieszkam sama w pięknym dwupokojowym mieszkaniu w Gdyni. Z mojego piątego piętra widzę w oddali morze. To mój ulubiony widok. Wieczorami, kiedy siadam na tarasie, piję moją ulubioną herbatę z miodem, malinami i goździkami i patrzę przed siebie. Tak po prostu, czuję spokój i ciszę. Jestem wdzięczna, że jestem zdrowa, że nic mnie nie boli i przede wszystkim, że nie muszę już tak często chodzić do ginekologa. Mieszkanie dostałam od dziadków na osiemnaste urodziny. Dziś już ich ze mną nie ma.

Pracuję w Sopocie, w salonie BMW. Mam największą sprzedaż ze wszystkich w tym roku. Od dziecka ojciec wpajał mi miłość do tej marki, zabierał mnie na wystawy i tak już zostało. W moim pokoju na jednej półce leżały lalki barbie, a na drugiej wszystkie modele BMW. Wiedziałam, że moja przyszłość będzie związana z motoryzacją. Po prostu to kocham.

Jutro mamy imprezę firmową. Można zabrać ze sobą osobę towarzyszącą, zaprosiłam więc moją przyjaciółkę Baśkę. Mieszkamy w jednym bloku. Poznałyśmy się cztery lata temu, kiedy przyszłam do niej pierwszy raz na paznokcie. Obecnie ma trzydzieści dwa lata, dwunastoletniego syna i męża marynarza, który bezgranicznie ją kocha. Cudownie się na nich patrzy. Basia przyjmuje w domu tylko kilka stałych klientek. Jest dla mnie jak siostra, dlatego nie wyobrażam sobie iść tam z kimś innym. Ona, tak jak ja, kocha samochody. Mąż w prezencie na rocznicę ślubu kupił jej nowego Mercedesa C Coupe. Basia na ulicy nie odwraca się, gdy ktoś idzie pięknie ubrany, Basia odwraca się, kiedy widzi dobry samochód. Raz nawet, gdy szłyśmy ulicą Świętojańską, tak się zapatrzyła na czarnego Mercedesa klasy G, że potknęła się o słupek i zamiast na śniadanie pojechałyśmy na pogotowie zakładać gips na złamaną rękę.

***

O siedemnastej zadzwoniła do mnie Basia.

– Madzia, to co, taxi na dziewiętnastą? – zapytała.

– Tak. Osiemnasta trzydzieści u mnie? Wypijemy lampkę asti.

– Będę!

Założyłam czarną sukienkę na ramiączkach z dekoltem – jak nie wiesz, co ubrać, zawsze postaw na małą czarną – i całe moje sto sześćdziesiąt centymetrów podniosłam jedenastocentymetrowymi szpilkami. Do tego ramoneska i czarna kopertówka. Zrobiłam delikatne loki, usta pomalowałam moim ulubionym kolorem nude, rzęsy lekko podkreśliłam tuszem i na koniec obficie rozpyliłam zapach Armani Sì.

Baśka nienawidziła obcasów, najlepiej czuła się w stroju sportowym. Ubrała luźne jasne dzwony, biały T-shirt z małym napisem „La Mania”, katanę jeansową i do tego buty New Balance 550.

Impreza odbywała się w Sheratonie w Sopocie. Kiedy weszłyśmy do hotelu, na powitanie wręczono nam kieliszek prosecco. Było dużo ludzi, powiedziałabym nawet, że bardzo dużo. Na środku sali, pod płachtą, stało premierowe BMW. Ludzie szeptali między sobą, zgadując, co to za samochód. Ja już wiedziałam, ponieważ sama go tutaj sprowadziłam – BMW 5 w szarym kolorze. Nie był to jednak zwykły szary, ale wyjątkowy Gunmetal II Metalic z palety BMW. Za każdym razem wyglądał inaczej, pięknie mienił się w słońcu, byłam nim zachwycona.

Gdy wybiła godzina dwudziesta, nasz dyrektor wszedł na podest i wygłosił mowę, którą zakończył słowami: „A teraz chciałbym przedstawić państwu naszego nowego kierownika Działu Sprzedaży. Pani Magdalena Koprowska! Zapraszamy!”.

Zakrztusiłam się, nie mogąc złapać oddechu. _Ja kierownikiem? Ale jak?_ – niedowierzałam w duchu. Dobrze, że byłam po dwóch kieliszkach prosecco i miałam nieco więcej odwagi. Weszłam na podest, nogi miałam jak z waty, nadal myślałam, że to jakaś pomyłka.

– Gratulacje, pani Magdaleno, osiągnęła pani w tym roku największą sprzedaż, od dziesięciu lat nikt nie miał takich wyników. Nie wiem, jak pani to robi, ale jest pani najlepsza. Oby tak dalej, życzę dalszych sukcesów – powiedział dyrektor Krzysztof Rajek.

Wzięłam mikrofon i łamiącym się głosem przemówiłam:

– Naprawdę nie wiem, co powiedzieć… Jest to dla mnie niesamowite wyróżnienie i spełnienie marzeń. Przytoczę tylko jeden cytat: „Rób to, co kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia w życiu”. I tak jest, kocham to, co robię, i jestem wdzięczna za to, że mogę tutaj dzisiaj być. Dziękuję!

Nagle z tłumu wyłonił się ON. Patrzył na mnie, a blask bijący z jego oczu sprawił, że nie widziałam nic prócz niego. Wysoki, na oko sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, dobrze zbudowany szatyn, o niebieskich oczach i śnieżnobiałym uśmiechu. Czarny garnitur, biała koszula i czarne lakierki, na ręku duży czarny zegarek. Wyglądał idealnie! Takie dziesięć na dziesięć. Uśmiechnęłam się do niego, czując, jak moja twarz płonie, a pot leje mi się po plecach. Nogi się pode mną ugięły, a oddech przyspieszył Pierwszy raz w życiu poczułam coś takiego, jakby to była miłość od pierwszego wejrzenia. Schodząc z podestu, widziałam, jak zbliża się w moją stronę.

– Dzień dobry, Magdo, jestem Konrad. – Wyciągnął do mnie rękę.

– Dzień dobry, Konradzie. – Widziałam, jak Baśka na mnie patrzy, a ja stałam jak zamurowana.

– Gratuluję awansu, to musi być dla ciebie wspaniały wieczór – powiedział.

– Ah, dziękuję bardzo, zupełnie się tego nie spodziewałam. Owszem, jest wspaniały – odparłam, po czym w myślach już widziałam nas razem.

– Może dasz się zaprosić jutro na kolację? Wtedy i ja miałbym idealny wieczór…

_O kurwa, co robić?!!! Iść czy nie iść?_ Był taki cudowny, przystojny, pachniał tak intensywnie, jak lubię. Spojrzałam na Basię, a ona szeroko się uśmiechnęła. _Idę na żywioł_ – pomyślałam.

– Oczywiście, jestem wolna o osiemnastej.

– Madziu, w takim razie poproszę o twój numer telefonu. Zadzwonię – powiedział z uśmiechem.

– Proszę. – Podałam mu wizytówkę.

– Twoje zdrowie! – Przechylił kieliszek w moją stronę.

– Zdrówko! – odpowiedziałam, odwzajemniając jego gest.

Wróciłam do domu po dwudziestej drugiej. Marzyłam już tylko, żeby wziąć prysznic i położyć się do łóżka. Chciałam się wyspać, iść rano na trening, a potem do pracy. Myślałam o Konradzie. _Jak to możliwe, że podszedł właśnie do mnie? Czy każdą pierwszą lepszą napotkaną dziewczynę zaprasza na kolację? Czy jest typem faceta, który myśli, że rano zje u mnie śniadanie? Nie ma takiej opcji. Pewnie nawet się nie odezwie._

Kiedy położyłam się do łóżka, spojrzałam na telefon. O 23.23 otrzymałam jedną wiadomość.

Śpisz? Z tej strony Konrad.

Nie śpię.

Odpisałam.

Czy mogę do Ciebie zadzwonić?

Oczywiście.

Nasza rozmowa przeciągnęła się do drugiej w nocy. Czuliśmy się swobodnie, jakbyśmy się znali od lat. Okazało się, że mamy kilku wspólnych znajomych, kojarzył mojego tatę i raz widział mnie w meksykańskiej restauracji w Gdyni, gdy miałam siedemnaście lat. Ja widziałam go pierwszy raz na oczy, a może wcześniej nie zwróciłam na niego uwagi? Miał taki cudowny głos. Nadawaliśmy na tych samych falach. Czy można zobaczyć kogoś raz i poczuć takie pierdolnięcie? Czy to jest właśnie ta miłość od pierwszego wejrzenia? Nigdy w to nie wierzyłam, ale odkąd go zobaczyłam, nie jestem w stanie myśleć o niczym innym. Jest starszy ode mnie o dziewięć lat. Był w poważnym, długim związku, ale ona postanowiła zrobić skok w bok i spotykać się ze swoim byłym na małe co nieco, więc podziękował jej za udział w swoim życiu. Jego rodzice zmarli kilka lat temu. Chciał stworzyć prawdziwy dom i rodzinę, i marzył o dziecku… Złapało mnie to za serce, chciał tego samego co ja. Też marzę o dziecku, myślę codziennie, czy dane mi będzie zostać mamą. _Czy to jakieś przeznaczenie?_ – pomyślałam. Byłam wcześniej w związku, byłam zakochana, ale nigdy nie czułam tego, co podczas tego jednego wieczoru.

O siódmej rano obudził mnie dźwięk budzika. Kiedy sięgnęłam po telefon i wyłączyłam go, spostrzegłam, że dostałam nową wiadomość od Konrada. O 6.47!

Życzę Ci miłego dnia :)

_To miłe_ – ucieszyłam się, a serce zaczęło mi walić jak oszalałe.

Dziękuję Ci bardzo, Tobie również życzę miłego dnia :)

Odpisałam.

Czy to stanie się rzeczywistością? Czy jeszcze raz go zobaczę?

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: