Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Monster. Boston Belles. Tom 3 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
8 marca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
40,90

Monster. Boston Belles. Tom 3 - ebook

Czy dobre, uczciwe serce i mroczna, zepsuta dusza mogą iść w parze?

Aisling Fitzpatrick nie zakochała się ani w księciu, ani w rycerzu. Zamiast tego darzy wielkim uczuciem potwora, który ją przeraża, ale jej obsesja nie wygasa mimo upływu kolejnych lat. Kiedy cały Boston drży przed obliczem Sama Brennana, ona marzy, by wreszcie spojrzał na nią jak na kobietę, a nie niewinną i rozpuszczoną córkę wpływowego pracodawcy. Mimo że wszyscy przekonują ją, że Brennan nie jest zdolny do miłości, to wierzy, że jego serce nie jest skute lodem.

Dziewczyna przekona się, że Sam jest mistrzem w odkrywaniu sekretów. Ujawni nie tylko wszystkie okropne tajemnice jej ojca, ale ostatecznie uda mu się poznać największy sekret, jaki Aisling skrywała dotąd przed całym światem.

Sam nie jest jedynym potworem w tej historii.

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8321-377-4
Rozmiar pliku: 4,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

„Może nigdy nie byliśmy sobie przeznaczeni. Ale tamtej karnawałowej nocy, kiedy pokazałaś mi, kim naprawdę jesteś, zrozumiałem, kim ja chcę być”.

Najważniejsze słowa, jakie kiedykolwiek przeczytałam, były nagryzmolone na drzwiach przenośnej toalety na przedmieściach Bostonu.

Pożądanie przemija, miłość trwa.

Pożądanie jest niecierpliwe, miłość czeka.

Pożądanie spala, miłość ogrzewa.

Pożądanie niszczy, ale miłość? Miłość zabija.

Może moim przeznaczeniem od zawsze było zakochać się w potworze.

Gdy inne dzieci drżały ze strachu przed ostrymi zębami bestii z szafy, ja marzyłam, by ją zobaczyć.

Chciałam ją karmić, oswoić, zrozumieć.

Ja i Sam mogliśmy się kochać tylko w ciemności.

Gdy prawda wyszła na jaw, to ja przecięłam pępowinę.

Nazywam się Aisling Fitzpatrick i muszę się do czegoś przyznać.

Sam Brennan nie jest jedynym potworem w tej opowieści.PROLOG

SAM

Lat 9

PŁACZESZ OSTATNI RAZ W ŻYCIU, MAZGAJU.

Była to moja jedyna myśl, gdy kobieta, która mnie urodziła, pięciokrotnie wcisnęła dzwonek, trzymając mnie za bety, jakby odprowadzała do domu łobuza z sąsiedztwa, który obrzucił jej dom papierem toaletowym.

Drzwi apartamentu wuja Troya otworzyły się na oścież. Wepchnęła mnie za próg.

– Proszę. Wygraliście. Jest cały wasz.

Wpadłem w objęcia ciotki Sparrow, a ona zatoczyła się do tyłu, opiekuńczo mnie obejmując. Sparrow i Troy Brennanowie tak naprawdę nie byli moim wujostwem, ale spędzałem z nimi mnóstwo czasu – a i tak było mi mało.

Cat vel kobieta, która mnie urodziła, wreszcie mnie oddawała. Podjęła decyzję tego samego dnia, mijając mnie w drodze do sypialni.

„Dlaczego jesteś taki mały? Dzieciak Pam jest w twoim wieku, a jest wyrośnięty”.

„Bo mnie nie karmisz, do cholery”. Rzuciłem joystick na bok, łypiąc na nią okiem.

„Masz jakieś dziesięć czy tam jedenaście lat, Samuelu! Naucz się wreszcie robić kanapki”.

Faktycznie byłem niedożywionym dziewięciolatkiem. Miała rację – i zrobiłbym sobie tę kanapkę, gdyby w lodówce nie wiało pustką. Brakowało nawet ketchupu, był tylko sprzęt do dawania sobie w żyłę i dość alkoholu, żeby wypełnić po brzegi Charles River.

Nie żeby ją to obchodziło. Wściekła się, bo zwinąłem jej kokę i sprzedałem typkom z naszej ulicy, a za zarobione w ten sposób pieniądze kupiłem cztery happy meale i pistolet-zabawkę.

Cały ciężar mojego wychowania spadł na babcię Marię, która z nami mieszkała i pracowała na dwa etaty, żeby nas utrzymać. Catalina była w naszym domu jak mebel. Zajmowała przestrzeń, ale jakby jej nie było. Wyprowadzała się do swoich chłopaków, gdy tylko wzięła ich pod pantofel. Była stałym gościem ośrodków odwykowych, spotykała się z żonatymi mężczyznami i umiała skombinować kasę na drogie buty i torebki. Dzieciaki ze szkoły powtarzały za swoimi ojcami, że Cat zna każde zagłębienie materaca w miejscowym motelu, i choć nie wiedziałem wtedy, co to znaczy, przeczuwałem, że nic dobrego.

Kiedyś podsłuchałem, jak wuj Troy ją beszta. „To nie cholerne Hamptons, Cat. Nie możesz odwiedzać go raz na jakiś czas w ładną pogodę”.

Catalina kazała mu zamknąć jadaczkę. To był największy błąd, jaki kiedykolwiek popełniła na haju. Tamtego dnia wyrzucili mnie ze szkoły. Stłukłem na miazgę Neila DeMarca, bo powiedział, że jego rodzice rozwodzą się przez moją mamę.

„Twoja matka to wywłoka i teraz muszę się przeprowadzić do mniejszego domu! Nienawidzę cię!”

Gdy z nim skończyłem, miał kolejny powód do nienawiści, bo na dobre poprawiłem mu facjatę.

Kiedy Cat po mnie przyjechała, zaczęła wrzeszczeć, że z moją zrobiłaby to samo, ale nie chce niszczyć sobie nowych paznokci. Słyszałem ją jak przez mgłę. W głowie mi szumiało od adrenaliny i wszystkiego, co o niej usłyszałem.

Ale wiedziałem, że jest za skąpa, żeby w razie czego zawieźć mnie na pogotowie, więc trzymałem język za zębami.

– Cały nasz? – Ciotka Sparrow zmrużyła swoje zielone oczy. – O czym ty mówisz? Dziś nie jest nasz dzień odwiedzin.

Ciotka miała rude włosy, piegi i ciało jak strach na wróble – sama skóra i kości. Nie była tak ładna jak Catalina, ale i tak ją bardziej kochałem.

Cat przewróciła oczami i tak mocno kopnęła torbę z moimi rzeczami, że ta zatrzymała się dopiero na goleniach wuja Troya.

– Nie udawaj, że od początku do tego nie dążyliście. Zabieracie go na rodzinne wakacje, ma u was pokój i chodzicie na wszystkie jego mecze. Karmiłabyś go piersią, ale niestety jesteś płaska jak deska. – Obrzuciła ciotkę pogardliwym spojrzeniem. – Od początku chcieliście go zagarnąć. Żeby uzupełnił waszą nudną trzyosobową rodzinkę. Cóż, właśnie uśmiechnęło się do was szczęście, oficjalnie jest wasz.

Przełknąłem z trudem ślinę, nie odrywając wzroku od płaskiego telewizora za plecami Sparrow. W salonie panował bałagan, ale z gatunku tych miłych dla oka. Wszędzie walały się zabawki i różowe puchate kocyki, a w kącie stała błyszcząca fioletowa hulajnoga. Na ekranie migały sceny z Walecznego serca, ulubionego filmu Sailor. Pewnie już spała.

Ona miała porę drzemki. Normalny plan dnia. Zasady.

Sailor była dwuletnią córką Troya i Sparrow. Kochałem ją jak siostrę. Kiedy bała się potwora pod łóżkiem, a ja akurat u nich byłem, przychodziła do mojego pokoju i wślizgiwała się pod koł­drę, i przytulała do mnie z całych sił, jakbym był pluszakiem.

„Nie daj mi zrobić krzywdy, Sammy”.

„Przenigdy, Sail”.

– Nie przy dziecku. – Troy stanął między mną a Cat. Zaburczało mi w brzuchu i przypomniałem sobie, że poza tymi happy mealami nic nie jadłem.

– Sam, dasz nam chwilkę? – Sparrow przeczesała palcami moją zakurzoną czuprynę. – Kupiłam ci tę grę wideo, o którą prosiłeś. Weź sobie jakąś przekąskę i pograj, a my dokończymy rozmowę.

Postawiłem na suszoną wołowinę – wuj Troy powiedział, że dzięki białku urosnę – i wyszedłem na korytarz, ale nie skręciłem do swojego pokoju. Od pierwszej klasy podstawówki miałem tu własny kąt. Babcia Maria powiedziała, że to dlatego, że Brennanowie mieszkają w pobliżu dobrych szkół i potrzebowaliśmy ich kodu pocztowego, żeby zapisać się do jednej z nich, ale nawet po wyrzuceniu z pierwszej często ich odwiedzałem.

Mój „prawdziwy” dom był w gorszej dzielnicy, w której na każdej linii energetycznej wisiały tenisówki i nawet jeśli nie wszczynało się bójek, trzeba było walczyć na pięści o przetrwanie.

Stanąłem tuż za ścianą, wytężając słuch.

– Co do cholery? – warknął wuj Troy. Podobało mi się, jak rzucił tą „cholerą”. Aż dostałem gęsiej skórki. – Od śmierci Marii nie minęły jeszcze trzy tygodnie, a ty już odwalasz numery.

Babcia Maria umarła we śnie przed niespełna miesiącem. To ja ją znalazłem. Cat wyszła na całą noc do „pracy”. Obejmując babcię, płakałem, dopóki nie zasnąłem ze zmęczenia. Gdy Cat wreszcie wróciła, z rozmazanym makijażem i alkoho­lowym chuchem, powiedziała, że to wszystko moja wina.

Że babcia miała mnie dość i postanowiła się zawinąć.

„Nie winię jej, że kopnęła w kalendarz, młody. Gdybym tylko mogła, zrobiłabym to samo!”

Tego samego ranka spakowałem swoją torbę i schowałem ją pod łóżkiem.

Wiedziałem, że Cat mnie odda.

– Po pierwsze, wyrażaj się. Nadal jestem w żałobie. W końcu straciłam matkę – obruszyła się Catalina.

– No popatrz, a Sam nigdy jej nie miał. – Nawet spokojny głos Troya wstrząsał ścianami.

– To mały dzikus. Głupi jak but i agresywny jak bezpański pies. Nic na to nie poradzę. To tylko kwestia czasu, jak wyląduje w poprawczaku – warknęła moja matka. – To potwór.

Takim czułym słówkiem mnie określała. „Potwór”.

Potwór to, potwór tamto.

– Słuchaj, nie obchodzi mnie, co myślisz ty i twoja idealna żonka. To mnie po prostu przerasta. Wypisuję się. Nie poślę go na żadną terapię, bo nie śpię na pieniądzach. – Catalina tupnęła nogą i usłyszałem, jak szpera w torebce od Chanel, szukając papierosów. Nie znajdzie ich. Kiedy szprycowała się w swojej sypialni, wypaliłem połowę paczki na podwórku. Reszta była w mojej torbie.

– Jeśli problemem są pieniądze… – zaczęła Sparrow.

– Błagam. – Cat z pogardą weszła jej w słowo. – Wypchaj się swoją kasą. I mam nadzieję, że nie jesteś na tyle głupia, by uważać się za lepszą ode mnie. Masz do pomocy męża i armię niań. A Sam to pomiot szatana. Nie poradzę sobie sama.

– Nie jesteś z tym sama – wycedził Troy. – Mamy wspólną opiekę, kretynko.

Zrobiło mi się gorąco. Nie wiedziałem, że Sparrow i Troy są moimi prawnymi opiekunami. Nie bardzo rozumiałem, co to znaczy, ale brzmiało poważnie.

– Bierzecie chłopaka albo oddaję go do sierocińca. – Cat ziewnęła.

W pewnym sensie mi ulżyło. Od zawsze wiedziałem, że kiedy babcia umrze, Catalina się mnie pozbędzie. Przez ostatnie tygodnie bałem się, że spali dom ze mną w środku, żeby dostać pieniądze z ubezpieczenia albo coś. Przynajmniej jeszcze żyłem.

Wiedziałem, że matka mnie nie kocha. Nigdy na mnie nie patrzyła. A gdy już się to zdarzało, mówiła, że przypominam jej jego.

„Te same włosy Edwarda Cullena. Te same martwe szare oczy”.

Tym kimś był mój zmarły ojciec, Brock Greystone. Przed śmiercią pracował u Troya Brennana. I był słabą, żałosną gnidą. Kretem. Wszyscy tak mówili: Cat, babcia, Troy.

Najbardziej się bałem, że stanę się taki jak on, i dlatego Catalina tak często wspominała o naszym podobieństwie.

No i był jeszcze wuj Troy. Wiedziałem, że jest złym człowiekiem, ale i honorowym.

Cwaniaczki z naszej ulicy mówiły, że ma krew na rękach.

Że groził, torturował i zabijał ludzi.

Nikt z nim nie zadzierał. Nikt nie wyrzucał go z domu, nie wrzeszczał na niego ani nie nazywał swoim największym błędem. I… i sprawiał wrażenie, jakby był z marmuru. Czasami patrzyłem na jego pierś i dziwiłem się, że faluje.

Tak bardzo chciałem być jak on, że aż bolało.

Jego życie po prostu wydawało się pełniejsze niż innych.

Za każdym razem gdy wychodził wieczorem, wracał cały poobijany, nie dbając, że pachnie prochem i krwią. Przy stole opowiadał kiepskie dowcipy i żeby Sailor się nie bała, zapewniał ją, że widział, jak rodzina potworów z szafy spakowała walizki i się wyniosła.

Kiedyś zakrwawił pączka, a Sailor go zjadła, myśląc, że to polewa. Ciocia Sparrow była bliska wybuchu nuklearnego. Ku naszej uciesze zaczęła gonić wuja ze szczotką po kuchni i nawet udało jej się go trafić. Gdy wreszcie go dopadła (tylko dlatego, że jej na to pozwolił), złapał ją za nadgarstki i ściągnął na podłogę, całując mocno w same usta. I chyba nawet z językiem. Szybko go odepchnęła, chichocząc.

Było nam tak wesoło, że Sailor aż się posiusiała, a to jej się rzadko zdarzało.

Ale potem ścisnęło mnie w piersi, bo wiedziałem, że po południu odeślą mnie do Cat. To mi przypomniało, że tak naprawdę nie należę do ich rodziny.

To było moje jedyne dobre wspomnienie. Leżąc w łóżku i słysząc skrzypienie materaca w sypialni Cat, bez końca odtwarzałem je w głowie.

– Weźmiemy go – oznajmiła chłodno Sparrow. – Wynoś się. Dokumenty do podpisania prześlemy, gdy tylko nasz prawnik je przygotuje.

I wtedy w mojej piersi rozlało się jakieś nieznajome ciepło. Błogie i niepohamowane. Nadzieja? Szansa? Nie potrafiłem go nazwać.

– Ruda. – Troy wyszeptał przydomek żony.

I ot tak znów zrobiło mi się zimno w środku. Nie chciał mnie adoptować. Bo niby czemu miałby chcieć? Mieli już idealną córkę. Sailor była słodka, zabawna i normalna. Nie wdawała się w bójki, nie wyrzucono jej z trzech szkół, a już na pewno nie złamała sobie sześciu kości, robiąc niebezpieczne rzeczy, bo ból przypominał jej, że żyje.

Nie byłem głupi. Wiedziałem, że w końcu trafię na ulicę. Dzieciaków takich jak ja nikt nie adoptował. Zamiast tego pakowały się w kłopoty.

– Nie – warknęła Sparrow. – Podjęłam decyzję.

Przez chwilę nikt się nie odzywał. Przestraszyłem się nie na żarty. Miałem ochotę potrząsnąć Cat i powiedzieć, jak bardzo jej nienawidzę. I że to ona powinna była umrzeć, nie babcia. Że na to zasługiwała. Po tych wszystkich dragach, chłopach i odwykach.

Nigdy nikomu nie mówiłem o szotach rumu, które wlewała mi do gardła, żebym zasnął. Przy każdej niezapowiedzianej wizycie Troya i Sparrow wcierała mi w dziąsła biały proszek, żeby mnie dobudzić. Przeklinała wtedy pod nosem i groziła, że spali mnie żywcem.

Miałem siedem lat, kiedy zdałem sobie sprawę, że jestem ćpunem.

Jeśli nie dostawałem codziennie białego proszku, oblewał mnie zimny pot, dostawałem trzęsiączki i wyłem w poduszkę, dopóki nie straciłem przytomności ze zmęczenia.

W wieku ośmiu lat wyszedłem z uzależnienia.

Po prostu odmawiałem otwarcia buzi. Wpadałem w szał za każdym razem, gdy zbliżała się do mnie z prochami i rumem. Raz ugryzłem ją w rękę tak mocno, że został mi w ustach kawałek jej skóry, słonawy i metaliczny.

Po tej akcji już nigdy nie próbowała podać mi swoich używek.

– Masz kurewskie szczęście, że moja żona jest uparta jak diabli – syknął Troy. – Weźmiemy Sama, ale pod całą kupą warunków.

– Szok i niedowierzanie – rzuciła z przekąsem Cat. – Zamieniam się w słuch.

– Zrzekniesz się praw rodzicielskich i podpiszesz wszystkie papiery. Żadnych negocjacji i żądania pieniędzy.

– Zgoda. – Cat zarechotała ponuro.

– Wyniesiesz się z Bostonu. Daleko. A przez „daleko” mam na myśli takie miejsce, w którym nigdy się na ciebie nie natknie. Z którego nie dosięgnie go pamięć o beznadziejnej matce. Najlepiej na inną planetę, ale ponieważ nie możemy ryzykować, że przez ciebie kosmici wezmą nas wszystkich za kurwy, dwa stany to absolutne minimum. I jeśli przyjdzie ci kiedyś ochota wrócić i się z nim spotkać, co z całego serca odradzam, to będziesz miała ze mną do czynienia. Jeżeli teraz go zostawisz, automatycznie tracisz wszystkie prawa. A jeżeli przyłapię cię na mąceniu w głowie temu dziecku, mojemu dziecku… – zawiesił głos dla efektu – …to zafunduję ci powolną, bolesną śmierć, o którą od lat się prosisz, i każę ci ją oglądać w lustrze, ty żałosna namiastko człowieka.

Uwierzyłem mu.

I wiedziałem, że ona też mu wierzy.

– Nigdy więcej mnie nie zobaczycie – powiedziała ochryple, jakby miała w gardle grzechotkę. – Jest zepsuty do szpiku, Troy. I dlatego go kochasz. Widzisz w nim siebie. Przyzywa cię jego mrok.

Gdy to usłyszałem, zamieniłem się w słup soli. A przynajmniej tak się czułem. Bałem się, że jeśli ktoś mnie dotknie, rozpadnę się na milion kawałeczków.

„Mogę być jak Troy”.

Miałem w sobie mrok. I przemoc. I wszystko to, co składało się na jego wielkość.

Miałem ten sam głód i pogardę dla świata, i serce, które było tylko mięśniem pompującym krew.

Mogę wyjść na prostą.

Stać się kimś innym.

Stać się kimś, kropka.

Nigdy wcześniej nie brałem tego pod uwagę.

Cat wkrótce wyszła, a Troy i Sparrow jeszcze przez chwilę rozmawiali. Słyszałem, jak wuj nalewa sobie drinka. Gadali o prawnikach i zastanawiali się, co powiedzieć Sailor. Sparrow zaproponowała, żeby wysłać mnie do szkoły Montessori, cokolwiek to znaczyło. Poszedłem na palcach do swojego pokoju, zbyt zmęczony, żeby myśleć o przyszłości. Nagle kolana ugięły się pode mną i poczułem, że tamta wołowina podchodzi mi do gardła. Zrobiłem przystanek w łazience i prawie wyrzygałem żołądek.

„Sierota. Błąd. Potwór”.

Nie mam pojęcia, ile czasu minęło, zanim weszli do mojego pokoju.

Udałem, że śpię. Nie miałem ochoty rozmawiać. Chciałem tylko leżeć w tym łóżku z zamkniętymi oczami, bałem się, że zmienili zdanie albo że powiedzą mi coś, czego nie chcę usłyszeć.

Poczułem, jak materac się ugina, gdy Sparrow usiadła na jego brzegu. Miałem pościel w biało-zielonych barwach Boston Celtics, PlayStation, telewizor i koszulkę Billa Russella na ścianie. W moim pomalowanym na zielono pokoju było pełno zdjęć w ramkach z Troyem, Sparrow i Sailor – wycieczka do Disneylandu, wytwórni Universal, na Hawaje.

W moim pokoju u Cat stało tylko łóżko, komoda i kosz na śmieci.

Żadnej farby, zdjęć, niczego.

Nigdy nie zastanawiałem się dlaczego.

Dlaczego Brennanowie mnie przygarnęli.

Dlaczego byłem częścią tego popapranego układu.

– Wiemy, że nie śpisz. – Moje czoło owionął alkoholowy oddech Troya i zakręciło mnie w nosie. – Byłbyś głupi, gdybyś zasnął w tę noc, a mój syn nie jest idiotą.

Uchyliłem powieki. Jego sylwetka zasłaniała większość pokoju. Sparrow pogłaskała mnie po plecach.

Nie rozpadłem się.

Wypuściłem powietrze.

„Jednak nie jestem słupem soli”.

– Jesteś moim prawdziwym tatą? – wyrwało mi się, ale nie miałem odwagi spojrzeć mu w oczy. – Zrobiłeś dziecko Cat?

Już dawno trzeba było go o to zapytać. To było jedyne logiczne wytłumaczenie.

– Bo inaczej byś się mną nie interesował. Na pewno nie przyjąłbyś mnie pod swój dach tylko dlatego, że babcia Maria szorowała ci kiedyś kible. Jestem bękartem?

– Nie jesteś bękartem, a ja nie jestem twoim ojcem – powiedział bez ogródek Troy, odwracając się do okna, za którym rozciągała się panorama Bostonu. Jego królestwo. – W każdym razie nie biologicznym.

– Jestem Greystone’em – nie odpuszczałem.

– Nie – syknął. – Jesteś Brennanem. Greystone’owie nie mają genu serca.

Nigdy nie słyszałem o takim genie. No ale prawie codziennie wagarowałem, żeby palić przed barami i opylać to, co akurat udało mi się ukraść, żeby mieć pieniądze na następny posiłek.

– Nie jestem ideałem. – Uniosłem się na łóżku. – Więc jeśli szukacie grzecznych malców, to od razu możecie mnie wyrzucić.

– Nie chcemy, żebyś nim był. – Sparrow pogłaskała mnie mocniej i szybciej. – Chcemy po prostu, żebyś był nasz. Jesteś Samuelem, darem bożym. W Biblii Samuel był darem dla Anny po latach modlitw o dziecko. Myślała, że jest bezpłodna. Wiesz, co znaczy to słowo?

– Bezpłodna kobieta to taka, która nie może mieć dzieci. – Wzruszyłem ramionami. Żeby je mieć, najpierw trzeba je było spłodzić, a ja dokładnie wiedziałem, jak to się odbywa, bo nie raz przyłapałem Catalinę z klientami. Obrzydlistwo.

Sparrow skinęła głową.

– Po narodzinach Sailor lekarze powiedzieli mi, że nie zajdę już w ciążę. Okazuje się, że nie muszę. Mam ciebie. Twoje imię znaczy po hebrajsku „Pan wysłuchał”. Szemu-el. Bóg wysłuchał moich modlitw i przerosłeś moje najśmielsze oczekiwania. Jesteś wyjątkowy, Samuelu.

„Wyjątkowy”. Ha. Tak można powiedzieć o słynnym obrazie czy coś, nie o dziewięcioletnim byłym narkomanie i trzeźwym alkoholiku, który kopci szlugi i jest dużo mniejszy od swoich rówieśników.

Miałem tak skopane dzieciństwo, że dawno pożegnałem się z niewinnością, więc jeśli sądziła, że mizianie po pleckach i parę domowych posiłków to zmienią, to czeka ją niemiła niespodzianka.

– To dlaczego tu jestem? Zamiast trafić do sierocińca? Jestem już duży i mam prawo wiedzieć – domagałem się odpowiedzi, zaciskając pięści i szczękę. – I nie mówcie mi o Biblii. Bóg może i wysłuchał modlitw Anny, ale na pewno nie moich.

– Jesteś tu, bo cię kochamy – odparła Sparrow.

– Jesteś tu, bo zabiłem twojego ojca – powiedział w tej samej chwili Troy.

W pokoju zapadła grobowa cisza. Sparrow zerwała się z łóżka, wlepiając w męża zszokowane spojrzenie okrągłych oczu i rozdziawiając usta jak ryba.

– Powiedział, że zasługuje, by wiedzieć – ciągnął Troy. – Ma rację, Ruda. Prawda jest taka, Samie, że niedługo przed śmiercią twój ojciec porwał Sparrow z zamiarem zabicia jej. Musiałem ratować żonę i zrobiłem to bez mrugnięcia okiem. Ale chciałem, żebyś miał ojca zastępczego. Kogoś, kto będzie dla ciebie wzorem. Plan był taki, żeby od czasu do czasu zabierać cię na mecz bejsbola. Służyć ci wsparciem, radą i ułatwić start tłustym czekiem na czesne. Nie zamierzałem się do ciebie przywiązywać, ale gdzieś po drodze to się stało. – Spojrzał mi prosto w oczy. – Bardzo szybko uświadomiłem sobie, że nie jesteś projektem, tylko wszedłeś do rodziny.

– Zabiłeś mojego ojca – powtórzyłem.

Wiedziałem, że Brock Greystone nie żyje, ale Catalina i babcia Maria zawsze mówiły, że zginął w wypadku.

– Tak – powiedział po prostu.

– Kto o tym wie?

– Ty. Ja. Cat. Ciocia Sparrow. Bóg.

– Przebaczył ci?

Troy uśmiechnął się półgębkiem.

– Podarował mi ciebie.

Można to było postrzegać jako karę – zależy kogo się zapyta.

Brock nie żył, a Cat się zmyła. Brennanowie byli moją jedyną szansą na przeżycie, czy mi się to podobało, czy nie.

– Gra? – zapytał Troy z zakapiorskim akcentem południowca.

Gapiłem się na niego, nie wiedząc, co myśleć i robić.

– To ja pójdę po pączki. – Schylił się po moją torbę i wyjął fajki Cat. Dochodziła północ. Na pewno wychodził do jednego ze swoich lokali.

– Pączki pomagają na wszystko – orzekła Sparrow, ciągnąc teatrzyk. – Uważaj na siebie, kochanie.

Nachylił się, by pocałować ją w czubek głowy.

– Jak zawsze, Ruda. A co do ciebie… – Zmierzwił mi czuprynę swoją szeroką dłonią. – Koniec z papierochami. To gówno wpędza przedwcześnie do grobu.

Wtedy właśnie postanowiłem, że będę palił, aż płuca mi się zapadną. Nie na złość wujowi Troyowi, tylko dlatego, że przedwczesna śmierć wydawała mi się dobrym pomysłem.

Gdy wyszedł, spojrzałem na Sparrow. Miałem nerwy w strzępach. Bałem się, że puszczę pawia, tym razem na jej kolana. A ja nigdy nie wymiotowałem, nigdy nie płakałem.

– Nie chciał mnie wziąć – powiedziałem.

Przeczesała mi palcami włosy, wygładzając je.

– Nie chciał. Ale tylko dlatego, żeby matka nie odeszła z twojego życia.

– Ale ty o to nie dbałaś. Czemu?

– Bo lepsza żadna matka niż wyrodna i każdego dnia, kiedy z nią byłeś, pękało mi serce.

– Babcia też odeszła.

– Nie odeszła, skarbie. Zmarła. To nie zależało od niej.

– Nie obchodzi mnie to. Nienawidzę ich, nienawidzę kobiet.

– Kiedyś spotkasz kogoś, kto sprawi, że zmienisz zdanie. – Uśmiechnęła się do siebie, jakby wiedziała coś, o czym ja nie miałem pojęcia. Ale się myliła.

Babcia umarła i zostawiła mnie z Cat.

Cat nieraz prawie mnie zabiła.

Na kobietach nie można było polegać. Na facetach też nie, ale ich mogłem chociaż kopnąć w klejnoty i nigdy niczego nie obiecywali. Nie miałem dziadka ani ojca, na których mógłbym się wściekać.

– Nigdy nie zmienię zdania – mruknąłem pod nosem, czując, że zamykają mi się oczy.

W końcu zasnąłem w ramionach Sparrow.

Gdy się obudziłem, było już rano. Na szafce nocnej leżał złoty łańcuszek z medalikiem ze świętym Antonim. Na odwrocie były wygrawerowane moje inicjały.

„S.A.B.”

Samuel Austin Brennan.

Wiele lat później miałem się dowiedzieć, że Troy i Sparrow złożyli papiery o zmianę mojego nazwiska z Greystone na Brennan parę godzin po tym, jak wystąpili o wyłączną opiekę.

Wiedziałem, że święty Antoni to patron rzeczy zagubionych.

Byłem zagubiony, a teraz się odnalazłem.

Obok łańcuszka stał papierowy talerzyk z lukrowanym pączkiem i kubek gorącego kakao.

Odtąd byłem Brennanem.

Wszedłem do arystokracji bostońskiego półświatka.

Uprzywilejowanej, szanowanej i nade wszystko budzącej strach.

Żywej legendy.

Postanowiłem za wszelką cenę być godnym swojego nowego nazwiska.

Już nigdy się nie zagubię.

Moi rodzice byli przegrani, ale ja będę zwycięzcą.

Odrodzę się jak feniks z popiołów i poszybuję wysoko.

Po raz pierwszy ją odczuwałem.

Pewność.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: