Monster High. School Spirits. Upiorny konkurs - ebook
Monster High. School Spirits. Upiorny konkurs - ebook
Pierwszy tytuł w nowej serii o wyjątkowej upiornej szkole.
W Monster High trwają przygotowania do corocznego pokazu talentów.
Frankie Stein gorączkowo zastanawia się, co mogłaby zaprezentować. Czy jest wystarczająco uzdolniona, aby na nim wystąpić? Odpowiedź kryje się w jej mózgu…
Wkrótce zaczynają ją dręczyć koszmary z życia naukowca oskarżonego o podejrzane eksperymenty. Co się za tym kryje? Frankie łączy siły z przyjaciółmi, aby odkryć prawdę i może nawet uratować szkołę!
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8074-669-5 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prolog
W odległym zakątku miasta, z dala od wścibskich oczu i zbłąkanych nieznajomych, stał niewielki piętrowy budynek. Gdyby ktoś przypadkiem zawędrował w jego pobliże, nie zwróciłby uwagi na bryłę, bo po cegle piął się winobluszcz, a okna były zasłonięte przerośniętymi krzewami. Najbardziej charakterystycznym elementem budowli był nieduży posąg lwa, usytuowany przed główną bramą. Lecz i lwa porastało splątane dzikie wino.
„Na pewno nikt tu nie mieszka”, powiedziałby sobie przechodzień. „Na pewno to opuszczona parcela”.
Ale przechodzień byłby w błędzie.
Ktoś tu jednak mieszkał… Kobieta, która całymi dniami pochylała się nad notatnikami i sprzętem laboratoryjnym, spiskowała, snuła intrygi. Nocami zaś przemierzała korytarze zrujnowanego budynku, aż skarpetki jej się wytarły i podziurawiły.
Podjęła się osobliwej misji. I naglił ją czas.
Jej dłoń drżała niespokojnie nad fiolką wypełnioną jaskrawozieloną cieczą. Nim zdołała przelać miksturę do zlewki, zgięła się wpół, opasując brzuch ramionami. Klatka piersiowa spazmatycznie falowała, a całym ciałem wstrząsnął atak kaszlu.
– Nie mogę sobie pozwolić na kolejną porażkę – wymamrotała, ocierając usta wierzchem dłoni.
Przelała zielony roztwór do zlewki z przezroczystym płynem, wzięła ze stołu notatnik i przewertowała go, by znaleźć czystą stronę. Przerzucała równania i wykresy. Omiotła wzrokiem bazgroły – miała nadzieję, że nikt ich nigdy nie przeczyta.
Poczuła na kościach ciężar własnych mięśni i osunęła się na taboret. Zaparło jej dech w piersi: jaskrawozielona ciecz, mieszając się z płynem w zlewce, powoli sczerniała. Kobieta przesunęła dłonią po stole i strąciła bezużyteczną już miksturę na ziemię. Szkło rozprysło się błyszczącymi odłamkami.
– Tylko nie to – powiedziała, ledwie zdobywając się na szept.
Poddając się czerni, która obezwładniła jej zmysły, złożyła głowę na stole i ostatni raz przymknęła oczy.
Na drugim krańcu miasta, za lasami i falującymi wzgórzami stał inny nierzucający się w oczy budynek. Skrywały go jednak nie pnącza winobluszczu ani przerośnięta roślinność, lecz moc dobywająca się z głębi jego wnętrza. Budowlę tę dostrzegały jedynie te istoty, które przynależały do tego miejsca.
Potwory.
Uczniowie Monster High przywykli, że ich szkoła wiedzie własne życie. Klatki schodowe odmaszerowywały donikąd, pokoje znikały i ponownie się pojawiały, a lustra oferowały przejście do zupełnie odmiennych światów.
Uczniowie chodzili na lekcje, spontanicznie rozgrywali mecze kurhanówki i prowokowali się nawzajem, kto ośmieli się zakosztować najnowszych specjałów kulinarnych szkolnej stypówki, lecz z jednej, jedynej kwestii nie zdawali sobie sprawy – z czegoś, co zauważyłby jedynie najbardziej spostrzegawczy z potworów.
Gdy kobieta po przeciwnej stronie miasta wyzionęła ducha, w trzewiach Monster High coś się przebudziło.ROZDZIAŁ 1
Rozdział 1
Konkursy młodych talentów w ludzkich szkołach na ogół raczą publiczność piosenkami, jakie najlepiej byłoby śpiewać wyłącznie pod prysznicem, wątpliwej jakości magicznymi sztuczkami z udziałem niesubordynowanych królików oraz występami komików, którzy wygłaszają obciachowe suchary.
Lecz Monster High nie było szkołą ludzką.
Kiedy tydzień wcześniej dyrektorka Krwawnicka ogłosiła doroczny konkurs talentów, korytarze buzowały elektryzującym napięciem. Wszyscy uczniowie pracowicie ćwiczyli występy, dobierali repertuar i nawzajem oceniali swoje umiejętności. Szkoła tętniła emocjami. Każdy potwór chciał triumfalnie zabłysnąć talentem z dala od ciekawskich ludzkich oczu.
W rogu kuchni Monster High Deuce Gorgon cyzelował dekorację swojego trzypoziomowego tortu. Ukręcił ciemnozielony krem maślany i rękawem cukierniczym wyciskał go na ścianki tortu, nadając im formę ślizgających się w górę węży.
– To wcale nasssss nie przypomina – orzekła Pycha, jeden z węży na głowie Deuce’a, wyglądając spod jego szarej czapki narciarskiej.
– Mamy lepsze łusssski – syknęła Zazdrość, wyślizgując się zza ucha Deuce’a.
Ten westchnął i mruknął coś pod nosem.
– Wiecie co, jeśli nosi się na głowie siedem węży śmiertelnych, oznacza to, że siedem istot krytykuje wszystko, co robisz.
Nie zdążył wziąć swojego dzieła w obronę, bo węże strąciły mu okulary i z oczu Deuce’a wystrzeliły żółte lasery. Cukierniczy wyrób natychmiast zmienił się z miękkiego tortu z aksamitną polewą w twardy głaz.
– Ej no, koledzy! Poczęstowałbym was! – jęknął Deuce i rzucił rękaw cukierniczy na stół.
Skierował się do kuchennego hasiogoblina, który aż tupał w miejscu z ekscytacji, tak się cieszył na myśl o tym, że będzie mógł pożreć kamienny tort Deuce’a. Gorgon poślizgnął się jednak w kałuży wody, która przesiąkła spod drzwi.
– Lagoona! Talent ci przecieka! – zawołał Deuce przez drzwi wiodące na korytarz.
Lagoona Blue wystawiła głowę z jednej z wielu sal prób, które pojawiły się w Monster High, gdy ogłoszono konkurs talentów, i śmiejąc się, zakryła usta dłonią.
– Oj, przepraszam, Deuce!
Lagoonę pochłaniało tworzenie rzeźb przedstawiających istotę, w której obecnie się durzyła. Woda, strzelająca z błoniastych dłoni, formowała misterne wzory utrzymujące trwały kształt. W ten sposób powstały płynne postaci wyglądające jak ze szkła. Gdy tylko dopieściła gros płetw sterczących z czubka głowy Gila Webera, cofnęła się o krok i przyjrzała swojemu dziełu sztuki. Lagoona postanowiła stworzyć rzeźbę słodkowodnego stwora, gdy usłyszała, jak przed konkursem talentów ćwiczy on śpiew.
– Och, on jest taki idealny, że mogłabym wprost go porwać i trzymać przez wieki! – zakrzyknęła Lagoona, gdy Gil śpiewał. Jej źrenice zwęziły się w dwie szparki, a ostre zęby wydłużyły.
Tyle że ukończywszy wodną rzeźbę, Lagoona nie była pewna, czy dzieło oddaje Gilowi sprawiedliwość.
– _Ay, Dios mío_, rzeźba musi być perfekcyjna! – zaskowyczała Lagoona. – Gil jest taki śliczny, aż ślinka cieknie!
Na paluszkach przeszła korytarzem i zajrzała do Heatha, który ćwiczył przed konkursem. Wygłaszał mowę o ważnej roli, jaką w Monster High odgrywa recycling. Wciąż jednak dawał się ponieść emocjom i swojej pasji wobec tego zagadnienia, przez co z włosów buchały mu płomienie, od których zajmowały się zasłonki (skutki uboczne bycia synem Hadesa). Okno w jego sali prób natychmiast samo się otwierało, tak by deszcz z szalejącej na zewnątrz burzy zalał zasłonki i ugasił pożar.
Dokładnie w chwili, gdy ostatnie płomienie znikały z nadwątlonych zasłon, najmodniejsza mumia w Monster High, Cleo DeNile, przeszła korytarzem, skrolując Ryk-Toka na swojej iKrypcie.
– O, żonglowanie zyskuje na popularności. Na pewno dam radę – stwierdziła, przygryzając wargę. – Może użyję urn z moimi organami. Wszyscy będą pod wrażeniem.
iKrypta zapikała, a Cleo westchnęła.
– Och, na boską litość Ra. Żonglowanie wyszło z mody. Niech pomyślę. Teraz na pierwszym miejscu jest połykanie mieczy. Ciekawa jestem, jak szybko uda mi się tego nauczyć.
Córka Mumii poczłapała dalej, stukając o kafelki korytarza złotymi butami. Za wszelką cenę chciała znaleźć talent, który zapewni jej największą sławę.
Podczas gdy uczniowie Monster High planowali, odbywali próby i doskonalili swoje umiejętności, jedno z nich miało pewność, że znalazło materiał na świetny występ – taki, że wszystkim zgromadzonym śrubki, płetwy i skrzydła opadną z wrażenia.
Frankie Stein.
Po korytarzu płynęła muzyka z keytara, a świetlówki na ścianach pulsowały do rytmu. Palce Frankie sunęły po szyjce instrumentu, wydobywając pomruk ze strun, muskały klawisze, a wspólny pokój w internacie, należący do Frankie, Clawdeen Wolf i Draculaury, wypełniał się melodią.
Jeszcze jedno machnięcie ramieniem, palce znów wpijają się w klawisze, spod paznokci strzelają iskry, które odbijają się od szyjki keytara i elektryzują jego struny.
Gdy piosenka dobiegła końca, pytający wzrok Frankie skierował się na iKryptę.
– I co? – padło pytanie.
iKrypta nie udzieliła odpowiedzi werbalnie. Rozległy się jedynie oklaski, wiwaty i okrzyki rodziców Frankie – doktorostwa Mary i Victora Steinów.
Twarz Frankie rozjaśnił szeroki uśmiech, a keytar spoczął przy łóżku.
– Wiwat! – krzyknął tata. – To było straszystyczne!
– Gdyby to ode mnie zależało, ta piosenka wygrałaby w konkursie Horrendum Roku – dodała mama.
W odpowiedzi z gardła Frankie wydobył się radosny śmiech.
– Ultrazwarcie! Naprawdę tak uważacie?
– Och, nie uważamy, ale wiemy – wypalili rodzice jednocześnie, uśmiechając się szeroko.
Państwo Steinowie – naukowcy – stworzyli Frankie raptem kilka tygodni wcześniej i od razu zapisali je do Monster High. Bo naturalnie ich potworne dziecko może iść wyłącznie do najlepszej potwornej szkoły. Minęło trochę czasu, nim ich dziecko przywykło nie tylko do nowej szkoły, lecz także do samego istnienia! Clawdeen i Draculaura ogromnie pomagały, gdy Frankie trudno było się rozeznać wśród niuansów Monster High (tłumaczyły na przykład, że dyrektorka Krwawnicka tak naprawdę nie ma na myśli włosów, gdy mówi, że Frankie chyba czuje się „łyso”, albo że nic złego się Lagoonie nie przytrafi, choć twierdzi, że skona z zachwytu nad Gilem).
Ramiona Frankie drgnęły, a palce przeczesały błękitny kosmyk włosów.
– Trudno było się zdecydować na konkretny talent. Różne części mojego mózgu próbowały mnie przekonać, że to właśnie je należy wybrać. Jak myślicie, można by szkolić na scenie piranie? Tak utrzymuje ten fragment mojego mózgu, który pochodzi od biologa morskiego.
Mama pokręciła głową.
– Moim zdaniem dyrektorka Krwawnicka nie byłaby zachwycona.
Tworząc Frankie, rodzice dobrali różne sekcje mózgów najwybitniejszych na świecie myślicieli i artystów, zarówno spośród ludzi, jak i potworów. Chemicy, matematycy, muzycy, malarze, biolodzy… Mózg Frankie pękał w szwach od pomysłów i informacji. Cudownie było mieć mózg pulsujący fragmentami najostrzejszych umysłów świata. Mimo że niekiedy robiło się tam trochę gwarno.
Rodzice się roześmiali, a ich oblicza wypełniły ekran iKrypty.
– Och, moja ty waleczna iskierko, spiszesz się fantastycznie, niezależnie od tego, który talent obierzesz – zapewnił tata.
– A teraz połamania nóg! – winszowała mama.
Brew Frankie uniosła się pytająco.
– Wydaje mi się, że nikt nie ma ochoty oglądać mojego talentu do łamania nóg. A jeśli już, można by je naprawić i pokazać, jakie umiem stworzyć bioniczne kończyny.
Rodzice uśmiechnęli się i pomachali.
– Kochamy cię, Frankie!
– A ja was, mamo, tato! – Z tymi słowy Frankie połączenie dobiegło końca.
I znów keytar w rękach Frankie zaczął wydobywać z siebie pierwsze akordy piosenki, która została wybrana na konkurs talentów. Przez otwarte drzwi pokoju na korytarz popłynęła muzyka.
Uwadze skupionej na rozmowie z rodzicami Frankie uszła Toralei Stripe, która z uśmieszkiem na twarzy zarejestrowała grę na keytarze. Toralei przechodziła korytarzem, gdy usłyszała dobiegające z pokoju Frankie tony. Przystanęła, by się przysłuchać, jak Frankie każdą z rąk wydobywa z instrumentu odmienne rytmy. Wtedy jednak piosenka się skończyła, a rodzice Frankie bili brawo, klaskali i chwalili swoje dziecko. Policzki zapiekły Toralei i dziewczyna zawrzała złością, ściskając iKryptę w dłoni. Przewróciła oczami. Jej rodzice nigdy z nią w ten sposób nie rozmawiali. Rozprawiali jedynie o tym, jak to ich ród kotołaków przewyższał wszystkich ludzi, a nawet sporą część potworów.
– Ciekawe, co wszyscy naprawdę pomyślą o twoim występie. Zobaczymy, kto się wtedy będzie cieszył – prychnęła i z nadmierną siłą wcisnęła na telefonie przycisk udostępniania.
Teraz wystarczyło już tylko, że Toralei zaczeka.ROZDZIAŁ 2
Rozdział 2
Woltusiu, chodzi nam tu o As-dur. Właśnie tego trzeba tej nowej piosence. – Taką informację z ust Frankie usłyszał jej zwierzak, podskakujący na kamieniach ułożonych we wzorzystą posadzkę pokoju w internacie.
Woltuś, czarno-szary pies z odblaskowo niebieskimi skrzydłami wyrastającymi z grzbietu, szczeknął na znak zgody, a nieduży okrągły kamień w rogu łóżka Frankie uniósł się lekko. Piesek obwąchał przemieszczającą się właśnie podłogę i przekrzywił łeb z zaciekawieniem.
– Ten płat potyliczny od banshee kompozytorki zdecydowanie się przydaje – mówiąc to, Frankie dotknęła dłonią tyłu głowy.
Kolejny kamień z posadzki zadygotał, a piesek pobiegł w jego stronę, by zbadać sprawę. Poniuchał, zaszczekał, ale uwaga Frankie w stu procentach skupiała się na keytarze na kolanach i nutach rozłożonych na zielonej narzucie na łóżku.
Elektryczne skrzydła Woltusia błysnęły błękitem, gdy kolejne trzy kamienie zadrżały i uniosły się nad powierzchnię podłogi. Pies, ujadając, podbiegł do Frankie i polizał jej czarny but taktyczny, aż po skórze posypały się iskry.
– O co chodzi, kolego? – zapytała Frankie, odkładając keytar na łóżko.
Pies przemknął ku nierównemu fragmentowi podłogi i wskoczył na kamienie, które natychmiast się uniosły.
Oczy Frankie przeskanowały Woltusia, szyja gwałtownie się wyprostowała, a usta wyrzuciły z siebie informację:
– Równy podkład izolacyjny zapewni strukturalną spójność budynku. Wszelka nierówność zwiększy się znacząco wraz ze wzrostem wysokości.
Woltuś szczeknął i potaknął, a z ust Frankie z sykiem uszło powietrze.
– Ultrazwarcie. Strasznie jest dzisiaj donośny ten kawałek chupacabry architekta.
Różnorodne części mózgu niejednokrotnie dochodziły do głosu, niekiedy bardzo dobitnie, gdy pobudziło je coś znajomego. Na widok malowideł zaprezentowanych przez panią O’Krzyk na lekcjach ze sztuk potwornych fragment mózgu Frankie pozyskany od poltergeista portrecisty natychmiast objaśniał, że różnica między zabarwieniem, tonem a odcieniem sprowadza się do tego, czy do barwnika dodano pigment biały, szary, czy czarny… Natomiast na widok smrodzicza z rybą i warzywami fragment mózgu botanika informował wszystkich zgromadzonych w stypówce, że brokuły wyewoluowały z nieudomowionej kapusty.
Nie zawsze dało się zapanować nad tym, kiedy różne części mózgu dawały o sobie znać. Fragment pochodzący od zombie matematyka unosił rękę Frankie do góry, zgłaszając się do odpowiedzi na lekcji porachunków. Część mózgu wielokrotnie nagradzanego człowieka chemika przejmował kontrolę nad eksperymentami ze strachologii. Frankie dręczyło niekiedy pytanie, kiedy zdoła przemówić własnym głosem.
– Bu!
Oczy Frankie podniosły się na Spectrę Vondergeist, która wystawała w połowie z sufitu, machając rękami i wykrzywiając buzię w grymasie.
– Och, cześć, Spectro. – Palec Frankie postukał w kamień, który wzniósł się z podłogi i teraz lekko drżał.
Spectra opuściła ramiona.
– Nie udało mi się cię przestraszyć? – zapytała z rezygnacją. Zdmuchnęła z czoła pasmo białych włosów.
Frankie wzruszyła ramionami.
– Niespecjalnie. Próbujesz już dzisiaj dziesiąty raz. Spodziewam się tego.
– Uch! – jęknęła Spectra, a jej ciemnofioletowa suknia zafalowała w powietrzu. – Jak w takim razie mam się popisać umiejętnością straszenia na konkursie talentów?
Z cichym jękiem zagłębiła się w sufit, a Frankie zaśmiała się pod nosem.
Nim mózg Frankie zdążył zbadać, co spowodowało wypiętrzanie się podłogi, do pokoju weszły współlokatorki: Draculaura i Clawdeen.
– Yyy, Frankie, wiesz, co tam dzisiaj na Ryk-Toku? – zapytała Draculaura, przysiadając na łóżku. Przerzuciła różowo-czarne włosy przez ramię i uśmiechnęła się niepewnie. Z jej ust wystawały drobne kły.
Frankie pokręciła głową, muskając palcami struny keytara, który leżał tuż obok na łóżku.
– Niespecjalnie. Coś mnie ominęło? Cleo nagrała kolejny tutorial o makijażu? Świetnie wygląda, nie uważacie? Och! A może wąż Deuce’a Leń wrzucił kolejny filmik, na którym wślizguje się Deuce’owi do nosa, gdy on śpi?
Clawdeen niuchnęła, uruchamiając swój wilkołaczy superwęch.
– Nie, Deuce nadal gotuje. Och, może zrobi nam waniliowe drożdżdżownice ze zjeżynową polewą!
Draculaura położyła Frankie dłoń na ramieniu.
– Nie, nie chodzi o drożdżdżownice, tutoriale na temat makijażu ani nic w tym stylu. Popatrz.
Draculaura podsunęła Frankie swoją iKryptę pod nos i włączyła filmik na Ryk-Toku.
– To ja! – zawołała Frankie, rozpoznając nagranie swojego występu z keytarem.
– Wiemy – przyznała Clawdeen i siadła na podłodze przed Frankie. Z ramion kaskadami spływały jej włosy w kolorze jasnego różu i fuksji. Owinęła pukiel wokół palca. – I naszym zdaniem jesteś przezajestraszna. Ale Toralei dała popis wredoty, wpisując taki tytuł.
Frankie ujęła iKryptę Draculaury, by drugi raz obejrzeć nagranie. Miało już tysiąc wyświetleń. Potem przeczytała podpis dodany przez Toralei.
„Na keytarach to się grało czterdzieści lat temu. Krindżówa”.
Mrunhilda, simpówa Toralei, skomentowała tuż pod filmikiem:
„Umarłabym z żenady, gdybym miała taki talent”.
Miaulodia – inna dziewczyna ze świty Toralei – dodała:
„Już lepiej w ogóle nie brać udziału w konkursie, niż jechać z taką siarą. Auć”.
Frankie oddała Draculaurze jej iKryptę, robiąc głębokie wdechy i wydechy. Motyle w jej brzuchu zakłębiły się i zawirowały, więc pociągnęła za luźną nitkę dyndającą ze spódniczki w kratkę. Mechaniczne motyle na ogół pomagały rozprowadzić elektryczność po całym ciele, lecz bywało, że w trudniejszych chwilach traciły miarę.
– Nie podoba im się, jak gram?
Clawdeen zerwała się na równe nogi i wsparła dłonie na biodrach, a potem palcem poprawiła sobie okulary na nosie.
– Niektóre potwory nie rozumieją muzyki. A inne powinny się poważnie zastanowić, zanim zmierzą się ze mną na boisku do kurhanówki, bo jeszcze wykonam wsad i wyślę je prosto do innego świata. Zaznaczam dla porządku.
Draculaura popatrzyła na Clawdeen i uniosła dłonie do góry, aż w jej uszach zakołysały się kolczyki w kształcie nietoperzy.
– Oddychaj głęboko. Spokojnie – nakazała, a potem w teatralny sposób zrobiła wdech i wydech. – Wiem, że ze wszystkich w całej szkole pewnie najmniej lubisz Toralei.
– Uch! – zawarczała Clawdeen, siląc się na spokojny oddech, by się wyciszyć. – Nie moja wina, że ona nieustannie zmyśla bzdury, żeby mnie wyrzucili ze szkoły. Ani że jej mama i moja mama to nieprzyjaciółki!
Rodzina Toralei nienawidziła ludzi i kategorycznie stała na stanowisku, że nie ma dla nich miejsca w Monster High. Tata Clawdeen był człowiekiem, a matka wilkołaczką, więc Toralei miała wyrobioną opinię na temat tego, czy Clawdeen powinna chodzić do tej szkoły. Na dodatek kociołacza rodzina Toralei nie dogadywała się z wilkołaczymi krewniakami Clawdeen. Matka Clawdeen Selena była Władczynią Dwójnaturowych, lecz matka Toralei przejęła władzę, gdy tamta przebywała w innym wymiarze. I wtedy zaczęły się poważniejsze spięcia. Przypominało to relacje kotów i psów, które od wieków na siebie syczą i ujadają, tylko że… miało potworny charakter.
Draculaura pokiwała głową.
– Dramy. Kumam. Ale skupmy się teraz na tym, jak Toralei potraktowała Frankie, okej?
Frankie ściągnęła brwi i splotła dłonie na kolanach.
– Czy wam dwóm się podoba, jak gram? – zapytała, zerkając ostrożnie na keytar, który nadal leżał na łóżku. Był to pierwszy instrument, jaki miała w rękach, i od razu pobudził on ów fragment kompozytorskiego mózgu. Grając, Frankie buzowała energią, i to nie tylko zwykłą u siebie energią elektryczną płynącą przez całe ciało.
– Ależ oczywiście! – zapewniła Draculaura. – No wiesz, może nie przepadam za tym, kiedy próbuję się uczyć, a ty drzesz akordy tak głośno, że można by zbudzić nieumarłego. Ale cieszy mnie, że gra przynosi ci tyle radości.
Clawdeen pokiwała głową na znak, że się zgadza, i usiadła z powrotem na podłodze ze skrzyżowanymi nogami. Bawiła się naszyjnikiem z lunaszponem, który wisiał na jej fioletowym uniformie.
– Nikt nie umie grać tak jak ty, Frankie. Jesteś absolutnie straszystyczna!
– Ale filmik Toralei ma tyle lajków. Połowa szkoły się z nią zgadza! – zauważyła Frankie.
Na samym początku wszyscy w szkole tak serdecznie Frankie przyjęli. Choć czasami niełatwo było się z nią dogadać, a rozmówcom groził z jej strony zalew przypadkowo dobranych informacji, uczniowie z Monster High odnosili się do Frankie jak do każdej innej osoby. A może to była ściema i otoczenie po prostu ukrywało, co naprawdę o niej sądzi?
– Jak myślicie, może trzeba poszukać innego talentu? Mam przecież masę różnych kawałków mózgu, w których mogę przebierać – zastanawiała się Frankie, wzdychając.
Draculaura poklepała ją po nodze.
– Nie mam wątpliwości, że wymyślisz coś wspaniałego. Ale nie zmieniaj występu, jeśli tego nie chcesz. Nieważne, co mówi Toralei. Liczy się to, żeby twój występ cię uszczęśliwił.
Dobrze byłoby uwierzyć Draculaurze. Lecz Frankie nie potrafiła wyrzucić z głowy filmiku nakręconego przez Toralei i jej złośliwych komentarzy (głównie przez swoją fotograficzną pamięć). Czuła się głęboko zraniona. Zrobiła, co w jej mocy, by dostosować się do rzeczywistości Monster High. Lecz żadna z części mózgu nie mogła przygotować jej na taką sytuację.
Draculaura i Clawdeen wyszły z pokoju – ta pierwsza z całej siły starała się powstrzymać drugą, która chciała znaleźć Toralei i załatwić sprawę raz na zawsze. Frankie nadal siedziała na łóżku. Podłoga trzęsła się nieznacznie, a Woltuś zaszczekał, gdy kolejny kamień zaczął się unosić z wyboistej posadzki. Frankie jednak nie zwracała na to uwagi. Wszystkie części mózgu koncentrowały się na czymś innym.
– Znajdę nowy talent – postanowiła, z determinacją zaciskając pięści. – I będzie to najlepszy talent na świecie!ROZDZIAŁ 3
Rozdział 3
Następnego dnia Frankie przemierzyła korytarze Monster High, podglądając innych uczniów przygotowujących się do pokazu talentów. Deuce nadal nie mógł dojść do ładu ze swoimi wężami, które stale przemieniały jego słodkie wypieki w kamień. Lagoona nie potrafiła się zdecydować, który z obiektów swoich westchnień uwiecznić w postaci rzeźby. Cleo wciąż szukała zyskujących popularność tematów na Ryk-Toku, by znaleźć pomysł na talent. A Heath ciągle podpalał zasłonki.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki