Mopsik, który chciał zostać jednorożcem - ebook
Mopsik, który chciał zostać jednorożcem - ebook
Mopsik Peggy został porzucony przez swoją właścicielkę tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Na czas świąt trafia do rodziny z trójką dzieci, w tym Chloe, która jest fanką jednorożców. Peggy marzy o nowym domu i miłości, dlatego zrobi wszystko, by dziewczynka ją pokochała. Ale Chloe nie chce pieska – Chloe chce jednorożca. Czy Peggy znajdzie sposób na to, by stać się jednorożcem?
Wzruszająca historia o tym, że zawsze warto być sobą. Chyba, że można stać się jednorożcem...
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-7795-9 |
Rozmiar pliku: | 5,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Peggy, suczka rasy mops, pokręciła małą pupą i przytuliła się mocniej do swoich braci i sióstr. Piątka szczeniąt drzemała u boku swojej mamy, skupiona w puszystą plątaninę łapek i podwiniętych ogonków. Peggy westchnęła z rozmarzeniem i potarła czarnym noskiem miękką jasnobrązową sierść mamy.
Nagle mama wstała i szturchnęła szczeniaczki pyskiem, żeby się obudziły.
– Ej! – zaskomlił Pablo, brat Peggy. – Ja spałem!
Ziewając, szczeniaczki chwiejnie stanęły na nogach.
– Dziś jest bardzo ważny dzień – oznajmiła mama, patrząc na swoje dzieci wielkimi brązowymi oczami pełnymi miłości. – Każde z was trafi do swojego domu.
– A teraz nie jesteśmy w domu? – zapytała zdziwiona Peggy.
– Macie już dwanaście tygodni – wyjaśniła mama łagodnym głosem. – Przyjdą po was nowi opiekunowie i zabiorą do waszych przyszłych, stałych domów.
Peggy popatrzyła na mamę zdumiona. Jej pomarszczone czoło pokryło się jeszcze większą liczbą fałdek. Stały dom? Co to takiego?
– Nie martwcie się, maluszki – uspokajała swoje pociechy mama. – Na każdego psa czeka idealny opiekun. Jestem pewna, że wszystkie znajdziecie szczęście w swoich nowych domach.
SIORB! SIORB! SIORB! Mama zaczęła czyścić pyszczek Peggy szorstkim różowym językiem.
– Maaaaaamo! – zaprotestowała suczka, próbując uciec.
– Nie wierć się – skarciła ją mama. – Chcę, żebyś wyglądała jak najlepiej. – Liznęła Peggy po raz ostatni, po czym zajęła się myciem jej siostry Polly.
Gdy wszystkie szczeniaczki miały już czystą sierść, mama spojrzała na nie z dumą.
– No proszę! Teraz już jesteście gotowe na spotkanie z nowymi opiekunami.
– Mam nadzieję, że mój będzie miał duży ogród! – zawołał Paddy, brat Peggy, dysząc z przejęciem.
– A ja mam nadzieję, że mój będzie mi dawał mnóstwo przysmaków – zaszczekała Pippa, najbardziej zachłanna z całego rodzeństwa.
– Najważniejsze, żeby mój lubił ucinać sobie drzemki – stwierdził Pablo i ziewnął. Wyciągnął przed siebie przednie łapy i wypiął zadek do góry.
– A ty, Peggy? – zapytała mama. – O jakim opiekunie marzysz?
Peggy zastanawiała się przez chwilę. Miło byłoby mieć ogród i dostawać różne smakołyki. Ale było coś, czego Peggy pragnęła najbardziej na świecie.
– Mam nadzieję, że mój opiekun będzie mnie kochał.
Mama Peggy z czułością popatrzyła na swoje szczeniaczki. W jej oczach zalśniła miłość.
– Tego chcę dla was wszystkich, maluszki.Rozdział pierwszy
KLIK!
Oklapnięte czarne uszka Peggy uniosły się, gdy tylko usłyszała odgłos klucza obracającego się w zamku. Ten dźwięk mógł oznaczać jedno – wróciła jej opiekunka!
– Jest już w domu! – zawołała Peggy i zaczęła gorączkowo biegać wokół szarej kotki, która wygrzewała się w plamie słońca na podłodze. Pacnęła ją łapą w nos. – Obudź się, Misha! Nasza pani wróciła!
Kotka uniosła lekko powieki, spod których wyłoniły się dwa cienkie paski zielonych oczu.
– Wielkie mi rzeczy – syknęła, po czym odpędziła mopsika machnięciem łapy zakończonej ostrymi pazurami.
„Ups”, pomyślała Peggy. Mieszkała z Mishą i ich opiekunką Suzanne już od dwóch miesięcy, ale ciągle zapominała, jak marudna bywa kotka, gdy ktoś ją obudzi. A właściwie to cały czas była marudna. W przeciwieństwie do Peggy Misha nie miała nic przeciwko temu, że opiekunka zostawiała ją w pustym domu na wiele godzin.
– Kto ostatni przy drzwiach, ten zgniłe jajo! – zaszczekała suczka i popędziła do drzwi wejściowych, ślizgając się po wypastowanej podłodze.
WIU! Łapki jej się rozjechały i wylądowała na pupie. PAC! Wpadła na drzwi dokładnie w momencie, gdy elegancka pani w drogiej kreacji akurat je otwierała. Kobieta odstawiła wypchane zakupami torby na podłogę, a Peggy niezdarnie podniosła się z ziemi.
– Dzień dobry! – zaszczekała, próbując zwrócić na siebie uwagę Suzanne. – Chcesz się pobawić? – Zaczęła biegać wokół nóg opiekunki, aż zakręciło się jej w głowie.
– No cześć, kochanie! – zawołała kobieta do telefonu dociśniętego do ucha. – Spotkajmy się tam za pół godziny.
„Jupi!”, pomyślała Peggy. Wyglądało na to, że zaraz wyjdą z domu!
Peggy uwielbiała chodzić na spacery. Cóż, tak naprawdę to nie było chodzenie, bo przez większość czasu musiała siedzieć w torebce Suzanne. Żałowała, że nie może się porządnie wybiegać, miała jednak zbyt krótkie nóżki i ledwie nadążała za długimi krokami opiekunki. Mogła przynajmniej wyglądać z torebki i podziwiać świat wokół – ptaki szybujące w powietrzu, przejeżdżające samochody i dzieci śmigające na hulajnogach.
– Możemy już wyjść? – zapytała błagalnie swoją panią. – Proszę, proszę, bardzo grzecznie proszę!
Do przedpokoju wkroczyła Misha, majestatycznie poruszając ogonem.
– Kiedy wreszcie wbijesz sobie do tej pomarszczonej głowy, że ludzie nie rozumieją ani słowa z tego, co mówisz? – zapytała.
Peggy zignorowała kotkę. Zaszczekała jeszcze głośniej i zaczęła wdrapywać się na nogi opiekunki.
– Cicho, Peggy – skarciła ją Suzanne, przyciskając palce do skroni. – Od tego ujadania boli mnie głowa.
Misha otarła się o nogi opiekunki i zamruczała cichutko. Rzuciła współlokatorce triumfalne spojrzenie, gdy kobieta pochyliła się, żeby ją pogłaskać.
Peggy zaskomliła smutno, więc na pocieszenie Suzanne poklepała ją energicznie po głowie. Piesek poczuł łaskotanie w nosie, gdy dotarł do niego zapach kwiatowych perfum. A PSIK! Peggy kichnęła, a jej ślina rozprysnęła się na butach opiekunki. Ups!
– Blee – skrzywiła się Misha, potrząsając wąsami. – Psy są po prostu obrzydliwe. – Wystawiła języczek i zaczęła dokładnie myć futerko.
– Fuj – wzdrygnęła się Suzanne. – Lepiej pójdę się przebrać. – Chwyciła torby z zakupami i skierowała się do sypialni.
Peggy ruszyła za nią. Gdy wpadła do pokoju, szybko zauważyła interesujący przedmiot wystający spod łóżka. Chwyciła but na wysokim obcasie i zaczęła go żuć. Lakierowana skóra skrzypiała jej w zębach.
– Ej! – krzyknęła Suzanne. Złapała za but i zaczęła go mocno ciągnąć.
„Hurra! – pomyślała Peggy. – Zawody w przeciąganiu buta!” Jeszcze mocniej zacisnęła zęby i pociągnęła.
Ale jej opiekunka była silniejsza. Szarpnęła tak gwałtownie, że Peggy musiała wypuścić but z pyska. Suzanne przewróciła się do tyłu i wylądowała na torbach z zakupami.
– Wygrałaś! – zaszczekała Peggy i polizała swoją opiekunkę po twarzy, żeby jej pogratulować.
– To moje ulubione buty! – krzyknęła kobieta, odpychając szczeniaczka.
– Moje też! – ucieszyła się Peggy. To miłe, że miała coś wspólnego ze swoją panią!
Suzanne wstała, złapała torebkę i ruszyła do wyjścia.
– Zaczekaj! – zawołała Peggy i pognała za opiekunką. – Nie zapomnij o mnie!
TRZASK! Drzwi zamknęły się jej tuż przed nosem i Peggy została sama. Znowu.
– Pobawisz się ze mną, Misha? – zapytała z nadzieją.
– Chciałabyś! – prychnęła kocica, zwinęła się w kłębek na poduszce i zamknęła oczy.
Peggy westchnęła. Wiedziała, że miała dużo szczęścia, trafiając do Suzanne. Dostała od swojej pani legowisko z aksamitnymi poduszkami i różnokolorowe błyszczące obroże, po jednej na każdy dzień tygodnia. Do tego posiłki jadła ze lśniącej złotej miski. Ale jej opiekunka nigdy nie miała czasu, żeby się z nią bawić. Peggy coraz częściej tęskniła za braćmi i siostrami.
Oparła łapy na zagłówku białej sofy, przycisnęła nos do szyby i wyjrzała na świat skąpany w zimowym słońcu. Zobaczyła sympatycznego psa, który węszył w sąsiednim ogrodzie.
– Hej, hej! – zaszczekała. – Chcesz się ze mną pobawić?
Ale pies nie usłyszał jej wołania przez zamknięte okno.
– Niech będzie – zadecydowała w końcu Peggy. – Pobawię się sama ze sobą.
Zajrzała do kuchni i skubnęła trochę karmy. Na podłodze koło miski leżała sterta gazet. Zobaczyła zdjęcie wesołego mężczyzny z wielką białą brodą. Miał na sobie czerwony strój i wyglądał bardzo sympatycznie. „Założę się, że on lubi się bawić”, pomyślała Peggy.
Trąciła stos nosem i przewróciła go. Gazety rozsypały się po podłodze. Peggy zaczęła przewracać strony łapami i oglądać zdjęcia. Te ze zwierzętami podobały się jej najbardziej.
– Ej! Można prosić o odrobinę prywatności? – syknął ktoś za jej plecami.
Wystraszony piesek podniósł łebek znad gazety. Misha stała w kuwecie po drugiej stronie kuchni, piorunując ją wzrokiem.
– Przepraszam! – zaskomliła Peggy. Zawstydzona szybko uciekła z pomieszczenia, a po drodze przewróciła jeszcze swoją miskę z wodą. CHLUP! Suczka była zupełnie mokra. Przebiegła cały przedpokój, zostawiając za sobą mokre ślady łap.
„Lepiej się wysuszę”, pomyślała. Otrząs- nęła się, rozpryskując krople wody po całym salonie. Potem kilkakrotnie przeturlała się po sofie, aby wytrzeć sierść o puchate poduszki. Przypominało to trochę zabawę z braćmi i siostrami. Skoczyła na poduszkę i zaczęła się z nią siłować, tak jak kiedyś na żarty walczyła z Paddym i Pippą.
– Grrrr – zawarczała, zaciskając zęby na miękkim materiale.
TRACH! Poduszka pękła, a chmura białych piór wzbiła się w powietrze. Peggy zeskoczyła z sofy, aby spróbować któreś złapać. Nie udało jej się, za to przewróciła wazę. BRZDĘK! Naczynie rozbiło się o podłogę. Szkło było wszędzie.
Ups! Suczka nie chciała pokaleczyć sobie łapek, więc wgramoliła się z powrotem na sofę i usiadła idealnie na pilocie do telewizora. KLIK! Ekran zajaśniał i po chwili pojawiło się na nim najpiękniejsze stworzenie, jakie Peggy kiedykolwiek widziała – biały konik ze lśniącym tęczowym rogiem i z powiewającą brokatową grzywą. Wzbił się w powietrze, machając kolorowymi skrzydłami, a z głośników popłynęła piosenka:
Jestem Brylantynka, słodka jak landrynka.
Rożek mam magiczny i ogonek śliczny.
Nieważne, kim jesteś, zawsze sobą bądź
albo zostań jednorożcem i na tęczę wsiądź!
Peggy nie mogła oderwać wzroku od ekranu telewizora. Brylantynka była wspaniała! Jej magiczny róg spełniał życzenia: sprawiał, że kwiaty rosły, chmury zamieniały się w watę cukrową, a niebo przecinała zjawiskowa tęcza!
Gdy program dobiegł końca, Peggy wtuliła się w miękką poduszkę i przymknęła oczy. „Brylantynka jest taka fajna”, pomyślała i zapadła w sen. Mały mopsik długo śnił o pięknych jednorożcach fruwających po niebie.