Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Morderca na plebanii czyli klasyczna powieść kryminalna o wdowie, zakonnicy i psie (z kulinarnym podtekstem) - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
24 kwietnia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Morderca na plebanii czyli klasyczna powieść kryminalna o wdowie, zakonnicy i psie (z kulinarnym podtekstem) - ebook

 

W Wielmoży umiera starsza parafianka. Zwyczajna kolej rzeczy? A może... zabójstwo idealne? I co ma z tym wspólnego zbrodnia sprzed lat?

Do akcji wkracza znana ze „Śledztwa od kuchni” wdowa po aptekarzu ze Skały, Karolina Morawiecka. To miejscowa panna Marple, której pomagają zakonnica, pies oraz znajomość literatury i sztuki kulinarnej.

Cztery sprawy. Pięć ciał. Dwie detektywki. Jeden morderca… I oczywiście zaskakujący finał!

Karolina Morawiecka (autorka) zaprasza do rozwikłania zagadki kryminalnej wspólnie z Karoliną Morawiecką (bohaterką)!

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66229-14-3
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

W KTÓRYM WDOWA PO APTEKARZU
ODCZUWA CHĘĆ MORDU, ZNICZE NIE CHCĄ
RÓWNO PŁONĄĆ, A PANI MAŁGORZATA
ZWIERZA SIĘ ZE SWOICH LĘKÓW

W powietrzu unosił się zapach zbrodni. Morderstwa popełnionego bez najmniejszych wyrzutów sumienia. I bez wahania, choć ręka sprawczyni nie raz zadrżała. Podobnie zresztą jak jej podbródek, czy raczej kilka jego warstw, godnie spoczywających jedna pod drugą.

Pani Karolina Morawiecka, wdowa po aptekarzu ze Skały, stała z wyraźnie widoczną w oczach chęcią mordu na środku swojej wielmożańskiej kuchni. Wokół niej, w tak sterylnym zazwyczaj pomieszczeniu (choć goście mogli się tego stanu rzeczy co najwyżej domyślać, gdyż żelazna reguła domu brzmiała, że od towarzyskich spotkań jest salon i tylko salon) walały się szczątki – nieme świadectwo koszmaru, który rozgrywał się tutaj już od ładnych paru godzin.

Swąd spalenizny bezsprzecznie dowodził, że cała operacja przeprowadzona została bez litości. Ale też – z innym od oczekiwanego rezultatem.

Pomimo wielu lat prób oraz sześćdziesięciu pięciu wiosen na karku, wdowa po aptekarzu (Panie, świeć nad jego duszą!) nie potrafiła piec ciast. Bólu tego nie koił fakt, że znakomicie gotowała. Nie łagodziła go myśl, że żadna z jej rówieśniczek, ba!, żadna z jej sąsiadek w sztuce kulinarnej nie była równie jak ona biegła. Jedynie świadomość, iż ta mała nieumiejętność – równoważona wszak przez nader liczne zalety – pozostawała wciąż absolutną tajemnicą, pozwalała Morawieckiej stawiać czoła codziennym trudnościom.

Wręczony wczoraj, niby to w dowód uznania, przez mieszkającą obok krakuskę tort dacquoise tak mocno zirytował wdowę po aptekarzu, tak boleśnie ugodził jej dumę (i uprzedzenie), że teraz nie pozostawało jej nic innego, jak tylko podjąć niewyartykułowane przecież wyzwanie.

Uniesiona dopiero co odniesionym spektakularnym sukcesem, to jest rozwiązaniem kryminalnej zagadki (przy minimalnym współudziale siostry Tomaszy i mikroskopijnej pomocy owej krakuski imienniczki), gdy tylko zamknęła drzwi za ostatnimi gośćmi, z którymi świętowała aresztowanie przestępcy z zamku w Pieskowe Skale, pani Karolina podjęła decyzję. Postanowiła pójść za ciosem. Udowodnić tej całej smarkuli, swojej sąsiadce (takoż Karolinie), że i ona potrafi! W końcu to ona, Karolina Morawiecka, rozwiązała zagadkę śmierci Anny Bednarz! Ba! Gdyby nie jej błyskotliwy umysł i nadzwyczajne umiejętności, gimnazjalistka Kasia Pietras niewątpliwie powiększyłaby grono aniołków, a podkomisarz Cegła nie znalazłby obciążających mordercę dowodów^()! Dlatego też zdecydowała się zacisnąć zęby (wciąż własne, dzięki Bogu!), zakasać rękawy i stanąć w szranki, z nadzieją na zwycięstwo.

Niestety, nadzieje okazały się płonne.

Chociaż pani Morawiecka zrezygnowała z najmniejszej nawet improwizacji i, zaopatrzona w kilka nader dokładnych przepisów, postępowała zgodnie z klarownymi niczym masło ghee wskazówkami, już krem okazał się porażką.

Owszem, ubijana profesjonalnym mikserem śmietana była sztywna jak (nie przymierzając) świętej pamięci małżonek, ale po dodaniu do niej serka mascarpone zamieniła się w nieapetyczną breję. Sytuacja pogorszyła się jeszcze (choć trudno było w to uwierzyć), kiedy wdowa po aptekarzu wzbogaciła rzeczoną paćkę o masę kajmakową. Całość nabrała wówczas dosyć specyficznej barwy, przywodzącej na myśl (wybaczcie!) absolutnie niekulinarne skojarzenia. W ten sposób powstał krem, którego ani faktura, ani kolor nie zachęcały do spróbowania.

Wszelako przy odrobinie dobrej woli (no, może raczej przy wielkich chęciach) tę mocno przesłodzoną masę o nieco... kłopotliwej barwie ukrywającej się pod dźwięczną nazwą sjena palona (niech żyją wzorniki kolorów! niech żyją eufemizmy!) można by zjeść. Jednak nikt, nawet więzień kazamatów!, nawet pracownik kamieniołomów!, nie zaryzykowałby skosztowania bezy. Coś poszło nie tak (jak zwykle zresztą) i przed panią Karoliną leżały teraz cztery krążki: dwa czarne, niemal spalone na węgiel, i dwa białe, choć podejrzanie gładkie i już na pierwszy rzut oka przypominające gips. Te ostatnie na moment wzbudziły nadzieję, że oto udało się odnieść sukces – była to jednak chwila krótka i ulotna. Wystarczyło, że podekscytowana wdowa delikatnie postukała w bezowy krążek: dziwnemu głuchemu dźwiękowi towarzyszył krótki okrzyk bólu, a na palcu wskazującym pani Morawieckiej pojawił się fioletowo-czerwony krwiak.

Rozgoryczenie kobiety potęgował fakt, że nawet Trufla, wiecznie głodna dożyca de Bordeaux, jak zwykle towarzysząca swej pani z nadzieją na łakomy kąsek, tym razem nie wyraziła większego zainteresowania efektem pięciogodzinnych prac cukierniczych. Owszem, początkowo suka śliniła się obficie, dając tym samym dowód, że unoszące się w pomieszczeniu zapachy przyjemnie pobudzają jej kubki smakowe i wprawiają w ruch ślinianki. Po włożeniu bezy do piekarnika psica pilnowała tejże przez niemal godzinę, jakby w obawie, że ciasto postanowi samodzielnie opuścić rozgrzane do zaledwie stu czterdziestu stopni urządzenie. Lecz kiedy wdowa po aptekarzu, drżąc z emocji i wielkich nadziei, wyciągnęła efekt swych starań, Trufla tylko nieufnie powąchała ciasto i z głuchym warkotem odsunęła się w kąt.

I tak już trzykrotnie^(). Tyle bowiem prób podjęła pani Karolina tego wieczoru, pierwszego listopada.

Teraz, zrezygnowana, postanowiła wreszcie uchylić okno i wywietrzyć śmierdzącą kuchnię. W głębi duszy liczyła na to, że o tak późnej porze nikt już nie będzie przechodził Podzamczem i nie wyczuje spalenizny. A jeśli nawet, to nie połączy kompromitującego zapachu z kuchennymi oknami wdowy po aptekarzu – zresztą na czas eksperymentu szczelnie zasłoniętymi grubymi storami – tylko, dajmy na to, z dymem z kominka (sezon grzewczy właśnie się rozpoczął). Albo ze smogiem, po prostu.

O, jakże bolesne są rozczarowania! Jak bolesna jest świadomość poniesionej klęski! Jak nieznośna gorycz porażki! Lecz (o, cudowna różnorodności!) nie każdy ma naturę Wertera, nie każdy charakter Hamleta! I jak na świecie są dzieci Obłomowa, tak są i dzieci Judyma. A Karolina Morawiecka, choć całkiem nieświadoma istnienia doktora Tomasza, niewątpliwie zaliczała się do grona tych drugich. Teraz więc, idąc śladem wybitnych postaci: Johna Watsona, kapitana Hastingsa oraz swojej ulubionej, choć znanej tylko z wersji filmowej, Scarlett O’Hary – wdowa po aptekarzu pozbierała się w oka mgnieniu.

– To nie był dobry dzień – wyszeptała zdruzgotana własną klęską ni to do siebie, ni to do Trufli. – Ale niech jeszcze i to, niech jeszcze i to... Zresztą – pocieszyła się, a myśl ta czule pieściła jej umysł i sprawiła, że na szerokim obliczu Karoliny Morawieckiej zawitał pierwszy tego dnia uśmiech – to pewnie część Bożego planu. Żebym mogła zrozumieć tych, którym nie wszystko w życiu wychodzi...

Ożywiona tą refleksją wdowa po aptekarzu, zbyt zmęczona, aby przyrządzić sobie kolację, postanowiła posilić się niezobowiązującą paczką ciastek. Albo nawet dwiema, gdyż jak powszechnie wiadomo, wysiłek wymaga uzupełnienia kalorii, a nikt przecież nie wątpi, że wykonanie jednego po drugim trzech tortów dacquoise (nawet zupełnie nieudanych) wiąże się ze znacznym wysiłkiem. A tego dnia przecież robiła o wiele, wiele więcej...

Jak co roku od pięciu lat, czyli od momentu, kiedy małżonek, raptem kilka miesięcy po przeprowadzce z podkrakowskiej Skały do pobliskiej Wielmoży, znienacka przeniósł się na łono Abrahama, zostawiając pogrążoną w rozpaczy współmałżonkę w niedawno zakupionym domku na wsi (na szczęście słone łzy wdowy równoważyła słodka masa spadkowa w postaci bardzo przyjemnej sumki ze sprzedanej apteki w Skale), pierwszego listopada pani Karolina rozpoczynała wyjątkową aktywnością. Wiadomo – groby.

Ponieważ konkurencja nie śpi, a nikt (nawet najsroższy pies) nie jest tak czujny, jak czujna jest sąsiadka, już po dwóch latach od śmierci męża Karolinie Morawieckiej udało się opracować genialną w swej prostocie strategię. Oczywiście, tak jak inni, wyposażona w odpowiedni zestaw ściereczek, miotełek oraz preparatów czyszczących i nabłyszczających odwiedzała cmentarz pod koniec października, żeby doczyścić i tak zawsze lśniący pomnik anioła odpowiedniej wielkości, ułożyć równo znicze i przyozdobić nagrobek stylową wiązanką chryzantem. Ale kiedy wybijała „godzina zero”, we Wszystkich Świętych zjawiała się na cmentarzu na długo przed wschodem słońca. O tej porze jest on, oczywiście, zamknięty, ale przecież nie na kłódkę! Wystarczyło nacisnąć ozdobną klamkę, by znaleźć się wśród grobowców, na których tylko gdzieniegdzie paliły się znicze.

Przypisy

Droga Czytelniczko! Drogi Czytelniku! Jeśli nie znasz tej historii, zapoznać się z nią możesz w Śledztwie od kuchni.

Zapewne zastanawiasz się teraz, jak to możliwe, że po trzech próbach upieczenia tortu dacquoise przed wdową po aptekarzu leżą zaledwie cztery bezowe krążki, podczas gdy piekła po dwie na jednej blasze. To bardzo proste, Drogi Czytelniku!, Droga Czytelniczko! Pierwsza próba była tak dalece nieudana, że nasza bohaterka cichutko, zraszając efekt swych starań kilkoma zaledwie łzami, wyrzuciła ciasto do kosza. Bo choć emocje targały jej sercem, umysł pani Karoliny wciąż działał jak brzytwa i nie pozostawiał złudzeń: węgiel to kamień i nie ma sensu go kompostować.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: