Mordercze instynkty - ebook
Mordercze instynkty - ebook
Kamila zawsze marzyła o kochającym mężu i gromadce dzieci. Gdy poznaje Wojtka, zaczyna wierzyć, że spotkała idealnego kandydata na partnera. Po ślubie czuły i szarmancki mężczyzna zmienia się jednak nie do poznania, a oliwy do ognia dolewa jego zaborcza matka. Znerwicowana i zastraszona Kamila w tajemnicy obmyśla plan uwolnienia się od agresywnego męża i toksycznej teściowej.
Jacek nie może sobie ułożyć życia po tragicznej śmierci żony. Pogrążony w depresji bezskutecznie stara się odnaleźć jej zabójcę. Wkrótce bierze udział w nowatorskim projekcie, dzięki któremu zaczyna radzić sobie z tęsknotą. Gdy wydaje mu się, że odzyskał równowagę, odkrywa szokujące fakty na temat swojej żony.
Odnosząca sukcesy zawodowe Malwina nie myśli o powiększeniu rodziny. Naciskana przez męża godzi się na dziecko i stawia na szali karierę. Po ciąży zmagająca się z silną depresją i niemogąca liczyć na wsparcie męża kobieta marzy o odzyskaniu dawnego życia. Wkrótce pomocy udziela jej tajemniczy znajomy…
TRZY HISTORIE ŁĄCZĄ SIĘ W NAJMNIEJ SPODZIEWANYM MOMENCIE. TERAZ KAŻDY ZROBI WSZYSTKO, BY OSIĄGNĄĆ SWÓJ CEL. NAWET KOSZTEM PRZELANIA CUDZEJ KRWI.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8280-703-5 |
Rozmiar pliku: | 908 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
KAMILA
TERAZ
KWIECIEŃ, ROK 2023
Odkąd pamiętam, mama wpajała mi, że życie to największy dar, za który codziennie powinniśmy dziękować temu na górze. Doceniała każdą chwilę spędzoną z rodziną i wiedziała, że nic nie jest dane raz na zawsze. Gdy prowokowałam ją i mówiłam, że nie prosiłam się na ten świat, oburzała się, twierdząc, że nie doceniam tego, co mam. Przygotowywała mnie do roli matki i przekonywała, że ludzkie tragedie, wojny, choroby i wszechobecna przemoc nie stoją na przeszkodzie temu, by wydawać na świat dzieci. Sama sprawiła sobie szóstkę. Liczyła, że powtórzę jej wyczyn. Długo opierałam się tej narracji, ale w końcu się poddałam i zaczęłam marzyć o wielkim domu, kochającym mężu i gromadce dzieci, które biegałyby beztrosko po ogrodzie. W odróżnieniu od mamy czy starszych sióstr nie chciałam jednak zdawać się na mężczyznę. Pragnęłam mieć coś swojego: sukces, pieniądze, uznanie. Planowałam dostać się na prawo na Uniwersytecie Warszawskim tak jak starszy brat. Przygotowywałam się do matury dniami i nocami, a w wakacje pracowałam w sklepie i opiekowałam się dziećmi sąsiadów. Zarobiłam tyle, że mogłam wynająć skromną, przytulną kawalerkę w pobliżu wydziału i starać się o płatny staż w interesującej mnie kancelarii bez presji czasu. Patrzyłam w przyszłość z nadzieją, aż straciłam czujność i uwierzyłam, że mam wszystko pod kontrolą. A życie pokazało mi środkowy palec…CZĘŚĆ 1
KAMILA
WCZEŚNIEJ
WRZESIEŃ, ROK 2020
Do ślubu z Wojtkiem została już tylko godzina. Nie mogę uwierzyć, że jeszcze dziś Kamila Mozelewska stanie się panią Szymczyk. Stoję przed lustrem w pokoju w moim rodzinnym domu i przyglądam się sukni ślubnej, którą wybrała ze mną siostra Wojtka, Monika. Muszę przyznać, że nigdy nie wyglądałam piękniej. Przyjemny w dotyku materiał przylega do ciała, a krój optycznie wyszczupla sylwetkę. Najlepszy jednak jest biustonosz, który subtelnie podnosi mi biust i sprawia, że chyba pierwszy raz w życiu nie wstydzę się swoich omletów. Tak nazywam moje płaskie piersi, przez które od lat mam kompleksy. Mama mówiła, że najważniejsze jest to, co w głowie, ale nie przekonywało mnie to. Myślałam, że dla chłopaków liczy się tylko jedno. Wojtek to zmienił, sprawił, że poczułam się atrakcyjna. Wciąż pamiętam nasz pierwszy raz. Delikatnie rozpiął mi koszulę, utrzymując ze mną kontakt wzrokowy, a potem zdjął mi biustonosz, pochylił się i pocałował mnie w obie piersi. Westchnęłam z podniecenia, a wtedy wyszeptał, że jestem najpiękniejszą kobietą na świecie.
– Moja bogini – słyszę za plecami jego głos. Gdy się odwracam, spostrzegam, że stoi oparty o framugę drzwi.
– Co tu robisz? Nie wiesz, że przyszły mąż nie powinien przed ślubem widzieć panny młodej?
– Wiesz, co myślę na temat zabobonów… – Wojtek zbliża się do mnie z szerokim uśmiechem. Zawsze się tak uśmiecha, gdy chce dać znać, że mnie podziwia. – Wyglądasz po prostu…
– Bosko? Nie wierzę, że to mówię, ale muszę się z tobą zgodzić. – Spoglądam ponownie w lustro i poprawiam włosy. – Monika zadbała o każdy szczegół – mówię, przykładając dłoń do szmaragdowego kolczyka. – Zawsze chciałam takie mieć.
Wojtek zachodzi mnie od tyłu i obejmuje w biodrach.
– Najchętniej zerwałbym z ciebie tę suknię i wyruchał tu, na podłodze.
– No wiesz? Perwers… – udaję oburzenie.
– Nie mów, że tego nie chcesz. Możesz udawać przed całym światem, ale nie przede mną. Jesteś najbardziej wyuzdaną kobietą, jaką znam – szepcze mi do ucha.
– A ile znasz tych kobiet? – pytam, wpatrując się podejrzliwie w jego odbicie w lustrze.
– Czyżbyś była zazdrosna? – Wojtek przesuwa dłonie coraz wyżej i wyżej, aż lądują na piersiach. Chcę mu się oprzeć, ale wtedy on całuje mnie w szyję i utrudnia zadanie. – Kotku, proszę… Wkrótce zacznie się msza, a ja muszę jeszcze poprawić makijaż. Zmykaj.
Wojtek napiera na mnie nabrzmiałym kroczem.
– Pięć minut. Jestem taki napalony.
– Będzie jeszcze milion okazji na seks. – Odpycham go i delikatnie prowadzę do wyjścia. – Ja też cię kocham – mówię, zamykając mu drzwi przed nosem i powtarzając sobie w myślach, że dobrze robię. Gdyby wiedział, jak bardzo go teraz pragnę…
Pięć minut później do pokoju wchodzą Monika i mama Wojtka, Krystyna Szymczyk. Ta druga bada mnie wzrokiem od stóp do głów. Po chwili oczy zachodzą jej łzami.
– Wyglądasz ślicznie, córeczko. Nie mogę się doczekać, aż zobaczę was przed ołtarzem. Tak długo czekałam, aż Wojtuś pozna tę właściwą kobietę. Bałam się, że już zawsze będzie sam.
– Dziękuję, pani Krysiu – odpowiadam, przytulając dużo niższą, zawsze starannie umalowaną i elegancko ubraną kobietę.
– Chyba nadszedł czas, byś zaczęła do mnie mówić: „mamo”. Nie sądzisz?
– Ja… – wydobywam z siebie drżącym głosem. – Byłabym zaszczycona.
– W takim razie ustalone. – Przyszła teściowa uśmiecha się i przykłada mi dłoń do policzka. – Nie mogłam sobie wymarzyć lepszej synowej.
– Wybacz, mamo, ale jeśli zaraz nie wyjdziesz, dojdzie do makijażowej katastrofy. Trzymasz się, kochana? – pyta mnie Monika.
– Z trudem, ale chyba dam radę – odpowiadam rozbawiona.
Pani Krysia, a właściwie mama, jeszcze przez chwilę ściska mi dłoń.
– Dobrze. Już sobie idę. Zatem do zobaczenia na mszy – mówi z wyraźnym przejęciem.
– Do zobaczenia.
*
Kwadrans przed mszą do pokoju wchodzi tata. Ma na sobie niemodny garnitur, który od lat zakłada na rodzinne uroczystości. Mama wiele razy namawiała go na kupno nowego, ale przekonywał ją, że są ważniejsze wydatki, a poza tym uważał, że ten przynosi mu szczęście.
– Miałem go na sobie podczas wszystkich najpiękniejszych wydarzeń w naszej rodzinie. Nie zmienia się zwycięskiego duetu – wyjaśnił któregoś razu.
– Oczywiście. Jakby garnitur miał jakiś wpływ na życie nasze i naszych dzieci – odparła wtedy z przekąsem moja siostra Iza. Zawsze była zdroworozsądkowa, podobnie zresztą jak Wojtek. Nic dziwnego, że od razu się polubili.
– Gotowa? – pyta drżącym głosem tata.
– Stresuję się jak diabli, choć wiem, że nie ma czym. Wychodzę przecież za mężczyznę, którego kocham. Wszystko będzie dobrze, prawda?
– Na pewno. Och, dziecko, wyglądasz przepięknie… Twoja mama byłaby zachwycona.
– Tato… Ona jest zachwycona – poprawiam go.
Tato pociąga nosem. Widzę, jak walczy ze sobą, by nie wypowiedzieć słów, które często powtarza i które za każdym razem wyprowadzają mnie z równowagi: „Twoja matka zmarła w kwietniu zeszłego roku. Jej serce bije, ale lekarze nie pozostawili złudzeń: uszkodzenia mózgu są bardzo poważne i być może już nigdy się nie obudzi”.
– Przepraszam. – Spuszcza głowę. – Nie chcę psuć ci humoru tuż przed uroczystością.
– Nie psujesz. – Staram się zapanować nad emocjami. – Tato, chciałabym do niej zadzwonić.
– Córciu…
– Proszę. Chcę, by mnie zobaczyła w tej sukni. Wiem, co mówią lekarze, ale ja wierzę, że ona wciąż z nami jest.
Tata namyśla się przez chwilę, po czym wzrusza z rezygnacją ramionami.
– Jeśli tego właśnie chcesz…
Wybieram numer do pracownicy kliniki, w której przebywa mama, i pytam ją, czy mogłaby włączyć kamerę w telefonie.
– Oczywiście. Już do niej idę. Zaraz wracam. – Rozłącza się.
Spoglądam na stojącego przy mnie tatę. Widzę, jak mu ciężko i nie winię go za to, że stracił nadzieję na to, że mama wybudzi się ze śpiączki. Rozumiem powagę sytuacji i dociera do mnie to, co mówią lekarze. Wiem jednak, że gdybym to ja leżała w śpiączce, mama nigdy nie złożyłaby broni. Wierzyłaby w moje ozdrowienie do samego końca, jestem tego pewna.
Chwilę później dostaję powiadomienie o przychodzącej rozmowie video. Odbieram i wręczam telefon tacie, prosząc, by trzymał go nakierowanego na mnie.
– Pani Tereso, ktoś chciałby z panią porozmawiać – słyszę, a potem spostrzegam leżącą w specjalistycznym łóżku i podpiętą do aparatury podtrzymującej życie mamę. Ma otwarte oczy i spokojny wyraz twarzy. Nie wygląda jak osoba, której świat się zawalił, a właśnie to się wydarzyło w kwietniu zeszłego roku, gdy pijak za kierownicą stracił panowanie nad autem i staranował ją, gdy szła poboczem. Kilka sekund wystarczyło, by życie, jakie znaliśmy, skończyło się. Przerwałam studia i wróciłam na Lubelszczyznę, żeby być przy mamie. Spędzałam całe dnie w szpitalu, modląc się za nią. Nie poddawałam się nawet wtedy, gdy stan mamy się nie poprawiał, a lekarze sugerowali odłączenie jej od aparatury.
– Cześć, mamo. Chciałam ci pokazać suknię, w której za chwilę stanę przed ołtarzem. – Robię kilka kroków do tyłu, by było mnie lepiej widać. Pracownica przytrzymuje telefon tuż nad twarzą mamy, ale ona nie reaguje. – I jak ci się podoba? Piękna, prawda? – dopytuję, chociaż doskonale wiem, że nie doczekam się odpowiedzi. Twarz matki nawet nie drgnęła.
Nie spodziewałam się, że coś powie, bo takich prób porozumienia się z nią podejmowałam wiele od momentu, gdy trafiła na oddział. Najtrudniej było mi jednak nie od razu po wypadku, ale dwa miesiące później, kiedy powoli zaczynałam tracić już nadzieję na poprawę. I to właśnie wtedy, gdy znajdowałam się już na granicy wytrzymałości, poznałam Wojtka. Odwiedzał w szpitalu kogoś ze swojej rodziny, gdy zobaczył mnie płaczącą na korytarzu. Pamiętam, że siedziałam roztrzęsiona na krześle i nie byłam w stanie się uspokoić. To był mój pierwszy tak silny atak paniki. Łzy ciekły mi po policzkach, a serce biło tak mocno, że obawiałam się, iż lada moment wyskoczy mi z piersi. Wojtek usiadł obok mnie i dotrzymywał towarzystwa przez godzinę. Wykazał się wtedy niezwykłym zrozumieniem. Nie zapewniał mnie, że wszystko będzie dobrze. Zamiast tego wysłuchał i przekonał, że ze względu na mamę nie mogę się załamać. Zanim się rozstaliśmy, dał mi swój numer telefonu i poprosił, bym dzwoniła do niego, jeśli będę czuła, że potrzebuję z kimś porozmawiać.
– Odbiorę choćby w środku nocy.
Nigdy bym nie przypuszczała, że po roku znajomości ten sam mężczyzna poprosi mnie o rękę, a ja powiem „tak”. Za mną niezwykłe miesiące. Paradoksalnie najgorsze i najlepsze w życiu. Wojtek podarował mi szczęście w najtrudniejszym okresie. Właśnie dlatego muszę wierzyć, że mama to wszystko widzi. Chcę, by miała świadomość, że mi się układa.
– Gotowa? Musimy już iść – ponagla mnie moja starsza o rok siostra Julia, która bez pukania wchodzi do pokoju.
– Muszę kończyć, mamo. Odezwę się jutro i wszystko ci opowiem – wyjaśniam do kamery.
– Gratuluję, pani Kamilo. Życzę udanej zabawy – mówi pracownica kliniki.
– Dziękuję – odpowiadam i się rozłączam.
*
Właśnie mija druga godzina weselnego przyjęcia. Goście są już najedzeni, podchmieleni i gotowi do zabawy na parkiecie. Siedzę za stołem na honorowym miejscu i obserwuję Wojtka, który stoi przy ścianie i zabawia moją czteroletnią bratanicę. Kasia śmieje się z jego głupich min i próbuje go naśladować. Cieszę się, że mój mąż ma taki dobry kontakt z dziećmi. Nie mam wątpliwości, że będzie świetnym ojcem.
W pewnym momencie muzyka przestaje grać, a mój teść prosi o ciszę.
– Chciałbym zabrać głos, dopóki są państwo w stanie zrozumieć, co do was mówię. – Po tych słowach rozlega się gromki śmiech, a część gości bije brawo. – Chciałbym opowiedzieć wam co nieco o naszej młodej parze. On jest chłopakiem o niezwykłym talencie do pakowania się w kłopoty. Ona zaś to dziewczyna, która nie boi się wyrażać swojego zdania. Oboje mają wyraziste osobowości i choć z początku mało kto dawał im szansę, udowodnili wszystkim, że są sobie pisani. – Robi pauzę, by uspokoić drżenie głosu. – Jestem niezmiernie szczęśliwy, że mój ukochany syn wreszcie poznał kobietę, która go uszczęśliwia. Dziękuję ci, Kamilo, za miłość, jaką darzysz Wojtka. Oby mój syn traktował cię z należytym szacunkiem. – Unosi kieliszek szampana i dodaje: – Zdrowie młodej pary!
– Zdrowie! – krzyczą głoście.
Moja teściowa podrywa się z miejsca i głośno chrząka.
– Korzystając z okazji, chciałabym dodać coś od siebie. Kamilciu – zwraca się w moją stronę – chcę, byś wiedziała, że od początku wierzyłam, iż jesteś tą jedyną kobietą dla mojego Wojtusia. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Już wtedy Wojtuś wpatrywał się w ciebie jak w dzieło sztuki. Ludzie mówią, że na początku znajomości zauroczenie potrafi zawrócić w głowie, a czas weryfikuje prawdziwość uczucia. Zapewne w wielu przypadkach to prawda, ale nie w waszym. To była szczera miłość od pierwszego wejrzenia. Widziałam to w waszych oczach. Takie uczucie nie wygasa. Może jedynie się umacniać. I właśnie tego wam życzę. Niech ta miłość umacnia się z każdym rokiem waszego życia. Wszystkiego dobrego dla ciebie, synku, i ciebie, córeczko. Wiem, że nigdy nie zastąpię ci matki, ale przynajmniej postaram się być jej godną następczynią. – Gdy kończy mówić, obie się rozpłakujemy.
– Dziękuję – mówię, patrząc jej w oczy i przykładając dłonie do serca. Wtedy ona robi to samo. Tak się cieszę, że ją mam…
*
Przed północą, gdy większość gości wciąż bawi się w najlepsze, zabieram wstawionego Wojtka w ustronne miejsce, bo chcę zamienić z nim wreszcie parę słów.
– Nie mieliśmy dziś jeszcze okazji na spokojnie porozmawiać – mówię, ściskając mu dłoń i wpatrując się w złotą obrączkę na jego palcu.
– To prawda. Szalony dzień, a to jeszcze nie koniec. – Przysuwa mnie do siebie i namiętnie całuje.
– Wojtek, zaczekaj. Nie teraz.
– Odmawiasz mi, żonko? – Całuje mnie ponownie, a wtedy lekko go odpycham.
– Poczekaj. Chciałabym z tobą o czymś porozmawiać.
– Możemy porozmawiać w łóżku… lub w toalecie. – Zaczyna się do mnie dobierać.
– Wojtek! – Cofam się gwałtownie. – Możesz choć przez chwilę być poważny?
Mój świeżo upieczony mąż prostuje się, a z jego twarzy znika cwaniacki uśmiech.
– Tylko żartowałem, nie spinaj się tak. To co to za sprawa?
Czuję przyjemny dreszczyk ekscytacji, gdy chwytam ponownie jego dłoń i przykładam ją sobie do brzucha, patrząc mu jednocześnie głęboko w oczy.
– Chciałam ci powiedzieć już tydzień temu, ale uznałam, że dziś będzie bardziej wyjątkowo. – Przełykam ślinę i przechodzę do rzeczy: – Jestem w ciąży. Będziesz tatą.
Wojtek unosi brwi i zatapia wzrok w moim brzuchu.
– Co powiedziałaś?
– Jestem w ciąży – powtarzam, uśmiechając się szeroko. – Robiłam test, byłam też u ginekologa.
Wojtek jeszcze przez chwilę wpatruje się we mnie w milczeniu, po czym rzuca mi się w objęcia i wybucha płaczem.
– To wspaniale, kochanie! Boże, jak się cieszę! Musimy wszystkim powiedzieć!
– Zaczekaj, nie róbmy tego. To wciąż wczesny etap, po co zapeszać?
– Ale kotku…
– Wstrzymajmy się. Proszę, Wojtek. Powiemy bliskim za kilka miesięcy, gdy nie będzie już można tego ukrywać – przekonuję go.
Wojtek całuje mnie w czoło i masuje po brzuchu. Widzę, że jest wniebowzięty.
– Dobrze. Zrobimy, jak uważasz. Och, rodzice będą zachwyceni. Nie mogę się doczekać, aż się dowiedzą.
MIESIĄC PÓŹNIEJ
PAŹDZIERNIK, ROK 2020
Sobota. Od rana sprzątam nasz nowy dom przed pierwszą wizytą teściów. Myję podłogi, robię pranie i wycieram kurze nawet w słabo widocznych miejscach. Zawsze byłam porządna. Tego nauczyła mnie mama, która wyznawała zasadę, że gości powinno się przyjmować w czystym domu. Szkoda tylko, że Wojtek tak nie sądzi. Mój mężulek śpi sobie smacznie w sypialni po imprezie ze współpracownikami z biura nieruchomości. Jego szef zorganizował przyjęcie urodzinowe, które przeciągnęło się do rana. Wojtek zbudził mnie o piątej rano kompletnie pijany i cuchnący alkoholem. Nie wiem, czy wydobrzeje do momentu, kiedy przyjdą. Pewnie będzie wściekły, że nie przełożyłam tej wizyty na inny dzień. Myślałam o tym, ale odwiodła mnie od tego Gośka, przyjaciółka z Warszawy, do której zadzwoniłam przed godziną.
– Mówię ci, ledwo już wyrabiam. Nie tak wyobrażałam sobie pierwszy miesiąc małżeństwa… Nie dość, że Wojtek w niczym mnie nie odciąża, zasłaniając się pracą, to jeszcze ten dom… – westchnęłam z rezygnacją. – Wszystko jest na mojej głowie, a przecież nie powinno tak być. Ani Wojtek, ani jego rodzina nie kiwną palcem, by mi pomóc.
– Jak to?
– Serio, Gośka, nie wiem, co się z nimi dzieje. Wcześniej teściowa dosłownie wchodziła mi w dupę, nazywała swoją córeczką i wydzwaniała pierdyliard razy dziennie z byle powodów, bo ubzdurała sobie, że jesteśmy przyjaciółkami. Nie przeszkadzało mi to wtedy, bo wierzyłam w jej dobre intencje. Od miesiąca muszę się do niej o wszystko dopraszać. A teść nie jest lepszy. Ostatnio poprosiłam go, by załatwił nam taniego hydraulika. Obiecał, że jeszcze tego samego dnia zadzwoni do znajomego.
– I co? Nie zrobił tego?
– Nie. Podobno zapomniał, a gdy opowiedziałam o tym Wojtkowi, stwierdził, że dramatyzuję, a tata ma swoje sprawy i nie może nas we wszystkim wyręczać. Kompletnie tego nie rozumiem. Dobrze, że mam tatę i braci. Pomogli mi w pracach domowych i załatwili fachowców.
– Na twoim miejscu zachowałabym spokój i przeczekała ten trudny okres. Początki są zawsze najtrudniejsze, ale z czasem przyzwyczajamy się do nowego życia.
– Próbuję być spokojna, ale chwilami aż się gotuję. Zastanawiam się, czy to nie przez hormony i przemęczenie… Ciąża coraz bardziej mi doskwiera, a lekarz powtarzał, że muszę się oszczędzać.
– Moim zdaniem za dużo rozmyślasz. Próbowałaś medytacji?
– Niby jak, skoro na nic nie mam czasu? Może nie powinnam tego mówić, ale żałuję, że zgodziłam się zostać na wsi. Myślałam, że wyprowadzimy się do Lublina i wynajmiemy mieszkanie w bloku nieopodal centrum. Wojtek miałby blisko do pracy, a ja do kliniki. Mogłabym codziennie odwiedzać mamę. Poza tym rozważam powrót na studia za jakiś czas. Oczywiście w trybie zaocznym. Z Lublina są dobre połączenia do Warszawy.
– Sądzisz, że uda ci się pogodzić naukę z macierzyństwem? – dopytuje Gośka.
– No właśnie zaczynam w to wątpić. Nic nie zapowiadało takiej zmiany w zachowaniu Wojtka i jego rodziców. Wierzyłam, że w razie czego będę mogła liczyć na ich wsparcie.
– Naprawdę nie da się już odkręcić tego domu?
– Niby jak? Wojtek kupił go w tajemnicy z rodzicami, jeszcze przed ślubem. Podobno nie miał zbyt wiele czasu do namysłu, bo było duże zainteresowanie. Przekonywał mnie, że miał dobre intencje i myślał, że będę zachwycona. Dom jest piękny, a okolica spokojna, ale co z tego? Przecież znał moje zdanie na temat wsi. Postawił mnie przed faktem dokonanym, a potem razem z matką zmanipulowali mnie i przymusili do przystania na jego warunki.
– Tak to widzisz?
– Tak było, Gośka – odpowiadam bez namysłu. – A teraz siedzę w tej zatęchłej dziurze z dala od cywilizacji i szoruję kibel, choć powinnam leżeć na plecach i odpoczywać.
– Gdybym mogła, przyjechałabym i wspomogła cię, ale dopiero co zaczął się semestr i nie mogę opuścić zajęć.
– Rozumiem. Chciałam tylko to z siebie wyrzucić. Ostatnio czuję się strasznie samotna… I pomyśleć, że dopiero co wyszłam za mąż. Skoro już na starcie mamy tyle problemów, co będzie potem?
– Mam propozycję: obudź Wojtka i powiedz mu, by dokończył za ciebie sprzątanie. A potem idź do salonu, usiądź wygodnie w fotelu i obejrzyj coś na Netflixie. Nie powinnaś się przemęczać. I tak już wystarczająco zrobiłaś. Pokaż pazur, Kamila. Nie możesz już na starcie dać się zdominować facetowi. Jeśli od początku będziesz go we wszystkim wyręczała, szybko się do tego przyzwyczai. A wtedy trudno będzie to odkręcić.
*
– Dzień dobry, mamo – mówię, otwierając drzwi teściowej. Zmuszam się do uśmiechu i robię jej przejście. – A gdzie tata?
– Został w domu. Od rana jest jakiś nieswój. Chyba go łapie przeziębienie, dlatego uznałam, że nie powinien narażać ciebie i dziecka. – Krystyna mija mnie, nie całując w policzek, choć zwykle tak mnie witała. Wręcza mi płaszcz i przechodzi w butach do salonu.
– Powiedziałaś: „dziecka”? – Przeszywa mnie dreszcz. – Ale… Wojtek ci powiedział?
– Wiem, że prosiłaś go o dyskrecję, ale był taki podekscytowany, że musiał się tym ze mną podzielić. Poza tym w naszej rodzinie nie ma tajemnic. Mówimy sobie o wszystkim i wspieramy się nawzajem. To się nigdy nie zmieni. Urządziliście już pokój dla maluszka?
– Jeszcze nie… – Jestem wściekła na Wojtka za to, że nie uszanował mojej prośby. Mówiłam mu, że wolę zaczekać, a on zdawał się to rozumieć. Dlaczego więc mi to zrobił?
Teściowa staje na środku salonu i rozgląda się po pomieszczeniu.
– No ładnie się urządziliście, naprawdę ładnie. Tylko te zasłony jakieś zatęchłe… Już tu były? Nie wymieniliście ich?
– To nowe zasłony, mamo. Może to wina koloru, aczkolwiek mi się podoba.
– Hm… Jakieś takie żółtawe. Brzydkie są. Poszukam czegoś nowego. – Po tych słowach podchodzi do regału i przejeżdża palcem po półce. – Sporo kurzu.
– Przesadza mama – zauważam. – Przedwczoraj czyściłam cały regał.
– Powinnaś to robić codziennie. Wojtuś ma alergię na roztocza. Nie powinien przebywać w brudnych pomieszczeniach.
– Wojtuś ma trzydzieści dwa lata i umie o siebie zadbać – mruczę pod nosem.
– Słucham? Co mówiłaś?
– Nic. Przejdźmy do kuchni.
– Cześć, mamo. – Wojtek zjawia się w salonie, ubrany w niebieską koszulę i czarne dżinsy. – Przepraszam, ale miałem ważną rozmowę video z potencjalnym klientem – kłamie. Jeszcze pół godziny temu miał problem, by wstać z łóżka, a zanim wgramolił się pod prysznic, przez pięć minut klęczał nad sedesem i wymiotował.
– W sobotę?
– Tak wyszło. Bardzo nam zależy na tym kliencie. Zresztą nieważne. Miło cię widzieć. – Podchodzi do matki i składa na jej policzku szybki pocałunek. Intensywny zapach jego perfum błyskawicznie rozchodzi się po pomieszczeniu. Teściowa nie jest głupia. Na pewno czegoś się domyśla. Elegancka koszula też na niewiele się tu zda. Wystarczy spojrzeć na jego podkrążone oczy. – A gdzie tata?
– Mówiłam twojej żonie, że coś go bierze i uznałam, że powinien zostać w domu. – „Twojej żonie”? To już nie jestem „córeczką” ani „Kamilcią”?
– Szkoda, bo upiekliśmy jego ulubioną pieczeń – odpowiada z nutą rozczarowania w głosie Wojtek. Mam ochotę wypomnieć mu, że wszystko przygotowałam sama, ale gryzę się w język. – I jak ci się podoba nasze gniazdko?
– Na razie widziałam tylko salon. Zasłony wyglądają, jakby obsikał je kot. Musimy je koniecznie wymienić. – „Musimy”?
– Tak, tak. Wspominałem o tym ostatnio Kamili. Wymienimy je.
– Chwila… Pierwsze słyszę – mówię zdziwiona. Jestem na sto procent pewna, że nie rozmawialiśmy na ten temat. Wojtek pewnie nawet nie zwrócił uwagi na zasłony. Cholera, przecież niedawno nie zauważył, że zmieniłam fryzurę! – Wojtek, co ty bredzisz?
Teściowa postanawia rozładować napięcie, komplementując kolor sofy.
– Pokażesz mi kuchnię, synku? – pyta po chwili, masując Wojtka po ramieniu. Chyba postanowiła udawać, że nie widzi tego, jak bardzo jest pijany. Co ona wyprawia?
Przez następny kwadrans panoszy się po domu, zaglądając do wszystkich szafek i nie szczędząc mi krytycznych komentarzy.
– Kuchenka mikrofalowa? Zdajesz sobie sprawę, jakie to niezdrowe? – zwraca się do mnie z wyrzutem.
– Tak się składa, że to pomysł twojego syna. Nawet sam wybrał model – zauważam kąśliwie.
Zmieszana Krystyna milczy przez moment, po czym rzuca, że jako żona powinnam wiedzieć lepiej od męża, co jest dla niego najlepsze.
– Aha, czyli to moja wina, że pozwoliłam mu na zakup mikrofali? – pytam, nie kryjąc oburzenia. Teściowa prycha, powstrzymując się od komentarza. A potem udaje się do sypialni, w której cuchnie potem i alkoholem tak, że aż mi się zbiera na wymioty.
– Trzeba regularnie wietrzyć pokoje. – Podchodzi do okna i uchyla je. – Całkiem tu przytulnie. – Zanim zdążę zareagować, otwiera górną szufladę komody, gdzie trzymamy zabawki erotyczne. – Pięknie… Czyli mój syn już ci nie wystarcza? – pyta z zażenowaniem.
– Mamo, co ty wygadujesz?! – Wojtek w końcu staje po mojej stronie.
– No co? To chyba normalne, że matka martwi się o swojego syna…
Jestem tak zszokowana jej zachowaniem, że nie mogę się poruszyć. Stoję w miejscu i patrzę, jak ta wścibska baba bez pytania plądruje mi pokój, po czym jak gdyby nigdy nic wychodzi ze skwaszoną miną i zagląda do łazienki.
– Kamila wybierała kafelki. Prawda, że ładne? – Cieszę się, że Wojtek poszedł po rozum do głowy i dalej mnie wspiera.
– Pamiętam poprzednie. Dobrze, że je wymieniliście, choć mogliście mnie spytać przed zakupem. Doradziłabym ładniejsze.
– Czy jest coś jeszcze, co zdaniem mamy zawaliłam? – wybucham, nie mogąc dłużej znieść jej ciągłych docinków.
– Nie obrażaj się. Chcę dla was jak najlepiej.
– Dla nas? – Zduszam nerwowy śmiech.
– Kotku, proszę… – Wojtek próbuje odgrywać rolę mediatora. – Nie wiem jak wy, ale ja umieram z głodu. Gdy zjemy, wszystkim poprawi się humor.
*
Reszta spotkania przebiega we względnie spokojnej atmosferze. Teściowa powstrzymuje się od uszczypliwości pod moim adresem, dzieląc się z nami plotkami o innych mieszkańcach wsi (tak jakby mnie one obchodziły) i dyskutując z synem na temat polityki. W pewnym momencie pyta mnie nawet o mamę:
– Lepsze to, niż jakby miało się jej pogorszyć – odpowiada zdawkowo, gdy wyjawiam, że od kilku miesięcy jej stan praktycznie się nie zmienia.
Pod wieczór Wojtek proponuje matce, by obejrzeli razem „Panoramę”. Ta stwierdza jednak, że powinna wracać do męża.
– Daj spokój, mamo. Tacie nic się nie stanie, jeśli pobędzie trochę sam w domu.
– Miejsce żony jest przy mężu i nigdzie indziej. To on jest jej całym światem, a jego dobro powinno być dla niej najważniejsze. – Na szczęście nie patrzy mi w oczy podczas wypowiadania tych mizoginistycznych bzdur. Nie wiem, czy byłabym w stanie powstrzymać się od śmiechu. – Obejrzymy, jak odwiedzisz nas w tygodniu. Może środa?
– W środę pod wieczór mam wizytę kontrolną u ginekologa w Lublinie – zauważam. – Wojtek obiecał, że mnie zawiezie.
– Przecież możesz sama pojechać. Co za problem?
Jej słowa sprawiają, że serce szybciej mi bije i robi mi się ciepło.
– Nie mam prawa jazdy, mamo. Zapomniałaś?
– To pojedź autobusem. Kursują co godzinę. Przecież to tylko godzina drogi.
– Zawiozę cię – deklaruje Wojtek. – Nie będziesz przecież tłukła się busem i chodziła sama po mieście w ciemnościach.
– Ale synku… Nie powinieneś jeździć autem po pracy, kiedy jesteś zmęczony – nie odpuszcza teściowa.
– W tym tygodniu pracuję z domu. Koniec dyskusji, mamo.
Krystyna zagryza dolną wargę i odczekuje chwilę.
– W porządku. To może czwartek? – pyta, wpatrując się błagalnie w syna.
*
– Możesz mi powiedzieć, co to, kurwa, było?! – Daję upust złości po wyjściu teściowej.
– Co konkretnie masz na myśli?
– Co mam na myśli?! Powiedz, że tylko udajesz głupiego… Ostatnie kilka godzin to nieustanny pokaz pogardy i umniejszania mojej wartości przez twoją matkę. W pewnym momencie wprost zasugerowała mi, że jako kobieta nic nie znaczę i powinnam ci na każdym kroku usługiwać. I to mówi katoliczka?! Przecież to poglądy wzięte żywcem z Bliskiego Wschodu! Co będzie następne? Zmusi mnie do noszenia burki?
– Nie nakręcaj się. Niczego takiego nie powiedziała. – Wojtek przeciera dłonią zmęczoną twarz i udaje się w kierunku sypialni.
Tak łatwo mu nie odpuszczę.
– A właśnie, że tak! Przyznaj, myślisz tak samo.
– Kamila, opanuj się. Mama ostrzegała, że możesz mieć wahania nastroju, ale nie sądziłem, że będzie aż tak źle.
– No właśnie, à propos… Dlaczego jej powiedziałeś? Prosiłam, byś się wstrzymał!
– Robisz aferę z niczego. To moja matka i miała prawo wiedzieć. Poza tym nie planowałem tego, po prostu mi się wypsnęło. Mama obiecała, że dochowa tajemnicy. O nic się nie martw.
– Jasne… Sądząc po tym, jak mnie dziś potraktowała, nie zdziwię się, jeśli do jutra cała wieś będzie wiedziała o ciąży.
– Tak jakby kogokolwiek to obchodziło. – Wojtek przygląda mi się z politowaniem. – Sorry, kochanie, ale wbrew pozorom ludzie na wsi żyją własnymi sprawami.
– Tak jak twoja matka? W parę minut dowiedziałam się więcej o naszych nowych sąsiadach, niż zapewne dowiedziałabym się od nich przez parę lat.
– Nie demonizuj jej. Jeśli plotkuje, to tylko w rodzinnym gronie. Nie roznosi tego po wsi. Może faktycznie bywa bezpośrednia, ale chce dla nas jak najlepiej.
– Nie, Wojtek. Ona chce jak najlepiej dla ciebie – podkreślam. – Odnoszę wrażenie, że od początku była dla mnie miła tylko po to, bym zgodziła się na ślub z tobą. Teraz, gdy już mnie usidliłeś, nie musi się starać. Wcale jej nie obchodzę. Gdyby tak było, nie kazałaby mi jechać w ciąży autobusem do Lublina.
– Powiedziała tak, bo nie chciała, bym po pracy jeździł taki kawał samochodem.
– No tak, zmęczony pracą z domu synuś musi się oszczędzać, ale jego ciężarna żona może zgnić w autobusie podskakującym na wiejskich drogach niczym cyce gwiazdy porno!
– Boże, Kamila… – Wojtek siada na łóżku i łapie się za głowę. – Naprawdę nie widzisz, jak wszystko wyolbrzymiasz?
– To ty nie widzisz, co wyprawia twoja matka. Odkąd wzięliśmy ślub, traktuje mnie jak intruza w waszej rodzinie. Uzurpuje sobie prawo głosu w każdej sprawie, kwestionuje moje decyzje, a nawet rządzi się w moim własnym domu!
– Przypominam ci, że gdyby nie wsparcie finansowe moich rodziców, nie mielibyśmy tego domu.
– Czekałam, aż mi to wypomnisz, oj, czekałam… – Uśmiecham się nerwowo. – Nie zniewolicie mnie, Wojtek. Słyszysz, kurwa?! Nie zrobicie tego!
Mój mąż opada na łóżko i wypuszcza powietrze ustami.
– Nikt nie zamierza cię zniewolić, a moja mama nie jest twoim wrogiem – mówi, wpatrując się w sufit. – Ochłoń, weź kilka głębokich wdechów i przestań się tak nakręcać.
– Nie mogę. Dawno nikt mnie tak nie zirytował. Przecież ona skomentowała nawet naszą kolekcję zabawek erotycznych! Ciesz się, że jej nie powiedziałam, kto nalegał na ich kupno. Przyjęłam ciosy, które należały się tobie. Zresztą po co zaglądała do naszej szuflady?! Kto normalny tak robi w cudzym domu?
– Kamila…
– Tak, tak. Wiem, co chcesz powiedzieć. To jej dom, więc może w nim robić, co chce. Naprawdę sądzisz, że się na to zgodzę? Nie prosiłam o ten dom. Kupiliście go za moimi plecami.
– Chciałem ci sprawić przyjemność…
– Przestań, Wojtek. Największą przyjemność sprawiłeś swojej matce, która odetchnęła z ulgą, że będzie miała synusia pod ręką. Może jeszcze się do nas wprowadzi i zajmie moje miejsce w sypialni?
– Przechodzisz sama siebie…
– Nie widzisz, co ona wyprawia? Jej dzisiejsze zachowanie tylko dowodzi tego, że nie potrafi odciąć pępowiny, a tobie ewidentnie to nie przeszkadza. Jak mogłam być tak ślepa? Widziałam, że łączy was silna więź, ale przez myśl mi nie przeszło, że będzie tak toksyczna.
Słysząc to, Wojtek wstaje i chwyta mnie za ramiona.
– Dość tego, Kamila. Albo ochłoniesz, albo wyjdę i wrócę jutro. Nie chcę wysłuchiwać tych głupot. Rozumiem, że jesteś w ciąży i jestem przeszczęśliwy, że urodzisz nasze dziecko, ale zachowując się w ten sposób, tylko mu szkodzisz.
– Nie chcę tu mieszkać – mówię ze łzami w oczach. – Zgodziłam się na ten dom wyłącznie dla ciebie. Kocham cię, Wojtek, ale to, jak ostatnio zachowuje się twoja matka… Nie poznaję jej. Nie jest osobą, którą jeszcze miesiąc temu uważałam za przyjaciółkę i którą z dumą nazywałam mamą. A wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? Że ciebie też nie poznaję… Wydaje mi się, że trzymasz jej stronę. Mylę się? Tylko bądź ze mną szczery.
Moje pytanie sprawia, że Wojtek obejmuje mnie mocno i masuje po plecach.
– Och, kotku… Trzymam tylko twoją stronę. Jesteś moją żoną, a wkrótce zostaniesz też mamą mojego dziecka. Kocham cię bardziej, niż jestem to w stanie wyrazić słowami. Moi rodzice też cię kochają.
– Doprawdy?
– Może teraz tego nie widzisz, ale kiedyś zrozumiesz, jak bardzo mojej mamie na tobie zależy. Okej, czasem niepotrzebnie coś chlapnie, ale musisz pamiętać, że to osoba starej daty, która spędziła całe życie z dala od wielkiego świata.
– Przypominam ci, że też wychowywałam się na wsi, ale jakoś umiem się zachować – rzucam, a wtedy on kręci z rezygnacją głową.
– Kocham cię, Kamila. Będę ci to powtarzał codziennie po tysiąc razy, aż w końcu to zrozumiesz. – Potrząsa mną lekko. – Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię.
– Dobra, dość! – Odsuwam się od niego i siadam na skraju łóżka. – Kurwa, Wojtek… A jeśli to naprawdę hormony? Dawno nie czułam takiej irytacji. Twoja matka podziałała na mnie jak płachta na byka. A przecież nie jestem taka… Znasz mnie. Zawsze powtarzam, że nawet największy konflikt powinno się rozwiązywać poprzez rozmowę. No sam powiedz, czy kiedykolwiek wcześniej podniosłam na ciebie głos?
– Nie, dlatego tak mnie dziwi twoje dzisiejsze zachowanie. Żeby jeszcze mama powiedziała coś naprawdę podłego…
– Chwilami siebie nie poznaję – ciągnę. – Jeszcze do niedawna w ogóle nie przeklinałam. Tymczasem przez twoją matkę nieustannie rozwiązuje mi się język. Zupełnie tracę nad sobą panowanie.
– Niepotrzebnie. – Wojtek zbliża się do mnie i masuje po policzku. – Wszystko będzie dobrze, tylko się uspokój. Dasz radę?
Idę za radą Wojtka i biorę kilka głębokich wdechów. Może faktycznie dałam się ponieść emocjom? Ostatnie tygodnie były dla mnie niezwykle stresujące. Urządzanie domu wyczerpało mnie fizycznie i psychicznie. Prawdą jest, że wzięłam na siebie większość obowiązków, bo chciałam pokazać, że cieszę się z naszego gniazdka. Tymczasem szybko mnie to przerosło i zdałam sobie sprawę, że nie poradzę sobie bez pomocy najbliższych. Jakby tego było mało, codziennie zamartwiam się o mamę i zadręczam pytaniami, czy to, co dla niej robimy, ma sens. A może rzeczywiście nie ma już dla niej nadziei, a sztuczne podtrzymywanie przy życiu tylko skazuje ją na niepotrzebne cierpienie? W zeszłym tygodniu zadzwonił do mnie mój brat Maciej. Był przybity i chyba lekko wstawiony. Powiedział, że jest rozżalony z powodu tego, co spotkało mamę, i nie jest w stanie normalnie funkcjonować.
– Gdy zobaczyłem ją dziś w łóżku z tymi wszystkimi rurkami i pipczącymi urządzeniami… To musi się skończyć, Kamila. Tata ma rację, ona nie wróci. Powinniśmy jej dać odejść. Inaczej nigdy nie ruszymy naprzód. Już zawsze będziemy w tym tkwili. Pewnie uznasz mnie za egoistę, ale pragnę się uwolnić… Chcę żyć, Kamila. Czy to coś złego?
Chowam twarz w dłoniach i wybucham płaczem. Wtedy Wojtek przytula mnie i całuje w czoło.
– Och, kotku…
– Nie mam już siły, Wojtek! To wszystko mnie przerasta. Najpierw wypadek mamy i miesiące zadręczania się pytaniami, czy jest sens podtrzymywać ją przy życiu. Potem stres związany z przygotowaniami do ślubu i euforia na wieść o ciąży, a na dokładkę całe to zamieszanie z domem i nieporozumienia z twoją mamą… To dla mnie za dużo. Niepewność, rozpacz, radość, nadzieja… Pierdolone skrajności, które wyssały ze mnie całą energię.
– Tak mi przykro… – Wojtek nie przestaje mnie obejmować.
– Czuję się jak auto wyścigowe, któremu zaczyna brakować paliwa. Nie jestem w stanie więcej z siebie dać, nie spełnię pokładanych we mnie nadziei. Po prostu nie dam rady – kontynuuję, a wtedy on zaskakuje mnie, wsuwając mi dłoń pod koszulkę.
– Już dobrze, kochanie… Przejdziemy przez to razem. – Całuje mnie w szyję, jednocześnie masując po brzuchu. – Jesteśmy drużyną, a nasze małżeństwo to nie bieg na sto metrów, a rajd Paryż–Dakar, rozumiesz?
– Wojtek, co ty bredzisz? – pytam, po czym stękam, gdy przygryza mi ucho.
– Chcę powiedzieć, że chwilowy postój na trasie nie oznacza wcale końca wyścigu. Zatankujemy ten jebany samochód i ruszymy w dalszą drogę. – Ściska mi prawą pierś, sprawiając, że po moim ciele rozchodzi się przyjemny dreszczyk. – A potem tak się rozpędzimy, że wyminiemy po drodze całą konkurencję.
– Ale po co pośpiech? Nie lepiej się sobą jak najdłużej cieszyć? – pytam, a wtedy on zdejmuje ze mnie koszulkę, pochyla się i zaczyna ssać sutek. – Och, Wojtek…
– Masz rację. Nie powinniśmy tak gnać – mówi po chwili. – Dlatego tuż przed metą zrobimy nagły zwrot i ruszymy z powrotem do linii startu. I tak w kółko, aż do końca świata. – Przenosi się do drugiej piersi.
– Och, podoba mi się ten pomysł. Bardzo mi się podoba. Wojtek…
– Tak? – pyta, oddychając coraz szybciej.
– Kochaj się ze mną. Tu i teraz.
– Kurwa, marzę o tym, ale przecież dziecko…
– Nic mu nie będzie. Rozmawiałam o tym ostatnio z ginekologiem. Seks w ciąży nie jest zabroniony.
Wojtek zdejmuje mi spodnie i wsuwa dłoń pod majtki. Wzdycha z rozkoszy, masując mnie w kroku.
– Jezu, jesteś taka wilgotna… Naprawdę tego chcesz.
– Kochaj mnie, Wojtek. Błagam – szepczę mu do ucha.
– Może lepiej poczekać do środy? Jeśli lekarz powie, że z dzieckiem wszystko w porządku, to wtedy…
– Chcesz mnie czy nie?! – pytam stanowczo, rozkładając przed nim nogi. Wojtek przygląda mi się w milczeniu. W jego oczach widzę obawę. – Dalej, wiem, że mnie pragniesz…
Mój mąż walczy ze sobą, ale szybko do niego dociera, że nie będzie w stanie mi się oprzeć. Wreszcie kapituluje i zatapia we mnie swój język. A ja jęczę z rozkoszy, pozwalając mu robić ze sobą, co tylko zechce.
Ciąg dalszy w wersji pełnej