Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja

Morderstwo na Wyspie Szczęścia - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
28 sierpnia 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Morderstwo na Wyspie Szczęścia - ebook

Kiedy wszyscy znają wszystkich, każdy po kolei staje się podejrzanym.
Ronja Vaara jest dziennikarką po trzydziestce i od dawna mieszka za granicą. Po latach musi jednak wrócić w rodzinne strony, na wyspę Lauttasaari. Na miejscowej plaży odnaleziono bowiem zwłoki jej ojca.
Spotkanie przyjaciół z dzieciństwa jest dla niej zarówno pocieszające, jak i bolesne. Na domiar złego prowadzący dochodzenie młody policjant wydaje się nie wykonywać swojej pracy tak, jak należy.
Choć Ronja nie miała z ojcem bliskiej relacji, bierze sprawy w swoje ręce. Bada przeszłość mężczyzny, prowadząc własne śledztwo i odkrywając głęboko skrywane sekrety lojalnych wobec siebie mieszkańców wyspy.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788367727037
Rozmiar pliku: 928 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Helsinki, 20 września 1975 r.

Kochanie!

Nie wiem, czy ten list kiedykolwiek do Ciebie dojdzie. Mimo to muszę spróbować i go napisać. Tęsknię bowiem za Tobą tak bardzo, tak bardzo, że aż serce mi się kraje. Nie potrafię myśleć o niczym innym niż o Twoim dotyku. O Twoim spojrzeniu. O Twoich dłoniach w moich.

Nie rozumiem, jak znaleźliśmy się w tej sytuacji. Mieliśmy przed sobą całe to szczęście, przyszłość była tak blisko. Już się zaczęła. Nie pojmuję, jak wszystko uległo zmianie w jednej chwili. W mgnieniu oka.

Teraz wokół mnie jest tylko popiół i proch. Wciąż staram się zrozumieć, jak to się stało. Co się tak naprawdę wydarzyło.

Minęło tak dużo czasu od naszego ostatniego spotkania. Od naszego ostatniego dotyku. Miesiące są dla mnie jak lata. Jak wieczność.

Nie wiem, gdzie Cię trzymają i jak mijają Ci dni. Mnie nikt nic nie mówi. I nawet nie mogę zapytać. Chyba rozumiesz i nie nienawidzisz mnie za to, że Cię nie odwiedzam? Podtrzymuje mnie myśl, że u Ciebie wszystko dobrze. Dbają o Ciebie, prawda?

Każda noc bez Ciebie to udręka. Jedna czarna udręka. Nie da się jej wyrazić słowami. Moje dni są puste bez Twoich objęć. Tęsknisz za mną?

Kochanie, mój Skarbie. Czekam na Ciebie.

Całuję

B.A.Dziennik pokładowy

Cały dzień zszedł mi na czytaniu moich wcześniejszych wpisów. W ciągu lat dużo się ich zebrało, wiele setek stron.

Stron pełnych gorzkich wymiocin. Nagromadzonych przez te wszystkie lata gorzkich wymiocin.

Teraz palę to wszystko. Zamierzam zacząć od nowa.

Moje wcześniejsze wpisy – one były pełne nienawiści. Nienawiści do ciebie. Teraz wiem, że to nie tak. Że nie trzeba cię było oskarżać. Nienawiść, która ze mnie wybijała, była twoim prezentem dla mnie. Teraz już rozumiem, że mogę ten prezent wykorzystać.

Teraz rozumiem lepiej.

To jest pierwszy wpis mojego nowego ja.

Tu się rozpoczyna moja podróż.

Szukam informacji. Z małych, uszkodzonych, niepasujących do siebie kawałków próbuję złożyć pełny obraz. Jestem jeszcze w trakcie pracy. Lecz teraz znam właściwy kierunek.

Wiem, że twoje działanie było dla mojego dobra. Teraz to wiem. Mam od ciebie nowe życie. Mam cel.

Zamierzam go osiągnąć.ROZDZIAŁ 1

Zwłoki leżały jak lalka na skraju błotnistego brzegu.

Oblepione były mulistym piaskiem i zaplątane w pourywane gałązki, przyniesione przez morze. Bezwładne ciało poruszało się rytmicznie w zimnych falach. Prawa ręka, z dłonią obróconą w stronę nieba, leżała bezwolnie wyciągnięta na suchym piasku. Fałdy woskowatej białej skóry tworzyły tatuaż w siatkówkach patrzącego.

Anton Koivu stał na plaży. Jeszcze teraz, nawet po dziesięciu latach, odczuwał bezradność i pokorę w zetknięciu z potęgą śmierci. Była ona groteskowa i okrutna w swojej nieprzewidywalności.

– Hej, spójrz na to! – wykrzyknęła Oona Laine, przywracając go do rzeczywistości.

Policyjny reflektor zalewał plażę Kasinonranta światłem nienaturalnie jasnym jak na październikową noc. Anton ruszył powoli w stronę linii brzegu, ciała i stojącej przy nim ciepło odzianej kobiety. Oona całkiem ukryła pod wełnianą czapką swoje długie, jasne włosy.

Trudno było przejść, gdyż całą plażę pokrywały gałęzie, śmieci i brudne sitowie, wyrzucone na brzeg. Była pełnia jesieni, lecz biel nie uratowała jeszcze Helsinek przed trwającą miesiącami ponurą ciemnością. Jesienne wichury ostatnich tygodni potargały wyspę Lauttasaari, zaśmieciły otoczenie i wszędzie podniosły poziom wody niebezpiecznie wysoko. A nie zanosiło się na to, że się uspokoi.

Ciało wyjmowano ostrożnie z morza i układano na piasku. W sztucznym świetle woda robiła wrażenie czarnej i oleistej. Ekipa techniczna zdążyła już ogrodzić teren jaskrawożółtą taśmą.

– Chodź, zobacz! Chłopcy wynoszą właśnie denata! – zawołała Oona. – Facet raczej nie wpadł do morza przypadkiem podczas wieczornego biegania. A przynajmniej jego ubrania na to nie wskazują.

Cienka materiałowa kurtka i bawełniane spodnie przykleiły się do skóry zmarłego. Kształty martwego ciała były dobrze widoczne. Buty zostały w wodzie – jeśli je w ogóle wcześniej miał – a stopy były bose. W ostatnich tygodniach temperatura wynosiła blisko pięciu stopni.

– Co go skłoniło do wyjścia z domu w letnich ubraniach?

Obrócono ciało. Policjanci się wzdrygnęli.

Oona cofnęła się instynktownie o parę kroków.

– O, szlag! Nieźle.

Pod opuchlizną i siniakami oczy były ledwo widoczne. Ich okolice i w ogóle całą twarz pokrywały delikatne wybroczyny. Na zniekształconej, czarno-sinej skórze wyraźne były tylko rozchylone usta. Krwistoczerwone, szerokie obtarcie na szyi połyskiwało jak wykrzyknik.

Anton i Oona spojrzeli na siebie znacząco. To dlatego zostali wezwani na miejsce natychmiast, choć była już prawie dziesiąta wieczorem. Ucisk na szyi był najwyraźniej mocny.

– Brzeg jest w tym miejscu płytki i kamienisty. Morze było wzburzone, fale silne… – Głos Oony rozwiał się w powietrzu.

W głowie Antona pojawił się obraz pokrytych mułem ostrych kamieni, trących pobladłe i wymiękłe w wodzie ciało. Przełknął ślinę i skinął głową.

– Sekcja zwłok prawdopodobnie wyjaśni więcej.

– Ciało znalazła jakaś nastolatka – powiedziała Oona. – To był dla niej z pewnością dość duży szok. Jest tam, chłopaki się nią zajęły. Niedługo pójdę z nią znowu porozmawiać.

Anton skinął głową.

Ekipa sprawnie pracowała przy ciele. Zbierała okruchy informacji, jakichkolwiek. Anton jednak nie był w stanie należycie się skoncentrować.

Samotny mężczyzna na plaży skończył w morzu. Ciało zmiażdżone pod ciężarem wody. To nie wyglądało na wypadek. Ślad na szyi mówił swoim własnym, niemym językiem o przemocy. Czy ten człowiek wiedział, co go czeka? Anton potrafił sobie wyobrazić pojawiający się na twarzy zmarłych cień przerażenia. Przerażenia, że życie się kończy i nic nie można zrobić. Rozmyślał o tym za każdym razem, gdy widział ciało; dręczyło go to. Co człowiek myśli, kiedy wie, że umrze? Szczęśliwi ci, którzy odchodzą we śnie, we własnym domu, własnym łóżku.

– Na żwirowej dróżce prowadzącej na południe, na skraju sitowia, znaleźliśmy nieco śladów. – Oona wskazała na krętą, ciemną ścieżkę blisko plaży. – Technicy już odgradzają dużą część tego obszaru i przeczesują go gęstym grzebieniem.

Czyżby zauważyła rozkojarzony wzrok Antona i próbowała teraz przywrócić partnera do rzeczywistości delikatnym szturchnięciem? Anton chrząknął i instynktownie się obrócił. Zrobił parę zdecydowanych kroków, przystanął i wbił wzrok przed siebie.

Ciemność.

Światła miasta padały gdzieś z daleka na plażę, tworząc na niej stonowaną żółtą poświatę. Stojące w wojskowym szeregu po obu stronach ścieżki nagie drzewa czekały w milczeniu. Ich szorstkie kontury wtapiały się w mrok. Podmuch je rozbudzał i wyciągały swoje macki, jak gdyby modliły się do nieba, wzdychając i kołysząc się na wietrze.

Anton się wzdrygnął. Śmierć jest zawsze brzydka. Poczuł się zmęczony.

– Tu jest coś jeszcze! – wykrzyknęła Oona znad samego brzegu i dała mu znać, by tam wrócił.

Anton przerwał rozmyślanie. Czuł, że nogi ma ciężkie jak z ołowiu, gdy niechętnie podchodził z powrotem ku nieco już mokremu od mżawki brzegowi. Oleista, lśniąca linia wodna gięła się na horyzoncie. Czarne morze i ciemne niebo zlewały się ze sobą. Wzrok nie mógł sięgnąć daleko. Jedynie słabo odznaczająca się po lewej stronie smuga oznajmiała, że gdzieś za ponurymi kłębami chmur świeci żółtym blaskiem księżyc.

– Popatrz. To prześwitywało z kieszeni, gdy chłopaki badały ciało. Dlaczego miał przy sobie właśnie to, a nie był nawet ciepło ubrany? – zdziwiła się Oona i zamachała przezroczystym workiem, który trzymała w dłoni obleczonej w jednorazową rękawiczkę.

W worku coś było.

– Co… – Anton nie potrafił sformułować sensownego zdania. Wciągnął na ręce wyjęte z kieszeni zielone lateksowe rękawiczki i chwycił podany mu przez Oonę przedmiot.

– To naprawdę niespotykane. Zachowało się bez szwanku. Woda nie zdążyła tego zniszczyć.

Anton wytężał w ciemnościach wzrok. Oona podeszła i usłużnie mu poświeciła. W blasku latarki jaśniała uwieczniona na widokówce linia brzegowa. Przez ułamek sekundy dało się usłyszeć krzyczące mewy, poczuć słone morze. Poczuć lato.

Anton obrócił worek na drugą stronę.

– Ab alio expectes, alteri quod feceris.

– Co to znaczy?

Morze szumiało wokół nich w ciemności. Czarne niebo wisiało nisko. Zaraz miało zacząć padać.

– Wróćmy na posterunek. Ten przedmiot zostanie zbadany przez ekipę techniczną. Musimy jak najszybciej poznać przyczynę zgonu – rzucił Anton i pomaszerował w kierunku radiowozu.ROZDZIAŁ 2

Budzik zabrzęczał o szóstej. Za oknami było jeszcze całkiem ciemno.

Ronja przeczołgała się na skraj łóżka i ziewnęła. Z tyłu głowy migotało jej nieprzyjemne rozczarowanie. To uczucie wkradło się tam już poprzedniego wieczoru; ściskał jej się żołądek, a przez ciało przechodziły dreszcze przypominające objawy przeziębienia.

Westchnęła. Skąd miała wykrzesać energię na coroczny wyjazd w rodzinne strony?

Maksowi było jej szkoda, więc zaproponował weekendową wycieczkę do Sztokholmu przed wyjazdem Ronji do Finlandii. Plan zakładał, że będą się jak najlepiej bawić i relaksować, po czym ona pojedzie dalej do Finlandii, a Max wróci do Londynu. Dobrze znał swoją współlokatorkę. To było dokładnie to, czego Ronja potrzebowała przed wylotem na wietrzną i zimną wyspę Lauttasaari. Przed ponownym zetknięciem się z ojcem i innymi osobami stamtąd.

Zgarnęła wełniane skarpety i wciągnęła je na nogi, gdyż wysłużona podłoga we wspólnym mieszkaniu była lodowato zimna. Zza ściany dobiegł słaby odgłos pikania budzika Maksa. Prawdopodobnie współlokator zdążył już włączyć drzemkę. Ronja poszła na palcach do maleńkiej toalety i wpatrywała się w siebie w lustrze. Jak to możliwe, że znowu jest ta pora roku? Raczej nigdy do tego nie przywyknie, lecz z roku na rok może będzie to łatwiejsze do zniesienia. Niczym plaster, który po prostu trzeba oderwać od skóry, choć wiadomo, że zaboli. Lecz tak jak w dzieciństwie odrywanie plastra powoduje strach i płacz, tak po osiągnięciu dorosłości trzeba to po prostu znieść, co najwyżej nieco się krzywiąc.

Lustro w toalecie było porysowane, a w świetle brzęczącej nad nim żarówki twarz Ronji miała śmietankowy kolor. Po niespokojnym śnie włosy sterczały jej do góry, a z czarnymi cieniami pod oczami wyglądała na chorą. Światło zamigotało. Mieszkanie w Londynie było prawdziwą norą. Ronja musi dostać nową pracę i odłożyć pieniądze, nawet jeśli ceny wynajmu dla jednej osoby są tu skandalicznie wysokie. Trzeba wytrzymać odrywające się od ścian paski farby, kran, z którego leci lodowata woda, aneks kuchenny, w którym da się jedynie obrócić. Być może Max zgodzi się wspólnie szukać nowego lokum. Dobrze im się razem mieszka i potrafią dawać sobie nawzajem przestrzeń.

Czas tak pędził, że wybiegli na zewnątrz w ciemny poranek, ciągnąc za sobą turkoczące walizki. Żadne z nich nie miało jeszcze ochoty nic mówić. Ronja czuła się niechlujnie. Nic nie mogła poradzić na to, że przez wyjazdy do Finlandii garbiły jej się z przygnębienia ramiona. Miała wrażenie, że jest tam poza społecznością, obca. Irytowało ją, że nic się tak naprawdę nie zmieniło. Z drugiej strony życie w rodzinnych stronach biegło jednak naprzód podczas jej nieobecności. Piętnaście lat za granicą to długi okres.

Ronja spoglądała przez okno taksówki na światła metropolii i na budzące się miasto. Uznała, że lepiej jechać do Finlandii w tym momencie, kiedy tak naprawdę była bezrobotna. Albo in between jobs, jak to wolała określać. W młodości była przekonana, że świat należy do niej, lecz na drodze stanęły jej życie i własna przeciętność. Ledwo pozbierane punkty do dyplomu, garść niesprecyzowanych miejsc praktyk zawodowych i umowy śmieciowe. Dziennikarka internetowa, która utknęła w pracach dorywczych. Wizja, w której w roli reportera zagranicznego wyjechałaby w miejsce będące aktualnie punktem zapalnym, uzbrojona w notatnik i długopis, została zastąpiona skromniejszymi marzeniami. Praca stała, praca w ciągu dnia. Chociażby praca we własnej branży. Coś innego niż bezmyślne i monotonne składanie tekstu serwisu internetowego w dziale newsów oraz naciskanie przycisku Enter dzień po dniu. Na szczęście ostatnia śmieciówka właśnie się skończyła. A Ronja nie będzie za nią tęsknić. Wyszła z biura, nie pożegnawszy się ze współpracownikami.

Heathrow tętniło życiem, gdy taksówka podjechała pod wejście. Ronja i Max skierowali się w stronę hali odpraw. Dookoła rozbrzmiewały głośno nadawane ogłoszenia, cierpliwie zaganiając spóźnione i zagubione tłumy do odpowiednich samolotów. Zapuszkowane grupy ludzi kierowano do Hongkongu, Brukseli, Nowego Jorku… To samo powtarzało się dzień po dniu i godzina po godzinie. Szczęśliwi ludzie, niespokojni ludzie, zmęczeni i oczekujący ludzie. Wszyscy razem, w jednym pomieszczeniu bez dopływu tlenu.

Ronja i Max przedostali się powoli do samoobsługowego stoiska, by się odprawić. Przed nimi stała trajkocząca grupa kobiet, która niezbyt umiała skorzystać z automatu. Ronja czekała zrezygnowana metr od gdaczącego grona. Kobiety machały, kiwały się i głośno śmiały. Najwyraźniej czekały już na dziewczyńską wyprawę. Być może do jakiegoś fajnego miasta, gdzie wino jest tanie, a kelnerzy flirtują. Ronja spojrzała na nie i westchnęła. Sztokholm był tylko słodkim złudzeniem, oszustwem. Nie mogła się doczekać powrotu do Londynu. Choć Londyn zdecydowanie nie dał jej jeszcze tego, co w nim najlepsze – życie zawodowe było do dupy, a i mieszkanie niespecjalne – to jednak chociaż Jacob zapraszał ją oficjalnie na randki. Spotykali się od kilku tygodni, głównie nocami, w jego stylowym mieszkaniu służbowym. Jacob nie chciał nocować w dziadowskim, dzielonym ze współlokatorem mieszkaniu Ronji. Lecz do tej pory nie robił z randek wielkiego halo – ani nawet nie nazywał ich randkami. Jacob miał, rzecz jasna, dużo roboty, gdyż właśnie dostał pracę w renomowanej firmie prawniczej. Niekoniecznie był materiałem na męża, a i Ronja nie była pewna, czy rzeczywiście jest nim zauroczona, ale tak naprawdę nie miało to dla niej znaczenia. Chciała się tylko przez chwilę dobrze bawić, zapomnieć o nudzie i jałowym życiu – lub może pokazać sobie samej, że nawet po trzydziestce wciąż może być interesująca i że jej pociąg jeszcze nie odjechał.

Max poszedł w głąb nieskończonych labiryntów lotniska szukać dla nich kawy. Ronja czekała pod dużymi tablicami świetlnymi. Niezręcznie było stać bezczynnie, wyciągnęła więc z kieszeni telefon. Ten zaś właśnie zadzwonił. Ronja się przestraszyła. Na ekranie wyświetlał się fiński prefiks, lecz pozostała część numeru była jej całkiem nieznana.

– Halo?

– Czy to Ronja Vaara? – odezwał się beznamiętny męski głos.

Serce kobiety zabiło mocniej. Głos faceta w telefonie brzmiał oficjalnie.

– Tak, to ja.

Z jej biletami lotniczymi chyba wszystko grało?

– Mówi aspirant Koivu z wydziału kryminalnego helsińskiej policji. Muszę niestety zawiadomić panią, że pani ojciec, Harri Vaara, został znaleziony martwy, stracił życie w nie­jasnych okolicznościach. Trwa badanie przyczyny zgonu. Bardzo mi przykro.

Ojciec? Nie żyje?

Głos w uszach Ronji ucichł. Odbijające się echem odgłosy lotniska nachodziły na siebie i się deformowały, tworząc kakofonię. Barwy uległy zniekształceniu, a jarzeniówki doprowadzały oczy do bólu. Jasnoróżowa walizka oparta o ladę przeciwległego stanowiska odprawy aż biła po oczach. Wyrysowała się na siatkówce Ronji jak wykrzyknik. Wielka, twarda i zużyta, prawdopodobnie tania kopia markowej torby. Wisiała na niej postrzępiona plakietka z nazwiskiem, która kołysała się znużona na lewo i prawo wraz ze strumieniami powietrza wytwarzanymi przez tłumy ludzi.

– Przepraszam, ale chyba nie rozumiem – udało się Ronji wymamrotać do telefonu. Jakiś przechodzień trącił ją walizką w nogę, mimo to nic nie poczuła. – To znaczy co się tacie stało?

Cisza.

– Jak już mówiłem, pani ojciec został niestety znaleziony martwy w niedzielę przy plaży Kasinonranta – powtórzył niecierpliwie męski głos. – Przykro mi, że nie zadzwoniliśmy wcześ­niej, mieliśmy problem ze zlokalizowaniem pani.

Ojciec. Nie żyje.

Ta informacja nie dotarła ani do tułowia, ani do serca, ani do płuc. Nigdzie. W tym momencie Ronja czuła tylko nieskończoną, wszechogarniającą pustkę. Cała krążąca w niej krew wyparowała z ciała, pozostała tylko pusta skorupa.

– Jest tam pani? Rozpoczęliśmy badanie przyczyny zgonu. Musimy przeprowadzić w mieszkaniu pani ojca na ulicy Särkiniementie dochodzenie w związku z tym, co znaleźliśmy na miejscu zgonu. Mamy nadzieję, że nie ma pani nic przeciwko temu. Wybierzemy się tam jeszcze dzisiaj. Prosimy panią również o jak najszybsze przybycie na komisariat w celu przeprowadzenia dalszej rozmowy o sprawach związanych ze śmiercią pani ojca… Halo?

Ronja patrzyła przed siebie, nie widząc nic. Gdzieś w zakamarkach umysłu pojęła, że mężczyzna wciąż mówi i udziela instrukcji. Głos dochodził z daleka.

– Ale… Wybierałam się do Sztokholmu – wydusiła z siebie Ronja i jednocześnie zrozumiała, jak absurdalnie to zabrzmiało. Jak nagle ta cała weekendowa wycieczka straciła jakikolwiek sens.

Jej ręka opadła luźno wzdłuż tułowia. Niby niechcący kobieta nacisnęła kciukiem ikonę czerwonej słuchawki, nie przejmując się własnym nieuprzejmym zachowaniem.

Była już przecież w podróży.ROZDZIAŁ 3

Milla pośpiesznie nalała do dużego kubka odstałą w dzbanku kawę, a drugą ręką otworzyła lodówkę. Uchwyt był lepki od zaschniętego jogurtu. Mleko się najwyraźniej skończyło, no jasne.

Cholera.

Tej nocy znów miała koszmar. Ten, który terroryzował ją przez pół dzieciństwa. Zdążyła już o nim zapomnieć, lecz teraz powrócił i prześladował ją przez całą noc. Stała na plaży, po kostki w wodzie. W czarnej wodzie, która ją wciągała. Zimna i złowroga, oplatała jej nogi i siłą ciągnęła na dno, w ciemność. Mostek Milli uciskała nieunikniona, zbliżająca się śmierć. Następnie chwyciła ją za gardło mokra, lodowata ręka i ściskała – ściskała cienkimi kościstymi palcami tak mocno, że zaczynało brakować tchu… I wtedy Milla obudziła się w swojej ciemnej sypialni, cała zlana potem.

Obok niej chrapał Topi. Pokój wydawał się obcy i dziwny. Kiedy w końcu, z walącym sercem, Milli udało się uspokoić i zapaść z powrotem w stan przypominający sen, koszmar rozpoczął się na nowo. Zimno osiadło gdzieś w okolicy brzucha i nie drgnęło, nawet gdy zadzwonił budzik. Duża poranna kawa również nie ogrzała jej na dłużej niż sekundę.

Milla wiedziała, dlaczego powróciła ta sama stara udręka. Zginął ojciec Ronji. Helena, jej teściowa, zadzwoniła do nich poprzedniego wieczoru o dziwnie późnej porze. Zgodnie ze swoim zwyczajem Topi od razu odebrał telefon od matki, lecz zamiast wesoło gawędzić, pobladł. Harri Vaara został znaleziony martwy na brzegu morza. Podobno przez nastoletnią córkę Mikkolów. Harri był znany mieszkańcom wyspy, uczył niegdyś co najmniej połowę dzielnicy.

Milla westchnęła głęboko. Było jej szkoda młodej dziewczyny, która znalazła ciało. Biedactwo może mieć jeszcze po tym traumę.

Siorbnęła kawę z kubka. Czarny napój wydawał się bardziej gorzki niż jeszcze przed chwilą.

Ojciec Ronji.

Milla tylko na ułamek sekundy się zdziwiła, że matka Topiego dowiedziała się tak szybko. Nie było w tym nic zaskakującego: na Lauttasaari informacje krążyły błyskawicznie, zwłaszcza w sprawach dotyczących starszego pokolenia, i rozchodziły się w lokalnej społeczności po każdym domu jak wirus. Ojciec Ronji był w dodatku tak rozpoznawalną postacią.

Po tym, jak Topi przekazał wiadomość Milli, ta natychmiast trzykrotnie próbowała się dodzwonić do Ronji i w końcu zostawiła jej wiadomość głosową. Ronja, jak to miała w zwyczaju, nie odpowiedziała. Może nie była jeszcze w stanie rozmawiać. Nie potrafiła zbyt dobrze wyrażać własnych uczuć i mogła potrzebować czasu. Niewykluczone, że była już w drodze do Finlandii.

Milla potarła suchą, podrażnioną przez zimne powietrze skórę na lewej ręce. Musiała już przestać rozważać tę sprawę, inaczej zwariuje. Postanowiła więc myśleć o zwłokach i śmierci kiedy indziej. Być może jeśli postanowi sobie wystarczająco mocno, skończą się także koszmary. Albo przynajmniej pojawią się na nowo w jakimś lepszym czasie. Milla miała fenomenalną umiejętność odsuwania złych i negatywnych myśli na bok i powracania do nich tylko w razie potrzeby. Nie roztrząsała nadaremnie sytuacji. Skupiała się na sprawach pozytywnych, nawet jeśli wydawała się przez to czasami głupia i naiwna.

Łyk kawy rozbudzał zesztywniałe po nocy członki. Milla rozejrzała się po brzydkiej i wysłużonej kuchni. Był jeszcze wczesny poranek. Krótka, delikatnie mglista chwila pomiędzy pobudką a wirem codzienności była jak pocieszenie. W kuchni Milla czuła się swojsko, bezpiecznie. Na stole leżały miseczki po owsiance, których zawartość zdążyła się zmienić w zaschły klajster, wczorajsze, na wpół nadgryzione wieczorem kanapki i przeróżne bloki z klocków Lego. Wczorajsze naczynia wciąż moczyły się w zlewie, a kuchenne blaty pełne były okruszków chleba i bezkształtnych plam. Po podłodze walało się więcej zabawek. Szafki kuchenne wyglądały na stare, lecz w tym momencie rodziny nie było stać na jakikolwiek remont w mieszkaniu, ponieważ Milla była od Bóg wie ilu lat na zasiłku rodzicielskim. Nie, żeby miała się z chęcią zająć remontem z trójką małych dzieci kręcących się jej pod nogami. Nauczyła się nawet trochę lubić ozdobione romantycznymi esami-floresami szafki w żółtawym odcieniu wanilii i całkowicie do nich niedopasowaną podłogę z płytek.

Za oknami pilnie wymagającymi mycia panował ponury mrok i siąpił łagodny deszcz. Było dopiero wpół do siódmej, lecz na zewnątrz wprawiono już poranną rutynę w ruch: podróżujący do pracy ludzie czekali pod parasolami na przystanku autobusowym, samochody stały w korku na światłach. Codzienność toczyła się jak każdego dnia. Tymczasem życie Milli, matki trójki dzieci, gnało przez ostatnie lata jak szalone, nakręcane zarwanymi nocami i chaotycznymi dniami.

Ogarnęła ją znana jej drażliwość. Milla była zmęczona. Zmęczona i zmarniała. Zapuszczona. Czasem miała ochotę wydrzeć się na łagodne i życzliwe pielęgniarki w przychodni dziecięcej oraz na oziębłe kasjerki w sklepie. Na przechodniów. Na teściową.

Milla kochała swoje dzieci, to nie w tym tkwił problem. Sama chciała je urodzić w małym odstępie czasowym, żeby miały w domu towarzystwo do zabawy i żeby okres niemowlęcy ogarnąć za jednym razem. Albo za jednym pięcioletnim stanem śpiączki. Milla prychnęła lekko na tę myśl. Jakże była wówczas naiwna. Teraz starała się, jak mogła, lecz często potrafiła się tylko złościć, zwłaszcza na Topiego. W kręgu jej znajomych nie było jeszcze wielu matek, które mogłyby się nawzajem wspierać, a mąż zdawał się przebywać w pracy przez dosłownie cały czas. W domu zaś był całkowicie przyklejony do ekranu komputera. Potrafił godzinami przesiadywać w mdłym blasku niebieskiego światła, zupełnie pogrążony w najnowszej grze internetowej. Albo gmerać w komórce, w opinii Milli z lekką skruchą, lecz mimo to kryjąc się z tym. Milla nienawidziła tego pełnego ekranów świata, do którego nie miała dostępu.

To nie całkiem tak miało wyglądać. Czuła, że dryfuje z prądem i próbuje za cenę życia utrzymać się w nim tak, by nie pogrążyć się doszczętnie w niebezpiecznej wodzie.

Tak jak w koszmarze ostatniej nocy.

Kawa skończyła się zbyt szybko i Milla właśnie jej sobie dolewała, gdy z sypialni dobiegł ją znajomy pomruk. Milo się obudził.

– Idę, kochanie, idę – westchnęła Milla, odstawiła kubek i gawędząc uspokajająco, poszła w stronę sypialni.

Mały, pogodny szkrab ze zmierzwionymi włosami siedział wśród kołder i pluszowych zabawek, obdarzając mamę szerokim uśmiechem. Stojąc w drzwiach, kobieta zastanawiała się, jak to możliwe, że ten widok rozczula ją za każdym razem; jak nie­wiarygodnie cudowny potrafi być jej syn. Uldze związanej z zaśnięciem malucha towarzyszyła natychmiastowa tęsknota, gdy przez wiele godzin miała synka nie widzieć. W miejsce rozdrażnienia i duszącego zmęczenia pojawiała się radość ze spotkania na nowo.

– Daa-daaa! – zawołał Milo tak głośno, jak potrafił, i wyciągnął do mamy małe, pulchne rączki. Tęsknota za nią i głód bardzo mu już dokuczały.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: