Morderstwo w Panama City - ebook
Morderstwo w Panama City - ebook
Siri Jamesson jest wziętą reporterką. Dostaje zadanie opisania zabójstwa w Panama City. Wkrótce okazuje się, że sprawa jest trudniejsza, niż przypuszczała. Nie dość, że procesowi przygląda się cały kraj, to jeszcze każdy artykuł wymaga współpracy Hawke’a Graysona, obrońcy oskarżonego. Grayson, choć jest jednym z najlepszych prawników w kraju, budzi w Siri niechęć z powodu przedmiotowego stosunku do kobiet. Co więcej, już na pierwszym spotkaniu oznajmia, że oczekuje nieograniczonego dostępu do informacji i pomocy w uzyskaniu dowodu niewinności…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1601-2 |
Rozmiar pliku: | 703 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Niewielka kawiarnia była zatłoczona. Nieskazitelnie białe lniane obrusy i przemieszane kuszące aromaty ciast i kawy niezmiennie zwabiały tutaj tłumy. Podobnie było także dzisiaj, a mimo to dwie młode kobiety nie zamierzały rezygnować z zaplanowanego tu spotkania. W końcu doczekały się na wolny stolik, niefrasobliwie rzuciły torby z zakupami na podłogę i usiadły na zgrabnych lekkich krzesłach.
– Czy nie zapewniałaś mnie, że sklepy będą opustoszałe w tak upalny dzień? – spytała z lekką pretensją Marty, spoglądając na przyjaciółkę ponad pojedynczą różą, wetkniętą do ceramicznego wazonika.
W oczach szczupłej młodej blondynki rozbłysły wesołe iskierki, gdy odpowiedziała ze śmiechem:
– Przecież nie mówiłam o kawiarniach.
– Och, Siri, jesteś niemożliwa – orzekła ciemnowłosa Marty.
Słysząc swój przydomek, Cyrene Jamesson uprzytomniła sobie, że jedynie jej odrobinę staroświecki chłopak Mark zwracał się do niej pełnym imieniem. Pomyślała o nim ciepło i rzuciła okiem na kartę, zawierającą mnóstwo propozycji. Szybko dokonała wyboru i odłożyła menu na stolik. Przez chwilę w milczeniu obserwowała Marty, która ze zmarszczonym czołem i niepewną miną studiowała liczne warianty kaw i deserów.
– Może zamkniesz oczy i wycelujesz w coś palcem na oślep? – zaproponowała w końcu.
– Łatwo ci mówić – odparła z lekką urazą Marty. – Nie musisz pilnować wagi ani się bać, że przytyjesz.
– Cóż – powiedziała z westchnieniem Cyrene – przy moim trybie pracy i tempie życia raczej trudno byłoby mi utyć.
– Nie musisz być reporterką – zauważyła Marty.
Cyrene przybrała taki wyraz twarzy, jakby ta sugestia wprawiła ją w osłupienie.
– Chcesz dać mi do zrozumienia, że są inne zawody, które uśmierzyłyby moje szaleństwo? – spytała z przesadnym zdziwieniem.
– Ależ nie jesteś szalona! – zaprotestowała przyjaciółka.
– Pewnie. Większość ludzi uwielbia wyścigi po rzece na dętkach, skoki z samolotu z kamerą filmową, krycie się za samochodami, gdy policja puszcza gaz łzawiący, gonienie po ulicy za facetami, którzy obrobili bank.
– Dobrze już, dobrze. – Marty na chwilę przymknęła powieki. W tym momencie przy stoliku stanęła młoda kelnerka, trzymając w dłoniach bloczek do zapisywania zamówień. Oddychała szybko, jakby brakowało jej powietrza – najwyraźniej nabiegała się, roznosząc kawy i desery.
– Przepraszam, że to tak długo trwało – usprawiedliwiła się. – Mamy mnóstwo gości.
– To dlatego, że podawana tu kawa jest doprawdy wyśmienita – pochwaliła z uśmiechem Cyrene.
Kelnerka rozpromieniła się, zapisała, co ma przynieść, i pospiesznie odeszła z szelestem nastroszonego, sztywnego fartuszka.
– Mistrzyni dyplomacji atakuje – stwierdziła żartobliwie Marty, ruchem głowy odrzucając ciemne włosy, spadające na twarz.
– Okazanie ludziom odrobiny zrozumienia i sympatii nic nie kosztuje – oświadczyła Cyrene.
– Czy przypadkiem nie oczekuje się od reporterów stanowczości, zdecydowania i bezkompromisowości? – drażniła się z nią przyjaciółka.
– To stereotyp. Lepiej nie segregować ludzi i nie przyczepiać im etykietek, są zbyt skomplikowani.
– Dzięki za bezcenne odpryski mądrości rodem z kursu wstępnego psychologii – odrzekła ze śmiechem Marty.
– Poczekaj, aż podadzą kawę i ciastka, a zacznę cię nękać teorią Glassera – świadomego i odpowiedzialnego wyboru ludzkich działań.
– Proszę cię, tylko nie to. Nie wszyscy podzielają twoją fascynację niszową psychologią – powiedziała z udawanym niesmakiem Marty. – Jak twój biedny tata to znosi?
– Uwielbia to.
– Na pewno – zgodziła się z przekąsem Marty. – A Hawke?
Delikatna mleczna karnacja Cyrene lekko poczerwieniała z gniewu.
– Nie wspominaj przy mnie o tym gburze – powiedziała groźnie.
– Daj spokój, co z tobą? Połowa kobiet w tym kraju dałaby wiele za poznanie tak fantastycznego mężczyzny jak on. Partner w kancelarii twojego ojca, najsłynniejszy adwokat w sprawach karnych. Możesz widywać go codziennie, a tymczasem wręcz go nie lubisz.
– Bo Hawke’a nie da się lubić. Według niego kobiety powinno się zamknąć w haremie i wypuszczać raz na rok, żeby mogły sobie przystrzyc włosy.
– Podczas gdy ty, moja droga zwariowana przyjaciółko, jesteś zagorzałą feministką.
– Winna zarzucanego czynu – potwierdziła z uśmiechem Cyrene. – Według mnie Hawke jest męskim szowinistą. Ścieramy się od początku, od kiedy siedem lat temu podjął współpracę z moim ojcem.
– Jednak nie przez cały czas – zauważyła Marty. – Sądząc po tym, jak wyglądaliście, gdy widywałam was na przyjęciach.
– Potrafi być uprzejmy i zajmujący, to prawda. Są momenty, gdy czuję się dobrze w jego towarzystwie, ale w następnej chwili powie coś, co mnie porządnie zirytuje. W dodatku kpi z mojego zdenerwowania. – Cyrene pokręciła głową. – Zapewniam cię, ani chwili spokoju.
Kelnerka postawiła przed nimi dwie kawy latte w wysokich szklankach z uszkiem i dwa ciastka z kremem francuskim.
– Dwa tysiące kalorii w jednym kęsie – utyskiwała Marty.
– Jeśli je zjesz – zauważyła przewrotnie Cyrene. – Może po prostu posiedzisz i popodziwiasz je sobie.
Marty spojrzała na nią gniewnie i wbiła widelczyk w ciastko.
Obie przyjaciółki w milczeniu delektowały się pysznym deserem i doskonałą kawą.
– Smakowało wybornie – podsumowała Cyrene, wypijając ostatni łyk mocnej kawy. – Od miesięcy nie spędziłam tak przyjemnego dnia.
– Nic dziwnego, skoro po raz pierwszy od dawna miałaś wolne. Jak to było możliwe?
– Z powodu morderstwa popełnionego na Devolgu.
– Słucham? – Marty zrobiła zdziwioną minę.
– Nie słyszałaś o tym zabójstwie? Młody chłopak został oskarżony o zadanie licznych ciosów nożem Justinowi Devolgowi.
Marty aż otworzyła usta ze zdziwienia.
– Mówisz o morderstwie, o którym trąbią wszystkie media?
– Tym samym. Hawke Grayson podjął się obrony.
– Wciąż nie rozumiem, jaki związek z tą zbrodnią ma twój dzień wolny od pracy?
– Bill Daeton chce, żebym pojechała z Graysonem do Panama City, aby dotrzeć do świadka w tej sprawie.
– Ty szczęściaro. – Marty uśmiechnęła się szczerze. – Panama City, wydatki pokryte i Hawke Grayson na dokładkę!
– Nie ekscytuj się tak. Powiedziałam, że Bill chce mnie wysłać. Wcale nie stwierdziłam, że planuję tam pojechać.
– Proszę cię, wyjaśnij mi dlaczego. Czy Hawke ma coś przeciwko temu, abyś mu towarzyszyła?
– Ciepło, coraz cieplej. Bill poprosił mojego ojca o wstawiennictwo, bo wiedział, że ja nie zwrócę się do Hawke’a z taką propozycją. Ojciec zgodził się pomówić ze swoim partnerem.
Marty nachyliła się nad stolikiem, przesunęła wazonik na bok i ponagliła przyjaciółkę:
– No i…?
– Hawke powiedział ojcu, że bez niańczenia nastolatki ma mnóstwo do zrobienia.
– Nastolatki?! Siri, masz dwadzieścia jeden lat.
– Nic dziwnego, że wydaję mu się niedojrzała, biorąc pod uwagę jego zaawansowany wiek – zauważyła z przekąsem Cyrene.
– Myślałam, że on jest po trzydziestce – odparła Marty.
– Grubo po trzydziestce, a raczej przed czterdziestką. Nigdy o to nie pytałam. Dla mnie za stary, i to jest fakt. W każdym razie oświadczył, że nie miałby nic przeciwko temu, gdyby towarzyszył mu reporter, mężczyzna. Chciałby mieć nad nim kontrolę, tak aby fakty zostały przedstawione rzetelnie. I jak ci się to podoba? Mężczyzna tak, ja nie.
– Co Bill na to?
– Nie wiem, nie pytałam. – Cyrene wyjęła z torebki kartę, żeby zapłacić rachunek. – Hawke nieźle mnie rozzłościł. Tak naprawdę nie mam ochoty z nim jechać, ale chodzi o jego szowinistyczną postawę. Inna sprawa, że ze względu na Marka dobrze się stało. Wiesz, jaki on jest.
– Wiem, wiem – przyznała pogardliwie Marty. – Nabzdyczony.
– Ależ, Marty! – zaprotestowała Cyrene.
– Nie mów do mnie „Ależ, Marty” – rzuciła ze zniecierpliwieniem przyjaciółka. – Nie jestem w stanie pojąć, dlaczego w ogóle chcesz mieć z nim do czynienia.
– Dobry z niego kompan, niczego ode mnie nie oczekuje, nie stawia mi żądań, nie muszę z nim walczyć. Lubimy swoje towarzystwo.
– Jak ekscytująco…
– Nie potrzebuję ekscytacji w życiu prywatnym. Wystarczy mi tej adrenaliny, którą codziennie zapewniają relacje z pożarów czy morderstw.
– Już się nie mogę doczekać.
– Na co?
– Na kolejną barwną historię w rodzaju Johna Q – odparła Marty. – Siri, w twoich żyłach rzeczywiście płynie atrament zamiast krwi.
– Naturalnie – potwierdziła z uśmiechem Cyrene – tego się ode mnie oczekuje.
Wsiadła razem z Marty do autobusu zmierzającego w kierunku miejsca zamieszkania przyjaciółki i pożegnała się z nią na rogu Peachtree i 10th Street. Dzień był piękny, miała ochotę resztę drogi do kancelarii ojca przebyć na piechotę. Westchnęła, patrząc na rysującą się na tle nieba linię dachów. Obok starych, poddanych renowacji budynków wyrosły nowoczesne obiekty architektoniczne. Trudno było sobie wyobrazić, jak Atlanta, to wspaniałe miasto, wyglądała w 1864 roku, kiedy to została spustoszona przez armię Shermana.
Nadal panowała tutaj atmosfera charakterystyczna raczej dla małych miejscowości. Mieszkańców apartamentów znajdujących się w starych domach, które ciągnęły się wzdłuż szerokich ulic, łączyło silne poczucie wspólnoty. Podobne porozumienie było charakterystyczne dla właścicieli usytuowanych tutaj sklepików.
Cyrene niezmiennie dobrze czuła się w tej części miasta, chociaż nie bez podstaw uznano ją za niebezpieczną – dochodziło tu do wielu przestępstw. Oczywiście, wykazała tyle rozsądku, by samotnie nie wędrować po okolicy późno wieczorem czy w nocy.
Weszła do budynku, w którym mieściła się kancelaria ojca, i wjechała windą na dziesiąte piętro, należące do firmy prawniczej Jamesson, Grayson, Peafowler, Dinkham i Guystetter.
Nadine Green, sekretarka ojca, powitała ją uśmiechem.
– Jest u siebie – powiedziała, zanim Cyrene zdążyła zapytać. – Mam go ostrzec czy wolisz wprowadzić element zaskoczenia?
Cyrene uśmiechnęła się szeroko. Lubiła tę szczupłą, niewysoką brunetkę w średnim wieku, przypominającą jej zmarłą matkę. Gdyby tylko ojciec umiał w pełni dostrzec, jaki skarb ma koło siebie, pomyślała.
– Lepiej mnie zapowiedz – odparła, posyłając Nadine wymowne spojrzenie. – Przynajmniej będę wiedziała, czy mam się spodziewać reprymendy.
Sekretarka skinęła głową i uruchomiła interkom.
– Panie Jamesson, pańska córka przyszła się z panem zobaczyć. Mam ją wpuścić?
– Pomyliła pani osoby, panno Green – padła szorstka odpowiedź. – To nie może być moja córka. Ona nie odrzuciłaby propozycji uczestniczenia w tak atrakcyjnej medialnie sprawie jak proces Devolga.
Cyrene nachyliła się nad interkomem.
– Nie odrzuciłaby, gdyby nie miała tańczyć, jak Hawke Grayson jej zagra. Trudno sprzeczać się z głuchym na argumenty, papo.
Dobiegło ich krótkie parsknięcie i cichy śmiech ojca.
– Wejdź, Siri. Chyba przekonałem tego głuchego co do ciebie.
Cyrene wyprostowała się i niepewnie spojrzała na sekretarkę.
– Hawke jest u ojca? – spytała z rozdrażnieniem.
– Jeśli potwierdzę, to umkniesz do windy? – odpowiedziała pytaniem Nadine.
– Nie dam mu tej satysfakcji – zapewniła ją Cyrene. Wyprostowała się i otworzyła drzwi luksusowo wyposażonego gabinetu.
Jared Jamesson, z rękami założonymi za głowę, usadowił się wygodnie w obrotowym fotelu, natomiast Hawke, jak zwykle ponury i onieśmielający, przysiadł z boku na dużym dębowym biurku.
– Czy nadal chcesz pojechać do Panama City? – zwrócił się Jared do córki, wyjmując ręce zza głowy i kładąc je płasko na blacie biurka.
Cyrene wzruszyła nonszalancko ramionami.
– Nie, o ile będę musiała wyrzec się gumy balonowej i nie zabiorę ze sobą Barbie – odparła z ironią, rzucając wymowne spojrzenie na Hawke’a.
Wybrany przez nią na cel ataku mężczyzna skrzyżował ramiona na piersi, uniósł wymownie brew, a jego oczy zalśniły gniewnie. Nie roześmiał się, ale tego Cyrene mogła się spodziewać. Pomyślała, że on chyba w ogóle się nie uśmiecha.
– Któregoś dnia, wróbelku – zwrócił się do niej Hawke – będę musiał przynajmniej z grubsza naprawić błędy w twoim wychowaniu. Jared całkiem cię rozpuścił.
Skrzywiła się, gdy nazwał ją wróbelkiem, po czym ruchem głowy odrzuciła włosy do tyłu.
– Ale skąd! Przecież jak każdy dobry ojciec podczas lunchu poił mnie szampanem, a wieczorem zabierał do klubów.
– Cyrene – rzucił ostrzegawczo Jared Jamesson.
– Nie przejmuj się, tato – odparowała ze śmiechem i powiedziała pod adresem Hawke’a: – Żartowałam. Nigdy nie piliśmy szampana podczas lunchu, dopiero do kolacji – dodała, drażniąc się z nim i nie zwracając uwagi na jęk dezaprobaty, który wyrwał się z ust ojca.
– I jak tu się dziwić, że twój ojciec osiwiał – zauważył Hawke donośnym głosem, który doskonale prezentował się w sali sądowej. – Do rzeczy. Jedziesz ze mną czy rezygnujesz?
Cyrene zdecydowanie wolałaby nie towarzyszyć Hawke’owi, ale raczej by umarła, niż to przyznała. Poza tym nie była gotowa wyjaśniać mu powodu niechęci do uczestniczenia we wspólnej podróży.
– Sądziłam, że nie cierpisz reporterów – powiedziała, bezwiednie zaciskając dłoń na torebce.
– Tylko tych pozbawionych skrupułów – sprostował. – Masz tę sprawę na wyłączność, więc przynajmniej będę pewien, że zostanie zrelacjonowana uczciwie. Jednak – dodał, sięgając po papierosa – nie wolno ci dać do druku ani słowa, dopóki nie wyrażę na to zgody.
– Bo co? – spytała wyzywająco.
Zapalił papierosa, zanim odparł:
– Bo pozwę do sądu gazetę, w której pracujesz, i wygram.
To stwierdzenie nie było przejawem zarozumialstwa, a raczej wynikało z trzeźwej oceny sytuacji. Cyrene zdawała sobie sprawę, że rzeczywiście Hawke, w pełni profesjonalny i doświadczony prawnik, by wygrał.
– Czy Bill Daeton wie, że od ciebie zależy termin publikacji napisanego przeze mnie artykułu? – spytała.
– A jak myślisz? – odparł Hawke, wydmuchując dym.
Spojrzała na ojca, który przysłuchiwał się im z iskierkami rozbawienia w oczach o kolorze bursztynu, których barwę po nim odziedziczyła.
– A teraz konkretnie: zamierzasz jechać czy się wycofujesz? – zapytał z naciskiem Hawke.
– Muszę znaleźć kogoś, kto przejmie moje obowiązki na kilka dni. Poza tym umówiłam się na wywiad z…
– Wymówki? – prowokował ją Hawke. – Czy raczej Holland nie udzielił ci pozwolenia?
Cyrene najeżyła się na wzmiankę o narzeczonym,wypowiedzianą sarkastycznym tonem.
– Mark nie wtrąca się do podejmowanych przeze mnie decyzji.
– Oczywiście. Dlaczego miałby się wtrącać? – rzucił z przekąsem Hawke. – Czy doradzasz mu w sprawach zawodowych albo mówisz, gdzie i z kim powinien się udać w podróż związaną z pracą?
– Nie rozumiesz… – zaczęła Cyrene.
– Rzeczywiście, zupełnie nie rozumiem! – przerwał jej gniewnie Hawke.
– Uspokójcie się. Na świecie jest wystarczająco dużo napięcia i bez waszej prywatnej wojny – wtrącił Jared Jamesson, stając pomiędzy nimi. – Poza tym nie mam czasu, aby wam sekundować przy kolejnym pojedynku.
Cyrene i Hawke wpatrywali się w siebie z oburzeniem, ale to ona pierwsza odwróciła wzrok. Za każdym razem potrafił ją sobie podporządkować, pomyślała, a to że przychodziło mu to dość łatwo, ogromnie ją złościło.
– Wracam do domu, żeby się spakować – oznajmiła burkliwie, stając do niego plecami.
– Nie będę mógł wyjechać przed piątkiem – oświadczył chłodnym tonem Hawke. – Do końca tygodnia trwa sesja sądu karnego, a ja reprezentuję dwóch klientów. Jeśli sędziowie przysięgli dojdą do porozumienia, to będziemy mogli wyruszyć w piątek rano. Skontaktuj się ze mną w odpowiednim czasie.
Cyrene bez słowa skinęła wyniośle głową i skierowała się do wyjścia. Przy drzwiach odwróciła się i rzuciła przez ramię:
– Do zobaczenia w domu, tato.
– Nie potknij się o własne nogi, wychodząc! – zawołał za nią Jared.
– Minąłeś się z powołaniem, masz duży talent dramatyczny – odcięła się i zamknęła za sobą drzwi.
– Jak poszło? – spytała Nadine, widząc, że Cyrene zmierza do windy.
– Przegrałam.
– Musisz zostać w domu?
Cyrene przecząco pokręciła głową i ze sztucznym, jakby przyklejonym do warg uśmiechem wyjaśniła:
– Nie, muszę jechać.
Uśmiech znikł, gdy wsiadła do windy. Na litość boską, jak wyjaśni Markowi, który i tak zachowywał się wobec niej podejrzliwie, że spędzi tydzień w towarzystwie najpopularniejszego w kręgach prawniczych adwokata, w dodatku przystojnego mężczyzny? Z deszczu pod rynnę, pomyślała z rezygnacją. Czeka ją kolejna rozgrywka, tyle że Marka, w przeciwieństwie do Hawke’a Graysona, ma szansę przekonać do swoich racji.