- W empik go
Morderstwo wykute w kamieniu - ebook
Morderstwo wykute w kamieniu - ebook
Rosemary Grey, osiedla się w miasteczku Paperwick i niecierpliwie wyczekuje sezonu świątecznego. Zamierza wprowadzić się na farmę Jacka i Charliego, mając najlepszych przyjaciół na wyciągnięcie ręki. Cieszy się pracą na Uniwersytecie Paperwick jako profesor historii. Spotkania z nieśmiałym profesorem Sethem McGuirem wywołują u niej uśmiech i radość.
Jednak Rosemary odkrywa tajemnicę skrywaną przez urokliwe miasteczko. Trzydzieści pięć lat temu odkryto kamień pokryty runami, które mogły być dziełem rdzennych mieszkańców lub wikingów.
Gdy kamień zostaje odnaleziony, a obok niego znajduje się ciało, Rosemary i jej przyjaciele muszą rozwiązać zagadkę kryminalną, a Seth staje się głównym podejrzanym…
Ekscytująca przygoda w ciepłej atmosferze świątecznej!
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8341-081-4 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Wyjaśnij mi jeszcze raz, dlaczego w Paperwick w stanie Connecticut organizujemy Festiwal Wikingów. – Rosemary Grey odchyliła się na stojącym przy biurku krześle, które jak zwykle wydało jęk oburzenia, towarzyszący każdemu obrotowi, przesunięciu czy kiwnięciu. Jej niewielki, lecz przytulny gabinet na Uniwersytecie Paperwick – siedzibie Walecznego Pstrąga – stał się miejscem regularnych popołudniowych spotkań, gdzie po zajęciach schodziła się mała grupka wykładowców: doktor Jack Stone z Wydziału Literatury Angielskiej, najstarszy i ukochany przyjaciel Rosemary, oraz jej nowy przyjaciel, prawie chłopak, doktor Seth McGuire, z Wydziału Antropologii. Sama Rosemary została niedawno zatrudniona na Wydziale Historii tegoż uniwersytetu, jako specjalistka w obszarze nowożytnych początków Ameryki. Temat ten jest bardzo popularny w Connecticut, gdzie dochodziło do wielu zdarzeń, które na zawsze zapisały się w dziejach. Niekiedy do zacnego grona dołączał Charlie, mąż Jacka i autor bestsellerów, i cała czwórka dzieliła się opowieściami o tym, co im się przytrafiło danego dnia, popijając herbatę i po prostu ciesząc się towarzystwem przyjaciół.
Jack i Charlie mieszkali w Paperwick niespełna dwa lata, Seth – zaledwie rok, a Rosemary właśnie się wprowadzała do domku na farmie Jacka i Charliego, zatem wszyscy byli nowi dla społeczności, która zajmowała ważne miejsce w kolonialnej historii Ameryki. Prawdę mówiąc, za nowo przybyłego w Paperwick był uważany właściwie każdy, kogo przodkowie nie osiedli tam kilka pokoleń wcześniej. Niemniej jednak Jack i Charlie łatwo zaskarbili sobie sympatię kilku starych miejscowych rodzin, a Seth i Rosemary jako bliscy przyjaciele pary szybko zdobyli zaufanie mieszkańców i również stali się spolegliwymi członkami miejscowej wspólnoty.
Miasteczko, przycupnięte między wybrzeżem a falistymi wzgórzami hrabstwa Middlesex, nie na wszystkich mapach można było znaleźć. Od zawsze okolice zamieszkiwali rdzenni Amerykanie, a na początku XVII wieku zasiedliła je grupa purytanów, świeżo przybyłych z Anglii, poszukujących taniej ziemi, możliwości handlowych i wolności religijnej.
– Wszystko z powodu Bjørna – odpowiedział Jack na pytanie Rosemary.
– Jakiego Biurna? – Uniosła brew.
– Bjørna – poprawił ją Jack. – Festiwal jest dla niego.
– No, dobrze. A kim jest Bajorn? – dopytywała Rosemary.
– Bjørn – powtórzył Jack.
– To Zagubiony Wiking – dorzucił Seth z błyskiem w oku,
– Wiking. W Connecticut. – W głosie Rosemary dźwięczał sceptycyzm. – Czy oni aby nie zapuszczali się bardziej na północ? Bo ja wiem, gdzieś do Kanady?
– Nie zwracaj na nią uwagi, Seth – odezwał się Jack. – Utknęła lata świetlne od wikingów. Obawiam się, że ma obsesję na punkcie siedemnastego wieku. Nic na to nie poradzi.
Seth roześmiał się i potrząsnął głową.
– Nie przejmuj się, Rosie – rzucił jej leciutko wykrzywiony uśmiech, który zaczynała kochać. Podobnie kochała to, że zaczął zdrabniać jej imię, jak Jack i Charlie. Właściwie to kochała prawie wszystko, co mówił i robił nieśmiały profesor McGuire. Wciąż nie mogła wyjść ze zdumienia, że po latach samotności w największych metropoliach świata jej serce uszczęśliwił ktoś spotkany właśnie tu, w oddalonym od świata miasteczku.
– Prawie masz rację – ciągnął Seth. – Wikingowie prawdopodobnie przybili do brzegów dzisiejszej Nowej Fundlandii około roku tysięcznego naszej ery.
– Pięćset lat przed Kolumbem – uzupełnił Jack. – I otworzyli wrota przed watahą europejskich osadników.
– Zgadza się. – Seth skinął głową. – Wikingowie wylądowali na północy, ale nie zostali tam zbyt długo. Mieli nadzieję, że znajdą towary na handel. Może drewno, które mogliby zabrać do domu, na Grenlandię i Islandię. Przeważają opinie, że tubylcy nie byli przesadnie zachwyceni tymi planami i kazali wikingom pakować manatki.
– Odprawili wszystkich z wyjątkiem Bjørna – dorzucił Jack.
– Jak to? Więc Bjørn został w Kanadzie? – zdziwiła się Rosemary.
– Tak głosi legenda. – Seth pokiwał głową. – Ale pamiętaj, jak na razie to tylko legenda, nie mamy dowodów.
– Legendy często biorą początek z faktów. – Jack kilka razy poruszył brwiami, a to niezmiennie wywoływało uśmiech na twarzy Rosemary.
– Niekiedy tak jest – zgodził się Seth. – Według legendy ów Bjørn sam lub z grupką towarzyszących mu śmiałków zapuścił się w głąb kraju, no i po prostu zabłądził.
– Och, biedny Bjørn – Zagubiony Wiking, teraz rozumiem – oznajmiła Rosemary. – I mówicie, że tak się błąkał, aż zawędrował do Connecticut?
– Niezupełnie – odparł Jack. – Krążą słuchy, że dołączył do rdzennych Amerykanów, którzy się przekonali, że nie przybył, żeby ich skrzywdzić i że nie stanowi dla nich zagrożenia – ciągnął. – Z każdym pokoleniem i on, i jego towarzysze głębiej wrastali w życie wędrownych plemion, żenili się z Indiankami, a w końcu ich potomkowie dotarli na południe.
– Właśnie w te okolice. – Rosemary nadal była nastawiona sceptycznie.
– Daj spokój, niektórzy sądzą, że wikingowie osiedli w Minnesocie. Przecież mogło i tak być – odparował Jack.
– Jasne, brzmi nieprawdopodobnie – włączył się Seth. – Jednak wieść gminna głosi, że w okolicy pojawiły się dzieci o jasnej karnacji i blond włosach, które dorastały wśród rdzennych plemion.
– Potomstwo Bjørna – zgadła Rosemary.
– Właśnie – potwierdził Seth. – Jednak nikt specjalnie nie zgłębiał tych pogłosek, dopóki nie odnaleziono Skeggstone, co stało się jakieś trzydzieści pięć lat temu. Dokładnie tu, w Paperwick.
– Skeggstone… – powtórzyła Rosemary. – Z każdą chwilą robi się ciekawiej.
– Skeggstone to z dużym prawdopodobieństwem prawdziwy kamień wikingów pokryty runami – tłumaczył Seth. – Po dwóch stronach ma topornie wykute runy, a na trzeciej najprawdopodobniej podobiznę brodatego mężczyzny. Słowo „skegg” w staronordyckim oznaczało „broda”. Stąd nazwa kamienia.
– Podobizn brodatych Indian po prostu nie ma – stwierdził Jack.
– Zatem nawet jeśli to rdzenni mieszkańcy Ameryki, a nie wikingowie, wyrzeźbili kamień, przedstawili na nim kogoś, kto przybył z Europy. Oczywiście, jeśli głaz jest autentyczny.
– Wyobraźcie sobie! – Jack skoczył na równe nogi. – Megalityczny kamień! Ważący tyle, co dwóch rosłych mężczyzn blok granitu pokryty runami wikingów, odnaleziony nad wodami Mill’s Creek lata temu. Okoliczni mieszkańcy oszaleli z podniecenia. Paperwick ogarnęła gorączka: mamy przodków wikingów! I tak narodził się festiwal.
– Już rozumiem – odezwała się Rosemary. – Opowiedzcie mi o runach.
– Trudno o nich coś powiedzieć – odparł Seth. – To mogą być runy nordyckie. Ale równie dobrze coś innego. Nie jesteśmy pewni. Upływ czasu bardzo je zniszczył, większości nie da się rozpoznać. Niemniej jednak niektóre wydają się mieć nordyckie korzenie, a zdaniem ekspertów kamień może upamiętniać przybysza z Północy, który przybił do brzegu w załodze występującego w wikińskich sagach Leifa Erikssona, a później zapędził się w głąb kontynentu i zgubił drogę.
– Jak nasz Bjørn – podsumował Jack.
– To zabawne: wiking, który się zgubił – odezwała się Rosemary. – Przecież byli słynnymi podróżnikami i odkrywcami.
– Co nie znaczy, że nigdy nie zabłądzili. Nie każdy był Leifem Erikssonem.
– No więc dobrze, Bjørn zabłądził, został na kontynencie, ruszył w głąb kraju, a następnie przeniósł się na południe z wędrownymi plemionami, z którymi zdołał zawiązać przyjacielskie więzi…
– Przeleciało kilka pokoleń, aż jego prawnuki wyrzeźbiły kamień, który miał go upamiętniać. Właśnie tutaj. W Paperwick – ciągnął Jack, na powrót siadając i krzyżując nogi.
– Robi się jeszcze ciekawiej – wtrącił Seth. – W Grenlandii znajduje się inny kamień, podobny do Skeggstone. Uważa się, że postawiono go po powrocie Leifa z Ameryki Północnej, aby uczcić pamięć tych, którym nie było pisane wrócić do domu z pozostałymi uczestnikami wyprawy.
– Tak wówczas postępowano – powiedział Jack. – Zwyczajem było stawianie kamieni pokrytych runami ku czci zaginionego bohatera.
– A wśród tych, którzy nie wrócili na Grenlandię, wymienia się niejakiego Bjørna – dodał Seth.
– Może właśnie naszego Bjørna – dorzucił Jack.
– No, cóż, facet musiał być bohaterem – oświadczyła Rosemary. – Zasłużyć sobie na kamienie z runami na dwóch różnych kontynentach…
– Jesteśmy bardzo dumni z Bjørna – oznajmił Jack, splatając dłonie na kolanach.
– To nic niezwykłego, że bohatera, który zaginął podczas wyprawy, upamiętniono w taki sposób – tłumaczył Seth. – Na pewno zaś wiemy jedno: kamień z Grenlandii jest prawdziwy.
– A co z kamieniem z Connecticut? – spytała Rosemary. – Sprawdzono jego autentyczność? A przy okazji: gdzie on jest? Bardzo chciałabym go obejrzeć.
– Z tym może być problem – odpowiedział Jack i lekko się przygarbił.
– Czemu?
– Bo krótko po odkryciu został skradziony – odparł Seth.
– Ktoś ukradł megaciężki kawał skały?
– Mhm. Oczywiście, mamy zdjęcia, chociaż nie najlepszej jakości. Jednak nie jesteśmy w stanie sprawdzić samego kamienia.
– Czy przeprowadzono przynajmniej jakieś wstępne badania?
– Wszyscy specjaliści dokonali oględzin. Nie zgadzali się co do jego pochodzenia. Jeden twierdził, że to kamień nordycki. Inny utrzymywał, że fenicki. Jeszcze inny – że stworzyli go rdzenni Amerykanie. Pozostali byli zdania, że to zwykłe oszustwo, co też trzeba brać pod uwagę. Na sto procent wiemy, że kamień był stary, jednak nikt w jednoznaczny sposób nie określił pochodzenia znaków, które go pokrywały.
– Zanim go ukradziono – podsumowała Rosemary, popatrując na zmianę to na Setha, to na Jacka.
– No właśnie – potwierdził Seth.
– Chyba większość kamieni jest stara, prawda? – spytała. Jack i Seth spojrzeli na siebie i wywrócili oczami.
– Choć przez chwilę nie bądź takim niedowiarkiem – poprosił Seth.
– Jakkolwiek by było, właśnie dlatego każdego roku w pierwszym tygodniu grudnia mamy w Paperwick festiwal poświęcony wikingom – dodał Jack. – Nysnöfest.
– Niesno-co? – spytała Rosemary.
– Nysnö – odparł Jack. – To znaczy pierwszy śnieg. W krajach skandynawskich mają mnóstwo słów na określenie śniegu. Pada tam tyle, że ludzie odróżniają rozmaite rodzaje śniegu. Nysnö to pierwszy zimowy śnieg, który osiada na ziemi i nie topnieje.
– A mieszkamy przecież w mieście, które kocha festiwale – stwierdziła Rosemary. – Jestem tu zaledwie kilka miesięcy, a to już będzie mój trzeci!
– Czy to nie wspaniałe? – zaśmiał się Jack. – Nie uwierzysz, ile się tu dzieje wiosną i latem!
– Najbardziej lubię Nysnö – odezwał się Seth. – Między innymi właśnie to przyciągnęło mnie do Paperwick.
– Serio?
– Mhm… – spuścił wzrok i lekko się zarumienił. – Mam fioła na punkcie wikingów.
– Nie mów… – zdziwiła się Rosemary.
– Wprost cudownie – droczył się Jack.
– Już od dziecka – dodał Seth, spoglądając na Rosemary, jakby chciał sprawdzić jej reakcję.
– I dlatego zostałeś antropologiem? – spytała.
– Napisałem pracę magisterską Cywilizowani i nierozumiani: świat wikingów.
– Miałeś taki hełm z rogami? – spytał Jack.
– Oczywiście. Dopiero później odkryłem, że prawdziwi wikingowie nigdy nie nosili hełmów z rogami, więc je wyrzuciłem. I został mi hełm z dwiema wielkimi dziurami.
Rosemary tylko uśmiechnęła się do Setha, wzięła go za rękę i ją uścisnęła. Jednak w głębi duszy chciała go objąć i powiedzieć, że jest jeszcze cudowniejszy niż dotychczas. Cóż, musi z tym zaczekać, aż zostaną sami.
– Zatem w weekend wybieramy się na Festiwal Wikingów? – spytała.
– Nysnöfest – potwierdził Seth.
– Tak! – zakrzyknął Jack. – Pojedźmy razem. Będzie się działo!
– W tym roku zapowiada się festiwal wszech czasów – oznajmił Seth. – Stojący tu szczerze wam oddany zdołał zaprosić samego Roberta Hobbsa. Doktor Hobbs jest światowej sławy ekspertem w kwestiach związanych z obecnością wikingów w Ameryce Północnej. Wykłada w Imperial Atlantic College w Nowej Fundlandii. Od wielu lat bada szlaki przemieszczania się wikingów po północnych obszarach Stanów Zjednoczonych.
– Jesteś jego wielkim fanem, prawda? – spytał Jack.
– Koresponduję z nim od szkoły średniej – odparł Seth. – Nigdy nie myślałem, że przyjedzie do Paperwick. Zgodził się być gościem honorowym festiwalu, a na dodatek wygłosi otwarty wykład na Uniwersytecie, każdy jest zaproszony.
– Jestem pod wrażeniem, że ściągnęliśmy tu taką sławę – powiedziała Rosemary. – Czemu nic na ten temat nie pojawiło się w „Kronice Paperwick”? Przecież to poważna sprawa.
– Dopiero co otrzymaliśmy ostateczne potwierdzenie, że doktor Hobbs przyjedzie. – Seth był podekscytowany. – Miał podpisywać książki i wygłosić wykład na Harvardzie, ale przełożył wszystko, żeby przybyć do Paperwick. Możecie uwierzyć? Co to będzie za zaszczyt nareszcie poznać go osobiście. – Zmarszczył czoło. – Chociaż doktor Falkenberg oczywiście wolał, żeby główną postacią był Erik Larsen.
Doktor Ian Falkenberg, szef wydziału, na którym pracował Seth, akurat przechodził pod drzwiami.
– Na Boga! Dlatego że doktor Larsen to najlepszy w okolicy znawca mitologii nordyckiej, a w dodatku jest potomkiem prawdziwych wikingów.
Seth zaczerwienił się z zakłopotania.
– Doktor Larsen zgodził się przygotować na festiwal prezentację dotyczącą nordyckich mitów i legend.
– Cały ten pomysł z wikingami w Connecticut to jedna wielka pomyłka – prychnął doktor Falkenberg. – Kapitalistyczny wymysł, jakby ktoś mnie pytał.
– Przynajmniej w zabawny sposób ludzie dowiedzą się czegoś o historii – oponował Jack.
Doktor Falkenberg oddalił się, mrucząc pod nosem, a Seth głęboko odetchnął z ulgą.
– No, dobrze poszło.
W tym momencie do gabinetu Rosemary wpadł Charlie, mąż Jacka.
– Musimy natychmiast jechać do ratusza – oznajmił.
– Co się stało? Czemu? – dopytywał Jack, wstając tak pośpiesznie, że aż wywrócił krzesło.
– Pani Potter nas potrzebuje. Wszystko wam wyjaśnię po drodze.