Morze błota - ebook
Morze błota - ebook
Nowa odsłona bestsellerowej serii sycylijskich kryminałów!
Wczesnym rankiem potężny grzmot burzy wyrywa Salva Montalbana z koszmarnego snu. Powoli zasypia znowu, ale nie na długo – odbiera telefon od Fazia z komisariatu o zgłoszeniu ofiary morderstwa.
Trafiony kulą w plecy Giugiu Nicotra zostaje znaleziony w samej bieliźnie w tunelu budowanego wodociągu. Plac budowy, podobnie jak cały region Vigaty, po ostatnich gwałtownych ulewach i powodziach zalewających domy i pola, zamienił się w morze błota.
Czy motywem zbrodni mogła być zdrada małżeńska, czy też podłoże było zupełnie inne? Wiele poszlak kieruje uwagę komisarza Montalbana na branżę budownictwa i urzędy zamówień publicznych – świat mglisty, oślizgły, jakby błoto przeniknęło do jego krwiobiegu i stało się nieodłączną częścią. Bagno korupcji, łapówek, lipnych odszkodowań, oszustw podatkowych, prania pieniędzy.
Montalbano nie może pozbyć się uporczywej myśli, że Nicotra, schroniwszy się w tunelu, próbował tym coś przekazać…
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7392-917-3 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Potężny grzmot obudził Montalbana, który podskoczył ze strachu tak gwałtownie, że o mało nie spadł z łóżka.
Od ponad tygodnia lało jak z cebra. Spusty nieba otworzyły się i najwyraźniej nie miały zamiaru zamknąć się z powrotem.
Padało nie tylko w Vigacie, ale też w całych Włoszech. Na północy kraju wylały rzeki. Powodzie spowodowały nieobliczalne straty, a z niektórych miasteczek trzeba było ewakuować mieszkańców. Sytuacja na południu nie była wcale lepsza. Mizerne strumyczki, które na pozór były wyschnięte od stuleci, powróciły do życia i rozszalały się jakby w rewanżu, niszcząc domy i pola uprawne.
Poprzedniego wieczoru komisarz obejrzał w telewizji program, w którym jakiś ekspert wyjaśniał, że całym Włochom zagraża katastrofa geologiczna, bo żaden rząd nie zajął się na poważnie ochroną terytorium.
Innymi słowy, sytuacja była trochę taka, jakby właściciel domu nie pomyślał w porę o naprawieniu dziurawego dachu czy wzmocnieniu nadwątlonych fundamentów, a potem płakał i lamentował, gdy dom zwali mu się na głowę.
– Może zasłużyliśmy sobie, żeby nas coś takiego spotkało – skomentował z goryczą Montalbano.
Zapalił światło i spojrzał na zegarek. Pięć po szóstej. Za wcześnie, żeby wstać z łóżka.
Leżał przez jakiś czas z zamkniętymi oczami, wsłuchując się w szum morza. Wszystko jedno, czy było wzburzone, czy spokojne, odgłos fal zawsze sprawiał mu przyjemność. Nagle zorientował się, że przestało padać. Wstał z łóżka i poszedł otworzyć okiennice.
Ten grzmot był jak ostatni fajerwerk wystrzelony na koniec pokazu sztucznych ogni, właśnie żeby oznajmić, że to finał. Nie padało już, a napływające od wschodu lekkie białawe obłoki szykowały się, aby zastąpić czarne ciężkie chmury zasnuwające niebo. Uspokojony komisarz wrócił do łóżka.
Nie czekał go kolejny pochmurny dzień, z tych, które wprawiały go w zły humor. Przypomniał sobie, że grzmot zbudził go, kiedy coś mu się śniło.
Szedł tunelem w gęstych ciemnościach, a lampa naftowa, którą trzymał w ręce, dawała mało światła. Wiedział, że tuż za nim wlecze się jakiś człowiek. Znał go, ale nie wiedział, jak się nazywa.
– Nie dam rady iść tak szybko jak ty, rana za bardzo mi krwawi.
A on odpowiedział:
– Wolniej niż teraz nie możemy iść, tunel grozi zawaleniem w każdej chwili.
Szli dalej, mężczyzna z tyłu oddychał z coraz większym trudem, aż nagle komisarz usłyszał jęk i odgłos padającego ciała. Zawrócił. Mężczyzna leżał twarzą do ziemi, między jego łopatkami sterczał trzonek wielkiego kuchennego noża. Montalbano wiedział od razu, że nie żyje. W tej samej chwili potężny powiew zgasił lampę, a tunel zatrząsł się i zawalił.
Sen był połączonym wynikiem zbyt wielu ośmiorniczek a striscianasale pochłoniętych wieczorem i podanej w dzienniku telewizyjnym wiadomości o stu ofiarach katastrofy w kopalni w Chinach.
Ale skąd wziął się w tym śnie mężczyzna z nożem wbitym w plecy?
Montalbano spróbował znaleźć jakieś skojarzenie, ale w końcu dał sobie spokój i uznał, że nie ma to żadnego znaczenia.
Powoli znowu zapadł w sen.
Zadzwonił telefon. Komisarz zerknął na zegarek, przespał zaledwie dziesięć minut.
Zły znak, skoro dzwonili do niego z samego rana.
Wstał i poszedł odebrać.
– Słucham?
– Birtì?
– Nie jestem...
– Birtì, wszystko jest zalane!
– Kiedy ja...
– Birtì, w spiżarni, tam gdzie było sto form świeżego sera, są dwa metry wody!
– Proszę posłuchać...
– A o magazynie już nie wspomnę.
– Kurwa! Słyszy mnie pan czy nie?! – wrzasnął komisarz do słuchawki.
– To pan nie...
– Nie, nie jestem Birtino! Od pół godziny usiłuję to panu powiedzieć! Pomylił pan numer!
– Jeśli to nie Birtino, to z kim rozmawiam?
– Z jego bratem bliźniakiem!
Komisarz rzucił słuchawką i wrócił wściekły do łóżka. Zaraz potem telefon znowu zadzwonił. Montalbano wyskoczył z łóżka, rycząc jak lew, chwycił słuchawkę i wrzasnął:
– W dupę się pocałuj ty, Birtino i te cholerne formy świeżego sera!
Odłożył słuchawkę i wyciągnął wtyczkę od telefonu. Tymczasem jednak tak się zezłościł, że jedyną szansą na odzyskanie humoru było wzięcie długiego prysznicu.
Szedł już do łazienki, kiedy z sypialni dobiegł go dźwięk komórki, której rzadko używał. Odebrał.
To był Fazio.
– Co jest? – spytał niegrzecznie Montalbano.
– Przepraszam, panie komisarzu, próbowałem zadzwonić na telefon domowy, ale odpowiedział jakiś... pewnie pomyliłem numer.
Ach, więc to Faziowi powiedział, żeby pocałował się w dupę.
– Na pewno, bo ja mam wyłączony telefon.
Wygłosił to kłamstwo stanowczym i pewnym siebie głosem.
– Otóż to. Właśnie dlatego musiałem zadzwonić na komórkę. Zgłoszono znalezienie ofiary morderstwa.
No i czego innego mógłby się spodziewać!
– Gdzie?
– W gminie Pizzutello.
Nigdy o takiej nie słyszał.
– Gdzie to jest?
– To zbyt skomplikowane, żeby wyjaśnić. Wysłałem do pana Galla służbowym samochodem. Ja już tam dojeżdżam. Aha, niech pan lepiej włoży kalosze, to miejsce to prawdziwe bagno.
– Dobrze, do zobaczenia.
Wyłączył komórkę, wetknął z powrotem wtyczkę od telefonu i ledwie wszedł do łazienki, znowu ktoś zadzwonił. Postanowił, że jeśli to po raz kolejny ktoś do Birtina, każe sobie podać adres i pojedzie ich wszystkich wystrzelać. Łącznie z serami.
– Panie komisarzu, a co ja robię, wybudzam pana? – spytał z niepokojem Catarella.
– Nie, już nie śpię od jakiegoś czasu. O co chodzi?
– Panie komisarzu, ja pana chciałem ostrzec, że samochód służbowy Galla on nie zechciał ruszyć i nie ma żadnego przystępnego samochodu w dyspozycyjności, bo wszystkie są niedysponowane z powodu znieruchomienia.
– Co to znaczy?
– Że one takoż popsutymi są.
– No i co wobec tego?
– I wobec tego Fazio dał mi rozkazanie, abym ja po pana moim samochodem jechał.
Ups. Catarella nie był asem szos. Ale komisarz nie miał wyboru.
– Ale czy wiesz, gdzie znaleźli tego nieboszczyka?
– Z pewnością najpewniejszą, panie komisarzu. A dla zabezpieczenia także mówiący nawigator ze sobą zabieram.
Był już gotów do wyjścia i pił trzecią filiżankę kawy, kiedy niespodziewanie rozległ się potężny grzmot od strony drzwi wejściowych. Komisarz aż podskoczył i przy okazji wylał trochę kawy na marynarkę i na kalosze. Wyklinając, pobiegł na korytarz, żeby sprawdzić, co się stało.
Otworzył drzwi i o mało nie wpadł na maskę samochodu Catarelli.
– Miałeś zamiar rozwalić mi drzwi i wjechać do domu samochodem?
– Ja się wyrozumienia i wybaczenia upraszam, panie komisarzu, on się poślizgnął na zabłoceniu na drodze znajdującym się. Nie jestem zawinionym ja, ale stan mitoalergiczny.
– Wrzuć wsteczny bieg i odsuń się trochę, w przeciwnym razie nie dam rady wyjść na zewnątrz.
Catarella usłuchał, silnik zawył, ale samochód ani drgnął.
– Panie komisarzu, bo fakt jest taki, że droga na zjeździe się znajduje i koła na zabłoceniu przyczepić się nie chcą.
Nie wiadomo dlaczego, bo nie był to najlepszy moment, komisarzowi zachciało się zabawić w językowego purystę.
– Catarella, nie mówi się zabłocenie, tylko błoto.
– Jak pan sobie życzy, panie komisarzu.
– No to co zrobimy?
– Panie komisarzu, może pan wynijdzie na zewnątrz przez werandę, a ja przez nią do środka i wymienimy się miejscami.
– I co nam to da?
– Ano pan będzie prowadził, a ja popychał.
Komisarz dał się przekonać. Zamienili się miejscami. Po dziesięciu minutach uporczywych wysiłków koła złapały przyczepność. Catarella pobiegł zamknąć dom, kiedy wrócił, znowu zamienili się miejscami i wreszcie ruszyli.
Po jakimś czasie Catarella spytał:
– Panie komisarzu, a jedną rzecz mi pan objaśni?
– O co chodzi?
– Dlaczego się mówi oparzenie, ale nie zabłocenie?
– Bo oparzenie masz, kiedy cię coś oparzy, a błotem ty się możesz zabłocić.
Nawigator głośnomówiący podawał wskazówki drogowe od półgodziny, a Catarella od półgodziny pokornie go słuchał, powtarzając „tak jest, proszę pana” po każdej otrzymanej instrukcji, kiedy Montalbano spytał:
– Czy nie przejechaliśmy właśnie obok dawnej rogatki Dolnej Montelusy?
– Tak jest, panie komisarzu.
– A ta gmina, do której jedziemy, gdzie się znajduje?
– Jeszcze kawałek malutki, panie komisarzu.
– Przecież jesteśmy już na terytorium Montelusy i jeszcze się w nie zagłębiamy!
– Z pewnością całkowitą, panie komisarzu, ten wszystek teren do Montelusy należy.
– A co nas, do cholery, obchodzi jakiś nieboszczyk na terenie Montelusy? Zjedź na pobocze, zadzwoń do Fazia i daj mi go.
Catarella wykonał polecenie.
– Fazio, możesz mi wyjaśnić, dlaczego mamy się zajmować sprawą, która do nas nie należy?
– Kto to powiedział?
– Kto powiedział co?
– Że do nas nie należy.
– Ja ci to mówię! Skoro nieboszczyk został znaleziony na terenie Montelusy, to logicznie...
– Przecież gmina Pizzutello znajduje się na naszym terytorium, panie komisarzu! Przylega do Sicudiany.
Rany boskie! A oni z Catarellą jechali w dokładnie przeciwnym kierunku! Nagle Montalbano doznał olśnienia.
– Poczekaj chwilę.
Popatrzył badawczo na Catarellę, który odwzajemnił spojrzenie z pewną ostrożnością.
– Możesz mi powiedzieć, do jakiej gminy mnie wieziesz?
– Do gminy Rizzutello, panie komisarzu.
– Catarella, jesteś świadom różnicy między P a R?
– Najoczywiściej, panie komisarzu.
– Opisz mi, jak wyglądają P i R napisane dużymi literami.
– Całkiem dużymi? To ja przemyśleć muszę. A więc tak. R ma brzuszek i nóżkę, a P ma tylko brzuszek.
– Świetnie. Tylko że wszystko pokręciłeś. Wieziesz mnie do miejsca z nóżką, zamiast zawieźć mnie do miejsca z samym brzuszkiem.
– Czyli ja błąd narobiłem?
– Błąd.
Catarella najpierw poczerwieniał jak indyk, a zaraz potem zbladł jak trup.
– O Matko najprzeświętsza, jaki ja błąd narobiłem! O jaki błąd nie do odbaczenia! Z drogi sprowadziłem pana komisarza!
Był zrozpaczony, zbierało mu się na płacz. Ukrył twarz w rękach. Komisarz, aby nie dopuścić do pogorszenia sytuacji, poklepał go po ramieniu.
– No, dalej, Catarella, nie przejmuj się tak, kilka minut w tę czy we w tę nie robi różnicy. A teraz weź komórkę i niech ci Fazio wyjaśni, którędy mamy jechać.
Po prawej stronie wiejskiej drogi, która teraz sprawiała wrażenie błotnego koryta rzeki rozjechanego kołami ciężarówek, otwierał się ogromny plac budowy, również zamieniony w morze błota. Z jednej strony piętrzyły się olbrzymie cementowe rury, w których człowiek mógłby zmieścić się wyprostowany.
Stał też tam duży dźwig, trzy ciężarówki, dwie koparki, trzy spychacze. Po drugiej stronie parkowało kilka samochodów, wśród nich auto Fazia i dwa laboratorium kryminalistyki.
Za placem budowy droga zaczynała piąć się do góry i przypominała znowu normalną wiejską drogę. Jakieś sto metrów dalej było widać coś w rodzaju willi, nieco dalej stał kolejny dom.
Fazio wyszedł na spotkanie komisarza.
– Co tutaj budują?
– Nowy wodociąg. Z powodu ulewnego deszczu robotnicy cztery dni temu przerwali pracę. Dzisiaj wczesnym rankiem zjawiło się tutaj dwóch, żeby sprawdzić, jak wygląda sytuacja. To oni odkryli trupa i zadzwonili do nas.
– Ty już go widziałeś?
– Tak jest.
Montalbano zauważył, że Fazio chciał coś dodać, ale się powstrzymał.
– Co jest?
– Lepiej niech pan sam go zobaczy.
– Gdzie jest ten nieboszczyk?
– W rurze.
Montalbano wytrzeszczył oczy.
– W jakiej rurze?
– Panie komisarzu, stąd ich nie widać, zasłaniają je maszyny. Robotnicy rozkopują wzgórze, żeby ułożyć pod nim rury. Trzy już zostały umieszczone na swoim miejscu. Nieboszczyka znaleziono właśnie w głębi takiego tunelu.
– Chodźmy zobaczyć.
– Są tam ci z kryminalistyki. Do środka mogą wejść najwyżej dwie osoby. Ale oni już kończą.
– Doktor Pasquano przyjechał?
– Tak. Rzucił okiem i odjechał.
– Powiedział coś?
– Robotnicy odkryli ciało piętnaście po szóstej. Doktor Pasquano powiedział, że mężczyzna poniósł śmierć godzinę wcześniej. I że z pewnością nie strzelono do niego wewnątrz tunelu.
– To znaczy, że zaciągnęli go tam ci, którzy go zastrzelili.
Fazio wyglądał nieswojo.
– Panie komisarzu, wolę, żeby pan sam popatrzył.
– Prokurator już tu jest?
Wszystkim było wiadomo, że prokurator Tommaseo nawet w słoneczny dzień i na pustej drodze jest w stanie wjechać samochodem w rów czy ogrodzenie. Co dopiero po takich ulewach!
– Tak, ale przyjechał prokurator Jacono, bo Tommaseo jest przeziębiony.
– Okej, daj mi porozmawiać z tymi robotnikami.
– Chłopaki, chodźcie tutaj! – zawołał Fazio do dwóch mężczyzn palących papierosa obok jednego z samochodów.
Podeszli, brnąc przez błoto, i przywitali się.
– Dzień dobry. Komisarz Montalbano. O której przyjechaliście tutaj dzisiaj rano?
– Równo o szóstej.
– Przyjechaliście razem jednym autem?
– Tak.
– I w pierwszej kolejności weszliście do tunelu?
– Tam mieliśmy sprawdzić na końcu, ale poszliśmy od razu, kiedy tylko zobaczyliśmy rower.
Montalbano się zdziwił.
– Jaki rower?
– Tuż przy wejściu do tunelu leżał na ziemi rower. Pomyśleliśmy, że ktoś się schronił w środku i...
– Chwileczkę. Jakim cudem ktoś mógłby przejechać rowerem przez to błoto?
– Panie komisarzu, zbudowaliśmy prowizoryczną kładkę z drewna, bo inaczej nie moglibyśmy się tu poruszać. Widać ją tylko z bliska.
– I co zrobiliście?
– A co mieliśmy zrobić? Weszliśmy do środka z zapaloną latarką i na końcu tunelu odkryliśmy trupa.
– Dotknęliście go?
– Nie.
– Skąd wiedzieliście, że ten człowiek nie żyje?
– Jak ktoś jest martwy, to od razu widać.
– Rozpoznaliście go?
– Nie wiemy, kto to. Upadł twarzą do ziemi.
– Myślicie, że to może być ktoś z zatrudnionych na budowie?
– Nie wiemy.
– Macie coś do dodania?
– Nic. Wyszliśmy i zadzwoniliśmy na policję.
– Dobrze, dziękuję. Jesteście wolni.
Pożegnali się i zwinęli w pośpiechu. Chcieli tylko jak najszybciej wrócić do domu. Potem zrobił się ruch przy samochodach.
– Ekipa techniczna skończyła robotę – skomentował Fazio.
– Idź się dowiedzieć, co odkryli.
Fazio oddalił się. Z szefem kryminalistyki Montalbano nie zamieniłby słowa nawet pod przymusem. Nie znosił go z całego serca, zresztą ta niechęć była wzajemna.
Fazio wrócił po pięciu minutach.
– Nie znaleźli łuski, ale są pewni, że mężczyzna wszedł do tunelu już zraniony. Na jednej z rur widać ślad zakrwawionej dłoni, pewnie przytrzymał się, żeby nie upaść.
Samochody ekipy technicznej odjechały. Na miejscu zostały tylko auto Fazia i furgonetka z kostnicy.
– Panie komisarzu, niech pan się o mnie oprze. Jeszcze się pan poślizgnie i cały ubłoci.
Montalbano nie odrzucił propozycji. Szli ostrożnie, małymi kroczkami i kiedy minęli samochody, komisarz ujrzał wreszcie wykop u stóp wzgórza i wejście do tunelu.
– Jaką długość mają rury?
– Każda sześć metrów. Tunel ma długość osiemnastu metrów i nieboszczyk leży na samym jego końcu.
Po lewej stronie od wejścia leżał porzucony na ziemi rower, na wpół pokryty błotem. Ludzie z kryminalistyki ogrodzili go żółtą taśmą, owiniętą wokół wbitych w ziemię palików.
Komisarz zatrzymał się, żeby popatrzeć na rower. Był stary i zużyty, kiedyś musiał mieć zielony kolor.
– Dlaczego zostawił rower na zewnątrz i nie wjechał nim do tunelu? Miejsca jest dość – zastanowił się Fazio.
– Nie sądzę, żeby zrobił to umyślnie. Pewnie upadł i nie miał siły znowu wsiąść na rower.
– Niech pan weźmie moją latarkę i pójdzie przodem – zaproponował Fazio.
Montalbano wziął od niego latarkę, zapalił ją i wszedł do tunelu, Fazio za nim.
Komisarz postąpił zaledwie kilka kroków, kiedy odwrócił się i wybiegł na zewnątrz, ciężko oddychając.
– Co się stało? – spytał zaniepokojony Fazio.
Czy mógł mu się przyznać, że przypomniał sobie swój sen?
– Nic, zabrakło mi powietrza. Ten tunel jest bezpieczny?
– Całkowicie.
– Dobrze. Chodźmy – komisarz zapalił znowu latarkę i wziął głęboki oddech, jak gdyby miał zanurkować w głęboką wodę.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------W wydaniu papierowym dostępne są następujące książki
z cyklu o komisarzu Montalbano:
SKRZYDŁA SFINKSA
2013
ŚLAD NA PIASKU
2013
POLE GARNCARZA
2014
WIEK WĄTPLIWOŚCI
2015
ŚMIERĆ NA OTWARTYM MORZU
2016
TANIEC MEWY
2017
UŚMIECH ANGELIKI
2020
ŚWIETLNE OSTRZE
2021
KSZTAŁT WODY
2007 / 2021
PIES Z TERAKOTY
2022
GŁOSY NOCY
2022
ZŁODZIEJ KANAPEK
2023
GNIAZDO ŻMIJ
2023
GŁOS SKRZYPIEC
2024
Zarówno te, jak i pozostałe tytuły z serii,
dostępne są w formie e-booków na noir.pl