- nowość
- promocja
- W empik go
Morze naszych tajemnic - ebook
Morze naszych tajemnic - ebook
Przeprowadzka z ukochanej Gdyni do Katowic zupełnie mi się nie uśmiechała, ale los zdecydował za mnie. Nie miałam wyjścia, znalazłam więc mieszkanie w okazyjnej cenie i przyjechałam na Śląsk. Pierwsze komplikacje pojawiły się już przy podpisywaniu umowy, ale jak zawsze dałam sobie radę. Nie przypuszczałabym jednak, że to dopiero początek. Gdy zaczęłam się oswajać z nowym miejscem, usłyszałam zgrzyt klucza przekręcanego w zamku… * Nie mogłem w to uwierzyć! Zmęczony długą podróżą pociągiem wszedłem do swojego mieszkania i prawie zginąłem od ciosu patelnią! Co, do cholery, robiła u mnie obca kobieta?! * Eliza i Mikołaj zostali rzuceni na głęboką wodę, gdy z dnia na dzień stali się współlokatorami. Nie wiedzieli o sobie absolutnie nic, a każde z nich skrywało tajemnice…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788397000100 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Epilog
Podziękowania
PlaylistaRozdział 1
Eliza
To był piękny dzień na zmiany. Od dwudziestu minut czekałam w uroczej kawiarni na katowickim rynku. Na umówione spotkania zawsze przychodziłam wcześniej, bo nie lubię spóźnialstwa, zresztą i tak nie miałam dziś co robić. Byłam podekscytowana, a zarazem zdenerwowana. W hotelu nie mogłam zasnąć, cały czas rozmyślałam o nowym życiu w nieznanym mi dotąd mieście.
– Dzień dobry, pani Eliza Lewicka? – usłyszałam nad sobą męski głos.
Podniosłam głowę i zobaczyłam mężczyznę w średnim wieku. Dobrze dopasowany garnitur, blond włosy, szare oczy i wyraziste rysy twarzy.
– Tak, to ja. – Szeroko się uśmiechnęłam i wyciągnęłam dłoń na przywitanie.
– Maciej Molenda, miło mi panią poznać – przedstawił się, odłożył skórzany neseser, rozpiął guziki marynarki i usiadł na starym drewnianym krześle naprzeciwko mnie. Czekał na mój ruch, ja natomiast przypatrywałam mu się uważnie. Biała koszula i czarny krawat dobrze komponowały się z jego garniturem. Eleganckie obuwie z brązowej skóry uzupełniało całość. Molenda był przystojnym, postawnym facetem, który mógłby zawrócić w głowie niejednej kobiecie. W dodatku sprawiał wrażenie zamożnego, co, jak by nie patrzeć, dodawało mu punktów w ogólnym rozrachunku.
– Mnie również – odpowiedziałam, gdy obudziłam się z zamyślenia.
– Dzień dobry, czy są państwo gotowi, by złożyć zamówienie? – Kelner zmaterializował się obok nas.
– Tak. To znaczy ja tak – poprawiłam się szybko.
Czekając, przejrzałam kartę z piętnaście razy. Właściwie mogłabym z pamięci wyrecytować, co się w niej znajduje.
– Dla mnie espresso – zaczął mój towarzysz – a dla pani… – zrobił pauzę, bym mogła dopowiedzieć.
– Poproszę cappuccino oraz szarlotkę z lodami i bitą śmietaną. – Uśmiechnęłam się do kelnera, a on kiwnął głową i się oddalił.
– We Włoszech kelner mógłby się zdziwić, że zamawia pani o tej porze cappuccino – zagadnął Molenda.
Przyglądałam mu się przez chwilę w milczeniu.
– Jest po czternastej – dodał nieco zmieszany.
– Na szczęście jesteśmy w Polsce – odparłam z lekką irytacją. Nie przepadałam za tego typu zagrywkami. Mężczyzna wyraźnie chciał mi zaimponować, ale mu się nie udało. – Często podróżuje pan do Włoch?
– Nie, niestety nie mam na to czasu.
– A w którym regionie pan był?
– Yyy… – Molenda odchrząknął, lekko się zaczerwienił.
Już wiedziałam, że to pozer. Nigdy nie był we Włoszech, a zaczął anegdotką, jakby pół życia tam spędził.
– Jeszcze nie miałem okazji być w żadnym, ale słyszałem wiele opowieści i ciekawostek. Takich jak ta, że cappuccino pija się tam tylko do południa – próbował jakoś wybrnąć.
– Mhm – mruknęłam. Przez chwilę panowała między nami krępująca cisza, aż w końcu kelner przyniósł nasze kawy oraz pachnącą szarlotkę na ciepło z dodatkami. – Panie Macieju, przejdźmy do konkretów – zaproponowałam.
– Maciej. Po prostu Maciej. – Posłał mi uśmiech.
– Eliza, Elka.
– A więc, Elizo, przygotowałem umowę, mam klucze, mieszkanie jest gotowe, możesz wprowadzić się już dziś, tak jak się umawialiśmy. – Położył na kolanach neseser i wyjął z niego teczkę, po czym przysunął do mnie umowę.
Zaczęłam czytać, przegryzając ciasto i popijając kawę. Moje dane się zgadzały, wszystkie punkty były dla mnie jasne. Ostatni jednak sprawił, że kęs szarlotki stanął mi w gardle.
– Coś nie tak? – spytał Molenda.
Odkaszlnęłam, upiłam łyk kawy i spojrzałam na niego z zaskoczeniem.
– Chodzi o ostatni punkt…
– Ach, tak. Zapomniałem ci powiedzieć, że to się zmieniło.
– Przecież to bardzo istotna zmiana! – podniosłam głos.
Czułam, jak żyła na czole zaczyna mi pulsować, a moje ciało oblewa fala gorąca. Molenda chciał płatność za rok z góry. Chyba oszalał! Nie miałam tyle pieniędzy!
– Rozumiem, ale potrzebuję tej forsy. Jeśli się nie zgadzasz, to mam nagranych następnych chętnych.
– To jest cios poniżej pasa, wiesz? – syknęłam rozeźlona.
Jego cwaniacki uśmiech upewnił mnie w przekonaniu, że to dupek, który nie liczy się z innymi. Miał mnie gdzieś, mimo że od dwóch tygodni ze mną pisał i dogadywał szczegóły. Doskonale wiedział, że przeprowadzam się tu z Gdyni i potrzebuję mieszkania od zaraz.
– Na dziś nie mam takiej kwoty.
– Czyli rezygnujesz z podpisania umowy?
– Moment – weszłam mu w słowo – muszę pomyśleć.
Udawałam opanowanie, ale wewnątrz zaczęłam panikować. Bardzo zależało mi akurat na tym mieszkaniu. Odpowiadały mi lokalizacja, ciepłe wnętrze oraz cena. Nie miałam oszczędności, więc – nie ma co ukrywać – ten ostatni element grał ważną rolę. Od początku miałam jednak przeczucie, że gdzieś musi tkwić haczyk. Kto w tych czasach wynajmuje dwupokojowe mieszkanie w centrum Katowic za tysiąc złotych?
– Może pożycz od kogoś? Weź kredyt? – podpowiedział.
– Rozłożysz mi to na dwie raty? – zaczęłam kombinować.
– Elu, o to chodzi, że potrzebuję tych pieniędzy natychmiast. Nie ma mowy o ratach, przykro mi.
– Daj mi chwilkę, zadzwonię. – Wstałam od stolika.
Wyszłam przed kawiarnię. Byłam mocno zdenerwowana i zastanawiałam się, czy nie zrezygnować. Blokował mnie jednak czas, zabrakłoby mi go na szukanie nowego lokum. Poza tym rezygnacja wiązałaby się z dłuższym pobytem w hotelu. Nie mogłam sobie na to pozwolić, bo jedyne pieniądze, jakie odłożyłam, to trzy tysiące na kaucję. Zresztą przyzwyczaiłam się, że mam swój ciepły i przytulny kąt, więc pokój hotelowy na dłuższą metę byłby przytłaczający.
Ech, nie pozostało mi nic innego, jak poprosić o pożyczkę. Nie czułam się z tym najlepiej, ale to było jedyne rozwiązanie, które przyszło mi do głowy.
Pierwszy i ostatni na liście osób, do których mogłam w tej sytuacji zadzwonić, był mój brat. Wybrałam jego numer i odczekałam trzy sygnały, zanim odebrał.
– Co jest, siostra? – Daniel jak zwykle był pogodny.
Zawsze zazdrościłam mu spokoju ducha i optymizmu.
– Mam pilną sprawę. Właściciel mieszkania, które chcę wynająć, zmienił warunki umowy i muszę zapłacić za rok z góry. Masz pożyczyć dwanaście tysięcy na już?
– Ale jak to? Wcześniej ci o tym nie mówił?
– No nie mówił.
– Przecież to nie fair! – oburzył się.
– Ja to wiem, ty to wiesz, i co z tego? Na to mieszkanie ma na pewno wielu chętnych. Nie znajdę za tę cenę innego lokum w okolicy.
– Wybacz, Elka, ale nie mam takiej kasy. Ostatnio kupiliśmy z Gośką samochód, więc no… nie pomogę. A ty się zastanów, czy to nie jest jakiś oszust.
– Cholera… – zaklęłam pod nosem. – To nie jest oszust, umowa wygląda porządnie, zresztą konsultowałam jej zapisy z radcą prawnym, jak jeszcze byłam w Gdyni.
– A do Madzi dzwoniłaś?
– Co ty, ona jest spłukana po rozwodzie.
– A Krzychu Waligóra?
– Waligórski – poprawiłam go. – On na pewno ma, ale wstydzę się poprosić.
– Ela, przecież jak nie będzie chciał, to ci nie pożyczy. Czego ty się wstydzisz? Miałaś z nim dobre relacje. Mówię ci, spróbuj.
– Dobra, pomyślę jeszcze.
– Muszę kończyć, siostra, jestem w pracy. Trzymaj się i daj znać, czy udało ci się załatwić te pieniądze.
– Dzięki – odpowiedziałam z rezygnacją w głosie.
Nie udzieliło mi się pozytywne nastawienie mojego brata, ale po namyśle uznałam, że Waligórski rzeczywiście może mnie poratować. Od razu mi się przypomniało, jaki był zawiedziony, gdy z dnia na dzień zrezygnowałam z pracy. Miałam miesięczny okres wypowiedzenia, zaproponowałam więc pracę zdalną, bo Krzysztof był świetnym szefem. Nie chciałam brać zwolnienia lekarskiego i go wystawić. Mimo to prześladowało mnie poczucie, że nie zachowałam się do końca w porządku. Wiedziałam, że bardzo mnie lubi, i nasza relacja nieco wykraczała poza stosunki zawodowe, przynajmniej z mojej strony. Nic nie mogłam poradzić na to, że Krzysztof był mężczyzną idealnym. Atrakcyjny, dbający o swoją rodzinę, prowadzący świetnie prosperującą firmę, życzliwy dla wszystkich, z uśmiechem, który rozjaśniał nawet najbardziej pochmurny dzień. Chyba właśnie przez to, jakim był mężem i ojcem, po cichu się w nim podkochiwałam. Nigdy nie dałam po sobie poznać, że chcę czegoś więcej, bo wcale nie chciałam. Ot, miłość platoniczna. Powiedzieć, że się przyjaźnimy, byłoby stwierdzeniem na wyrost, ale mogłam na niego liczyć.
Nie miałam wyjścia. Wzięłam głęboki oddech, znalazłam numer Krzysztofa w kontaktach, wybrałam go i czekałam na połączenie. Odebrał po pierwszym sygnale.
– Halo?
– Cześć. Mogę ci zająć chwilę?
– Pewnie, Elka. Dojechałaś do Katowic?
– Tak, dojechałam i…
– Wszystko w porządku? – przerwał mi.
Poczułam gulę w gardle. Jego troska, odkąd pod wpływem skumulowanych emocji opowiedziałam mu swoją historię, była większa, niż powinien to okazywać. Nie litował się, ale chciał mnie chronić. To było miłe z jego strony, czułam się jednak zakłopotana.
– Ogólnie tak, tylko mam pewien problem. – Dłonie zaczęły mi się pocić.
– Jaki?
– Jest mi bardzo głupio i źle się z tym czuję…
– Ale z czym? Powiesz w końcu czy będziesz się tak jąkać?
W wyobraźni widziałam, jak marszczy brwi. Zawsze to robił, gdy się skupiał.
– Mógłbyś mi pożyczyć dwanaście tysięcy na rok? Potrzebuję tej kasy już dzisiaj…
– Jasne. Przelew czy gotówka?
– Naprawdę to nie problem? – Z jednej strony ogarnęła mnie euforia, że poszło tak łatwo, z drugiej zaś mój wewnętrzny głos powtarzał, że to niewłaściwe.
– Żaden. To zrobić przelew? Czy ci przywieźć?
– Przywieźć? Nie, daj spokój, może być przelew – odparłam zaskoczona tym, jak wiele jest w stanie dla mnie zrobić. – Dziękuję ci, Krzysiek, obiecuję, że się odwdzięczę i oczywiście oddam wszystko z odsetkami. Ratujesz mi tyłek! – Łzy napłynęły mi do oczu.
Ostatnimi czasy byłam zbyt wrażliwa. Zdecydowanie!
– To drobiazg. Naprawdę. – Odchrząknął i mówił dalej: – Szczerze, to pomyślałem, że jednak wracasz.
Przez chwilę milczałam.
Poczułam się skrępowana i znów dobiło mnie to, że bez zapowiedzi uciekłam z jego firmy. Miałam powód, którego nie mógł poznać. Nikt nie mógł wiedzieć.
– No nic, muszę kończyć, zaraz przyjedzie klient. W razie czego pamiętaj, że zawsze ci pomogę – dodał, a moje serce zabiło mocniej.
– Dziękuję jeszcze raz. Za wszystko. Trzymaj się, pa! – powiedziałam jednym tchem i się rozłączyłam.
Weszłam z powrotem do kawiarni, usiadłam na swoim miejscu. Maciej niepewnie zlustrował mnie wzrokiem.
– Kasę będę miała jeszcze dziś. Tutaj masz kaucję. – Położyłam trzy tysiące na stoliku, a on pewnym ruchem wziął gotówkę i ją przeliczył. – Czy to już wszystkie niespodzianki, jakie dla mnie przygotowałeś? – Nie mogłam się powstrzymać od sarkazmu.
– Yyy, no tak. Wiem, że głupio wyszło, ale naprawdę potrzebuję tej forsy… – zaczął się tłumaczyć.
Czyli miał resztki sumienia.
– Dobra, to gdzie podpisać? – zmieniłam temat.
Miałam gdzieś jego tłumaczenia.
Obiecałam sobie, że się zepnę, jak najszybciej oddam pieniądze Waligórskiemu i będzie po sprawie.
Podpisałam umowę, dopiłam kawę, zapłaciłam za siebie i wyszłam razem z Molendą. W ręku trzymałam właśnie komplet kluczy do swojego nowego gniazdka. Cieszyłam się jak dziecko, chociaż właściwie zbyt wielu powodów do radości nie miałam. To mieszkanie było jedynym plusem przeprowadzki do Katowic.
Wsiadłam do auta i ruszyłam za Maciejem.
Lokal znajdował się bardzo blisko, więc przejechaliśmy raptem trzy ulice i już byliśmy na miejscu. Rozejrzałam się i stwierdziłam, że jak na centrum miasta jest tu koszmarnie. Szaro, buro, bez wyrazu. Nie spodobało mi się. Przymknęłam oczy i zobaczyłam Gdynię Orłowo.
To było życie, a nie…
Ocknęłam się, gdy Molenda zapukał w szybę. Wzięłam torebkę i wysiadłam.
– Pomóc ci z bagażami? – zaproponował ku mojemu zdziwieniu.
– Poradzę sobie.
Wzruszył ramionami i wskazał klatkę schodową.
Weszliśmy do całkiem nowego, w porównaniu z sąsiadującymi budynkami, bloku. Nie było windy, więc ruszyliśmy schodami na drugie piętro. Maciej otworzył drzwi i puścił mnie przodem. Moim oczom ukazało się piękne, przestronne mieszkanie. Oczywiście przestronne jak na swój metraż.
– I jak? – spytał zadowolony Molenda, wskazując szeroko rozłożonymi rękoma na wnętrze. Brakowało jeszcze, by się okręcił dookoła własnej osi jak księżniczka w bajce Disneya.
– Podoba mi się tu. – W końcu szczerze się uśmiechnęłam.
Wszystko wyglądało jak na fotografiach, które były dołączone do ogłoszenia: jasne ściany pomalowane na beżowo, piękne kolorowe zasłony, dużo światła. Meble kuchenne drewniane i praktyczne. No i płyta gazowa, co bardzo mnie cieszyło. Nienawidziłam gotować na płycie indukcyjnej. Jajka na twardo nigdy nie wychodziły tak, jak chciałam, a kotlety zawsze były jakieś niedosmażone.
– To mieszkanie po mojej matce. Właściwie po jej śmierci nic nie zmieniałem. Myślę, że jest babsko i przytulnie.
– Babsko? – Uniosłam brew, bo nie lubiłam takiego szufladkowania. – Po prostu przytulnie.
– Gdyby cokolwiek się działo, no wiesz, jakaś awaria, to dzwoń o każdej porze. Przyjadę i pomogę.
– Dzięki, ale raczej nie będzie takiej potrzeby. Pokaż mi, gdzie są korki oraz zawory gazu i wody.
Widziałam po Macieju, że go zaskoczyłam. Patrzył na mnie wielkimi oczami i stał nieruchomo. No tak, w końcu to szok, że baba wie, co to korki, albo nie boi się sama zakręcić zaworu… Po dobrej minucie się otrząsnął, nie komentując, pokazał mi wszystko, co konieczne, i wyszedł. Poczekałam, aż odjedzie, i ruszyłam do samochodu po swoje bagaże. Trochę tego miałam, więc zrobiłam kilka rundek mieszkanie – auto.
Rozpakowywanie się było zdecydowanie przyjemniejsze niż pakowanie. Włączyłam sobie serial na Netflixie, zapaliłam ulubioną świecę zapachową, zakasałam rękawy i zabrałam się do pracy. Do wieczora rozpakowałam jedną trzecią swoich rzeczy. Po co miałam się spieszyć, mieszkałam sama i mój bałagan nikomu nie przeszkadzał.
W małym pokoiku miałam niewielką szafę, w której zawiesiłam swoje sukienki i płaszcz zimowy. Pod oknem stało wąskie biurko, niestety tyłem do drzwi, co było najgorszą z możliwych opcji. Gdybym tak to zostawiła, pewnie nie mogłabym pracować, bo bałabym się, że ktoś mnie zajdzie od tyłu…
Zerknęłam na nieduży tapczan i upewniłam się w przekonaniu, że to nie może być moja sypialnia. Miałam klaustrofobię i nie wyobrażałam sobie tu spać. Na szczęście w salonie znajdowała się rozkładana kanapa, więc nie było problemu. Ale musiałam zrobić małe przemeblowanie.
Sporo się namęczyłam, żeby przenieść biurko do salonu. Z powodu ograniczonej przestrzeni najpierw musiałam przytargać komodę do kuchni, następnie wywlec biurko i ostatecznie znów wstawić komodę do pokoiku. W trakcie tych manewrów zadzwonił mój brat.
– No i jak tam, Elka, udało ci się załatwić hajs?
– Cześć. Tak, poniżyłam się i pożyczyłam od Waligórskiego.
– Daj spokój, co ty gadasz. Pożyczenie pieniędzy w podbramkowej sytuacji nie jest niczym poniżającym.
– Dla mnie jest.
– Ach, no tak. Ty i ta twoja duma… – prychnął. – A czy ja ci w czymś przeszkodziłem? Co taka zasapana jesteś?
– Robię przemeblowanie.
– Sama? Mogłaś poprosić tego właściciela. Jak mu tam było?
– Molenda. Maciej. – Napiłam się wody ze szklanki. –
Myślisz, że jestem słabeuszką, która nie poradzi sobie z biurkiem i komodą?
– Nie powiedziałem, że jesteś słabeuszką… Nie dopowiadaj sobie. Po prostu się martwię, to źle?
– To miło. – Ucieszyłam się w duchu z jego troski. Mój kochany braciszek. – Ale nie musisz. Mam swoje sposoby. Najpierw podłożyłam koc pod komodę i przesunęłam ją do kuchni, później na drugi koc postawiłam biurko i zatargałam je do salonu. No i zaraz komoda trafi na miejsce biurka i gotowe.
– Ty cwaniaro! Ja bym się pewnie męczył i przenosił! – Daniel się roześmiał.
– Bo to ja w tej rodzinie mam najwyższe IQ!
– Taaa, jasne. Żyj w tej swojej bańce. A jak ogólnie mieszkanie? Zgadza się ze zdjęciami?
– Tak, jest naprawdę śliczne. Wygląda jak świeżo po remoncie, w ogóle niezniszczone. Dobrze się w nim czuję.
Lepiej niż w tym wynajmowanym w Gdyni, ale nie ma co porównywać wieżowca z wielkiej płyty do nowoczesnego budynku.
– To kiedy mam przyjechać?
– Daniel, błagam cię! Nie minęła nawet doba, odkąd się widzieliśmy. Pozwól mi od siebie odpocząć. – Roześmiałam się. – Daj mi tydzień, dwa, żebym się tu zadomowiła, rozpakowała i nacieszyła samotnością.
– Przecież ty nie lubisz i nie umiesz być sama.
– A ty siedzisz mi w głowie, że to wiesz? Właśnie że mam ochotę pobyć sama. Na pewno poznam jakichś ludzi, nie martw się.
– Tylko uważaj, z kim się zadajesz…
– Dobrze, szeryfie. – Znów zaczęłam się śmiać.
Kochałam swojego młodszego brata i wskoczyłabym za nim w ogień. Po tym, co przeszliśmy w domu rodzinnym, byliśmy jak papużki nierozłączki. Od zawsze stanowiliśmy zgrane rodzeństwo i trzymaliśmy sztamę. Daniela kochałam nawet bardziej niż matkę. On zawsze był mi bliższy, po prostu był…
– To idź dalej się przemeblowywuj, a ja uciekam coś zjeść. Gośka zrobiła kolację.
– To pa!Rozdział 2
Eliza
Leniwie uniosłam powieki, przeciągnęłam się ospale i szeroko uśmiechnęłam. Promienie słońca wpadające do salonu przez duże okna raziły mnie w oczy. Mimo to czułam się szczęśliwa. Cieszyłam się beztroską chwilą, bo takie niestety nie zdarzały mi się zbyt często.
Wskazówki zegarka pokazywały jedenastą. Zero budzików, zero zrywania się wcześnie. Spałam dobre dwanaście godzin. Musiałam odespać te wszystkie emocje z minionych kilku tygodni, zwłaszcza z ostatnich dni.
Leżałam jeszcze przez kilka minut, po czym zwlekłam się z łóżka i poczłapałam do aneksu. Ziewając, wygrzebałam z kartonu swój ukochany ekspres do kawy. Postawiłam go na blacie, przetarłam mokrą ściereczką i podłączyłam. Poranek bez kawy byłby nieważny, już po chwili siedziałam więc przy stoliku w kuchni i popijałam swój ulubiony aromatyczny napój bogów. Kawa z rana to był mój rytuał. Koniecznie czarna, mocna, pita z mojej ulubionej filiżanki w kwiatki. Ta filiżanka to był jedyny prezent ślubny, który zachowałam po rozwodzie. Od lat piłam z niej poranną kawę, mimo nieco wyszczerbionego, posklejanego ucha była niezawodna.
Może w związku z przeprowadzką powinnam kupić nową?
Dostałam SMS. Zerknęłam na wyświetlacz.
Molenda:
Przelew doszedł.
Wszystko okej?
Jak pierwsza noc?
Wystukałam szybko odpowiedź, nie wdając się w szczegóły:
Eliza:
Wszystko gra, dzięki.
Miłego dnia!
Jeszcze zanim przyjechałam do Katowic, postanowiłam sprawdzić, co o właścicielu mieszkania, które chciałam wynająć, wie Internet.
Byłam dobra w szpiegowaniu, odkąd zaprzyjaźniłam się z Magdaleną. Nauczyła mnie różnych sztuczek i odpowiedniego wpisywania haseł. Ponieważ w sieci nic nie ginie, można w niej odnaleźć informacje czy zdjęcia sprzed lat. Wystarczyło kilkanaście minut i już wiedziałam, że Maciej Molenda ma śliczną żonę Izabelę oraz dwie urocze córki – Lilię i Lenę, sprawdziłam też jego wykształcenie i to, gdzie obecnie pracuje. Nic specjalnego, ot, zwykły korposzczur. To mi wystarczyło, by uznać go za godnego zaufania w kwestii wynajmu. Nie zamierzałam się z nim przyjaźnić ani kolegować, przyjęłam, że nasz kontakt będzie się ograniczał do rozmów na temat spraw związanych z mieszkaniem i rachunkami.
Po śniadaniu zabrałam się za rozpakowywanie reszty rzeczy. Jak dobrze, że przywiozłam wszystkie swoje graty, bo skoro miałam spędzić tutaj rok, w dodatku całkiem sama, to chciałam czuć się jak w domu. Mieć swoje ulubione piżamy, fioletowy płaszcz, książki, które uwielbiałam, albumy ze zdjęciami. Gdy natknęłam się na ten ze swojego ślubu, usiadłam na podłodze wśród porozrzucanych szpargałów, dla których jeszcze nie znalazłam miejsca, i zaczęłam go przeglądać. Dlaczego sama to sobie robiłam? Powinnam była podrzeć i spalić te wszystkie zdjęcia, jednak część mnie, ta sentymentalna, bała się to zrobić. W końcu to tak, jakbym spaliła część swojego życia.
Darek był moim mężem przez jedenaście lat. To szmat czasu i nie dało się tego wyciąć z pamięci. Doskonale pamiętałam nasze pierwsze spotkanie. Pracowałam wtedy w sklepie u pani Borowskiej, a on przywiózł fakturę do zapłaty. Był ode mnie starszy o osiem lat, ale to zupełnie nie przeszkadzało mu w tym, by ze mną flirtować. Zrobił na mnie ogromne wrażenie. Śniada cera, ciemne włosy, szelmowski uśmiech. Już wtedy zostałam odurzona jego urokiem osobistym. Już wtedy złapał mnie w swoje sidła. Wyczekiwałam następnej dostawy z nadzieją, że może przyjedzie, ale przyjechał ktoś inny. Pan Marek, starszy, w wieku mojego ojca. Kiedy odważyłam się zapytać o Darka, mężczyzna się roześmiał.
– Pan Dariusz? Jeszcze czego, żeby rozwoził. To właściciel firmy. Ma całą flotę kierowców, sam by tego nie robił.
Musiałam mieć zdziwienie wymalowane na twarzy, bo pan Marek po raz drugi wybuchnął śmiechem.
– A, już rozumiem. Spodobał ci się? – Uniósł zabawnie brwi do góry, a ja poczułam, że na moich policzkach wykwitają rumieńce. – Z tego, co wiem, nie ma żony – dopowiedział.
– Dobre masz informacje, Mareczku – usłyszałam za sobą głos Darka. Dźwięczny, przyjemny dla ucha. – Właśnie przyszedłem zaprosić na randkę potencjalną kandydatkę na stanowisko żony. – Jego wzrok przewiercał mnie na wylot, aż dostałam gęsiej skórki.
Pan Marek pobladł, a ja stałam jak wryta. Zrobiło mi się gorąco i zaschło w gardle.
– To jak, dasz się dziś wieczorem porwać na kolację? – spytał Darek, a ja kiwnęłam głową. – W takim razie będę po ciebie, jak skończysz pracę.
Nim zdążyłam zadać pytanie, skąd wie, o której kończę, już go nie było. Zniknął tak szybko, jak się pojawił. Serce waliło mi w piersi, jakby chciało wyskoczyć. Przez następną godzinę wymyślałam różne scenariusze dotyczące tego, co może się wydarzyć, ale było zupełnie inaczej, niż się spodziewałam. Darek zrobił wszystko, bym się w nim szybko zakochała. Już po kilku randkach zaproponował wspólne mieszkanie. Zgodziłam się, żeby uciec z domu, usamodzielnić się. Z początku nic nie zapowiadało tego, co miało się wydarzyć. Były zaręczyny, ślub po roku znajomości. Dopiero później mój mąż pokazał, co potrafi…
Usłyszałam dzwonek telefonu i oderwałam się od wspomnień. Szybko zamknęłam album i schowałam go na samym dnie ostatniej szuflady komody. Nadal nie byłam gotowa wyrzucić tego albumu, choć powinnam. Dziś szkoda mi było tego pięknego dnia na myślenie o Darku.
– Halo?
– Hej, Elka. – To Krzysztof. – Udało się z tym mieszkaniem?
– Cześć. Tak, wszystko się udało. Nie wiem, jak ci dziękować…
– Daj spokój – wszedł mi w słowo. – Oddasz, jak będziesz miała.
– A twoja żona nie jest zła? To w końcu duże pieniądze.
– Mam swoje zaskórniaki. O nic się nie martw, proszę cię. – No tak, był właścicielem studia graficznego Kris-Art, zatrudniał sześciu pracowników, więc musiało mu się dobrze powodzić.
– Możemy się umówić, że co miesiąc będę ci przelewać tysiąc złotych?
– Elizka, proszę cię. Dzwonię spytać, jak ci w Katowicach, a nie po to, by gadać o pieniądzach.
– Ooo, skoro mówisz „Elizka”, to coś jest na rzeczy…
– Okej, masz mnie. Ale nie martw się, to nic takiego. Chciałbym ci dać klienta z Chorzowa. Byłabyś w stanie przez ten ostatni miesiąc się nim zająć?
– Jasne, nie ma problemu – zgodziłam się bez wahania. Wciąż czułam się winna, a teraz jeszcze miałam u niego dług.
– Fantastycznie. Wyślę ci, co jest do zrobienia, oraz namiary na niego.
– A co ciekawego w Gdyni?
– Bez ciebie nie jest tak wesoło – odparł, a mnie zrobiło się bardzo miło. Ktoś odczuł moją nieobecność. – Magda się nieco uspokoiła, ma jakąś koleżankę na twoje miejsce, jutro przeprowadzam z nią rozmowę.
– Trzymam kciuki.
– Dzięki.
– Krzysiek... – zaczęłam i zamilkłam na chwilę. – Powiedz, że nie jesteś na mnie zły.
– Zły? Ale o co miałbym być zły?
– O to, że cię wystawiłam. Naprawdę mam ważny powód, który zmusił mnie do wyjazdu. Nie chcę o nim teraz mówić, ale gdyby nie on, nigdy nie opuściłabym Kris-Artu.
– Elka, jak będziesz gotowa, to mi powiesz, dobrze? – To było pytanie retoryczne. Chyba oczekiwał, że prędzej czy później podzielę się z nim swoim sekretem. – Nie jestem zły, tylko smutno bez ciebie. Muszę się przyzwyczaić do nowej sytuacji.
Jego słowa wprawiły mnie w zakłopotanie.
Smutno mu beze mnie? Nie mogłam nic poradzić na to, że serce zabiło mi mocniej. To „smutno bez ciebie” zabrzmiało jak „tęsknię za tobą”.
– Muszę kończyć – wypaliłam po nieco zbyt długiej chwili zawieszenia. Było już wystarczająco krępująco. – Czekam na maila. Trzymaj się, Krzysiek!
Wcisnęłam czerwoną słuchawkę i poczułam się zmęczona. Znów analizowałam wszystko, każde słowo, każde zdanie, każde westchnienie, próbując znaleźć drugie dno.
Eliza, nie ma drugiego dna.
Na autopilocie podeszłam do biurka, otworzyłam laptop i sprawdziłam skrzynkę. Przyszła wiadomość od Waligórskiego, a w niej znalazłam coś, co mnie totalnie rozbawiło. Moim klientem okazała się firma Molendy, podany adres e-mail do przedstawiciela brzmiał: „[email protected]”. Jaki ten świat mały.
Ucieszyłam się, że załatwię to szybko i nie będę musiała jeździć po Chorzowie. Wysłałam wiadomość do właściciela mojego mieszkania. Poprosiłam, żeby wpadł jutro do południa, to ustalimy najważniejsze szczegóły i zajmę się priorytetowo projektem grafiki ich nowej strony.
Drugi wieczór na swoim spędziłam z serialem i kubkiem gorącej herbaty. Poczułam spokój, co nie do końca mi się podobało. Ostatnim razem czułam wszystko oprócz spokoju. Wtedy towarzyszyły mi strach, panika, złość, bezradność, beznadzieja… A teraz spokój.
Elka, przestań, do cholery, analizować! Czujesz spokój, to się nim ciesz.Rozdział 3
Eliza
Pierwszy tydzień w Katowicach za mną. Powoli przyzwyczajałam się do życia w pojedynkę. Codziennie rozmawiałam przez telefon z Danielem oraz oczywiście z Madzią. Dziś mieli mnie odwiedzić i już nie mogłam się doczekać. Mama niestety jak zwykle znalazła wymówkę, by nie przyjechać, co akurat nie było zaskoczeniem, ale Daniel, jego Gośka i Magda to wystarczające trio. Obiecałam im, że dam się wyciągnąć na miasto i nawet nieco zaszalejemy.
Dochodziła siedemnasta, więc wstawiłam ciasto do piekarnika, nakryłam do stołu. Zrobiłam swój popisowy jabłecznik na kruchym spodzie z pianką na wierzchu. Ten przepis dostałam od babci Jadzi, gdy byłam jeszcze małą dziewczynką. Musiałam przysiąc, że nikomu go nie pokażę i nie zdradzę tej rodzinnej receptury. Teraz, w wieku trzydziestu czterech lat, śmiałam się z tego, bo nie było w nim żadnej tajemnicy. Magicznym składnikiem, o którym babcia mi wtedy mówiła, była szczypta gałki muszkatołowej, co za dzieciaka wydawało mi się ekscytujące, a teraz – po prostu zabawne. W Internecie można było znaleźć od groma podobnych przepisów. Mimo to dotrzymałam słowa i nigdy nie puściłam pary z ust na temat sposobu przygotowania tego ciasta.
Dźwięk domofonu wprawił mnie w jeszcze lepszy nastrój.
Nareszcie są!
Otworzyłam drzwi i patrzyłam, jak nadchodzą moi goście.
– Cześć, siostrzyczko!
– Aaa! – pisnęła Magda i skoczyła prosto na mnie, niemal mnie przewracając. Jej mocny uścisk sprawił, że poczułam się bezpiecznie. Tak jak przytulas od brata.
– A gdzie Gośka? – spytałam.
Daniel od lat był w związku z Gosią. Tworzyli jedną z tych nierozłącznych par, dlatego nieobecność jego drugiej połówki mnie zaniepokoiła.
– Ela, błagam cię! Nie zaczynaj tego tematu. Całą drogę o tym słuchałam i jeśli on powie coś jeszcze, zaraz się porzygam. – Madzia włożyła palec w otwarte usta i zrobiła komiczną minę, a Daniel spojrzał na nią speszony.
– Pokłóciliśmy się, to nic takiego – wyjaśnił.
– Taaa, jasne. Nic takiego – przedrzeźniła go moja przyjaciółka.
– Będziesz nas tak w progu trzymać? – Daniel wszedł jak do siebie, po czym usiadł do stołu. – Wiedziałem, że upieczesz jabłecznik. – Kąciki jego ust uniosły się w uśmiechu zadowolenia. – To co robimy? Jakie plany na dziś?
– Może najpierw czegoś się napijemy? – Magda wyszczerzyła zęby i zabawnie poruszyła brwiami.
Spojrzałam na nią wymownie.
– Mam właściwie tylko wino, czerwone…
– Wytrawne – dokończyła za mnie. – Tak, wiemy, wiemy. Wieje nudą. Dlatego wzięłam ze sobą tequilę! A cytrynę chociaż masz?
Co za ulga. Moja przyjaciółka szybko się zreflektowała i uratowała sytuację. Rzadko piłam alkohol, bo w domu wystarczająco napatrzyłam się na wiecznie pijanego ojca, ale mi się zdarzało. Teraz jednak nie mogłam pić. Magda wiedziała, że wino z mojej szafki jest bezalkoholowe i że gdyby Daniel to odkrył, zacząłby podejrzewać, że coś jest na rzeczy. Nie mogłam mieć mu za złe, że po tym, co mnie spotkało, bywał czasami nadopiekuńczy i troszczył się o mnie jeszcze bardziej.
– Szalona jak zawsze. – Pokręciłam głową z politowaniem. –
Jak ostatnio wypiłyśmy tequilę, to myślałam, że żołądek przekręci mi się na drugą stronę od wymiotów…
– Dobra, nie chcesz, to nie pij. Daniel, ty mnie nie zawiedziesz, co?
– Eee, no wiesz, ja jestem jutro kierowcą…
– Jutro jest sobota, możecie przecież zostać do niedzieli – zaczęłam ich namawiać.
– Ale Gośka… – odezwał się mój brat, nie dane mu było jednak dokończyć.
– Gośka-srośka. Mogła przyjechać z tobą, a nie się boczyć. Odwiedziłeś siostrę, to chyba nie zbrodnia? – Popatrzyła na niego znacząco, wcale nie oczekując odpowiedzi. – A więc zostajemy do niedzieli. Postanowione. – Jej wariacki uśmiech przypominał mi uśmiech Jokera.
Magda w mojej obecności stawała się wcieleniem szaleństwa. Byłam jej zapalnikiem, chociaż ona nazywała mnie bratnią duszą. Kiedyś po pijaku wyznała, że gdyby kręciły ją kobiety, to byłabym miłością jej życia „z tymi seksownymi biodrami i loczkami”.
– No widzisz, Danielku. Magdalena zarządziła, to zostajecie.
– W co ja się wpakowałem! – Tubalny śmiech mojego brata rozniósł się po całym mieszkaniu.
Wystarczyło kilka minut, odkąd przyjechali, żebym poczuła się jak pod wpływem alkoholu. Śmiech, żarty, docinki. Moi ludzie. Szeroki uśmiech nie schodził mi z twarzy. Obiecałam sobie, że nie będę się niczym zamartwiać, dopóki u mnie będą. Na razie szło mi świetnie.
Kiedy Daniel z Magdą zaprawili się tequilą, a ja wypiłam sama pół butelki wina bezalkoholowego, ruszyliśmy w miasto. Mieszkanie w centrum miało swoje plusy, bo poszliśmy spacerem do klubu, który wygooglowała moja przyjaciółka. Wielki czerwony baner z szyldem Dream był widoczny już z daleka. Tak samo jak kolejka do wejścia. Na szczęście ciepły lipcowy wieczór okazał się tak przyjemny, że nie miałam nic przeciwko czekaniu na zewnątrz. Nie czekaliśmy zresztą zbyt długo, bo Magda poflirtowała trochę z ochroniarzem, który wpuścił nas nieco szybciej. Ach, ona i te jej sztuczki.
Wewnątrz było tłoczno i duszno.
Przecisnęliśmy się w stronę baru, moi towarzysze zagadali się na jakiś temat, a ja, korzystając z okazji, usiadłam na wysokim krześle i zamówiłam pepsi.
– Bez alkoholu? – upewnił się drugi raz barman.
– Tak, na sto procent. Ale gdyby ktoś pytał, to jest z wódką, dobra? – Spojrzałam na stojących kawałek dalej Daniela i Magdę.
– Jasne. – Puścił mi oczko.
Muzyka dudniła w uszach, co bardzo mi się podobało. Od wieków nie bawiłam się na imprezie, a kiedyś przecież bardzo lubiłam tańczyć. Zamknęłam oczy, przypominając sobie młode lata. Niestety pamięć oprócz miłych wspomnień podsunęła mi też te złe.
Darek.
Awantura.
Policzek.
Dlaczego mój mózg znów chciał się katować tym, co – tak dotąd myślałam – dawno zostawiłam za sobą? Czemu akurat teraz Darek wkradał się do mojego umysłu i ponownie siał w nim zamęt?
Szybko otworzyłam oczy, by skupić się na tym, co tu i teraz.
Nie będę sobie psuć wieczoru głupimi wspomnieniami –postanowiłam.
Ruszyłam na parkiet i poddałam się muzyce.
– Dobrze się bawisz. – Mój brat podszedł, gdy zamawiałam przy barze kolejną pepsi. – Cieszę się, bo nie ukrywam, że cholernie mnie martwi twoja przeprowadzka i, jak to określasz, twoje nowe życie.
– Świetny klub – odpowiedziałam i upiłam łyk zimnego „drinka”.
– Powiesz mi, o co chodzi? – Daniel nie odpuszczał.
Byłam pewna, że nie uwierzył w moje tłumaczenia, czemu tak nagle wyjechałam.
– Powiem, jak przyjdzie na to czas. Nie naciskaj, bo…
– Bo jesteś przekorna – dokończył. – Nie naciskam, po prostu się martwię, to źle?
– Powtarzasz się, brat. Nie martw się, widziałeś, że jest okej.
– A co z pracą? Znalazłaś coś nowego?
– Jeszcze nie szukałam. Zacznę od poniedziałku. – Mrugnęłam do niego jednym okiem. – Mam miesięczny okres wypowiedzenia u Waligórskiego. Spokojnie, grafików potrzeba wszędzie. Będę freelancerką.
– Czyli sobie poradzisz? – drążył.
– Oczywiście, kto, jak nie ja? – Uśmiechnęłam się. – A ty powiesz, o co poszło z Gośką?
– To skomplikowane…
– Spróbuj chociaż, proszę. Ja również się o ciebie martwię, mój malutki braciszku.
– W dużym, ale to naprawdę dużym skrócie, Gosia powiedziała, że się ze mną dusi.
Zmarszczyłam czoło, próbując zrozumieć, o co tej kobiecie chodzi.
– Sam nie wiem, co jej się stało, serio. Boję się, że kogoś poznała…
– A ty ją kochasz? – wypaliłam bez zastanowienia.
– Co to za pytanie?! – obruszył się jak mały chłopiec.
– Proste. Spotykaliście się ze sobą od studiów, nie miałeś innej dziewczyny. Może jesteście razem z przyzwyczajenia? Może wam nie wyszło?
Mój brat zrobił minę, jakbym mówiła od rzeczy. A to były normalne przemyślenia. Nie miałam nic do Gośki, wydawała się w porządku. Ale od dawna nie patrzyła na mojego brata z miłością.
– Wiem, co czuję. Na pewno nie jest to przyzwyczajenie.
– Tak? To dlaczego po dziesięciu latach razem nadal się jej nie oświadczyłeś?
Trafiłam w czuły punkt.
Mój brat zamyślił się na chwilę, nic nie odpowiedział.
– Każda kobieta chce deklaracji. Niestety, takie jest życie – dodałam. – Masz trzydzieści trzy lata, nie wiem, na co czekasz.
– Hej, a wy co tu za pogaduchy urządzacie? – Magda stanęła za nami i objęła nasze ramiona. – Chodźcie na parkiet.
Niemal siłą ściągnęła nas z krzeseł, więc nie mieliśmy wyboru. Noc była jeszcze młoda. Miałam nadzieję, że Daniel przemyśli to, co mu powiedziałam.
***
Nazajutrz, gdy słodko spałam i grzesznie śniłam o przystojnym blondynie, z którym poprzedniej nocy tańczyłam w klubie, obudziło mnie wymowne chrząknięcie. Zaspana z trudem uniosłam powieki i zobaczyłam, że nade mną stoi… Maciej Molenda. Potrząsnęłam głową z niedowierzaniem, ale on nadal tam stał.
– Dzień dobry – powiedział, krzyżując ramiona.
Zerwałam się z sofy jak rażona prądem.
– Co ty tu robisz?! – zapytałam, wkładając jedwabny szlafrok i kapcie.
– Sąsiedzi wczoraj do mnie dzwonili, że w mieszkaniu jest głośno. Zastanawiali się, czy wezwać policję.
– Co? – Nic z tego nie rozumiałam. Byłam zaspana, ale ponieważ piłam bezalkoholowe wino i oszukane drinki, nie miałam kaca i wszystko pamiętałam. Byliśmy grzeczni. – Dlaczego ty wszedłeś sobie tutaj jak do siebie?!
– Bo jestem u siebie. – Bezczelnie się uśmiechnął.
– Nie, odkąd podpisałam umowę na dwanaście miesięcy. Wynająłeś mi mieszkanie i nie masz prawa sobie tu wchodzić, kiedy chcesz, bez żadnego uprzedzenia. Mogłeś zadzwonić.
– Trudno mi było uwierzyć, że dorosła kobieta tak zabalowała. Musiałem to zobaczyć na własne oczy.
– A gdzie jest napisane, że dorosłe kobiety nie mogą się bawić? – odbiłam piłeczkę. Nie będzie mi tu prawił morałów, w dodatku w patriarchalnym tonie. – Zobaczyłeś już? To możesz opuścić mieszkanie – dodałam po chwili.
Weszłam do kuchni, nalałam sobie dużą szklankę wody i wypiłam do dna. Od razu lepiej.
– Ktoś tu był? – spytał Molenda.
Zaczynał mnie drażnić, co on sobie w ogóle myślał?!
– Nadal jest. – Z łazienki wyszła Magda owinięta w sam ręcznik, z mokrymi włosami opadającymi na ramiona.
Molenda zastygł i patrzył na moją przyjaciółkę zdecydowanie zbyt długo jak na żonatego mężczyznę.
– Maciej, nie jestem studentką i nie robię libacji alkoholowych co drugi dzień. Przyjechali moja przyjaciółka i mój brat. Na pewno nie byliśmy głośno, bo po przyjściu z klubu od razu zasnęliśmy, prawda, Magda?
Moja przyjaciółka dziwnie poczerwieniała na twarzy. Co o tym myśleć?
– Tak, to prawda. To już nie te lata. A tak w ogóle jestem Magda Michalska. – Wyciągnęła rękę ku Molendzie.
– Maciej Molenda, właściciel mieszkania. Miło mi. Właściwie to też kolega z pracy Eli.
Magda rzuciła mi pytające spojrzenie.
– Okazało się, że projekt od Waligórskiego, ten dla TechInMedu, mam konsultować właśnie z Maciejem. Jaki ten świat mały, co? – Posłałam mężczyźnie ironiczny uśmiech. Byłam zła, ba! Byłam wściekła na tę sytuację. – A więc, podsumowując, nic złego się tu nie działo, możesz iść. I bardzo cię proszę, żebyś nigdy nie wchodził do tego mieszkania bez wcześniejszej zapowiedzi lub konsultacji ze mną, jasne?
– Tak, jasne, jasne. Masz rację, powinienem był zadzwonić. Przepraszam. – Molenda niby mówił do mnie, ale cały czas wgapiał się w Magdę.
– To cześć. Pozdrów swoją żonę i córeczki – dogryzłam mu, a on natychmiast się otrząsnął i zebrał do wyjścia.
– Cześć – rzucił na odchodne i już go nie było.
Do salonu wszedł zaspany Daniel.
On również zlustrował wzrokiem Magdę. Gdy to zobaczyłam, kazałam jej się ubrać, bo wszyscy się na jej widok ślinili. Mój brat był na tyle kochany, że postanowił pójść po świeży chleb na śniadanie. Kiedy wyszedł, wzięłam szybki prysznic i zrobiłam sobie i Magdzie kawę.
– Byłaś już u lekarza? – spytała nagle, a ja momentalnie się spięłam.
– To, że ci powiedziałam, nie znaczy, że będziemy o tym gadać – odparłam stanowczo.
– Przecież chcę dla ciebie dobrze, martwię się. Jesteś tu sama i…
– I na pewno sobie poradzę. Wczoraj zrobiłam wykład Danielowi, dziś muszę tobie. Uwzięliście się na mnie? Znasz mnie, jak będę chciała porozmawiać, to przyjadę, zadzwonię. Jak będę chciała pomocy, to też ci powiem. A teraz mnie nie męcz.
– Daniel wie?
– O czym niby wiem? – Nagle w kuchni zmaterializował się mój brat.
Wzdrygnęłam się wystraszona. O mały włos oblałabym się gorącą kawą.
– Jezu, Danielu, nie rób tak, wystraszyłam się.
– To znaczy, że chciałaś coś przede mną ukryć.
– Daj spokój. Magda po prostu się o mnie martwi, tak jak ty wczoraj. Jestem dorosłą kobietą, mam ręce, nogi i przede wszystkim mózg. Nie musicie się ze mną cackać jak z dzieckiem.
– Ale…
– Nie ma żadnego „ale” – przerwałam bratu. Spojrzałam na niego i spytałam: – Kawy?
– Poproszę.
Niestety atmosfera od rana była mocno średnia i taka pozostała. Po śniadaniu Daniel odebrał telefon od Gosi, słyszałam, jak chodzi po balkonie i się z nią kłóci. Gdy skończyli rozmowę, oświadczył, że wraca do Gdyni zaraz po obiedzie. Oczywiście Magda śmiertelnie się obraziła, choć ostatecznie zgodziła się z nim pojechać. Proponowałam jej powrót pociągiem, miała jednak taką awersję do naszych kolei, że za żadne skarby świata nie dałaby się nikomu namówić na podróż PKP.
Moi goście odjechali, a ja znów zostałam sama.
Naładowałam baterie i czułam, że na jakiś czas mi wystarczy. Wieczorem zadzwonił Molenda i ponownie przeprosił za dzisiejsze najście.
– Jeśli obiecasz, że to się nie powtórzy, mogę to puścić w niepamięć.
– Obiecuję. Za bardzo się wczułem w rolę wynajmującego. Nigdy wcześniej nie wynajmowałem nikomu mieszkania. To dla mnie nowość.
– Naprawdę jestem normalną kobietą, nie będę sprawiać problemów.
– Trzymam za słowo. Co do twojego projektu, mój szef jest zachwycony. Zrobiłaś to ekspresowo i w dodatku na wysokim poziomie.
– Dzięki. Mam teraz dużo wolnego czasu.
Rozłączyliśmy się po wymianie uprzejmości.
Maciej nie był jednak taki zły. Wystarczyło go czasem sprowadzić na ziemię i od razu przestawał być snobem. No i nie rzucał już ciekawostkami z Włoch, których nie widział na oczy, tylko normalnie ze mną rozmawiał.Rozdział 5
Eliza
Budzik zadzwonił równo o siódmej. Niepotrzebnie, ponieważ już od godziny nie spałam. Właściwie przez większość nocy nie zmrużyłam oka. Moją głowę bombardowały myśli. Miliony myśli. Byłam totalnie rozbita tym, że jakiś obcy facet śpi za ścianą. To głupie, ale nasłuchiwałam, czy chrapie. O dziwo, nie. Czułam się niekomfortowo, ponieważ salon był otwartą przestrzenią, więc stresowałam się tym, że gdy tylko ten cały Mikołaj wyjdzie z pokoju, będzie mógł na mnie patrzeć. Całkiem możliwe, że nie przyszłoby mu to na myśl, ale niestety mnie przyszło. I dręczyło. Do tego stres przed wizytą u doktora Marczaka narastał. Z dwojga złego wolałam się przejmować niechcianym współlokatorem niż tym, jakie wieści czekają mnie w gabinecie.
W mieszkaniu panowała cisza jak makiem zasiał. Molenda numer dwa chyba jeszcze spał, więc wypełzłam z łóżka i udałam się do łazienki. Lustro nie było dziś łaskawe, tak jak noc. Podkrążone, zaczerwienione oczy, opuchnięta twarz.
Wspaniale.
Poranna toaleta zajęła mi jakieś dwadzieścia minut. Wyszłam z łazienki w o wiele lepszym stanie, co dodało mi otuchy. Nie chciałam straszyć ludzi swoim wyglądem. Od razu skierowałam się do kuchni, do ekspresu, i zrobiłam sobie kawę. Dłonie drżały mi ze stresu. No tak, pewnie znów będę musiała odstawić kofeinę.
Tak jak poprzednim razem, gdy…
– Dzień dobry. – Głos Molendy sprawił, że z głowy wyparowały mi wszystkie czarne scenariusze. – Wszystko w porządku?
– Dzień dobry. Tak, jest okej – odpowiedziałam bez przekonania.
– Drżą pani ręce – zauważył. – Wiem, że znaleźliśmy się w nieciekawej sytuacji, ale proszę się mnie nie obawiać. Jestem niegroźny, przysięgam. – Położył dłoń na klatce piersiowej, w okolicy serca.
Był przejęty moim stanem.
Cholera, musiałam naprawdę źle wyglądać.
– Już wczoraj mówiłam, że panu wierzę. Chodzi o coś innego, aczkolwiek dziękuję za troskę. – Wysiliłam się na blady uśmiech.
– Mogę pani jakoś pomóc? – spytał, czym bardzo mnie zaskoczył.
– Poradzę sobie, dziękuję.
Przez chwilę mężczyzna przyglądał mi się uważnie. Piłam dalej kawę, chociaż dziś wyjątkowo jej aromat mnie mdlił.
– Idę do sklepu, kupić pani coś? – znów mnie zagadnął, a ja zacisnęłam prawą pięść.
Zirytowałam się. Nie prosiłam o towarzystwo i troskę, a on jakoś nie potrafił się zamknąć.
– Nie, mam wszystko, czego mi trzeba. – Uniosłam filiżankę z kawą.
– Rozumiem. A czy mógłbym zająć jedną półkę w lodówce?
– Jasne, zaraz zrobię panu miejsce – odpowiedziałam szybko.
Po sekundzie zaczęłam się zastanawiać, po co mu półka, skoro już jutro się stąd wyniesie. Nie brałam pod uwagę innej opcji. Przecież zapłaciłam za rok z góry, miałam wiążącą umowę, nie można było mnie ot tak wywalić.
Błagam, nie teraz.
Dopiłam kawę, włożyłam filiżankę do zmywarki i zaczęłam się szykować do wyjścia. Chciałam iść wcześniej, by mieć to jak najszybciej za sobą. Okropnie się bałam tego, co usłyszę.
Mikołaj
Z torbą pełną zakupów wróciłem do mieszkania. Nie zastałem swojej współlokatorki, ale może to dobrze? Rano była nie w sosie, coś ją martwiło i odniosłem wrażenie, że ją drażniłem. Najwidoczniej nie należała do osób, które lubią luźne pogawędki. Chciałem chociaż neutralnej atmosfery w mieszkaniu, więc postanowiłem, że jeśli będzie trzeba, przestanę się odzywać. W końcu tyle lat żyłem w samotni, że nie robiło mi to większej różnicy.
Usmażyłem jajecznicę na boczku, do tego wypiłem kubek herbaty z cytryną. Nie mogłem sobie odmówić chleba, który był wyborny. Rodzinna piekarnia Sowińskich już od osiemdziesięciu lat nie zmieniała receptury swoich wypieków. Ich pieczywo smakowało dzieciństwem. Mama zawsze u nich kupowała, więc ja i Maciek uzależniliśmy się od tej piekarni. Gdy się tam wchodziło, człowieka od progu uderzał zapach pieczonego właśnie chleba. By znów to poczuć, specjalnie pojechałem tam autobusem, w dodatku z przesiadką.
Warto było, oj, warto.
Czas jak na złość płynął powoli. Wyszedłem na balkon i usiadłem na krześle. Mama wiedziała, jakie mieszkanie kupić. Widok był całkiem niezły, oczywiście jak na Katowice. Można było obserwować życie na osiedlu. Założyłem słuchawki, włączyłem podcast, którego nie zdążyłem wysłuchać do końca, i zasnąłem.
Obudził mnie czyjś głos. Był nieco piskliwy.
Przeszedł mnie dreszcz i otworzyłem oczy. Słuchawki leżały na moich udach, więc to nie był głos z podcastu. Spróbowałem wstać, ale ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Ścierpłem na tym niewygodnym krześle.
Powoli, powoli się podniosłem i zobaczyłem w salonie Lewicką.
– Magda, ja nie mam siły. Ja naprawdę nie mam siły. Lekarz potwierdził to, co już wiedziałyśmy… – Eliza zaczęła łkać. – Naiwnie myślałam, że to się okaże pomyłką… Ale mam wszystko na piśmie, widziałam na USG…
Było mi trochę głupio, że podsłuchuję, przez tę mrowiącą stopę nie mogłem jednak zrobić kroku. Stałem więc w drzwiach balkonowych jak ten kretyn.
– Tak, jestem silna, ale nie wiem, czy dam radę. Sama, w obcym mieście. Nie! Nie przeprowadzaj się. Jestem dużą dziewczynką, a ty masz swoje życie. Załatwię sobie opiekunkę, jeśli będzie trzeba. Nie możesz rzucać dla mnie wszystkiego. Obiecaj, że nie powiesz Krzyśkowi. On nie może się dowiedzieć! Nikt nie może się dowiedzieć, rozumiesz?
W głosie swojej tymczasowej współlokatorki słyszałem dużo emocji. Wydawała się zdruzgotana.
– Przysięgnij! – upierała się. – Krzysztof nie może wiedzieć, że ja… Że ja jestem… – urwała. Nagle się odwróciła i znienacka spojrzała mi prosto w oczy.
Przyłapała mnie na gorącym uczynku, a ja co zrobiłem? W sekundę schyliłem się tak, by nie było mnie widać. Głupie, ale to był odruch!
– Muszę kończyć. Zdzwonimy się – ucięła rozmowę.
Poczułem frustrację, że tak beznadziejnie wyszło. Usiadłem z powrotem na krześle.
– Nieładnie tak podsłuchiwać – burknęła Eliza, otwierając drzwi balkonowe.
– Nie chciałem, przepraszam – odparłem, ale widziałem, że mi nie uwierzyła.
Jej wcześniejszy smutek zastąpiło bojowe nastawienie.
– Dużo pan słyszał?