Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Most Ikara - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 kwietnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Most Ikara - ebook

ILE JESTEŚ W STANIE ZAPŁACIĆ, ABY POZNAĆ SMAK WOLNOŚCI?

Antek coraz wyraźniej odczuwa, że zbliża się moment, w którym będzie musiał zawalczyć o siebie. Wychowywany w tradycyjnej katolickiej rodzinie, gdzie od pokoleń panuje patriarchat, doskonale zdaje sobie sprawę, że nie chce już żyć w narzuconej mu przez najbliższych roli, a przyjęta przez lata maska zaczyna się kruszyć i rozpadać.

Ucieczka przed przeszłością oraz chęć spełniania marzeń prowadzi Antka do Warszawy – miasta możliwości, fascynujących znajomych, niebezpiecznych kontaktów i związków naznaczonych seksem. Chłopak nie wie jednak, że upragniona wolność niesie ze sobą pułapki, w które łatwo wpaść – tym bardziej gdy jest się ślepo zapatrzonym w swoje pragnienia...

Do czego zdolna jest osoba, która pragnie miłości? Jak gorzko może smakować pożądanie i czy w życiu można cokolwiek otrzymać za darmo?

Kim stanie się Ikar? Symbolem marzeń czy karą za marzenia…?

Most IKARA to poruszająca do głębi opowieść o tym, jak trudno jest się uczyć na własnych błędach, konsekwencjach trudnych decyzji, życiu naprzeciw przyjętym schematom i dziedzictwie wychowania, oddziałujących na naszych najbliższych. To także proza o potrzebie miłości, sile przyjaźni i prawdziwych marzeniach każdego z nas…

Paweł Nowak - bloger i influencer, znany z prowadzenia instagramowego profilu @zwyczajnychłopak. Jest absolwentem socjologii w Wyższej Szkole im. Bogdana Jańskiego w Krakowie oraz dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Pochodzi z małego miasta i już jako dziecko wykazywał zainteresowanie działalnością artystyczną. W wieku 18 lat wyprowadził się z rodzinnego domu, rozpoczynając samodzielnie dorosłe życie. Przyszłość ostatecznie związał z Warszawą, w której znalazł swoje miejsce, a także inspiracje do napisania książki. Już sam pomysł powstania „Mostu Ikara” spotkał się z krytyką w najbliższych kręgach autora. On jednak, znany ze swojego uporu, obiecał sobie, że stworzy historię naszpikowaną emocjami, przejmującym realizmem i szczerością relacji, którą chciał przekazać ku przestrodze. W swoim utworze zwraca uwagę na to, o czym zapominamy, szukając miłości, oraz na to, jak trudno jest się uczyć na własnych błędach. W przygotowaniu jest już druga część powieści, zaś ekranizacja książek to kolejne marzenie, które autor ma nadzieję, że się ziści.

Instagram: @zwyczajnychlopak
www.zwyczajnychlopak.pl
www.mostikara.pl

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8219-295-7
Rozmiar pliku: 2,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD AUTORA

Pisanie tej książki wiązało się z emocjonalnym _rollercoasterem_, z którym musiałem się zmierzyć. Na szczęście wokół mnie było kilka osób, które pomogły mi przejść tę drogę bez szwanku. Są na tym świecie jednak tacy, którzy z własnymi demonami muszą radzić sobie sami, a w starciu z nimi… nikt nie powinien być sam. Szczególnie wtedy, gdy tolerancja jest coraz bardziej zagrożona. Dlatego kupując tę książkę, przeznaczasz część dochodu na wsparcie działań: fundacji instytut Otwarta Przestrzeń. To dzięki nim nikt nie zostanie sam w chwili, kiedy będzie potrzebował pomocy.

Dziękujemy za Twój wkład!

ROZDZIAŁ I

To takie głupie, tak strasznie infantylne i tak niedorzeczne, że Antek sam nie mógł uwierzyć, że o tym pomyślał. Stał przy barierce na moście Świętokrzyskim w Warszawie. Nie zamierzał skoczyć, chciał tylko popatrzeć na tę metalową konstrukcję. Uwielbiał ją. Ten most był dla niego synonimem marzeń. Złudzeniem nowego życia, innego, lepszego niż to, które miał. Miał być bramą do szczęścia, a przejazd na drugą stronę miał otworzyć nowe, nieznane dotąd możliwości.

A przecież nie ma dużego znaczenia dla stolicy, nie spaja centralnych punktów miasta, nie jest też zbyt często wybierany przez kierowców, a droga prowadząca do niego częściej jest uczęszczana przez rowerzystów niż ciągle spóźnionych warszawiaków.

On jednak wiedział, że kocha ten most od dziecka. Pamiętał go z ekranów TVN-owskich produkcji, na których most Świętokrzyski, będący symbolem metropolii, miał być wizytówką miasta, nowych możliwości, które każdy może zrealizować w Warszawie.

No właśnie… miał być – pomyślał Antek. – Tylko co teraz, dokąd mam pójść?! Co dalej mam robić? To wszystko nie wyszło.

Nadal w głowie miał pocieszający głos rozsądku Kaśki:

– Antek, jest źle, znasz mnie, nie będę cię pocieszać i mówić, że wszystko się ułoży. Ale nie ma co płakać, trzeba myśleć, co dalej!

– Tylko że ja nie wiem, co dalej, nie wiem nawet, co dalej mógłbym zrobić…

– Powiedz tylko słowo, a ja dziś pakuję swoje volvo i jadę po ciebie, ale przecież ty zawsze marzyłeś o Warszawie, mówiłeś o tym, odkąd się znamy, więc daj sobie szansę!

– Mam wrażenie, że… ja daję sobie szansę, ale to miasto nie daje jej mnie…

To miasto nie daje jej mnie – ta myśl nie dawała mu spokoju. Męczyła go, wewnętrznie dusiła i nie pozwalała poluźnić węzła. To prawda, że marzył o Warszawie, ale w ciągu tych blisko czterech miesięcy od momentu przyjazdu wszystko legło w gruzach i nie ma perspektyw na nic nowego.

Chłopak oparł brodę o zimną balustradę i popatrzył w mieniącą się taflę wody. Była przyjemna kwietniowa noc, wyjątkowo ciepła jak na tę porę roku. Co jakiś czas lekki wiatr dawał sygnał, że nadchodzi długo oczekiwana wiosna. Rzeka płynęła bezszelestnie, wydawałoby się, że opiera się pędowi stolicy, ma swój własny rytm i nie zważa na zabieganych mieszkańców, ich problemy i nieudolne wyścigi do metra, które i tak przyjeżdża co trzy minuty.

Przez chwilę wrócił myślami do jednej z rozmów z Kaśką sprzed kilku miesięcy:

– Wiesz, Kaśka, jeśli to, co dziś mam, nagle się skończy, to chyba skoczę do Wisły z mostu Świętokrzyskiego.

– No cóż, Antek – zaczęła drwiącym tonem – tam to akurat jest dość płytko, może wybierz sobie inne miejsce… Nie gadaj bzdur!

Tu faktycznie jest płytko – zaśmiał się w duchu. – To też nie rozwiąże moich problemów… Tylko co ja mam robić dalej?

*

Kilkanaście minut wcześniej, po praskiej stronie miasta, Grzegorz zaparkował swój samochód w okolicy Stadionu Narodowego, przebrał się w wygodny strój i stwierdził, że to idealny wieczór na rozpoczęcie swojej przygody z joggingiem. Właśnie wybiegał z leśnych bulwarów, skręcając w okolice mostu. Tak, to był zdecydowanie dobry pomysł, aby dzisiejszego wieczoru zmienić śmierdzącą siłownię na nocny trening na świeżym powietrzu, czuł podniecenie na myśl o nadciągającej wiośnie. Miał na sobie krótkie szorty i opiętą bluzę z kapturem z lycry. Spojrzał na swoje łydki. Cóż, jak na czterdzieści dziewięć lat wyglądają całkiem nieźle – pomyślał. Tylko ta okropna opona na brzuchu. Muszę zacząć więcej biegać. Tak, to będzie moje wiosenne postanowienie!

Sport dla Grzegorza był nieodłącznym elementem życia. Kiedy po burzliwych przejściach siedem lat temu odszedł jego ówczesny partner Ryszard, jego starannie ułożone życie się załamało. Wszystko, co miał, budowali razem, będąc z dala od gejowskiego towarzystwa i świata, tworzyli wspólne życie we dwoje. Obaj nie byli zwolennikami imprez i z czasem wyrośli też z branżowych klubów. Ich relacja wymagała wielu kompromisów i akceptacji faktów, z którymi większość ludzi nie byłaby sobie w stanie poradzić. Ale wzajemne wsparcie zaowocowało blisko dwudziestoletnim szczęśliwym związkiem. Aż do czasu, kiedy został sam.

Grzegorzowi było ciężko się z tym pogodzić. Wydawało mu się, że z Ryszardem spędzi całe swoje życie. Mieli wspólne marzenia, wspólne życie, wspólną firmę… Kompletnie się załamał, przytył i zaniedbał swój wygląd.

Dziś nie przypominał tej osoby sprzed siedmiu lat. Jak sam powtarzał, trzeba walczyć i żyć dalej, nie wolno się poddawać. Kierował się dewizą, że to my decydujemy o naszym losie, a to, jakich wyborów dokonamy, może zaowocować w przyszłości. Regularnie uczęszczał na siłownię, zapuścił gęsty zarost i dbał o swoją garderobę. W idealnie skrojonym garniturze jego szerokie plecy i muskularne ramiona dominowały nad całą sylwetką. Zadbane dłonie i niski basowy głos sprawiały, że jak na swoje prawie pięćdziesiąt lat przykuwał uwagę zarówno kobiet, jak i mężczyzn. I choć na głowie pojawiały się już znaczące pasma siwych włosów, a zarost gdzieniegdzie barwiły srebrne kępki, dodawało mu to męskości i powagi.

Mimo tego Grzegorz unikał związków oraz budowania bliższych relacji, bo jak sam powtarzał, nie jest jeszcze gotowy na nowe uczucie. A jego jedyna i prawdziwa miłość, Ryszard, nie wróci… I choć niby pogodził się z tą stratą, nie umiał otworzyć serca dla kolejnej osoby. Czuł strach przed tym, że ktoś inny zajmie miejsce Ryszarda, który już dawno zapuścił tam zbyt głębokie korzenie.

Biegł już ponad godzinę i nagle poczuł, że kolka uderza go w okolicach żołądka. Próbując złapać oddech, zatrzymał się w połowie mostu. Wówczas zauważył przy barierce drobnego chłopaka. Nie wyglądał na kogoś, kto chce skoczyć czy zrobić coś głupiego. Ocenił jednak jego wiek na jakieś dwadzieścia dwa, może dwadzieścia cztery lata. Wówczas pomyślał, że będąc w tym wieku, inaczej postrzega się świat, a on nie ruszał się z miejsca, tylko patrzył w wolno płynącą Wisłę. W dodatku wyglądał na wyraźnie zmartwionego.

– Hej, długo tu jesteś? – zagadał do niego.

Przestraszony młodzieniec spojrzał w bok i wyrwał się z transu, w którym pozostawał od dłuższej chwili. Spostrzegł wysokiego mężczyznę o stanowczo zbyt mocno odtłuszczonych łydkach. Musiał długo biegać, biorąc pod uwagę fakt, że miał na sobie bluzę opiętą na szerokim torsie i kompletnie mokrą od potu. Kiedy jednak zdjął kaptur, przypomniał sobie, że zdążyli się już poznać.

– Pan Grzegorz? Co pan tu robi? – Sprawiał wrażenie kompletnie zaskoczonego.

– Cokolwiek bym robił, myślę, że moja obecność jest tu bardziej zasadna niż chłopaka w środku nocy, z opartą brodą na barierce. – Grzegorz spojrzał w przestrzeń rozciągającą się za swoim rozmówcą. – Jakoś wędki u ciebie nie widzę, co jeszcze mogłoby tłumaczyć łowienie ryb – zakończył z uśmiechem.

Mimo iż ten poczuł się zakłopotany, mimochodem zrobił to samo.

– Jesteś Antek, prawda? – zapytał. – Poznaliśmy się podczas zakupów, gdy szukałem koszuli. Swoją drogą byłem tam wczoraj, ale ciebie nie zastałem, tylko tego starego dziada w wyjątkowo podłym nastroju. Chyba więcej nie kupię tam ubrań, chociaż są wyjątkowo dobre… Mam słabość do białych koszul, mam ich chyba ze sto i ciągle kupuję nowe, ale to mimo wszystko chyba najbezpieczniejsze z ludzkich uzależnień – odparł dla rozluźnienia atmosfery, co chyba mu się udało, bo chłopak krótko się zaśmiał.

– Za to bardzo dobrze pan w nich wygląda.

– Dziękuję, chociaż patrząc na ciebie tutaj teraz, myślę, że to nie jest najlepszy temat naszej rozmowy.

Mężczyzna spojrzał przez barierkę, gdzie właśnie pod mostem przepływała motorówka, co i tak było zaskakujące o tej porze.

– Naprawdę zamierzasz skoczyć? Nie chciałbym cię zrażać, ale chyba powinieneś wybrać sobie inny most, tu jest dość płytko – powiedział ponownie z uśmiechem Grzegorz.

Antek spojrzał na mężczyznę. Już wówczas, gdy się spotkali pierwszy raz, zwrócił na niego uwagę, zastanawiając się, ile może mieć lat. Nie wiedząc czemu, Grzegorz wzbudzał ogromne zaufanie, tak jakby był właściwą osobą we właściwym miejscu i o właściwym czasie.

– Nie zamierzałem skakać, po prostu lubię ten most. Kojarzyłem go jako symbol Warszawy, utożsamiał moje wyobrażenie o tym mieście. Pierwszy raz widziałem go w filmie _Nigdy w życiu_, od tego czasu zawsze chciałem go zobaczyć na żywo.

– Skąd jesteś? Myślałem, że mieszkasz tu od dawna, pasujesz tutaj.

– Nie, jestem z południa Polski, mieszkam tutaj zaledwie od czterech miesięcy. A teraz… Teraz nie wiem, co robić, i dlatego tu jestem, bo to była pierwsza rzecz, którą zobaczyłem, przyjeżdżając do stolicy – Antek odpowiedział zgodnie z prawdą, po czym spojrzał ponownie w nurt wody, przyjmując wcześniejszą zamkniętą pozycję.

Grzegorz zaniemówił, odczuwał silną potrzebę podejścia bliżej i przytulenia swojego rozmówcy. Gdy widzieli się ostatnio, wyglądał zupełnie inaczej. Zapamiętał go jako pewnego siebie, wesołego chłopaka, ubranego w nienagannie wyprasowaną białą koszulę z drogimi spinkami u mankietów oraz w idealnie skrojoną marynarkę.

Dziś patrząc na niego, stojącego na moście Świętokrzyskim w podartych jeansach i bluzie z kapturem, zrozumiał, że głupio było wtedy myśleć, że ciuchy, w których go zapamiętał, należą do niego. Musiał reklamować butik i jego asortyment – pomyślał i jednocześnie zauważył, że ta całkowicie zwyczajna stylizacja zdecydowanie bardziej mu odpowiada, nadając naturalności i młodzieńczej niewinności.

Był szczupłym, filigranowym chłopakiem średniego wzrostu, brunetem z idealnie ułożonymi włosami i wyraźnie wystającymi kośćmi policzkowymi. To, co jednak najbardziej przykuło jego uwagę, to ciepłe, błękitne oczy i bardzo długie rzęsy, jak na chłopaka. W jego twarzy było też coś niezwykłego, coś uroczego, zapraszającego do rozmowy, tak jakby zachęcał, żeby go bliżej poznać. Jednak dziś był zupełnie inny niż podczas ich poprzedniego spotkania. Z daleka można było zauważyć, że przepełnia go smutek. Teraz rozumiał też, że wynika on z bezsilności, z którą nie mógł sobie poradzić.

– Mogę ci jakoś pomóc? – zapytał cicho Grzegorz.

– Ech… szczerze, to chyba nikt nie może mi pomóc. Zresztą, nie zna mnie pan, dlaczego chciałby pan to w ogóle robić?

– Wiesz, wydaje mi się, że nie trzeba mieć specjalnych powodów, żeby chcieć komuś pomóc.

– Kiedyś też tak myślałem. Sądziłem, że tutaj spełnią się wszystkie moje marzenia i początkowo wszystko szło dobrze. Teraz mam wrażenie, że to miasto robi wszystko, aby się mnie pozbyć, a ja z uporem maniaka nie chcę stąd wyjeżdżać.

– Warszawa to nie jest proste miasto. Zawsze znajdzie się tu sporo ludzi, którzy będą chcieli cię wykorzystać do swoich celów, być może skrzywdzić, ale możesz też poznać wiele osób, które szczerze będą chciały ci pomóc. Ja na przykład kocham stolicę za to, że jest tu tylu ludzi, że każdy może znaleźć kogoś dla siebie, kogoś, z kim chciałby przebywać. Wierz mi, początki mogą być trudne, ale z czasem Warszawa da się lubić. Myślę jednak, że powinniśmy zacząć od powrotu do twojego domu. Gdzie mieszkasz? Mogę cię podrzucić. Kawałek stąd zaparkowałem samochód. Poza tym jest już późno, a chyba jutro idziesz do pracy.

– No właśnie problem w tym, że nie idę, a do domu też nie chcę wracać.

Grzegorz czuł się coraz bardziej zniecierpliwiony, z jednej strony chciał pomóc chłopakowi, z drugiej czuł, że w ciągu tej krótkiej rozmowy zdołał on wybudować wokół siebie mur, zapominając o zostawianiu miejsca na drzwi, które pozwoliłyby mu się do siebie zbliżyć.

– Słuchaj, robi się coraz zimniej, może naprawdę chciałbyś pogadać? O co chodzi z tą pracą i czemu nie chcesz wracać do domu? – W głosie mężczyzny dało się wyczuć nutę irytacji.

– Wcale nie jest mi zimno – odparł ostrzejszym tonem – i przepraszam za swój paskudny nastrój, może rzeczywiście już sobie pójdę.

Chłopak gwałtownie się odwrócił i zaczął odchodzić szybkim krokiem, nie zauważając, że smycz zwisająca z jego kieszeni zahaczyła o barierkę, w wyniku czego wypadły mu klucze.

– Hej, zaczekaj! – Grzegorz podbiegł do niego, podając mu jego zgubę.

Antek odwrócił się, a wtedy mężczyzna zauważył, że jego rozmówca… płacze!

– Ej, mały, co jest? Wszystko będzie ok, nie ma takiej sytuacji, która byłaby bez wyjścia – powiedział, po czym mimowolnie przytulił chłopaka.

Nie wiedział, czy to jego odczucie, czy ten silnie przywarł do jego ciała, tak jakby chciał uciec od problemów albo najzwyczajniej potrzebował ciepła drugiej osoby. Jednocześnie zauważył, że sprawia mu to ogromną przyjemność, że dawno nie czuł bliskości kogoś, kto tak bardzo łaknie jego dotyku. Pierwszy raz od dawna poczuł się szczerze potrzebny.

– No już dobrze, chyba naprawdę musiało się stać coś strasznego, ale jeszcze raz ci powtarzam: nie ma sytuacji bez wyjścia.

– Przepraszam – wychlipał Antek – ja po prostu nie wiem, co robić dalej. Marzyłem o Warszawie, a teraz właściwie muszę wracać do rodziców, podczas gdy ja tam nie mogę wrócić, więc nie mam dokąd pójść.

– Dlaczego nie możesz wrócić do domu?

– Moi rodzice nie chcą mnie widzieć, a nawet gdyby chcieli, ja nie mogę tam być. Jeśli tam zostanę, to prawdopodobnie ich znienawidzę, a nie chcę tego zrobić.

– Dlaczego miałbyś ich znienawidzić? To jednak rodzice. Ja swoich już nie mam i dziś brakuje mi chwil, które moglibyśmy razem spędzić.

– To długa historia.

– Mamy czas, skoro jutro nie idziesz do pracy – odparł, po czym uśmiechnął się wolno. – Może chciałbyś o tym opowiedzieć? Wiesz, czasem rozmowa z nieznajomym jest lepsza niż z setką przyjaciół. A ja jestem dobrym słuchaczem.

Ponownie spojrzał na Grzegorza swoimi szklistymi oczami. Takich Grzegorz dawno nie widział, emanowała z nich szczerość, niewinność i silna potrzeba opieki oraz wdzięczności. Chciał patrzeć na te oczy, czuł, jakby napełniały go jakąś energią lub siłą, wyzwalając uczucia, których dawno nie doznawał.

– Tak, chciałbym ci opowiedzieć! – odparł Antek.ROZDZIAŁ II

Zawsze byłem problematycznym dzieckiem, z czasem tylko moje problemy stały się bardziej „globalne” i dotyczyły znacznie większej liczby osób. Pamiętam, że jako małe dziecko, o ile nigdy nie miałem problemów w nauce i nie sprawiałem problemów wychowawczych, to byłem non stop na coś chory.

Któregoś dnia moja mama, zmieniając mi opatrunek po zabiegu nastawienia kości, powiedziała:

– Wiesz, Antek, gdyby nie twoje zdrowie, można by powiedzieć, że jesteś idealnym dzieckiem.

Mama jest bardzo ciepłą kobietą, z sercem na dłoni, oddałaby wszystkim to, co ma najlepszego. Gdyby kiedyś stworzyć ranking najbardziej szczerych i dobrych ludzi na świecie, myślę, że mogłaby zająć wysoką pozycję. Nigdy nie poznałem jej jako kogoś, kto mógłby krzyczeć, mieć do kogoś żal lub się na kogoś gniewać. Mam wrażenie, że w jej zestawie uczuć nigdy nie zostały one wykształcone. W całej swojej dobroci jest jednak bardzo słaba psychicznie. Nigdy nie umiała stawiać czoła problemom, a każdy, który się pojawiał, mam wrażenie, że ją przerastał, a jedyną obroną był płacz. Myślę, że jej najgorszą wadą jest nieustanne szukanie problemów. Tak, szukanie problemów i kierowanie się opinią innych.

Jej _modus operandi_ to „co ludzie powiedzą?”. Słuchałem tego przez całe życie. Począwszy od momentu, kiedy podczas balu przebierańców w podstawówce powiedziałem, że chcę się przebrać za Pocahontas, skończywszy na momencie, w którym musiałem się wyprowadzić z domu.

Właściwie to nie wiem, czemu wyszła za mojego ojca. On jest zupełnie inny, można by powiedzieć, że jest przeciwieństwem osobowościowym mojej matki. Ojciec jest bardzo zdecydowany, niezależny od nikogo i bardzo zaradny. Uwielbia narzucać swoją wolę innym. Jedno słowo wystarczy, aby matka przestała lamentować, podporządkowując się jego woli.

Z tych powodów w moim domu panował hierarchiczny podział stanowiskowy, bez wątpienia na szczycie tej piramidy znajdował się mój ojciec, a gdzieś na dole znajdowała się mama. Nigdy nie widziałem tam miejsca dla siebie.

Ojciec prowadzi małą firmę usługową, wykonując zlecenia remontowe dla innych. Z całego mojego dzieciństwa pamiętam tylko to, że nigdy go nie było. O ile mama była pierwszą osobą, do której zwracałem się ze wszystkim, o tyle ojciec zawsze dowiadywał się o tym ostatni. Nie mogę powiedzieć, że to zły człowiek, raczej trudny. Jednak całe jego działanie podyktowane było tym, aby ani mi, ani matce niczego nie brakowało. Ojciec oszczędnie okazuje uczucia, zwykle ogranicza się do krótkich zdań, szybkiego uścisku albo w ogóle nic nie mówi.

Pamiętam, jak któregoś dnia w szkole dostałem napadu drgawek tak silnych, że wylądowałem na pogotowiu. Kiedy zobaczyła mnie matka, wpadła w histerię, obwiniając siebie o to, co się stało, z kolei mój ojciec poklepał mnie po plecach, mówiąc, że cieszy się, iż skończyło się tylko na krzyku.

Nie mogę też powiedzieć, że w moim domu czegokolwiek brakowało. Rodzina nie należy do specjalnie zamożnych, ale też ojciec starał się zapewnić nam wszystko, czego potrzebujemy do życia. Harmonogram tygodnia koncentrował się na pracy, szkole i niedzielnym kościele. Według tego grafiku nadal żyją moi rodzice, a ja dobrowolnie też mu się poddawałem.

Co tydzień, w niedzielę o godzinie dziesiątej, musiałem mieć uprasowaną najlepszą białą koszulę i pół godziny później stawić się na mszy. Można rzec, że tworzyliśmy obrazek idealnej katolickiej rodziny. Matka dbała, aby nikt nie pomyślał czegoś, co mogłoby zaburzyć tę laurkową sielankę, jedyną osobą, która mogła to popsuć, byłem ja sam.

Tak jak wspominałem już wcześniej, nie sprawiałem problemów wychowawczych swoim rodzicom. Uczyłem się bardzo dobrze, byłem też raczej cichym i spokojnym dzieckiem. Nie miałem zbyt wielu kolegów, ale też miasteczko nie obfitowało w ogromną liczbę dzieci. Tak naprawdę sytuacja zaczęła się zmieniać dopiero wtedy, kiedy poszedłem do szkoły średniej. Ponieważ w mojej rodzimej miejscowości nie było takowej, musiałem dojeżdżać do miasta wojewódzkiego. Dla mnie był to moment przełomowy, a dla mojej matki przeżycie na miarę wybuchu II wojny światowej.

Jako ciche i spokojne dziecko z małego miasteczka, nie najlepiej wspominam wydarzenia z tamtego okresu mojego życia. Właściwie unikałem kolegów, byłem też raczej chudy i wątły, przez co inni chłopcy przeważnie mnie unikali i nie chcieli wdawać się ze mną w bliższą relację. Chcąc nie chcąc, przyjaciół szukałem wśród dziewczyn, z którymi zawsze łatwiej mi było odnaleźć wspólny język.

W szkole średniej poznałem Kaśkę. Wpadliśmy na siebie, kiedy była w ostatniej klasie. Jako chłopak o bardziej kobiecej urodzie przyciągałem uwagę i to zwykle w złym tego słowa znaczeniu. Któregoś dnia, gdy wychodziłem ze szkoły, zaczepiła mnie grupka nastolatków. Przezywali mnie i popychali z jednych rąk do drugich, jakbym był wyjątkowo lekką piłką, która jest na tyle kompaktowa, że można ją dowolnie konfigurować. Wówczas wkroczyła Kaśka.

– Ty knypku, chcesz, to tak samo cię popchnę! – Podeszła do jednego z napastników i odciągnęła go za kaptur.

– Patrz, nasza dziewczynka jest taką ofiarą, że inne koleżanki muszą go ratować, bo sam nie umie się postawić! – wydarł się jeden z napastników.

– Chcesz, to ja ci się postawię! Tknij go jeszcze raz, a załatwię ci taki wpierdol, że własna matka cię nie pozna. Zamierzasz się bić, to wyskocz do równego sobie, a jak się boisz, to ja załatwię ci towarzystwo. – Wyraźnie pewna siebie dziewczyna szybko uciszyła jednego z oprawców.

– Dobra, dajcie spokój, chłopaki, szkoda czasu na tę ciotę! – krzyknął jeden z nich, po czym towarzystwo rozbiegło się po sąsiednich ulicach.

Ja osobiście czułem, że moje policzki płoną. Nie dość, że nie byłem w stanie się postawić, to jeszcze ratowała mnie dziewczyna, niespecjalnie wyższa ode mnie, na dodatek bardzo ładna.

– Ty, mały, jak chcesz chodzić do szkoły średniej, to musisz umieć się postawić, nie będę tutaj zawsze. Został mi tylko jeden rok, a niewiele dziewczyn ma tyle odwagi co ja – powiedziała z wyraźną dumą w głosie. – Jestem Kaśka.

– To nie odwaga jest tutaj problemem, ale paraliż, który mnie przenika w kontakcie z tą samą płcią.

Kaśka spojrzała na mnie wzrokiem pełnym zrozumienia, tak jakby właśnie powstała nić łącząca nasze umysły.

– Co powiesz na wspólną kawę? – zagadała z uśmiechem.

Tak zaczęła się nasza przyjaźń. Kaśka była utożsamieniem wszystkich cech kobiecych, których nie widziałem u mojej matki. Już jako dziewiętnastolatka była piękną, wysoką kobietą, z długimi, falującymi, brązowymi włosami, które dodawały jej pewnego rodzaju szyku i klasy. Była pewna siebie, odważna, po prostu wiedziała, czego chce. W krótkim czasie dowiedziałem się, że po szkole średniej chce iść na zarządzanie, aby jak najszybciej odrobić praktyki w firmie swojego ojca. Kaśka kierowała się w życiu dewizą, że aby coś osiągnąć, należy działać i iść naprzód, a pomysł, jak to zrobić, pojawi się sam.

Dzięki temu w późniejszych latach osiągnęła wszystko to, co sobie założyła, zostając zastępcą dyrektora w firmie produkcyjnej, gdzie odpowiadała za strategię marketingową większości produktów wychodzących na rynek zagraniczny.

Znajomość z Kaśką była dla mnie bardzo cenna również w kontekście wizerunkowym. Jeszcze w szkole, chcąc nie chcąc, stała się najbliższą mi osobą spośród tych, z którymi spędzałem czas. Ludzie zaczęli nas identyfikować ze sobą, podejrzewając o bliższe relacje. Co w kontekście dalszego rozwoju wydarzeń było dla mnie bardzo cenne. Zapobiegło też wielu nieprzyjemnościom, na które wcześniej byłem narażony.

Jeszcze zanim poszedłem do liceum, podejrzewałem, że ze mną jest „coś” nie tak. Mój paraliż podczas kontaktów z innymi chłopcami wynikał nie tyle z braku chęci nawiązywania relacji, co z patrzenia na nich inaczej niż na kobiety. Z czasem zacząłem zauważać, że męska sylwetka jest dla mnie zdecydowanie bardziej atrakcyjna niż kobieca, innym razem, że moje fantazje seksualne, które mimo wszystko mimochodem sam wywoływałem, coraz bardziej skupiają się na mężczyznach. Wypierałem tę myśl, mówiąc sobie, że to niemożliwe, to tylko nic nieznaczące myśli. Ja, chłopak z katolickiego domu, gdzie homoseksualiści lądowali w ostatnim kręgu piekła, zaraz za widłami Lucyfera, nie mogę być „inny”.

Sytuacja zmieniła się, gdy którejś nocy świadomie zacząłem się masturbować z myślą o chłopaku ze szkoły. Mimo że pierwszy raz sprawiło mi to prawdziwą przyjemność, zaraz potem poczułem ogromne wyrzuty sumienia. To był moment, w którym stwierdziłem, że nie poradzę sobie z tym problemem i uznałem, że muszę z kimś pogadać. Wiedziałem z kim, tą osobą musiała być Kaśka.

– Muszę ci coś powiedzieć – wyznałem jej podczas jednego z naszych spotkań.

– Antek, wal, wiem o tobie wszystko. Przecież wiesz, że możesz mi zaufać.

– Wiem, tylko… ja chyba sam do końca nie ufam sobie. W każdym razie nikt o tym nie wie i nie może wiedzieć – dodałem po chwili.

Kaśka popatrzyła na mnie swoimi bystrymi oczami. Znałem to spojrzenie, było dokładnie takie samo jak pierwszego dnia, kiedy zauważyłem w jej oku dziwną nić porozumienia.

– Myślę, że wiem, co chciałbyś mi powiedzieć, czekałam na to.

– Naprawdę wiesz?

– Jezu, Antek, wykrztuś to z siebie, to naprawdę nie jest nic złego.

– Ja… Ja chyba jestem dziwny, to znaczy myślę, że jestem pedałem.

– No Antek, to muszę przyznać, że jednak mnie zaskoczyłeś, a mimo wszystko myślałam, że to niemożliwe.

– Zaskoczyłem? O Boże, to znaczy ja nie wiem, ja tylko się zastanawiam, to samo przychodzi, nie odwracaj się ode mnie, potrzebuję cię bardzo – powiedziałem przerażony.

– Ty to jednak jesteś dzieciak, co dziwne, bo w twoim wieku powinieneś mieć już twardszy tyłek. Nie zaskoczyłeś mnie tym, że, jak to mówisz: „jesteś dziwny”. Wiem to od dawna, zaskoczyłeś mnie tym, że sam siebie nazywasz w taki sposób!

– To znaczy jak?

– Nie jesteś pedałem, nie ma kogoś takiego! Jesteś gejem, rozumiesz? I zabraniam ci tak mówić o sobie, jesteś cudownym chłopakiem, ciepłym i wrażliwym. Wiedziałam o tym już od pierwszego dnia, kiedy cię poznałam, i wiedziałam, że nie przyjdzie ci to łatwo, dlatego unikałam tej rozmowy. Uznałam, że sam musisz do niej dojrzeć. Ale zrozum, że to nic złego, masz prawo kochać tak samo, jak każdy, znam wielu gejów. Nigdy nie daj sobie wmówić, że jesteś pedałem! – zakończyła z uśmiechem na twarzy.

Ja jednak spojrzałem na nią wzrokiem pełnym przerażenia, chyba nie spodziewała się takiej reakcji, ponieważ mina momentalnie jej zrzedła.

– Ty nic nie rozumiesz, nie rozumiesz po prostu, ja nie mogę być gejem, co powiedzą moi rodzice, co powie mój ojciec, przecież to nie mogę być ja – szczerze przyznałem się do moich obaw.

– Antek, czuję się, jakbym rozmawiała z małym dzieckiem, a przypominam ci, że jesteś tylko dwa lata ode mnie młodszy. Za chwilę będziesz dorosły, lubię twoich rodziców i naprawdę uważam, że to cudowni, dobrzy ludzie. W końcu wychowali cię na tego, kim jesteś, ale oni już swoje życie przeżyli, a to, że jesteś gejem, nie jest twoją winą. Ja wolę facetów, ty też, taki już jesteś i musisz to zaakceptować. Pamiętaj, nigdy nie walcz sam ze sobą, bo zawsze przegrasz!

Pomimo tej rozmowy świadomość siebie nie przychodziła mi łatwo, nie pomagał mi świat, w którym się wychowywałem i w którym nauczyłem się żyć. Wkrótce Kaśka skończyła szkołę, a ja zostałem w niej sam i chociaż często się widywaliśmy, zawsze unikałem tego tematu, próbowałem wypierać myśl, że mogę być „inny”. Szukałem dziewczyny, umawiałem się na denne randki i nigdy nie utrzymałem relacji z kobietą dłużej niż miesiąc. Jednocześnie myśl, że mogę być gejem, nawiedzała mnie jak przerażający demon, który czekał tylko na uśpienie mojej czujności.

W domu temat homoseksualizmu nie istniał, czasem mam wrażenie, że moja matka w ogóle wyparła świadomość istnienia takich osób, ojciec z kolei żywił do nich szczerą nienawiść. Przy jakiejkolwiek wzmiance w telewizji zawsze wysyłał litanie epitetów o wynaturzeniu i chorych ludziach, których powinno się izolować, aby nie panoszyć zarazy.

Pamiętam, że pewnego dnia oglądaliśmy świąteczną komedię, w której pojawiła się wzmianka o związku dwóch mężczyzn. Choć scena przedstawiająca tę parę była bardziej wzruszająca i romantyczna niż zabawna, ojciec dostał spazmatycznego napadu śmiechu.

– Antek, ty widzisz, jakie błazny? Jak można było zepsuć tak dobry film? – Spojrzał tylko na mamę, która momentalnie potwierdziła jego słowa, po czym zwrócił wzrok zaniepokojony w moją stronę. – Nie zgadzasz się ze mną, Antek? Może ci się to podoba? – wyraźnie naciskał.

– Uważam, że każdy ma prawo do miłości w sposób, jakiego sam potrzebuje – powiedziałem zupełnie spokojnym tonem. Ojciec zaniemówił, matce momentalnie napłynęły do oczu łzy.

– Chcesz mi powiedzieć, że tobie podobają się tacy zboczeńcy?! A może sam byś chciał takiego brudasa?! – Wówczas sprawiał już wrażenie rozjuszonego lwa.

– Przecież oni nie odziedziczą Królestwa Bożego – wtrąciła się matka głosem pełnym szczerego przerażenia.

– Antek, posłuchaj mnie, dopóki mieszkasz w tym domu, żyjesz na moich zasadach, chcesz iść na studia, to wybij sobie takie pierdoły z głowy, a tak w ogóle to zjeżdżaj mi z oczu do książek, zamiast oglądać takie bzdury! – Ojciec po raz kolejny dał popis braku akceptacji dla odmiennego sposobu myślenia.

Od tego czasu nigdy nie poruszałem ponownie tego tematu. Zgodnie uznaliśmy, że ta kwestia nie istnieje, nie tylko w domu, ale i we wszelkich momentach, kiedy mogła wrócić. Wkrótce skończyłem szkołę średnią, dostałem się na studia i skupiłem się na nauce. Zdana matura oznaczała jednak coś więcej niż tylko świadectwo dojrzałości. Wraz z tym faktem nastąpił u mnie przełom świadczący o pogodzeniu się ze swoją orientacją, jednocześnie nie chciałem nikogo mieć. Uznałem, że lepiej być samemu i chociaż nadal łaknąłem faceta i to bardziej niż wcześniej, swoje pragnienia zostawiłem tylko dla siebie. Nawet z Kaśką nie rozmawiałem na ten temat. Czasem miałem wrażenie, że podczas wspólnych spotkań łapała mój zwieszony wzrok na jakimś mężczyźnie, który wyjątkowo mi się spodobał, jednocześnie nigdy nie naciskała na rozmowę.

Ja sam tkwiłem w tym zawieszeniu dobrych kilka lat, czasem nie mogłem uwierzyć, że byłem w stanie to przetrwać, mimo że tak silnie podświadomie domagałem się dotyku i miłości mężczyzny. Z jednej strony marzyłem o tym, wyobrażałem sobie fizyczną bliskość, jednocześnie nigdy nie chciałem do niej dążyć. Bałem się, że jeśli już spróbuję, to ten zakazany owoc będzie tak cudowny i wymarzony, że zburzy mój świat, w którym jakoś sobie radziłem i który zacząłem akceptować. Miałem wrażenie, że w tej wykreowanej rzeczywistości nauczyli się żyć nie tylko moi rodzice, ale i Kaśka, która z jednej strony nie popierała mojej drogi, z drugiej w pełni ją szanowała. Aż do któregoś spotkania…

– W piątek idziesz ze mną na imprezę – rzuciła niespodziewanie.

– Kaśka, wiesz, że jestem zupełnie nieimprezowy, nie lubię takich rzeczy, zresztą gdzie ty chcesz iść?

– Pójdziesz do moich znajomych, mam zaproszenie z osobą towarzyszącą i nie mam zamiaru iść sama. Mój przyjaciel z firmy urządza przyjęcie-niespodziankę dla swojej drugiej połówki, zobaczysz, spodoba ci się. Zresztą, z całym szacunkiem, ale powinieneś poznawać więcej ludzi niż tylko mnie.

– Naprawdę nie możesz iść z kimś innym? Kiepski ze mnie imprezowicz.

– Boże, ty dzieciaku, powiedziałam, że idziesz ze mną. Ja ci nigdy nie odmówiłam, chcę, żebyś to zrobił dla mnie.

– Okay, okay! – przerwałem jej nadciągające wyrzuty. – Pójdę, ale robię to tylko dla Ciebie! – odpowiedziałem zrezygnowany.

Wcale nie rwałem się do tego, Kaśka ma towarzystwo zupełnie inne niż ja. Zwykle to ludzie majętni, na wysokich stanowiskach, dobrze ubrani i zupełnie poza moim kręgiem towarzyskim. Zawsze uważałem, że najgorsze uczucie na świecie to wewnętrzne przekonanie, że jest się gorszym. Unikałem tego, dlatego pomysł imprezy w tym towarzystwie z góry skazany był na porażkę. Z drugiej strony Kaśka nigdy nie odmówiła mi niczego, kiedy potrzebowałem jej pomocy, więc musiałem się zgodzić.

Ubrałem się w najlepszą białą koszulę, ulubione jeansy z dziurami i starą skórzaną kurtkę. Choć jej lata świetności już minęły, to ma w sobie coś, co dodaje jej ponadczasowego szyku i elegancji.

– No widzisz, jak chcesz, to potrafisz się ubrać jak człowiek. Gdybyś był trochę starszy i zacząłby ci rosnąć zarost, bzyknęłabym cię – powiedziała Kaśka i puściła do mnie oko.

– Wybacz, moja droga, ale jesteś dla mnie zbyt męska – odpowiedziałem na tę uwagę i wyszczerzyłem do niej zęby. – Ale na marginesie, dziś wyglądasz wyjątkowo kobieco.

Kaśka miała na sobie małą czarną i wysokie, czerwone szpilki. Prawdę mówiąc, gdyby nie jej bezpardonowy charakter, mogłaby uchodzić za ideał kobiety. Jej długie włosy były ułożone w hollywoodzkie fale, a na ramiona zarzuciła czarną ramoneskę, która nadawała jej rockowego charakteru, a wysokie szpilki wydłużały i tak nienaturalnie długie nogi.

Znajomi Kaśki mieszkali w dużym apartamencie, tak jak przypuszczałem, w najdroższej dzielnicy miasta. Już stojąc przed domofonem, poczułem dziwny uścisk w okolicy pępka, gdy spojrzałem na buty Kaśki i na swoje białe stare airmaxy, które kupiłem za pierwsze zarobione pieniądze. Wtedy też stały się moimi ulubionymi butami na każdą okazję. Teraz pomyślałem, że założenie ich to był naprawdę kiepski pomysł.

W domofonie nikt się nie odezwał, zostaliśmy wpuszczeni na osiedle niewysokich apartamentowców z eleganckim patio, na którym w centralnym punkcie znajdowała się widowiskowa fontanna.

Kaśka szła przede mną, pewna siebie niczym kobieta sukcesu. Ja wlokłem się jak zbity pies, który na dodatek nie jadł od tygodnia i brakuje mu siły na wykonanie kolejnego kroku.

– Jeśli zaraz nie zmienisz tego cierpiętniczego wyrazu twarzy, dostaniesz ode mnie kopa w tyłek!

– O Jezu, mówiłem ci, że to zły pomysł, przecież idę, czego ty jeszcze ode mnie wymagasz? – odpowiedziałem rozdrażniony.

Kaśka raptownie zatrzymała się przed windą, patrząc na mnie ze srogą miną.

– Zastanawiasz się, czy jestem wymagająca? To spójrz na obcas moich szpilek, idziemy! – powiedziała, wchodząc pewnym krokiem do windy, nie zważając na moją minę męczennika.

Stanęliśmy przed dużymi dębowymi drzwiami z numerem sto siedemdziesiątym szóstym. Z wewnątrz dobiegały śmiechy i mnogość głosów, Kaśka wcisnęła dzwonek, a ja miałem wrażenie, że moja twarz przybiera postać zgniłozielonej galarety, co nie umknęło jej uwadze. Wówczas pierwszy raz spojrzała na mnie z wyraźnym niepokojem.

– Halo, królowo, wreszcie się pojawiłaś, ileż można na ciebie czekać?!

– O, cześć, Andy, kim dzisiaj jesteś? – zapytała, szczerze zaskoczona ekscentrycznym osobnikiem.

Drzwi otworzył nam uśmiechnięty facet około pięćdziesiątki. Widać było, że jest w wyjątkowo dobrym humorze, najbardziej jednak zadziwiające było to, co miał na sobie. Ubrany był w coś, co przypominało wyglądem starą firankę z wyjątkowo zdobnym ornamentem. Na ramionach miał zarzuconą czerwono-purpurową zasłonę i gigantyczny, bardzo strojny naszyjnik, który wyglądał jak zakupiony na odpuście. Na głowie zaś miał starą świecącą perukę ze sreberka w kolorze brudnego złota, w ręce trzymał szpikulec do nakłuwania mięsa, niebezpiecznie wymachując nim we wszystkie strony.

– Ja jestem księżniczką egipską, patrz, jakie mam berło. W coś ty się ubrała, zaraz ktoś zapuści ci nura pod tę kieckę! Pamiętaj, co cały czas ci powtarzam, nie bądź łatwa. – Następnie przysunął się do niej bliżej. – Ale czy można być bardziej? – dodał, kończąc swoją wypowiedź szerokim uśmiechem.

Kaśka zareagowała gromkim rechotem, widać było, że specyficzne poczucie humoru Andy’ego nie jest jej obce. W sumie mężczyzna wydawał się wyjątkowo pozytywną osobą, jego stylizacja, jak również bezpośredniość, była czymś, co sprawiło, że zapomniałem o swoim stresie.

– O Boże, pokaż tę ślicznotę, którą zabrałaś ze sobą, wszyscy na niego czekają.

– A właśnie, to jest Antek. Antek to jest…

– Elizabeth Taylor, dla przyjaciół Andy Ratzinger – wypalił, wyrywając tak gwałtownie rękę w moją stronę, że prawie trafił w oko stojącej z boku Kaśki.

– Ech… miło mi poznać – odpowiedziałem. – Jestem Antek.

– Wiem, czekałem na ciebie – powiedział Andy. Po czym chwycił mnie w pasie i wepchnął z impetem do środka, nie zważając na rozbawioną Kaśkę i kompletnie zapominając o jej obecności.

– Czego się napijesz? To są wszyscy, wszyscy – to jest Antek. Pamiętaj, jak poznasz Andy’ego, to nikt inny nie będzie bardziej pomylony ode mnie – paplał, wpychając mnie przed siebie. Nagle z drugiego pokoju wyszedł przystojny facet około trzydziestki z ciemnym zarostem i idealnie ułożonym przedziałkiem na krótko ostrzyżonych włosach.

– Wariatko, zostaw tego biednego chłopaka. Cześć, jestem Darek i w sumie to moje mieszkanie, więc wybacz, że otwiera ci ta upadła Elizabeth Taylor. Ty pewnie jesteś Antek, miło mi cię poznać, dużo o tobie słyszałem. Czego się napijesz? Zaraz będzie moje kochanie, mam nadzieję, że Kaśka ci przekazywała, że to przyjęcie-niespodzianka?

– Tak, mówiłam mu. – Uśmiechnięta dziewczyna podbiegła i pocałowała Darka w policzek. – Przyznam szczerze, że Andy na wejście to dość szokowa terapia, jaką mogłam ci zapewnić – dodała, zwracając się do mnie.

Wtedy zacząłem podejrzewać, co miała na myśli. Rozejrzałem się po całym zebranym towarzystwie. Znajdowaliśmy się w dużym salonie, z wysokim sufitem i ogromną ilością halogenów. W centralnym miejscu znajdowała się ogromna skórzana sofa z błyszczącej białej skóry, ściany pokrywały eleganckie zdobienia i obrazy, sprawiające wrażenie bardzo drogich. W rogu stał ogromny stół z przygotowanym cateringiem, na którym z daleka dostrzegłem owoce morza i gigantyczny tort z napisem: 6 lat razem. Tak jak przeczuwałem, wyróżniałem się na tle zebranego towarzystwa, już pominę fakt, że byłem prawdopodobnie najmłodszym z zebranych. Każdy tu wyglądał… drogo.

W salonie przebywało około piętnastu osób, a większość stanowili mężczyźni… bardzo przystojni mężczyźni. Dobrze ubrani i z uśmiechem na twarzy. Nieliczne kobiety były kopią Kaśki w różnych kolorach włosów i sukienek, czuć było od nich pewność siebie i przebojowość. Przy dużym eklektycznym kominku, podwieszonym do sufitu, stał wysoki mężczyzna z gładko zaczesanymi włosami w kucyk oraz idealnie ostrzyżoną krótką brodą. Miał niezwykle szlachetne rysy twarzy, dodające mu z jednej strony powagi, z drugiej nieziemskiego seksapilu. Ubrany był w elegancką granatową marynarkę i biały T-shirt z dużym logo. Na stopach miał białe airmaxy, jego model był jednak zdecydowanie nowszy od mojego i na pewno nie zakładał ich na każdą okazję.

Nie wiem, czy to było tylko moje złudzenie, czy istotnie kiedy mnie zauważył, zatrzymał na mnie wzrok, puszczając oko. Ci wszyscy ludzie, choć zupełnie inni niż ja i tacy, których zazwyczaj unikałem, okazali się niezwykle mili i sympatyczni. Wokół zebranego towarzystwa biegał ucieszony Andy, klepiąc kobiety po pośladkach i rozlewając drinki każdemu, kogo napotkał na swojej drodze.

– Cicho, Andy! Wszyscy na miejsca – krzyknął Darek, gasząc światło. – Moje kochanie właśnie wraca i jest już w windzie, dostałem cynk od portiera.

Całe towarzystwo skupiło się na dużym tarasie. Patrząc na pozostałych zebranych, byłem pewny, że jubilatka to ktoś pokroju gwiazdy filmowej, na co wskazywałaby cała oprawa wydarzenia. Usłyszałem trzask zamka drzwi, nagle zapaliło się światło.

– NIESPODZIANKA! – Ogłuszający okrzyk zebranych zaskoczył wchodzącą do własnego mieszkania osobę.

W drzwiach stanął łysy mężczyzna w idealnie skrojonym garniturze i okrągłych okularach. Druga połówka Darka okazała się facetem! Gdy spojrzałem na niego, przypomniałem sobie, że jakiś czas temu zdążyłem go już poznać. Kiedy przyszedłem po Kaśkę do pracy. Żegnali się czule i byłem pewny, że spotyka się z tym gościem. Nigdy bym nie pomyślał, że on może być GEJEM!

– Wszystkiego najlepszego, Kocur! – zawołał uradowany Darek, podchodząc do niego z tortem i całując go na oczach całego towarzystwa.

– Boże, jak można być tak pomylonym, żeby wytrzymać z Darkiem aż sześć lat! – krzyknął Andy.

Andrzej, bo tak nazywał się nowo przybyły, stał na środku salonu szczerze wzruszony i szczęśliwy. Chociaż jego ubiór wskazywał na silnego, zdecydowanego faceta, teraz w oczach miał łzy. Spojrzał z czułością na Darka, zmierzwił mu włosy i powiedział:

– Nie wiem, po prostu bardzo go kocham! Dziękuję wam wszystkim i przede wszystkim tobie. Dziękuję ci, że każdego dnia sprawiasz, że chcę być lepszym człowiekiem.

Po chwili znowu zaczął go całować, ku uciesze zebranych. Kiedy szum ucichł, towarzystwo zaczęło podchodzić do jubilatów, składali im gratulacje i wymieniali uściski. Ja wówczas stałem jak zahipnotyzowany i nie byłem w stanie wydusić z siebie ani słowa. To było niezwykłe, takie szczere, takie normalne. Nikt nie mówił o wiecznym potępieniu, nikt nikogo nie obrażał. Ci wszyscy ludzie szczerze kibicowali tej „dziwnej” parze.

Nagle, jakby przez sen, usłyszałem cichy głos Kaśki.

– Widzisz, oni naprawdę są szczęśliwi. Oni mogą być szczęśliwi! Ty też możesz!

Spojrzałem na jej bystre oczy, byłem pewny, że dostrzegam w jej wzroku ten znajomy błysk satysfakcji.

–TAK, Kasia! Ja też mogę być szczęśliwy! I BĘDĘ!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: