- W empik go
Most Marzeń. Efemera. Tom trzeci - ebook
Most Marzeń. Efemera. Tom trzeci - ebook
Efemera to dziwna i magiczna kraina. Składa się z krajobrazów połączonych jedynie mostami, które często przenoszą ludzi w miejsca, gdzie naprawdę przynależą, zamiast w te, w które chcą się udać.
Kiedy Gloriannie Belladonnie, utrzymującej Efemerę w równowadze, zaczynają zagrażać czarownicy, jej brat Lee postanawia poświęcić się dla jej dobra. W efekcie, pozbawiony wzroku, trafia do azylu dla umysłowo chorych w Mieście Wizji daleko od swoich rodzinnych części świata.
Tymczasem w Wizji pojawia się Mrok, którego natury nie potrafią zgłębić nawet szamani opiekujący się miastem i jego mieszkańcami. Danyal, jeden z nich, zostaje mianowany strażnikiem Azylu. Ponieważ jego serce tęskni za czymś nieznanym, intrygują go opowieści Lee o mostowych, krajobrazczyniach i czarownikach. Z pomocą Zhahar pracownicy Azylu, która ukrywa własne mroczne sekrety Lee stopniowo odzyskuje wzrok, jego opowieści zaś nabierają potężnej mocy, pozwalając Danyalowi i Zhahar poznać świat skrajnie odmienny od wszystkiego, co dotąd znali.
By przepędzić z Miasta Wizji niebezpieczeństwo, Danyal, Lee i Zhahar będą musieli odkryć, kim są naprawdę... i jak niebezpieczni potrafią być.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-62577-32-3 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Lee wszedł za Sebastianem na most stacjonarny łączący Wyspę we Mgle z resztą Sanktuarium. Kilka miesięcy temu w zasadzie nie można się było tu dostać. Wciąż nie było to łatwe – pilnowała tego sama Efemera – ale rodzina i kilkoro przyjaciół mogło odwiedzać Gloriannę Belladonnę w miejscu, które nazywała domem.
– Mogliśmy się tu dostać na mojej wyspie – stwierdził Lee nadąsanym tonem. Jego mała wyspa zawsze znajdowała się w pobliżu. Był to niewielki kawałek świata, który Lee potrafił nakładać na inne krajobrazy − zarówno mroczne, jak i dzienne. Lee był mostowym, tworzył połączenia pomiędzy rozbitymi fragmentami świata, a jego praca czasami kazała mu zapuszczać się w odległe – i niebezpieczne – miejsca. Ale dzięki tej wyspie, zakotwiczonej w Sanktuarium, miał pewność, że bez względu na wszystko zawsze znajduje się zaledwie o krok od domu.
– Mogliśmy się tu dostać na twojej wyspie – zgodził się Sebastian. – I zrobilibyśmy tak, gdybym to ja towarzyszył ci podczas tej wizyty. Ale ponieważ to ty towarzyszysz mnie, skorzystamy z mostu.
– Jak sobie chcesz.
Lee zrobił kilka kroków w stronę piętrowego domu z kamienia, w którym Glorianna mieszkała teraz z Michaelem. Potem zatrzymał się i potarł lewą rękę. Michael złamał mu ją podczas bójki, która wybuchła, gdy próbował powstrzymać członków rodziny przed przejściem do tego okropnego krajobrazu stworzonego przez Gloriannę, żeby uwięzić Zjadacza Świata. Wszyscy wybaczyli już czarodziejowi rolę, jaką odegrał w tworzeniu tej klatki – szczególnie że znalazł sposób na sprowadzenie Glorianny z powrotem – ale Lee, zawsze kiedy odwiedzał Wyspę we Mgle, czuł ból ręki. Nie potrafił powiedzieć, czy boli go zrośnięta kość, czy może ból ma jakiś związek z człowiekiem, który mu ją złamał.
– Stąd nie widać jeszcze czy są w domu – zauważył Sebastian.
– A gdzie mieliby być? – spytał Lee z goryczą. – Glorianna nie opuściła tej wyspy od… swojego powrotu.
– To było zaledwie kilka tygodni temu – powiedział Sebastian cicho. – Nie wiemy, co przeżyła, kiedy przebywała w tamtym miejscu. − A jeśli czarodziej miał rację i stała się potworem, którego obawia się samo Zło? My też nie mamy pojęcia, czego się tam dopuściła, pomyślał Lee. – Ona potrzebuje czasu, żeby dojść do siebie – tłumaczył Sebastian. − Żeby się uleczyć.
– Naprawdę myślisz, że się uleczy? – Lee praktycznie wypluł te słowa. – Dla ciebie to tylko przytulanki i buziaczki, prawda? Część Glorianny wróciła. Czyż nie jesteśmy bohaterami?
Sebastian zacisnął prawą pięść, przypominając w ten sposób Lee, że obecnie ma do dyspozycji moc czarowników, która drzemała w nim aż do ubiegłego roku. Ten inkub mógł ją wykorzystać z naprawdę zabójczym efektem.
– Jak sobie chcesz – powiedział Sebastian, ruszając znów w stronę domu. – Ale jeśli z powodu naszej dyskusji w ogrodach Glorianny pojawią się chwasty albo kamienie, sam je posprzątasz.
Lee skierował się ku otoczonemu murem ogrodowi, w którym mieściły się krajobrazy Glorianny − kawałki świata, równoważone za pomocą rezonansu jej serca. Sebastian tymczasem skręcił do piaskownicy, jak Glorianna nazywała teren zabaw z Efemerą. Rad nierad, Lee zawrócił i poszedł za nim.
Piaskownica była to drewniana, wysoka do połowy łydki skrzynia, mniej więcej wielkości małżeńskiego łoża, wypełniona piaskiem. Przylegała do niej druga skrzynia, o połowę krótsza i wypełniona żwirem. W środku stała ławka. Glorianna stworzyła to miejsce dla Efemery, żeby świat mógł się tam bawić bez żadnych konsekwencji dla krajobrazów, w których żyli ludzie. To właśnie ten plac zabaw Sebastian i Michael wykorzystali, by dotrzeć do Belladonny.
Michael klęczał na jednym kolanie w skrzyni ze żwirem, a jego twarz osłaniał przed letnim słońcem bezkształtny brązowy kapelusz. Może spod dużego ronda nie zauważył przybyszy, ale Lee podejrzewał, że raczej był zbyt skupiony na rzeczach znajdujących się w skrzyni z piaskiem.
– Och, daj spokój, dzikie dziecko. Już wystarczy. Nie to miałem na myśli. Przestań mi je przynosić…
Sebastian uśmiechnął się szeroko na widok garści kieszonkowych zegarków, sterczących z piasku. A potem roześmiał się głośno, kiedy z podłoża wynurzył się pozbawiony wskazówek kominkowy zegar.
– Na Opiekunów i Przewodników! – wybuchnął Lee. – Co ty robisz?
Michael, zaskoczony, zachwiał się i omal nie upadł. Rzucił gościom kwaśne spojrzenie i ostrożnie wyszedł ze skrzyni.
– To tylko nieporozumienie. Ja to naprawię. W końcu…
Z piasku wynurzył się kolejny zegarek kieszonkowy, niczym błyszcząca, złota ostryga.
– Uczysz świat kraść?
– Nie. – Michael zaczerwienił się gwałtownie i ściągnął z głowy kapelusz.
– Więc o co tu chodzi? – Lee wskazał teren zabaw.
– Zwykłe nieporozumienie – odparł czarodziej, teraz już z rozdrażnieniem w głosie.
– Nauczyłeś Efemerę kraść. – Lee spiorunował wzrokiem chichoczącego Sebastiana. – Wy dwaj pasujecie do siebie lepiej, niż myślałem.
– Uważaj na słowa – rzucił Michael ostrzegawczo.
− Na światło dnia… − Lee zaklął pod nosem.
Doskonale wiedział, że pod wpływem rezonansu ludzkiego serca Efemera się zmienia. A na wyspie Glorianny świat reagował na ludzkie uczucia bardziej niż w jakimkolwiek innym miejscu.
Chwilę później wszyscy trzej zatkali sobie nosy i odskoczyli od siebie gwałtownie.
– Czarodzieju! – wykrzyknął Sebastian. – Czy ty puściłeś bąka?!
Michael prychnął i ruchem głowy wskazał piaskownicę.
– Cuchnące ziele – wyjaśnił przez nos. – Dzikie dziecko tworzy je, kiedy ktoś przeklina. A jeśli zastanawiasz się, kto skłonił Efemerę do tworzenia śmierdzącej pierdami rośliny za każdym razem, kiedy ktoś zaklnie, uprzedzam, że to nie byłem ja. – Odwrócił się, wskazał zielsko i powiedział stanowczo: – Lee nie wszedł do piaskownicy, żeby się z tobą bawić, więc nie należało zmieniać jego słów w rośliny.
Dalsza część książki dostępna w pełnej wersji.