- W empik go
Motocyklista i ja - ebook
Motocyklista i ja - ebook
Przelotna wymiana spojrzeń, przypadkowe trącenie się łokciami. I nagły prąd, przeszywający ich oboje. Tak zrodziło się niezwykłe uczucie.
Długowłosy, przystojny motocyklista, dusza towarzystwa, otoczony wianuszkiem wpatrzonych w niego z uwielbieniem dziewczyn. I „szara myszka”, rozpoczynająca samodzielne życie z dala od rodzinnego miasteczka. Wydawałoby się, że więcej ich dzieli, niż łączy. A jednak miłość czyni cuda. Ona stara się zaakceptować jego pasję. On dla ukochanej gotów jest zrezygnować z niebezpiecznych motocyklowych wyścigów. Pod jednym warunkiem: weźmie w nich udział jeszcze tylko ten jeden, ostatni, pożegnalny raz.
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7564-643-6 |
Rozmiar pliku: | 898 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jeden z najpiękniejszych dni, który utkwił mi w pamięci do końca życia. Piękne pogodne popołudnie będzie miało to szczególne miejsce w moim sercu. Już na zawsze…
Nigdy nie zapomnę tych promieni słonecznych, które przenikały przez ubrania, dobijając się do naszej skóry. Delikatny powiew wiatru raz po raz głaskał mnie po policzku.
Poszłyśmy z koleżankami na pizzę i piwo z sokiem, złocisty nektar z dawką maliny. Usiadłyśmy przy stoliku w ogródku pizzerii. Rozbawione, szczęśliwe prowadziłyśmy rozmowę o wszystkim i o niczym. Czas, a właściwie świat przez chwilę się zatrzymał. Spojrzałam w lewą stronę i ujrzałam podjeżdżających trzech motocyklistów. Zaparkowali swoje niesamowite maszyny i niestety zajęli stolik obok nas. Nie miałam pojęcia, jak los chce mnie zaskoczyć, i to pozytywnie.
Wśród tych trzech chłopaków był on. Kątem oka spojrzałam na wysokiego blondyna i zaniemówiłam. Przystojny, dobrze zbudowany, o zniewalającym uśmiechu – wręcz niebiańskim. Tylko na niego zwróciłam uwagę, a przy tym poczułam lekkie ukłucie w sercu. Podświadomość podpowiadała mi, że ten nieznajomy chłopak zagości w moim życiu na dłużej. Ujrzałam nitkę promienia słonecznego na jego ramieniu i nagle przepełniło mnie poczucie, że to ktoś wyjątkowy. Dziewczyny od razu widziały po mojej minie, że bardzo mi się spodobał. Niespodziewanie dla mnie samej oblałam się rumieńcem. Mało tego, nawet nogi zaczęły mi się trząść!
Po niedługim czasie chłopcy przysiedli się do naszej „świętej trójcy”. Tak nas nazywali znajomi i przyjaciele. Byłyśmy przyjaciółkami od serca, zawsze mogłyśmy na siebie liczyć. Każda z nas miała inny charakter, inny wygląd i inne spojrzenie na świat. A jednak w tym wszystkim jakoś się uzupełniałyśmy. Trzy żywioły, które poskromić ciężko, a nam się udawało. Razem się śmiałyśmy, żaliłyśmy i razem płakałyśmy. Przeżywałyśmy każdą porażkę jednej z nas, jakby to była nasza własna porażka, każdy sukces jednej z nas, jakby był naszym własnym sukcesem. Po nietrafionej strzale Amora, byłyśmy wszystkie gotowe się wspierać, i to bardzo mocno.
Obie moje przyjaciółki mieszkały w Szczecinie. Edytka od urodzenia, Ania natomiast przeprowadziła się tu z Mazur. Ja wywodziłam się z niewielkiej miejscowości wielkopolskiej, ale zamieszkałam i pracowałam też tutaj. Zresztą pokochałam to miasto, czułam je całym swoim sercem. Miałyśmy świetną pracę, tak nam się wydawało – w sklepie, na stoiskach z odzieżą damską. Takie młode dziewczyny, które potrafiły samodzielnie się utrzymać, bez żadnej pomocy rodziców, to już coś. Całe życie było przed nami, same piękne barwy, które układały się niczym tęcza wychodząca tuż po przerażającej ulewie.
Podejrzewam, że naszym największym szczęściem było to, że mamy siebie. Obiecałyśmy sobie, że będziemy się przyjaźnić do końca życia. Nawet zawarłyśmy pakt przyjaźni zwany braterstwem krwi, polegający na jej wymieszaniu po nacięciu opuszka palca serdecznego. Tak bardzo sobie ufałyśmy i przysięgałyśmy, że nic nas nie rozdzieli, nawet najbardziej złośliwy chichot losu.
Dosiadając się do naszego stolika, mój obiekt westchnień usadowił się dosłownie obok mnie, krzesło przy krześle. Dziwne, ale w tym momencie poczułam delikatne ukłucie w sercu, tak jakby ktoś mi wbił szpilkę. Nigdy nie doświadczyłam podobnego doznania – taki ból, ale jakby pozytywny?
Gdy nasze oczy przypadkowo się spotkały, ujrzałam w nich błękit nieba. Dreszcz emocji ogarnął moje ciało. Czułam, a raczej byłam przekonana, że on doświadczył tego samego.
Gdy niechcący dotknęliśmy się łokciami, zaraz przeszły iskry – dosłownie, nawet odczułam porażenie prądem. Widziałam po jego twarzy, że jest też zaskoczony tym wszystkim. Dla mnie był najprzystojniejszym chłopakiem pod słońcem, którego miałam przyjemność spotkać.
To niespodziewane spotkanie miało swój ciąg dalszy. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo ważny dla mnie będzie ten obcy człowiek. Uśmiechając się do niego, nie miałam pojęcia, że to mój przyszły najważniejszy rozdział w życiu. Nie wiedziałam, że jego obraz będę nosić w sercu do końca moich dni. Byłam przepełniona szczęściem i błękitem jego oczu.
Maciek, mój obiekt westchnień, urodził się i mieszkał w Szczecinie. Dzielnica Gumieńce zawsze będzie mi się kojarzyła tylko z nim, miejscem, gdzie miał swój rodzinny dom.
Mieszkał z mamą Zofią. Była bardzo ciepła i niesamowicie sympatyczna. Dbająca o syna, dom i przepiękny ogród, który był jej pasją. Nie dziwię się, że syn ją bardzo szanował i kochał, była przede wszystkim wspaniałym człowiekiem. O ojcu mało wspominali i jakby niechętnie. Dużo później dowiedziałam się dlaczego. Ojciec mojego przyszłego chłopaka zostawił ich, gdy Maciek był malutki. Za chlebem i zapewnieniem godnego bytu rodzinie wyjechał do Francji. Niestety rozłąka sprawiła, że poznał tam kobietę. Później założył nową rodzinę, a oni zostali sami już na zawsze. Pani Zofia nigdy nie ułożyła sobie życia z kimś innym, postanowiła samotnie wychować syna. Straciła zaufanie do mężczyzn, na pewno nie chciała przeżywać drugi raz porzucenia. Było jej strasznie ciężko, ale dała radę. Starała się być matką i ojcem dla syna. Teraz wiem, że dorastanie Maćka miało wpływ na jej kolejne życiowe decyzje.
Maciek był wysokim i dobrze zbudowanym mężczyzną. Włosy jasny blond, tak jak i moje, zresztą długość do ramion jak i u mnie. Oczy piękne, błękitne, a uśmiech moim zdaniem wart grzechu. Pracował jako mechanik samochodowy i studiował zaocznie. Mimo obowiązków miał piękne hobby – motocykle. Gdy opowiadał o swojej maszynie, widziałam blask w jego pięknych oczach. Oddał całe serce tej niesamowitej pasji. Uwielbiał swoją hondę, bardzo dbał o nią. Czasami miałam wrażenie, że traktował ją jak ukochaną dziewczynę. Potrafił dużo czasu spędzić w garażu, pielęgnując swoją perełkę. Łączyła go z tą maszyną nierozerwalna więź. Kobieta na pewno może być zazdrosna o taką „rywalkę”, jestem tego pewna.
Mój niebieskooki blondyn otaczał się ludźmi z uczelni, to byli jego znajomi. Ale miał dwóch najwierniejszych przyjaciół wśród motocyklistów. Byli jak trzej muszkieterowie, nierozłączni jak bracia. Najważniejszy punkt ich przyjaźni opierał się na lojalności, mogli na siebie liczyć w każdej sytuacji. Przyjaźnili się od szkoły podstawowej. Kiedy ich poznałam, mieli po dwadzieścia sześć lat. Podejrzewam, że ich przyjaźń to prawdziwe braterstwo krwi, coś podobnego, jak my z dziewczynami. Trafiliśmy na siebie, tak czułam przez skórę.
Nie wiedziałam, co to znaczy zakochać się w motocykliście, który w życiu kierował się swoimi zasadami. Cenił przede wszystkim prawdę, choćby była najgorsza. Często powtarzał mi, że lepsza gorzka prawda niż słodkie kłamstwo. Byłam zachwycona tym, jak dbał o swój motor. Gdy któryś z kolegów zadzwonił w nocy, że coś się stało z motocyklem, to wtedy nie było dla niego problemu, po prostu ubierał się i jechał pomóc. Mogli na nim polegać w każdej sytuacji. A poza tym pracował jako mechanik samochodowy i był specjalistą w swoim zawodzie. Chociaż klienci grymasili i kręcili nosem, kiedy wynajdował kolejne usterki w samochodzie, to i tak później do niego wracali. Oddając auto w jego ręce, mieli pewność, że zostawiają je u prawdziwego fachowca. Był po prostu szczery i oddany pracy, zachowywał się jak lekarz dbający o swoich pacjentów. Bardzo to w nim ceniłam i powoli rodziło się moje wielkie uczucie do niego. To był jeden z kilku powodów, dla których coraz bardziej się do niego przekonywałam.
Powoli zauroczenie przemieniało się w poważniejsze uczucie. Nawet nie zauważyłam, kiedy wszedł do mojego serca i zawładnął moimi pragnieniami, myślami i ciałem.
Nie wiedziałam, jaki ślad zostawi w moim całym życiu. Nie miałam też pojęcia, jak bardzo będę cierpieć – wtedy, gdy już nigdy nie będziemy mogli być razem, a ja będę pamiętać to wszystko do końca moich dni.