- W empik go
Mów mi Charlie - ebook
Mów mi Charlie - ebook
W uległości nie chodzi o posłuszeństwo, ale o szczerość i wzajemny szacunek. Nie dam ci tego, czego pragniesz. Dam ci to, czego potrzebujesz. Tylko kobiety. Mów mi Charlie.
Dobry mąż, dająca satysfakcję praca, bezpieczeństwo finansowe. Jednym słowem: nuda. Dlaczego to, o czym marzy tak wiele kobiet, dla Gosi jest tak zniechęcające? W pewnym momencie swojego życia odkrywa, że każda kolejna rozmowa na temat zbliżającego się ślubu z Kamilem i oczekiwań, jakie ma wobec niej społeczeństwo, wywołuje w niej nie radosne podekscytowanie, a przerażenie.
Gosia wie, że to ostatni moment na zmiany. Zachęcona przez przyjaciółki, postanawia zarejestrować się na portalu randkowym. Jest przekonana, że dzięki niewinnemu flirtowi z innym facetem bardziej doceni to, co ma. Nie wiedząc, czego dokładnie szuka, z zaskoczeniem odkrywa, że pod imieniem Charlie wcale nie kryje się mężczyzna, a największa przygoda jej życia.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66890-88-6 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Spojrzała na wiszący na ścianie zegar, który wskazywał punkt trzynastą. Wyczekiwała dziś dzwonka równie niecierpliwie, co jej uczniowie. Był piątek, kończyła pracę wyjątkowo wcześnie, a zaraz potem była umówiona z Moniką i Leokadią.
Z tą pierwszą znała się od wczesnego dzieciństwa. Razem rozpoczęły edukację szkolną, krocząc dumnie w wieku lat pięciu do miejskiego przedszkola w Kostrzynie nad Odrą. W mieście, w którym większość ludzi utrzymywała się z pracy za pobliską granicą niemiecką, atrakcją mogła być albo wycieczka szynobusem do Berlina, albo coroczny festiwal przyciągający rzesze turystów nie tylko z Polski, ale z całego świata. Położona około stu kilometrów na zachód stolica Niemiec wyznaczała mieszkańcom czas pracy i odpoczynku, a młodzieży dawała okazję do poznania choć skrawka tego wielkiego świata, który znajdował się tuż za miedzą. Impreza, inspirowana dawnym Woodstock, nieco zatrważała starszych obywateli, miastu dawała zarobić, a młodzież napawała dumą, że choć przez moment ich mała ojczyzna jest słynna na cały kraj.
Perspektywa pozostania w mieście po maturze nie przemawiała do żadnej z nich. Alternatywa w postaci wyjazdu do Berlina, by rozpocząć pracę w charakterze sprzątaczki lub pomocnika na linii produkcyjnej, również nie przedstawiała się różowo. Dlatego zdecydowały się podjąć studia w którymś z większych polskich ośrodków akademickich. Wybrały Wrocław – dostatecznie daleko, by wyrwać się z nadopiekuńczych ramion rodziców, a zarazem wystarczająco blisko, by nie czuć się pozostawionymi samym sobie.
Każda podeszła do tego po swojemu. Monika rzuciła się w wir szalonych imprez i przygód, w którym zresztą trwała do dziś – mimo pracy na dwóch etatach, jako trenerka personalna i nauczycielka wuefu, wciąż znajdowała czas na kolejne romanse, prywatki i podróże. Żyła intensywnie i korzystała z każdej okazji, która mogła przynieść coś niespodziewanego.
Gośka czasem jej towarzyszyła, ale wolała raczej domowe zacisze, pozbawione męczącej rodzicielskiej kontroli i wybujałych oczekiwań co do jej osoby. Kochała rodziców i wiedziała, że to odwzajemniona miłość, ale ich wyobrażenia na temat jej przyszłości rozbiegały się dość znacznie z tym, czego oczekiwała ona sama. Miała dwadzieścia siedem lat, a rodzice uważnie śledzili wskazówki jej biologicznego zegara, nie wspominając już o niezdrowym zainteresowaniu jej macicą. Co rusz przebąkiwali o wnukach i ślubie jedynej córki. Kamil, wymarzony zięć, pałał do jednego i drugiego pomysłu równie mocną chęcią.
Narzeczeństwem byli od czterech lat. Dokładnie wtedy Kamil wprawił Gośkę w osłupienie, klękając z pierścionkiem w dłoni na środku promenady w Międzyzdrojach. Do dziś czuła wlepione w nią oczy dziesiątków gapiów, którzy składali już dłonie do oklasków, gotowi podziwiać romantyczny pocałunek, jak przyzwyczaiły ich do tego hollywoodzkie filmy z gwiazdorską obsadą. Zdawali się nawet nie czekać na jej odpowiedź, przekonani, że takie historie zawsze kończą się dobrze. Ona nie zdążyła jeszcze powiedzieć słowa, a oni wszyscy – z Kamilem na czele – planowali już ich przyszłość, w której tych dwoje żyło z pewnością długo i szczęśliwie. Przyjęła pierścionek – choć nie do końca wiedziała, czy tego chce. Sugestywne spojrzenie zakochanego po uszy Kamila i okrzyki coraz liczniejszej gawiedzi sprawiły, że po prostu nie mogła postąpić inaczej. Kiedy jednak zimny pierścionek znalazł się tamtego wieczora na jej palcu, poczuła dziwny niepokój w sercu. I choć próbowała wszystkimi siłami go stamtąd wypędzić, tkwił tam uparcie aż po dziś dzień.
Czy kochała Kamila? Chyba tak – był czuły, troskliwy i fajnie spędzało im się razem czas. Ale czy to ta jedyna miłość? I skąd się wie, że to w ogóle jest miłość? Tego nie była pewna, nikt nigdy nie podał jej konkretnej definicji. Mówiło się, że człowiek po prostu to wie. Czy jednak był to tylko pusty slogan i wszyscy będący w związku mieli podobne wątpliwości? Na to i wiele podobnych pytań Gośka nie potrafiła odpowiedzieć. Odsuwała je zatem od siebie na odległość na tyle bezpieczną, by uniknąć konfrontacji z innym, tym najważniejszym w życiu: czego tak właściwie oczekuje i pragnie ona sama?
Na razie odwlekała, o ile mogła, decyzję o ślubie. Ku uciesze Kamila, rodziców i przyszłych teściów przeniosła się do mieszkania narzeczonego. Było ono wprawdzie bardziej sutereną w jego rodzinnym domu, ale oddzielne wejście dawało pozory intymności przynależnej – wkrótce już przecież – młodej parze.
Z żalem opuszczała dom, w którym mieszkała od czasów studiów wspólnie z Moniką i Leokadią. Ta druga odziedziczyła go – wraz ze swym imieniem, z którego zresztą była całkiem dumna – po babci. Leokadia była artystyczną duszą, za którą trudno było nadążyć. Jednocześnie sprawiała wrażenie niezwykle poważnej, może nawet trochę staroświeckiej. Nietypowe imię jak ulał pasowało do awangardowego stylu życia i oryginalnego sposobu ubierania się.
Młoda spadkobierczyni wynajmowała dwa pokoje z początku chyba bardziej ze względów oszczędnościowych niż towarzyskich. Skończyła ASP, pracowała przy jakichś artystycznych projektach i rzadko bywała w domu. Mało się odzywała, niewiele mówiła o sobie. I choć Gośce i Monice wydawało się to trochę dziwne, z biegiem czasu zaakceptowały Leokadię jako ekstrawagancką, acz nieszkodliwą współlokatorkę. Ta zaś nawet je polubiła, co przerodziło się w osobliwą przyjaźń trzech niezwykle różnych kobiet, które jednak doskonale się rozumiały.
Dziś miały się spotkać po dłuższej przerwie. Monika zakończyła właśnie rehabilitację w Warszawie. Leczyła u znajomego chirurga stopę, na którą podczas treningu spadł jej jakiś niedorzecznie duży ciężarek. Po operacji i kilku tygodniach intensywnej rehabilitacji mogła w końcu wrócić do domu.
Gośce brakowało przyjaciółki. Monika była dla niej odskocznią od codzienności, która kręciła się wokół szkoły, zakupów i zasypiania z Kamilem na sofie przy następnym nieobejrzanym do końca filmie. Kolejne dni pełne marazmu, zlewające się w jedność, przytłaczały ją coraz bardziej. Wszelkie próby wprowadzenia zmian w ich wspólnym życiu spełzały na niczym. Kamil nie chciał słuchać o wyprowadzce z rodzinnego domu – temat ten wracał co jakiś czas w sprzeczkach, a potem zamiatali go pod dywan aż do następnej kłótni. W łóżku też im się nie układało, choć Gośka nie miała pewności, czy Kamil jest tego świadomy. Próbowała mu to wprawdzie komunikować na różne subtelne sposoby, ale w obliczu braku reakcji ostatecznie zrezygnowała z kolejnych podejść. Od pewnego czasu żyli bardziej obok siebie niż ze sobą. Dni mijały im na codziennej bieganinie, przerywanej okazjonalnym, przerażająco nudnym seksem lub spotkaniami w gronie zawsze tych samych znajomych. A do tego prawie codzienne obiadki u przyszłych teściów, suto zakrapiane coraz mocniejszymi naciskami, by młodzi wreszcie ustalili datę ślubu, bo przecież ile można czekać…
Dlatego na to dzisiejsze babskie spotkanie Gośka cieszyła się prawie jak dziecko na Gwiazdkę. Spojrzała na zegar raz jeszcze – do dzwonka pozostało zaledwie kilka minut. Sięgnęła po plik kartek leżących na biurku i uniosła je nad głowę.
– Zadanie domowe. Każdy bierze po jednej kartce. Tematy referatów – próbowała przedrzeć się przez hałas panujący w klasie.
– Na ocenę? – z końca sali padło pytanie, którego przecież nie mogło zabraknąć.
– Tak, na ocenę. Za tydzień referuje pierwsza ławka. Potem kolejne.
Rozdała pospiesznie arkusze w asyście rozbrzmiewającego właśnie dzwonka.ROZDZIAŁ 2
– Jesteś wreszcie! – Monika przywitała ją w progu z dwoma kieliszkami wina, od razu wręczając jej jeden.
– Zwariowałaś? Jest czternasta! – Gośka uniosła ramiona w powitalnym geście.
_– Break the rules, my girl, and live your life _– odpowiedziała z uśmiechem Monika, stukając swoim kieliszkiem w jej. – Jak dobrze cię widzieć, słońce ty moje! Chodź na zewnątrz, Leokadia grilluje jakieś wegańskie specjały, a ja, jak widzisz, zajmuję się winem.
Ruszyły ciemnym korytarzem prowadzącym na pokaźnych rozmiarów taras. Cały dom był bardzo duży i wymagał nie mniejszego remontu. Na ten jednak brakowało zawsze zarówno czasu, jak i pieniędzy. Chęci wprawdzie były, jednak ograniczały się do gdybania i snucia projektów podczas niejednego wspólnego wieczoru na wspomnianym tarasie. Raz nawet kupiły farby, ale potem się okazało, że trzeba by wymienić też tynk, co skutecznie ostudziło ich zapał. Farby ostatecznie wykorzystała Leokadia do jednego ze swoich projektów w galerii sztuki. Zamiast tynku kupiły zaś grilla, co okazało się zakupem praktycznym i o wiele bardziej sensownym. Na ścianach zawisły obrazy Leokadii oraz jej znajomych. Całość prezentowała się nie tylko nieźle, ale i artystycznie.
Ten dom zdawał się wprost zapraszać do środka – tam po prostu chciało się przebywać. Mieszkając w sterylnym lokum Kamila, które wydawało się być salonem pokazowym mebli ze sklepu jego ojca, Gośka tęskniła za tym nieładem i niepowtarzalnym klimatem.
– Opowiadaj – rzuciła Monika, rozkładając się w bujanym fotelu.
Leokadia jedynie krótko pomachała Gośce na powitanie zza kłębów dymu unoszącego się nad grillem.
– Ja? To ty opowiadaj! – odparła Gośka. – Jak noga? Jak rehabilitacja?
– Oj, przestań przynudzać. Noga jak noga. Najadłam się strachu, ale mnie doktorek poskładał do kupy. Mogę powoli wracać do treningów. Bo do szkoły wracam w przyszłym tygodniu.
– Nie za wcześnie?
– Wiem, co robię. Zresztą lekarz mi pozwolił.
– Nie rozumiem, po co ty w ogóle siedzisz jeszcze w tej szkole. Zarabiasz tyle na treningach, że mogłabyś sobie z tym dać już spokój.
– Lubię te dzieciaki – odparła szczerze Monika.
Zaśmiały się. Dobrze wiedziały, że każda narzeka po swojemu na uczniów, ale chętnie chodziły do pracy. I Gośka wcale nie chciała, żeby Monika z niej rezygnowała. Wówczas widywałyby się jeszcze rzadziej. A cholernie lubiła jej towarzystwo – zarówno prywatnie, jak i zawodowo.
Żadna z nich nie planowała kariery nauczycielskiej. Gośka poszła na polonistykę z miłości do literatury i bez wyraźnego planu, co z tym dalej począć. Monika skończyła AWF, a potem los jakoś tak samoistnie zaprowadził je w szkolne progi – znów wspólnie, ale tym razem w charakterze ciała pedagogicznego. Każda na swój sposób doceniała tę pracę – z tą różnicą, że Monika traktowała ją jak pasję, zarabiając jednocześnie godziwe pieniądze dzięki prywatnym treningom, Gośce natomiast pozostawały śmieszna pensja, praca ku chwale ojczyzny i sklep rodziców Kamila jako jedyne w miarę sensowe źródło dochodów. Ich „zabezpieczenie na przyszłość”, jak mawiał. Zdawał się mieć wszystko doskonale zaplanowane – ślub, dzieci, przejęcie wraz z młodszym bratem interesu ojca, a potem zapewne także zamieszkanie na stałe w rodzinnym domu. Nalegał na to, by w końcu zaczęli „układać sobie życie”. Tak jakby do tej pory było niepoukładane.
Gośka nie chciała się spieszyć z zakładaniem rodziny. To nie tak, że nie kochała Kamila. Po prostu perspektywa spędzenia reszty życia w kieracie pomiędzy pracą a dziećmi trochę ją przerażała. Czy to naprawdę było wszystko, co miało jej do zaoferowania życie? Nic więcej ciekawego nie miało się wydarzyć? Miała wrażenie, że coś przegapiła, czegoś nie odnalazła. Jakby harmonia ogromnego obrazu z puzzli zakłócona została jednym brakującym elementem, który nie dawał jej spokoju.
– O czym tak myślisz? – głos Moniki przywołał Gośkę do rzeczywistości.
– Grillowane warzywa, wegański ser z sosem czosnkowym i guacamole z ciepłą bagietką! – zapowiedziała wyraźnie dumna z siebie Leokadia, stawiając tacę na stół.
– Jesteś boska. – Monika posłała jej całusa, po czym zwróciła się ponownie do Gośki: – No więc?
Ta spojrzała na przyjaciółkę, popijając kolejny łyk wina.
– Bo to jest tak… – zaczęła cicho – że ja nie do końca jestem pewna, czy jestem szczęśliwa… – Jeśli mogła z kimś o tym porozmawiać, to tylko z dziewczynami. One nigdy jej nie osądzały i zawsze próbowały zrozumieć. A duszenie tego dalej w sobie nie tylko nie miało sensu, ale było też zwyczajnie nie do wytrzymania.
– Ulala, zapowiada się dłuższa pogawędka. Leokadia, ja lecę do kuchni po następne wino, a ty spróbuj się od niej czegoś dowiedzieć. Zaraz wracam i będziemy radzić. _Girl power_! – Monika wyciągnęła rękę w tryumfalnym geście, po czym zniknęła w głębi domu.
Gośka spojrzała za nią. _Naprawdę mi jej brakowało_, pomyślała.
– Kamil? – zapytała tymczasem Leokadia.
– Nie wiem. Chyba wszystkiego po trochu – odparła, wlewając sobie resztkę wina z pustej już prawie butelki. Zapowiadała się długa noc.
Wyciągnęła komórkę z kieszeni i wysłała krótką wiadomość do Kamila: „Zostanę na noc u dziewczyn. Stęskniłam się za nimi. Śpij dobrze, buziaki”.ROZDZIAŁ 3
Poranek przywitał Gośkę promieniami słońca na twarzy. Zmrużyła oczy, przekręcając się na drugi bok. Z kuchni dobiegał już odgłos młynka do kawy, choć pora wydawała się jeszcze wczesna. Zapewne Monika, nie zważając na to, że wypiły niedorzeczną ilość wina i położyły się spać późną nocą, nie zrezygnowała z porannego rygoru w postaci ćwiczeń i zimnego prysznica. Gośka czasem się zastanawiała, skąd ona na to wszystko bierze czas, a przede wszystkim chęci.
Rozmawiały wczoraj do późna. Mimo usilnych starań przyjaciółek Gośka nie potrafiła określić, dlaczego w zasadzie czuje się nieszczęśliwa. I czy to, co odczuwa, przypadkiem nie jest jednak szczęściem, którego ona jedynie nie potrafi docenić? Wiele dziewczyn marzyło o tym, by ich losy potoczyły się tak jak życie Gośki. Poznała miłego chłopaka, który miał niezłe perspektywy. Kochał ją, szanował i snuł plany. Ona jednak czuła, że tonie. W grząskiej, śliskiej mieliźnie oblepiającej ją powoli i nieustannie. Nie mogła się ruszać, poczuć prawdziwie wolną. Jak ptaszek w złotej klatce, którego wystawiono na pokaz.
Suchy argument Leokadii, że przecież żyjemy we w miarę cywilizowanym świecie i istnieją rozwody, też jej nie przekonywał. Miała obawy, że jeśli już raz wejdzie do tej rzeki, pozostanie w niej na zawsze. A jej nurt był spokojny, powolny i jednostajny. Tak miała spędzić resztę swojego życia? Czy to naprawdę było jej przeznaczeniem?
– Nie śpisz już? – usłyszała głos Moniki.
Podniosła głowę. Przyjaciółka stała w progu pokoju z dwoma kubkami kawy.
– Właśnie się przebudziłam.
– To wstawaj, śpiochu. Śniadanie na stole.
W kuchni siedziała już Leokadia, popijając zieloną herbatę. Gośka klapnęła na krzesło koło niej i dodała do swojej kawy łyżeczkę cukru i śmietankę.
– Zjem z wami, ale tak szybko – odezwała się, biorąc pierwszy łyk. – Kamil już pisał, o której będę. Zapomniałam, że jesteśmy umówieni na obiad z jego rodzicami.
– Masz jeszcze czas – uspokoiła ją Monika. – Włącz, proszę, radio. Za tobą leży mój laptop. Hasła nadal nie zmieniłam – dodała z uśmiechem.
Gośka sięgnęła po komputer, wklepała w puste pole „jestemzajebistana100” i otworzyła przeglądarkę internetową. Nie zdążyła nic wpisać, gdy w prawym dolnym rogu ekranu wyskoczyło powiadomienie „spanishboy23 wysyła ci zdjęcie”. Odruchowo najechała na okienko myszką i zawahała się chwilę, by ostatecznie zrezygnować z otwarcia pliku. Zamiast tego zapytała:
– Monika, kto to jest, do cholery, spanishboy23 i dlaczego wysyła ci plik ze zdjęciem?
– Nie gadaj! Wysłał w końcu? – żywiołowo zareagowała przyjaciółka. – Pokazuj, ale już!
Gośka posłusznie otworzyła plik. Na ekranie pojawił się umięśniony, tajemniczy brunet z sięgającymi ramion włosami.
– Niezłe ciacho – oceniła krótko Leokadia.
– Umówić się z nim? Jak myślisz? – zapytała Monika, odruchowo przesuwając kursorem po zarysie mięśni zagadkowego jegomościa.
– O czym wy, do cholery, mówicie? – wtrąciła Gośka.
Przyjaciółki spojrzały na nią jednocześnie.
– Portal randkowy – wyjaśniła Leokadia.
– Raczej przygodowo-randkowy – parsknęła śmiechem Monika.
– Umawiasz się na randki z internetu? Serio?
– A umawiam. Jeszcze przed wypadkiem się tam zarejestrowałam i od tego czasu przeprowadziłam wiele ciekawych i pikantnych rozmów. Z jednym nawet raz się umówiłam, jak już nie chodziłam o kulach, i muszę przyznać, że była to niezapomniana noc…
Gośka była coraz bardziej zdumiona. Wiedziała, że Monika jest przebojowa, ale o to by jej nie podejrzewała. To były ewidentnie randki na jedną noc!
– Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? – zapytała, nie kryjąc żalu.
– A jakoś tak… sama nie wiem. – Monika wzruszyła ramionami. – Nie było kiedy. Teraz ci mówię. To taki portal podzielony na działy tematyczne, grupy towarzyskie… Każdy znajdzie w nim coś dla siebie. Spanisboy23 był na przykład w grupie latinolovepoland. Ja też love latino, więc pomyślałam, że to coś dla mnie. Ale tam można znaleźć facetów z całego świata.
Gośka przeglądała z niedowierzaniem stronę, która odkrywała przed nią zupełnie nieznany dotąd świat. Nie była odludkiem, wiedziała, że ludzie umawiają się przez internet, ale ten portal był inny. Klikała w kolejne odnośniki, przechodząc do coraz ciekawszych jego zakątków. Twórca tej witryny wyraźnie adresował ją do osób, które szukały niezobowiązujących przygód. To nie było miejsce, gdzie szuka się miłości do grobowej deski.
– Naprawdę poznałaś tam żywego faceta? – zapytała. – I nie okazał się obleśnym dziadem? Ani psychopatą?
– Naprawdę. I też był latino! I powiem ci, moja droga, że tacy latino to jednak potrafią… – wymruczała Monika z zadowoleniem.
– Widziałaś go potem jeszcze?
– A coś ty! To jednorazowe występy.
– Może tego właśnie ci trzeba? – wypaliła niespodziewanie Leokadia, zwracając się do Gośki.
– Zwariowałaś? – Gośka rzuciła jej krótkie spojrzenie.
– Mówiłaś, że nie wiesz, czy jesteś szczęśliwa. I że za mało przeżyłaś, by zakopać się w pieluchach u boku męża. To daj szansę losowi. Przeżyj, zobacz. Może to nie okaże się wcale takie, jak myślisz. Docenisz wtedy to, co masz, i ze spokojem ducha wydasz się za mąż.
Przyjaciółki spojrzały na nią zaskoczone. Leokadia rzadko udzielała porad sercowych.
– Chyba naprawdę oszalałaś – prychnęła Gośka. – Planuję ślub. Nie mogę się umówić na randkę z kimś innym.
– Ślub planujesz już od paru lat. Jeśli chcesz spróbować czegoś innego, to jest ostatni moment. Wyjdź za mąż, jeżeli jesteś pewna, że tego pragniesz. Jeśli nie jesteś, to się najpierw upewnij. Proste – podsumowała Leokadia, sięgając po talerz z owocami.
– Mam się upewnić, czy chcę wyjść za mąż, sypiając z kimś innym? To absurd!
– Nikt tu nie mówił o seksie. A jedynie o spotkaniu, niewinnym flircie. To nie zbrodnia. Sprawy potoczą się własnym biegiem. Daj sobie szansę. Jeśli nie odnajdziesz tego, czego szukasz, to znaczy, że Kamil to jednak ten jedyny. Ale zbrodnią byłoby wyjść za niego i mydlić mu oczy.
– To najgłupszy pomysł świata – odparła Gośka, zamykając laptopa. – Prawda, Monia?
Monika siedziała z podkurczonymi nogami na krześle, milcząc jeszcze przez chwilę. W końcu odstawiła kubek na stół, sięgnęła po nóż i krojąc bułkę, powiedziała:
– Nigdy nie odkładaj niczego na potem. Znasz moją dewizę. – Odłożyła nóż i sięgnęła po masło. – Do niczego cię nie namawiam. Pokazuję jedynie możliwości – dodała, patrząc w oczy osłupiałej Gośki.