- promocja
- W empik go
Mów mi Paj - bajka dla dzieci od lat 6 do 106 - ebook
Mów mi Paj - bajka dla dzieci od lat 6 do 106 - ebook
„Mów mi Paj” - bajka dla małych i dużych. Zabawna a przy tym mądra bajka o ludzkich zwyczajach opowiedziana z perspektywy...pajęczej sieci. Paj bowiem, jest sympatycznym pająkiem – podróżnikiem, który obserwując ludzi dochodzi do zabawnych i filozoficznych wniosków. To bajka, która wzrusza i bawi a także podpowiada sposób by zachwycać się każdą chwilą i czerpać radość z życia. Tutaj każdy znajdzie coś dla siebie. Paj jako narrator, prowadzi czytelnika przez dziesięć opowieści, poruszając ważne życiowe tematy. Wszystko podane łagodnie i z humorem. Nieszablonowy Paj bawi, inspiruje i pobudza do refleksji nad poszukiwaniem tego co w życiu najważniejsze oraz tajemniczą muzyką, wibrującą w każdym z nas.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788396391612 |
Rozmiar pliku: | 2,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Tak jest. Paj Ąk. Dokładnie z tych Ąków pochodzę. Prawdopodobnie dlatego tak dobrze się trzymam, mimo, że swoje lata mam. No, ale lepiej mieć swoje lata, niż cudze.
Dobrze się trzymam, bo Ąkowie z moich stron bardzo dobrze odżywiają się, bardzo dobrze oddychają i bardzo dobrze nawadniają się, codziennie zbierając w swoje sieci świeżą, poranną rosę, bogatą we wszelkie minerały.
Mieszkałem już w różnych miejscach. W piwnicy, na strychu, w lewym kącie i w prawym też, za kanapą i za szafą, na pięterku i na parterze, w łazienkach (tak, tak, w tych Łazienkach również), a nawet w kuchni, hotelu, na statku i w sklepie, a jeszcze tyle jest miejsc, że musiałbym wymieniać do następnego zaćmienia słońca. Jedno, lub dwa już widziałem.
Widziałem niejedno, a jeszcze więcej nie widziałem. Myślę sobie jednak, że im więcej zobaczysz, tym więcej czeka na zobaczenie. I to właśnie zamierzam robić. Baczyć i zobaczyć i nigdzie się stąd nie ruszać. Dlaczego? Bo tu mi się podoba. Wprowadziłem się niedawno, więc wszystko powoli poznaję.
Raczej się chowam. Tak dla bezpieczeństwa. Nie wiem dlaczego tak się dzieje. Z jednej strony ludzie boją się mnie, ale zwykle to właśnie oni na mnie polują, używając broni która mrozi krew w żyłach. To broń podstępna i zawsze noszą ją przy sobie. Jak dawniej na dzikim zachodzie. Tą bronią są papcie. To dopiero przewrotna nazwa dla broni. Nazwać broń – papeć. Też coś. Chyba, że kojarzy im się to z papką, bo tyle właśnie z nas zostaje gdy dosięgnie nas papeć.
Od papci zatem trzymam się z daleka. Trzymam się zwykle tuż pod sufitem, bo stamtąd wszystko bardzo dobrze widać i rzadko kiedy, ktoś jest na tyle wysoki, że potrafi sięgnąć sufitu.
Czasem chowam się za szafą, bo szafa jest wypchana po brzegi i tak ciężka, że nikomu nie chce się jej odsuwać. Papeć tam też mnie raczej nie dosięgnie. Gorzej gdy nadchodzi sobota, bo wtedy zawsze w ruch idzie potworna maszyna do wciągania. Coś jakby wiatr, ale w drugą stronę. Nie wiem co to jest, ale ogromna rura robi wiatr w drugą stronę i wciąga wszystko, co napotka na swej drodze.
Przerażające, bo zwykle co tydzień muszę odbudowywać swoją pajęczynę. Czasem nawet częściej. Ale nawet jak wciągają częściej, to nie zawsze chce im się sięgać wyżej i wciągają tylko to, co spadnie pod ich nogi. Rzadko podnoszą oczy do góry. No, ale w sobotę podnoszą. Dziwnym trafem zawsze przyglądają się miejscom gdzie założyłem swoje filie. A mam cię! Pewnie nie znasz tego słowa.
Filia to taka firma, która wygląda tak samo, jak inna firma i nawet tak samo się nazywa i nawet robi to samo np. produkuje takie same... tfu! papcie. Ale filia musi się słuchać tej drugiej firmy, tak jak córka słucha swojej mamy. Bo filia oznacza dokładnie córkę. Tak tak. Córka w języku łacińskim, to właśnie filia. A skąd to wiem?
Ano właśnie stąd, że kiedyś mieszkałem i w takiej firmie córce i w zakurzonej bibliotece. I tam właśnie przychodził pewien starszy pan o którym mówili „dziwaczny jegomość”, i on właśnie uczył się języka łacińskiego.
Codziennie z samego rana wchodził do biblioteki, podchodził do półek ze słownikami, otwierał jeden z nich i uczył się jednego łacińskiego słowa. Codziennie. Był naprawdę bardzo mądry. Codziennie jedno słowo. Podobno chodził z tym słowem przez cały dzień. Opowiadał o nowo poznanym słowie każdemu, kogo spotkał tego dnia. Podobno mieszkał sam i jego jedyną rozrywką było poznawanie łacińskich słów. Wyglądał na szczęśliwego człowieka.
Różnych w swoim życiu spotkałem, ale on naprawdę lubił poznawać nowe słowa.
Poznawanie nowych słów sprawia ogromną frajdę. Gdy odkrywasz znaczenie słów, możesz czuć się jak prawdziwy bogacz. Dobrze użyte słowa potrafią sprawić, że mówienie i pisanie stają się wielką przygodą. A przygody lubimy wszyscy. Prawda?Nie jest nowiną, że my Ąki bardzo gustujemy w muchach. Lubimy muchy na wszelkie możliwe sposoby, ale najbardziej lubimy towarzystwo much. Muchy są szybkie, zwinne i mimo że są o wiele mniejsze, uwielbiają nawijać. Nawijać, czyli gadać w nieskończoność, przez co brzmi to jak bzyczenie.
Nawet ogromne Ąki nie potrafią mówić tak szybko i tak dużo. Muchy absolutnie nie bzyczą, tylko tak szybko mówią. A mówią bez przerwy. Opowiadają historie z całego dnia albo z całego roku. Najchętniej opowiadają historię całego swojego życia naraz. A gdy skończą, zaczynają od nowa.
Muchy pod względem kulinarnym, nie są zbyt wybredne, więc również w niewybredny sposób opowiadają. O wszystkim i o niczym. Często można dowiedzieć się od jednej muchy, o żywocie innych much, co czyni z nich wielkie plotkary. Myślę sobie, że to z tego gadulstwa siadają byle gdzie i jedzą byle co. Muchy bowiem nie zastanawiają się nad niczym. W niczym nie widzą większego sensu i cały świat dla nich, to jedno wielkie… no, domyślcie się sami.
Muchy nie są złe. Dlatego my Ąki lubimy muchy mimo wszystko. Najbardziej lubimy jak wpadają do naszego domu, czyli sieci. Nasze domy są tak słodkie, że muchy aż nieruchomieją z wrażenia. Nieruchomieją i dosłownie rozkładają się w nich, jak w hamakach. Tak im jest wygodnie.
No dobra, nie będę ukrywał, że od czasu do czasu, lubię zjeść muchę. Ale jem tylko te, co głupio gadają, albo za bardzo obgadują inne muchy. Z tymi nieco mądrzejszymi nawet zamienię kilka słów, a potem idę spać, bo i tak mnie to męczy. Ale muchy lubię, bo dobra mucha, nie jest zła. Właśnie dlatego lubię muchy, bo nie są złe. Są po prostu głupciate a nie można nie lubić kogoś, tylko dlatego, że jest głupi. A taka głupciata, nie jest zła, bo za bardzo nie zastanawia się nad tym co robi. Dlatego muchy lubię i kropka.
Pamiętam jak dawno temu mieszkałem na balkonie. Balkon był ogromny i stało tam mnóstwo szafek, stołków, kwiatków w doniczkach, leżaków i sprzętów na temat których nie miałem bladego pojęcia.
O bladym pojęciu kiedyś wam jeszcze opowiem. O zielonym zresztą też. To dopiero jest przygoda!
Ale wracając do balkonu. Był wielki i nazywali go czasem taras. Ludzie mieszkający w tym domu często wołali „idę na taras i wracam zaraz” co było nieprawdą, bo wcale zaraz nie wracali. Rozkładali leżaki i leżeli tak i leżeli. Do tego właśnie służy leżak, jak sama nazwa wskazuje. Leżeli i wpatrywali się w niebo. To znaczy, chyba się wpatrywali, bo mieli na oczach ciemne okulary i nie wiadomo było gdzie patrzą. Zupełnie nie rozumiem dlaczego to robili, ale wyglądało na to że bardzo lubili to robić.
Czasem podchodziłem bardzo blisko leżaka i próbowałem patrzeć dokładnie w ten sam punkt nieba co oni. Jeszcze jak na niebie pojawiła się chmura, to była jakaś rozrywka, bo można było wyobrażać sobie jaki kształt ma chmura i co przypomina. To znaczy, do czego jest podobna. Ale jak na niebie nie było absolutnie żadnej chmury, to ja nie wiem na co się tak gapili. W takich momentach, ludzie nieco przypominali muchy. Kompletnie bezsensowne gapienie się w nic.
Ale pewnego dnia, przez niebo przeleciała potężna mucha. No, to była chyba taka mucha ogromniucha, taka mucha, że uch uch. Była ogromna i co najdziwniejsze, była cała biała. Może mucha im jest większa, tym jaśniejsza się robi? Nie wiem, ale zakładam, że tak, bo ta była ogromna i biała. W dodatku puszczała białe bąki, co jeszcze bardziej mnie rozbawiło, bo muchy przecież bąków nie puszczają. Leciała tak i leciała, a za nią przez całe niebo ciągnął się biały bąk. To było bardzo zabawne. Na tyle zabawne, że ułożył mi się w głowie taki wierszyk:
Przez niebo leciała
wielka mucha
puszczała białe bąki
może dlatego, że była
duża
a może to od mąki
Dopiero po wielu długich miesiącach dowiedziałem się, że to był samolot a nie mucha. Samoloty też lubię. Są zabawne. Choć nie wiem jak wielką musiałbym utkać sieć, żeby przylepił się do niej samolot.