- nowość
Mówią na to bunt. Jak wspierać dzieci w wieku intensywnego rozwoju 2–4 lat - ebook
Mówią na to bunt. Jak wspierać dzieci w wieku intensywnego rozwoju 2–4 lat - ebook
Książka, która pomaga rodzicom zrozumieć jeden z najintensywniejszych okresów w życiu dziecka – od pierwszego „nie” do około czwartego roku życia. Autorki, psycholożki Malin Bergström i Clara Linnros, pokazują, jak empatyczne podejście wspiera rozwój malucha, pozwalając mu poznawać siebie i swoje potrzeby. To nie bunt, lecz rozkwit – kluczowy etap na drodze do samodzielności i siły.
Kubek ma zły kolor, kotlet dotknął ziemniaka, jabłko jest pokrojone nie w ten kształt, siostra pierwsza nacisnęła przycisk w windzie, a na koniec czeka cię awantura w sklepie… Jeśli w trzewiach czujesz, co to wszystko może oznaczać, ta książka jest dla ciebie.
Tak zwany wiek buntu może być trudnym okresem w życiu małych dzieci i ich rodziców, jest natomiast niezwykle ważny! Obejmuje kilka intensywnych lat od momentu, kiedy dziecko zaczyna mówić „nie”, aż do mniej więcej czwartego roku życia. W czasie gdy uczy się ono chodzić i mówić, zaczyna także wyrażać swoją wolę.
W książce Mówią na to bunt psycholożki dziecięce Malin Bergström i Clara Linnros opisują, jak dzięki empatycznemu rodzicielstwu można poznać i zrozumieć ten fantastyczny czas rozwoju naszych dzieci – chodzi o prowadzenie dziecka w zgodzie z jego możliwościami rozwojowymi, osobowością i samopoczuciem, a nie według sztywnych zasad i przekonań z przeszłości. Mówią na to bunt, ale nie chodzi tu o kłócenie się, lecz o to, aby dziecko mogło poznać siebie, swoją wolę i rozwijać kompetencje społeczne. Mówią na to bunt, ale my nazwijmy to inaczej: rozkwitem naszych dzieci. Przez bunt dziecko dba o swoje prawo do uczenia się, wzrastania i rozwoju.
Bunt to paliwo, którego potrzebuje każdy z nas, by iść dalej, gdy nie ma równowagi między tym, co chcemy, a tym, co możemy. Dzięki niemu dziecko przygotowuje się do samodzielnego życia i zdobywa siłę, aby zadbać o siebie i swoje potrzeby. Bunt jest warunkiem koniecznym do rozwoju, chociaż faktycznie nie jest łatwy. Ani dla rodziców, ani dla dzieci.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67288-71-2 |
Rozmiar pliku: | 3,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wstęp
1. Bunt – naszymi oczami
2. Jak sobie radzić z emocjami?
3. Funkcjonowanie z innymi
4. Jak stawiać czoła wyzwaniom
5. Bycie przewodnikiem
6. Podążanie za dziećmi
7. Miłość bezwarunkowa
8. Poczucie humoru i zabawa
9. Własne wyzwania w rodzicielstwie
10. Rodzicielstwo we dwoje
Posłowie
Podziękowania!
WSTĘP
Dlaczego potrzebujemy książki o okresie buntu?
Jesteśmy psycholożkami dziecięcymi i pracujemy w ochronie zdrowia. Poza tym Clara jest psychoterapeutką, a Malin prowadzi badania nad zdrowiem i rozwojem małych dzieci, choć swoją drogą jesteśmy przekonane, że to właśnie praca bezpośrednio z rodzinami jest najważniejsza. Napisałyśmy tę książkę, bo zauważyłyśmy, że wielu rodziców jest zagubionych w tych pierwszych latach życia dziecka, gdy się ono intensywnie rozwija, a ciągle jeszcze brakuje mu samokontroli i nie umie przewidzieć skutków swojego zachowania.
Bunt jest słowem, które budzi wiele emocji, a mimo to uważamy je za odpowiednie, ponieważ opisuje pełen emocji etap rozwoju trwający od niemowlęctwa do końca okresu przedszkolnego, gdy dziecko okazuje już większą gotowość do współpracy w relacjach. A jako że jest to wyjątkowy czas, wymaga szczególnego rodzaju rodzicielstwa. W tym okresie dzieci potrzebują, aby rodzice byli ich przewodnikami, pokazywali, co jest ważne, pomagali zrozumieć reguły panujące w otoczeniu – i robili to z uważnością i wyczuciem, adekwatnie do ich wieku. Chcemy więc napisać o tym, jak prowadzić dziecko z czułością. Jak wskazywać kierunek, biorąc pod uwagę osobowość podopiecznego i wyzwania danego dnia, a nie sztywne zasady. Ponieważ wiedza o rozwoju dziecka pomaga w opiece nad nim, chcemy pokazać, jak przez bunt i podejmowanie własnych decyzji uczy się ono radzić sobie z emocjami, funkcjonować w grupie i podejmować nowe zadania. Podczas gdy dziecko z mozołem nabywa te umiejętności, rodzice mogą je wesprzeć przez szukanie równowagi między prowadzeniem go a podążaniem za nim oraz zapewnienie mu bezwarunkowej miłości, a także dzięki poczuciu humoru i luzu.
To książka także o tym, co w tym czasie przeżywają dorośli. O tym, co im przeszkadza w byciu takimi rodzicami, jakimi by chcieli być, i o tym, jak konflikty między nimi wpływają na ich rodzicielstwo, jeśli wychowują dziecko we dwoje. Chcemy też przypomnieć, dlaczego w tym momencie trzeba jeszcze poczekać na dziecięcą wzajemność i współpracę, o których my, rodzice, tak marzymy w gorsze dni. To wszystko już czeka – po drugiej stronie ery intensywnego rozwoju i równie intensywnego buntu.
1
BUNT – NASZYMI OCZAMI
Ta książka traktuje o okresie szczególnie intensywnego rozwoju dzieci – od dnia, kiedy powiedzą pierwsze „nie”, do mniej więcej ukończenia przez nie czwartego roku życia. W tym czasie nie tylko uczą się biegać, wspinać i mówić. Zaczynają też jasno i wyraźnie wyrażać swoją wolę, do tego rozpiera je energia. Już nie tak łatwo odwrócić ich uwagę, nie zawsze wystarczy żarcik, żeby zapomniały o tym, co jest dla nich ważne. Czasami można mieć wrażenie, że chcą się tylko kłócić. Wskazywanie im drogi w tym okresie wymaga od rodziców szczególnych kompetencji.
W byciu przewodnikiem nie chodzi wyłącznie o określanie granic ani o pełną konsekwencję. To zresztą mijałoby się z celem przy tak małych dzieciach. Ważna jest za to nasza uważność na aktualny stan dziecka – fizyczny, psychiczny, emocjonalny. Ono potrzebuje, abyśmy byli przy nim, towarzyszyli mu, a nie wyprzedzali je naszymi wymaganiami1. Wskazywali właściwą drogę, jednocześnie pomagając poradzić sobie z wyzwaniami, których doświadcza, kiedy jego ciało, samopoczucie i mowa nie idą w parze z tym, czego pragnie. Dobrym punktem wyjścia do działania będzie więc wiedza o jego rozwoju.
ľ kogoś, kto ciągle ma nam coś za złe, kłóci się tylko po to, żeby się kłócić, i sprzeciwia się na każdym kroku. Sądzimy, że te skojarzenia są mylące, ale używamy słowa bunt, podobnie jak wielu rodziców. Dla nas bowiem bunt zawiera w sobie siłę, moc i wzrost. Siłę, by iść do przodu, poczucie, że mam prawo zadbać o siebie, mam prawo do tego, by mnie widziano i słyszano. Przez bunt dziecko dba o swoje prawo do uczenia się, wzrastania i rozwoju. W naszych oczach bunt jest paliwem, którego potrzebuje każdy z nas, by iść dalej, gdy nie ma równowagi między tym, co chcemy, a tym, co możemy. Dzięki niemu dziecko przygotowuje się do samodzielnego życia i zdobywa siłę, aby zadbać o siebie i swoje potrzeby. Bunt jest warunkiem koniecznym do rozwoju, chociaż faktycznie nie jest łatwy. Ani dla rodziców, ani dla dzieci.
Bunt i władza
Bunt jest wyzwaniem rzuconym temu, kto ma nad nami władzę. Między osobami równymi sobie mogą rodzić się kłótnie, ale bunt to przeciwstawienie się komuś, kto stoi wyżej. Kiedy sami się buntujemy, przeciwstawiając się przełożonemu albo cioci na imieninach, często odczuwamy dumę, przynajmniej w duchu. Podobnie czują dzieci, które mają odwagę decydować o sobie, są niezależne i wiedzą, czego chcą. Człowiek w fazie tak intensywnego rozwoju może być uciążliwy dla otoczenia, tymczasem właśnie wtedy najbardziej potrzebuje wsparcia bliskich. Rodzicom jednak trudno dopatrzeć się związku między głośnym protestowaniem przy myciu zębów a rozwojem osobistym i budowaniem swojej autonomii. Nie uważamy się za despotów i tyranów, gdy chcemy pomóc dziecku umyć się, a potem położyć je spać. Raczej czujemy wtedy, że jeszcze chwila i sami rozpadniemy się na kawałki.
Z buntem przez życie
Bunt tak naprawdę towarzyszy nam przez całe życie. Często mówimy o buncie dwu- i trzylatka, choć są tacy, którzy twierdzą, że można go obserwować nawet w okresie płodowym. Niektóre dzieci zaczynają protestować i złościć się, już gdy mają półtora roku. W tym wieku przyspiesza rozwój fizyczny, dzieci są całkowicie skupione na odkrywaniu świata i własnych umiejętności. Zaczynają mówić i poznają słowo „nie”, które może stać się ich ulubioną odpowiedzią na wszystkie nasze propozycje. Przechodzenie z jednej czynności do drugiej, np. gdy trzeba położyć się spać albo umyć zęby, może budzić donośny sprzeciw. Małym dzieckiem rządzi jego wola, nie umie jeszcze ono przewidzieć konsekwencji ani nie ma poczucia czasu. Jednak w tym wczesnym okresie łatwo jeszcze przekierować jego uwagę na coś innego, nawet jeśli targają nim burzliwe emocje.
Bunt może również zacząć się w wieku dwóch lat. Rodzice mogą mieć wrażenie, że ktoś podmienił im dziecko – nagle robi się ono drażliwe, niemiłe, wiecznie niezadowolone. W tym czasie jego mózg gwałtownie się rozwija. Dwulatek chce sam wybierać, próbuje sterować innymi, ale jest świadomy tego, że z wieloma rzeczami nie może sobie poradzić. Frustracja spowodowana tym, że coś nie idzie po jego myśli, może urosnąć do gigantycznych rozmiarów. Jednocześnie dziecko uczy się bawić, wchodzić w relacje społeczne z innymi dziećmi, pojawiają się próby kompromisu i dogadywania się. To nie są dla niego łatwe rzeczy. Nawet jeśli w żłobku wystarcza mu na nie sił, to po południu zasoby mogą się już wyczerpać, co czasem skutkuje eksplozją frustracji.
Niektóre dzieci buntują się jeszcze długo po skończeniu czwartego roku życia. Te, które są wrażliwe na stawiane im wymagania albo mają wielką potrzebę niezależności, mogą frustrować się ograniczonymi możliwościami, brakiem wolności i niewystarczającą samodzielnością. Do zaostrzenia frustracji może przyczyniać się też opóźniony rozwój mowy i trudności z komunikowaniem się.
Oczywiście nie wszystkie dzieci buntują się albo wpadają w złość. Różnią się między sobą tak jak my, dorośli, a to, jak wygląda u danego dziecka okres buntu, jest podyktowane jego temperamentem i indywidualnym tempem rozwoju oraz tym, w jakim otoczeniu dorasta. Tutaj ważni, rzecz jasna, jesteśmy my, rodzice, to, jak traktujemy nasze dziecko i jak się nim opiekujemy, jak radzimy sobie z emocjami i stresem, a także jaka atmosfera panuje w rodzinie.
Władza rodzicielska
W buncie chodzi o władzę. A w oczach dzieci to my, rodzice, jesteśmy jej uosobieniem. Jesteśmy duzi, silni, wysocy, to my podejmujemy decyzje. Zresztą nasza władza ma związek nie tylko z fizyczną przewagą. Dla niemowlęcia byliśmy – dosłownie – całym światem, nasza troska o nie była warunkiem jego przetrwania. Ta zależność dalej jest wyraźna. Dzieci wiedzą, że bez nas sobie nie poradzą. Ich uczucia, które są z tym związane, mogą zmienić się dwadzieścia razy w ciągu godziny, ale w tym kołowrotku rzadko pojawia się wdzięczność. Jako rodzice możemy czuć, że to niesprawiedliwe, ale jeśli bierzemy pod uwagę dziecko, brak wdzięczności jest pozytywnym zjawiskiem. Relacje rodziców i potomstwa nie są symetryczne. To naszym zadaniem jest dbanie o potrzeby dzieci, na przemian wsłuchiwanie się w ich uczucia i przejmowanie dowodzenia. Dzięki temu one mogą się na nas oprzeć, przyjąć naszą obecność jako coś oczywistego i włożyć całą swoją energię w rozwój. Nagrodą za bycie osobą, z którą dziecko tworzy bezpieczną więź, rzadko są czułe dowody miłości. To zazwyczaj niewdzięczna rola, polegająca głównie na tym, żebyśmy zawsze byli pod ręką i mieli dla dziecka zapasowe spodnie, banana oraz otwarte ramiona. Pocieszmy się, że ten czas nie będzie trwał wiecznie. Nagrodą dla nas jest nie tylko możliwość obserwowania, jak nasze dziecko rozwija się i wyrasta na kogoś wspaniałego. Daleko w przyszłości czeka nas partnerska relacja z dorosłymi już dziećmi i drobne gesty czy słowa pokazujące, ile dla nich znaczymy.
Wyzwania codzienności
W okresie buntu jest ryzyko, że dzieci będą postrzegały nasze działania jako ciągłą kontrolę. Budzimy je rano i usypiamy wieczorem. Do nas należy przeprowadzenie ich przez codzienność. Wskazywanie kierunku jest konieczne dla ich bezpieczeństwa i przetrwania, jednak współczesne życie rzadko jest dostosowane do naturalnego tempa dziecka. Na co dzień godzimy wiele zobowiązań, pilnujemy czasu i myślimy z wyprzedzeniem. A przecież wszystkie nasze plany, godziny i ustalenia przeszkadzają dzieciom żyć w naturalny dla nich sposób, czyli w teraźniejszości. Właśnie wtedy, kiedy zdążyły się już głęboko zaangażować, nagle przerywamy im świetną zabawę, bo trzeba już iść. W niedzielne poranki, kiedy są wyspane i pełne werwy, my chcemy odespać cały tydzień. Codzienność jest więc niekończącym się wyzwaniem dla samopoczucia dziecka. My też nie mamy lekko. Pilnujemy zegarka, targamy zakupy, dbamy o rozwój dziecka, a na dokładkę jesteśmy workiem treningowym dla jego frustracji. Rodzicielstwo może mocno nas uwierać.
Niezależnie od tego, jak bardzo się staramy, jest ryzyko, że życie rodzinne w tym czasie może nie być zbyt harmonijne, ponieważ bunt dziecka wpływa na wszystkie relacje w domu. Mimo że z psychologicznego punktu widzenia przyczyny dziecięcej frustracji są wewnętrzne – przecież to zmiany w mózgu, ciele i sposobie myślenia przeszkadzają dziecku w realizacji tego, czego chce – to ono (na szczęście!) przyczyn swoich niepowodzeń wcale nie widzi w sobie. Za te wszystkie trudne rzeczy, które je spotykają, odpowiedzialni są – według niego – rodzice. Kiedy kalosze nie dają się włożyć, koledzy szybciej biegają i gdy w spodniach, które nagle zrobiły się mokre między nóżkami, jest zimno, ono potrzebuje kogoś, kto mu nie tylko pomoże, ale też na kim będzie mogło wyładować swoją frustrację. To rodzic ponosi więc konsekwencje wewnętrznej pracy dziecka z niedostatkiem umiejętności i zasobów. Gdy ono zwróci swoją złość na kogoś innego, znów może poczuć się dobrze samo z sobą. Każdy, kto miał kiedyś szefa, wie, jak łatwo można zareagować właśnie w ten sposób. Część niepowodzeń trzeba po prostu zwalić na kogoś innego. Wszyscy tak czasami robią.
Czuły przewodnik dziecka
Możliwe, że w którymś momencie złapiemy się na ciągłym powtarzaniu: „Chodź już, nie teraz, stój, nie możesz, przestań”, a przecież zrzędzenie i zmuszanie dzieci do czegoś nie mieści się w naszej wizji rodzicielstwa. Raczej spodziewaliśmy się relacji z kimś, kto odwzajemnia nasze uczucia i z kim jest nam miło. Trudno dostrzec sens w ciągłych kłótniach z dziećmi, łatwo za to sfrustrować się ich niewdzięcznością. Bardziej partnerska relacja jest oczywiście możliwa – tylko nie w najbliższych kilku latach. Najczęstszym błędem w wychowaniu małych dzieci jest postrzeganie ich jako starszych, niż faktycznie są. Do łatwej i przyjemnej współpracy dzieci muszą dojrzeć, oczekiwanie jej na tym etapie może z jednej strony skończyć się konfliktem, a z drugiej – tym, że dziecko doświadczy ciężaru podejmowania decyzji, który jest zdecydowanie za duży na jego małe ramiona. Dopiero mniej więcej czteroletnie dzieci umieją przyjąć czyjś punkt widzenia i w pewnym stopniu panować nad swoimi uczuciami i impulsami – co pozwoli na więcej wzajemności i porozumienia w relacjach. Wcześniej potrzebują przewodnika. Kogoś, kto będzie za nie decydował. Nawet gdy głośno przeciw temu protestują.
Jeśli dzierżąc stery, pamiętamy o godności dziecka, działamy w jego interesie. Jesteśmy wtedy sprzymierzeńcami jego rozwoju. Nie tylko dlatego, że utrzymujemy je przy życiu, ale również dlatego, że mamy siłę je kochać i rozumieć, gdy w jego głowie następują eksplozje rozwojowe, jedna za drugą. Okres buntu nie jest bowiem niepotrzebną, ponurą stacją przesiadkową między kolejnymi fazami rozwoju. Wręcz przeciwnie – to dzięki temu, co dzieje się w tym czasie, dziecko uczy się nawigować w swoich emocjach i przyjmować inne punkty widzenia.
Wystarczająco dobrzy rodzice
Dobrze mieć świadomość, że to głównie my odpowiadamy za atmosferę w rodzinie. Jednocześnie może to jeszcze bardziej obciążyć nasze i tak już zgarbione plecy. Trudno czuć się dobrze, jeśli każdego dnia budzimy się z postanowieniem, że dzisiaj nie wybuchniemy, a potem ledwie zdążymy wziąć łyk kawy i już słyszymy swój własny krzyk. To normalne, że czasami tracimy panowanie nad sobą, jesteśmy zestresowani czy drażliwi, ale zadbajmy też, żeby nie zabrakło momentów, kiedy jest nam miło, gdy cieszymy się obecnością dzieci i dobrze się z nimi bawimy. Nie cały czas, nawet nie każdego dnia. Ale potrzebujemy tej przeciwwagi. Im więcej kłótni i konfliktów, tym jest ona ważniejsza. Zazwyczaj te skarby tam są – owe wszystkie drogocenne chwile bliskości, wspólny śmiech po zabawie w berka czy momenty, gdy serce nam rośnie z dumy, bo dziecko pokazuje jakąś nową umiejętność. Ale im surowiej oceniamy siebie, tym trudniej będzie nam je dostrzec. Kluczem do zachowania poczucia własnej wartości w tych latach jest więc ustawienie dla siebie poprzeczki na odpowiedniej wysokości.
Dobry rodzic nie musi być wiecznie wesoły i cierpliwy. Wystarczy, że zazwyczaj taki jest. Jak chociażby w tamten czwartek, gdy udało się wyjść punktualnie z pracy i dobrze się bawić z dzieckiem aż do końca dnia. Myśli, że twoje buntujące się dziecko jest trudne i kłopotliwe, wpisują się w bycie dobrym rodzicem, ale potrzebne są też chwile, gdy przeważają przyjemne emocje.
Dostrzeganie niuansów, zrozumienie, że dzieci mogą być jednocześnie denerwujące i kochane, jest szczególnie trudne, gdy przytłaczają nas obowiązki. Wtedy łatwo stracić jasny ogląd sytuacji. Gdy jesteśmy przeciążeni, emocje wyjątkowo mocno wpływają na nasze myśli. Szczególnie na te negatywne: łatwo przychodzi nam wtedy do głowy, że jesteśmy beznadziejni, nasze dzieci są bez szans, a życie to jedna wielka katastrofa. Zamiast pogratulować sobie w duchu, że jednak zdążyliśmy do przedszkola na czas, a do tego w autobusie było całkiem miło, wciąż rozpamiętujemy to, że przed wyjściem z domu na chwilę podnieśliśmy głos. Do tego tracimy perspektywę czasową. Wydaje nam się, że życie już zawsze będzie tak wyglądać, a przecież rozwój dziecka cały czas trwa. Następne stadium będzie spokojniejsze. W burzliwym okresie warto więc przypominać sobie, że niedługo będzie inaczej – okres buntu się skończy, za jakiś czas będzie już mniej kłótni, a więcej partnerstwa w relacji. Co oczywiście też nie potrwa wiecznie. Rodzicielstwo to ciągłe przechodzenie między spokojniejszymi i bardziej intensywnymi okresami, szczególnie gdy mamy w domu więcej niż jedno dziecko. Jednak to właśnie dzięki tym ciągłym zmianom możemy naprawdę dobrze się poznać i zbudować nierozerwalną relację, w którą wyposażymy nasze dzieci na całe życie.
Inną pułapką w okresie dziecięcego buntu są katastroficzne wizje przyszłości naszego dziecka. Możemy nawet wmówić sobie, że będzie samotne w grupie rówieśniczej albo nielubiane przez dorosłych, bo nie będzie umiało się dostosować. Jednak to, że ono buntuje się i kłóci w domu, nie znaczy, że robi to także poza nim. Dzieci są ostrożne, potrafią zacisnąć zęby w przedszkolu albo podczas wizyty u krewnych i wyładowywać emocje później, gdy będą już tylko z rodzicami. Można też bać się, że dzieci, które intensywnie przechodziły okres buntu dwu- i czterolatka, będą jeszcze trudniejsze jako nastolatki. Ale nie musi tak być. Czasami frustracja w tym młodszym wieku wynika z silnej potrzeby niezależności. Dzieci o rozwiniętej potrzebie autonomii denerwują się, bo nie mogą o sobie stanowić albo nie potrafią wyrazić swoich potrzeb. Z wiekiem, gdy zyskają więcej wolności i nauczą się kierować sobą, mogą stać się spokojniejsze.
Cała rodzina traci humor
Impulsywne zachowania są typowe nie tylko dla małych dzieci, lecz także dla ich rodziców. Emocjami łatwo się zarazić, może się zdarzyć, że zawładną nami do tego stopnia, że nie będziemy w stanie poznać samych siebie. To normalne – czasami stracimy panowanie nad sobą i krzykniemy, nawet jeśli później wyraźnie widzimy, że to poszło za daleko. Być może więc praca nad naszym gniewem jest najważniejszym zadaniem w epoce buntu naszego dziecka. Im więcej rodzicielskich wybuchów złości, tym mniej przyjemne staje się życie rodzinne.
Sposobem, który ułatwia przetrwanie, jest robienie przerw od emocji – zarówno od naszych, jak i dziecięcych. Dajmy sobie chwilę na uspokojenie, zanim w gniewie podejmiemy jakąś decyzję albo coś zrobimy. To dobra zasada. Kiedy dziecko wpadnie w złość, wtedy trudno jest z nim dyskutować – z nami jest dokładnie tak samo. Lepiej poczekajmy z rozmową, aż emocje opadną. Wtedy łatwiej będzie nam wytłumaczyć, jak sytuacja wygląda z naszej strony i co wywołało naszą reakcję.
Wrażliwość i elastyczność
Bywa, że w stresie spowodowanym domowymi kłótniami rodzice zaczynają zmuszać dziecko do posłuszeństwa albo uspokojenia się. Nagle dochodzą do wniosku, że krzyk i surowa dyscyplina to jedyne metody wychowawcze, na które mają siłę. Owszem, w spokojniejszych okresach konsekwencja i reguły się sprawdzają, ale w okresie buntu tylko zaostrzają konflikt. Małe dzieci są bardzo nieelastyczne. Mają sztywne poglądy na to, w jakiej kolejności należy wszystko robić, kto może im wlać mleko do szklanek i która (jedna jedyna) para skarpetek nadaje się do założenia. Podejście do nich z wrażliwością i elastycznością pomaga im rozwijać umiejętność kontroli nad swoją wolą i emocjami. Czasami odpuszczenie dyskusji i umożliwienie trzylatkowi, który naprawdę się nie kontroluje, wycofania się z konfliktu tylnymi drzwiami pozwala mu zachować resztkę godności.
Responsywne rodzicielstwo polega na tym, że wskazujemy dziecku odpowiednią drogę, biorąc pod uwagę jego osobowość i samopoczucie, a nie sztywne reguły. Bycie responsywnym rodzicem nie oznacza rezygnacji z granic i zasad, ale zawsze istotne jest zapewnienie dzieciom wsparcia, którego potrzebują. Kiedy buzuje w nich wola odkrywania świata, a jeszcze brakuje im rozsądku, zatrzymanie ich bywa koniecznością. Ważne jednak, żebyśmy opiekując się dziećmi w okresie buntu, wiedzieli, kiedy odpuścić. Jasne, że istnieją reguły, z których lepiej nie rezygnować, ale wrażliwość na emocje i potrzeby dziecka jest w tym okresie najważniejsza. Ono nie złości się po to, żeby nami rządzić. Kiedy zrozumiemy, że bunt jest wyrazem jego wewnętrznych frustracji, łatwiej nam będzie zareagować elastycznie. Odwracanie uwagi i korzystanie z poczucia humoru, choć może nam się to wydawać niedorzeczne, to sprytna strategia łagodzenia konfliktów.
Gdy wychowujemy dziecko we dwójkę, możemy mieć poczucie, że musimy trzymać się jednego obranego kursu. Ale w okresie zaostrzonych konfliktów także to przekonanie się nie sprawdza. Skupienie się na regułach wychowawczych może sprawić, że stracimy wrażliwość na dziecięce potrzeby. Co więcej, jako rodzice nie musimy też zgadzać się we wszystkim. Przebywanie z dorosłymi, którzy różnią się między sobą, jest dla dziecka wartością – uczy się od każdego z nich innych rzeczy.
W okresie buntu zarówno dziecko, jak i sami rodzice doświadczają trudu przechodzenia przez kolejne etapy rozwoju. Ale nawet w tym czasie to nie chęć łamania reguł i sprawdzania granic steruje jego zachowaniem. Denerwuje się z różnych powodów: bo nie jest w stanie samo czegoś zrobić, bo coś je smuci albo po prostu jest głodne. Bunt to tylko część życia małego człowieka. W jego rozwoju wydarza się teraz mnóstwo zmian – dużo więcej niż kiedykolwiek później. Myśląc o tym, jak sobie radzić z buntem dziecka, warto spojrzeć szerzej – na wszystko, co dzieje się w tym czasie. Jako autorki mamy nadzieję, że ta książka będzie w tym pomocna.
1 Podkreślenia dodane przez redaktorki merytoryczne polskiej edycji (przyp. red.).