Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Może to miałeś być ty - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
12 października 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Może to miałeś być ty - ebook

Wszyscy w Bexley wierzą, że Sage Morgan i Charlie Carmichael są sobie przeznaczeni.

Charlie co miesiąc ma nową dziewczynę, a Sage nigdy nie była w poważnym związku. Mimo to ich przyjaciele są pewni, że tych dwoje wkrótce zrozumie, że są w sobie zakochani. Lecz kiedy na kampusie pojawia się nowy uczeń Luke, wszystko staje na głowie. Charlie i Luke od razu znajdują wspólny język, a Sage niespodziewanie zbliża się do brata bliźniaka Charliego Nicka.

To skutkuje niemałym zamieszaniem, bo: a) Charlie boi się reakcji innych na to, że jego relacja z Lukiem może okazać się czymś więcej niż przyjaźnią, b) Sage natomiast obawia się, że jeśli jej związek z Nickiem rozwinie się zbyt szybko, to ich uczucie nie przetrwa poza murami szkoły.

Pełni rozterek bohaterowie będą musieli zaufać sobie i swojej wieloletniej przyjaźni, aby zrozumieć, co tak naprawdę czują.

Czy Charlie odważy się pokochać Luke’a wbrew oczekiwaniom innych? Czy Sage otworzy się na uczucia Nicka? A co najważniejsze - czy przyjaźń Charliego i Sage przetrwa tę próbę? Dowiedz się tego już teraz, czytając kolejną powieść K.L.Walther, autorki „Lata złamanych zasad” i „Spotkajmy się o północy”!

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8135-509-4
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 2

CHARLIE

Kiedy się obudziłem, w moim pokoju śmierdziało jak na wysypisku śmieci. O szóstej rano zawył mój telefon, czas spotkać się z Sage na nasz poranny bieg. Zwlokłem się z łóżka, naciągnąłem na siebie T-shirt i szorty, po czym zasznurowałem sportowe buty.

– Więc jak poszło? – zapytała Sage, gdy ruszaliśmy w stronę Królestwa Daleko, Daleko Stąd. Tak nazwaliśmy położone najdalej od głównego kampusu boiska sportowe, określenie zaczerpnięte z najwspanialszego sequela, jaki kiedy­kolwiek stworzono: _Shreka 2_. – Zrzygałeś się?

– Tak – potwierdziłem. – Wszystkie moje grzechy ­zostały oficjalnie odpuszczone. – Ostatniej nocy, po standardowej, przełamującej pierwsze lody zabawie integracyjnej w państwa-miasta głównym punktem programu w Daggett był przerażająco profesjonalny konkurs jedzenia kawałków paniero­wanego kurczaka. Dotarłem do półfinału, ale ostatecznie wygrał chłopak z drugiej klasy, Dhiraj Bagaria. Zjadł sześćdziesiąt sztuk i nawet okiem nie mrugnął.

Sage wybuchła śmiechem, gdy opowiedziałem jej całą historię.

– Nie mogę w to uwierzyć. – Potrząsnęła głową. – Byłam pewna, że wygra Paddy.

– Cóż – odparłem – gdyby poszedł na całość, pewnie by wygrał. – Paddy Clarke był drugim starostą Daga i nigdy nie siadał do kolacji mniejszej niż trzy pełne talerze.

Sage odwróciła się i uśmiechnęła do mnie znacząco, jej orzechowe oczy błyszczały.

– Myślę, że Paddy potrzebuje dziewczyny.

– Dlaczego? Jesteś zainteresowana? – zapytałem, mając ochotę dodać: „Bo on jest!”.

I tak jak się spodziewałem, Sage tylko się roześmiała. Zawsze tak robiła, kiedy rozmawialiśmy o tego typu rzeczach. Czasami ją podpuszczałem: „Gdybyś była Singielką do Wzięcia z Bexley, których czterech chłopaków mogłoby cię zabrać do swoich rodzinnych miast?”. Ale dzisiaj nie naciskałem. Kiedy przyspieszyła, poszedłem w jej ślady, a potem przez chwilę biegliśmy w milczeniu, przemykając obok sosen.

– Dzisiejsze spotkanie w Pandorze aktualne? – zapytałem, kiedy zwolniliśmy, skręcając z pól w Ludlow Lane. Co roku pierwszego dnia po zajęciach, a były naprawdę wyczerpujące, Sage i ja chodziliśmy na lunch do kawiarni Pandora naprzeciwko kampusu.

– Oczywiście. – Sage skinęła głową, a kiedy zacząłem w myślach przeglądać menu o gigantycznych rozmiarach, usłyszałem, jak dodaje: – Myślałam też o zaproszeniu Luke’a, jeśli nie masz nic przeciwko.

Moją natychmiastową reakcją było udawanie, że nigdy nie słyszałem tego imienia.

– Jakiego znów Luke’a? – zapytałem powściągliwie.

Ale musiałem powstrzymywać śmiech, kiedy Sage popchnęła mnie w odpowiedzi.

*

Mama płakała, kiedy w zeszłym tygodniu wraz z tatą podrzucili Nicka i mnie na przedsezon. Mieliśmy zamieszkać w różnych internatach, dlatego każdemu z nas towarzyszył jeden rodzic, by pomóc w realizacji „Operacji Przeprowadzka”. Dopiero potem wszyscy spotkaliśmy się na Łące, żeby się pożegnać.

– Po prostu nie mogę w to uwierzyć – wyszeptała, jakimś cudem obejmując równocześnie i Nicka, i mnie. – Nie mogę uwierzyć, że moje bliźniaki są uczniami ostatniej klasy.

Za to tata nie mógł przestać się uśmiechać.

– To jest wasz moment – powiedział nam. – Pamiętam, jak byłem w waszym wieku… – Poklepał mnie po plecach. – Wykorzystajcie ten czas.

Aby było jeszcze bardziej melodramatycznie, trzeba dodać, że Bexley miałem we krwi. Działało od 1816 roku i od tej pory ta szkoła z internatem musiała się mierzyć z całymi pokoleniami Carmichaelów siejących spustoszenie na kampusie. Podczas prohibicji pradziadek ukrywał domowej roboty bimber pod deską podłogową w Domu Mortimera, dziadek był odpowiedzialny za „Wielki Pożar Domu Daggetta” w 1956 roku, a tata w latach osiemdziesiątych niemal zaspał na maturę. Ostatnie rodzinne świadectwo dojrzałości otrzymane w tej szkole należało do mojej siostry Kitsey. Nick i ja zawsze wiedzieliśmy, że złożymy podanie do Bexley, a następnie będziemy się tam uczyć. To była nasza rodzinna tradycja.

A więc oto jesteśmy, gotowi na rundę czwartą. Choć brzmi to banalnie, pierwszego dnia nigdy nie ma się trudności z oddzieleniem nowych uczniów od tych powracających. Pierwszo­klasiści ubierają się tak, jakby to ich mamy wybierały im stroje (w obawie przed złamaniem dress code’u) i kryją się za wielkimi plecakami, biegając po kampusie, jakby brali udział w szalonym polowaniu na jajka wielkanocne.

– Nie, kochanie, wszystkie zajęcia z matematyki odbywają się w Centrum Nauki Carmichaela – usłyszałem, jak pani Leveson zwraca się do jakiejś dziewczyny i zaśmiałem się w duchu. Dziadek ufundował CNC w ramach pokuty za spalenie połowy domu Daggetta.

Wolny czas między zajęciami spędzałem w Piwnicy Knowle­sa, studenckim centrum Bexley. Była to otwarta przestrzeń, cała w szkle i drewnie, a jedynymi wydzielonymi pomieszczeniami były biura redakcji gazet i roczników znajdujące się na jednym jej końcu i sklepik szkolny na drugim. Podczas porannej konsultacji z nauczycielami poszedłem tam, żeby coś przekąsić, i spotkałem przy okazji Dove. Miejsce było wypełnione uczniami po brzegi, a kolejka do kasy wiła się i skręcała, ale nie dziwiło mnie to szczególnie. Kiedy czekaliśmy, by zapłacić, objąłem Dove i udawałem, że zasypiam. Zachichotała i ukryła twarz w zagłębieniu mojego obojczyka, a ja zauważyłem, że jej perfumy pachniały jak słodkie ciasteczka i że niewiele trzeba, żeby ją rozśmieszyć.

Ale teraz były lekcje, więc piwnica prawie opustoszała. Rozłożyłem się na jednej z czarnych kanap, naprzeciwko sięgającego od podłogi do sufitu okna w rogu. To była moja zwyczajowa miejscówka. Czasem się uczyłem, czasem oglądałem Netflixa, a czasem drzemałem. Dziś był dzień drzemki. Opadłem na kanapę i wyciągnąłem się wygodnie, żałując, że zostawiłem słuchawki w swoim pokoju. Nie było innego wyjścia, jak dać się ukołysać chrobotowi klawiatur laptopów.

Czyjś głos obudził mnie może dziesięć, a może czterdzieści pięć minut później. W pobliżu gadał jakiś dzieciak i chociaż go nie widziałem – oparcie kanapy sprawiało, że byłem w trybie incognito – domyśliłem się, że rozmawia przez telefon.

Nie zwykłem nikogo szpiegować, ale ten dzieciak miał fajny głos, więc leżałem i słuchałem.

– Tak, chyba dobrze spałem – powiedział. – Było po prostu inaczej. Słychać wszystko. Ludzi chodzących tam i z powrotem po korytarzu, odgłos spłuczki… – Westchnął. – Nie, mamo, nie przysyłaj generatora białego szumu Beki. Spędziłem tu dopiero jedną noc. Jestem pewien, że się do tego przyzwyczaję.

„Nie!” – chciałem krzyknąć. „Niech przyśle ten generator! Będziesz go pragnął!” Sam taki miałem i okazał się prawdziwym wybawieniem. Zaopatrzyłem się w niego w drugiej klasie, kiedy Paddy i ja dostaliśmy przydział do gównianego pokoju: drugie piętro, zaraz obok łazienki. Paddy na początku podchodził do tego pomysłu sceptycznie, ale trzeciej nocy zmienił śpiewkę. Odkryliśmy również, że w połączeniu z naszymi dużymi wentylatorami skrzynkowymi generator działa jeszcze skutecznej. Całą konstrukcję nazwaliśmy Wirem.

– Lekcje były w porządku – chłopak kontynuował. – Dzisiaj mamy wolne popołudnie, więc idziemy na wszystkie. Okazuje się, że moja nauczycielka chemii dokładnie wie, gdzie mieszkamy. Uczyła w…

„W której on jest klasie?” – zastanawiałem się. Najwyraźniej był nowy, ale wydawał się starszy niż pierwszoroczniak. Poza tym nie wspomniał jeszcze, że się zgubił. Może to nowy uczeń drugiej klasy? To było dość powszechne w Bexley, że uczniowie przeskakiwali od razu do drugiej klasy. Większość nowicjuszy to dzieciaki z Nowej Anglii, które chodziły do szkół bez internatu, kończących się na dziewiątej klasie. W rzeczywistości, gdyby Nana (matka mojego taty) miała jakikolwiek wpływ na mamę, Nick i ja prawdopodobnie jechalibyśmy na tym samym wózku. Tata przez całe swoje życie uczęszczał do prywatnej szkoły, ale mama była zapaloną obrończynią szkół publicznych.

– Jednym z powodów, dla których mieszkamy w Connecticut – mówiła Nanie – jest system szkolnictwa. Dla mnie i dla Jaya ważne jest, aby nasze dzieci doświadczały obydwu sposobów kształcenia.

Tak też zrobiliśmy, a trener hokeja w Darien High School nie był zachwycony, kiedy się dowiedział, że do szkoły średniej idziemy gdzie indziej.

– I – dodał nowy uczeń drugiej klasy – myślę, że naprawdę polubiłabyś moją nauczycielkę matematyki, panią Shepherd. Przypomina mi…

Łagodny, pomyślałem. Jego głos był łagodny, ale także subtelny, miał w sobie jakiś spokój. To sprawiło, że chciałem zamknąć oczy i zaryzykować ponowne odpłynięcie w sen. Nie dlatego, że jego głos był nudny czy coś, ale dlatego, że był… cóż, kojący. Czułem się dziwnie zrelaksowany, słuchając, jak ten dzieciak opowiada mamie o swoim dniu, dniu, którego nie minęła nawet połowa.

– Ale angielski był TP – powiedział tonem nieco bardziej naglącym.

Co znaczyło TP?

– Ta klasa, do której mnie przydzielono? To angielski na poziomie Skały dla Sportowej Chwały. To zajęcia dla...

I wtedy to do mnie dotarło. Dokładnie wiedziałem, o czym mówił: seminarium literackie dla maturzystów Bex­­ley, o skrzywionym poziomie zawsze dopasowanym do UPsów, grupy, która była wybitnie usportowiona. Bez trudu połączyłem kropki i uśmiechnąłem się do siebie.

Nie podsłuchiwałem nowego ucznia drugiej klasy.

– Nie, mamo, nie musisz nic robić. Wszystko ogarnięte.

„A więc to on”, zadumałem się. „To przyszły mąż Tater Tot”.

– Zamierzam go poślubić, Charlie – poinformowała mnie w ostatnie Święto Dziękczynienia moja sześcioletnia kuzynka, brzmiąc jak szesnastolatka. – I nie możesz mi tego zabronić!

– Tak – ciągnął ukochany Tate. – Poszedłem do sekretarza i poprosiłem, żeby przepisano mnie na inne.

„Które?”

– Jedyny kurs, który pasuje do mojego harmonogramu, to literatura pogranicza. Trzymam kciuki, żeby w programie nauczania nie było _Hucka Finna_.

Uśmiechnąłem się pod nosem. Był.

– Powinienem już zmykać. Za piętnaście minut mam historię. – Przerwał, a potem się roześmiał. – Nie, jeszcze się nie zgubiłem. Ta dziewczyna, którą poznałem wczoraj, oprowadziła mnie po kolacji i porobiłem sobie notatki na mapie kampusu. – Kolejny śmiech. – Tak, znasz mnie.

„Sage”, zdałem sobie sprawę. Od pierwszej klasy liceum była przewodniczką po kampusie, to ją zwykle wzywano do biura rekrutacyjnego. To była jedna z rzeczy, które kochałem w niej najbardziej, to, jaka była radosna i przyjazna – ucieleśnienie słońca.

Słyszałem, jak chłopak wzdycha, zbierając się na lekcję historii.

– Uhm, porozmawiamy później. Kocham… o nie, jeszcze ich nie spotkałem.

„Cierpliwości, młody padawanie”, pomyślałem. „Cierpliwości”.

– Tak, wiem, ale myślę, że byli zajęci. Niezłe tu z nich ważniaki.

„No cóż, tak”.

– Ale dzisiaj spotykam się z Charliem.

„A żebyś wiedział”, pomyślałem, bo w końcu moim obowiązkiem było upewnić się, że jest wystarczająco dobry dla Tate. Zasługiwała na wszystko, co najlepsze.

*

Łąka była miejscem, gdzie się spotykaliśmy. Wszystkie ceglane domy uczniów drugich i trzecich klas oraz niektóre budynki szkolne wychodziły na zieloną przestrzeń, która była nieustannie zapełniona uczniami. Był to powszechnie znany skrót do dowolnego miejsca na kampusie, a kiedy dopisywała pogoda, dziewczyny rozkładały koce i odrabiały lekcje, podczas gdy Nick, ja i kilku naszych przyjaciół rozgrywaliśmy partię kampusowego golfa. Dzisiaj nie było inaczej. Temperatura przekroczyła dwadzieścia pięć stopni i świeciło piękne słońce, wszędzie siedziały grupki ludzi.

– Hej, Charlie! – Zza schodów frontowych Auli Wexlera poniósł się głos Quinn Bailey, mojej byłej dziewczyny, która nie do końca zrozumiała, że jest moją byłą dziewczyną. Wyglądało na to, że naciągała swój kij do lacrosse’a.

Pomachałem jej, czując na sobie wzrok ludzi. Tak, Łąka była bez wątpienia centralnym punktem Bexley.

Więc zrobiłem to, co robiłem najlepiej.

Zrobiłem przedstawienie.

– Narzeczono! – zawołałem, kiedy wziąłem na celownik Sage, która jak zwykle związała swoje długie, falujące blond włosy w kucyk. Zacząłem do niej biec w zwolnionym tempie. Posłała mi uśmiech, a chwilę później ruszyła w moją stronę, niespiesznie, co było strzałem w dziesiątkę.

– Mój luby! – odkrzyknęła.

Kiedy byliśmy mali, zawsze mówiliśmy, że pewnego dnia się pobierzemy. Spędzaliśmy całe popołudnia, planując nasz ślub, uzgadniając, jak będą wyglądały tort o smaku kokosowym i miesiąc miodowy na Hawajach. Nawet dzisiaj wciąż o tym rozmawiamy (ostatnio przedstawiłem pomysł miesiąca miodowego na Bermudach). Ten pomysł zawsze wywoływał uśmiech u moich rodziców.

Gdy tylko spotkaliśmy się w połowie drogi, podniosłem ją i zakręciłem.

– Chodź, poznaj Luke’a. – Sage pociągnęła mnie za rękaw.

„Luke”.

– Prowadź.

Kiedy szliśmy, objąłem ją ramieniem.

Sage wzięła głęboki oddech, a potem rozpoczęła prezentację, wykrzykując:

– Luke’u Morrissey, poznaj Charliego Carmichaela, mojego najlepszego przyjaciela od pierwszych chwil życia!

Wyglądał młodo jak na swój wiek, ale był wysoki. Klasyczne czarne ray-bany pasujące do czarnych, luźno opadających włosów. Cienka, granatowa koszula, bermudy i adidasy samba. Jego stopy wydawały się trochę szpotawe.

„Oto i on”, pomyślałem i kiedy poczułem szturchnięcie Sage, zdałem sobie sprawę, że trwało to dwie sekundy za długo.

„Zrób coś”.

Poszedłem za przykładem Nicka i wyciągnąłem pięść do żółwika.

– Miło mi cię poznać – powiedziałem. – Sage dosłownie bez przerwy o tobie mówi.

Luke zerknął na moją pięść, po czym przybił swoją tak szybko, że nawet nie poczułem, jak jego knykcie dotykają moich.

– Ciebie też. – Podniósł rękę, by poprawić okulary przeciwsłoneczne. Wyglądało to tak, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, ale tego nie zrobił.

– Dobrze! – Sage klasnęła w dłonie. – Umieram z głodu! Lecimy do Pandory!

*

– Więc, Morrissey – odezwałem się, gdy złożyliśmy zamówienie – jakie jest uzasadnienie twojej rundy honorowej liceum?

(Tak bym to nazwał, gdybym musiał zaliczyć rok jako UPs).

Siedzący obok Sage Luke wyjął ze zwiniętej serwetki sztućce i powiedział mi to, co już wiedziałem.

– Nie jest pewien, jakie chce podjąć studia – wyjaśniła ciocia Caro wiosną. – Zasugerowałam, żeby zrobił rok jako UPs, żeby mógł zdobyć nowe doświadczenia i poświęcić trochę czasu na to, żeby sobie wszystko poukładać. Będziesz się nim opiekować, prawda?

– Rundy honorowej, zwanej także niezadowoleniem z wyników testu? – uściśliłem teraz bezmyślnie.

Sage pod stołem kopnęła mnie w goleń.

Luke spojrzał na mnie tak, że aż musiałem poprawić się na krześle. Poczułem, jakby coś pełzło w górę mojego kręgo­słupa.

Próbowałem się wycofać, sprawić wrażenie, jakby te słowa mi się przypadkiem wymsknęły.

– Przepraszam. To przez Nicka, mojego bliźniaka. Cóż, testy nie są jego mocną stroną. Chce iść do Yale, by grać w hokeja, i wszyscy się martwiliśmy, że będzie musiał gdzieś zrobić rok jako UPs, żeby poprawić wyniki. Na szczęście przeszedł test kompetencji w maju.

„I jestem pewien, że nieźle by się wkurzył, gdyby wiedział, że komuś to powiedziałem”, plułem sobie w brodę. „To było jego największym źródłem stresu przez ostatni rok!”

Luke skinął głową.

– Masz już pomysł, gdzie będziesz teraz aplikować? – zapytałem, zastanawiając się, czy Pandora zmieniła może rodzaj oświetlenia, bo czułem, jak wiązki światła dosłownie palą moją skórę.

Luke zamieszał swoją mrożoną herbatę.

– Jeszcze nie. Jutro mam spotkanie w poradni w sprawie studiów.

Kiwnąłem głową.

– O, dobry pomysł… – Przerwałem, kiedy na blacie zawibrował mój telefon.

Sage się roześmiała.

– W porządku, powiedz nam, która jest pierwsza w kolejce.

– Pierwsza w kolejce? – Luke wydawał się rozbawiony i zatroskany jednocześnie.

Sage posłała mi słodki uśmiech, po czym odwróciła się do Luke’a.

– Pierwsza w kolejce w tym semestrze. Charlie umawia się z dziewczynami, a już po kilku tygodniach je porzuca.

Przewróciłem oczami.

– Jasne, mów mi król Henryk...

– Ósmy – podpowiedział szybko Luke, a Sage oznajmiła:

– Tak robisz! Catherine Howe wciąż jest w żałobie po waszej burzliwej relacji, która trwała raptem dwa tygodnie!

– Posłuchaj – zwróciłem się do Luke’a – ona lubi koloryzować.

Sage potrząsnęła głową.

– Która to jest?

Westchnąłem.

– Dove McKenzie.

– Kto to? – zapytał Luke.

– Trzecioklasistka. – Sage skupiła się znów na mnie. – Gra Roszpunkę w _Tajemnicach lasu_, prawda?

– _Oui_¹ – odparłem.

– Ach – powiedział Luke, zagłuszając prychnięcie Sage. – Łączenie pracy z przyjemnością... co za radość.

Kiedy przekrzywił głowę, zajęło mi sekundę, aby zaskoczyć. Sage wybuchła śmiechem, a ja właśnie sięgnąłem po moją colę.

– _Touché_², Morrissey – usłyszałem swój głos. – _Touché_.

*

Nie pomyliłem się. Miał szpotawe stopy.

Nie jakoś bardzo, tylko trochę – i to było całkiem urocze. Kiedy wracaliśmy na kampus, nie mogłem patrzeć na nic innego. Robiłem co mogłem, by zignorować dziwne drżenie, które czułem za każdym razem, gdy robił krok.

Nic nie działało.

Luke odchrząknął.

– Więc jaki jest pan Magnusson?

Gwałtownie uniosłem głowę, jak zwykle, gdy wpadała na mnie Sage. Jednym z jej największych życiowych wyzwań było chodzenie w linii prostej. Nieustannie poruszała się zygzakiem.

– Pan Magnusson? – odwróciłem się, żeby spojrzeć na chłopaka.

Kiwnął głową i nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Nie miał już na nosie okularów przeciwsłonecznych i starałem się zapamiętać, żeby nigdy nie mówić Ninie, że się z nią zgadzam: jego oczy były naprawdę niesamowite. W kolorze głębokiego brązu, jak owoce jałowca na Vineyard.

– Tak – powiedział Luke. – Pan Magnusson. Jaki jest? Sekretarz powiedział tylko, że czeka mnie przygoda.

Sage i ja się zaśmialiśmy.

– Pan Magnusson jest skarbem szkoły Bexley – zacytowałem tatę. – Jest tu od zawsze, ale nikt nie wie, ile dokładnie ma lat…

– Zakładamy, że siedemdziesiąt siedem – oznajmiła Sage.

– Jasne – poparłem ją, ponieważ Gus Magnusson musiał dobiegać osiemdziesiątki. Był nauczycielem angielskiego Kitsey w pierwszej klasie i dawniej również taty.

„Ach, Charlesie Carmichael”, powiedział, kiedy dziś rano wszedłem do jego klasy – wiedziałem, że twoja podróż w końcu doprowadzi cię tutaj”. Obdarzył mnie tym swoim poważnym spojrzeniem. „Jeśli reguła dalej się sprawdza, to ty jesteś najmądrzejszym z Carmichaelów, którzy chodzili do tej szkoły”.

Luke spojrzał na nas ze dziwieniem, gdy Sage i ja skończyliśmy mówić.

– On serio ocenia prace po pijanemu?

Wzruszyłem ramionami.

– Tak naprawdę to tylko plotka, ale tak, myślę, że tak. Moja siostra utrzymuje z nim kontakt, kiedy skończyła liceum, wysłał jej skrzynkę wszystkich swoich ulubionych alkoholi.

– Mocne alkohole? – zapytał.

– Mocne alkohole – potwierdziłem. – Whisky, gin, tequi­la i dużo wódki.

– Wow, szkoda, że nie jest moim opiekunem – oznajmił Luke.

W tym momencie ktoś zawołał imię Sage, na co ta się uśmiechnęła i odeszła od nas zygzakiem.

– Ale to byłoby zbyt piękne.

Uniosłem brew. „Dzięki czemu to byłoby piękne?”

– To moja miejscówka. – Skinął brodą na internat. – Dom Gatsby’ego.

Przeszedł mnie dreszcz. „Czy Sage mu powiedziała? A może przyszło mu to na myśl dopiero teraz?” Brooks był z pewnością największym internatem w kampusie i nie przypominał żadnego z pozostałych budynków. Bexley była zbudowana głównie z czerwonej cegły, ale Brooks wzniesiono z kamienia w kolorze piasku, miał trzy piętra, dwie spore wieżyczki na każdym końcu, liczne kominy i rozległy taras od frontu. To było totalne monstrum, które nazwałem Rezydencją Gatsby’ego po tym, jak przeczytałem _Wielkiego Gatsby’ego_ w pierwszej klasie.

Luke schował ręce w kieszeniach.

– Pewnie powinienem już iść. Za pół godziny mam trening.

Skinąłem głową.

– Tak, ja też. Próba za – sprawdziłem telefon – dziesięć minut.

Zaśmiał się, a ja poczułem, jak unosi się kącik moich ust. Kiedy się śmiał, wyglądało to tak, jakby śmiało się całe jego ciało.

– Cóż, chyba się spotkamy…

– Na kolacji? – zapytałem.

Luke posłał mi pytające spojrzenie.

– Nie jesz kolacji ze swoją ptaszyną?

Ścisnęło mnie w żołądku. Och… racja. Dove i ja mieliśmy plany na dzisiejszy wieczór.

Ale wzruszyłem ramionami i powiedziałem:

– Czekanie wzmaga pożądanie.

– Nie jestem pewien, czy twoja gołąbeczka też tak myśli.

– Turkaweczka jakoś to przeżyje.

– Mam nadzieję. Sikoreczki są takie delikatne.

– Nie martw się. Kaczuszki są silniejsze, niż wyglądają.

Luke spojrzał na swoje stopy. A potem nic nie mówiąc, odwrócił się, by wejść do środka.

– Hej, jeszcze jedno! – zawołałem.

Obrócił się twarzą do mnie.

– Tak?

Przełknąłem ślinę, po czym powiedziałem:

– Przyda ci się ten generator białego szumu.

Prawie nie zareagował. Po prostu rzucił mi spojrzenie z na wpół uniesioną brwią.

– Myślisz?

– W mojej profesjonalnej opinii tak.

Luke uśmiechnął się krzywo.

– Więc powinienem poprosić mamę o przysłanie tego sprzętu?

Zorientowałem się, że kiwam głową.

– Okej, spoko. Dzięki za wskazówkę.

– Do usług – powiedziałem ciszej, niż miałem zamiar. Odchrząknąłem i zacząłem na wyczucie schodzić tyłem po stopniach tarasu. Na pewno się spóźnię. – Widzimy się niebawem...

Luke oparł się o ścianę domu, wciąż się uśmiechając pod nosem.

– Przekaż sikoreczce moje pozdrowienia.

Potrząsnąłem głową.

– Ona gra Roszpunkę.

– I to oznacza, że...?

Wzruszyłem ramionami – żeby ukryć, że się trzęsę.

– Zrób rozeznanie.

Zaśmiał się.

– Czy dostanę za to ocenę?

– Za przejrzenie jednej strony w Wikipedii?

– Czekaj, uważasz Wikipedię za wiarygodne źródło informacji?

Głośno udałem oburzenie.

– Mówisz, że to nie jest duma i radość świata akademickiego?

Luke przewrócił oczami i wyciągnął telefon z kieszeni. Zerknąłem na Sage rozmawiającą z Codym Smithem. Opowiadała jakąś historię i wymachiwała przy tym rękami, a Cody potakiwał, całkowicie na niej skoncentrowany.

„Larchmont, Nowy Jork”, zadumałem się. „Co by o tym pomyślała Sage?” Sądziłem, że istnieje spora szansa, by Cody dotarł do randki w rodzinnym mieście. Co prawda nie otrzymałby róży, ale dostać się do pierwszej czwórki? Tak, zdecydowanie mogłem to sobie wyobrazić.

– Ach, rozumiem – odezwał się Luke. – Roszpunka rzeczywiście jest księżniczką, ale – podniósł wzrok znad telefonu i napotkał mój – nie jest ukochaną Księcia z Bajki.

_Dalsza część w wersji pełnej_

1 _Oui_ (fr.) – tak.

2 _Touché_ (fr.) – w punkt.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: