Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość
  • promocja

Mr. Knightsbridge. Mister. Tom 2 - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Format:
EPUB
Data wydania:
7 listopada 2025
3352 pkt
punktów Virtualo

Mr. Knightsbridge. Mister. Tom 2 - ebook

Niektórzy twierdzą, że jestem najprzystojniejszym mężczyzną w Londynie.

Mimo to bardziej skupiam się na pracy niż na związkach. Liczą się dla mnie kamienie szlachetne, piękna biżuteria i spuścizna, którą pozostawili po sobie moi rodzice.

Jednak na imprezie branżowej mój wzrok przykuwa kobieta w białej sukience – nie mogę oderwać od niej wzroku, szczególnie jej szmaragdowozielone oczy są hipnotyzujące.

Czy mam u niej jakieś szanse?

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-9419-7
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Dexter

Swoim pięknem mogła doprowadzić mężczyznę do szaleństwa. Jedno spojrzenie na nią sprawiało, że włosy na karku stawały mi dęba, a palce sztywniały w desperackiej próbie jej dotknięcia.

Egzotyczna. Wspaniała. I cholernie droga.

– Bardzo ładna. Powinieneś być z niej dumny – powiedział Gabriel, jeden z moich najlepszych przyjaciół, patrząc na gablotę pośrodku sali balowej hotelu Dorchester.

– Jest naprawdę wspaniała – odpowiedziałem. Nie widziałem jej od dawna, ale takiej piękności nie da się zapomnieć.

– Wiesz, że to tylko opaska, a nie kobieta, prawda? – zapytał Tristan, kolejny członek naszej szóstki. Byliśmy przyjaciółmi od nastoletnich czasów.

– Tiara – poprawiłem go.

Dla Tristana była to po prostu ozdoba, którą kobiety nosiły na głowie. Dla Gabriela – mnóstwo kamieni szlachetnych. Ale dla mnie tiara była pięknem, siłą. Była moim pieprzonym dziedzictwem.

– Racja – powiedział Tristan. – I to twoi rodzice ją zrobili?

– Mama ją zaprojektowała. Ojciec wykonał.

– Dla królowej? – zapytał Tristan.

– Dla królowej Finlandii. Nosiła ją w dniu ślubu.

Jako dziecko, kiedy pod gablotami w ich sklepie w Hatton Garden bawiłem się stosem klocków Lego, miałem wrażenie, że jedyne, czym zajmują się moi rodzice, to praca nad tym projektem. Opowieści o tiarze były ścieżką dźwiękową mojego dzieciństwa. I chociaż zlecenie zdominowało ich życie tylko przez jedno lato, to całkowicie ich pochłonęło. Ujrzawszy tiarę teraz, po raz pierwszy od ich śmierci, zrozumiałem, dlaczego tak się stało. Była przepiękna. To odważny, nowoczesny projekt, choć nadal wystarczająco klasyczny, by wyglądać królewsko.

Pasja moich rodziców do ich pracy przenikała powietrze, którym oddychałem, więc dorastałem w godnej pozazdroszczenia sytuacji, bo dokładnie wiedziałem, co będę robił w przyszłości – miałem pójść w ich ślady i zostać jubilerem. Ale kiedy zmarli, a mój brat bez mojej wiedzy sprzedał ich sklep, to pragnienie nie wystarczyło. Dla nich, dla ich pamięci, chciałem być w tym, co robię, najlepszy ze wszystkich. Chciałem, aby ich nazwisko – moje nazwisko – było znane na całym świecie dzięki najpiękniejszej biżuterii. Bo na to zasługiwali.

– Nadal nie rozumiem, dlaczego jesteśmy w Londynie, a nie w Finlandii – powiedział Tristan.

– Księżniczka wychodzi za mąż za Brytyjczyka, więc to tutaj odbywa się konkurs na projekt biżuterii ślubnej. To też okazja do zdobycia mnóstwa pieniędzy na cele charytatywne, w końcu londyńskie portfele są bardziej wypchane.

– To ma sens – stwierdził Gabriel.

Tristan włożył ręce do kieszeni i skinął głową.

– Cóż, to niezłe cacko.

Uśmiechnąłem się. Tristan bywał nieogarnięty, ale nie odmówił, kiedy poprosiłem go, żeby przyszedł tu ze mną dziś wieczorem. Znacznie swobodniej czuł się w dżinsach przed komputerem, ale bez wahania włożył smoking, ponieważ zgodnie z tym, czego można oczekiwać od przyjaciela, był lojalny. Potrzebował jednak drinka. Zauważyłem kelnera z tacą szampana, podszedł do nas i wzięliśmy po kieliszku.

– Za diamenty? – zaproponował toast Tristan.

– Za twoich rodziców – poprawił Gabriel. Na długo przed tym, zanim sam został ojcem, był nim dla naszej grupy przyjaciół, odkąd mieliśmy siedemnaście lat; mądry, opanowany i zawsze z właściwą odpowiedzią.

– Dzięki, stary – odparłem, stukając się z nim kieliszkiem. – Za moich rodziców. I za wygranie tego cholernego konkursu.

– Jeśliby ci się to udało, mógłbyś w końcu otworzyć swój pierwszy sklep w Londynie. To byłby świetny sposób, aby zaistnieć na tym rynku – powiedział Tristan.

Przyjmowałem już zamówienia z Londynu, a mój warsztat i studio projektowe miały w tym mieście swoją siedzibę, nie otworzyłem jednak jeszcze sklepu stacjonarnego Daniels & Co w Wielkiej Brytanii. Główny salon firmowy znajdował się w Nowym Jorku, a pozostałe – w Paryżu, Rzymie, Pekinie i Dubaju. Właśnie otwierałem też sklepy w Beverly Hills i Singapurze.

Ale nie w Londynie.

W Londynie żyłem w swojej ściśle kontrolowanej bańce. Tu mieszkałem i pracowałem, ale nie miałem kontaktu z lokalnymi przedstawicielami branży. Zbyt wiele wspomnień wiązało mnie z najsmutniejszym okresem mojego życia – pracą w sklepie rodziców w Hatton Garden, który już nie istniał. Teraz nazywał się Sparkle, choć prosperował dzięki projektom moich rodziców. To właśnie David, mój brat, sprzedał sklep właścicielom Sparkle i zniszczył tym dziedzictwo naszej rodziny. W tym mieście było zbyt wiele rzeczy, o których nie mogłem zapomnieć.

Ciągle pytano mnie o sklep w Londynie, ale unikałem odpowiedzi. Nie planowałem otwarcia filii Daniels & Co w tym mieście. Wierzyłem, że nie należy oglądać się za siebie. Nie było potrzeby grzebać w przeszłości, skoro została głęboko zakopana, i nie widziałem sensu tego zmieniać.

– I za to, że jesteśmy partnerami od chodzenia na randki – powiedział Tristan. – Bardzo mi się to podoba, o ile nie będziesz próbował mnie pocałować pod koniec wieczoru.

– Musiałbyś mieć szczęście – zakpiłem.

– Już miałem. Pamiętasz ten weekend w Pradze? Wolałbym, żeby twoje napalone ręce nigdy więcej się do mnie nie zbliżyły – wydurniał się Tristan.

– Zamknij się – odpowiedziałem, koncentrując się na Tristanie tylko częściowo, ponieważ mój wzrok przykuła kobieta w białej sukience, z włosami w kolorze melasy spadającymi na plecy. Niosła kieliszek szampana i stary notes, choć nie zwracała uwagi ani na jedno, ani na drugie, przeciskając się między nami i omal nie rozlewając alkoholu na bardzo drogą marynarkę Gabriela. – To było piętnaście lat temu i przez sen – dodałem, kiedy przeszła obok.

Śledziłem kobietę spojrzeniem: podeszła do jednej z gablot, a jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech, gdy dostrzegła parę kolczyków, którą wykonano w komplecie do tiary. Ucieszyłem się, że komuś takiemu podobają się projekty moich rodziców, i wróciłem do debaty z Tristanem, ciągnącej się od lat.

Tristan przewrócił oczami i pokiwał głową.

– Tak mówisz. Ale niezależnie od tego, czy spałeś, czy nie, próbowałeś mnie przytulić.

Gabriel był człowiekiem małomównym, lecz Tristan miał wystarczający zasób słów, by obdzielić ich obu. To, że nasza trójka, plus Beck, Andrew i Joshua, zdołała pozostać przyjaciółmi przez te wszystkie lata, było cudem. W sumie byliśmy bardziej braćmi niż przyjaciółmi.

– Powinniśmy wrócić do Pragi – wtrącił Gabriel.

– Teraz na pewno stać nas na osobne pokoje i nie musiałbym spać z tym facetem – powiedział Tristan, wskazując na mnie głową. – Zastanowię się nad tym.

Krótki urlop z najlepszymi przyjaciółmi wydawał się świetnym pomysłem, ale nie przed wygraną w konkursie. W ciągu najbliższych kilku miesięcy czekało mnie mnóstwo pracy. Przygotowanie projektu kolekcji ślubnej dla księżniczki Finlandii to nie wszystko. Musiał się wyróżnić jakością i unikatowymi kamieniami, niemniej istotne są także szlify i oprawa. Potrzebowałem najlepszych z najlepszych, a choć moje kontakty z dostawcami kamieni były w branży wybitne, to nie było mowy o żadnych wypadach – do Pragi ani nigdzie indziej. Przynajmniej przez jakiś czas.

– Możemy to potraktować jako podróż z okazji zwycięstwa Dextera w konkursie – powiedział Gabriel, po raz kolejny odgadując moje myśli.

Tristan wzruszył ramionami.

– No dobra. Nadal nie rozumiem, dlaczego musisz brać udział w jakimś głupim konkursie. Przecież nie potrzebujesz pracy ani pieniędzy. Prawda?

Tristan miał rację. Nie potrzebowałem pieniędzy ani pracy.

Ale _musiałem_ wygrać.

Częściowo dla reputacji – byłby to kolejny dowód na to, że jestem najlepszy w tym, co robię. Ale przede wszystkim dla moich rodziców. Na pewno chcieliby, aby w tym konkursie wygrał ich spadkobierca – zwycięstwo byłoby potwierdzeniem, że przekazali mi w genach swoją pasję, a ja kontynuuję ich dzieło.

– Nie ustawiam się w kolejce po zasiłek, nie martw się – powiedziałem.

– Doskonale to słyszeć, ale jeśli chcesz sprzedać swojego db5 za bezcen, mogę zapłacić gotówką.

– Znajdź sobie własnego astona martina i przestań próbować podkupić mojego – odparłem. Zwróciłem się do Gabriela. – Jeśli kiedykolwiek znajdą mnie martwego w podejrzanych okolicznościach, nakieruj policję na tego faceta – powiedziałem, wskazując głową Tristana. – Jestem pewien, że zatrzymają go z moimi kluczykami w ręku.

Tristan wzruszył ramionami, jakby to było całkiem prawdopodobne. Pożyczał mój samochód tak często, że straciłem rachubę – nie musiał się mnie pozbywać, żeby nim jeździć.

– Stoimy tu jak trzy wiedźmy z _Makbeta_… Powinieneś wmieszać się w tłum – powiedział Gabriel.

Pewnie miał rację. Byłem tu, aby udowodnić ludziom z branży, że – wbrew powszechnemu przekonaniu – nie stawiam się wyżej od nich. Rozejrzałem się po sali w poszukiwaniu bezpiecznej grupy, do której mógłbym dołączyć, najlepiej małego grona, które nie zasypie mnie od razu opowieściami o moich rodzicach. Nie miałem też ochoty wpaść na nikogo ze Sparkle. Wyraźny szlak z kieliszków z szampanem prowadził do kobiety w białej sukience, która stała przed gablotą z kolczykami stworzonymi przez moich rodziców na ślub królowej.

– Dobra, niedługo wrócę – powiedziałem, kierując się w stronę kolczyków.

Kobieta w białej sukni wydawała się jedyną osobą w pokoju, która bardziej skupiała się na biżuterii niż na rozmowach towarzyskich, a według moich standardów oznaczało to, że była kimś, kogo warto poznać.

Kiedy przechodziłem obok wejścia, moją uwagę przykuła przypięta do sztalugi lista z nazwiskami uczestników. Primrose, moja główna projektantka, z pewnością chciałaby zobaczyć, kto jest dziś na sali, więc wyjąłem telefon i zrobiłem zdjęcie, a następnie przesunąłem palcem po ułożonej alfabetycznej liście, szukając swojego nazwiska. Odsunąłem opuszek gwałtownie, jakby poraził mnie prąd. Spodziewałem się zobaczyć tam swoje nazwisko, ale „Daniels” widniało na liście dwa razy.

David tu był.

Brat, który próbował zniszczyć dziedzictwo naszych rodziców. Brat, z którym przysięgałem nie mieć nic wspólnego. Brat, którego nienawidziłem.

Ogarnęła mnie fala gorąca i szybko rozejrzałem się po sali.

Nie mogło go tu być, prawda? Czy po piętnastu latach w ogóle bym go rozpoznał? W wieku trzydziestu siedmiu lat mógł stracić włosy tak jak tata. Albo…

– Dexter Daniels! – Nieznajomy mężczyzna około pięćdziesiątki chwycił mnie za łokieć i energicznie wcisnął swoją dłoń w moją, co wyrwało mnie z otchłani zamyślenia. – Rany, sprawiasz, że czuję się jak staruszek – powiedział. – Gdyby Joyce McLean nie powiedziała, że to ty, nigdy bym w to nie uwierzył. – Uśmiechnął się, jakbym miał go rozpoznać, ale byłem pewien, że nie spotkałem tego faceta nigdy wcześniej. – Ostatnim razem, kiedy cię widziałem, w jednej ręce miałeś butelkę octu, a w drugiej papierowe ręczniki i czyściłeś witrynę w sklepie rodziców.

Wypuściłem powietrze i wyobraziłem sobie otaczającą mnie niewidzialną tarczę, powstrzymującą słowa tego człowieka przed dotarciem do miejsc, które tak długo chroniłem. To dlatego Tristan i Gabriel mi dzisiaj towarzyszyli. Oczywiście, Tristan nigdy nie pogardziłby darmowym alkoholem i możliwością poderwania na bankiecie jakiejś kobiety, ale on i Gabriel byli tu, ponieważ poprosiłem ich o wsparcie.

– To byli dobrzy ludzie – odpowiedziałem nieznajomemu.

Dlatego unikałem takich sytuacji tak długo, jak to było możliwe. Wiedziałem, jak wspaniali byli moi rodzice. Nie potrzebowałem, żeby obcy ludzie mi o tym przypominali i grzebali w otwartej ranie, która pozostała po śmierci matki i ojca.

– Utalentowani. I mili. Minęło już dużo czasu, ale ta branża wciąż odczuwa ich brak.

– Ma pan rację – powiedziałem. – Dla mnie to strata osobista, ale byli utalentowani i ciężko pracowali, więc na pewno odbiło się to także na środowisku jubilerskim. – Wyuczona odpowiedź pojawiła się automatycznie, i to nie po raz pierwszy tego wieczoru.

Zazwyczaj taka krótka, uprzejma wymiana zdań kończyła się uściskiem dłoni, ale ten mężczyzna, kimkolwiek był, nie zamierzał sobie odpuścić.

– Wiesz, za czym najbardziej tęsknię? – zapytał. – Za rzadkimi momentami, kiedy twój ojciec się śmiał.

Uśmiechnąłem się – prawdziwym uśmiechem, a nie tym wymuszonym, który miałem przyklejony do ust od początku wieczoru. W pracy tata był poważnym człowiekiem, ale w domu, wśród rodziny, było inaczej. Zawsze towarzyszyło nam mnóstwo łaskotek i radości.

– Twoja mama zawsze potrafiła go rozśmieszyć – powiedział mężczyzna.

Skinąłem głową, przypominając sobie, jak opowiadała ojcu dowcipy w sklepie, próbując go rozweselić.

– Byli dobrze dobrani.

– Mówiła, że jego surowa twarz nadaje mu wygląd ojca, twojego dziadka. Jakby opętał go jego duch.

Zapomniałem o tym. Mama ganiała mnie po sklepie, wydając przerażające dźwięki, a wtedy surowy wyraz twarzy ojca zawsze ustępował miejsca łagodniejszemu, bardziej znajomemu.

– Wiesz, wszystkie wielkie domy mody zabiegały o twoją matkę. Bulgari czy Harry Winston ustawiali się w kolejce, żeby zaproponować jej pracę projektantki. Mogła rzucić im dowolną kwotę, ale zawsze chciała pracować tylko z twoim ojcem.

Starałem się nie okazać zaskoczenia. Nigdy nie wspominała o tych propozycjach. Chyba nie było to dla niej ważne. Jedynymi osobami, które miały dla niej jakiekolwiek znaczenie, byliśmy oczywiście my, mąż i synowie.

– Moja matka była bardzo utalentowana.

Byłem przerażony tą imprezą. Nie chciałem słuchać smutku i żalu w głosach ludzi rozmawiających o moich rodzicach ani ciągle przypominać sobie, jak wiele straciłem. Ale usłyszenie o nich z perspektywy kogoś innego było miłe, a przywoływanie wspomnień o bliskich pocieszało. Tak bardzo odepchnąłem od siebie przeszłość, by nie sprawiała mi bólu, że straciłem przez to ważną część pamięci o rodzicach.

– Była. Z tego, co widzę, niedaleko pada jabłko od jabłoni… Śledziłem twoją karierę.

Nadal nie wiedziałem, kim jest ten mężczyzna, ale wydawał się znać mnie wystarczająco dobrze.

– Mogę prosić o wizytówkę? – zapytałem. Może w przyszłości będę miał okazję robić z nim interesy?

– Oczywiście – odparł, otwierając portfel. – Nie widujemy cię często w Londynie.

– To prawda – odpowiedziałem. – Bywam tam, gdzie bywają moi klienci.

To było kłamstwo, ale wiarygodne.

– Tak, zdziwiło mnie, że twój brat nie wszedł do branży – rzucił, podając mi swoją wizytówkę.

Ciepło, które ogarnęło mnie na myśl o rodzicach, zniknęło, gdy mężczyzna wspomniał o bracie. Myśl, że David jest tego wieczoru w pobliżu, delektuje się szampanem – bez wątpienia przy stoliku Sparkle – wypełniła całą moją świadomość. Potrzebowałem przestrzeni. Musiałem skupić się na pięknie, które moi rodzice wnieśli do tego miejsca, a nie na zdradzie brata.

– Proszę mi wybaczyć – powiedziałem, ponownie ściskając dłoń mężczyzny. – Zobaczyłem kogoś, z kim muszę porozmawiać.

Dziewczyna o włosach w kolorze melasy stała w kącie, patrząc na jedną z moich ulubionych części kompletu biżuterii.2

Hollie

Spojrzałam przez ramię, żeby sprawdzić, czy przeszłam niezauważona przez salę pełną mężczyzn w smokingach i kobiet w sukniach kosztujących więcej niż nasz dom na osiedlu przyczep w Oregonie. Takie sceny widziałam tylko w filmach, a teraz sama byłam wśród gości.

Nie pasowałam do tego miejsca.

Moi nowi znajomi zniknęli, gdy tylko weszliśmy do tej ogromnej sali, a biorąc pod uwagę liczbę obecnych tu dziś wieczorem osób, prawdopodobnie więcej ich nie zobaczę. Nieważne. Autobus, który miał nas zabrać z powrotem do firmy, odjeżdżał o jedenastej wieczorem, co oznaczało, że miałam ograniczony czas na obejrzenie niesamowitej kolekcji królewskiej biżuterii.

Wysoki kelner podsunął mi pod nos tacę z napojami, jakby oferowanie darmowego szampana było czymś zupełnie normalnym. Nigdy wcześniej nie piłam szampana i byłam zdecydowana zachować trzeźwość umysłu, ale gdyby była tu moja siostra Autumn, powiedziałaby, że nie powinnam przegapić takiej okazji. Wzięłam kieliszek i skierowałam się w stronę jednej z gablot z biżuterią fińskiej rodziny królewskiej.

Byłam tu po to, żeby pracować. Uczyć się. Inwestować w swoją przyszłość. Trzymiesięczny staż to moja jedyna szansa, jedyna okazja do ucieczki od życia, które prowadzili moi rodzice, życia na osiedlu przyczep. Chciałam się stamtąd koniecznie wyrwać.

– _Wow_ – powiedziałam na głos przy pierwszej z gablot rozstawionych w całym pomieszczeniu. Wpatrywałam się w dwupoziomową tiarę, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę.

Znalazłam wcześniej ten element biżuterii w internecie, królowa Finlandii nosiła go w dniu ślubu. Ujrzenie go z bliska to jednak zupełnie inne doświadczenie. Niemal przytłaczające przez ogrom detali. Dolny poziom tiary był opaską z ogromnych brylantów, każdy wielkości mojego knykcia. Górna część przypominała girlandę z ułożonych naprzemiennie rubinów i diamentów. Z daleka widoczne były tylko większe klejnoty, ale gdy podeszłam, na szczycie dostrzegłam dodatkowy sznur małych kamieni, połączonych jeszcze mniejszymi klejnotami.

To było tak niezwykłe, że chciałam wyciągnąć szkicownik i zacząć rysować. Miałam w torebce notes i długopis, ale nie widziałam nikogo, kto by coś takiego robił, a dziś wieczorem nie chciałam zwracać na siebie uwagi. I tak już wystarczająco się wyróżniałam. Gdybym nie trzymała głowy spuszczonej, prawdopodobnie zostałabym aresztowana przez policję modową, która bez wątpienia patrolowała to miejsce. Miałam na sobie tanią, nieco za dużą białą sukienkę w kształcie litery A, pożyczoną od siostry. Obszyłam kołnierzyk czarną cekinową tasiemką, mając nadzieję, że sukienka będzie dzięki temu wyglądać jak strój koktajlowy. Pożyczyłam od Autumn nawet buty – były trochę za małe i już dorobiłam się otarć.

Ale pęcherze na stopach to niewielka cena za obecność w tym miejscu. Byłam stażystką u jubilera mającego realną szansę na zwycięstwo w konkursie. To szczęście wystarczyło, by stłumić wszelki ból.

Możliwość bycia częścią zespołu, który ozdobi klejnotami księżniczkę Finlandii w dniu jej ślubu, była wisienką na torcie. Zadowoliłabym się samymi trzema miesiącami praktyk u jednego z najbardziej znanych jubilerów w Londynie. To było to, czego potrzebowałam, by dostać pracę w jednej z dużych firm jubilerskich w Nowym Jorku. Kilkanaście bezowocnie wysłanych przeze mnie podań o pracę jasno dało mi do zrozumienia, że bez doświadczenia nie dostanę stanowiska. Jednak list polecający od Charlesa Ledwina, dyrektora generalnego Sparkle, otworzyłby wszystkie drzwi, które zatrzaskiwano mi przed nosem. To była moja przepustka do wyrwania się z beznadziei Oregonu.

Rozejrzałam się po gablotach rozstawionych w całym pomieszczeniu, zanim dostrzegłam potężnych ochroniarzy przy każdym wyjściu. Było tu dzisiaj mnóstwo pieniędzy. Mnóstwo sztuki. Czułam jednocześnie onieśmielenie i niezwykłą ekscytację. Miałam wrażenie, jakbym wpadła do supermarketu z wiedzą. W trzy miesiące muszę zdobyć jej jak najwięcej, a potem zabrzmi dzwonek i mój los zostanie przypieczętowany. Miałam nadzieję, że zobaczę wystarczająco dużo, nauczę się tego, co trzeba, i nabiorę wprawy, a potem zmienię swoją przyszłość.

Dlaczego do tej tiary nie ustawiała się kolejka? Była tak niesamowicie piękna, że chciałam krzyczeć na całe gardło, żeby ludzie przyszli ją obejrzeć. Jednak dzięki temu miałam ją tylko dla siebie. Rozejrzałam się, by się upewnić, że nikt nie zwraca na mnie uwagi – nikt nie zwracał – odstawiłam kieliszek szampana na pobliski stolik, wyjęłam notes i zapisałam kilka pomysłów.

W następnej gablocie znajdowała się srebrna spinka-grzebień wyłożona diamentami. Kolejny wysoki kelner stanął obok mnie z tacą z szampanem. O rany, musiałam zostawić kieliszek przy gablocie z tiarą i nawet nie spróbowałam trunku. Czy powinnam wziąć jeszcze jeden? Spojrzałam na kelnera, ale nie zwracał na mnie uwagi, więc wzięłam kieliszek i wróciłam do gabloty.

Grzebień pochodził z epoki wiktoriańskiej, jak informowała dyskretna karteczka z datą umieszczona obok, ale jego wzór był tak prosty, że wydawał się znacznie nowocześniejszy. Gdybym uczęszczała do szkoły artystycznej lub jakiejkolwiek uczelni, może rozpoznałabym jego twórców. Przez ostatnich kilka lat starałam się szkolić w tej dziedzinie, ale ledwo wygospodarowałam czas i środki, aby wykonać i sprzedać kilka sztuk biżuterii, nie było mowy o pieczołowitym studiowaniu historii jubilerstwa. Moje projekty zaczęły się od rysunków, które robiłam podczas przerw w fabryce. W pewnym momencie kupiłam na eBayu zestaw do lutowania i gdy w końcu narysowałam coś, co tak bardzo mi się spodobało, że nie mogłam tego zostawić na kartce, zaoszczędziłam na srebro i wykonałam swój pierwszy egzemplarz biżuterii. Kiedy zawiesiłam na szyi wykonany przez siebie wisiorek – srebrny liść dębu – coś we mnie drgnęło. Miałam cel, który dotyczył tylko mnie, nie martwiłam się wyłącznie o to, czy rodzice opłacili czynsz za przyczepę lub czesne siostry. To było tylko moje. Biżuteria była _moja_.

Zrobiłam kilka notatek i szkiców. Wiedziałam, że w Sparkle nie rozważą do konkursu żadnej z moich propozycji, ale chciałam się nauczyć, jak przetwarzać pomysły na projekty w specjalistycznym oprogramowaniu firmy.

W tym miejscu było mnóstwo inspiracji i zamierzałam wchłonąć je wszystkie, póki miałam okazję. Wiele straciłam, nie idąc na studia, ale byłam zdeterminowana, aby podczas pobytu w Londynie zdobyć jak najwięcej wiedzy i wykorzystać każde doświadczenie.

Przeciskałam się między kanapkami, kryształowymi kieliszkami i pasami smokingowymi od gabloty do gabloty. Gdyby tak wyglądało niebo, nie byłabym zaskoczona.

Kiedy krążyłam wokół poduszki, na której wyeksponowano trzy bransolety, usłyszałam, jak w grupie ludzi stojących po mojej lewej stronie szepczą o Dexterze Danielsie. Udział Danielsa w konkursie był wielkim wydarzeniem. Wydawał się niemalże pustelnikiem, a w bardzo młodym wieku odniósł niesamowity sukces, choć chyba podobny rozgłos przynosiło mu to, że uparcie unikał otworzenia sklepu w Londynie. Był jednym z faworytów do zwycięstwa i jak słyszałam, był niesamowicie przystojny.

Najwyraźniej talent odziedziczył w genach – jego rodzice zaprojektowali tiarę, w którą tak się wpatrywałam. Tymczasem moi zajmowali się unikaniem właściciela przyczepy i niepłaceniem czynszu. Pochodzić z rodziny, która zapisała się w historii, projektując królewską biżuterię… Dexter musiał być taki… Czy on w ogóle zdawał sobie sprawę, jakie miał szczęście, dorastając w takich warunkach? Nic dziwnego, że odniósł wielki sukces.

Kiedy szkicowałam w notatniku, jakaś kobieta po drugiej stronie gabloty nachyliła się do przyjaciółki i wyszeptała teatralnie:

– Tam, przy barze. Ten wysoki. To Dexter Daniels.

Podniosłam wzrok i podążyłam nim za palcem kobiety, akurat w chwili, gdy mężczyzna na drugim końcu sali odwrócił się w naszą stronę. Zmarszczone brwi i umęczony wyraz twarzy zadziwiły mnie. Co mogło sprawić, że w taką noc w miejscu pełnym tak cudownych rzeczy ktoś był tak nieszczęśliwy? Ścisnął grzbiet nosa, najwyraźniej nie mogąc znieść irytacji związanej ze swoim ogromnym sukcesem.

Był najprzystojniejszym mężczyzną w całym pomieszczeniu.

Być może w całym Londynie.

Jego gęste, falujące, prawie czarne włosy miały idealną długość – wystarczającą, by można było je przeczesać palcami, ale nie dałoby się ich związać w kucyk lub, co gorsza, koczek. Wydawał się jedynym mężczyzną w pomieszczeniu, który nie nosił krawata, a pod rozpiętą koszulą miał widoczną na szyi opaleniznę. Wyróżniał się, ale nie dlatego, że mieszkał w przyczepie lub nosił pożyczone, o numer za małe buty. Nie chodziło też o jego ponadprzeciętny wzrost ani o promieniującą z niego pewność siebie, ani o kilkudniowy zarost ocieniający jego szczękę. Wyróżniał się, ponieważ nie wyglądał jak żaden z zebranych w tłumie jubilerów, raczej jak klient. Robił wrażenie faceta, który mógłby wydać kilka tysięcy dolarów na naszyjnik dla żony i przy okazji kupić coś dla swojej kochanki.

Ktoś podszedł, aby się z nim przywitać, i ból zniknął z jego twarzy, zastąpiony szerokim uśmiechem. Był to uśmiech, który mógł finalizować transakcje, sprawić, że jego adresat poczuje się jak najważniejsza osoba w pomieszczeniu. Bez wątpienia mógł też powodować, że kobietom spadały majtki.

Ale nie moje. Moje tkwiły na swoim miejscu. Spojrzałam ponownie na bransoletki i znowu zaczęłam szkicować.

Kiedy skończyłam, rozejrzałam się po sali, aby sprawdzić, czy nie przegapiłam żadnej gabloty. W odległym kącie dostrzegłam jeszcze mniejszą, której – mogłam przysiąc – wcześniej tam nie było. Nie byłam pewna, jak mogłam ją przeoczyć. Sprawdziłam zegarek: do autobusu pozostało jeszcze kilka minut.

Kiedy podeszłam do gabloty, zamarłam i omal nie upuściłam notatnika. W środku znajdował się najpiękniejszy pierścionek, jaki kiedykolwiek widziałam. Był znacznie prostszy niż większość eksponatów, ale przyciągał wzrok dużym szmaragdem, otoczonym diamentami w szlifie schodkowym. Podczas gdy większość biżuterii tutaj prezentowała oryginalne wzory lub misterne konstrukcje, ten pierścionek nie miał żadnej z tych cech. Klasyczny projekt z prostą oprawą… po prostu był piękny. Musiał to być pierścionek zaręczynowy. Ogromny pierścionek zaręczynowy. Zbliżyłam dłoń do gabloty, żeby zorientować się w rozmiarze. Kontrast był niemal niepokojący – moje szorstkie dłonie, paznokcie z domowym manicure’em i ten elegancki, dostojny, idealnie wypolerowany pierścionek. Tydzień temu byłam w domu w Sunshine Trailer Park, prowadziłam sklep na Etsy i zyskiwałam kilka zamówień na wisiorki miesięcznie. Teraz znajdowałam się na drugim końcu świata, otoczona pięknymi ludźmi i jeszcze piękniejszą biżuterią, na początku trzymiesięcznego stażu u jednego z najlepszych jubilerów na świecie. Nawet jeśli moich dłoni nigdy nie ozdobi taka biżuteria, nadal mogłam ich używać do tworzenia czegoś pięknego.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij