Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja

Mr. Mayfair. Mister. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Format:
EPUB
Data wydania:
26 września 2025
2993 pkt
punktów Virtualo

Mr. Mayfair. Mister. Tom 1 - ebook

Mój chłopak bierze ślub.

A tak właściwie mój były chłopak, który dwa miesiące temu postanowił, że potrzebuje przerwy. Mimo to nadal wierzyłam, że będziemy żyli razem długo i szczęśliwie... Aż otrzymałam zaproszenie na ślub – jego i mojej najlepszej przyjaciółki.

Ostatnia rzecz, którą chcę zrobić, to uczestniczyć w tym wydarzeniu. Wydaje się, że nic nie jest w stanie mnie przekonać… Jednak nagle zjawa się przystojny nieznajomy, który obiecuje mi złote góry w zamian za towarzyszenie mi na tym weselu. No i ma zostać moim udawanym chłopakiem.

Jak mogę odmówić?

 

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-9394-7
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Beck

– Kevin Bacon pierdoli głupoty – powiedziałem, uderzając rakietą w czarną gumową piłeczkę.

Dexter odskoczył, gdy piłka odbiła się rykoszetem i poleciała w stronę jego pośladków.

– Co on ci w ogóle zrobił?

– Ta cała gadka o sześciu stopniach oddalenia to gówno prawda.

– Co? – wydyszał Dexter.

Dawałem mu popalić i dobrze wiedziałem, że to musiało ranić jego delikatne ego. Bez wątpienia zrzuci przegraną na tę kontuzję, której nabawił się na nartach. Wciąż na nią narzekał. Jeśli o mnie chodzi, każdy, kto jeździ na nartach, zasługuje na kontuzję. Zjazd ze stoku z metalowymi płetwami na nogach może się skończyć tylko w jeden sposób.

– No wiesz. To, że między tobą a dowolnym człowiekiem na ziemi jest tylko sześć osób. Przyjaciel twojego przyjaciela…

– Nie możesz winić o to Kevina Bacona. Nie on to wymyślił – powiedział Dexter i zaserwował.

– Dobra, skoro już tak się czepiasz słówek, to Frigyes Karinthy pierdoli głupoty.

– Przeklinasz czy mówisz po ukraińsku?

– Po węgiersku – odpowiedziałem, ocierając czoło rękawem. Miarą efektywności ćwiczeń nie były dla mnie liczba spalonych kalorii ani czas spędzony na siłowni, lecz to, jak bardzo się spociłem. Ktoś powinien wynaleźć urządzenie do pomiaru ilości wypacanych płynów, zapłaciłbym za coś takiego niezłą sumę. Jeśli o mnie chodzi, taki rodzaj wysiłku przynosił najlepsze rezultaty. – To on opracował tę gówno wartą teorię. Sprawdziłem na Wikipedii.

– Kurwa – syknął Dexter, gdy posłana przez niego piłka uderzyła w kort za czerwoną linią, co dało mi zwycięstwo, którego się spodziewałem, odkąd zaczęliśmy mecz. Dexter przegrywał w squasha tylko wtedy, gdy nie szły mu interesy, więc nie zamierzałem chełpić się wygraną. – No, łapię. I w czym problem?

Schyliłem się po piłkę, która toczyła się w moją stronę.

– Teoria jest niedoskonała. Prześwietliłem wszystkie swoje kontakty i nie mogę znaleźć dojścia do Henry’ego Dawnaya.

– Nadal próbujesz się umówić z tym starym miliarderem? – Dexter uśmiechnął się, jakby moja porażka miała mu osłodzić fatalny wynik na korcie. – Może daj już sobie spokój?

– Henry Dawnay nie jest jakimś tam starym miliarderem. To stary miliarder, który stoi pomiędzy mną a ponad dziewięcioma milionami funtów. Nie zamierzam odpuścić sobie takich pieniędzy. Przemaglowałem wszystkie swoje kontakty i nic. Myślałem, że może któryś z was ma z nim coś wspólnego. Po co mi bogaci, odnoszący sukcesy znajomi, skoro nie mam z nich żadnego pożytku?

– Mówisz o naszej paczce? O tych pięciu najbliższych kumplach, którzy skoczyliby dla ciebie w ogień?

Dexter wiedział, że żartowałem, było to dla niego równie jasne jak dla mnie wygrana Manchesteru United w Pucharze Anglii. To, że faceci, z którymi jako nastolatek zbudowałem relacje, byli bogaci i odnosili sukcesy, było zwykłym zbiegiem okoliczności. Ich stanowiska się nie liczyły. Poza moim tatą byli po prostu najlepszymi ludźmi, jakich znałem. I skoczyłbym za nich w ogień, tak jak oni zrobiliby to dla mnie. Ale to nie przeszkadzało mi narzekać na fakt, że żaden z nich nie był w stanie mi załatwić spotkania z Henrym Dawnayem. Brzmiałem jak humorzasty dupek, to nie miało jednak znaczenia – Dexter i tak wiecznie mi to wytykał.

Przewróciłem oczami i kiwnąłem głową w stronę szatni. Potrzebowałem prysznica, a następnie – planu.

– Nie wymagam, żeby ktokolwiek skakał dla mnie w ogień. Chcę tylko, żeby ktoś mnie przedstawił właścicielowi nieruchomości, który stoi między mną a dziesięcioma milionami funtów.

– A mówiłeś, że ponad dziewięcioma.

– Mówiłem ci też, jaki jesteś irytujący?

– Kilka razy – potwierdził Dexter i pchnął drzwi do przebieralni. – Słuchaj, jeśli nie uda ci się znaleźć nikogo znajomego, kto by cię przedstawił, może po prostu go namierz. Wtedy przypadkiem na niego wpadniesz i się przedstawisz.

Rzuciłem mu spojrzenie w stylu: „dzięki za radę, mamo”.

– Już to zrobiłem. W zeszłym miesiącu w holu Dorchester. Uścisnął mi dłoń i poleciał dalej. Nie zatrzymał się nawet, żeby usłyszeć, jak mam na imię.

Dexter się skrzywił i wcale mnie to nie zdziwiło. To było żenujące. Czułem się jak dziewięciolatek na spotkaniu z Cristiano Ronaldo.

Otworzyłem drzwi do swojej szafki i sięgnąłem po telefon, żeby sprawdzić wiadomości. Kolejne dwa nieodebrane połączenia od Danielle. Kurde. Jeszcze jedna rzecz, którą musiałem się zająć.

– Udało mi się zdobyć dostęp do jego kalendarza, więc…

– Jak ci się to, do cholery, udało?

– Nie pytaj. Potrzebujesz wiarygodnej wymówki, żebyś nie skończył w więzieniu.

Z tego, co wiedziałem, uzyskując te informacje, złamałem kilka przepisów prawa brytyjskiego i międzynarodowego. Oby było warto.

– Mam nadzieję, że ty i Joshua nie skończycie w więzieniu.

Zignorowałem sugestię, że w akcję zamieszany był inny członek naszej braci, Joshua. Podejrzenie było oczywiste – Joshua lubił włamywać się do agencji rządowych w ramach relaksu. Reszta z nas w tym celu grała w squasha.

– Mam kontakty w branży nieruchomości, niektórzy powiedzieliby nawet, że znaczące. Mam pieniądze i zasoby. Na litość boską, wiem, jakiej marki papieru toaletowego używa ten facet. Ale najwidoczniej to nie wystarczy, żeby umówić się z nim na spotkanie.

Wszystko byłoby inaczej, gdybym w akcie urodzenia miał nazwisko swojego biologicznego ojca.

– Musisz się uspokoić i to, kurwa, ogarnąć.

– Świetna rada – wymamrotałem, scrollując maile.

Ten od Joshui zawierał plan spotkań i kalendarz Henry’ego na kolejnych kilka miesięcy. Opadłem na ławkę i otworzyłem załącznik w nadziei, że wreszcie umówił się na lunch albo spotkanie z kimś, kogo znam.

Ale nie. Nic. Chociaż… w jednym tygodniu był oznaczony jako niedostępny. Może wybierał się na urlop?

– To jest gość, od którego chcesz kupić ten dom w Mayfair, tak?

– Mhm. Wszystkie inne nieruchomości na tej parceli należą do mnie. Wszystkie poza tą jedną, najbardziej zrujnowaną, którą on w ogóle się nie zajmuje. Stoi pusta i aż się prosi o remont. Aż się prosi, żebym to _ja_ ją wyremontował.

– Słuchaj, jestem pewien, że znajdziesz na to jakiś sposób.

Pokręciłem głową.

– Ja nie szukam sposobów na problemy, tylko przejeżdżam po nich walcem.

Już wcześniej przeanalizowałem liczby. Jeśli nie przejmę budynku od Henry’ego, nie wypracuję zysku. Nie należałem do osób, które ponoszą straty. Poza tym nie chodziło tylko o pieniądze.

To w tym domu mieszkała moja matka, kiedy się dowiedziała, że jest w ciąży.

I to ten dom była zmuszona opuścić, jak tylko dowiedział się o tym jej partner, właściciel domu i mój biologiczny ojciec.

Gdy umarł, budynek odziedziczył daleki kuzyn. Odkąd matka opowiedziała mi tę historię, a miałem wtedy kilkanaście lat, wizja kupna domu stała się moją obsesją. Może myślałem, że jeśli go zdobędę – jeśli zdobędę to, co powinienem był odziedziczyć – wszystko wróci na odpowiednie tory.

A potem mógłbym go zburzyć i zacząć od początku.

Napisać historię na nowo.

Skupiłem się na dokumencie, który przysłał mi Joshua. Dlaczego Henry zarezerwował sobie cały tydzień? Ten człowiek nie jeździł na wakacje. Prześledziłem dokument uważniej. Jedyną notatką dotyczącą tego tygodnia było: „M&K”. Wpisałem frazę w wyszukiwarkę w telefonie – od czego mógł być to skrót? Przescrollowałem wyniki, ale raczej nie chodziło o sklep meblowy w Wigan ani o jakiegoś amerykańskiego DJ-a. Henry nie był zwykłym dziedzicem przekazywanej z pokolenia na pokolenie fortuny, miał nawet tytuł, chociaż chyba się nim nie posługiwał; byłem całkowicie pewny, że nie robił zakupów w Wigan ani nie wynajmował DJ-ów.

Wyszedłem z wyszukiwarki. Już miałem dzwonić do Joshui, żeby dowiedzieć się czegoś więcej, gdy mignął mi następny mail z załącznikiem. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłem po otwarciu wiadomości, były daty tygodnia „M&K”. To było elektroniczne, migoczące zaproszenie na ślub. Najwyraźniej Joshua był równie zaciekawiony co ja. Wesele, które trwa cały tydzień? Czy ci ludzie i ich goście nie mają pracy? „M” oznaczało Matthew, a „K” – Karen. Państwo młodzi. Wygooglowałem ich nazwiska, ale nikogo takiego nie znałem. Nie było to jednak zaskoczeniem. Wyglądali, jakby poznali się na boisku do gry w krokieta. Matthew miał styl _à la_ sportowa marynarka i kanotier. Nie wiem, co sprawiało, że absolwenci Eton i inni dziedzice majątków wyglądali inaczej niż większość normalnych ludzkich istot, ale tak było. To pewnie przez aurę uprzywilejowania albo rozwiane włosy.

Wesele wyższych sfer byłoby idealną okazją, by podejść Henry’ego. Będzie spędzał czas ze swoim towarzystwem, zrelaksowany i w dobrym nastroju.

Ale jego towarzystwo nie było moim.

Moje pieniądze były młode jak pierwsze promienie słońca z rana, co sprawiało, że nie miałem wstępu na wesele i mógłbym co najwyżej obserwować je zza płotu. Nikt stamtąd nie odbierał ode mnie telefonów i nie byłem w stanie umówić się z Henrym Dawnayem.

– Skoro mowa o przejeżdżaniu walcem, to co u Danielle? Udało ci się już zniszczyć tę relację? – spytał Dexter, wyrywając mnie z obsesyjnych rozważań o Henrym.

Zerknąłem na niego znad telefonu.

– Co? Ma się dobrze.

Nie byłem pewien, czy rzeczywiście miała się dobrze. Wkurzyłem ją. Znowu. Ostatnio przy kolacji chciała porozmawiać na poważnie. A ja wolę lekkie tematy, takie jak wspólna kolacja kilka razy w tygodniu i spędzanie u siebie nocy. Nie mam czasu na nic więcej. Zazwyczaj pracuję: obmyślam następną umowę, szukam nowych okazji, gaszę pożary w aktualnych projektach. Nie ma w moim życiu miejsca na innych ludzi niż pięciu najbliższych przyjaciół. Może i czyni to ze mnie chuja, ale kobiety są dla mnie ważne raczej ogólnie, żadna konkretna nie ma znaczenia. I przez ostatnie parę miesięcy była to Danielle, wcześniej Juliet, a zanim skończy się lato, pewnie znajdzie się jakaś inna. Chociaż powinienem oddzwonić do Danielle. Byłem zajęty i ta sprawa z Henrym działała mi na nerwy.

– Kiedy ostatnio zaprosiłeś ją na kolację? Albo w ogóle rozmawiałeś z nią poza sypialnią?

– Jezu, teraz robisz za mojego terapeutę?

Przygniotło mnie poczucie winy i nie odrywałem wzroku od telefonu. Odwołałem sobotnią kolację. Znowu. Była wkurzona, więc chciałem dać jej trochę przestrzeni, ale nagle zrobił się czwartek. _Cholera_. Powinienem był do niej zadzwonić, ale gdybym przyznał się do tego Dexterowi, powiedziałby, że zachowałem się jak kutas. A wcale nie zamierzałem. Po prostu pochłonęły mnie inne sprawy i Danielle spadła na sam dół mojej listy priorytetów. Wybrałem numer poczty głosowej, żeby się dowiedzieć, czy wciąż jestem u niej na cenzurowanym.

Skasowałem trzy wiadomości głosowe: „Oddzwoń do mnie”. Czwarta brzmiała już: „Gdzie jesteś?”. Piąta to było kolejne „Oddzwoń do mnie”. Tym razem Danielle brzmiała spokojniej, była bardziej wyluzowana. Idealnie. Właśnie na coś takiego miałem nadzieję. Za to szósta wiadomość nie była czymś, czego się spodziewałem. A może właśnie była. Słuchałem, jak w ostrych słowach i zrezygnowanym tonem Danielle mnie rzuca.

– Wszystko w porządku? – spytał Dexter, przypatrując się mojemu wyrazowi twarzy.

Rozłączyłem się z pocztą głosową.

– Mhm. Jestem samolubnym, gówno wartym pracoholikiem. I eksfacetem Danielle Fisher.

Po raz drugi tego ranka zasłużyłem sobie na pełen wyrzutu grymas ze strony Dextera.

Wzruszyłem ramionami, tak jakby nie dało się na to nic poradzić. Jak gdyby to nie była całkowicie moja wina.

– Powinienem był wcześniej do niej oddzwonić.

Dexter potaknął, obwijając się ręcznikiem w pasie.

– Tja, powinieneś. Ale z drugiej strony, jeśli byłaby dla ciebie odpowiednia, to nie zapomniałbyś do niej zadzwonić. Chciałbyś z nią porozmawiać.

– A co ty, kurwa, wiesz o spotykaniu się z odpowiednimi kobietami?

– Wiem swoje – odpowiedział.

– Chyba nie chodzi ci o Stacey? – rzuciłem, odnosząc się do kobiety, z którą aktualnie sypiał.

– Stacey nie jest… To, że ja spierdoliłem sprawy z odpowiednią kobietą, nie znaczy, że ty też musisz.

Przewróciłem oczami i ponownie zajrzałem do maila od Joshui.

– Kiedy następnym razem spotkam Stacey, nie omieszkam jej napomknąć, że jest na okresie próbnym.

– Nie bądź chujem.

– Odezwał się – odparłem.

Tak, byłem chujem. Danielle brzmiała na zrezygnowaną, jakbym potwierdził jej najgorsze przypuszczenia. Podobnego tonu użyła moja nauczycielka, gdy powiedziałem jej, że nie mam zamiaru iść na studia. Oceny miałem dobre, ale nie interesowała mnie dalsza edukacja. Nie należałem do tamtego świata. Chciałem zacząć prawdziwe życie i zarabiać pieniądze. Wątpię, czy użyłaby tego tonu, gdybyśmy się teraz spotkali. Myślała wtedy, że byłem leniwy, chociaż było zupełnie na odwrót. Uniwersytet jest dla takich ludzi jak Henry albo ci cali Matthew i Karen, kimkolwiek byli. Ja miałem coś lepszego do roboty. Musiałem zdobyć moją fortunę.

Ale nieważne, ile zarobiłem, nadal nie pasowałem do sfer, w których obracał się Henry Dawnay.

Cóż, to musiało się zmienić. Musiałem wymyślić, jak skombinować zaproszenie na najważniejsze wesele śmietanki towarzyskiej tego roku.2

Beck

Po raz drugi powiodłem palcem wzdłuż listy gości. Musiałem coś przeoczyć. _Kogoś_ przeoczyć.

– Sprawdziłem trzy razy, proszę pana – powiedział mój asystent, Roy. Siedział po drugiej stronie mojego biurka. – Przeszukałem nawet kontakty pańskich znajomych.

Zanim wziąłem prysznic i wróciłem do pracy, Joshua wysłał mi listę gości zaproszonych na wesele, na które wybierał się Henry. Byłem zdecydowany załatwić sobie wejście. Ojciec pana młodego należał do znanych postaci City, londyńskiego świata finansów – był partnerem w jednym z najstarszych banków inwestycyjnych. Znałem ten typ ludzi: nie podobało im się, gdy londyńskim klubom dla dżentelmenów nakazano wpuszczać kobiety, i tęsknili za czasami, kiedy nikt nie oczekiwał, że po lunchu wraca się do biura. Powinienem być wdzięczny, że tacy ludzie istnieją – w końcu to oni zostawiali ochłapy, które dla mnie były niezłym kąskiem. Z kolei ojciec panny młodej był właścicielem ziemskim, więc nie miał w życiu wiele zajęć poza jeżdżeniem land roverem i ubieraniem się w tweed.

Gdybym tylko znał kogoś, kto się wybiera na to wesele, mógłbym przekonać go, by podczas imprezy porozmawiał z Henrym. Przedstawiłby mnie, zachwalił, powiedział, że można mi ufać, a może nawet wspomniał o mojej propozycji biznesowej. Musiałbym uważnie wybrać tę osobę. Ja i Dexter dokuczaliśmy sobie nawzajem, ale gdyby on szedł na to wesele, to zanim skończyłby z Henrym, ten już byłby przekonany, że jestem dżinem spełniającym życzenia. Każdy z nas zrobiłby to samo dla pozostałych, byliśmy dla siebie jak bracia. Ale czy ktoś inny mógłby dać radę? Nie byłem pewien, czy powierzyłbym komukolwiek spoza naszego kręgu tak ważną dla mnie sprawę. Już lepiej, gdybym sam był gościem na weselu. W tej sytuacji Henry musiałby mnie wysłuchać i nie miałem wątpliwości, że dobilibyśmy targu.

– I jesteś pewien, że nie znam _nikogo_?

Może i nie chodziłem do odpowiednich szkół ani nie dorastałem w odpowiednich kręgach, ale od lat osiągałem sukcesy. Zarabiałem więcej niż większość Londynu razem wzięta i codziennie miałem do czynienia z prawnikami i biznesmenami. A nie znałem ani jednego z trzystu pięćdziesięciu gości weselnych.

– Całkowicie. Zestawiłem listę z pańskimi znajomymi i kontaktami na LinkedInie. Sprawdziłem też kartki świąteczne z ostatnich pięciu lat, żeby się upewnić, czy nikogo nie pominąłem.

Nie było to aż takim zaskoczeniem. Chociaż wszyscy byliśmy Brytyjczykami i mieszkaliśmy w tym samym mieście, to dla tych ludzi równie dobrze mógłbym pochodzić z innej planety.

– Zakładam, że na tej liście pewnie nie ma żadnych kobiet bez pary? – Musi być jakaś, która idzie bez chłopaka. Byłem wolny. Mógłbym je namierzyć, uwieść i zostać plus jeden na wesela i bar micwy. Nie, to kijowy plan. Musiałem mieć pewność, że wezmę udział w tym weselu, i nie zamierzałem pozostawiać tego przypadkowi. Chciałem gwarancji, kontraktu czy czegoś w tym rodzaju.

– Zaproszeni bez wskazanej osoby towarzyszącej znajdują się na dole listy – powiedział Roy.

Odwróciłem stronę i odszukałem imiona – jedno męskie i trzy kobiece.

– Wiesz, ile mają lat?

Albo jak wyglądają – dodałem w myślach.

– Nie, proszę pana. Ale mogę się dowiedzieć.

Musiałem się przekonać, kim są te trzy osoby.

Candice Gould

Suzie Dougherty

Stella London

Trzy samotne kobiety. Jedna z nich musiała zostać moją przepustką na wesele. Ponieważ były zaproszone na ślub M&K, miały coś, czego potrzebowałem bardziej niż powietrza. Może nie uda mi się żadnej zawrócić w głowie na tyle, by tylko dzięki temu wejść na imprezę jako plus jeden. Ale każdy ma swoje pragnienia. A ja miałem do dyspozycji pokaźne środki. Musiałem się tylko dowiedzieć, czego pragną one, a następnie zawrzeć transakcję – wejście na wesele w zamian za kucyka, tydzień na jachcie lub cokolwiek innego, czego ludzie, którzy nie pracują, chcą od życia. Musiałem tylko je znaleźć i złożyć im ofertę nie do odrzucenia.

Jedna z tych kobiet była kluczem do domu Dawnaya.3

Stella

Czas to pieniądz, jak mówi przysłowie. Ale dla mnie czas oznaczał kolejne dwanaście godzin w moim gównianym biurze, z najbardziej gównianą szefową, jaka kiedykolwiek chodziła po tym świecie. Obsadzanie ludzi, których nie znałam, na stanowiskach, do których nie pasowali, było koszmarem. Może i pracowałam tu dopiero dwa miesiące, ale nigdy nie przyzwyczaję się do bycia rekruterką.

Komórka leżąca na moim biurku zabrzęczała i nerwowo spojrzałam przez ramię w kierunku pustego gabinetu szefowej. Nienawidziła, gdy ludzie odbierali w czasie pracy prywatne telefony. Jeśli oddychanie zabierałoby czas, też by go zabroniła.

Florence. Nigdy nie dzwoniła do mnie do pracy. Postanowiłam zaryzykować i przesunęłam palcem po ekranie, by odebrać połączenie.

– Hej – szepnęłam.

– Jesteś przed komputerem? – zapytała.

– Oczywiście, że tak. Jestem do niego przykuta.

– Mam do ciebie pięć minut. Cokolwiek robisz, nie sprawdzaj maila. Weź płaszcz i spotkamy się na dole.

Florence chyba była szalona. Ciągle sprawdzałam maila.

– Florence, właśnie patrzę na swoją skrzynkę.

– Mam na myśli twoje prywatne maile. Obiecujesz? Wyloguj się i spotkamy się na dole, bo inaczej wkroczę do twojego biura i cię z niego wyciągnę.

– Ledwo minęła szósta, nie mogę tak po prostu wyjść. Co się dzieje? – Cała ta sytuacja brzmiała poważnie. – Czy u ciebie i Gordy’ego wszystko OK?

Ona i Gordy byli idealną parą. Jeśli w tym raju pojawiły się problemy, to wszystko mogło się zdarzyć.

– Właśnie skręciłam w Monmouth Street. Masz płaszcz?

O Boże. Nie powiedziała, że wszystko u nich w porządku. Florence mnie potrzebowała i to zwyciężyło nad perspektywą gniewu szefowej.

– Idę – powiedziałam, przyciskając telefon podbródkiem do ramienia i wylogowując się z systemu.

Ściągnęłam płaszcz z oparcia fotela i skierowałam się do wyjścia, ignorując asystentkę szefowej, która wymownie spojrzała na zegar, gdy zobaczyła, że opuszczam stanowisko pracy.

Zauważyłam Florence, gdy tylko wyszłam z windy. Stała po drugiej stronie szklanych drzwi, a jej spięte ramiona, zmarszczone czoło i blada jak u trupa twarz sprawiły, że już wiedziałam: stało się coś strasznego.

Zabiję Gordy’ego.

– Tak mi przykro, Florence – powiedziałam i przyciągnęłam ją do siebie.

Przytuliła mnie tak mocno, że aż zabrakło mi tchu. Musiała być zdruzgotana. A przecież wszyscy myśleliśmy, że Gordy jest po tej dobrej stronie mocy.

– Chciałam, żebyś usłyszała to ode mnie – powiedziała.

Odsunęła się i objęła mnie ramieniem.

– Oczywiście. Jestem tu, by ci pomóc – odparłam, chwytając ją za rękę. – Pomogę ci zakopać ciało, jeśli chcesz.

Zmarszczyła brwi, jakby zaskoczyła ją moja oferta, ale przecież powinna wiedzieć, że nie było rzeczy, której bym dla niej nie zrobiła. W końcu to jedna z dwóch moich najlepszych przyjaciółek.

Przeszłyśmy przez ulicę i znalazłyśmy stolik przy barze naprzeciwko mojego biura na Monmouth Street. Jednym z niewielu pozytywów mojej pracy było to, że znajdowała się na West Endzie, w otoczeniu barów i restauracji.

– Będziemy potrzebować wina – powiedziałam.

Będziemy potrzebować łopaty. Jeśli ona nie zabiła Gordy’ego, ja to zrobię.

Zamówiłyśmy butelkę wina.

– Widziałaś? – zapytała Florence. – Wydajesz się bardzo spokojna.

– Co widziałam? – odpowiedziałam pytaniem. – A, mówiłaś coś o mailach – powiedziałam, wyciągając telefon.

– Nie widziałaś? – Wyglądała na zaskoczoną.

– Czego nie widziałam?

Wyrwała mi telefon i chwyciła mnie za ręce.

– Jakie ciało chcesz mi pomóc zakopać? – zapytała.

– Gordy’ego. Co zrobił?

Potrząsnęła głową.

– To nie Gordy. Chodzi o Matta.

Żołądek podszedł mi do gardła i zamarłam. Jeśli Florence przyjechała tu z City o szóstej w środę, to nie mogły to być dobre wieści. Miał wypadek? Jego ojciec zmarł?

– Żeni się – powiedziała, ściskając moje dłonie.

Zabrałam ręce i odsunęłam się od niej, próbując zrozumieć, co mówi.

– Oczywiście, że się nie żeni. Mamy przerwę dopiero od dwóch miesięcy.

Nie lubiłam mówić, że się rozstaliśmy, ponieważ nie był to dokładny opis tego, co między nami zaszło. Po prostu teraz byliśmy osobno, tymczasowo. Matt po prostu się wystraszył, bo wszyscy nasi przyjaciele brali śluby i ciągle pytano nas, kiedy nasza kolej. Po prostu zrobił coś, co robią mężczyźni, zanim się oświadczą – załamał się. Wystarczy spojrzeć na księcia Williama i Kate Middleton, oni też mieli trzymiesięczną przerwę, zanim William się oświadczył.

– Tak mi przykro, Stello.

Florence spojrzała na mnie, jej oczy wypełniły się łzami, a mi przyspieszyło serce. Mówiła poważnie.

– Co ty mówisz? Jak? Skąd wiesz?

– Gordy dostał zaproszenie. I mail z harmonogramem. Nieważne.

Próbowałam przełknąć, ale miałam za bardzo ściśnięte gardło. Sięgnęłam po kieliszek, który Florence pospiesznie napełniła.

– Ale… nie rozumiem. To musi być jakaś pomyłka.

Jak Matt mógł się żenić? Nie oświadczył mi się, choć byliśmy ze sobą siedem lat, a sześć mieszkaliśmy razem. To nie było możliwe. Florence musiała się pomylić.

Moja przyjaciółka potrząsnęła głową.

– Jest jeszcze gorzej. Naprawdę nie wiem, jak ci to powiedzieć, ale on żeni się z Karen.

Przez moje ciało przeszedł dreszcz.

Nie mogłam mówić.

Nie mogłam oddychać.

Nie mogłam myśleć.

Florence podsunęła mi biały kartonik.

Przesuwałam opuszkiem palca po wytłoczonym napisie, a w żołądku przewalało mi się powoli i nieubłaganie, jak w betoniarce. To było zaproszenie, które wybrałabym na własny ślub – gruba biała karta, cienka złota obwódka i elegancki czarny krój pisma. Proste. Klasyczne. Wyrafinowane.

Najwyraźniej kradzież miłości mojego życia nie wystarczyła – moja najlepsza przyjaciółka musiała mieć też taki sam gust w kwestii zaproszeń ślubnych.

– Karen i Matt? – Wpatrywałam się w twarz Florence, szukając w niej odpowiedzi. – Mój Matt? Moja Karen?

Florence przechyliła głowę na bok.

– I z jakiegoś powodu cię zaprosili. Nie miałam pojęcia, że w ogóle są parą. Gordy też nie.

Wysłali mi zaproszenie? Przypuszczam, że byłam tym czynnikiem, który ich połączył.

– Jak długo są…?

Czy to był prawdziwy powód, dla którego Matt mnie zostawił? Przywołałam z pamięci jego wymówki z chwili, gdy mnie zostawiał, i wydały mi się teraz takie słabe.

„Nie jestem pewien, czy jest nam przeznaczone bycie razem na zawsze”.

„Nie dążymy w życiu do tych samych rzeczy”.

Założyłam, że po prostu denerwował się nadciągającym czasem na ślub i dzieci.

Najwyraźniej się myliłam.

– Karen przysięga, że od waszego rozstania, ale…

– Rozmawiałaś z nią?

Teraz, gdy o tym pomyślałam, uświadomiłam sobie, że nie rozmawiałam z Karen ani nie widziałyśmy się… cóż, nie mogłam sobie przypomnieć, jak długo. Wysyłałyśmy sobie wiadomości. Przez cały czas. Przez większość dni. Ale nie widziałam jej ani nie rozmawiałyśmy od tygodni.

– Zadzwoniłam do niej, gdy tylko Gordy zadzwonił do mnie, że dostał zaproszenie. Zostało dostarczone do jego biura. Co było dziwne, bo przecież i tak bym się dowiedziała.

Dotarła do mnie tylko połowa słów, które wypowiedziała Florence.

– Co powiedziała?

– Tylko to, że… – Florence nabrała oddechu. – Ona i Matt zdali sobie sprawę, że coś do siebie czują i że to coś poważnego. Tak naprawdę nie powiedziała nic więcej. Jak tylko wspomniałam o tobie, wykręciła się innym telefonem i się rozłączyła.

Więc mój chłopak się żeni. Były chłopak. _Ganc egal_ – mężczyzna, z którym dzieliłam łóżko przez siedem lat, aż do dwóch miesięcy temu, bierze ślub. To była najgorsza rzecz, jaka mogła mnie spotkać. A do tego jeszcze z moją najlepszą przyjaciółką?

Dlaczego?

– Czy ona jest w ciąży?

Florence opadła na oparcie krzesła.

– Myślisz, że to dlatego?

Nie wiedziałam, dlaczego to wszystko się dzieje.

Dlaczego Matt żeni się z kimś innym, skoro miał ożenić się ze mną?

Dlaczego moja najlepsza przyjaciółka wychodzi za mąż i mi o tym nie powiedziała?

Dlaczego pobierają się ze sobą?

– Nie jestem pewna, czy jest na to jakakolwiek odpowiedź – stwierdziłam. – Ale jeśli się bzykali, a ona zaszła w ciążę, to może być logiczny powód dla tak szybkiego ślubu.

Z pewnością byłoby to łatwiejsze do przyjęcia niż fakt, że moja najlepsza przyjaciółka czuła coś do mojego chłopaka. To z kolei prowadziło do pytania, jak długo to trwało. Czy Karen zawsze pociągała Matta, mimo że był ze mną? Czy mieli romans? Przez kilka miesięcy? Lat? Od początku naszego związku?

– Nie rozumiem, dlaczego to przede mną zataiła. Przecież i tak bym się dowiedziała, choćby w momencie, w którym otworzyłabym zaproszenie.

– Nie wiem, co ci powiedzieć poza tym, że jest totalną suką.

To musiało wystarczyć. Na razie.

– Myślę, że właśnie dlatego mnie zaprosiła i w ten sposób chciała ogłosić nowiny, bo jest zbyt zdradzieckim tchórzem, by powiedzieć prosto w twarz, że ukradła mi chłopaka.

– Sądzisz, że mieli romans, kiedy jeszcze ze sobą mieszkaliście?

– To pytanie jest na szczycie listy pytań, które mam do nich obojga.

Czy widziałam jakieś oznaki? Odkąd przeprowadziliśmy się do Londynu, Matt często pracował do późna. Ale przyjechaliśmy z Manchesteru, ponieważ zaproponowano mu wymarzone stanowisko, i wiedziałam, że zamierzał poświęcić się pracy ciałem i duszą.

Kiedy miałby czas na romans?

Nasz związek wszedł w etap, kiedy kupowałam Mattowi majtki, a on przypominał mi, że nie dzwoniłam do brata od trzech tygodni.

Byliśmy drużyną.

Byliśmy zakochani.

Zamierzaliśmy spędzić razem resztę życia.

A przynajmniej tak mi się wydawało.

Powinnam płakać, ale z jakiegoś powodu łzy nie chciały płynąć. Być może nie wierzyłam, że to prawda, a może wysuszył je gniew.

Karen była częścią mojego życia od dnia, w którym obie zaczęłyśmy szkołę. Zawsze czułam się przy niej nieco zaniedbana. Nawet wtedy, w wieku pięciu lat, jej białe podkolanówki nigdy nie opadały ani nie marszczyły się przy kostkach tak jak moje. W wieku trzynastu lat nigdy nie cierpiała z powodu trądziku ani nie zmagała się z maskowaniem krost, a gdy miała lat dwadzieścia, nigdy nie widziałam jej z posklejanymi tuszem rzęsami ani z rozmazanym eyelinerem.

Karen poznała Matta, jeszcze zanim zostaliśmy parą. Przyjechała odwiedzić mnie w Manchesterze podczas naszego pierwszego semestru na uniwersytecie. Kręciła tyłkiem, sprawiając, że chłopcy ślinili się na jej widok, i wymieniała porady na temat makijażu z dziewczynami z mojego akademika. Było dla mnie niezrozumiałe, że sama uczy się w Exeter. Wszyscy moi przyjaciele ją uwielbiali.

Kiedy Matt wyciągnął mnie na parkiet podczas letniego balu i powiedział, że wydobywam z niego to, co najlepsze, i że podobają mu się moje cycki, byłam zachwycona, że Karen już go poznała, bo mogła pomóc mi przeanalizować każdą część naszego związku.

Siedem lat później Karen znała Matta prawie tak dobrze jak ja.

– Może powinnaś pójść na ślub i kiedy zapytają, czy ktoś wie, dlaczego nie powinni się pobrać, wstaniesz i zadasz to pytanie? – Zasugerowała Florence. – Nie, oczywiście, nie możesz iść.

– Oczywiście, że nie mogę – odpowiedziałam.

Pomimo że zostałam zaproszona, byłam prawie na pewno ostatnią osobą, którą Karen chciała widzieć na swoim ślubie. Nie żebym sama chciała zobaczyć mojego byłego chłopaka – mężczyznę, z którym myślałam, że spędzę resztę życia – poślubiającego moją byłą najlepszą przyjaciółkę.

– A ty zamierzasz pójść?

Kochałam Florence jak siostrę, ale jeśli Karen była w stanie przespać się z moim chłopakiem, co mogłaby zrobić Florence?

– Oczywiście, że nie – odpowiedziała.

– Ale Gordy będzie chciał. I nie pojedzie bez ciebie. Gdyby minęło więcej czasu, a ja byłabym mężatką albo przynajmniej z kimś bym się spotykała, na pewno bym pojechała. – Jeśli nie z innego powodu, to choćby po to, żeby zobaczyć minę Karen, gdy dostanie moją odpowiedź.

– Do zaproszenia dołączony był harmonogram – dodała Florence.

Zmarszczyłam brwi. Byłam tak skupiona na białej karcie zaproszenia, która wyglądała dokładnie tak, jakbym sama ją wybrała, że zapomniałam o mailu.

– Uroczystości potrwają tydzień i odbędą się w Szkocji.

Opadłam na oparcie, wdzięczna, że mam na sobie płaszcz, który zakrył gęsią skórkę na ramionach.

– Zamek jego wuja? – zapytałam.

Florence skinęła głową, a tępe uczucie w moim żołądku przybrało na sile, jak samochód toczący się z górki na luzie.

– Zawsze mówił, że tam chce się ożenić.

Odwiedziliśmy to miejsce zeszłego lata, wędrowaliśmy i jeździliśmy konno, spaliśmy pod gwiazdami. To było niesamowite. Magiczne.

– Co za dupek – powiedziała Florence.

Matt Gordon miał życie, które dla siebie zaplanowaliśmy – ale z kimś innym.4

Stella

Wpatrywałam się w kieliszek wina, który Florence przede mną postawiła. Odkąd powiedziała mi o Matcie i Karen, codziennie znajdowała wymówkę, żeby przechodzić obok mojego biura, co oznaczało, że nie piłam sama.

Ten sam bar. Nowy kieliszek wina.

Przez ostatnie trzy tygodnie jakby utknęłam we mgle, w której nie widziałam ani nie myślałam o niczym innym niż Karen i Matt. To była mgła zdrady.

Chodziłam do biura, ale nie pamiętam, żebym robiła cokolwiek poza logowaniem się na początku dnia i wylogowywaniem na koniec.

Wciąż nie znałam odpowiedzi na żadne z niekończących się pytań.

– Powinniście tam pojechać, a potem możecie zdać mi relację z tego, jak okropnie było i jak niegustowną miała suknię – powiedziałam.

Biedna Florence. Bez wątpienia była znudzona moimi niekończącymi się dywagacjami na temat tego, co się stało. Chciałam się wyrwać z tej matni, pomyśleć o czymś innym, ale utknęłam w tym okropnym miejscu, w którym torturowałam się tysiącem wyobrażonych scen przedstawiających Matta i Karen.

Spotykających się za moimi plecami.

Śmiejących się z tego, jaka byłam głupia, gdy nie zdawałam sobie sprawy, że to ją kochał, a nie mnie.

Pochylonych nad kalendarzem, próbujących znaleźć idealną sobotę na ślub.

Układających listę gości weselnych.

Wybierających zaproszenia ślubne.

Całujących się.

Pieprzących.

Chwyciłam kieliszek wina i wlałam sobie trunek do ust w nadziei, że to przytępi mi wyobraźnię.

– Może powinnaś pójść z wynajętym gorącym ogierem, jak w tym filmie – powiedziała Florence. – Tym z aktorką z _Willa i Grace_.

– _Pretty Man_?

Przytaknęła entuzjastycznie.

– Właśnie. Na pewno jest jakaś agencja w Londynie. Możesz nawet udawać, że jesteście zaręczeni. W ten sposób zrujnujesz wielki dzień Karen, zawstydzając ją. Po pierwsze za kradzież chłopaka, a po drugie za zaproszenie ciebie.

– Co oni dodali do tego wina? – zapytałam. Florence była księgową i zawsze fantazjowała o innych, bardziej ekscytujących rzeczywistościach. – Wiesz, że nie mogłabym tego zrobić.

– Ale powinnaś. Karen ukradła ci chłopaka i nie chcesz jej zawstydzić? Musisz zacząć stawiać siebie na pierwszym miejscu. Zawsze jesteś skoncentrowana na wszystkich innych, więc w końcu czas potraktować swoje potrzeby jako priorytet.

– Jestem prawie pewna, że Dermot Mulroney nie jest do wynajęcia, a w filmie nie brano pod uwagę istnienia mediów społecznościowych. Teraz ludzie po prostu sprawdziliby chłopaka, dowiedzieliby się, że pobiera opłaty za godzinę, a wtedy wyszłabym na totalną idiotkę. Więc tak naprawdę myślę o sobie.

– No może masz rację. Czyli to musiałby być jakiś międzynarodowy biznesmen albo hollywoodzki aktor, albo…

– Albo musiałby przynajmniej dobrze wyglądać w garniturze – powiedziałam.

– Skoro już o tym mowa – odparła Florence, spoglądając ponad moim ramieniem.

Odwróciłam się i spojrzałam, na czym skupiła wzrok. A dokładniej – na kim. Nie wyglądał na gościa w jej typie. Wysoki, owszem, ale Florence zwykle wybierała blondynów. Gęste ciemne włosy, oliwkowa skóra i kwadratowa szczęka bardziej przemawiałyby do mnie. Teoretycznie, oczywiście.

W praktyce… Cóż, Matt może nie był niski, ale jeśli włożyłam obcasy, byliśmy tego samego wzrostu. Był przystojny, w każdym razie dla mnie. To jednak nie typ faceta, na którego ludzie zwracają szczególną uwagę.

Za to _tego_ faceta raczej nikt nie mógłby zignorować.

Przyłapał mnie na wpatrywaniu się w niego i posłał mi uśmiech. Odruchowo go odwzajemniłam. Odwróciłam się do Florence, gdy mężczyzna minął nasz stolik i podszedł do baru po kamiennych schodach otoczonych drzewami laurowymi.

– Powinnaś spotykać się z kimś takim i zabrać go na ślub – oznajmiła Florence.

– Ten facet albo jest żonaty, albo jest gejem. A jeśli jakimś cudem nie jest ani jednym, ani drugim, to na pewno jest psychopatą. Mężczyźni są dla mnie strefą zakazaną. Nie ufam sobie. Jeśli myliłam się co do człowieka, z którym dzieliłam łóżko przez ostatnie siedem lat, to bez wątpienia mylę się co do wielu innych rzeczy i wszystkiego, co ma związek z posiadaczami penisów.

– Panie pozwolą.

Do naszego stolika podszedł kelner z wiaderkiem lodu i dwoma kieliszkami do szampana.

– Nie zamawiałyśmy tego – powiedziałam, patrząc na butelkę Dom i żałując, że jej nie zamówiłyśmy.

– To od dżentelmena przy barze – odparł, kiwając głową w kierunku okna.

Odwróciłam się i skrzyżowałam spojrzenie z ciemnowłosym nieznajomym, który na kilka sekund wyrwał mnie z rozmyślań o mojej życiowej porażce.

– Nie możemy tego przyjąć – zaoponowałam, gdy kelner nalewał szampana do kieliszków.

Tak łatwo przyszło mi się do niego uśmiechnąć, że poczułam niepokój. Jeśli udało mu się wywołać mój uśmiech w chwili, kiedy byłam w wiadomym nastroju, to zdecydowanie nie mogłam mu ufać.

– Oczywiście, że możemy – wtrąciła się Florence, unosząc pełny kieliszek w stronę nieznajomego.

Przewróciłam oczami i wzięłam łyk, zdecydowana nie patrzeć na niego ponownie.

– Wracając: myślisz, że powinnam zignorować zaproszenie lub odpowiedzieć, że mnie nie będzie?

– Myślę, że powinnaś odpowiedzieć z jakąś bombą lub nie mówić nic – odparła Florence.

– Byłoby miło, gdybym miała jakiś dobry powód, by odmówić. Inny niż oczywisty – powiedziałam.

– To po prostu nie odpowiadaj. Albo wymyśl cokolwiek. Powiedz, że lecisz na Malediwy do pracy.

– Tak, bo ktoś uwierzy, że poleciałam na Malediwy do pracy. Jestem konsultantką do spraw rekrutacji, a nie supermodelką.

Jedyna podróż służbowa, jaką odbyłam od rozpoczęcia pracy dwa miesiące temu, to wyprawa do naszej siedziby w Wiltshire. Nie byłam pewna, czy jednodniowa wycieczka do Swindon wzbudzi czyjąkolwiek zazdrość.

– No może. Ale przynajmniej wspomnij o swoim awansie.

– I znowu: stanowisko kierowniczki profesjonalnych usług w firmie konsultingowej nie zrobi na nikim wrażenia.

Szybki awans zawsze jest mile widziany, ale nie był źródłem wzruszeń ani nie zaspokoił potrzeb duszy. Wystarczy za to na spłatę kredytu hipotecznego.

– Czyli całkowicie zrezygnowałaś już z projektowania wnętrz?

Odpowiedź na pytanie Florence _powinna_ być prosta. Kiedy Matt się wyprowadził, starałam się rozwijać swój biznes, ale nie zarabiałam na tym pieniędzy, a rachunki same się nie spłacą, więc musiałam być rozsądna i wziąć pierwszą pracę, która się nawinęła. Nadal nie byłam przekonana, że to była właściwa decyzja, ale zatrzymałam mieszkanie, które dzieliliśmy. Matt nalegał, żebym w nim została, więc przepisał je na mnie – hipotekę i wszystko inne. Wtedy jednak myślałam, że wróci – wróci do mnie, do domu.

– Rekrutacja zapewnia stały dochód, którego potrzebuję, aby spłacać hipotekę.

– Nie mogę uwierzyć, że porzuciłaś swój biznes i przeniosłaś się dla Matta do Londynu, a on zrobił ci coś takiego.

– Nie przeprowadziłam się do Londynu _dla niego_.

Zabrzmiało to słabo. Mimo że zostałam oszukana i zdradzona, nie chciałam być traktowana jak ofiara.

– Nadal byłabyś w Manchesterze, gdyby nie dostał tamtej oferty pracy.

– Wiem, ale byliśmy parą, drużyną i to była praca jego marzeń.

Mój biznes projektowania wnętrz kwitł. Zaczęłam dostawać regularne zlecenia, każda fucha prowadziła do kolejnej. Tymczasem oferta, którą otrzymał Matt, była jego marzeniem, jedyną taką okazją w życiu.

– Z tym mężczyzną zamierzałam spędzić resztę życia. Chciałam, żeby miał pracę, której zawsze pragnął.

– Więc postawiłaś go na pierwszym miejscu, jak zawsze.

– Wybrałam nasz związek, marzenie o wspólnej przyszłości. Myślałam, że będę w stanie zbudować biznes od zera w Londynie.

Pierwszych kilka miesięcy spędziliśmy na przyzwyczajaniu się do nowego miejsca i nawiązywaniu kontaktów. Ale kiedy Matt mnie zostawił, nie zdążyłam jeszcze zdobyć żadnych klientów, miałam za to hipotekę do spłacenia. Zrobiłam więc jedyną słuszną rzecz – aplikowałam na każde stanowisko, które tylko udało mi się znaleźć, niezależnie od tego, czy było związane z projektowaniem, czy nie.

– Ale ty nienawidzisz rekrutacji. Mówiłaś, że to tylko tymczasowe i że jednocześnie będziesz budowała bazę klientów.

– Tak, ale potem zdarzyło się życie.

Praca zajmowała mi długie godziny. Odkąd ją zaczęłam, czułam, jakbym nie miała własnego życia. Moja szefowa uważała, że jestem jej własnością. W ostatnią środę zadzwoniła do mnie o dziesiątej trzydzieści wieczorem, kiedy leżałam w łóżku z iPadem, oglądając _The Chilling Adventures of Sabrina_ w nadziei, że natknę się na zaklęcie, które odmieni moje życie. Przełożona nawet nie wspomniała o godzinie, jakby telefony o takiej porze były czymś naturalnym, i od razu przeszła do pytania o przebieg rozmów kwalifikacyjnych dla jednego z naszych dużych klientów.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij