Mroczne sekrety - ebook
Mroczne sekrety - ebook
Dorota od lat żyje pod jednym dachem z mężem despotą, stwarzając na zewnątrz pozory normalności. Kobieta obmyśla w tajemnicy plan uwolnienia się od agresywnego partnera.
Jakub i Alicja wybierają się na zagraniczne wczasy w celu ratowania małżeństwa. Na miejscu zawierają znajomość z tajemniczą parą. Z czasem wchodzą z nimi w nietypowy układ, który wywraca ich życie do góry nogami.
Osiemnastoletnia Nadia spotyka się z biologiczną matką, która porzuciła ją tuż po porodzie. Nie wie, że dopuszczając kobietę do swojego życia, ściąga niebezpieczeństwo na swoich najbliższych. Trzy historie łączą się ze sobą w najmniej odpowiednim momencie. Teraz każdy zrobi wszystko, by jego mroczne sekrety nigdy nie wyszły na jaw...
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8195-676-5 |
Rozmiar pliku: | 604 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
– Na wieki wieków. Amen – odpowiada młody kapłan, a następnie wykonuje znak krzyża. – Bóg niech będzie w twoim sercu, abyś skruszona w duchu wyznała swoje grzechy.
– Ostatni raz byłam u spowiedzi trzy lata temu. Pokutę… – Zacinam się.
– Tak? – Kapłan przykłada ucho do oddzielającej nas kratki.
– Proszę księdza… bo ja tak naprawdę nie wiem, czy kiedykolwiek odpokutowałam za to, co zrobiłam. – Przełykam ślinę, dając sobie kilka sekund na pozbieranie myśli. Jeszcze mam szansę na ucieczkę. – Czy można otrzymać rozgrzeszenie za morderstwo? – pytam. Już nie ma odwrotu.
Zapada cisza, którą po chwili przerywa pytanie mężczyzny:
– Morderstwo?
– Tak – mówię najciszej, jak potrafię. – Przyczyniłam się do śmierci człowieka i jest mi z tym potwornie ciężko. A to nie jedyny grzech, który mam na sumieniu…
Słyszę jego przyspieszony oddech i widzę, jak drapie się po jasnobrązowych włosach.
– Bóg stwarza każdemu szansę na odkupienie swoich win. Pytanie tylko, czy wszyscy tego chcą…
– To nie tak, proszę księdza – mówię drżącym głosem. – Nie ma dnia, bym nie żałowała tych okropieństw, które zrobiłam. Ja po prostu… Wydaje mi się, że w pewnym momencie uwierzyłam, iż moją jedyną szansą na względny spokój jest wyparcie wszystkich grzechów. – Wzdycham. – Żyłam w iluzji, wmawiając sobie, że nie ma sensu wracać do przeszłości. Próbowałam skupić się na tym, co dopiero nadejdzie. Powtarzałam sobie codziennie, że przede mną jeszcze wiele pięknych chwil…
– Człowiek nigdy nie zazna spokoju, jeśli nie wyjaśni sobie wszystkiego z Bogiem. – Słyszę wyświechtany frazes.
– Być może – odpowiadam – ale byłam przekonana, że Bóg i tak nigdy by mi nie wybaczył.
– Bóg wybacza wszystkie grzechy – stwierdza mój spowiednik. – Zwłaszcza te, za które żałujemy. Czy żałujesz?
– Żałuję, proszę księdza. Za wszystkie grzechy serdecznie żałuję i postanawiam poprawę.
– Zaczekaj – strofuje mnie. – Wciąż nie powiedziałaś, co to za grzechy.
– Boję się – wyznaję.
– Nie musisz. Jesteś w kościele. Tutaj nikt nie będzie cię z niczego rozliczał.
– Sama nie wiem, proszę księdza…
– Nie spiesz się – dodaje spokojnym głosem. – Mamy dużo czasu.
Poza nami w świątyni nie ma nikogo. Ostatnia msza skończyła się dwadzieścia minut temu.
– Nigdy z nikim o tym nie rozmawiałam. A już tym bardziej z Bogiem…
– Najwyższy czas – stwierdza kapłan.
– No dobrze… Ale zanim wyjawię księdzu… to znaczy Bogu, co zrobiłam, chciałabym pokrótce opowiedzieć o swoim życiu.
– Oczywiście. – Mężczyzna poprawia się na siedzeniu, które cicho skrzypi.
– Często mówi się, że kobiety wybierają sobie partnerów podobnych do swoich ojców. Ja teoretycznie nie miałam takiej możliwości. Ojca nie było w moim życiu, bo nigdy mnie nie chciał. Był dużo starszy od mamy. Uwierzy ksiądz, że dzieliło ich dwadzieścia siedem lat?
– Miłość nie patrzy na wiek, lecz na duszę. – Słyszę zza kratki.
– Rodzice się nie kochali – prostuję. – Myślę, że ojciec wykorzystał mamę, bo była młoda i naiwna.
– Jak to?
Chrząkam, po czym kontynuuję:
– Mama zatrudniła się u niego jako pomoc domowa. Ojciec był starym majętnym kawalerem, który rok wcześniej miał poważny wypadek na polu. Od tamtej pory poruszał się na wózku inwalidzkim i z wieloma rzeczami sobie nie radził. Uważam, że po prostu nie chciał się przystosować do nowej codzienności i wolał płacić ładnej młodej dziewczynie za to, że mu usługiwała.
– Dziewczynie, która coś do niego poczuła – dopowiada ksiądz.
– Zgadza się. Mijały miesiące, a mama coraz bardziej wierzyła, że jej miejsce jest przy ojcu. Że powinna trwać u jego boku nie jako pomoc domowa, ale jako partnerka. Nawet po latach, gdy o nim wspominała, na jej twarzy pojawiał się delikatny uśmiech, a w oczach dostrzegałam tęsknotę. Byłam pewna, że gdyby ojciec nagle zadzwonił i poprosił ją o powrót, rzuciłaby wszystko i do niego pobiegła. Był jej wielką miłością i pierwszym kochankiem. – Kręcę głową. – Nie powinnam jej winić za naiwność, bo uczucie odbiera ludziom zdrowy rozsądek. A mimo to przez długi czas chowałam w sobie urazę.
– Negatywne emocje to niszcząca siła, nad którą czasem trudno zapanować – zauważa kapłan. – Są jednak całkowicie normalne. Sztuka polega na tym, by nauczyć się ujarzmiać gniew i nie czynić z jego powodu zła. List do Efezjan mówi: „Kiedy się rozgniewacie, nie grzeszcie”.
– Brakowało mi ojca – ciągnę. – Brakowało nam mężczyzny, który zaopiekowałby się domem. Byłam coraz bardziej sfrustrowana i obwiniałam mamę o to, że nie umiała zatrzymać przy sobie taty. Zmieniłam zdanie dopiero jako nastolatka, gdy mama uznała, że może mi wreszcie opowiedzieć prawdę. Okazało się, że ojciec brutalnie zabawił się jej uczuciami. Wyrzucił mamę na bruk, gdy oznajmiła mu, że jest w ciąży. Nie minął tydzień, gdy miał już nową służkę.
– Co zrobiła twoja mama?
– Długo ukrywała ciążę. Łudziła się, że ojciec do niej wróci. Potrzebowała go. Panna z dzieckiem nie była na wsi mile widziana. W końcu jednak zrozumiała, że nie ma na co liczyć. Wyjawiła prawdę rodzicom. Mój dziadek wpadł w szał, bo dobrze znał ojca. Byli w podobnym wieku i utrzymywali koleżeńskie stosunki. To był trudny czas dla mojej mamy. Ostatecznie z pomocą rodziców wywalczyła alimenty, które regularnie odkładała. Gdy skończyłam osiemnaście lat, dostałam uzbierane pieniądze w prezencie. Mogłam wynająć kawalerkę w Warszawie i bez przeszkód studiować.
– Jaki ma to związek z twoim grzechem?
– Bo widzi ksiądz… Teoretycznie wkraczałam w dorosłe życie z czystą kartą. To prawda, mój ojciec był draniem, ale nigdy nie przekonałam się o tym na własnej skórze. Miałam oszczędności, ukończone studia i wiele ambitnych planów na życie. Wtedy na mojej drodze stanął on.
– Kto?
– Mężczyzna, który wiele lat temu zmienił moje życie w piekło.
Ksiądz luzuje sobie koloratkę.
– Żaden ziemski dramat nie może równać się z piekłem, które Pan przygotował dla największych grzeszników po śmierci.
Mam już dość jego moralizatorskiego tonu i najchętniej wyszłabym z kościoła bez słowa. Wiem jednak, że jeśli to zrobię, nie znajdę już w sobie odwagi, by kiedykolwiek się wyspowiadać.
– Myślałam, proszę księdza, że nie spotka mnie już nic gorszego niż ostatnie lata. A teraz słyszę, że to dopiero początek koszmaru.
– Nie trafisz do piekła – zapewnia mnie. – Przyszłaś tu, bo szczerze żałujesz. Mam rację?
– Tak. – Zakrywam twarz spoconymi dłońmi. – Gdybym tylko mogła cofnąć czas…
– Żal za grzechy to pierwszy krok do zbawienia – zauważa. – Wyspowiadaj się przed Bogiem ze wszystkiego, czego żałujesz.
Wypuszczam powietrze i zamykam oczy.
– Żałuję, że podzieliłam los mojej matki – wyznaję. – Straciłam czujność i pokochałam niewłaściwego mężczyznę. Nie wyciągnęłam żadnych wniosków z jej błędów. Poznałam go, gdy przez wakacje dorabiałam w kawiarni koleżanki ze studiów. Przychodził tam codziennie między dwunastą a pierwszą. Siadał zawsze przy oknie, zamawiał duży kubek herbaty malinowej, a potem czytał gazetę od początku do końca. Gdy do niego podchodziłam, by spytać, czy życzy sobie czegoś jeszcze, zagadywał mnie. Interesował się szczególnie polityką, która mnie niespecjalnie zajmowała. Mimo to coś mnie do niego przyciągało i przysiadałam do stolika, by słuchać jego monologów. Lubiłam jego niski zachrypnięty głos, starannie przystrzyżony zarost i duże szare oczy. Sama nie wiem, kiedy jego wizyty w kawiarni stały się dla mnie najważniejszym momentem dnia. – Milknę na moment i pozwalam, by wspomnienia tamtych chwil zawładnęły moimi myślami. – Gdy któregoś dnia powiedział mi, że mam piękny uśmiech, miałam ochotę rzucić mu się w objęcia i go pocałować.
– Brzmi jak początek pięknej znajomości – odzywa się ksiądz.
– Tak było…
– W takim razie dlaczego ten człowiek tak bardzo cię skrzywdził?
Otwieram oczy.
– Jak to skrzywdził?
– No przecież sama to powiedziałaś.
– Ależ skąd, proszę księdza… Ten człowiek niczemu nie zawinił, bo niczego mi nie obiecywał. Wraz z końcem wakacji, gdy moja praca w kawiarni dobiegła końca i zaczęłam szukać czegoś poważniejszego, postanowiłam dać mu do zrozumienia, że jestem zainteresowana kontynuowaniem znajomości. Wyobraża to sobie ksiądz? Ja, młoda dziewczyna, położyłam przed nim karteczkę z moim numerem telefonu. Wtedy on przeniósł wzrok z gazety na mnie, przyglądał mi się przez chwilę z poważnym wyrazem twarzy, a potem się uśmiechnął i przeprosił.
– Przeprosił? Ale za co?
– Za to, że najwyraźniej wysyłał mi niewłaściwe sygnały. Okazało się, że kilka tygodni później miał się pobrać z wieloletnią partnerką. Od początku nie miałam u niego żadnych szans.
– Nic już nie rozumiem – odpowiada ksiądz. – To w takim razie kim jest mężczyzna, który, cytuję, zamienił twoje życie w piekło?
Zaciskam zęby i wyobrażam sobie, że jednym pstryknięciem palca wymazuję ze swojego życia każdą chwilę spędzoną z tym potworem. Może w jakiejś alternatywnej rzeczywistości moje losy potoczyły się zupełnie inaczej? Może zaznałam szczęścia i spełnienia?
– Jego poznałam kilka miesięcy później – wyjaśniam. – Na stażu w biurze rachunkowym. Był naszym klientem. Reprezentował dużą firmę produkującą części do samochodów. Nieprzyjemny, zadufany w sobie typ. Był po trzydziestce, a zachowywał się tak, jakby wszystko już w życiu widział. Wydawało mu się, że może się wypowiedzieć na każdy temat, i nieustannie pouczał moją szefową. Spytałam ją kiedyś, dlaczego po prostu nie wypowie umowy. Odparła, że gdy ktoś płaci tyle, co jego firma, trzeba schować dumę do kieszeni.
– Co było dalej? – dopytuje mój spowiednik.
– Wkrótce zaczął przyjeżdżać do naszego biura pod byle pretekstem. Wtedy jeszcze nie dostrzegałam tego, że był mną zainteresowany. Zrozumiałam to, gdy pewnego dnia czekał na mnie przed budynkiem. Zaprosił mnie na kawę i powiedział, że nie przyjmie odmowy.
– Poszłaś z nim?
– Tak. Zrobiłam to, bo wciąż miałam w sercu zadrę z powodu tamtego mężczyzny. Chciałam odbudować swoje poczucie własnej wartości.
– Chciałaś się nim posłużyć… – Ksiądz mnie ocenia. Nie powinien tego robić.
– To nie tak. Podobało mi się jego zainteresowanie. Potrzebowałam tego, a poza tym wychodziłam z założenia, że nigdy nic nie wiadomo. Byłam młoda i niczego nie wykluczałam. Jedno małe rozczarowanie nie oznaczało, że już nigdy w nikim się nie zakocham.
– A zakochałaś się w nim?
– Nie – odpowiadam pewnie. – To nie była miłość. Fascynował mnie jako pierwszy mężczyzna, który o mnie zabiegał. Uważał mnie za atrakcyjną. Zasypywał mnie bukietami. Kilka razy przysłał do biura kuriera z czekoladkami. Twierdził, że mojej idealnej figurze nie zaszkodzi, jeśli trochę zgrzeszę. To wszystko dodawało mi pewności siebie.
– W takim razie na czym polegał problem? – Ksiądz rytmicznie stuka palcami o kratki.
– Na tym, że aby kogoś dobrze poznać, potrzeba czasu. A on mi go nie dał. Zaręczyliśmy się po pół roku znajomości, a trzy miesiące później wzięliśmy ślub. Nie musiałam nic robić, jego rodzina wszystkim się zajęła. Osaczyli mnie i pilnowali, żebym się nie rozmyśliła. Uwielbiali mnie, wychwalali, jego matka nazywała mnie swoją córeczką. Nie pozwalali mi złapać oddechu.
– Co na to twoja matka?
– Była zachwycona. Wmawiała mi, że druga taka szansa się nie powtórzy. On miał pieniądze, mieszkanie na kredyt i pewną posadę. Ja miałam staż, za który dostawałam marne grosze, i niepewność, czy dostanę etat.
– Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że wyszłaś za mąż dla pieniędzy? – Spowiednik stuka palcami jeszcze szybciej.
– Ależ skąd. Aż tak zdesperowana nie byłam. A może byłam? Sama już nie wiem… – Po drugiej stronie rozlega się głośne westchnienie. – Nie ma ksiądz pojęcia, jak to jest być młodą kobietą, która ciągle słyszy, że to jej jedyna szansa na dostatnie, szczęśliwe życie.
– Masz rację. Nie mam. – Chrząka. – Do czego to wszystko zmierza? W którym momencie zgrzeszyłaś?
– Najpierw zrobiłam to przed ołtarzem, gdy przyrzekałam narzeczonemu miłość, chociaż w głębi duszy wiedziałam, że go nie kocham.
– Nie o tym mówię. – Ksiądz coraz bardziej się niecierpliwi. – Pytam, kiedy złamałaś piąte przykazanie.
– W zeszłym miesiącu.
Kapłan się prostuje i wpatruje się we mnie przez kratki.
– W zeszłym miesiącu? W takim razie dlaczego opowiadasz mi o czymś, co wydarzyło się dawno temu?
– Ponieważ do tej tragedii doprowadziły błędne decyzje sprzed lat…
– Jakiej tragedii? Powiesz wreszcie, kogo zabiłaś?
W jednej chwili tracę całą odwagę.
– Nie mogę. – Ocieram palcem oczy. – Więcej grzechów nie pamiętam. Za wszystkie grzechy serdecznie żałuję i postanawiam poprawę.
– Zaczekaj. – Ksiądz próbuje mnie zatrzymać.
– Proszę o pokutę i rozgrzeszenie – dodaję, po czym wstaję z miękkiego klęcznika.
Duchowny wychodzi z konfesjonału i staje przede mną.
– Jak mogę ci dać pokutę, skoro nie znam szczegółów?
– Wystarczy, że Bóg je zna. Oby mi wybaczył – odpowiadam, po czym z pochyloną głową obracam się na pięcie i ruszam w kierunku wyjścia.
– Nie odchodź. – Słyszę za plecami.
Coś nakazuje mi zawrócić. Nie mogę się teraz poddać.
– Proszę księdza. – Przystaję. Duchowny wciąż mnie obserwuje. – Nie byłam z księdzem do końca szczera…
– Jak to? – Robi kilka kroków w moją stronę.
– Bo widzi ksiądz… – Przełykam ślinę. – Zabiłam więcej niż jedną osobę.