Mroczne Słońce - ebook
Mroczne Słońce - ebook
Zjednoczeni pokonają mrok.
Podzieleni staną się jego ofiarą…
Po raz pierwszy krainy strzeże aż troje Smoczych Mówców: Ulewa, Łodyga i Duch. Jednak każdy z nich ma własne pomysły na to, jak najlepiej przewodzić królestwu. To powoduje napięcia między nimi, a sytuację zaognia niepokojąca wizja Wspaniałego Smoka o nadciągającym Mrocznym Słońcu. Podczas gdy Smoczy Mówcy próbują zrozumieć znaczenie proroctwa, ciemne moce rosną w siłę, zagrażając harmonii świata, który zwierzęta znają.
W tym samym czasie małpy, widząc niezgodę między Smoczymi Mówcami, knują własny plan na przejęcie władzy. Ich intrygi stają się coraz bardziej śmiałe i stanowią realne zagrożenie, które może pogrążyć całe Bambusowe Królestwo w chaosie.
Czy narastające wewnętrzne konflikty i spisek małp doprowadzą krainę na skraj upadku, skazując ją na wieczną ciemność? I czym naprawdę jest przepowiedziane Mroczne Słońce – czy to zwiastun zagłady, czy szansa na zjednoczenie sił?
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8203-344-1 |
Rozmiar pliku: | 4,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ulewa — młoda samica pandy, Smocza Mówczyni
Duch — śnieżnobiały młody samiec pandy, Smoczy Mówca, wychowany przez irbisy, przybrany brat Ciarki, Śnieżycy i Szrona
Łodyga ze Smukłego Lasu — młoda samica pandy, Smocza Mówczyni
Ciarka — młoda samica irbisa śnieżnego, najsłabsza z miotu
Szkwał — starszy samiec pandy
Peonia — samica pandy, przybrana matka Ulewy
Kamyk — samiec pandy, najlepszy przyjaciel Ulewy
Liczi — samiec pandy, przyjaciel Ulewy
Kwiat — starsza samica pandy
Żeńszeń — starszy samiec pandy
Lilia — samica pandy, partnerka Grani
Grań — samiec pandy
Horyzont — samica pandy, matka Jodły
Cyprys — samiec pandy, ojciec Jodły
Jodła — młodziutka samica pandy
Brzask — samica pandy, matka Kumaka
Kumak — młodziutki samiec pandy
Wawrzyn — samiec pandy
Pieprz — młody samiec pandy
Goji — samica pandy, matka Pieprza
Azalia — samica pandy
Granit — samiec pandy
Mgła — samica pandy
Mieszkańcy Smukłego Lasu:
Zrywek Wytrawny Wspinacz — młody samiec pandki rudej, najlepszy przyjaciel Łodygi
Tropicielka Wytrawna Wspinaczka — samica pandki rudej, matka Zrywka
Skoczek Wytrawny Wspinacz — młody samiec pandki rudej
Łowca Wysoki Skoczek — samiec pandki rudej
Włóczęga Wysoka Skoczka — samica pandki rudej
Biegacz Uzdrawiające Serce — samiec pandki rudej, uzdrowiciel
Hopsa Wysoka Skoczka — samica pandki rudej
Toczek Zajadły Kopacz — samiec pandki rudej
Mieszkańcy Połamanego Lasu:
Żwawy Ogon — młoda rokselana złocista
Szybki Ogon — młoda rokselana złocista, siostra Żwawego Ogona
Krzepka Stopa — samiec rokselany złocistej, przywódca małp
Zakrzywiony Pazur — samica rokselany złocistej, najbliższa wspólniczka Krzepkiej Stopy
Dziarska Ręka — samiec rokselany złocistej
Jasny Pysk — samiec rokselany złocistej, przyjaciel Dziarskiej Ręki
Rozhuśtany Ogon — samiec rokselany złocistej, kuzyn Żwawego Ogona i Szybkiego Ogona
Złoty Grzbiet — samica rokselany złocistej, partnerka Rozhuśtanego Ogona
Zmierzchający Grzbiet — młode Rozhuśtanego Ogona i Złotego Grzbietu
Smagający Ogon — starszy samiec rokselany złocistej, wuj Żwawego Ogona i Szybkiego Ogona
Srebrna Grzywa — samica rokselany złocistej
Mieszkańcy Białych Kolców:
Szadź — młoda samica irbisa śnieżnego, siostra Grada
Grad — młody samiec irbisa śnieżnego
Pozostali bohaterowie:
Skłębiona Gwiazda — samica łuskowca
Spiralny Księżyc — samiec łuskowca, członek Dzieci Smoka
Niezrównana — samica manula
Ciepluch — samiec nahura
Przytulna — samica nahura
Minął jeden księżyc, od kiedy Łodyga, Duch i Ulewa zostali nowymi Smoczymi Mówcami Bambusowego Królestwa.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZakrzywiony Pazur siedziała na pochyłym pniu drzewa, opierając się o pozostałość po odłamanej gałęzi, i obserwowała ogromne stado gromadzące się wokół szczeliny w ziemi. Znajdowali się w mrocznym miejscu w sercu Połamanego Lasu, gdzie skały były czarne i dziwne, a z rozpadlin od czasu do czasu nadal unosiły się kłęby pary. Cokolwiek stało się dawno, dawno temu i spowodowało rozszczepienie ziemi, sprawiło również, że skalne kolumny skruszały i zamieniły się w sterty kamieni, oraz zdmuchnęło większość drzew; a te, które przetrwały, rosły teraz pod dziwnymi kątami.
Krzepka Stopa, przywódca rokselan złocistych, wezwał swoje stado, aby zgromadziło się w tym miejscu, a ono go posłuchało. Zakrzywiony Pazur szacowała, że zebrało się ponad trzysta małp. Tłoczyły się na ziemi i zwisały z pochylonych drzew.
Znała ich wszystkich. Nic, co działo się w Połamanym Lesie, nie umykało bystrym oczom Zakrzywionego Pazura. Wiedziała, które z małp tworzyły silne, związane ze sobą rodziny, a które należały do krnąbrnych grupek, gdzie członkowie powrzucaliby siebie nawzajem w rozpadlinę za jedną wisienkę. Wiedziała, kto jest pokłócony i kto znalazł sobie partnera bez zgody reszty grupy. W każdym stadzie zawsze było dwa razy tyle durnych dramatów i kłótni niż samych małp. A Zakrzywiony Pazur wiedziała o nich wszystko.
Krzepka Stopa siedział obok szczeliny w ziemi i z satysfakcją obserwował, jak jego grupa gromadzi się wokół niego. Przez ostatnie kilka miesięcy rokselany z całego Bambusowego Królestwa przybywały tu, by do niego dołączyć, bo słyszały o dzielnym, sprytnym Krzepkiej Stopie i jego sekretnym planie odbicia krainy — by mogła ponownie trafić w małpie łapy. Zakrzywiony Pazur podejrzewała, że zaraz dowiedzą się, co dokładnie planuje ich przywódca.
Wśród zgromadzonych małp przebiegła fala ekscytacji; pohukiwania i gwizdy stawały się coraz głośniejsze, gdy Silne Łapy przeciskały się przez grupki, wypinając klatki piersiowe i rozpychając się łokciami. Prowadziła ich Srebrna Grzywa, przywódczyni Silnych Łap, a tuż za nią szli jej porucznicy. Podrygująca Łapa nadal chodziła ze zwisającą, bezużyteczną ręką, po tym jak złamała ją w walce z białą pandą.
Pomiędzy nimi, zataczając się, szedł ktoś jeszcze, a co kilka kroków małpy szturchały go patykiem, by się nie zatrzymywał. Gdy wepchnęli go na otwartą przestrzeń, gdzie siedział Krzepka Stopa, Silne Łapy odsunęły się od siebie i odsłoniły więźnia: była nim samica łuskowca. Posuwała się do przodu na tylnych łapach, a pazury przednich zaciskała na klatce piersiowej. Zakrzywiony Pazur kiwnęła głową. Silne Łapy dobrze się spisywały w swoich bandyckich obowiązkach: samica łuskowca była przerażona.
— Witam — rzekł Krzepka Stopa, zapraszając ją gestem, by podeszła bliżej. — Dziękuję, że przyszłaś. Mogę wiedzieć, jak masz na imię?
Samica łuskowca wyglądała na zdezorientowaną. Oczywiście, że była zdezorientowana — Zakrzywiony Pazur wiedziała, że nie przyszła tam z własnej woli.
— S-skłębiona Gwiazda — odparło zwierzę.
— Jakie śliczne imię — rzekł Krzepka Stopa. Na drzewie obok tego, na którym siedziała Zakrzywiony Pazur, grupa małp parsknęła śmiechem, a Skłębiona Gwiazda podniosła wzrok, by przyjrzeć się gałęziom. Gdy Zakrzywiony Pazur przesłała im groźne spojrzenie, małpy zamilkły.
Krzepka Stopa mówił dalej, łagodnym, pokrzepiającym głosem.
— Zaprosiłem cię tutaj, bo wiem, że łuskowce wiedzą więcej na temat Wspaniałego Smoka niż pozostałe stworzenia, oczywiście z pominięciem Smoczych Mówców. Muszę ci zadać kilka pytań. Chodź, usiądź koło mnie.
Skłębiona Gwiazda zawahała się, ale w końcu przeszła kilka kroków i usiadła przy Krzepkiej Stopie.
— Wyjaw mi, Skłębiona Gwiazdo — zaczął małpi przywódca. — Jak powstał Wspaniały Smok?
Skłębiona Gwiazda zachłysnęła się powietrzem i odparła z wahaniem:
— Nie wiem. M-myślałam, że istnieje od zawsze. Ale… ale nawet gdybym wiedziała, tobym ci nie powiedziała! — wybełkotała i z przerażonym piskiem zwinęła się w kłębek.
— A dlaczego nie? — zapytał Krzepka Stopa i zbliżył twarz do pancerza łuskowca.
Skłębiona Gwiazda nie rozwinęła się, więc jej odpowiedź była przytłumiona. Głowę w całości zakrywał jej pokryty łuskami ogon.
— B-bo zrobisz z tą wiedzą coś złego.
Zakrzywiony Pazur ześlizgnęła się z opadającego drzewa i stanęła za zwiniętą samicą łuskowca. Nachyliła się i szepnęła między łuski:
— Wiesz więcej, niż mówisz — oceniła, a Skłębiona Gwiazda podskoczyła i zaskoczona odrobinę się odwinęła. Zakrzywiony Pazur stanęła jej na ogonie, by nie mogła się w pełni zwinąć. — Powiesz nam, co wiesz, albo inne obserwowane przez nas łuskowce ucierpią przez ciebie.
Skłębiona Gwiazda zaskowyczała, a Zakrzywiony Pazur uśmiechnęła się złośliwie. Te stworzenia były takie naiwne. Ta samica to pierwszy łuskowiec, jakiego schwytali, ale wyglądało na to, że kompletnie łyknęła blef.
— W porządku — pisnęła Skłębiona Gwiazda. — Dobrze, opowiem tę historię. — Nerwowo przełknęła ślinę i podrapała popielatą skałę. — Cóż, dawno, dawno temu nie istniał jeden smok. Była ich dwójka. Smok Światła, który panował nad dniem, ogniem, prawdą i tak dalej. Smok Mroku rządził nocą, cieniem, opowieściami, jaskiniami i tym podobnymi rzeczami. Ale pewnego dnia… m-małpa je zjednoczyła.
— W jaki sposób? — domagał się odpowiedzi Krzepka Stopa. Uderzał łapą w skałę tuż przy nosie Skłębionej Gwiazdy. Samica wzdrygnęła się i znów próbowała zwinąć w kłębek, ale Zakrzywiony Pazur okazała się szybsza i przycisnęła łapą jej plecy, by nie mogła się poruszyć.
— Nie wiem! — krzyknęła Skłębiona Gwiazda. — Przysięgam na Smoka, że tego nie wie nikt oprócz… — Zamilkła z cichym, wściekłym warknięciem i zakryła oczy pazurami.
Mamy ją — pomyślała Zakrzywiony Pazur i szelmowsko pokiwała głową do Krzepkiej Stopy.
— Idź — zwróciła się do Srebrnej Grzywy. — I zacznij zrywać łuski jej pobratymcom, dopóki Skłębiona Gwiazda nie powie nam, kto wie, jak zrobiła to tamta małpa.
Srebrna Grzywa zachichotała, kiwnęła głową i zaczęła odchodzić w losowym kierunku.
— Nie, proszę. Chodzi o Dzieci — wyjąkała Skłębiona Gwiazda. — Dobrze? Dzieci Smoka, one wiedzą.
— A kim są te Dzieci Smoka? — zapytał Krzepka Stopa, drapiąc się po brodzie.
— To… to zakon łuskowców — szepnęła. — Są potomkami tych, które żyły w czasach stworzenia Wspaniałego Smoka. Ale one nie zdradzają swoich tajemnic. Nie mówią zbyt wiele, a kiedy już się odzywają, porozumiewają się przez zagadki. Nie wyjawiają sekretów nawet pobratymcom. Możesz zerwać moje łuski — dodała, unosząc głowę w rozedrganym buncie. — Niczego więcej nie mogę powiedzieć.
— Dzieci Smoka zdradzą nam swoje sekrety — zwróciła się do Krzepkiej Stopy Zakrzywiony Pazur.
— Cokolwiek planujecie, powstrzymają was nowi Smoczy Mówcy!
Krzepka Stopa zarechotał.
— Trójka pandziątek, które zostały Mówcami księżyc temu? Myślą, że są silni, bo pokonali tego głupca Zmierzcha, ale poznają swoje miejsce, jeśli postanowią stanąć mi na drodze.
Zakrzywiony Pazur wepchnęła Skłębioną Gwiazdę w łapy Srebrnej Grzywy.
— Zabierz ją — rozkazała. — Trzymaj pod strażą. Może nam się jeszcze przydać.
Samica łuskowca protestowała i krzyczała, gdy Silne Łapy ją zabierały, ale Zakrzywiony Pazur nie słuchała. Krzepka Stopa wstał i zaczął wspinać się na szczyt najbliższego połamanego drzewa, wysoko ponad zgromadzone małpy. Gestem kazał swojej towarzyszce pójść za nim, co Zakrzywiony Pazur uczyniła. Użyła roztrzaskanego drewna jak uchwytów na łapy. Krzepka Stopa zatrzymał się w miejscu, w którym drzewo się złamało, u szczytu ogromnego łuku sczerniałego drewna.
— Dobra robota, Zakrzywiony Pazurze — rzekł. — Jeśli nasz plan ma się powieść, twoje umiejętności będą mi potrzebne bardziej niż kiedykolwiek.
— Powiedzie się — odparła małpa.
— A kiedy poznamy sekrety łuskowców — kontynuował Krzepka Stopa, błyszczącymi oczami patrząc na swoje ogromne stado, największy oddział, jaki Bambusowe Królestwo kiedykolwiek widziało — wtedy każdy liść i kamień tego królestwa będzie należał do mnie.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiŁodyga siedziała na gałęziach wysokiego miłorzębu i wpatrywała się w gęsty, porośnięty bambusem Południowy Las. W łapie, tuż przy białej chwytnej poduszce trzymała zielony kamień Smoczego Mówcy. Wsłuchiwała się w szeleszczące liśćmi powiewy wiatru. Obserwowała okrągłe, czarno-białe sylwetki pand — niektóre wylegiwały się na słońcu, inne wspinały na drzewa, a jeszcze inne zbierały bambus na Ucztę w porze Wysokiego Słońca. Kilka z nich szło pandzią ścieżką, wydeptaną w trawie krętą trasą prowadzącą w dół stromego wzgórza i wspinającą się na sąsiadujące wzniesienie. Po prawej stronie Łodygi, pomiędzy drzewami połyskiwała rzeka, a po lewej stało wzgórze o płaskim czubku, na którym znajdowała się polana uczt. Tuż za nią rozciągały się szpiczaste kolumny skalne i strome, porośnięte lasem zbocza, które w oddali pochłaniała blada mgła.
Łodyga zobaczyła na dole Ulewę otoczoną przez grupę mniejszych stworzeń, w większości składającą się z myszy i polatuch. Nie słyszała, o czym rozmawiają, ale była pewna, że proszą Ulewę o radę. Ta kiwała głową, słuchając zwierząt, aż w końcu uniosła swój niebieski kamień, który rozbłysnął w świetle słońca.
Natychmiastowe wezwanie Wspaniałego Smoka to coś bardzo w jej stylu. Ulewa zawsze chciała odpowiedzieć na pytania zwierząt najszybciej, jak mogła, nawet jeśli miałoby to oznaczać, że je zawiedzie, gdy okaże się, że Smok nie ma dla nich żadnej porady. To było godne podziwu.
Albo byłoby — pomyślała Łodyga — jeśli robiłaby to wyłącznie z chęci niesienia pomocy, a nie dlatego, by móc dłużej pospać i pluskać się w rzece.
Łodyga wolała prosić tych, którzy przyszli do niej po radę, by trochę poczekali. Wtedy, jeśli Smok nie miał nic do powiedzenia, sama mogła przemyśleć problem, z którym się do niej zwrócili. A Duch… cóż, próbował przystosować się do życia z dala od gór i irbisów, które go wychowały, ale jego rady nadal w wielu przypadkach okazywały się pomocne.
Gdy zauważyła jego białe futro, wyróżniające się na tle tłumu zwyczajnych pand, poczuła dziwny przypływ dumy. Spacerował, pogrążony w rozmowie ze starszą pandą — Mgłą.
Łodyga nie dowierzała, że poznała tę dwójkę niewiele ponad miesiąc temu. Tak bardzo się od siebie różnili, ale wiedziała, że jeśli kiedykolwiek będzie potrzebowała pomocy, staną u jej boku. Każde z nich dostało pod opiekę inną część królestwa. Ulewie przypadła rzeka oraz księżyc, Duch opiekował się górami i gwiazdami, a Łodyga — drzewami i słońcem. Nadal oswajali się z tym, co to tak naprawdę znaczy, ale za każdym razem, gdy jedno z nich czuło coś nowego i natychmiast biegło, by podzielić się tym z pozostałymi, rozpierała ją radość jak podczas pierwszego spotkania w śniegu. Kochała ich tak mocno, jakby razem dorastali. A może nawet jeszcze bardziej.
Uwagę Łodygi zwrócił jakiś ruch, któremu towarzyszył szelest i odgłosy łamanych liści. Wychyliła się więc, by sprawdzić, co się dzieje.
— Smocza Mówczyni Ulewo, możemy porozmawiać? — zawołała jedna z pand, na tyle głośno, by jej głos poniósł się aż między gałęzie, w których siedziała Łodyga. Westchnęła na widok pand, które wparowały na polanę, przez co małe stworzenia siedzące wokół Ulewy się spłoszyły. To Azalia i Granit; wyglądali na zirytowanych, a za nimi niepewnie czaili się Kwiat i Żeńszeń. Łodyga ześlizgnęła się z drzewa, co wyglądało bardziej jak kontrolowany upadek niż zejście. Wylądowała na zadzie i szybko podniosła się na łapy, by pobiec na polanę.
Wszyscy byli w szoku, gdy kilka dni temu Kwiat i Żeńszeń wrócili na Kwitnące Wzgórze. Ulewa, Łodyga i Duch stanęli gotowi do starcia, gdy tylko zobaczyli tę dwójkę wspinającą się po pandziej ścieżce. Pamiętali ich ryczące pyski na zboczu Smoczej Góry, gdzie do ataku poganiał ich oszust, Zmierzch z Głębokiego Lasu. Cała trójka rodzeństwa nadal miała po tej walce blizny. Dla Ulewy i Ducha sytuacja była jeszcze gorsza, bo musieli żyć z Kwiatem i Żeńszeniem pod rządami Zmierzcha, znosząc ich kłamstwa i nękanie.
Ale być może najbardziej szokującą rzeczą w powrocie Kwiata i Żeńszenia na Kwitnące Wzgórze było to, że wcale nie chcieli już walczyć.
Łodyga dotarła na polanę w chwili, gdy Ulewa zaczęła mierzyć się z Żeńszeniem. Samiec cofnął się ze zmartwionym wyrazem pyska. Łodyga wcale go za to nie winiła. Ulewa się wściekła, jakby miała zamiar zrobić coś, co nie przystawało Smoczej Mówczyni.
— Ja się tym zajmę — wydyszała, podbiegając do siostry. — Ty zajmowałaś się wiewiórkami, prawda?
— Tak — warknęła. — Dopóki ta czwórka ich nie wystraszyła.
— To może je znajdziesz? — zaproponowała Łodyga. No dalej — myślała — wiesz, że nie potrafisz być obiektywna w kwestii tej dwójki. Pozwól mi się tym zająć.
Ulewa spojrzała na nią i westchnęła.
— W porządku, tak zrobię. Granicie, przekaż Łodydze to, co powiedziałeś mnie. — Odwróciła się i odeszła ciężkim krokiem, rzucając wściekłe spojrzenia Kwiatowi i Żeńszeniowi.
— Łodygo — zaczął Granit. — Ta dwójka znów stwarza problemy. Zabrali o wiele więcej bambusa, niż powinni. Pilnują poletka w cieniu wielkiej skały, jakby było ich własnością! Możemy przecież usiąść i jeść tam, gdzie chcemy — skarżył się. — Ten bambus nie należy jedynie do nich!
— Z tego, co mi wiadomo, mieszkamy tu wszyscy razem, a to oznacza, że powinniśmy się dzielić — dodała Azalia, warcząc.
Łodyga próbowała powstrzymać westchnienie.
Znowu to samo.
Niektóre pandy chciały się rozdzielić i znaleźć własne terytoria; żyć jak przed Wielkim Potopem, który wypędził tak wiele stworzeń ze swoich domów. Inni jednak pragnęli trzymać się razem, w grupie, którą stworzyli po powodzi. Azalia była jedną z tych pand, które miały największą ochotę odejść, chociaż Łodyga zauważyła, że zamiast to zrobić, po prostu na ten temat narzekała.
— W dawnych czasach to byłby nasz bambus — burknęła Kwiat. — Gdybyśmy się nie tłoczyli na tym samym terytorium, to nie byłoby problemu.
— Ale żyjemy na tym samym terytorium — powiedziała Łodyga, starając się nie tracić cierpliwości. — Postanowiliście tu wrócić, a my daliśmy wam drugą szansę. Musi jednak do was dotrzeć, że to oznacza dzielenie się z innymi.
— Wiemy o tym — odparł Żeńszeń.
Kwiat rzuciła mu naburmuszone spojrzenie, ale po chwili westchnęła i kiwnęła głową.
— Tak, wiemy. Przepraszamy — rzekła. — Po prostu odzwyczailiśmy się od takiego życia. Wybacz, Azalio.
Łodyga zamrugała. Była zadowolona, ale też zaskoczona. Ulewa mówiła jej, jak zachowywała się Kwiat, nawet zanim Zmierzch pojawił się na Kwitnącym Wzgórzu, więc nie spodziewała się, że tak łatwo przyjdą jej przeprosiny.
Oni naprawdę się starają — pomyślała.
Azalia nie wyglądała na przekonaną.
— Może pójdziecie po delikatne, młode łodygi, które rosną na tym poletku? — zaproponowała Łodyga. — Podzielimy się nimi podczas kolejnej uczty.
— Zgoda — odparł Żeńszeń. — Chodźmy. — Szturchnął Kwiat, po czym oboje opuścili polanę.
— Nadal im nie ufam — powiedziała cicho Azalia.
— Rozumiem, ale musimy dać im szansę — odparła Łodyga. — Są odrobinę samolubni, ale jeśli chcą wszystko naprawić, to powinniśmy im na to pozwolić.
Azalia pokręciła tylko głową i odeszła, a Granit ruszył tuż za nią.
Był już niemal czas na Ucztę w porze Wysokiego Słońca. Łodyga przygotowywała swoją porcję pożywienia, gdy po drugiej stronie poletka rozległ się szelest. Podniosła wzrok i zobaczyła przedzierającego się przez gąszcz Kamyka, z pyskiem pełnym grubego bambusa. Upuścił go i usiadł.
— Cześć, Łodygo — powiedział.
— Cześć — odrzekła. Zacisnęła szczęki wokół palika i złamała go z zadowalającym trzaskiem.
Kamyk ją obserwował.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki