- nowość
- W empik go
Mroczniejsza strona nocy - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
23 grudnia 2024
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz
laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony,
jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania
czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla
oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym
laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym
programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe
Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny
program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią
niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy
każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Mroczniejsza strona nocy - ebook
Książka zawiera 13 opowiadań, które zabiorą cię do innego wymiaru. Przyjdzie ci się mierzyć z przeżyciami, których wolałbyś nie doświadczyć w prawdziwym życiu. Niektórzy jednak ich doświadczają. Jeżeli chcesz poznać ich odczucia, to się nie bój i wkrocz do mroczniejszej strony nocy.
Kategoria: | Fantastyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
Rozmiar pliku: | 488 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
SŁOWEM WSTĘPU
Droga osoba, która zakupiłaś niniejszą pozycję, chciałbym ci serdecznie podziękować. Jestem wdzięczny, że zdecydowałeś się ją wybrać. Jest to mój debiut, a tym spełnienie marzenia o pisarstwie. Należą też ci się słowa przeprosin.
Opowiadania, które przeczytasz, mogą nie być wolne od różnorakich błędów. Ślepota autorska nie boli, ale dokucza. Starałem się, jak umiałem, najlepiej je zniwelować, ale skoro nawet w dziełach wydanych przez duże wydawnictwa zdarzają się potknięcia, to w jakiś sposób podnosi mnie to na duchu. Niestety nie miałem komu ich pokazać, więc korekta, ale też i skład jak już wiesz spadły na moje skromne barki.
Co się tyczy ich treści, to chciałbym zaznaczyć, że jakościowo mogą być nierówne. Powstały w różnych okresach, a niektóre odzwierciedlają mój ówczesny stan emocjonalny i psychiczny.
Niektóre mogą wywołać pewne nieprzyjemne odczucia, skłonić do refleksji, a inne bawić. Przynajmniej taką mam nadzieję. Wiem, że debiut będzie bolesny i nie ukrywam, że liczę na dozę krytyki, bo pozwoli mi ona podszlifować warsztat twórczy.
Prosiłbym jednak o zachowanie pewnych standardów w niej, bo książkoholicy powinni charakteryzować się pewną kulturą.
Nie przeszkadzam już i pozostaje mi jedynie życzyć miłej lektury.
Z wyrazami szacunku skromna osoba autoraALE WYBAW NAS OD ZŁEGO
Ogromna plazma zajmująca praktycznie całą ścianę pulsowała zmieniającymi się obrazami. Częstotliwość była różna, ale na ogół każdy wyświetlał się przez zaledwie kilka sekund. Jednak na chwilę coś się zmieniło. Obraz zamarł, a światło wylewające się z ekranu zalało pokój. Mrok wycofał się niechętnie do kątów, odsłaniając otyłego mężczyznę, który na wpół leżąc na sfatygowanym fotelu, opróżniał butelkę piwa. Wokół walały się jej opróżnione siostry. Oprócz tych rzeczy nic więcej nie znajdowało się w pokoju. Jego wystrój, a raczej jego brak, niechlujny mężczyzna, leżące wokół niemi świadkowie alkoholizmu zupełnie nie pasowały do kosztownego cacka zdobiącego ścianę. Parze kłócącej się zażarcie na ekranie zupełnie, to nie przeszkadzało. Byli zbyt pochłonięci emocjami i nawet średnio bystry obserwator zauważyłby, że jedynie kwestią czasu jest, kiedy słowa przemienią się w czyny. Mężczyzny, to jednak nie obchodziło. Podobnie jak rosnąca plama na podkoszulku. Dołączała do kolejnych, aby wspólnie stworzyć nową, barwną mozaikę. Był zbyt mocno pochłonięty wlewanie w siebie kolejnych procentów, aby przywiązywać wagę do takich rzeczy. Potężne bekniecie, odbiło się od ścian, obwieszczając śmierć kolejnej butelki. Odstawił ją ostrożnie do reszty, zamknął oczy i osunął się jeszcze głębiej w fotel. Starał się odciąć od rzeczywistości, ale ta nie chciała mu tego ułatwić. Ostre światło padające z telewizora drażniło jego oczy. Erupcja gazów, które się wcześniej wyzwoliła, poruszyła w jego ciele pokłady, które wydawało mu się, że dawno pogrzebał pod warstwą tłuszczu oraz obojętności. Fonie w telewizorze wyłączył na samym początku, jak tylko go nabył. Nie potrzebował jej. Podobnie zresztą jak niego, aby wiedzieć. Zrobił, to pod wpływem nagłego impulsu. Początkowo był nawet zadowolony, że go posiada, bo łatwiej mógł spoglądać na świat, który odcinał się od niego. Teraz jednak czuł narastającą frustrację, które nieubłaganie skalowała na poziom gniewu. Kłócąca się para osiągnęła już dużo wyższy poziom i przeszła do ostatniego etapu. Etapu, kiedy to jedna rzecz napotyka drugą, a jej napędowi daleko jest do miłości bliźniego.
- Dosyć tego!
Stentorowy ryk odbił się echem od ścian, przełamując ciszę. Butelki zabrzęczały oburzone, obudowa pilota zatrzeszczała niebezpiecznie, gdy palec praktycznie wcisnął do środka czerwony guzik. Pokój w końcu pogrążył się w ciemności. Mężczyzna oddychał ciężko, pocierając skronie, jakby chciał ulżyć sobie w kacu, ale w jego przypadku było to niemożliwe. Chyba żeby chciał tego. Kiedyś skusił się na to i pożałował szybko. Nieznośnego łupania pod czaszką oraz towarzyszące temu uczucie suchości w ustach sprawiło, że nie miał ochoty już dalej eksperymentować. Uznał, że ustępstwa, jakie już poczynił, mu wystarczają. Poklepał się po wydatnym brzuchu, efekcie picia, niezdrowego żarcia oraz braku ruchu.
– Czyż nie napisali: „_I stworzył Bóg człowieka, na swój obraz i podobieństwo”_ – wygłosił, po czym niespodziewanie ryknął histerycznym śmiechem. Ten umilkł po chwili ucięty napływającymi myślami. Stworzył, ale na pewno nie na swój obraz i podobieństwo, pomyślał, czując ogarniający go gniew. Zaślepiony nim pochwycił jedną ze stojących na podłodze butelek i cisnął w kierunku ściany. Krótki lot zakończył się łupnięciem, po którym nastąpił efektywny deszcz szklanych odłamków. Mimo panującej ciemności doskonale widział każdy z nich, każdy inny, ale podobny do reszty i każdy zmierzający ku temu samemu. Gdyby chciał, mógł je zatrzymać, mógł je też na powrót scalić. Miał moc, ale ta była bezsilna wobec niego samego. Nie był w stanie postawić tamy myślom, które napływały coraz bardziej wartko.
- Stworzyłem istoty, które sprawiły, że upodobniłem się do nich.
Słowa, które wypłynęły z jego ust, pozostawiły kwaśny posmak. Chciał już sięgnąć po kolejną butelkę, ale zrezygnował. Zamiast tego dźwignął się z fotela. Ten w odpowiedzi zatrzeszczał jakby w podziękowaniu, a kolana zaskrzypiały w buncie. Mógł samą myślą przeistoczyć swoje ciało, w co tylko chciał. Opcji było bez liku. Warunek był tylko jeden. Musiało mu się chcieć, ale mu się nie chciało. Nie potrafił sprawić, aby mu się chciało. On nie mógł tego zrobić! Myśl ta, która towarzyszyła mu ot, tak dawno, że nie pamiętał, kiedy się pojawiła, ciążyła mu coraz bardziej. Nie była ona osamotniona. Była też jej koleżanka. Zupełnie inna, będąca jej odwrotnością, ale paradoksalnie dopełniająca całości. Powoli człapiąc i sapiąc, kierował się ku szklanej tafli stanowiącej jedną ze ścian. Widział, że jest sam i jeżeli nie zechce, to nikt nie mógł wejść do jego azylu, a mimo to miał wrażenia, że miliardy oczu wpatrywało się w niego. Jedne z matczyną troską, inne z pogardą i obrzydzenia, a inne jeszcze z chłodną obojętnością. Czuł narastającą wilgoć pod pachami, a po plecach spływający zimny pot.
– Mam to, gdzieś, że jestem gruby! Słyszycie mnie! Mam to w dupie!
Wykrzyczał do niewidocznych obserwatorów, akcentując każde słowo. Nieprzyjemne uczucie bycia podglądanym zniknęło wraz z ostatnim słowem zaklęcia. Otrząsnął się niczym zwierz, który właśnie wyszedł z wody. Zasapany dotarł do szklanej granicy. Wsparł głowę na jej lodowatej materii, spoglądając na kłębiące się poniżej chmury. Były one umowną linią oddzielającą jego świat od ich. Świata, który stworzył, wypełnił i się nim opiekował. W zamian oczekiwał niewiele. Jedynie uwagi. Otrzymał ją, ale z czasem zmieniła ona swoją formę. Zamknął oczy, chłonąc zimno emanujące z tafli. Prośby, błagania, obietnice, brakowało tylko kurwa podań, przemknęło mu przez głowę. Początkowo mu to nie przeszkadzało, ale z czasem pojawiła się irytacja, gniew, frustracja aż w końcu ostatecznie zniechęcenie i poczucie samotności. Teoretycznie żył na najwyższym piętrze oszklonego wieżowca wznoszącego się wysoko ponad chmury, który był wszędzie i nigdzie. Praktycznie jednak żył wszędzie. Na każdym jego piętrze kłębił się tłum istot, które mu służyły, ale i tak czuł się samotny. Nikt nigdy nie przyszedł i nie zapytał, jak się czuje, co lubi czy ma na coś ochotę. Nie, wszyscy tylko coś chcieli od niego. Liczyli, że spełni ich prośby, jak dobry ojciec! W jego przypadku własne dzieci miały go gdzieś do czasu aż działa im się krzywda! Nie mógł liczyć na nikogo. Mam już dosyć tego wszystkiego, myślał, uderzając pięścią w szybę, która drżała od tego.
– Bóg w trzech osobach. A, samotny kurwa jak palec - stwierdził, kręcąc z niedowierzaniem głową. Poczuł jak coś mokrego, spływa mu po policzkach. Otworzył oczy i zdumiony spostrzegł, że widzi świat, jakby skryty za mgłą. Chmury były niewyraźne, stały się szarobiałą, bezkształtną masą. Dotknął palcem dziwnej substancji, która wypływała z jego oczu. Uśmiechnął się po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna.
– To by się Izraelici zdumieli – wykrztusił, patrząc na kroplę na swoim palcu. Niegdyś bez zmrużenia oka wysłał swoje sługi, aby mordowały. Wezwał wody, które zalały świat, a wraz z nim ludzi, którzy ośmielili mu się przeciwstawić. Zesłał deszcz ognia i siarki pustosząc miasta, które nie usłuchały jego słów. Na wspomnienie dawnych dziejów, wezbrał się w nim gniew. Znalazł on ujście w uderzeniu pięścią w tafle. Tym razem siła uderzenia była na tyle mocna, że zostawiła siateczkę pęknięć rozchodzącą się dookoła epicentrum. Chciał uderzyć raz jeszcze, ale powstrzymał się, coś przyszło mu do głowy. Ostateczne rozwiązanie jego problemów. Kiedyś korciło go, aby zrealizować ostateczne starcie, Armagedon, masową rzeź, ale zrezygnował z tego.
Był demiurgiem, który czasem musiał coś naprawić i mierziła go myśl, że mógłby doprowadzić do całkowitej anihilacji tego, co stworzył z taką pieczołowitością. Ludzie sami wymyślili ją sobie, więc teraz niech sami do niej doprowadzą, pomyślał wówczas. Rozwiązanie, na które wpadł, wydawało mu się czyste i prostsze. Może i słali prośby, błagania, jęczenia, ale w ostatecznym rozrachunku radzili sobie bez jego pomocy.
– Raz…, dwa… trzy… - liczył na głos. W momencie, gdy doliczył do trójki, usłyszał energiczne pukanie do drzwi. Powoli zaczął człapać w ich kierunku. Kolejne, tym razem głośniejsze pukanie sprawiło, że przyspieszył kroku.
– Idę, już idę! – krzyknął uspokajająco, ale w odpowiedzi doczekał się tylko kolejnego łomotu. Będąc w połowie drogi, dysząc ze zmęczenia, uświadomił sobie, że nie musi. Pokręcił głową zrezygnowany. Nie tylko upodobnił się do swojego szóstego dziecka pod wieloma względami, ale zaczął też cierpieć na zaniki pamięci. Dopiero, co posłużył się mocą a teraz, zamiast z niej skorzystać, upadlał się, spiesząc się do zniecierpliwionego kuriera. Nie mogłem tak od razu, pomyślał, wzdychając ciężko, naciskając na klamkę.
Kurier jak każdy w jego zawodzie ubrany był w firmowy kombinezon. Widząc go, mężczyzna miał ochotę parsknąć śmiechem. Właściciel firmy był najwidoczniej wielkim miłośnikiem pszczół, czy raczej os i postanowił oddać to, dając wskazówki na wzór firmowej odzieży. Kurtka i spodnie były w kolorze wściekłej żółci poprzecinane regularnymi czarnymi pasami. Strój w żadnym stopniu nie upodabniał on do pszczoły, osy czy też innego owada, a raczej do więźnia i to specjalnej troski.
Zaskoczony kurier zastygł zaskoczony z dłonią uniesioną do góry. Był przekonany, że słyszał, głos dobiegający z głębi mieszkania i nie spodziewał się, że spotka się z lokatorem tak szybko. Patrząc na niego, miał ochotę równie szybko zakończyć tę znajomość. Stojący przed nim mężczyzna wydzielał z siebie odór, który zdawał się mieszaniną przetrawionego piwska, przepoconych skarpet oraz ciała, które ostatni raz miało kontakt z wodą chyba podczas narodzin. Ubrania też zdawał się nie zmieniać nigdy. Był jednak profesjonalistą i nie dał po sobie poznać, jak bardzo niemiła jest mu ta wizyta.
– Mam przesyłkę dla… Kurier zamilkł na moment, upewniając się, że odczytał poprawnie personalia. – Jahwe?
– To ja, gdzie mam pokwitować?
- Tutaj.
Kurier przyglądał się bacznie mężczyźnie, który zamarł z podkładką, na której widniał blankiet odbioru. Czuł dziwne wrażenie, że coś jest nie tak, jakby już kiedyś spotkał tego mężczyznę, ale nie potrafił sobie przypomnieć, aby miało to miejsce. Jeszcze to imię. Słyszał je już kiedyś, ale dawno. Coś mu mówiło, ale nie wiedział, co. Pomyślał, że nie powinien czuć się zaskoczony imieniem, skoro jego siostra postanowiła dać dziecku na imię Audi. Uznała, że skoro jest imię Mercedes, a dziecko zostało poczęte na tylnym siedzeniu Audi, to czemu nie może się tak nazywać.
W sumie nigdy niczego nie podpisywał, więc w sumie nawet nie wie, jaki ma podpis złożyć. Paczkę zamówił, jako Jahwe, ale ludzie znali go pod tyloma imionami, że czuł się lekko zdezorientowany. W końcu poganiany szurnięciami stóp kuriera sięgnął po długopis, skreślił szybko coś na blankiecie, oddał go i pożegnał się, dając do obejrzenia kurierowi drzwi. Grzeczności mogły zaczekać, trzymał bowiem w dłoni paczkę, w której jak sądził, znajduje się rozwiązanie wszystkich jego trosk.
– Życzę miłego dnia – powiedział kurier, stwierdzając po chwili, że wypowiedział to do drzwi. Spojrzał na trzymaną w dłoniach podkładkę, chcąc się upewnić, że rubryka z podpisem została wypełniona. Szef zmiany miał niezłego fioła, jeżeli szło o kwity, więc nie miał ochoty słuchać jego marudzenia, jak wróci. Brwi podjechały mu prawie do połowy czoła, gdy ujrzał, co znajduje się wykropkowanym miejscu. Widział już różne podpisy. Starannie wykaligrafowane, pełne zawijasów, czy też postawione kulfony świadczące, że pisanie nie było czyjąś mocną stronę. Pierwszy raz jednak zobaczył, aby ktoś w ramach podpisu nakreślił trójkąt z okiem w środku. Chciał już zapukać i poprosił o to, aby klient podpisał się normalnie, ale się rozmyślił. Wolał już stawić czoła szefowi niż przebywać w tym miejscu dłużej. Olbrzymi szklany wieżowiec już na sam widok przyprawiał go o ciarki grozy. Dalej było już tylko gorzej. Na dole nie widział żadnego portiera, co było normą, jadąc na górę, nie napotkał nikogo w windzie, co była zaskakujące. Budynek zdawał się sięgać ponad chmury, a w takich, co rusz ktoś się kręcił. I jeszcze lokator, którego wizerunek w ogóle nie pasował do tego miejsca.
Droga osoba, która zakupiłaś niniejszą pozycję, chciałbym ci serdecznie podziękować. Jestem wdzięczny, że zdecydowałeś się ją wybrać. Jest to mój debiut, a tym spełnienie marzenia o pisarstwie. Należą też ci się słowa przeprosin.
Opowiadania, które przeczytasz, mogą nie być wolne od różnorakich błędów. Ślepota autorska nie boli, ale dokucza. Starałem się, jak umiałem, najlepiej je zniwelować, ale skoro nawet w dziełach wydanych przez duże wydawnictwa zdarzają się potknięcia, to w jakiś sposób podnosi mnie to na duchu. Niestety nie miałem komu ich pokazać, więc korekta, ale też i skład jak już wiesz spadły na moje skromne barki.
Co się tyczy ich treści, to chciałbym zaznaczyć, że jakościowo mogą być nierówne. Powstały w różnych okresach, a niektóre odzwierciedlają mój ówczesny stan emocjonalny i psychiczny.
Niektóre mogą wywołać pewne nieprzyjemne odczucia, skłonić do refleksji, a inne bawić. Przynajmniej taką mam nadzieję. Wiem, że debiut będzie bolesny i nie ukrywam, że liczę na dozę krytyki, bo pozwoli mi ona podszlifować warsztat twórczy.
Prosiłbym jednak o zachowanie pewnych standardów w niej, bo książkoholicy powinni charakteryzować się pewną kulturą.
Nie przeszkadzam już i pozostaje mi jedynie życzyć miłej lektury.
Z wyrazami szacunku skromna osoba autoraALE WYBAW NAS OD ZŁEGO
Ogromna plazma zajmująca praktycznie całą ścianę pulsowała zmieniającymi się obrazami. Częstotliwość była różna, ale na ogół każdy wyświetlał się przez zaledwie kilka sekund. Jednak na chwilę coś się zmieniło. Obraz zamarł, a światło wylewające się z ekranu zalało pokój. Mrok wycofał się niechętnie do kątów, odsłaniając otyłego mężczyznę, który na wpół leżąc na sfatygowanym fotelu, opróżniał butelkę piwa. Wokół walały się jej opróżnione siostry. Oprócz tych rzeczy nic więcej nie znajdowało się w pokoju. Jego wystrój, a raczej jego brak, niechlujny mężczyzna, leżące wokół niemi świadkowie alkoholizmu zupełnie nie pasowały do kosztownego cacka zdobiącego ścianę. Parze kłócącej się zażarcie na ekranie zupełnie, to nie przeszkadzało. Byli zbyt pochłonięci emocjami i nawet średnio bystry obserwator zauważyłby, że jedynie kwestią czasu jest, kiedy słowa przemienią się w czyny. Mężczyzny, to jednak nie obchodziło. Podobnie jak rosnąca plama na podkoszulku. Dołączała do kolejnych, aby wspólnie stworzyć nową, barwną mozaikę. Był zbyt mocno pochłonięty wlewanie w siebie kolejnych procentów, aby przywiązywać wagę do takich rzeczy. Potężne bekniecie, odbiło się od ścian, obwieszczając śmierć kolejnej butelki. Odstawił ją ostrożnie do reszty, zamknął oczy i osunął się jeszcze głębiej w fotel. Starał się odciąć od rzeczywistości, ale ta nie chciała mu tego ułatwić. Ostre światło padające z telewizora drażniło jego oczy. Erupcja gazów, które się wcześniej wyzwoliła, poruszyła w jego ciele pokłady, które wydawało mu się, że dawno pogrzebał pod warstwą tłuszczu oraz obojętności. Fonie w telewizorze wyłączył na samym początku, jak tylko go nabył. Nie potrzebował jej. Podobnie zresztą jak niego, aby wiedzieć. Zrobił, to pod wpływem nagłego impulsu. Początkowo był nawet zadowolony, że go posiada, bo łatwiej mógł spoglądać na świat, który odcinał się od niego. Teraz jednak czuł narastającą frustrację, które nieubłaganie skalowała na poziom gniewu. Kłócąca się para osiągnęła już dużo wyższy poziom i przeszła do ostatniego etapu. Etapu, kiedy to jedna rzecz napotyka drugą, a jej napędowi daleko jest do miłości bliźniego.
- Dosyć tego!
Stentorowy ryk odbił się echem od ścian, przełamując ciszę. Butelki zabrzęczały oburzone, obudowa pilota zatrzeszczała niebezpiecznie, gdy palec praktycznie wcisnął do środka czerwony guzik. Pokój w końcu pogrążył się w ciemności. Mężczyzna oddychał ciężko, pocierając skronie, jakby chciał ulżyć sobie w kacu, ale w jego przypadku było to niemożliwe. Chyba żeby chciał tego. Kiedyś skusił się na to i pożałował szybko. Nieznośnego łupania pod czaszką oraz towarzyszące temu uczucie suchości w ustach sprawiło, że nie miał ochoty już dalej eksperymentować. Uznał, że ustępstwa, jakie już poczynił, mu wystarczają. Poklepał się po wydatnym brzuchu, efekcie picia, niezdrowego żarcia oraz braku ruchu.
– Czyż nie napisali: „_I stworzył Bóg człowieka, na swój obraz i podobieństwo”_ – wygłosił, po czym niespodziewanie ryknął histerycznym śmiechem. Ten umilkł po chwili ucięty napływającymi myślami. Stworzył, ale na pewno nie na swój obraz i podobieństwo, pomyślał, czując ogarniający go gniew. Zaślepiony nim pochwycił jedną ze stojących na podłodze butelek i cisnął w kierunku ściany. Krótki lot zakończył się łupnięciem, po którym nastąpił efektywny deszcz szklanych odłamków. Mimo panującej ciemności doskonale widział każdy z nich, każdy inny, ale podobny do reszty i każdy zmierzający ku temu samemu. Gdyby chciał, mógł je zatrzymać, mógł je też na powrót scalić. Miał moc, ale ta była bezsilna wobec niego samego. Nie był w stanie postawić tamy myślom, które napływały coraz bardziej wartko.
- Stworzyłem istoty, które sprawiły, że upodobniłem się do nich.
Słowa, które wypłynęły z jego ust, pozostawiły kwaśny posmak. Chciał już sięgnąć po kolejną butelkę, ale zrezygnował. Zamiast tego dźwignął się z fotela. Ten w odpowiedzi zatrzeszczał jakby w podziękowaniu, a kolana zaskrzypiały w buncie. Mógł samą myślą przeistoczyć swoje ciało, w co tylko chciał. Opcji było bez liku. Warunek był tylko jeden. Musiało mu się chcieć, ale mu się nie chciało. Nie potrafił sprawić, aby mu się chciało. On nie mógł tego zrobić! Myśl ta, która towarzyszyła mu ot, tak dawno, że nie pamiętał, kiedy się pojawiła, ciążyła mu coraz bardziej. Nie była ona osamotniona. Była też jej koleżanka. Zupełnie inna, będąca jej odwrotnością, ale paradoksalnie dopełniająca całości. Powoli człapiąc i sapiąc, kierował się ku szklanej tafli stanowiącej jedną ze ścian. Widział, że jest sam i jeżeli nie zechce, to nikt nie mógł wejść do jego azylu, a mimo to miał wrażenia, że miliardy oczu wpatrywało się w niego. Jedne z matczyną troską, inne z pogardą i obrzydzenia, a inne jeszcze z chłodną obojętnością. Czuł narastającą wilgoć pod pachami, a po plecach spływający zimny pot.
– Mam to, gdzieś, że jestem gruby! Słyszycie mnie! Mam to w dupie!
Wykrzyczał do niewidocznych obserwatorów, akcentując każde słowo. Nieprzyjemne uczucie bycia podglądanym zniknęło wraz z ostatnim słowem zaklęcia. Otrząsnął się niczym zwierz, który właśnie wyszedł z wody. Zasapany dotarł do szklanej granicy. Wsparł głowę na jej lodowatej materii, spoglądając na kłębiące się poniżej chmury. Były one umowną linią oddzielającą jego świat od ich. Świata, który stworzył, wypełnił i się nim opiekował. W zamian oczekiwał niewiele. Jedynie uwagi. Otrzymał ją, ale z czasem zmieniła ona swoją formę. Zamknął oczy, chłonąc zimno emanujące z tafli. Prośby, błagania, obietnice, brakowało tylko kurwa podań, przemknęło mu przez głowę. Początkowo mu to nie przeszkadzało, ale z czasem pojawiła się irytacja, gniew, frustracja aż w końcu ostatecznie zniechęcenie i poczucie samotności. Teoretycznie żył na najwyższym piętrze oszklonego wieżowca wznoszącego się wysoko ponad chmury, który był wszędzie i nigdzie. Praktycznie jednak żył wszędzie. Na każdym jego piętrze kłębił się tłum istot, które mu służyły, ale i tak czuł się samotny. Nikt nigdy nie przyszedł i nie zapytał, jak się czuje, co lubi czy ma na coś ochotę. Nie, wszyscy tylko coś chcieli od niego. Liczyli, że spełni ich prośby, jak dobry ojciec! W jego przypadku własne dzieci miały go gdzieś do czasu aż działa im się krzywda! Nie mógł liczyć na nikogo. Mam już dosyć tego wszystkiego, myślał, uderzając pięścią w szybę, która drżała od tego.
– Bóg w trzech osobach. A, samotny kurwa jak palec - stwierdził, kręcąc z niedowierzaniem głową. Poczuł jak coś mokrego, spływa mu po policzkach. Otworzył oczy i zdumiony spostrzegł, że widzi świat, jakby skryty za mgłą. Chmury były niewyraźne, stały się szarobiałą, bezkształtną masą. Dotknął palcem dziwnej substancji, która wypływała z jego oczu. Uśmiechnął się po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna.
– To by się Izraelici zdumieli – wykrztusił, patrząc na kroplę na swoim palcu. Niegdyś bez zmrużenia oka wysłał swoje sługi, aby mordowały. Wezwał wody, które zalały świat, a wraz z nim ludzi, którzy ośmielili mu się przeciwstawić. Zesłał deszcz ognia i siarki pustosząc miasta, które nie usłuchały jego słów. Na wspomnienie dawnych dziejów, wezbrał się w nim gniew. Znalazł on ujście w uderzeniu pięścią w tafle. Tym razem siła uderzenia była na tyle mocna, że zostawiła siateczkę pęknięć rozchodzącą się dookoła epicentrum. Chciał uderzyć raz jeszcze, ale powstrzymał się, coś przyszło mu do głowy. Ostateczne rozwiązanie jego problemów. Kiedyś korciło go, aby zrealizować ostateczne starcie, Armagedon, masową rzeź, ale zrezygnował z tego.
Był demiurgiem, który czasem musiał coś naprawić i mierziła go myśl, że mógłby doprowadzić do całkowitej anihilacji tego, co stworzył z taką pieczołowitością. Ludzie sami wymyślili ją sobie, więc teraz niech sami do niej doprowadzą, pomyślał wówczas. Rozwiązanie, na które wpadł, wydawało mu się czyste i prostsze. Może i słali prośby, błagania, jęczenia, ale w ostatecznym rozrachunku radzili sobie bez jego pomocy.
– Raz…, dwa… trzy… - liczył na głos. W momencie, gdy doliczył do trójki, usłyszał energiczne pukanie do drzwi. Powoli zaczął człapać w ich kierunku. Kolejne, tym razem głośniejsze pukanie sprawiło, że przyspieszył kroku.
– Idę, już idę! – krzyknął uspokajająco, ale w odpowiedzi doczekał się tylko kolejnego łomotu. Będąc w połowie drogi, dysząc ze zmęczenia, uświadomił sobie, że nie musi. Pokręcił głową zrezygnowany. Nie tylko upodobnił się do swojego szóstego dziecka pod wieloma względami, ale zaczął też cierpieć na zaniki pamięci. Dopiero, co posłużył się mocą a teraz, zamiast z niej skorzystać, upadlał się, spiesząc się do zniecierpliwionego kuriera. Nie mogłem tak od razu, pomyślał, wzdychając ciężko, naciskając na klamkę.
Kurier jak każdy w jego zawodzie ubrany był w firmowy kombinezon. Widząc go, mężczyzna miał ochotę parsknąć śmiechem. Właściciel firmy był najwidoczniej wielkim miłośnikiem pszczół, czy raczej os i postanowił oddać to, dając wskazówki na wzór firmowej odzieży. Kurtka i spodnie były w kolorze wściekłej żółci poprzecinane regularnymi czarnymi pasami. Strój w żadnym stopniu nie upodabniał on do pszczoły, osy czy też innego owada, a raczej do więźnia i to specjalnej troski.
Zaskoczony kurier zastygł zaskoczony z dłonią uniesioną do góry. Był przekonany, że słyszał, głos dobiegający z głębi mieszkania i nie spodziewał się, że spotka się z lokatorem tak szybko. Patrząc na niego, miał ochotę równie szybko zakończyć tę znajomość. Stojący przed nim mężczyzna wydzielał z siebie odór, który zdawał się mieszaniną przetrawionego piwska, przepoconych skarpet oraz ciała, które ostatni raz miało kontakt z wodą chyba podczas narodzin. Ubrania też zdawał się nie zmieniać nigdy. Był jednak profesjonalistą i nie dał po sobie poznać, jak bardzo niemiła jest mu ta wizyta.
– Mam przesyłkę dla… Kurier zamilkł na moment, upewniając się, że odczytał poprawnie personalia. – Jahwe?
– To ja, gdzie mam pokwitować?
- Tutaj.
Kurier przyglądał się bacznie mężczyźnie, który zamarł z podkładką, na której widniał blankiet odbioru. Czuł dziwne wrażenie, że coś jest nie tak, jakby już kiedyś spotkał tego mężczyznę, ale nie potrafił sobie przypomnieć, aby miało to miejsce. Jeszcze to imię. Słyszał je już kiedyś, ale dawno. Coś mu mówiło, ale nie wiedział, co. Pomyślał, że nie powinien czuć się zaskoczony imieniem, skoro jego siostra postanowiła dać dziecku na imię Audi. Uznała, że skoro jest imię Mercedes, a dziecko zostało poczęte na tylnym siedzeniu Audi, to czemu nie może się tak nazywać.
W sumie nigdy niczego nie podpisywał, więc w sumie nawet nie wie, jaki ma podpis złożyć. Paczkę zamówił, jako Jahwe, ale ludzie znali go pod tyloma imionami, że czuł się lekko zdezorientowany. W końcu poganiany szurnięciami stóp kuriera sięgnął po długopis, skreślił szybko coś na blankiecie, oddał go i pożegnał się, dając do obejrzenia kurierowi drzwi. Grzeczności mogły zaczekać, trzymał bowiem w dłoni paczkę, w której jak sądził, znajduje się rozwiązanie wszystkich jego trosk.
– Życzę miłego dnia – powiedział kurier, stwierdzając po chwili, że wypowiedział to do drzwi. Spojrzał na trzymaną w dłoniach podkładkę, chcąc się upewnić, że rubryka z podpisem została wypełniona. Szef zmiany miał niezłego fioła, jeżeli szło o kwity, więc nie miał ochoty słuchać jego marudzenia, jak wróci. Brwi podjechały mu prawie do połowy czoła, gdy ujrzał, co znajduje się wykropkowanym miejscu. Widział już różne podpisy. Starannie wykaligrafowane, pełne zawijasów, czy też postawione kulfony świadczące, że pisanie nie było czyjąś mocną stronę. Pierwszy raz jednak zobaczył, aby ktoś w ramach podpisu nakreślił trójkąt z okiem w środku. Chciał już zapukać i poprosił o to, aby klient podpisał się normalnie, ale się rozmyślił. Wolał już stawić czoła szefowi niż przebywać w tym miejscu dłużej. Olbrzymi szklany wieżowiec już na sam widok przyprawiał go o ciarki grozy. Dalej było już tylko gorzej. Na dole nie widział żadnego portiera, co było normą, jadąc na górę, nie napotkał nikogo w windzie, co była zaskakujące. Budynek zdawał się sięgać ponad chmury, a w takich, co rusz ktoś się kręcił. I jeszcze lokator, którego wizerunek w ogóle nie pasował do tego miejsca.
więcej..