-
promocja
Mroczny kochanek - ebook
Mroczny kochanek - ebook
Rozbita, złamana na zawsze.
Stałam się cieniem kobiety, którą kiedyś byłam. Coraz częściej tracę kontakt z rzeczywistością, ale jest ktoś, kto nie pozwoli mi sięgnąć dna.
Romero Pierce. Nieustępliwy, posępny, tajemniczy. I tak cholernie przystojny.
Pojawia się w naszym domu nagle, bez żadnego ostrzeżenia. Wkrótce zostaje moim osobistym bodyguardem, choć wcale nie potrzebuję ochrony. Bardziej cenię spokój i wolność.
Romero obserwuje każdy mój ruch, co jest irytujące i uciążliwe. A jednak to właśnie jego obecność rozpala we mnie ogień, którego nie potrafię ugasić, sprawia, że nie umiem pohamować swoich erotycznych pragnień. Z każdym dniem zmysłowe napięcie między nami staje się coraz intensywniejsze. Nigdy nie sądziłam, że poczuję coś takiego. Ale czym to właściwie jest?
Romero skrywa mroczne sekrety. Ma własną dramatyczną przeszłość, którą stara się ukryć, lecz prawda i tak zawsze wychodzi na jaw.
Kim dla mnie jest? Wrogiem czy sprzymierzeńcem? A może mrocznym kochankiem? Już sama nie wiem…
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Erotyka |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-91-8076-800-9 |
| Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dziesięć lat wcześniej
Gdy tylko otworzyłam oczy, na mojej twarzy rozlał się uśmiech: dzisiaj zaczynały się wakacje.
Po dziewięciu miesiącach szkoły w końcu nadeszło lato, a wraz z nim zasłużony odpoczynek. Gdybym miała krótko opisać, jak się czułam, najbardziej pasowałoby słowo „ekscytacja”. Cudowna była świadomość, że nie będę musiała odrabiać już ani jednej pracy domowej, nie będę musiała się wcześnie kłaść, że będę mogła wstawać, o której zechcę, przynajmniej przez najbliższe trzy miesiące.
Niemal czułam smak wolności. Nie mogłam się doczekać przesiadywania nad basenem i chłonięcia każdego promienia słońca. Miałam nadzieję, że zanim jesienią znowu zacznie się szkoła, będę pięknie opalona, zamiast straszyć bladzizną jak teraz.
A do tego już za chwilę miała się tu pojawić Bianka, moja najlepsza przyjaciółka. Nie posiadałam się z radości. Jej tata zwykle nie pozwalał jej nocować u kogoś, z wyjątkiem jakichś specjalnych okazji typu urodziny. Bianka mówiła, że ojciec jest surowy i zawsze musi wiedzieć, co ona robi i z kim przebywa. To musiało być okropne – mieć apodyktycznego ojca. Mój tata też zawsze chciał wszystko wiedzieć, ale pozwalał mi odwiedzać przyjaciół i chodzić na zakupy. Oczywiście nie samej.
Kiedy wychodziłam, zawsze musiał mi towarzyszyć któryś z ludzi ojca, ponieważ on sam zwykle był tak zajęty, że nie mógł mnie zawieźć na zajęcia czy do kina. Pewnie dlatego pan Cole nie chciał, żeby Bianka tu przychodziła… No bo mój tata tu był. Ale on zwykle pracował w swoim gabinecie, tak że miałyśmy cały dom dla siebie. Jeśli oczywiście nie liczyć ludzi, którym tata płaci za ochronę. Serio – niewiele mieli do roboty, zwłaszcza że nie zdarzyło mi się nigdy na przykład dławić, topić czy coś w tym stylu. Na ogół po prostu odwracali wzrok.
Pan Cole był śledczym w policji, więc wiedział, co życie może odwalić. W każdym razie tak mi mówiła Bianka. Tak mnie nosiło z radości, że ona niedługo u mnie będzie, że w końcu wyszłam z łóżka i wskoczyłam pod prysznic, chociaż spokojnie mogłabym jeszcze pospać ze dwie godziny.
Dopóki nie poznałam się z Bianką, nie miałam pojęcia, że dzieci mają jakieś obowiązki domowe. Nie byłam idiotką, wiedziałam, że nie każdy ma w domu personel, który zajmuje się gotowaniem i sprzątaniem. Sądziłam jednak, że zajmują się tym rodzice, ale w przypadku Bianki było inaczej. Ona w kółko sprzątała coś w domu, sama sobie prała, a nawet gotowała, no bo mieszkała sama z ojcem. Tak jak ja nie miała mamy, tylko że ona mogła swoją odwiedzać na cmentarzu.
Ja na ogół nie miałam pojęcia, gdzie jest moja mama.
Zawsze porządna Bianka bardzo mnie odmieniła. Dotarło do mnie, że mogłabym chociaż pościelić własne łóżko albo posprzątać po sobie w łazience. Więc teraz po prysznicu zrobiłam porządek w pokoju. Jak się przeprowadzę do nieużywanego skrzydła domu, co tata mi obiecał na początek liceum, będę miała więcej obowiązków.
To jedna z jego zasad: „Jeśli chcesz coś ode mnie, musisz mi pokazać, że jesteś w stanie wziąć za to odpowiedzialność”.
Ciągle mu więc pokazywałam, że mogę sama o siebie zadbać. Pragnęłam mu udowodnić, że nie jestem już dzieckiem. Byłam coraz starsza i chciałam, żeby to widział.
Kiedy skończyłam sprzątanie, mogłam usiąść i czekać. Dochodziła ósma trzydzieści, a pan Cole musiał dotrzeć do pracy na dziewiątą, co oznaczało, że Bianka dojedzie lada chwila. Chwyciłam zielony kostium jednoczęściowy – tata mi jeszcze nie pozwalał na dwuczęściowy, mogłam go błagać bez końca, wszystko na próżno.
„Ja płacę, więc będziesz nosić to, co ja uznam za stosowne”. Właśnie w takich chwilach żałowałam, że nie mam mamy, która by się wtrąciła i stanęła po mojej stronie. No ale ona nawet nie odbierała telefonów ode mnie, a co dopiero mówić o bronieniu mnie przed tatą. Na ogół byłam zdana na siebie.
Na myśl o mamie poczułam przygnębienie i smutek, więc mocno zacisnęłam powieki i jak najszybciej porzuciłam te rozważania.
Włożyłam kostium i do tego krótkie spodenki, a swoje blond loki zwinęłam w koczek. Doskonale. Jeszcze szybko obejrzałam się w lustrze. Byłam wysoka i, chwała bogu, moje ciało zaczęło się zaokrąglać. Przez jakiś czas już się martwiłam, że ręce na zawsze zostaną nieproporcjonalnie długie. Na szczęście się to wyrównało. Miałam bladą twarz i wyglądałam niezdrowo, a ponieważ tata prawie nigdy nie pozwalał mi się malować (co miało się zmienić w tym roku), zawsze wyglądałam tak właśnie. Jak sobowtór Duszka Kacperka.
Nieważne, bo zamierzałam tyle się latem opalać, że bladość mi nie groziła. Byłam w połowie schodów, gdy usłyszałam głos ojca.
Hurrra! Mogłam mu powiedzieć „dzień dobry”, zanim na wiele godzin zamknie się w gabinecie. Ciekawe, czy dałabym radę czasami go wyciągnąć, żeby ze mną popływał. Nie mógł przecież w kółko tylko pracować, prawda? To niesprawiedliwe, że dorośli nie mieli wakacji tak jak dzieciaki. Może trzeba było mu przypomnieć, że są inne rzeczy w życiu poza pracą.
Buzia mi się sama śmiała, bo zwykle ojciec znikał gdzieś już rano. A nuż udałoby nam się razem zjeść teraz śniadanie… A jeśli nawet był zajęty i już szedł do gabinetu, mogłam ja mu coś przynieść. Chciałam, żebyśmy spędzili trochę czasu razem w te ostatnie wakacje przed liceum. Wiedziałam, że jak tylko zaczną się lekcje, ja sama będę niedostępna, bo będę miała dodatkowe zajęcia i będę musiała się uczyć. Tęskniłam za tym, żeby sobie z nim posiedzieć i porozmawiać. Kiedyś byliśmy bliżej, a teraz dosłownie z każdym rokiem miałam wrażenie, że się oddalamy.
– Dorobię dla ciebie klucze – mówił ojciec. Jego głos dobiegał z coraz mniejszej odległości, podobnie jak stukot podeszew butów wizytowych, których w ciągu dnia w zasadzie nigdy nie zdejmował. – Możesz dojeżdżać, jeśli wolisz, ale lepiej by było, gdybyś jak najwięcej przebywał na terenie posiadłości. Jeśli będziesz czegokolwiek potrzebował, daj mi znać, a ja to załatwię. Lepiej, żebyś się przyczaił na jakiś czas…
– Rozumiem.
Dotarłam już na dół, gdy odezwał się ten drugi głos. Głęboki. I chyba nigdy go dotąd nie słyszałam. I ten ktoś od tego głosu ma mieć klucze do domu? Nowy ochroniarz? Na samą myśl wzniosłam oczy do nieba. Już i tak szwendały się tu tłumy.
Zmieszana, wciąż stałam na ostatnim stopniu, gdy tata wyłonił się od strony nieużywanego wschodniego skrzydła. Szeroko otworzył oczy, zaskoczony moim widokiem.
– Dzień dobry – powiedział i obejrzał się na tego kogoś, kto podążał za nim.
– Dzień dobry, tato. Chciałam cię złapać, zanim siądziesz do pracy. Pójdziesz dzisiaj ze mną i z Bianką popływać?
Odsunął się i dopiero wtedy zobaczyłam człowieka, do którego mówił.
Naprawdę żałowałam, że tata nie pozwala mi na kostium dwuczęściowy. No i że w tej chwili nie mam na sobie nic fajniejszego niż obcięte dżinsy. W życiu nie widziałam tak oszałamiającego chłopaka. Był taki słodki, że nawet Johnny Townsend nie miał przy nim szans.
Tajemniczy facet był mniej więcej wzrostu taty, metr dziewięćdziesiąt, może ciut więcej, miał gęste czarne włosy i granatowe oczy, których wyraz zdecydowanie nie zachęcał do zawarcia bliższej znajomości. Patrzyły na wskroś, wydawało się, że są w stanie przepalić dziurę w przedmiocie, a ja w tej chwili myślałam tylko o tym, jaka jestem zauroczona jego obecnością.
Niestety on na mnie nie patrzył. Patrzył natomiast na podłogę, ściany i sufit, jakby był na mnie wściekły. Na jego pełnych ustach zamajaczył drwiący uśmieszek. W życiu nie widziałam, żeby ktoś tak patrzył na przedmioty – jakby go wkurzały samym swoim istnieniem. Przesunęłam wzrok i spojrzałam na jego dłonie. Były wielkie, a właśnie jedną przeczesał ciemne włosy – którym przydałoby się strzyżenie, że nie wspomnę o myciu – i zaraz potem wepchnął do kieszeni czarnych dżinsów.
Rasowy mroczny rycerz. Tak właśnie. Nieustępliwy, posępny, tajemniczy. Poczułam łaskotanie w brzuchu i rumieniec wypełzający na szyję i policzki. Wpatrywałam się w nieznajomego, zastanawiając się, kim jest, ale widziałam w nim tylko gniew.
Tata odchrząknął, żeby przyciągnąć moją uwagę.
– Romero… to moja córka Tatum. Tatum, poznaj Romera. Zostanie z nami na jakiś czas.
– Co takiego? Ale chyba nie tam? – Ruchem głowy wskazałam drzwi, przez które dopiero co weszli. – Mówiłeś, że mogę przenieść swoje rzeczy do tego skrzydła, jak tylko jesienią zacznie się szkoła.
– Powiedziałem „może”. – Westchnął, mrużąc oczy. Znałam to spojrzenie. Oznaczało, że właśnie skończyła mu się cierpliwość. – Wiem, że chciałaś się tam przeprowadzić, ale w tym momencie to na pewno nie jest najważniejsze. Romero musi mieć gdzie mieszkać, a myślę, że zamiast wprowadzać się do pomieszczenia sąsiadującego z twoim pokojem powinien zająć osobne skrzydło. W pewnym momencie może się przenieść do któregoś domku na naszym terenie.
Serce mi się tak ścisnęło, że poczułam ból w klatce piersiowej. Walić mrocznego rycerza, ten typ mi właśnie wszystko zniszczył! Tak, wiedziałam, że to tylko pokój, i nie powinnam się czuć tak rozczarowana od takiego drobiazgu, ale naprawdę nie mogłam się doczekać tej przeprowadzki. Kolejny krok ku dojrzałości i odpowiedzialności.
Mój ojciec był biznesmenem w każdym calu i jak już podjął decyzję, to po zawodach. Nie chciałam jednak przed słodkim chłopakiem wypaść na rozpuszczoną smarkulę, więc tylko zgrzytnęłam zębami i przełknęłam upokorzenie. Czy to serio miało aż takie znaczenie, że nie mogłam się doczekać większej przestrzeni i prywatności? Niekoniecznie. W pewnym momencie się z tym pogodzę, jak zawsze.
– Dobra – burknęłam, wbijając paznokcie w dłoń, zamiast się wkurzyć, na co miałam największą ochotę.
– Widzę, że masz na sobie strój kąpielowy. – Tata wskazał na mnie palcem, jakby wcześniej nie słyszał, że zapraszałam go, by dołączył do zabawy.
– No tak, przecież Bianka przychodzi, pamiętasz? Dlatego cię pytałam, czy z nami popływasz.
– Ach. To miło, kochanie, ale może następnym razem. Mam strasznie dużo roboty. – Wiedziałam, że już mnie nie słyszy, odwrócił się zresztą do Romera. Zupełnie jakbym się tu w ogóle nie pojawiła. – Wszystko, co jest w tym domu, jest twoje tak samo jak moje. Czegokolwiek chcesz, wystarczy, że powiesz. Sześć razy w tygodniu przychodzi kucharka. Ma wychodne od soboty po południu na całą niedzielę, ale zawsze zostawia nam pełną lodówkę.
Minęli mnie i poszli do kuchni, a ja mogłam tylko odprowadzić ich wzrokiem. Nie to, że mam zawsze coś do powiedzenia, bo nie mam, trzeba przyznać, no ale teraz ewidentnie poczułam gniew, że mnie tak zignorowano. Najwyraźniej tata chciał pomóc temu Romerowi, ktokolwiek to był, ale przy tym całkowicie mnie ignorował, jakbym była nikim. Weszłam do kuchni w chwili, gdy przedstawiał tego człowieka naszej kucharce Sheryl, a ta była dla niego miła tak samo, jak zawsze jest miła dla mnie.
– Może przygotuję ci śniadanie?
– Nie, dziękuję – wymamrotał, patrząc w podłogę, głosem zdławionym i ochrypłym. – Nie jestem głodny.
– Świetnie, ale proszę pamiętać, że zawsze możesz tu zajść i się coś przekąsić. – Zauważyła mnie w drzwiach i uśmiechnęła się promiennie, jak to ona. – Dzień dobry, witamy absolwentkę gimnazjum. Przygotowałam panience ulubione śniadanie: francuski tost z bekonem i sok z pomarańczy.
– Och, dziękuję. – A więc Romero teraz już wiedział, że właśnie skończyłam gimnazjum, czyli wiedział, ile mam lat. Krindż. Musiałam otworzyć drzwi lodówki, żeby schłodzić rumieniące się policzki.
– Zdecydowanie powinieneś coś zjeść – powiedział tata do Romera za moimi plecami.
Dosłownie poczułam zazdrość, słysząc troskę w jego głosie. Oczywiście ojciec mnie kochał i dbał o mnie, ale nigdy się tak mną nie przejmował, albo: nie aż tak. Miałam wręcz wrażenie, że interesuje się Romerem zupełnie wyjątkowo, bo na przykład go obchodziło, czy ten chłopak je.
Dlaczego? Kto to był? Z jakiego powodu ojciec aż tak się o niego troszczył?
– Przygotowałam śniadanie z zapasem – dodała Sheryl. – Wystarczy wyciągnąć dodatkowe nakrycie z szafki.
No świetnie. Mało, że dostał skrzydło domu, do którego ja miałam się wprowadzić, to teraz jeszcze Sheryl chce mu dać moje ulubione śniadanie. Musiałam się ugryźć w język i zajęłam się nalewaniem soku do szklanki. Nie spytałam Romera, czy też chce. Dostanie swój, bo najwyraźniej właśnie tu zamieszkał.
– Naprawdę nie jestem głodny. – Teraz usłyszałam w jego głosie jakiś ostry, wręcz wściekły ton. Dlaczego się wkurzał? Bo ludzie byli dla niego mili? To był jakiś absurd.
– No dobrze – rzucił tata łagodnie. – Wystarczy, że wiesz, gdzie szukać jedzenia. Nie krępuj się. I teraz może cię oprowadzę po posiadłości, a potem się rozpakujesz w swoim pokoju?
Najbardziej mnie zabolało, gdy ojciec położył dłoń na ramieniu tego obcego, burkliwego smarkacza i wyszedł z nim z kuchni. Pomyślałabym, że później go spytam, o co chodzi, co Romero tu robi i jak długo zostanie, ale znałam swojego ojca, wiedziałam, że powie, żebym poszła do Bianki albo popływać, albo na zakupy. Cokolwiek, byle z dala od niego.
Zwłaszcza teraz, gdy miał syna, którego zawsze pragnął.
Nie miałam pojęcia, skąd mnie naszła taka myśl, ale odebrała mi apetyt. Musiałam jednak dokończyć posiłek, bo Sheryl się napracowała, a nie chciałam jej urazić tak jak Romero. Co prawda nie było widać, żeby ją to obchodziło – nucąc pod nosem, wyciągała zakupy z toreb i zabrała się do mycia warzyw i owoców.
– Tatum? – Na głos Bianki dobiegający z korytarza od razu poczułam się lepiej.
– Jestem w kuchni! – zawołałam, a ona już po kilku sekundach wpadła do pomieszczenia, cała zarumieniona i z szeroko otwartymi oczami.
– Kim jest ten chłopak z twoim tatą? – spytała i zaraz uśmiechnęła się zakłopotana, gdy zdała sobie sprawę z obecności Sheryl. Ale ona tylko się roześmiała.
Spojrzałam na przyjaciółkę znacząco, by dać jej znać, że porozmawiamy o tym później, na osobności. Wstałam od stołu i odniosłam naczynia do zlewu.
– Podać ci coś? – spytała Sheryl Biankę.
Moja przyjaciółka grzecznie odmówiła, a ja zaraz wyciągnęłam ją za ramię na patio. Pomimo wczesnej godziny było już gorąco i parno, dosłownie czułam, jak włosy mi się puszą.
– Co się dzieje? – spytała Bianka.
Na jednym ramieniu niosła plecak, na drugim ręcznik plażowy. Potruchtała za mną.
Nie zwariowałam. Po prostu się martwiłam… może nawet złościłam.
– Po pierwsze, ten chłopak wprowadza się do nieużywanego skrzydła – szepnęłam, zgrzytając zębami. – Ja go w ogóle nie znam, ale dla taty jest jakimś cudem tak ważny, że dał mu pokój, który już obiecał mnie.
– Uch, to fatalnie. – Bianka usiadła, kręcąc głową. – Wiem, jak bardzo chciałaś się tam przenieść.
– Chciałam. I to jest po prostu… no sama nie wiem. Koleś się dopiero co pojawił, a można by pomyśleć, że ja przestałam istnieć. – Zaśmiałam się w duchu. – Nie żebym istniała do tej pory, no ale i tak…
– To nieprawda. Widziałam, jak twój tata się cieszy, jak każdy inny ojciec, że skończyłaś szkołę. Zabrał nas na obiad i w ogóle. – Skrzywiła się. – Przykro mi, że mój tata tak dziwaczył i usiłował zapłacić.
Machnęłam ręką, bo faceci w ogóle są dziwakami, a przede wszystkim i tak byłam zaskoczona, że pan Cole w ogóle chciał z nami iść na obiad. Zawsze miałam wrażenie, że nie lubi mojego ojca, choć oczywiście dla mnie niezmiennie był miły.
– Nie ma problemu, faceci zawsze coś wymyślają, ale właśnie o to chodzi. Wczoraj tata się mną przejmował, widziałam, że jestem dla niego ważna. A dzisiaj? Nic tylko Romero i Romero. Bez wyjaśnienia, bez niczego. Jakby mówił: „Patrz, ten koleś będzie z nami teraz mieszkał. Miłego siedzenia w basenie”.
Bianka wzruszyła ramionami.
– Mogło być gorzej. Na przykład gdyby ten koleś był brzydki, odpychający.
Tu miała rację. Chociaż sprawiał wrażenie dupka, nie mogłam się doczekać, aż go znowu zobaczę.
– Jest od nas starszy – dodałam. – Ma z szesnaście czy siedemnaście lat. Nie wiem dokładnie, tata mi oczywiście nie powiedział. A przez te całe pięć minut, jak się widzieliśmy, koleś gapił się w ziemię, jakby był wkurzony. Pewnie i tak by ze mną nie rozmawiał, to znaczy zakładając, że ja bym chciała.
– Poza tym – dodała Bianka z chichotem – przecież tata i tak by ci nie pozwolił zadawać się ze starszym chłopakiem.
– No tak, jeszcze to. – I pomyśleć, że zaraz po przebudzeniu byłam w takim świetnym nastroju… – Tyle w temacie „Niech żyje pierwszy dzień wakacji”.
– Wszystko się ułoży. Nie daj się takim rzeczom. – Podskoczyła na krześle i zdjęła sukienkę, odsłaniając biały strój. – Dalej, cieszmy się basenem i nie myślmy o niczym innym. Włączymy sobie muzę i poodpoczywamy.
Miała rację, no pewnie, że miała. Nie musiałam w ogóle się przejmować Romerem. To pewnie był kolejny ochroniarz taty, czy jak się tam nazywają ci ludzie, którym ojciec płaci za pilnowanie nas. W ogóle nie musiałam nic o tym wiedzieć.
Ale wiedziałam jedno: Przy pierwszej okazji kupię sobie strój dwuczęściowy. Skoro ojciec zamierza mnie ignorować i woli się zajmować tym kolesiem, kimkolwiek on jest, ja będę robić, co chcę.Tatum
Dziesięć lat później
Można było odnieść wrażenie, że Bianka chce mi połamać żebra, tak mocno mnie uściskała przed domem rankiem po ślubie z moim ojcem. Ale oczywiście nie podejrzewałam jej o takie zamiary. Tak, sytuacja była skomplikowana, tak, nie chciałam tego analizować. Bianka była teraz moją macochą i ciągle nie mogłam się z tym oswoić.
– Dbaj o siebie – wyszeptała i jeszcze raz mnie przytuliła. – I bądźmy w kontakcie, dobra? Muszę wiedzieć, gdzie jesteś i co robisz, bo inaczej zwariuję.
– Oczywiście, z kim miałabym zresztą gadać, jeśli nie z tobą?
Zerknęłyśmy obie na Romera, który jeszcze coś ustalał z moim ojcem. Mówili cicho, wręcz szeptem. Zupełnie jakby planowali ofensywę wojsk alianckich w Normandii czy coś tej skali. Wiedziałam, że ojcu niełatwo się ze mną rozstać, choć rozumiał, że to dobre wyjście. Potrzebowałam przestrzeni, czasu i wolności.
Miałam świadomość, że to wielkie szczęście, że pozwala mi wyjechać, zamiast mnie gdzieś zamknąć. Nie zdziwiłabym się, gdyby to zrobił, no i zresztą otwarcie tak groził. Oboje wiedzieliśmy, że szpital dla nerwowo chorych ani trochę by mi nie pomógł, tak samo jak nie pomagało mi siedzenie w tym wielkim domu. Tak się zrodziła decyzja, że muszę wyjechać. Tylko że oczywiście nie byłby moim ojcem, gdyby mi to ułatwił. Postawił jeden warunek: nie mogłam wyjechać sama, bez ochroniarza, który by mnie non stop pilnował. Bo przecież jakby nikt mi nie wisiał nad głową, moje życie nie miałoby sensu.
I dlaczego spośród wszystkich swoich ludzi ojciec wybrał na mojego ochroniarza typa, który wkurzał mnie dosłownie każdego dnia?
– Tylko nie on – jęknęłam, kiedy o tym usłyszałam.
Pewnie, ostatnio był dla mnie milszy, ale tylko dlatego, że żałował mnie, odkąd się dowiedział, przez co przeszłam. Poza tym nadal się nie dogadywaliśmy. Z tą swoją osobowością, z okazywaniem uczuć – mógłby być robotem.
– Nie musisz jechać – powiedziała Bianka.
Serce mi się ścisnęło, gdy przygryzła wargę, a oczy wypełniły się jej łzami. Mogłabym być gnojówą i przypisać tę reakcję hormonom ciążowym, mogłabym udawać, że w ogóle jej nie obchodzę, ale skłamałabym. Ostatnio miałam takiego doła, że mówiłam tak sobie dość często. Miała mnie gdzieś. Oboje mieli mnie gdzieś. Mieli siebie nawzajem, a jeszcze dziecko w drodze. Gdzie tu było miejsce na moją traumę, dramaty i całą resztę. Ale musiałam się sporo napracować, żeby to sobie wmawiać.
– Muszę, obie wiemy, że muszę, więc nie próbuj mnie od tego odwodzić. Nic już tu dla mnie nie ma. – Widziałam, że tymi słowami sprawiłam jej jeszcze większy ból, przykro mi było z tego powodu. Nie zasłużyła sobie na to. Zawsze była moją przyjaciółką, najlepszą przyjaciółką. A teraz jeszcze została moją macochą. Była w ciąży, urodzi mojego brata lub siostrę… Nie, to jeszcze do mnie nie docierało, ale cieszyłam się ze względu na nią i na mojego ojca.
Ale poza tym wszystkim była jednak moją Bianką. Nie chciałam jej robić przykrości. Właśnie dlatego powinnam była się wyprowadzić – gdybym została, pewnie bym ją raniła. To nawet nie byłaby jej wina. Teraz byłam zbyt pokręcona, żeby pozostać tą samą osobą co kiedyś, i tylko bym jej utrudniała życie.
– Jak już wszystko się uspokoi, wrócisz, prawda?
– Zobaczymy. Może wrócę, może nie. – Innej odpowiedzi nie miałam, bo nie chciałam robić Biance fałszywej nadziei. Nie wierzyłam, że kiedykolwiek nadejdzie taka chwila, że nie będziemy musiały się bać, że wrogowie taty zrobią nam krzywdę. Jeśli nie porwie nas Jack Moroni, który zamordował moją matkę, jeśli Jefferson Knight nie będzie mnie winił za zniknięcie tego skurwiela, swojego synalka, to będzie to ktoś inny. Czy chciałam do tego wracać? Czy może powinnam była zacząć nowe życie, a tę całą przeszłość zostawić za sobą?
Odsunęłam się kawałek i jeszcze raz popatrzyłam na nasz wielki dom. Wczoraj odbyła się tu kameralna uroczystość zaślubin, ale to jedyne szczęśliwe wspomnienie, jakie zachowam w związku z tym miejscem. Trudno by mi było przywołać choćby jedną chwilę z wielu ostatnich miesięcy, gdy się nie bałam. Nie ukrywałam. Ten dom był moim schronieniem i więzieniem jednocześnie. Poczułam, że łzy napływają mi do oczu, ale jakoś je powstrzymałam. Przez ostatnich kilka miesięcy tyle płakałam i co mi to dało? Mój ból ani trochę nie złagodniał.
Nie mogłam całego życia spędzić w tych ścianach, w nadziei, że sytuacja, że mój stan, się polepszy. Taka była prawda. Musiałam uciec, musiałam zacząć wszystko od nowa, choć na razie nie miałam pojęcia, jak to zrobić z Romerem pilnującym każdego mojego kroku. Ale wiedziałam, że znajdę jakiś sposób. Musiałam. Zwłaszcza że alternatywą było powolne umieranie.
Tata zostawił w końcu Romera, odwrócił się do mnie i otworzył ramiona. Przytuliłam się do niego.
– Słuchaj się go.
Nie widział, że w duchu przewróciłam oczami.
– Postaram się.
– Nie chcę żałować, że pozwoliłem ci wyjechać. Już i tak fatalnie, że w razie potrzeby nie będzie mnie przy tobie.
– Obiecuję, że będę grzeczna. – Uśmiechnęłam się żartobliwie. – Daj spokój, tato. Gdybym ci wszystko obiecała bez marudzenia, wiedziałbyś, że kłamię.
– To prawda. – Ujął moją twarz w dłonie i wpatrywał się w nią, a w jego rysach widziałam czystą troskę. Prawdopodobnie w ogóle jeszcze nie zmrużył oka, i to nie dlatego, że miał za sobą noc poślubną. Podkrążone oczy, zarośnięte policzki, to wszystko dodawało mu z pięć, dziesięć lat. Nie chciałam się o niego martwić, nienawidziłam tego, ale co mogłam zrobić? Musiałam się stąd wydostać i chociaż wiedziałam, że przede wszystkim zadręcza się tym, że jego jedyna córka gdzieś jedzie i nawet on nie będzie mógł jej odwiedzić, to tego właśnie potrzebowałam.
– Pamiętaj, że w każdej chwili możesz wrócić – wyszeptał jeszcze i pocałował mnie w czoło. – Zawsze na ciebie czekam.
Mało mnie nie udusiła potężna fala emocji, ale jakoś ją opanowałam, tak samo jak robiłam przez ostatnie kilka miesięcy.
– Zatroszcz się o żonę i tego maluszka – powiedziałam z wymuszonym uśmiechem. – Nic mi nie będzie.
– Zatroszczę się. – Spojrzał gdzieś ponad moją głową, twarz mu stężała, a ja zrozumiałam, że patrzy na Romera. Zrobiło mi się żal tego człowieka, chyba po raz pierwszy w życiu, albo poprzedniego razu sobie nie przypominałam. Jeśli coś się nie uda, nie chciałabym być w jego skórze.
– Lepiej się zwijajmy. – Usłyszałam za plecami głos Romera. Tata kupił mu na tę okazję nowego SUV-a, w którym mogły się pomieścić wszystkie moje bagaże i jeszcze kilka jego toreb. Nie miałam pojęcia, dlaczego on musi żyć jak mnich, ale nie narzekałam: więcej miejsca dla mnie i moich rzeczy.
Wiedziałam, że powinnam w tym momencie coś poczuć. Na pewno. Mojej pierwszej w życiu wyprowadzce powinno towarzyszyć więcej emocji. Mieszkałam w tym domu nawet w czasach college’u. W roli współlokatorki widziałam tylko Biankę, a ona mieszkała wtedy ze swoim beznadziejnym chłopakiem.
Nawet oczy mojej przyjaciółki wypełnione łzami, nawet opiekuńczy gest taty, gdy objął ją w pasie, nie zdołały się przebić przez chmurę otępienia spowijającą mój umysł. Nie chciałam, żeby Bianka się smuciła, oczywiście, ale mimo wszystko myślałam, że beze mnie będzie jej tu lepiej. Im obojgu. W tej chwili byłam za bardzo pokręcona, możliwe zresztą, że tamta dziewczyna z poprzedniego życia nigdy nie istniała. Ta dziewczyna, którą kochali. Ta, za którą tęsknili. Nie ja, nie dziewczyna, którą byłam teraz. Dawna Tatum umarła gdzieś we Francji.
Granatowa urna z prochami mojej mamy czekała na siedzeniu pasażera, podniosłam ją i trzymając ostrożnie, wsiadłam do auta i zamknęłam drzwi. Zauważyłam, jak Romero patrzył na urnę przez okno – i miałam nadzieję, że nie podzieli się ze mną swoim zdaniem, ponieważ totalnie miałam je w dupie. To było wszystko, co mi po mamie zostało, i ani myślałam pakować ją do kartonu. Może i przez większość życia mnie ignorowała, ale ja i tak zamierzałam się zająć tym, co po niej zostało.
Dobrze, że nie spodziewałam się po nim żadnej przemowy, bo żadnej po wejściu do auta nie wygłosił. Usadowił się za kierownicą, uruchomił silnik, pomachał tacie i ruszył podjazdem. Ja z kolei nawet się nie obejrzałam. Nie mogłam się obejrzeć. Miałam dziwne wrażenie, że zostawiam za sobą jednocześnie wszystko i nic.
Cisza w aucie aż dzwoniła, co ani trochę mi się nie podobało. W takiej ciszy głośniej odzywały się myśli i wspomnienia. By ją przerwać, zrobiłam jedyne, co możliwe w tej sytuacji: zaczęłam mówić do mojego roboguarda.
– Czy jest jakiś powód, dla którego musieliśmy się zrywać o świcie? – burknęłam. W chwili gdy minęliśmy bramę i skręciliśmy na szosę, na horyzoncie dopiero pojawiły się pierwsze promienie wschodzącego słońca.
– Owszem. Po pierwsze, zawsze trzeba obejrzeć wschód słońca, a po drugie, chcę uniknąć korków.
– Korków?! To dokąd my się wybieramy?!
To był kolejny warunek: Romero miał wybrać miejsce. W tym momencie miałam wielką ochotę wyskoczyć z jadącego auta, byle tylko nie skazać się na życie z tym człowiekiem przez bóg raczy wiedzieć ile czasu. Tylko że oczywiście od razu przypomniały mi się groźby Jeffersona.
– Dowiesz się, jak dojedziemy na miejsce.
No co za niespodzianka – nie chciał mi powiedzieć.
– Nie sądzisz, że zasługuję na tę informację? Wiem, że ojciec uznał, że ty decydujesz, dokąd jedziemy, ale fajnie byłoby wiedzieć, czy jak zamówię coś z Amazona, to mi to dowiozą w tym roku, i czy do kontaktu z Bianką potrzebuję gołębia pocztowego.
– A jak sądzisz, dokąd cię zabieram? – Pokręcił głową. – Albo może nie odpowiadaj. Jak dojedziemy, to się dowiesz, gdzie jesteśmy. To i tak żadna różnica.
Nie był w stanie zrozumieć. Przez dziesięć lat nie zauważył, ile to zmienia, jeśli coś wiem. Jeśli jestem traktowana, jakbym kogoś obchodziła. Pamiętam, jak przez pierwsze tygodnie w naszym domu był kapryśny i sfochowany, a potem się w zasadzie odciął i tak już zostało. Poza momentami, gdy traktował mnie jak rozpuszczonego bachora. Najwyraźniej sprawiało mu to przyjemność.
– Ale pamiętasz, że dołączyłeś do mnie na ochotnika? Nie musisz się zachowywać jak człowiek, którego zmuszono do udziału w wyprawie pod groźbą utraty życia.
– Nic takiego nie mówię. Siedź i czekaj spokojnie. Myślałem, że po wczorajszym dniu nie będziesz miała siły rozmawiać.
Zgrzytnęłam zębami z taką werwą, że zabolała mnie szczęka.
– Wiem, że nie oceniasz moich możliwości zbyt wysoko, ale zapewniam cię, że jestem w stanie wziąć udział w małym weselu, a i tak następnego dnia mieć siłę mówić.
– Nie mów mi, co myślę. Próbowałem ci oddać sprawiedliwość, nawet jeśli ci na tym nie zależy. Zorganizowałaś na ostatnią chwilę całe wesele, uszczęśliwiłaś państwa młodych, sądziłem, że będziesz dziś wykończona.
No i byłam. Byłam wykończona, wyczerpana, wypompowana. Teraz, już po wszystkim, kiedy adrenalina przestała działać, byłam wrakiem. Co prawda wcześniej też.
Miło było wiedzieć, że państwu młodym podobała się ceremonia, mój wysiłek nabierał sensu. Przynajmniej wiedziałam, że zostawiłam im miłe wspomnienie. Obojgu już zapewniłam niemiłych rozrywek aż nadto.
– A wracając do celu naszej podróży… Czy to jest… w mieście? Błagam, nie mów, że zabierasz mnie na jakieś zadupie.
Zerknęłam na niego kątem oka i dostrzegłam, jak napinają się mięśnie pod świeżo ogoloną skórą szczęki. Ale na tym był koniec reakcji. Nie powiedział ani słowa. Zupełnie jakbym się w ogóle nie odezwała. Poczułam, jak w mojej piersi rozlewa się fala gorąca i nagle nabrałam silnego przekonania, że nic z tego nie wyjdzie. To był najgłupszy z moich pomysłów. Będziemy mieli dużo szczęścia, jeśli się nie pozabijamy nawzajem już po paru dniach.
A jaką miałam niby alternatywę, co? Mogłam się snuć po domu i odbierać coraz więcej wiadomości z groźbami od ojca mojego byłego chłopaka. Na samą myśl o nim przechodziły mnie dreszcze.
Nic nie mogłam już zrobić w kwestii Kristoffa. Przygotować się na cios. Minęły miesiące, odkąd się spakowałam i w zasadzie uciekłam po naszej ostatniej katastrofalnej wycieczce, ale wiedziałam, że jego ojcu to nie wystarcza, ponieważ Kristoff dosłownie zniknął z powierzchni ziemi. Jefferson domagał się odpowiedzi, których ja nie mogłam mu udzielić, a jeśli nie wiedział, gdzie jestem, nie miał szans mnie dopaść. Musiałam to sobie powtarzać.
– Jestem pewien, że twój tata znajdzie sposób, żeby Jeffersona uciszyć raz na zawsze – rzucił Romero, jakby czytał mi w myślach.
„Tak samo jak uciszył na zawsze Kristoffa?” Nie, tego nie wiedziałam, ale też nie musiałam tego wyrażać wprost. W chwili gdy powiedziałam ojcu, co Kristoff mi zrobił podczas naszej strasznej podróży po Europie, miałam świadomość, że go narażam. Niemniej do wyboru miałam jeszcze opcję duszenia tego w sobie, a to by mi nie pomogło, tak samo zresztą jak te głupie leki przeciwlękowe. Które tylko tłumiły ból, ale go nie likwidowały. Rozpadłam się na kawałki, jeszcze teraz.
Nie mogłam powiedzieć Jeffersonowi, w jaki sposób mój ojciec prawdopodobnie zabił jego syna, ponieważ był on przemocowym dupkiem, więc nie miałam wyboru – musiałam wyjechać i czekać, aż sytuacja się uspokoi. Poza tym potrzebowałam przestrzeni.
Nie oponowałam, dlatego Romero mówił dalej:
– A potem możesz wrócić do swojego życia. Zostawić za sobą to całe gówno.
Pewnie wydaje mu się, że to byłoby takie proste. Uśmiałabym się, gdybym chciała zrobić mu przykrość.
– Możesz, wiesz… wrócić na staż. Zacząć karierę.
– Nie gniewaj się, ale… co cię to wszystko obchodzi? – wypaliłam. – Nie jestem dzieckiem. Nie musisz mi dawać lodów czy kucyka w nagrodę za grzeczne zachowanie.
Powoli się do niego odwróciłam i zobaczyłam, jak wpatruje się w drogę nieruchomo, tylko mięśnie szczęki pracują mu pod skórą. Minęło raptem pięć minut, a ja już miałam go dość.
– Jeśli będę chciała znaleźć pracę i zrobić coś ze swoim życiem, to się tym zajmę. Nie musisz mnie zachęcać. Niepotrzebne mi twoje gadki motywacyjne, bo i tak jesteś w tym słaby.
Zacisnął usta w cienką linię. Najwyraźniej w końcu go uciszyłam. Niczego tak nie znoszę jak protekcjonalizmu, a to był właśnie protekcjonalizm, tylko że pod pozorami pozytywnego kitu.
– Musisz coś zrobić ze swoim życiem – dorzucił, no bo przecież musiał mieć ostatnie słowo.
– Oczywiście posłucham akurat twojej rady – rzuciłam kąśliwie, kierując wzrok za okno po prawej stronie. – Może pewnego dnia i ja zostanę profesjonalną niańką. – Wreszcie musiałam zamknąć oczy. Jeśli uzna, że śpię, przynajmniej przestanie do mnie gadać, czysty zysk.
Niańka. No właśnie, on był po prostu niańką. A ja, jak zwykle, byłam dzieckiem. To znaczy oczywiście ostatnio nie za bardzo umiałam się o siebie zatroszczyć, wiem, ale że ludzie uznawali, że potrzebuję opiekuna, to już był obraźliwe. Niesamowite, ile czasu mi zajęło rozgryzienie, czym się zajmuje zawodowo mój ojciec. Przez całe lata naiwnie ignorowałam mrok, który mnie otaczał, a mówiłam sobie, że jest biznesmenem, że zarabia duże pieniądze i te pieniądze wiążą się z ryzykiem dla całej rodziny. Stąd ochroniarze i inne środki bezpieczeństwa. Mówiłam sobie, że nie da się zbudować imperium, nie robiąc sobie wrogów. Byłam pewna, że tak to wygląda, a przecież po prostu miałam klapki na oczach, ignorując brutalną prawdę.
I straszna rzeczywistość teraz się o mnie dopominała. Nie wystarczyło, że znęcał się nade mną chłopak, kiedy byłam tysiące kilometrów od domu. Musiał mnie jeszcze porwać jeden z wrogów ojca. Musiałam też stracić matkę, i tak zresztą nieobecną w moim życiu. Wiedziałam, że to była jej wina – pracowała ze złym człowiekiem, żeby się odegrać na moim ojcu, ale ta świadomość nie łagodziła bólu, że nigdy już jej nie powiem tego, co powinna usłyszeć. Nie ma czegoś takiego jak zamknięcie. Nie ma żadnego życia dalej. To całe brzemię ciągle uciskało mi klatkę piersiową.
Nawet nie miała pogrzebu. Jej śmierć musiała pozostać tajemnicą. Skremowano ją i dostarczono do domu w niewielkim pudełku. Dopiero teraz rozumiałam, że pogrzeby są dla tych, którzy zostają, nie dla tych, którzy umarli. Nie pożegnałam się z nią…
Zacisnęłam powieki, żeby powstrzymać łzy. I Bianka pytała, kiedy wrócę? Lepiej, żebym nigdy nie wróciła. Nie miałam pewności, czy zniosłabym kolejną stratę, a wszystko dlatego, że mój ojciec jest handlarzem bronią i ma na rękach krew wielu ludzi. Na pewno nigdy przez myśl mu nie przeszło, że to ja odpowiem za jego czyny.
Musiałam na chwilę zasnąć, bo ocknęłam się na jakimś ostrym zakręcie. Zerknęłam na zegar, stwierdziłam, że minęła godzina, rozejrzałam się i zobaczyłam, że nie jesteśmy już na autostradzie. Natomiast to, co widziałam, nie robiło na mnie najlepszego wrażenia: domki za płotami z siatki, zapuszczone trawniki z porzuconymi zabawkami, pordzewiałe huśtawki. W oddali widziałam jakąś fabrykę czy hutę, na pewno zakład przemysłowy. Zachmurzone niebo jeszcze potęgowało mój posępny nastrój i złe przeczucia, które mnie prześladowały.
– Kiedy mówiłam, że chcę wyjechać, miałam na myśli coś… mniej kojarzącego się z kroniką kryminalną – burknęłam, zauważywszy na rogu dwójkę nieletnich chudzielców palących papierosy. Ich rozbiegany wzrok mnie zdecydowanie niepokoił. Dokąd mnie przywiózł ten Romero, na litość boską?
– Przepraszam, księżniczko. – Skręciliśmy w wąską uliczkę, gdzie domy wyglądały odrobinę ładniej. Były równie małe, ale przynajmniej zadbane. Sidingi były czyste, okna całe. – Jeśli teraz ci się tu nie podoba, to ciekawe, jak byś zareagowała, gdybyś zobaczyła tę okolicę przed laty.
Odwróciłam się do niego gwałtownie.
– Zaraz… ty znasz tę okolicę?
– No pewnie. Może raczej znałem.
Oż cholera.
– No dobra, to w sumie gdzie jesteśmy?
– Po drugiej stronie granicy stanu.
Wjechał na krótki podjazd przy zadbanym piętrowym domu, który był w lepszym stanie niż wszystkie pozostałe budynki w okolicy. Błękitne sidingi wyglądały na nowe, okna były czyste. Na chodniku nie widziałam ani jednego chwasta, a na ganku żadnych liści, choć teraz, jesienią, sporo ich już spadało z drzew. Przed nami majaczył chyba niewielki garaż.
Oczywiście kiedy rozmawialiśmy o moim wyjeździe, nie to miałam na myśli, chociaż mogło być gorzej. Teraz zaś przelatywały mi przez głowę miliony pytań.
– Co to za miejsce? – zaczęłam. – Kolejna kryjówka? Do kogo ten dom należy? Tata o nim wie? – Nie zamierzałam go zasypywać tyloma pytaniami, ale coś musiałam wiedzieć.
Najpierw tylko siedział i patrzył przed siebie. Nie byłam w stanie odczytać wyrazu jego twarzy – czy był wkurzony, czy sfrustrowany, czy wręcz przerażony? A może wszystko naraz? Jak go znałam, to pewnie przede wszystkim żałował, że w ogóle się zgodził wziąć w tym wszystkim udział.
Jego milczenie tylko podsyciło moją ciekawość.
– Możesz mi powiedzieć cokolwiek? Chcesz, żebym tu mieszkała, ale nie mam prawa wiedzieć, dlaczego wybrałeś właśnie to miejsce?
Najpierw westchnął głęboko, a dopiero potem się odezwał. A tak przy tym zaciskał szczęki, że ledwie go rozumiałam.
– Wybrałem to miejsce, bo jest moje. Wychowałem się tu, a ten dom należy do mnie.