- W empik go
Mrok Duszy - ebook
Mrok Duszy - ebook
Pożądała zemsty. I modliła się, by ta przyniosła jej ukojenie.
Pragnęła cofnąć czas. Potrzebowała znaleźć się w ramionach Dawida.
Marzyła o śmierci. Bez niego życie nie miało sensu.
Luiza Drwal – córka Wiernej i Demona, poszukiwana przez świat Widzących i Mrocznych – Wojowniczka, która straciła najcenniejszą rzecz: swoje przeznaczenie.
Prawdziwe uczucie pokona każdą przeszkodę w drodze do szczęścia. Każdą oprócz śmierci. Ledwo bijące serce Luizy przepełnia żądza zemsty, pchająca duszę kobiety coraz głębiej w mrok.
Brutalnie odebrana miłość odciska na niej piętno, przez co dziewczyna traci kontakt z rzeczywistością, marząc tylko o jednej rzeczy – zemście.
Luka Soldato jest jedyną nadzieją na utrzymanie bezpieczeństwa włoskiego Ośrodka. Musi on wykonać ostatni rozkaz Dowódcy – wspomóc polską jednostkę, ale nie spodziewa się, że wizyta w Polsce tak bardzo wpłynie na jego życie i… da mu siłę. Siłę do walki o własną przyszłość.
Ile poświęcisz, by odzyskać miłość życia?
Ile zniesiesz bólu, gdy odkryjesz prawdę?
Ile przed Tobą cierpienia, nim pochłonie Cię zemsta?
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67200-09-7 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Uśmiechnęła się na widok mężczyzny siedzącego w obszernym, jasnym fotelu. Krótko ostrzyżone, brązowe włosy połyskiwały w ciepłym świetle wysokiej lampy, przymknięte powieki skrywały dobrze jej znany kolor tęczówek, a surowe na co dzień rysy twarzy złagodniały pod wpływem snu, w który zapadł. Z fascynacją obserwowała cienie na policzkach, rzucane przez długie rzęsy, by po chwili przenieść wzrok niżej, na perfekcyjnie wyrzeźbioną klatkę piersiową, okrytą rozpiętą, jasną koszulą. Nie mogła oderwać wzroku od tego spektaklu. Od spokojnego i głębokiego oddechu poruszającego torsem mężczyzny. Od silnych ramion opartych swobodnie na fotelu i obejmujących czule niewielką istotę, która – jakby przyklejona do piersi ojca – również zapadła w beztroski sen.
Nie musiała być Demonem, by czuć emocje przepływające przez te dwie najważniejsze w jej życiu osoby. Radowała się spokojem i szczęściem, które przepełniały Wiktora, chociaż ich bezpieczeństwo było niepewne, a ogromna, dziecięca miłość ich małego cudu za każdym razem rozsadzała jej serce. Klara, ich ukochana córka, miała zaledwie półtora roku, a była najbardziej poszukiwanym w ich świecie dzieckiem. Poczuła smutek na myśl o przyszłości ich małej, co natychmiast przykuło uwagę Wiktora.
Intensywnie niebieskie tęczówki spoglądały na nią badawczo, a wyciągnięta w jej kierunku dłoń spowodowała, że bezwiednie ruszyła w jego kierunku. Zawsze tak było, od pierwszego momentu, gdy spotkała tego mężczyznę, nie potrafiła oderwać od niego wzroku, jakby tracąc przy nim myśli i opanowanie. Jedno spojrzenie, dotyk i szept powodowały, że zanurzała się w poczuciu beztroski i bezpieczeństwa, które chociaż w niewielkim stopniu odpędzały zbierające się nad jej głową mroczne chmury. Wtuliła się w ukochanego, starając się nie obudzić małej, i odetchnęła głęboko.
– Co ci chodzi po głowie? – szepnął Wiktor.
Nie odpowiedziała. W tym momencie była wdzięczna za odbytą podróż oraz za to, w jaki sposób nauczyła się panować nad emocjami. Przy nim była otwartą księgą, nic nie potrafiła przed nim ukryć, ale tego wieczoru musiała zrobić wszystko, by nie odczytał…
– Znowu o tym myślisz, Wera. – Spojrzała na niego przepraszająco. – Powinienem zabić tę Wieszczkę za sam zamęt, który wprowadziła do twojej duszy. Co ci odbiło, by słuchać tych bzdur?
– Wiesz dobrze, że to nie są bzdury. – Mówiąc to, zaczęła się bawić palcami Wiktora. – To, co przyniesie nam przyszłość, nie jest bzdurą, obok której można przejść bez większego zainteresowania.
– Jest, a wiesz dlaczego? – Wyswobodził rękę i uniósł jej brodę. – Bo życie jest nieprzewidywalne. Żadne z nas nie ma pojęcia, co będzie w przyszłości. Wyłącznie decyzje, które podejmujemy, wpływają na nasze życie, nie jakieś cholerne Mojry i prządki losu. A to, co ci nagadała ta zdzira, można łatwo ominąć, Weronika.
– Nie przyjmę Demona. Nie my tutaj jesteśmy ważni, tylko mała istota, którą trzymasz w ramionach. Nie mogę jedną decyzją wpłynąć na jej przyszłość…
– Klara potrzebuje rodziców – przerwał jej. – Osób, które zapewnią jej ochronę. Wiesz dobrze, że jesteśmy na celowniku, a ona musi mieć matkę.
– Będzie mieć ojca – szepnęła. – Jeśli los tak chce…
– Przestań pieprzyć o losie! – warknął, ale momentalnie się uspokoił, gdy Klara drgnęła niespokojnie. – Mam gdzieś to, co usłyszałaś od jakiejś wariatki, która nie ma pojęcia, czym jest życie, bo siedzi odurzona psychotropami, które zaburzają jej osąd!
Opuściła wzrok, spoglądając na drobną piąstkę zaciskającą się na krawędzi koszuli Wiktora. Ta mała będzie potężna i chyba żadne z nich sobie nie zdaje sprawy, jak bardzo. Jeśli już teraz tak dobrze odczuwała emocje innych, to co będzie później?
– Wiesz, co zawsze przewidują Wieszczki? – Zmusił ją do spojrzenia sobie w oczy. – Śmierć. A wiesz dlaczego? Bo każdy kiedyś umrze, Weronika, taka jest kolej rzeczy.
Jednak nie każdy ma to przeklęte szczęście, by dowiedzieć się, w jaki dokładnie sposób umrze, ale nie mogła tego powiedzieć Wiktorowi. Nie mogła wpłynąć na to, co zgotował jej los, ze względu na miłość do niego i ich córki.
– Mówisz, że Klara jest najważniejsza, więc ja ci powiem, co ona czuje. Szczęście, gdy bierzesz ją w ramiona, oraz bezpieczeństwo, gdy tulisz ją do snu. Fascynację, gdy cudownym głosem śpiewasz jej kołysanki, i smutek, gdy znikasz z zasięgu jej wzroku. Pewność, że za chwilę się przy niej pojawisz, a twój uśmiech rozgrzeje jej malutkie i bijące dla nas serce. Doświadczam jej emocji, przecież wiesz. – Spojrzała na niego, powstrzymując cisnące się do oczu łzy. – Klara potrzebuje miłości i zrozumienia.
– I dostanie je – szepnęła. – Jest przeznaczona synowi Drwala, to on będzie ją kochać całym sercem i podziwiać niczym królową, i to wszystko dzięki tobie, bo zaszczepiłeś w nim wartości, które dadzą mu siłę do walki o przyszłość. To nie jest nasza bitwa, Wiktorze. Nie bez powodu się tutaj pojawiłeś i nie wiem, czy tak się stało ze względu na Dawida lub Klarę, ale dzięki tobie los naszych ludzi nie jest przesądzony. Teraz wszystko w ich rękach, nie możemy rozdzielić tej dwójki.
– Nie rozdzielimy, Sara i Igor nam pomogą. Weronika… – pocałował ją czule – tym bardziej powinnaś przyjąć Demona, byśmy mogli być przy nich i dla nich. Będziesz bezpieczna, wychowamy razem naszą córeczkę. Błagam cię, Weronika. – Przesunął kciukiem po jej policzku. – Proszę, zrób to dla niej, dla mnie. Kocham cię, kocham naszą małą, nie mogę was stracić. – Wtulił się w jej pierś, a ona doskonale wiedziała, że jest to próba ukrycia bólu i strachu. – Weronika, proszę.
Uśmiechnęła się czule i pocałowała drapiące włosy.
– Jesteś cudownym ojcem – szepnęła, obejmując go mocniej. – Klara i Dawid muszą się spotkać, razem będą niezniszczalni. Bóg trwogi i bogini zemsty… Ich drogi muszą się skrzyżować, inaczej ten Wymiar czeka zagłada.
– Więc się spotkają. Po prostu pomóżmy przeznaczeniu. Pokierujmy los na właściwą drogę.ROZDZIAŁ 1
– Soldato.
Na dźwięk własnego nazwiska Luka podniósł głowę znad raportu. Victor stał w drzwiach niewielkiego pomieszczenia, które stanowiło gabinet włoskiego Ośrodka. Na wpół puste półki odstraszały brakiem ksiąg, a biel ścian raziła i kontrastowała z mrokiem czerniącym się za oknem. Ciepłe światło lampki padało na wypełnione pochyłym pismem dokumenty, których jasne kartki odznaczały się na tle ciemnego biurka.
– Drwal próbował się do ciebie dodzwonić.
Zmrużył oczy i zerknął na telefon. Faktycznie, nieodebrane połączenie od Dowódcy zaskoczyło go. Skinął głową przyjacielowi i po chwili wsłuchiwał się w rozdzierający umysł sygnał.
– Drwal.
– Dzwoniłeś – rzucił krótko.
Obaj nie znosili niepotrzebnych umilaczy podczas rozmów. Krótko, zwięźle i na temat – szkoda czasu na przywitania, a na pożegnanie najczęściej w ogóle nie ma szans.
– Za kilka godzin odbierzesz z lotniska jednego neutralnych.
– Którego lotniska?
– Prywatnego. Został postrzelony, musi zniknąć.
– W jakim jest stanie? – Luka potargał odruchowo włosy. Ten nawyk w jakiś dziwny sposób pomagał mu zebrać myśli. – Ściągnąć pomoc?
– Nie. – W słuchawce usłyszał uderzenie kluczy. – Stabilnym, chociaż będzie wkurwiony izolacją. Pilnuj go. Jak dobrze pójdzie, będziemy mieć silnego sojusznika.
– Spoko. – Odłożył raport. – Kto to?
– Policjant.
– Co się stało?
Wiedział, że Drwal w tym momencie zmielił przekleństwo. Nic dziwnego, zawsze go irytowały dociekliwe pytania Luki, a ten jak zwykle nic sobie z tego nie robił. Uśmiechnął się zimno, gdy usłyszał zmęczone westchnięcie Dowódcy.
– Pomógł Wojownikowi. Zajmijcie się nim, ma szybko wrócić do formy.
– Wyjątkowo spokojnie odpowiedziałeś.
– Ostatnio przyzwyczaiłem się do waszej drobiazgowości. Jak sytuacja w Ośrodku?
– Stabilna.
– Pilnuj tego. – Jak zwykle Drwal rozłączył się bez pożegnania.
Luka odłożył telefon i przeciągnął się, a po chwili wyszedł na przestronny korytarz. Cisza panująca w budynku relaksowała, przynosząc jednocześnie lekki niepokój. Dokładnie pamiętał Ośrodek w Polsce, który wręcz tętnił życiem. Tutaj… Widzący nadal się bali. Chore i przestarzałe zasady zastraszały, zmuszały do uległości względem ustalonego z góry porządku, naciskały na nich coraz mocniej, aż w końcu większość z nich po prostu się poddawała. Łatwiej było postąpić zgodnie z tradycjami, nawet jeśli trzeba było sprzedać swoją duszę, niż żyć w ciągłym strachu i poniżeniu.
– Co jest? – Victor jak zwykle był bardzo bezpośredni.
– Musimy zgarnąć z lotniska policjanta. Ma zniknąć.
Wojownik spojrzał na niego uważnie, ale nie skomentował polecenia Drwala. Słyszeli o Dawidzie już od najmłodszych lat. Ten, który zabił ponoć własnego ojca i wyrwał się z kajdan tradycji, przeciwstawiając się wszystkim zasadom, by pomóc innym Widzącym wieść spokojne życie. Założyciel trzech Ośrodków w Polsce, który postanowił poszerzyć swoje dokonania o zaściankowe Włochy. Przeciwstawił się kaście włoskich Wojowników, zaślepionych, żyjących marzeniami o trwających pokoju i pieprzonej harmonii. Niezauważających coraz częstszych ataków Demonów na ludzi oraz niezwracających uwagi na zniknięcia będących poza ich ligą Widzących. Tak jakby ten problem zupełnie nie istniał, zamknięci na salonach tracili czujność, zajęci wydawaniem kolejnego balu i ustalaniem reguł gry, w której nawet nie brali udziału. Cholerni hipokryci, ukrywający się za zajmowanymi stanowiskami i otaczający przekupionymi ludźmi, mającymi ich chronić. Strzec tych, którzy zostali stworzeni do walki, przecież to nonsens.
Nic dziwnego, że zagranie Drwala wywołało taką burzę. Decyzja o założeniu Ośrodka we Włoszech była bardzo dobrym posunięciem. Rzecz jasna jest to jego opinia, ponieważ mógł się tylko domyślić, z jaką agresją podeszła do tego pomysłu większość włoskich Wojowników. Tak, założenie Ośrodka było strzałem w dziesiątkę, jeśli celem Drwala było wkurwienie tych dupków, a Luka był pewien, że między innymi właśnie o to mu chodziło. I nie mógł zaprzeczyć temu, że Dowódca z Polski wyszedł z tej potyczki obronną ręką, ponieważ ingerencja w ich pozorny ład i porządek wywołała wrzenie, które mogło się zakończyć niezłą erupcją. To z kolei mogło być całkiem ciekawym doświadczeniem.
– Kiedy? – spytał Victor.
Zerknął na wiadomość od Eryka, speca komputerowego, który zajmował się logistyką i bezpieczeństwem Ośrodków. Widział faceta raz, ale stale utrzymywany kontakt zaowocował poznaniem mężczyzny i upewnieniem się, że jest całkiem niezły w tym, co robi. Musiał porozmawiać z Drwalem, żeby tutaj też ściągnąć kogoś takiego.
– Wyrwę się z klubu i pojadę po kolesia. – Zerknął na przyjaciela. – Co jest?
– Nic. – Victor przyglądał się mu uważnie. – Jesteś blady. Dobrze się czujesz?
– Skopię ci dupę, to się przekonamy.
Victor zmrużył ostrzegawczo oczy, ale widząc jego nieugiętą postawę – odpuścił. Dobrze, nie potrzebował badawczych spojrzeń…
– Mówię serio, Luka. – Cóż, jednak nie odpuścił. – Co się dzieje?
– Nic, wyluzuj. Idziemy do klubu, ściągnij do Ośrodka Adama i Artura.
– Zaraz będą. – Wojownik najwyraźniej nie był przekonany do jego zapewnień. – Jak coś, pamiętaj, że nie jesteś jakąś panienką, żebym cię niósł.
Luka spojrzał drwiąco na Wojownika, który pokręcił głową i sięgnął po kluczyki od samochodu. Obserwował plecy idącego przed nim mężczyzny, sam pogrążając się w niepewności. Victor dobrze czytał w ludziach, co było i przydatne, i męczące. Szczególnie jeśli chodziło o Lukę i jego ukrywane emocje, których odgadnięcie zwykle nie stanowiło dla Victora najmniejszego wyzwania. Esposito wiedział dokładnie, że coś jest na rzeczy, i Luka mógł się założyć, że kumpel przez cały wieczór będzie próbować wyciągnąć z niego prawdę.
Sęk w tym, że on sam nie wiedział, jaka ona jest. Kilka godzin wcześniej zaszył się w bibliotece, próbując się skupić na raportach z poprzedniego wieczoru, ale całym sobą czuł, że coś jest nie tak. Jakiś dziwny niepokój drażnił jego intuicję, skrobiąc uparcie w skryte w głębinach duszy emocje. Nie był jednak w stanie odnaleźć źródła tego napięcia, dlatego nie pozostało mu nic innego, jak spokojnie czekać na rozwój wydarzeń.
– Esposito, odpuść – rzucił na odczepnego.
Victor warknął przekleństwo i uruchomił volvo xc60, ale Luka wiedział, że to nie koniec rozmowy. Dlaczego miał wrażenie, że za chwilę zejdzie na temat Adama?
– Skoro nie chcesz mnie słuchać, to Trovato przemówi ci do rozumu – usłyszał jak na zawołanie.
Zerknął w okno, powstrzymując śmiech. Adam, jako najrozsądniejszy z nich wszystkich, miał dar przekonywania, bardzo skuteczny w potyczce z każdą napotkaną osobą – poza nim. Victor czytał w ludziach jak w otwartej księdze, ale to Adam widział więcej i sięgał głębiej niż powierzchowne doznania i przeżycia. Potrafił przebić się przez założoną maskę, dostrzegał tajemnice i łączył pozornie niezwiązane fakty, tworząc logiczną całość i stawiając przed nimi całkiem trafne tezy. W sumie, jeśli tak się zastanowić, Luka nie pamiętał, czy kiedykolwiek Wojownik się pomylił. A było to niezłym wyczynem, zważywszy na to, że trenowali ze sobą od bardzo dawna. Cała czwórka, łącznie z Arturem.
Dokładnie pamiętał ich pierwszy wspólny trening. Mieli zaledwie jedenaście lat, ale od razu poczuli do siebie sympatię, o ile można o czymś takim mówić w tak toksycznym środowisku. Od najmłodszych lat wpajano im wartości, które w żaden sposób się nie pokrywały z prawdziwym powołaniem Wojowników, i chyba właśnie to ich do siebie zbliżyło. Miał wrażenie, że pomimo młodego wieku solidarnie nie zgadzali się z ideami przekazywanymi przez dorosłych Wojowników, a może to właśnie dziecinne spojrzenie na świat sprawiało, że mieli w sobie większe pokłady empatii względem innych Widzących.
Nie, z całą pewnością nie. Wśród Wojowników nie istnieje coś takiego jak dzieciństwo. Od początku byli szkoleni i uczeni posłuszeństwa, co w kulminacyjnym momencie przyniosło zupełnie przeciwny skutek. Wtedy nie mogli zrozumieć, dlaczego tylko chłopcy uczestniczyli w treningach i wyłącznie ich wybierano na Wojowników, chociaż bliźniaczka Victora walczyła równie dobrze, co on sam. Tak samo zresztą jak starsza siostra Luki, która po kryjomu ćwiczyła z nim podstawowe chwyty. Z czasem zaczynali rozumieć, w jaki sposób są traktowane Wierne oraz dlaczego odseparowano Wojowniczki.
Po pierwsze, według starszyzny, nie było żadnego zagrożenia. Po drugie, kobiety nie nadawały się do walki, a ich miejsce powinno być w domu, co jest kompletną bzdurą. Jednak w najbliższym otoczeniu widział, jak te właśnie idee odbijają się na kobietach.
Marię – jego siostrę – próbowano zmusić do poślubienia Wojownika czystej krwi, ale walczyła z tym dzielnie przez wiele lat. I w tym momencie nie wiedział, czy śmiertelny wypadek był jej wybawieniem, czy tragicznym w skutkach błędem. Wściekłość, którą odczuwał po stracie siostry, zmniejszała się z dnia na dzień, ale nadal dręczyły go wyrzuty sumienia, do których sam przed sobą nie potrafił się przyznać.
Między innymi dlatego zgodził się na prowadzenie Ośrodka we Florencji. Na początku cały czas był obserwowany przez Dawida, ale z każdym kolejnym dniem, odbytym patrolem i wypełnionym raportem miał wrażenie, że Drwal przerzuca odpowiedzialność za ten świat na niego. I przez te kilka miesięcy robił, co mógł, by utrzymać spokój i bezpieczeństwo wśród nielicznych Widzących, którzy postanowili się sprzeciwić chorym tradycjom. Miał nadzieję, że z czasem i ten Ośrodek będzie pełen śmiechu oraz radości, kobiet, dzieci i mężczyzn, Widzących, Wiernych i Wojowników. Chciał wierzyć w to, że w końcu odważą się na ten jeden krok. Oni mogli to zrobić, dla nich istniała nadzieja na szczęśliwą przyszłość.
W przeciwieństwie do niego samego.
– Znowu o tym myślisz.
Uśmiechnął się pod nosem. Victor znał go na wylot.
– Znajdziemy sposób.
– Nie ma sposobu, Esposito. – Zerknął na mężczyznę. – I nie szukajcie go. Mamy inne problemy na głowie.
– Sorry, ale jakoś inne nie przemawiają ani do mnie, ani do Adama, już nie wspomnę o Arturze.
Tak, ten ostatni może być poważnym kłopotem.
– Po fakcie będziemy się tym martwić.
Wyciągnął dzwoniący telefon i odrzucił połączenie.
– Ja ci mówię, że ona nie jest Wierną, tylko jakąś pieprzoną wiedźmą.
– Więc poślubię wiedźmę – zakpił, maskując złość. – Swoją drogą, to może być ciekawe.
– Wkurzasz mnie, Soldato. – Victor zatrzymał się przed klubem i gwałtownie zaciągnął ręczny. – Udajesz, że cię to nie rusza, ale w końcu oszalejesz.
– Co masz na myśli?
– Poddałeś się, to mam na myśli, Luka.
Zatrzasnął drzwi volvo i skierował się ku wejściu, nad którym wisiał neonowy szyld z nazwą klubu.
– Pogodziłem się, nie poddałem. Cześć, Dario. – Uścisnął dłoń mężczyzny stojącego w wejściu do lokalu. – Wszystko okej?
– Jak co wieczór – odpowiedział tamten lakonicznie.
Ludzie czekający w długiej kolejce spojrzeli na nich z zawiścią, gdy bez problemu weszli do budynku.
– Poddałeś się. – Victor zatrzymał go tuż przy drzwiach prowadzących na zaplecze. – I to mi się nie podoba.
Luka odrzucił kolejne połączenie.
– Później będziemy się tym martwić – powtórzył, po czym obaj w tym samym momencie zerknęli w prawo, a na widok dwóch mężczyzn szykujących się do bójki zgodnie pokręcili z niedowierzaniem głową. – Kto?
– Ja. Jak mnie wkurwiają ci turyści…
Uśmiechnął się krzywo i skinął głową kolejnemu ochroniarzowi. Kątem oka obserwował poczynania przyjaciela, ale nie sądził, by potrzebna była jego interwencja. Victor był wyśmienitym Wojownikiem, co było pożądaną cechą podczas pracy w klubie, a jego analityczny i prawniczy umysł bardzo się przydawał przy papierkowej robocie, której on sam szczerze nie znosił. I pod tym względem Victor miał rację, turyści naprawdę byli irytującymi awanturnikami. Roześmiał się pod nosem, gdy przyjaciel jednym ruchem założył dźwignię dla ramię opalonego blondyna i po chwili już wyprowadzał go z klubu w asyście gorących spojrzeń półnagich kobiet.
Wieczór mijał, a Luka coraz bardziej się pogrążał w niezrozumiałym niepokoju. Coś było nie tak, ale dalej nie potrafił tego zrozumieć. Działał automatycznie, reagował na zagrożenia w klubie, interweniował, gdy zachodziła taka potrzeba, ale myślami był w zupełnie innym, nieznanym miejscu.
– Już druga.
Zerknął zaskoczony na zegarek, a potem przeniósł wzrok na zielono-brązowe oczy Victora, który usilnie próbował przed nim ukryć niepewność. Pozornie wyluzowana sylwetka Wojownika była tylko zasłoną dymną dla mącących jego duszę emocji, a pogodne usposobienie odwracało uwagę od prawdziwej siły i determinacji Wojownika. Wszystko to czyniło z niego świetnego żołnierza, piekielnie dobrego partnera w terenie i… bardzo wkurwiającego przyjaciela. Szczególnie gdy rzucał to pełne dezaprobaty spojrzenie, które wprowadzało zamęt do jego zablokowanych emocji.
– Zbieraj się – rzucił krótko Luka.
Miał ochotę warknąć na widok ulgi w spojrzeniu Victora, ale wolał nie prowokować go do kolejnych pytań. Uczucie niepokoju się nasilało, a on sam nie potrafił wytłumaczyć dziwnego wrażenia, zupełnie jakby lodowata pięść zaciskała się coraz mocniej wokół jego serca. Nie, zdecydowanie wolał nie wdawać się z Victorem w dyskusje dotyczące swojego stanu. Wojownik, w szczególności taki jak on, nie może mieć słabości.
Idąc przez korytarz klubu w stronę wyjścia, od niechcenia chwycił za kark mężczyznę, którego dzikie i agresywne pożądanie miało za chwilę zostać przeniesione na śliczną szatynkę, bezskutecznie próbującą odpędzić od siebie natręta, i pociągnął go ku drzwiom.
– Nic ci nie jest? – zapytał przerażoną kobietę Victor.
Nie usłyszał jej odpowiedzi, bo już po chwili dociskał faceta do ściany za rogiem budynku. Jego bladoniebieskie oczy szkliły od wypitego alkoholu, oddech cuchnął zwietrzałym piwem, a przerażenie malujące się na zwyczajnej twarzy blondyna było prawdziwą nagrodą.
– Jeżeli kobieta mówi nie, to znaczy nie. – Mężczyzna zadrżał, słysząc cichy ostrzegawczy pomruk. – Naucz się słuchać i opanuj swoje pragnienie.
Oczy natręta rozbłysły czerwienią. Świetnie, skoro tak chciał załatwić sprawę, nie ma najmniejszego problemu. Luka puścił go, na co mężczyzna natychmiast się wyprostował, odzyskawszy rezon i pewność siebie.
– Bo co mi zrobisz? – Pogarda w spojrzeniu blondyna chyba miała zrobić na nim wrażenie, ale nie sprostała zadaniu. – Wrócę do tego klubu i wezmę nie tylko ją, ale też inne kobiety, które mi się spodobają. I nie powstrzymasz mnie, oprychu.
Luka uśmiechnął się zimno, co, jak zwykle, wywołało oczekiwany efekt. Demon zrobił krok w tył, uderzając plecami o ścianę budynku, a buta wypisana na twarzy ustąpiła miejsca przerażeniu, gdy Wojownik przeszył go lodowatym spojrzeniem. Cios w krtań powstrzymał go przed krzykiem.
– Żałosne. – Luka nachylił się nad skulonym Demonem. – Powtórzę, chociaż zwykle tego nie robię. – Zmusił go do spojrzenia sobie w oczy. – Jeśli kobieta mówi nie, to znaczy nie. I nie interesuje mnie, czy jesteś Mrocznym, czy zwykłym człowiekiem. Jeżeli jeszcze raz spotkam cię w tym klubie, na problemach z mówieniem się nie zakończy. Zrozumiałeś? – Mroczny skinął głową. – Świetnie, a teraz wypierdalaj stąd.
W tym momencie do zaułka podjechał Victor, który z pogardliwym uśmiechem patrzył za oddalającym się Demonem.
– Musiałeś się popisywać, co?
– Nawet nie zacząłem. – Luka wzruszył ramionami. – Z tamtą dziewczyną okej?
– Tak, nawet dała mi swój numer. – Victor miał dobry humor. – I prosiła, byś zadzwonił do niej, jak tylko będziesz mógł.
Przekazał mu serwetkę z naprędce napisanym numerem oraz krwistoczerwonym odciskiem ust. Luka uniósł brew i spojrzał z przekąsem na przyjaciela, który roześmiał się na widok jego miny. Wrzucił podarek do schowka, gdzie kłębiła się masa innych mu podobnych, i zatrzasnął go z głuchym stuknięciem.
– Kolejna ci nie odpowiada? – parsknął Victor.
– Seks to seks. Nie ma znaczenia z którą.
– Więc zadzwoń. Niezła była, tak jak ta opalona czarnula, której nawet nie zarejestrowałeś, chociaż cały czas krążyła wokół ciebie.
– Długie włosy, złota sukienka ledwo zakrywająca pośladki, wysokie szpilki i mocny makijaż – zaczął wyliczać. – Czekoladowe oczy. Duży dekolt, zgrabne nogi. Ciężko kogoś takiego przeoczyć.
Victor spojrzał na niego zaskoczony.
– Więc dlaczego nie wykorzystałeś okazji?
– Żeby kolejna nie potrafiła się ode mnie odczepić? – Zerknął na przyjaciela. – Jedna mi wystarczy.
– Skoro tak mówisz.
Wojownik nie uwierzył w jego słowa, co wcale go nie zdziwiło. Prawda była taka, że nie miał dzisiaj ochoty na przygodny seks w klubowej łazience, chociaż na co dzień nie stronił od takich rozrywek. Spał z wieloma kobietami, w wielu miejscach, ale zwykle były to jednorazowe akcje, by każde z nich mogło zaspokoić swoje potrzeby, nie raniąc drugiej osoby. Tylko z kilkoma z nich spotykał się dłużej, ale bycie Wojownikiem wymagało życia w cieniu, a do ich świata nie mógł sprowadzić przypadkowej osoby. Tak naprawdę niedługo nie będzie to miało znaczenia, w końcu za kilka miesięcy, by kontynuować tradycje Wojowników, miał poślubić przyrzeczoną mu Wierną. Kobietę, której chore zafiksowanie na jego punkcie spowodowało, że zadecydowano o jego losie. Nie, żeby ten stan założył na niego obrożę wstrzemięźliwości, rzecz jasna.
To też nie było głupim posunięciem starszyzny, zważywszy na to, że nigdy nie popierał ich podejścia do chorych tradycji. A jeszcze bardziej im się naraził – i własnemu trenerowi, tak przy okazji – gdy otwarcie poparł działania Drwala. Musieli to tak rozegrać, bo wiedzieli dokładnie, że nie będzie unikać narzuconego mu obowiązku. Nie miał dla kogo walczyć, a jego przyszłość i tak miała się zakończyć tak, jak u prawdziwego Wojownika.
Tylko garstka z nich wiodła długi i spokojny żywot. No, chyba że się chowasz w bezpiecznych murach własnego domu oraz odcinasz od rozprzestrzeniającego się wokół ciebie chaosu. Tak, wtedy masz dużą szansę na dożycie spokojnej starości, a w pewnym momencie patrzenie w lustro przestaje obezwładniać wstydem. Z czasem to spojrzenie, pałające dotychczas siłą i determinacją, wypełnia niepewność i zwątpienie, aż w końcu popadasz w marazm, a ignorancja zaczyna przeważać nad prawdziwym powołaniem.
Jednak nie to było powodem braku zainteresowania czarnulą. Luka czuł, że za chwilę wybuchnie bomba, która przewartościuje ich życia, tworząc zamęt i chaos jeszcze większy niż ten, w którym teraz się obracają. Nie wiedział, skąd ta głęboko zakorzeniona w nim pewność, nie miał pojęcia, kiedy to nastąpi, ale przeczuwał ich osobistą tragedię.
A może nie ich? Zerknął na wyluzowanego przyjaciela. Może to będzie jego własna tragedia? Victor miał silnie rozwiniętą intuicję, więc nie przeoczyłby tej niewiadomej, mącącej jego spokój. Zauważyłby ciemne chmury zbierające się wokół nich. Nie, tu chodziło o coś głębszego, a jego wkurzała świadomość, że nie ma pojęcia, kiedy to nastąpi.
Nagły niezrozumiały strach ścisnął jego serce, ale w ułamku sekundy zniknął. Victor spojrzał na niego uważnie.