- promocja
- W empik go
Mrok - Naczynie - ebook
Mrok - Naczynie - ebook
Czy złe uczynki można usprawiedliwić dobrymi intencjami? Każdy skrywa w sobie mrok, jedni starają się go zakuć w kajdany i zamknąć w najciemniejszym zakamarku swojej osobowości, inni pozwalają mu przez siebie przepływać. Czy nad potokiem Mroku można zapanować? Czy można go okiełznać? W obliczu takiego zadania stanął Bartosz, przytłoczony bezsensem życia chłopak, którego mroczna natura codziennie walczy z jego moralnością. Po jakim czasie maska, którą nakładasz każdego dnia staje się Twoim prawdziwym obliczem? Z jak wielką tajemnicą przyjdzie się spotkać Mateuszowi, studentowi psychologii, który wbrew swojej woli został skierowany do badania umysłu seryjnego mordercy? Seria wywiadów z Bartoszem na zawsze zmieni jego światopogląd, zapędzając go w najciemniejsze zakamarki swojej psychiki. Czy coraz to gorsze myśli zbyt nachalnie pojawiające się w jego głowie to tylko początek? Czy będzie w stanie oprzeć się pokusie sięgnięcia po Mrok, a może to Mrok bez pytania sięgnie do jego wnętrza?
Kategoria: | Fantastyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
Rozmiar pliku: | 624 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przeciętny więzień w każdym zakładzie karnym w Polsce ma do swojej dyspozycji
minimum trzy metry kwadratowe. Teoretycznie. Nie od dziś wiadomo, że teoria często nie idzie
w parze z praktyką, w związku z tym wielu z osadzonych ma o wiele gorsze warunki. Ale nie
ja. Jestem w swojej celi całkowicie sam, to nic, od zawsze byłem sam. Sam, nawet wtedy, kiedy
otaczało mnie całe grono znajomych zdolnych do całonocnych szaleństw. Alkohol często
pomagał stłamsić poczucie samotności, nigdy nie był jednak lekarstwem na moją chorobę. Nic
nie było, nic nigdy całkowicie nie pomogło mi zamaskować tego, co od zawsze dręczyło moje
wnętrze. Nie ma czegoś takiego, jak magiczna mikstura, która naprawi czarną jak smoła,
martwą duszę. Możecie czytać Biblię, Koran, Torę, czy jakąkolwiek inną księgę mądrości,
przewertujcie nawet całą cholerną Bibliotekę Kongresu, nie znajdziecie tam nic, co byłoby w
stanie mi pomóc. Można to tylko odrobinę przypudrować i spróbować z tym żyć, może jakoś
uda się Wam nie skończyć tak, jak ja. Z takim balastem, jak mój.
Zabawne jest to, że nawet odsiadując wyrok dożywocia, za to wszystko, co zrobiłem w
swoim życiu, nie mogę popełnić samobójstwa. Pomijam strach czy kwestie religijne. Chodzi o
to, że w mojej celi wszystko jest przytwierdzone na stałe, nawet taboret, na którym właśnie
siedzę. Zrobienie prowizorycznego stryczka i skręcenie sobie karku nie wchodzi zatem w grę.
Sztućce są plastikowe, a więc jakakolwiek próba targnięcia się na swoje życie byłaby bardzo
nieefektywna. To jest właśnie dla mnie najśmieszniejsze, że mimo całego „zła”, jakie
uczyniłem w swoim życiu – podatnicy będą mnie utrzymywać do końca moich dni. Nie
zabraknie mi jedzenia, nigdy nie będzie mi zimno, przez ułamek sekundy nie muszę martwić
się o swój wikt i opierunek, nawet rozrywkę mam zapewnioną. Od czasu, kiedy na stałe trafiłem
do zakładu karnego we Wronkach minęło co prawda dopiero pół roku, ale przez cały ten czas
jestem tutaj kimś w rodzaju ewenementu na skalę światową. Liczni psychiatrzy starają się o
możliwość przeprowadzenia ze mną choć krótkiego wywiadu naukowego, chcą mieć
możliwość tego, aby na ułamek sekundy dostać dostęp do mojej osobowości. Nie byle jakiej
osobowości, bo według wielu z nich jestem chory, mają mnie za psychopatę. Każdy z nich
uważa, że może mnie wyleczyć, chce być pierwszym, który znajdzie lekarstwo na psychopatię.
Ze mną im się to jednak nie uda, błądzą na ślepo, raczkują w obrzydliwej cieczy, która w każdej
1
chwili może ich pochłonąć. Są jak owady siadające we wnętrzu rosiczki, które przyciągane
przez jej słodki syrop nie wiedzą, że ich życie może się w każdej chwili skończyć. Przy mnie
są jednak bezpieczni, nigdy nie skrzywdził bym niewinnej, dobrej istoty, która nie czyni
drugiemu człowiekowi świadomego zła. Choć od dziecka mam w sobie mrok, jakiego nie
powstydziliby się najwięksi zbrodniarze tego chorego świata. Zapewne dlatego od wielu lat nie
przemierzam życia w pojedynkę.
Dobra, wcześniej trochę skłamałem. Nie jestem całkowicie sam, praktycznie nigdy nie
byłem. Gdybym wcześniej komuś o tym powiedział, to od razu trafiłbym do szpitala
psychiatrycznego, gdzie faszerowany końskimi dawkami psychotropów ślinił bym się do
poduszki i całkowicie stracił rozum. A może tak było by właściwie lepiej? Wszak to właśnie
on jest od dawna moim największym utrapieniem. To właśnie mój rozum sprawia, że od kiedy
tylko zacząłem cokolwiek pojmować, stałem się osamotnionym tworem, który skazany jest na
życie w tym padole pełnym łez, rozpaczy i braku empatii do czegokolwiek. W sumie mogę
powiedzieć, że mój przeklęty mózg ściągnął na mnie nieuniknione szaleństwo. Nikomu jednak
nigdy o tym nie wspomniałem, ale teraz jest mi już wszystko jedno.
Tamten dzień zapowiadał się dokładnie tak samo, jak ostatnie 180 dni, które już tutaj
spędziłem, nic nie wskazywało na to, że za kilka godzin moje nastawienie do życia (a raczej
całkowitej niechęci do niego) ulegnie diametralnej zmianie. Od kiedy brama więzienna
zamknęła się za moimi plecami, miałem bardzo dużo czasu na rozmyślanie, snucie planów,
szukanie sensu w moim istnieniu. Wszystkie te czynniki tylko pogorszyły mój i tak już kiepski
stan emocjonalny. Nie zrozumcie mnie źle, nie jestem wrakiem, który nie panuje nad swoimi
uczuciami i jeździ całymi dnami na emocjonalnym rollercoasterze, nic z tych rzeczy.
Kwintesencją całej tej sytuacji jest fakt, że wszystkie wnioski, jakie wysnułem utwierdziły mnie
tylko w przekonaniu, że to nie ze mną jest coś nie tak, a z całym tym zatrutym światem.
Przykra prawda jest taka, że od dziecka nie czuję. Nie potrafię odczuwać ani
rozpoznawać uczuć, nie jestem sentymentalny, nie wiem, jak zachowywać się wśród ludzi, ani
jak reagować podczas różnego typu interakcji społecznych. Przez wiele lat udawało mi się
doskonale naśladować ludzi, których miałem wokół siebie, dzięki temu mogłem choć odrobinę
wtopić się w otaczający mnie świat. Po prostu mogłem się nie wyróżniać, nie byłem nieczułym
odmieńcem, skazanym na wieczne docinki. Nie byłem potworem, którego wszyscy obrzucali
pogardliwymi spojrzeniami. Przynajmniej na zewnątrz. Potrafiłem pokazać ludziom to, co
2
chcieli we mnie widzieć, osiągnąłem całkowitą kontrolę nad tym, co inni o mnie myśleli. Nawet
o tym nie wiedzieli, ale byli przeze mnie całkowicie zmanipulowani. Co w zasadzie może być
trochę ironiczne w mojej sytuacji, bo manipulowanie otoczeniem jest jedną z cech, jakie
przypisuje się psychopatom. Różnica jest taka, że psychopaci bawią się otoczeniem dla
własnych korzyści, ja zostałem do tego zmuszony, żeby przez chwilę nie czuć się jak paskudny,
nieczuły, stworzony by cierpieć twór. Wybryk natury.
Mam jeszcze jedną, poważną wadę. Od dziecka przepełniony jestem chęcią
mordowania, od dziecka pragnę pozbawiać życia ludzi, którzy w mojej ocenie nie zasłużyli na
to, żeby dłużej stąpać po Ziemi i marnować jej bezcenne zasoby na swoją uwłaczającą
egzystencję. Nie mam na myśli losowych osób, które posiadają w sobie choć odrobinę
samoświadomości. Mowa tutaj, o całej zgrai bezmyślnych baranów, których wyprane mózgi
całkowicie podatne są wszelkiego rodzaju zabiegom marketingowym, trendom czy
manipulacjom rządzących. Nie wspomnę nawet o ludziach, którzy w swojej ignorancji uznali,
że są lepsi, od innych stworzeń zamieszkujących naszą planetę i postanowili wyrządzić im
krzywdę, tylko po to, żeby przez kilka sekund podbudować swoją samoocenę.
Mój kodeks moralny jednak nie pozwalał mi na spełnienie swoich pragnień. Przez długi
czas obawiałem się nie tyle kary więzienia, co kary duchowej, która może mieć poważny wpływ
na moje następne życie. Tak, przyznaję, że mimo wszystkiego, co zrobiłem – jestem całkiem
silnie uduchowiony. Od dziecka czułem, że jestem częścią czegoś większego, czegoś czego
ludzki móżdżek nigdy nie pojmie. Problem pojmowania rzeczy wyższych nie leży w naszej
ignorancji. Problem stanowi nasze ograniczenie poznawcze. Obserwujemy otaczający nas świat
i tak naprawdę rozumiemy tylko malutką cząstkę tego, jak działa wszechświat, który jest
wszędzie dookoła. Potrafimy spoglądać na rzeczywistość tylko i wyłącznie przez pryzmat
wiedzy, którą posiadamy. Nie ma w tym naszej winy. Po prostu prawa rządzące wszystkim
tym, co materialne sięgają daleko poza to, co jesteśmy w stanie pojąć. Dlatego właśnie, od
wielu lat kryję w sobie tajemnicę. Nikt, kogo poznałem do tej pory nie byłby w stanie przyjąć
do swojej świadomości tego, z czym na co dzień obcuję. Są bowiem gdzieś tam daleko byty,
które w naszym świecie od razu byśmy ukrzyżowali, albo posadzili na krześle elektrycznym.
O podobnym przypadku opowiada już jedna bardzo popularna na Ziemi księga. Wiecie o czym
mówię, prawda? Dlaczego zatem dziwimy się, że te istoty odwiedzają tylko nielicznych? My
po prostu nie jesteśmy gotowi na poznanie wyższych poziomów świadomości. Każdego z nas,
poznana tam wiedza od razu by zabiła, ludzka psychika jest zbyt krucha, by pojąć, że jesteśmy
tylko mikroskopijnym pyłem w całej pustyni innych światów, wymiarów i czasoprzestrzeni.
3
Jako organizmy z najniższego poziomu rozwojowego, zdobytą wiedzę wykorzystalibyśmy do
niszczenia, zabijania, ograbiania i dominowania innych kultur. Tak, to potrafimy robić
doskonale, pociąg do destrukcji mamy we krwi.
Skoro już o ludziach mowa, to praktycznie wszyscy mieszkańcy Ziemi wpisują się w
kilka powtarzalnych schematów. Oczywiście, nie należy oceniać książki po okładce, ale nie
oszukujmy się, jesteśmy przewidywalni. Nasze zachowania i cechy charakteru są podzielone
na cztery poszczególnie typy. Nad dwoma z nich możemy całkowicie panować, trzeci możemy
udawać i tym samym odrobinę okłamywać system, a czwarty jest nam nieznany. Nieznany do
czasu. Wszystko jednak można zamknąć w konkretnych schematach, najczęściej jest to
pomieszanie dwóch różnych typów osobowości czy cech charakteru.
Ja na przykład jestem typem, który lubi rutynę. Lubię mieć z góry opisany harmonogram
dnia, lubię wiedzieć, co może mnie spotkać i być na to maksymalnie przygotowanym. Mówię
tutaj o zminimalizowaniu ryzyka porażki, jest to cecha profesjonalisty o wysokich standardach,
dobrej organizacji pracy i bardzo skoncentrowanej kulturze zachowania. W związku z tym,
więzienna rutyna bardzo mi odpowiada.
Całe życie wstawałem bardzo wcześnie, zazwyczaj w granicach godziny 4:30, dlatego
kiedy nadchodzi czas więziennej pobudki i śniadania, już dawno jestem gotowy. Co najmniej
od godziny mój umysł jest świeży i czujny. Gotowy do stawienia czoła kolejnemu dniu mojej
marnej egzystencji w tym zapchlonym padole łez.
Ciekawe jest to, że nawet najbardziej zdegenerowany osobnik, który trafi do zakładu
karnego w Polsce, ma swoje prawa. Służba więzienna musi takiemu osadzonemu zapewnić
pełne wyżywienie, którego wartość energetyczna wynosi minimum 2600 kcal. Dietami
więźniów zajmują się wyspecjalizowane osoby, które tworzą w miarę zbilansowane jadłospisy,
uwzględniając przekonania religijne, choroby, czy nawet rodzaj pracy, jaką skazani wykonują
w ramach odbywania wyroku. A uczciwie pracujący ludzie, muszą za najniższą krajową
przeżyć cały miesiąc, opłacić mieszkanie i utrzymać całe grono osób niezdolnych do pracy. W
tym mnie, bo też jestem osadzonym. Ironia najwyższych lotów, sarkazm w czystej postaci.
Od kilku dni w mojej celi jest jakby spokojniej, zniknęli naukowcy wszelkiej maści,
którzy za wszelką cenę chcieli badać mój mózg i stan psychiczny. Nie ma też pisarzy czy
4
redaktorów, którzy obiecywali mi złote góry za wywiad, albo zezwolenie na napisanie książki
o mnie. Co ciekawe nie wiedziałem nawet o tym, jak wiele ludzi będzie do mnie pisało. Chyba
jestem sławny. Niedobrze, lubiłem brak rozgłosu, który towarzyszył mi przez całe moje życie.
Obecny stan rzeczy nawet lepiej na mnie wpływa, nikt nie zmusza mnie do bezsensownej
interakcji z innymi ludźmi. Nie muszę nikomu zwierzać się z moich myśli, odpowiadać na
niekończące się pytania, czy ku uciesze gawiedzi wymyślać coraz to ciekawsze historie o tym,
jak planowałem moje morderstwa.
Całkowity spokój tego pięknego dnia zakłóciło skrzypnięcie ciężkiej zasuwy w małym
okienku, przez które pracownicy więzienia mogą bezpiecznie kontaktować się z więźniami w
celach.
- Osadzony! Masz widzenie, znasz zasady. – oznajmił znajomy głos zza drzwi. Akurat
służbę pełnił Przemek, nigdy nie miałem z nim żadnych nieprzyjemnych sytuacji.
Kulturalny facet, który potrafi odwzajemnić uprzejmość.
- Widzenie? Masz na myśli wizytację z kolejnego zakładu badawczego, któż inny
mógłby się do mnie pofatygować? – Takie są realia, nie odwiedza mnie przecież nikt,
bo nie ma kto tego robić. – Biedni ludzie, oni ciągle myślą, że uda im się mnie wyleczyć.
- Nie mam pojęcia kto do Ciebie przyjechał i w jakim celu, ale stań proszę pod ścianą,
wiesz, że muszę założyć Ci kajdanki. Nie mam na to całego dnia.
- Yhm… uważaj tylko, bo ostatnim razem założone były zdecydowanie za ciasno, nie
było to przyjemne.
- Jeśli kajdanki założone będą zbyt luźno, to istnieje prawdopodobieństwo, że je sobie
zdejmiesz, to chyba logiczne, prawda? Czy Ty chcesz, żebym przez takie duperele miał
kłopoty? Jeszcze tego mi potrzeba… nagany za zbyt luźno założone kajdanki.
- Może właśnie dzięki takiej naganie przeszedł byś do historii tego zakładu, co?
Wyobraź to sobie: pierwszy funkcjonariusz, który ukarany został naganą za niechlujne
przygotowanie osadzonego do opuszczenia celi więziennej. Mistrzostwo. – ciekawe
skąd bierze się we mnie takie przyziemne myślenie i gadanie o głupotach z
przypadkowymi ludźmi, może nie jest ze mną aż tak źle, jak sam sądzę?
5
- Osadzony, ale Ty czasem pieprzysz farmazony. Dalej, idziemy do sali widzeń, no rusz
się do cholery.
Pamiętam, że jak byłem dzieckiem, to często oglądałem różne filmy sensacyjne, których
akcja toczyła się w więzieniach, większość z nich pokazywała oczywiście tego rodzaju
przybytki w Stanach Zjednoczonych. Takie też było moje wyobrażenie zakładu karnego jako
budowli. Zdziwiło mnie, jak bardzo nudne i przybijające może być wnętrze budynku.
Dokładnie tak jest tutaj, gdzie zostałem osadzony. Farba na ścianach, kraty między korytarzami
i ogólne wyposażenie tego zakładu pamięta chyba jeszcze czasy Edwarda Gierka. Dokładnie
jak w budynku szkoły podstawowej, do której uczęszczałem. Choć co ja w zasadzie mogę
wiedzieć o czasach, w których moi rodzice nie myśleli nawet o poczęciu mnie? Swoją drogą
ciekawe są zawsze sytuacje, kiedy ludzie używają jakichś metafor, nawet kiedy nie mają w
zasadzie zielonego pojęcia o ich pochodzeniu. Ktoś usłyszał jakieś fajne powiedzonko na ulicy,
albo przystanku i nie zastanawiając się papla to dalej. Bezmyślnie, bez zadania sobie odrobiny
trudu, żeby sprawdzić pochodzenie. Najlepszym dla mnie przykładem jest powiedzenie „pijany
jak świnia”. Nie oszukujmy się, że jest ono negatywnie nacechowane na te niezwykle
inteligentne istoty. Ale skąd się ono właściwie wzięło? Myślisz pewnie, że kiedyś jakaś świnia
najadła się sfermentowanych wiśni i śmiechu było co nie miara, prawda? Otóż nie, powiedzenie
to wywodzi się od rodu Świnków, który na Dolnym Śląsku organizował turnieje pijackie i
niezliczoną liczbę libacji alkoholowych. Ród ten miał zamek w miejscowości Świny, gdzie
urządzał owe zabawy, stąd utarło się, że człowiek może być „pijany jak świnia”. To samo
zawsze powtarzała moja kochana Monika, odwiecznie drażniło ją powiedzenie „co ma piernik
do wiatraka”. Nonsens w czystym wydaniu, przecież te dwie rzeczy łączy tak wiele, wystarczy
na jedną sekundę usiąść i zastanowić się nad tym, co chce się powiedzieć. Jedna myśl, jeden
impuls w mózgu, aby stwierdzić, czy to co mam do przekazania ma sens i czy warto to mówić.
Najczęściej nie ma i najczęściej lepiej się po prostu zamknąć.
- Przemku, zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego więzienia są w taki sposób budowane? –
zapytałem nagle beztrosko, jakim cudem wpadają mi do głowy takie rzeczy?! -
- Skąd ja mam to do cholery wiedzieć? Pewnie chodzi o możliwości tłumienia
zamieszek, albo najbardziej efektywne wykorzystanie przestrzeni, a po co Ci to
właściwie? – odpowiedział zaskoczony strażnik.
6
- Jak to po co? Żyjemy po to, żeby wiedzieć. Nie rozumiesz tego? – zawsze irytowało
mnie tłumaczenie ludziom trywialnych rzeczy.
- Każdego dnia budzę się i dziękuję temu, kto mnie stworzył za to, że nie muszę mieć z
Tobą styczności dłużej, niż te kilkanaście minut dziennie. Wnętrze Twojej głowy jest
naprawdę pokręcone.
- Wiesz, można się przyzwyczaić. Mam w sobie coś, jakby niepohamowaną chęć
poznawania odpowiedzi na wszystkie pytania. Czuję się, jak dziecko, które chce znać
wszystkie smaki, albo odkrywa, że świat to nie tylko pokój, w którym śpi. Przyznaję,
że jest to czasem trochę męczące.
- Zabiłeś kilkanaście osób i porównujesz się do dziecka, które poznaje nowe smaki?
Jesteś chory, a często wręcz odrażający. – zdenerwował się Przemek.
Zamiast do Sali widzeń, trafiliśmy do biura naczelnika więzienia, co już wydało mi się
dziwne, przecież miałem mieć niby jakieś widzenie, tak przynajmniej twierdził Przemek.
Miejsce, w którym miało odbyć się moje spotkanie oznaczało, że nie będzie to nic, co do tej
pory mi się tu przytrafiło, a ja bardzo nie lubię niespodzianek. Codzienna rutyna od zawsze
pozwalała mi na utrzymanie zdrowych zmysłów i dzięki niej mogłem choć w minimalnym
stopniu wtopić się w otoczenie ludzi normalnych. Taka mała namiastka dopasowania, wszyscy
przecież żyją według schematów. Najczęściej zaczynają się one kreować już w szkole