Mumia. Jezioro krwi - ebook
Bezlitosna siła rozrywa Egipt, który walczy o przetrwanie...
Teje, młoda następczyni złotego tronu, odnalazła swoją zaginioną matkę – faraon Neferuth. Sukces tej wyprawy miał przywrócić Egiptowi stabilność i odpędzić burzę piaskową, która spowiła krainę wydm mrokiem i pozbawiła lud czystej wody i pożywienia. Niestety nowa rzeczywistość okazała się zwiastunem zagłady i otworzyła drogę czemuś o wiele gorszemu. Armia bestii, dowodzona przez Bailira, syna pierwszego władcy tych ziem, starszego od czasów, gdy świat ujrzał pierwszego boga, rusza na Memfis. Egipt jest bezbronny. Nie ma już faraona, który mógłby uratować kraj przed niszczącą go brutalną siłą. Przerażony lud, tracąc wiarę w bogów, oddaje cześć mumii – jedynej istocie, która niesie szansę na przeżycie.
Czy Bailir zatopi świat w ciemności i mordzie, by przywrócić rządy swego ojca? Czy mumia wysłucha błagań ludu i zdoła się wyrwać z krainy umarłych, by dotrzeć do stolicy królestwa, zanim będzie za późno?
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Fantasy |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 9788368657098 |
FRAGMENT KSIĄŻKI
za miłość, wsparcie i nieustanne
inspirowanie mnie każdego dnia
Prolog
Książę ciemności runął z hukiem na kamienną posadzkę. Łoskot, ciężki jak uderzenie młota, rozszedł się echem po wnętrzu piramidy. Podmuch wzbił w powietrze piasek, który po chwili opadł wolno, z nienaturalnym sykiem. Na środku spowitego mrokiem pomieszczenia czekał Set.
Bailir spojrzał na wysokiego, nieludzko smukłego boga chaosu. Jego ciało rysowały napięte mięśnie i wyraźne linie żył, a skóra miała barwę wypalonej ziemi. Set uniósł swój długi pysk w stronę przybysza. Wyciągnięte ku górze, sztywne jak ostrza uszy drgnęły lekko. Palce kościstych dłoni, zakończone pazurami przypominającymi szpony drapieżcy, poruszały się niespokojnie. Przy każdym ich zetknięciu rozlegał się ledwie słyszalny trzask. Z szyi nieśmiertelnego zwisały złote łańcuchy, a od jego pasa aż do stóp spływał ciemny materiał. Zza pleców wystawał czarny, wygięty jak u skorpiona ogon. Patrzył teraz na odzianego w czarny płaszcz Bailira, który otrzepywał ramiona z pyłu. Kaptur skrywał jego twarz. Na biodrach nosił ciężką ozdobę z brudnego złota, a od niej spływały długie, ciemne fałdy szat. Na szyi nosił około dwudziestu naszyjników odbijających blask białego światła. Jego oczy jarzyły się czerwienią, a źrenice miały barwę żółtej lawy. Spod kaptura, w półmroku, widać było drapieżne spojrzenie wymierzone w Seta i ciemną brodę poprzecinaną głębokimi bliznami. Skóra księcia ciemności miała odcień mroku i martwego błękitu; była niewiele jaśniejsza od karnacji boga chaosu.
Jego kroki były spokojne, niemal niedbałe, jakby miał przed sobą całą wieczność. Uważnie obserwował monumentalną, wybudowaną na planie koła świątynię, ukrytą na dnie największej piramidy w Egipcie. Składała się z siedmiu pięter, z ciągnącymi się wzdłuż ścian, niczym pierścienie, balkonami, połączonymi z pozostałymi długimi liniami schodów. Na każdym znajdowały się machiny, zasilane niegdyś światłem bijącym ze środka, lecz teraz świątynia była zniszczona i nosiła ślady niedawnej walki. Chłodny dotyk szorstkiego kamienia pod stopami przynosił ulgę od gorącego piasku pustyni.
Nie potrafił powiedzieć, ile tysięcy lat minęło od chwili, kiedy ostatni raz stąpał po tej posadzce. Pamiętał jedynie, że był wtedy chłopcem, gdy jego ojciec przyprowadził go tu po raz pierwszy. Wtedy nie rozumiał znaczenia tego miejsca. To tu miano mu objawić, czym jest spokój i co należy poświęcić, by go utrzymać. To miejsce zdawało się do niego szeptać. Nie słowami, ale wspomnieniem jego obecności. Jakby świątynia go pamiętała.
Set stał przy białym kręgu światła przypominającym słońce. Jego szaty były poplamione krwią – własną i mumii, z którą stoczył tu pojedynek. Stukał szponami o siebie, dając dowód i zdradzając podenerwowanie obecnością księcia ciemności. Bailir czuł pod stopami drobne odłamki marmuru i piaskowca, oderwane od ścian, obdarte z kształtu fragmenty kamienia – pozostałości po starciu, które zbezcześciło świętość tej sali. Wtedy zobaczył leżące niedaleko spalone truchło człowieka, które tliło się jeszcze lekkim dymem, a spod zwęglonej skóry prześwitywała krwista tkanka. Kucnął przy zwłokach, czując ciepło i zapach spalonego mięsa, po czym podniósł jedyny pozostały, lepki kosmyk włosów.
– Była słaba – wyjaśnił Set, nie kryjąc pogardy w swym demonicznym głosie – nie sprostała oczekiwaniom, jakie w niej pokładałem. Niesie to jednak poważne konse…
– Jakie nosiła imię? – przerwał mu książę ciemności, nie spuszczając z niej wzroku.
– Neferuth. Była faraonem i córką mumii. Nie była godna swych tytułów.
– Poświęciła swój żywot dla dobra własnego dziecka – powiedział spokojnie Bailir, kładąc dłoń na jej spalonej głowie, jakby ją żegnał. – I jest to dowodem wielkiej siły.
Set parsknął urażony i zerknął na białe światło, które wciąż utrzymywało się na środku świątyni, choć drgało, jakby miało zaraz zgasnąć.
– Czy możesz dokończyć bez niej? – spytał bóg chaosu.
– Nie. I jest to twoją winą, gdyż wybrałeś ofiarę złą i jej śmierć nie przyniosła nam niczego. – Bailir wstał, wciąż skupiając wzrok na leżącej Neferuth. – Potrzebuję kilku rzeczy, bym mógł kontrolować to miejsce. Rzeczy, których ty nie zdołasz mi dostarczyć, bo raz już próbowałeś i poległeś. – Odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia. – Po moim powrocie zakończę dzieje świata, jaki znają ludzie. Królestwo mego ojca nastanie ponownie, bo jestem mu to winien.
– Dokąd się udasz? – dociekał zaskoczony Set.
– Do miejsca, gdzie znajdę je obie – odparł, nie odwracając głowy.
– Obie?
Bailir zlekceważył pytanie Seta. Piasek pod jego stopami zadrżał, po czym zabulgotała czarna woda, wylewając się spod ziemi, jakby sam piach był ranny i krwawił. Książę wszedł w ciemną toń bez słowa, chwilę później zanurzył się w niej w pełni i zniknął. Woda wchłonęła się wraz z nim, a piasek ponownie był suchy. Wszystko wróciło do pierwotnego bezruchu, jakby nic się nie wydarzyło.
Set, stojąc samotnie na dnie piramidy, patrzył na martwą córkę Mose. Na to, co zostało z życia, które kiedyś miało znaczenie, przyszłość i imię. Jego powieki drgnęły ledwie zauważalnie. Wiedział, że tego, co nadchodzi, nie widziały nawet boskie oczy. Wiedział, że będzie to widok straszny.
A czasu było coraz mniej…