Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Muminki i duża powódź - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Format:
EPUB
Data wydania:
2 lipca 2025
E-book: EPUB, MOBI
24,99 zł
Audiobook
21,99 zł
24,99
2499 pkt
punktów Virtualo

Muminki i duża powódź - ebook

Życie Muminków i ich przyjaciół z Doliny skupia się wokół domu Mamy i Tatusia Muminka, gdzie każdy może liczyć na pomoc i przyjaźń. Panna Migotka, Paszczak, mała Mi, Włóczykij, Ryjek czy straszna Buka tworzą galerię postaci, które na zawsze pozostaną w pamięci czytelników.

Dawniej książka ukazywała się pod tytułem „Małe trolle i duża powódź”.

Tove Jansson (1914–2001) marzyła, by zostać latarnikiem, a stała się znaną na całym świecie pisarką, malarką, ilustratorką i rysowniczką komiksów. Zadebiutowała jako graficzka prasowa w 1928 roku – miała wtedy niespełna 14 lat. Studiowała malarstwo w Sztokholmie, Helsinkach i Paryżu. Pierwszy raz wzięła udział w wystawie w 1933 roku i wtedy też wydała pierwszą książkę z własnymi ilustracjami. W latach czterdziestych zaczęła pisać i publikować utwory w różnych periodykach. Jesienią 1945 roku wyszła drukiem pierwsza część muminkowej sagi: „Muminki i duża powódź”. Po dwóch kolejnych powieściach: „Komecie nad Doliną Muminków” (1946) i „W Dolinie Muminków” (1948) pisarka zyskała ogromną popularność, a jej bohaterowie na stałe zagościli w domach i sercach czytelników.

Powyższy opis pochodzi od wydawcy.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-10-14384-6
Rozmiar pliku: 8,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

***

Była zima 1939 roku, czas wojny. Praca stała w miejscu; miało się uczucie, że każda próba stworzenia obrazu rzeczywistości jest całkowicie niepotrzebna.

Może więc nic dziwnego, że nagle ogarnęła mnie chęć napisania czegoś, co zaczynałoby się od „Był sobie kiedyś”. Dalszy ciąg musiał oczywiście być bajką, tego nie dało się uniknąć, ale zrezygnowałam z książąt, księżniczek i małych dzieci, wybierając na ich miejsce gniewną figurkę, którą sygnowałam rysunki satyryczne i którą nazwałam Muminkiem.

To opowiadanie, w połowie gotowe, poszło w zapomnienie. Jednak w roku 1945 mój przyjaciel powiedział mi, że mogłaby z niego powstać książka dla dzieci, żebym je dokończyła, zrobiła ilustracje i może to wezmą.

Chciałam, żeby tytuł miał coś wspólnego z Muminkiem i szukaniem jego Tatusia (na wzór poszukiwań kapitana Granta), ale wydawnictwo zaproponowało „Małe trolle”¹, bo czytelnicy będą lepiej rozumieli.

Opowiadanie jest dość mocno zainspirowane książkami, które czytałam w dzieciństwie i które kochałam: trochę Juliuszem Verne’em, trochę Collodim (Dziewczynka o błękitnych włosach) i tak dalej. A czemuż by nie?

Tak czy inaczej stało się ono moim pierwszym happy endem!

Musiało być już późne popołudnie, gdzieś pod koniec sierpnia, kiedy Muminek i jego Mama weszli w samo serce wielkiego lasu. Było całkiem cicho i tak ciemno między drzewami jak po zapadnięciu zmroku. Tu i ówdzie rosły olbrzymie kwiaty świecące własnym światłem niczym migotliwe lampy, a głęboko wśród cieni poruszały się małe bladozielone punkciki.

– Robaczki świętojańskie – wyjaśniła Mama Muminka, nie mieli jednak czasu, by stanąć i bliżej im się przypatrzeć. Wybrali się przecież na poszukiwanie miłego i ciepłego miejsca, gdzie można by zbudować dom i wpełznąć do niego, zanim nadejdzie zima. Muminki nie znoszą zimna, a zatem dom musi być gotowy najpóźniej w październiku. Poszli więc dalej, zapuszczając się coraz głębiej w ciszę i ciemność. Po jakimś czasie Muminek poczuł niepokój i szeptem zapytał Mamę, czy według niej są tu jakieś niebezpieczne zwierzęta.

– Raczej nie – odpowiedziała – ale może idźmy trochę szybciej. Mam nadzieję, że jesteśmy tacy mali, że jeśli pojawi się coś niebezpiecznego, to nas nie zauważy.

Nagle Muminek chwycił Mamę mocno za łapkę.

– Patrz – szepnął tak wystraszony, że aż ogonek mu zesztywniał.

Z cienia za pniem wpatrywało się w nich dwoje oczu. Mama w pierwszej chwili też się wystraszyła, ale zaraz powiedziała uspokajająco:

– To chyba bardzo mały zwierzaczek. Czekaj, poświecę na niego. W ciemności, jak wiesz, wszystko wygląda groźniej.

Zerwała wielki, jaśniejący kwiat i poświeciła nim w głąb cieni. I wtedy zobaczyli, że siedzi tam rzeczywiście bardzo mały zwierzaczek, wyglądający sympatycznie, trochę wystraszony.

– No i widzisz – powiedziała Mama Muminka.

– Co wy za jedni? – spytał zwierzaczek.

– Ja jestem Muminek – odparł Muminek, który zdążył nabrać odwagi. – A to moja Mama. Mam nadzieję, że nie przeszkodziliśmy ci w niczym. – Mama najwyraźniej nauczyła go uprzejmości.

– Ach, skądże – odpowiedział zwierzaczek. – Właśnie czułem się przygnębiony i tęskniłem za towarzystwem. Bardzo wam się spieszy?

– Owszem – odrzekła Mama Muminka. – Bo szukamy dobrego, słonecznego miejsca, gdzie można by zbudować dom. Może masz ochotę pójść z nami?

– CZY MAM! – ucieszył się zwierzaczek i podbiegł do nich w podskokach. – Ja się zgubiłem i myślałem, że już nigdy nie zobaczę słońca.

Ruszyli więc we trójkę w dalszą drogę, zabierając z sobą duży tulipan, żeby im przyświecał. Ale otaczająca ich ciemność coraz bardziej gęstniała, kwiaty pod drzewami świeciły coraz słabiej, aż wreszcie wszystkie po kolei zgasły. Po chwili ujrzeli połyskliwą czarną wodę, powietrze zrobiło się ciężkie i było zimno.

– Ojej, jak okropnie – odezwał się zwierzaczek. – To jest bagno. Nie odważę się w nie wejść.

– Dlaczego? – zapytała Mama Muminka.

– Bo mieszka w nim Wielki Wąż – odpowiedział bardzo cicho zwierzaczek, rozglądając się na wszystkie strony.

– E tam – żachnął się Muminek, żeby pokazać, jaki jest odważny. – Jesteśmy tacy mali, że chyba nas nie widać. Nigdy nie odnajdziemy słońca, jeżeli nie zdecydujemy się przejść na drugą stronę. Chodź i przestań marudzić!

– Może tylko kawałek – opierał się zwierzaczek. – Ale bądźcie ostrożni. Robicie to wszystko na własne ryzyko!

Zaczęli stąpać od kępki do kępki, najciszej jak tylko mogli. W czarnej mazi dookoła coś bulgotało i szemrało, póki jednak świeciła tulipanowa lampa, czuli się bezpiecznie. W pewnym momencie Muminek poślizgnął się i o mało nie wpadł do bagna, ale Mama zdążyła schwycić go w ostatniej chwili.

– Dalej musimy popłynąć łódką – oświadczyła. – Masz całkiem mokre nogi. Na pewno się przeziębisz.

Wydobyła z torebki suche skarpetki i przeniosła Muminka i zwierzaczka na duży liść nenufaru. Wszyscy troje spuścili ogonki do wody i wiosłując nimi, skierowali się prosto na środek trzęsawiska. Pod ich liściem przemykały jakieś ciemne, ledwo widoczne stworzenia, wpływały i wypływały spomiędzy korzeni drzew, coś pluskało i nurkowało, a ich tymczasem spowiła mgła. Wtem zwierzaczek jęknął:

– Ja chcę do domu!

– Nie bój się, zwierzaczku – odparł Muminek drżącym głosem. – Zaśpiewamy coś wesołego i…

Gdy to mówił, tulipan zgasł i zrobiło się całkiem ciemno. Usłyszeli syczenie i poczuli, że liść nenufaru zakołysał się.

– Szybko, szybko! – krzyknęła Mama Muminka. – Zbliża się Wielki Wąż!

Zanurzyli głębiej ogonki i wiosłowali z całych sił, aż woda pieniła się przy dziobie. Wtem zobaczyli płynącego za nimi węża. Wyglądał groźnie, miał ponure, żółte oczy.

Wiosłowali, jak mogli najszybciej, ale on doganiał ich, był coraz bliżej i już otworzył paszczę, w której drgał długi jęzor. Muminek zasłonił łapkami oczy, wrzasnął „Mamusiu!”, i tylko czekał, że zostanie zjedzony.

Nic się jednak nie stało. Wyjrzał więc ostrożnie spomiędzy palców i zobaczył coś bardzo dziwnego. Tulipan znowu świecił, a na jego rozchylonych płatkach stała dziewczyna o jasnobłękitnych włosach sięgających jej do stóp.

Tulipan świecił coraz jaśniej. Wąż zaczął mrugać oczami i nagle, gniewnie sycząc, zawrócił i zniknął w mule.

Muminek, jego Mama i zwierzaczek byli tak podnieceni i zdziwieni, że przez długą chwilę nie mogli wydobyć słowa.

Wreszcie Mama Muminka odezwała się uroczyście:

– Dziękujemy najgoręcej za pomoc, piękna pani.

A Muminek ukłonił się głębiej niż kiedykolwiek, bo nigdy w życiu nie widział kogoś tak pięknego jak ta błękitnowłosa dziewczyna.

– Pani mieszka w tym tulipanie? – spytał nieśmiało zwierzaczek.

– To mój dom – odpowiedziała. – Możesz nazywać mnie Tulippą.

Potem powiosłowali wolno na drugą stronę bagna. Rosły tu gęsto paprocie i Mama Muminka uwiła pod nimi gniazdko w mchu, żeby się mogli przespać. Muminek leżał tuż obok niej i przysłuchiwał się rechotaniu żab w trzęsawisku. Noc tchnęła tajemniczymi, nieznanymi dźwiękami i długo nie mógł zasnąć.

Następnego ranka Tulippa szła przodem, a jej błękitne włosy świeciły jak najjaśniejsza jarzeniówka. Droga wiodła coraz bardziej pod górę, aż wreszcie zrobiło się tak stromo, że nie wiedzieli, gdzie góra się kończy.

– Tam na szczycie świeci chyba słońce – odezwał się tęsknie zwierzaczek. – Strasznie mi zimno.

– Mnie też – dodał Muminek i kichnął.

– No tak, tego się właśnie spodziewałam – powiedziała Mama. – Przeziębiłeś się. Proszę cię, usiądź tu, a ja rozpalę ognisko.

Naściągała suchych gałęzi, zrobiła z nich wielki stos i podpaliła go iskierką z błękitnych włosów Tulippy. Siedzieli we czwórkę, patrząc na ogień, a Mama Muminka opowiadała im rozmaite historie. Mówiła, jak to było, kiedy była mała i Muminki nie musiały przemierzać strasznych lasów i trzęsawisk, żeby znaleźć miejsce nadające się do zamieszkania.

– W owym czasie mieszkaliśmy razem z trollami domowymi u ludzi, najczęściej za ich piecami kaflowymi – powiedziała. – Niektórzy z nas jeszcze do dziś tam są, to znaczy tam, gdzie ludzie mają piece kaflowe, bo my nie lubimy centralnego ogrzewania.

– Oni wiedzieli o was? – zapytał Muminek.

– Niektórzy tak – odparła Mama. – Przeważnie odczuwali naszą obecność jako chłodny powiew na szyi, zwłaszcza gdy byli sami.

– Opowiedz coś o Tatusiu – poprosił Muminek.

– Był niezwykłym Muminkiem – powiedziała jego Mama z tęskną zadumą. – Ciągle chciał się przenosić z jednego pieca do drugiego. Nigdzie nie było mu dobrze. No i znikł – odszedł z Hatifnatami, tymi małymi wędrownikami.

– Co to za jedni? – spytał zwierzaczek.

– To taki rodzaj trollowatych zwierzątek – wyjaśniła Mama Muminka. – Przeważnie są niewidoczni. Czasem siedzą pod podłogami u ludzi i kiedy wieczorem robi się cicho, słychać, jak tam drepczą i szurają. Ale najczęściej wędrują dookoła świata, nigdzie się nie zatrzymują i nic ich nie obchodzi. Nigdy się nie wie, czy Hatifnat jest wesoły czy zły, zmartwiony czy zdziwiony. Jestem przekonana, że nie mają w ogóle żadnych uczuć.

– Czy Tatuś stał się teraz Hatifnatem? – zapytał Muminek.

– Nie, skądże – odrzekła Mama. – Oni go po prostu zwiedli, zabierając ze sobą.

– A gdybyśmy go tak spotkali któregoś pięknego dnia! – odezwała się Tulippa. – Ucieszyłby się chyba?

– Na pewno – powiedziała Mama Muminka. – Ale to się nam raczej nie uda. – I zaczęła pochlipywać.

Brzmiało to tak żałośnie, że po chwili wszyscy pociągali nosami, a gdy już rozpłakali się na dobre, tyle innych smutnych spraw zaczęło przychodzić im na myśl, że płakali coraz bardziej i bardziej. Włosy Tulippy zbladły ze zmartwienia i całkiem zmatowiały. Po dłuższej chwili tego płakania nagle gdzieś w górze odezwał się stanowczy głos:

– Dlaczego tak lamentujecie?

Natychmiast przestali i zaczęli rozglądać się na wszystkie strony, ale nie było widać tego, kto do nich przemówił.

W tym momencie pojawiła się drabinka sznurowa, która bujając się, zjechała po zboczu góry. Wysoko nad nimi jakiś stary pan wysunął głowę z drzwi w skale i zawołał:

– O co chodzi?!

– Przepraszamy – odpowiedziała Tulippa, dygając. – Proszę zrozumieć, łaskawy panie, wszystko jest naprawdę bardzo smutne: Tatuś Muminka gdzieś się zawieruszył, a my tu marzniemy i nie umiemy przedostać się na drugą stronę tej góry, żeby odnaleźć słońce. I w dodatku nie mamy gdzie mieszkać.

– Ach tak – odparł stary pan. – No to zapraszam do mnie. Moje słońce jest najpiękniejsze ze wszystkich, jakie tylko można sobie wyobrazić.

Ogromnie trudno było wdrapać się po sznurowej drabince, zwłaszcza Muminkowi i jego Mamie, bo mieli bardzo krótkie nóżki.

– Wytrzyjcie teraz stopy – poprosił stary pan, wciągając za nimi drabinkę. Zamknął drzwi bardzo starannie, żeby nic niebezpiecznego nie mogło się przez nie przedostać. Wszyscy razem weszli na ruchome schody, które poniosły ich prosto w głąb góry.

– Jesteście pewni, że na tego pana można liczyć? – spytał szeptem zwierzaczek. – Pamiętajcie, że robicie to wszystko na własne ryzyko.

Co powiedziawszy, zrobił się bardzo, bardzo malutki i schował się za Mamę Muminka.

Nagle oświecił ich jasny blask, a ruchome schody wjechały prosto w przepiękny krajobraz. Drzewa mieniły się rozmaitymi barwami, pełno na nich było owoców i kwiatów, których nigdy przedtem nie widzieli, a pod drzewami leżały w trawie błyszczące białe płaty śniegu.

– Hej, hej! – wykrzyknął Muminek i pobiegł ulepić kulę śniegową.

– Uważaj! Będzie zimna! – zawołała Mama.

Lecz gdy Muminek włożył łapki w śnieg, stwierdził, że to wcale nie jest śnieg, tylko lody. A zielona trawa chrzęszcząca pod stopami to cieniutkie włókienka cukru. Przez łąkę płynęły w rozmaite strony strumyki w różnych kolorach, pieniące się i szemrzące nad złotym piaskiem.

– Zielona lemoniada! – wykrzyknął zwierzaczek, który schylił się, żeby się napić. – To wcale nie woda, to lemoniada!

Mama Muminka podeszła prosto do strumyka, który był całkiem biały, bo bardzo lubiła mleko. (Lubi je większość Muminków, w każdym razie gdy trochę wydorośleją). Tulippa skakała z drzewa na drzewo i zrywała garściami kawałki czekolady i cukierki, a gdy tylko zerwała któryś z błyszczących owoców, natychmiast wyrastał nowy. Zapomniawszy o kłopotach, zapuszczali się dalej i dalej w zaczarowany ogród. Stary pan szedł wolno za nimi i wydawał się bardzo zadowolony z ich zdumienia i podziwu.

– Wszystko to sam zrobiłem – powiedział. – Słońce też.

Gdy na nie spojrzeli, zobaczyli, że nie jest prawdziwym słońcem, tylko wielką lampą z frędzlami ze złotego papieru.

– Coś podobnego! – odezwał się rozczarowany zwierzaczek. – A ja myślałem, że to naprawdę słońce. Teraz widzę, że świeci jakoś dziwnie.

– Masz rację. Nie potrafiłem go zrobić lepiej – przyznał stary pan, trochę dotknięty. – Ale jesteście chyba zadowoleni z ogrodu?

– Jeszcze jak! – odparł Muminek, który właśnie jadł małe kamyki. (Były z marcepanu).

– Gdybyście mieli ochotę tu zostać – powiedział stary pan – mógłbym zbudować dla was marcepanowy dom, w którym byście zamieszkali. Bo mnie się tu czasem przykrzy samemu.

– Byłoby bardzo miło – odezwała się Mama Muminka – ale jeżeli pan nie weźmie nam tego za złe, to będziemy musieli ruszyć w dalszą drogę. Bo zamierzamy zbudować sobie dom w prawdziwym słońcu.

– Nie! Pozwól nam tu zostać! – wrzasnęli Muminek, zwierzaczek i Tulippa.

– Dobrze, dobrze, dzieci – powiedziała Mama Muminka. – Jeszcze zobaczymy.

Mówiąc to, ułożyła się do snu pod czekoladowym krzaczkiem. Gdy się obudziła, doszedł ją gwałtowny skowyt i od razu zrozumiała, że Muminka boli brzuch. (To się Muminkom bardzo często zdarza). Napęczniał od wszystkiego, co Muminek zjadł, i okropnie bolał. Obok niego siedział zwierzaczek i jeszcze głośniej jęczał, bo go rozbolały zęby od tylu cukierków. Mama Muminka nie zbeształa ich, tylko wyjęła z torebki dwie tabletki i każdemu dała jedną, a potem zapytała starego pana, czy może ma basen z dobrą, ciepłą kaszką.

– Niestety nie mam – odparł. – Ale jest jeden z bitą śmietanką i drugi z marmoladą.

– Hm – zastanowiła się Mama Muminka. – Jak pan sam widzi, oni potrzebują porządnego, ciepłego jedzenia. Gdzie jest Tulippa?

– Powiedziała, że nie może zasnąć, bo tu słońce nigdy nie zachodzi – odrzekł ze smutkiem stary pan. – Naprawdę bardzo mi przykro, że nie jest wam u mnie dobrze.

– Jeszcze kiedyś wrócimy – pocieszyła go Mama Muminka. – Ale teraz muszę się postarać, żebyśmy się znów znaleźli na świeżym powietrzu.

Co powiedziawszy, wzięła Muminka i zwierzaczka za łapki i zawołała Tulippę.

– Może skorzystacie ze zjeżdżalni? – zaproponował uprzejmie stary pan. – Biegnie środkiem góry i wpada prosto w światło słoneczne.

– Dziękuję, chętnie – odparła Mama Muminka. – W takim razie do zobaczenia.

– Do zobaczenia – powtórzyła Tulippa. (Muminek i zwierzaczek nie mogli wydobyć słowa, bo tak się strasznie źle czuli).

– Miło mi było – odpowiedział stary pan.

Zjechali więc środkiem góry w oszałamiającym tempie, a gdy wylądowali po jej drugiej stronie, kręciło im się w głowach tak okropnie, że musieli posiedzieć na ziemi dłuższą chwilę, zanim przyszli do siebie. Wreszcie rozejrzeli się dookoła.

Przed nimi błyszczał w słońcu ocean.

– Ja się chcę wykąpać! – krzyknął Muminek, który już zdążył ozdrowieć.

– Ja też – powtórzył zwierzaczek, po czym obaj wskoczyli prosto w promień słońca na wodzie. Tulippa podpięła włosy, żeby nie zgasły, i bardzo ostrożnie weszła do wody.

– Ojej, jaka zimna! – jęknęła.

– Nie siedźcie za długo! – zawołała Mama Muminka, po czym położyła się na słońcu, bo wciąż jeszcze była bardzo zmęczona.

Nagle zjawił się spacerujący po piasku Mrówkolew². Wydawał się bardzo zagniewany.

– To jest moja plaża – oświadczył. – Proszę się stąd wynosić!

– Na pewno tego nie zrobię, ani myślę – odparła Mama Muminka.

Wtedy Mrówkolew zaczął kopać i ryć, sypiąc jej piaskiem w oczy, tak że po chwili już w ogóle nic nie widziała. Podchodził coraz bliżej, a potem nagle zaczął się zakopywać w piasku, robiąc wkoło siebie coraz głębszy dołek. W końcu było już widać tylko jego oczy na dnie dołka, lecz mimo to nie przestawał rzucać piaskiem w Mamę Muminka. Mama zjeżdżała coraz głębiej do dołka, rozpaczliwie się miotając, żeby się z niego wydostać.

– Na pomoc, na pomoc! – wrzeszczała, wypluwając piasek. – Ratunku!

Muminek usłyszał ją i szybko wyskoczył z wody. Udało mu się złapać Mamę za uszy, ciągnął ją z całej siły, wymyślając równocześnie Mrówkolwu. Zwierzaczek i Tulippa też przybiegli na pomoc i w końcu udało im się wydobyć Mamę Muminka z pułapki. Mama została uratowana. (Mrówkolew dalej się zakopywał, już tylko ze złości, i nikt nie wie, czy udało mu się kiedykolwiek wyjść z dołka). Minęło sporo czasu, nim oczyścili sobie oczy z piasku i trochę się uspokoili. Ale chętka na kąpiel przeszła im zupełnie. Ruszyli więc brzegiem morza w nadziei, że znajdą jakąś łódkę. Słońce już zachodziło, a za horyzontem gromadziły się groźne, czarne chmury. Wyglądało na to, że będzie burza. Wtem zobaczyli, że trochę dalej na plaży coś się rusza. Była to cała gromada małych bladych istot usiłujących zepchnąć na wodę żaglówkę. Mama Muminka długo im się przypatrywała, po czym głośno zawołała:

– To wędrownicy! Hatifnatowie!

I pobiegła do nich, jak mogła najszybciej. Kiedy Muminek, zwierzaczek i Tulippa też do nich dołączyli, Mama Muminka stała otoczona Hatifnatami (którzy sięgali jej tylko do pasa), mówiła coś, pytała i wymachiwała łapkami, bardzo podniecona. Pytała raz po raz, czy na pewno nie spotkali nigdzie Tatusia Muminka, ale oni tylko patrzyli na nią przez chwilę swymi okrągłymi, bezbarwnymi oczami, po czym znów wzięli się do pchania żaglówki po piasku.

– Ach! – zawołała Mama Muminka. – Zapomniałam w pośpiechu, że oni nie umieją mówić i nic nie słyszą.

Wobec tego narysowała na piasku ślicznego Muminka i duży znak zapytania. Ale Hatifnatowie w ogóle się nią nie interesowali. Udało im się wreszcie spuścić łódź na wodę i teraz zajęci byli wciąganiem żagli. (Niewykluczone, że w ogóle nie zrozumieli, o co jej chodzi, bo Hatifnatowie są bardzo niemądrzy).

Tymczasem czarny wał chmur nadciągnął bliżej, a na morzu pojawiły się fale.

– Nie mamy innego wyjścia, jak zabrać się z nimi – zdecydowała Mama Muminka. – Plaża jest pusta i wygląda ponuro, a ja nie mam ochoty spotkać jeszcze jakiegoś Mrówkolwa. Wskakujcie do łódki, dzieci!

– Dobrze, ale nie na moje ryzyko – mruknął zwierzaczek, wchodząc jednak na pokład za resztą.

Żaglówka wypłynęła na morze z Hatifnatem przy sterze. Niebo coraz bardziej ciemniało, na grzbietach fal pokazały się białe grzebienie i grzmiało gdzieś w dali. Powiewające na wietrze włosy Tulippy bardzo słabo lśniły.

– Znowu się teraz boję – pisnął zwierzaczek. – Zaczynam prawie żałować, że się z wami zabrałem.

– E tam – obruszył się Muminek, ale od razu stracił ochotę do mówienia i przycupnął koło swojej Mamy. Co jakiś czas zbliżała się fala większa od innych i bryzgała przez burtę. Łódź popłynęła przed siebie pod pełnymi żaglami, z ogromną szybkością. Tu i ówdzie widzieli nimfy tańczące na grzbietach fal, niekiedy przemykała cała gromada małych morskich trolli. Grzmiało coraz bardziej, co chwila krzyżowały się błyskawice.

– Teraz mnie w dodatku mdli – stwierdził zwierzaczek i zaczął wymiotować. Mama Muminka trzymała go za głowę. Słońce dawno już zaszło, ale w świetle błyskawic zauważyli morskiego trolla, który usiłował płynąć równo z łodzią.

– Hej, jak się masz! – zawołał Muminek, przekrzykując sztorm, żeby pokazać, że się nie boi.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1.

Wcześniejsze polskie wydania książki, podobnie jak wszystkie wydania szwedzkie, nie zawierały słowa „Muminki” w tytule (przyp. red.).

2.

Na wypadek gdybyście nie wiedzieli: Mrówkolew jest drapieżnikiem, który zagrzebuje się w piasku, pozostawiając za sobą niewielki, okrągły otwór. Do tego otworu wpadają, nic nie podejrzewając, mniejsze owady, które Mrówkolew chwyta i pożera. Jeśli mi nie wierzycie, możecie to wszystko przeczytać w encyklopedii (przyp. autorki).
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij