- W empik go
Mundkiem i Siembkiem - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 marca 2020
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Mundkiem i Siembkiem - ebook
To moje życie opisane w formie wierszy. Jak widać obfitowało ono, w wiele ciekawych wątków. Była w nim miłość, zdrada, seks i humor.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8189-887-4 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
1
_JAK TU DUSZNO_
_
_
_Dusza moja się uniosła_
_Z łoża swego zimowego_
_Nie sądziła że jest wiosna_
_Że zobaczy coś takiego_
_
_
_W swym podziwie i zachwycie_
_Tak wysoko uniesiona_
_Zobaczyła mianowicie_
_Wiele dusz ze swego grona_
_
_
_Nigdy przedtem tak nie miała_
_Nie sądziła że tak może_
_Wszystkie dusze przywitała_
_W tej wiosennej miłej porze_
_
_
_Jestem duszą bardzo młodą_
_Pełna jestem też wigoru_
_Skropionego zimną wodą_
_Do koloru, do wyboru_2
_NIKT MNIE NIE ROZUMIE_
_
_
_Trochę inną mam wrażliwość_
_Świat odbieram w inny sposób_
_Mam nadmierną gadatliwość_
_Zwłaszcza w kwestii swego losu._
_
_
_Gdy dyskusję z kimś prowadzę_
_To tak jakbym był w amoku_
_Mam wciąż tylko na uwadze_
_By nie spuszczał ze mnie wzroku._
_
_
_Zdarza mi się chociaż rzadko_
_Dyskutować w wielkim tłumie_
_Choć rozmowa idzie gładko_
_Tłum niczego nie rozumie._3
_Z OPASKĄ NA OCZACH_
_
_
_Mały brzdąc swe oczy otworzył,_
_Rozejrzał się wokół i zdziwił biedaczek,_
_Natychmiast na głowę opaskę założył_
_Chciał niżej, lecz nie mógł inaczej._
_Gdy trochę podrósł i znalazł się w szkole,_
_Opuścił ją niżej o niczym nie wiedząc,_
_Miał tylko w głowie same swawole,_
_Zajęty pracą nad swą niewiedzą._
_Gdy w życie jego miłość wkroczyła_
_I mocno targnęła osobą jego,_
_Opaska oczy mu przesłoniła_
_Zabrała wszystko, to znaczy ego._
_Teraz gdy starość nad nim zawisła,_
_Rujnując życie mocno, dosadnie,_
_Martwi się bardzo o swoją przyszłość,_
_Co będzie gdy umrze, jak ona spadnie?_4
_LETNIA ZJAWA_
_
_
_Lipiec, lato upał spory_
_Młodość swoje ma uroki,_
_Czasu dużo na amory_
_Miłość stawia pierwsze kroki._
_
_
_Była blisko za plecami_
_Swym oddechem mnie muskała,_
_Nie byliśmy wtedy sami_
_Ona skrzydła chyba miała?_
_
_
_Można mniemać czy dowodzić_
_Wywołując sporów wiele,_
_Muszę jednak z tym się zgodzić,_
_Zakochałem się w aniele._
_
_
_Zanurzyłem się w jej oczy_
_Mały włos a bym utonął,_
_Amor z hukiem we mnie wskoczył,_
_Tak została moją żoną._5
_TROCHĘ BOLI_
_
_
_Ciężko żyje się kobiecie_
_Od początku swej niedoli,_
_O tym chyba wszystkie wiecie_
_Każdy poród — trochę boli._
_Dziecko zdrowe roześmiane_
_Hasa skacze i swawoli,_
_Gdy opuszcza swoją mamę_
_Co tu mówić, trochę boli._
_Ślub wesele wielka feta,_
_Bochen chleba trochę soli,_
_Lecz co zrobić? głowa nie ta_
_Coś w niej szumi, trochę boli._
_Stare kości w końcu spoczną_
_Wiedząc o tym że w niedoli,_
_Młodszych boli bardzo mocno_
_A tych starych, trochę boli._6
_KIM JESTEM?_
_
_
_Zadano pytanie co myślę w ogóle?_
_Czy człowiek mi bliski mówi do mnie czule?_
_Może jest osoba wierna mi bez końca?_
_Albo jestem fanem czerwonego słońca._
_Pytań było wiele podobnych i dziwnych,_
_Ciągle wygłaszanych przez ludzi naiwnych,_
_Nie wiedzieć dlaczego ich myśli goniły,_
_Nie miały spoczynku jeszcze ich raniły._
_Problemu nie miałem uciec przed napaścią,_
_Wodę z ogniem łączyć rany leczyć maścią,_
_Zrozumiałem prawdę która była lekiem,_
_Wolny człowiek panem, jestem tym człowiekiem._7
_BRODA_
_
_
_Tydzień temu było miło_
_Dziś wątpliwość mnie nachodzi_
_To co mi się przytrafiło_
_Może tylko mi zaszkodzić._
_
_
_Wstałem rankiem niewyspany_
_Coś tam zjadłem na szybkiego,_
_Biegnąc traktem dobrze znanym_
_Rozminąłem się z kolegą._
_
_
_Gdy dobiegłem w miejsce znane_
_Tam na ławce siadłem sobie,_
_Rozminąłem się z Romanem!_
_Wiem co teraz właśnie zrobię!_
_
_
_Dzwonię szybko chcąc to zbadać,_
_Halo! Słucham- głos w słuchawce,_
_Chciałem z tobą dziś pogadać_
_Siedzę sobie w naszej ławce._
_
_
_Roman przyszedł bardzo szybko_
_Siadł na ławce do mnie przodem,_
_Chcę zapytać ciebie tylko_
_Kiedy zapuściłeś brodę?_8
_ROWER_
_
_
_Byłem w lesie na spacerze._
_Trochę nogi mnie bolały,_
_Najpierw stałem teraz leżę_
_Jestem cały obolały._
_
_
_Coś mi nagle zaświtało._
_Pomyślałem gdzie mam głowę?._
_Na polanie? coś tam stało._
_Jak przypuszczam był to rower._
_
_
_Więc podniosłem się i idę_
_By to sprawdzić bo wypada,_
_Nie do wiary co ja widzę,_
_Do roweru ktoś się skrada._
_
_
_Na polanę więc wkroczyłem_
_Sądząc że to jakieś zwierzę_
_Będąc blisko zobaczyłem_
_Krasnal jedzie na rowerze._9
_MISKA_
_
_
_Chcę zapytać tylko panie_
_Bo faceci mają tupet,_
_Robiąc rano im śniadanie_
_W czym podacie panom zupę?_
_
_
_Albo w obiad gdy pan przyjdzie._
_Ściągnie kurtkę oraz bluzę,_
_A gdy pani z kuchni wyjdzie_
_W czym mu poda pyry luzem?_
_
_
_Każdy myśli o talerzu_
_Tym głębokim a nie płytkim,_
_Można też mi nie dowierzać_
_Brać mnie można też na spytki._
_
_
_Lecz odpowiedź jest dość prosta_
_Powiem więcej oczywista,_
_Nagrodzonym można zostać_
_A nagrodą będzie miska._10
_DZWONEK_
_
_
_Rozdzwoniony dzwonek dzwoni_
_Mało ucha nie rozerwie_,
_Przyłożyłem dłoń do skroni,_
_Do cholery — bo się wnerwię!_
_
_
_Posiedziałem jeszcze chwilę_
_Potem w pałąk się wygiąłem,_
_Zaufałem swojej sile_
_Nawet nie wiem jak zasnąłem._
_
_
_A rodzina dzwonków stoi_
_Przy mym łóżku patrząc na mnie,_
_Przy tym dziwne miny stroi_
_Dla mnie jest to dość zabawne._
_
_
_Ten dzwon duży — był tatusiem_
_Wkroczył na mnie swą osobą,_
_I powiedział — będziesz musiał_
_Kopać tunel pod podłogą._
_
_
_Ja zdziwiony, co się dzieje?_
_Dzwon nie mówi — nie poeta,_
_Zrobię tunel no i zwieję_
_Zmienię siebie w ciało kreta._
_
_
_Kopię grzebię więc łapkami_
_Patrząc tylko w jasną stronę,_
_Widzę stolik a tam na nim_
_W telefonie — dzwoni dzwonek._11
_PRZEBUDZENIE_
_
_
_Wynurzam się z niebytu, przestrzeń dławi, dusi — chyba umieram._
_Nie to nie to o czym myślicie, to inna śmierć, piękna pani roześmiana_
_Uśmiecha się do mnie czule, a ja no cóż serce otwieram._
_Chcę mówić, nic nie mów szepcze cicho moja pani, już nie będę sama._
_Wszystko wokół się zmieniło, nie ma ludzi, zwierząt ani roślin,_
_nawet Słońce nie świeci swym blaskiem. Mimo tego jest przyjemnie,_
_chociaż...czuję się trochę nieswojo. Jest tak jakby ktoś mnie gościł,_
_a ja gościnę przyjmując podaję do stołu...sam sobie… wzajemnie._12
_KLUCZ_
_
_
_Nie wykluczam nigdy tego_
_Że nie zrobię czegoś złego,_
_Będę chodził będę kluczył._
_W końcu życie mnie nauczy._
_
_
_Że kluczową w życiu sprawą_
_Chodzić zawsze stroną prawą,_
_Innych nigdy nie wykluczać_
_I nikogo nie pouczać._
_
_
_Kluczem szczęścia jest harmonia_
_A nieszczęściem monotonia,_
_To co jest nie wykluczone_
_To są myśli me szalone._
_
_
_A na końcu chciałbym wyznać_
_Polska to moja Ojczyzna,_
_Dokonałem wczoraj puczu_
_I od dzisiaj mieszkam w Kluczu._13
_FALE_
_
_
_Nadmorskie fale łagodnie gładziły brzeg,_
_Po piaszczystej plaży jakiś człowiek biegł,_
_Za nim pies ujadał chcąc dogonić go,_
_Człowiek się przewrócił wpadł prosto na szkło._
_
_
_Rozciął sobie nogę poszła z nogi krew._
_Raptem się zleciało spore stado mew,_
_Wypatrzyły zdobycz, dziobać chciały już_
_Nie zdążyły jednak pomoc była tuż._
_
_
_Pomoc przeszła obok jednak to nie to,_
_Człowiek leżąc w piasku wyjął z nogi szkło,_
_W głowie zaszumiało, wzrok stał się nie ten_
_Jakby było mało, człowiek zapadł w sen._
_
_
_Nie wie co się stało gdy był nieprzytomny,_
_Gdy otworzył oczy ból był przeogromny,_
_Leżał on bezwładnie na piaszczystym wale_
_Tym co go zbudziło, były morskie fale._14
_HORYZONT_
_
_
_Gdzieś daleko w linii prostej_
_Za drzewami się ukrywa_
_Stary, młody czy wyrostek_
_Wiedzą jak on się nazywa._
_Czasem jest już bardzo blisko_
_Mają obraz na widoku,_
_Potem naraz wszystko pryska_
_Zaciemniając wszystko wokół._
_
_
_O nim mówią też zdarzenia_
_Które czasem są niedobre,_
_Jego bardzo się docenia_
_Gdy zdarzenia są podobne._
_
_
_Gdy jest wąski i za ciasny_
_Niech mi każdy w to uwierzy,_
_Każdy kto ma rozum własny_
_Może łatwo go poszerzyć._15
_ŻYCIE_
_
_
_Gdzie nie spojrzę na około_
_Mam wrażenie że to Księżyc,_
_Muszę mocno zmarszczyć czoło_
_Obserwując, wzrok wytężyć._
_
_
_Gdy się skupię na drobiazgu_
_Szczegół drobny mnie zachwyca_
_Raczej wolno — nie od razu_
_Zmieniam zdanie, w kwestii życia._
_
_
_Życie tak na dobrą sprawę,_
_To zdarzenia niepozorne,_
_Takie małe i zabawne_
_Raz są miłe, raz upiorne._
_
_
_Nie potrzeba nic rozumieć_
_I nie robić czegoś skrycie,_
_Lecz pogrążyć się w zadumie,_
_Że przepiękne jest te życie._16
_BĘBENEK_
_
_
_Ojciec matka troje dzieci_
_Jak ten czas szybciutko leci,_
_Rosną one jak na drożdżach_
_Chyba nazwać tak to można._
_
_
_Roczny maluch jest jak kluska_
_Już nie mieści się do wózka,_
_Zenek co w przedszkolu hasa_
_Mówią o nim- to kiełbasa._
_
_
_Brzuch największy ma Aldona_
_Dość podobny do balona,_
_Mama z tatą to grubasy_
_Smakoszami są kiełbasy._
_
_
_Raz Aldona mówi mamie_
_Balonowa mówią na mnie,_
_Mówią o mnie że mam bęben_
_I w orkiestrze grać nim będę._
_
_
_Mama na to i co z tego?_
_A co z bębnem brata twego?_
_Wiesz? co z przodu ma brat Zenek,_
_To nie bęben, to bębenek._17
_CO BY BYŁO GDYBY?_
_
_
_Co by było gdyby przez maleńką dziurę,_
_Bez żadnych problemów jajko zniosło kurę,_
_Co by było wtedy jak ta sama kura_
_Pytała by jajko, gdzie jest moja dziura?_
_Wtedy byłby problem z pytaniem o prymat,_
_Jajko było pierwsze? -kura nie wytrzyma,_
_Wychodzi więc na to jajku będzie miło,_
_Kura była później, jajko pierwsze było._
_Co by było gdyby kura oraz jajko_
_W zgodzie razem siedli z pokojową fajką,_
_Twierdząc że nie jajko ani też nie kura,_
_Pierwsza zawsze była ta maleńka dziura._18
_KIEROWNICA_
_
_
_Pan kierownik jest zmęczony_
_I ma dosyć tej roboty,_
_Papierami zawalony_
_Wypatruje już soboty._
_
_
_No bo w piątek też pracuje_
_Zresztą cały tydzień robi,_
_Zdrowie sobie on rujnuje_
_Przy produkcji białej skrobi._
_
_
_Skrobia to wyciąg z ziemniaka_
_Ale o tym wszyscy wiedzą,_
_Dobra, pyszna jest w lizakach_
_Wszyscy skrobię w plackach jedzą._
_
_
_A on pisze, skreśla i poprawia_
_Robi przerwy na herbatę,_
_Jedno co go zastanawia_
_To spotkanie ze swym katem._
_
_
_W końcu skończył i jest wolny,_
_Więc do auta szybko wskoczył,_
_Blisko domu trochę zwolnił_
_Ze zdziwienia przetarł oczy._
_
_
_Gdy już do garażu wjechał_
_Na stoliku stała pizza,_
_I pomyślał znów mam pecha,_
_Toć to żona- kierownica._19
_ŚCIANA_
_
_
_Przede mną ściana… ściana miękka, lepka i przezroczysta._
_Mój wzrok uwiodła, odzywa się cichutko, jak kochanka naga._
_Woła mnie po imieniu, jakby znała mnie… ta Pani mglista._
_Iść chcę w Jej stronę, lecz serce nie słucha, stoi i nie pomaga._
_Z jej głębi wysuwa swe ręce i woła, chodź do mnie Marianie._
_Chcę się do niej przesunąć..nie mogę!…więc płaczę i szlocham._
_W kałuży łez stoję cały rozdarty, przy mojej życiowej ścianie._
_Nie teraz? Mówię, powiedzieć muszę komuś że Go kocham!?_20
_ŻURAW_
_
_
_O żurawiach wie Chełmoński_
_Bo to on ich namalował,_
_Gdybym użył słów drakońskich_
_Wśród żurawi była zmowa._
_
_
_Ten co stoi w pierwszym planie_
_Nie ma chęci odlatywać._
_Pani żuraw ma dziś branie_
_Tak na niby się odrywa._
_
_
_Obok pani żurawiowej_
_Biegnie amant adorator,_
_Nie wie o tym że jest w zmowie_
_I zapłaci wkrótce za to._
_
_
_A zapłatą dla lotnika_
_Będzie przelot bez partnerki,_
_No i co z tego wynika?_
_Że cierpliwy- znaczy wielki._
_
_
_Tych żurawi jest dość dużo_
_Chyba coś tak ze czterdzieści,_
_Jest ich sporo nad kałużą_
_Lecz ich, obraz nie pomieścił._
_
_
_Bo pan Józef tak to ujął_
_I tak sobie to uroił,_
_Te żurawie odlatują_
_Tylko jeden żuraw stoi._21
_PERFIDNA ZDRADA_
_
_
_Jestem dzisiaj zdruzgotany, niewyspany i bez życia._
_Nie mam na nic dziś ochoty, do roboty nie chcę iść._
_Będę robił wiele rzeczy pożytecznych, lecz z ukrycia._
_Napisałaś wczoraj do mnie, no… i chory jestem dziś._
_Do tej pory tak myślałem, na wyłączność ciebie mam._
_Ale z listu wyczytałem, że ten drugi kręci teraz kołem._
_Wtedy kiedy na imprezie, siedzieliśmy pośród dam._
_To ten drugi patrząc na mnie, nogą pieścił cię pod stołem._22
_NOS_
_
_
_Nos lub nosek jak kto woli_
_Na bogactwo będąc łasy,_
_Ten co żyje dziś w niedoli_
_Nie miał nosa do tej kasy._
_
_
_Kasa kasą- ważne zdrowie_
_Bo to ono jest podstawą,_
_Zdrowie ważne ktoś mi powie,_
_Miałeś nosa brawo, brawo._
_
_
_Na ten przykład nosacizna_
_Co u ludzi występuje,_
_Jest kłopotem muszę przyznać_
_Gdy krew nosem ulatuje._
_
_
_Morskie świnki też w kłopocie_
_Że tak powiem i nadmienię,_
_Nie doczeka samiec pociech_
_Bo ma ostre zapalenie._
_
_
_Dla mnie nos mój to część ciała_
_Jest przyjazny nie jest wrogiem,_
_W nim zapachów gama cała,_
_A ja wąchać wszystkie mogę._23
_PRZYSZŁOŚĆ_
_
_
_Mozaika przedziwnych zdarzeń mnie otacza,_
_Nie wierzę w to co widzę a widzę doskonale,_
_Nowe tajemne i nigdy nie znane przekraczam,_
_Bez strachu którego prawie nie mam wcale._
_W dół patrzę w głębinę i otchłań piekielną,_
_Zanurzam się wzrokiem w odmętu głębiny,_
_Chcę dotknąć i poczuć istotę tak wielką,_
_Istnienia jej poznać prawdziwe przyczyny._
_Już prawie ją miałem, a jednak uciekła_
_Sądziłem że spojrzeć się nie odważę_
_Gdy na nią spojrzałem to ona mi rzekła,_
_Chodź za mną, a przyszłość ci twoją pokażę._24
_ALTERNATYWA_
_
_
_Leży gdzieś w kącie alternatywa_
_Wciąż zapomniana i niepotrzebna,_
_Bo do tej pory nikt jej nie wzywał_
_Siedzi na tronie jak ta królewna._
_
_
_Nagle ruch trochę słów_
_Rzucił ktoś w jej stronę,_
_Stary plan upadł znów_
_Nie stał się jej klonem._
_
_
_Powoli lecz pewnie z niemałym mozołem,_
_Powstają jej wersje na dole pod stołem_
_Ktoś myśli i trudzi się nad nią niezmiernie_
_By wersje jej były dokładne i wierne._
_
_
_Wychodzi spod stołu gotowa do drogi,_
_Spogląda na zewnątrz nie wierzy i mdleje,_
_Bo stara jej wersja stanęła na nogi_
_Swą wersję choć starą, na nowo znów sieje._
_
_
_Nagle buch pięścią w brzuch_
_Nowa starej wali,_
_Musisz wiedzieć z wersji dwóch_
_Nową już wybrali._
_
_
_Spogląda w około i rusza z łoskotem_
_Sprawdzając też wszystko na sali,_
_Pilnuje ją teraz z tą myślą by potem_
_Staruszki już nigdy nie brali._
_JAK TU DUSZNO_
_
_
_Dusza moja się uniosła_
_Z łoża swego zimowego_
_Nie sądziła że jest wiosna_
_Że zobaczy coś takiego_
_
_
_W swym podziwie i zachwycie_
_Tak wysoko uniesiona_
_Zobaczyła mianowicie_
_Wiele dusz ze swego grona_
_
_
_Nigdy przedtem tak nie miała_
_Nie sądziła że tak może_
_Wszystkie dusze przywitała_
_W tej wiosennej miłej porze_
_
_
_Jestem duszą bardzo młodą_
_Pełna jestem też wigoru_
_Skropionego zimną wodą_
_Do koloru, do wyboru_2
_NIKT MNIE NIE ROZUMIE_
_
_
_Trochę inną mam wrażliwość_
_Świat odbieram w inny sposób_
_Mam nadmierną gadatliwość_
_Zwłaszcza w kwestii swego losu._
_
_
_Gdy dyskusję z kimś prowadzę_
_To tak jakbym był w amoku_
_Mam wciąż tylko na uwadze_
_By nie spuszczał ze mnie wzroku._
_
_
_Zdarza mi się chociaż rzadko_
_Dyskutować w wielkim tłumie_
_Choć rozmowa idzie gładko_
_Tłum niczego nie rozumie._3
_Z OPASKĄ NA OCZACH_
_
_
_Mały brzdąc swe oczy otworzył,_
_Rozejrzał się wokół i zdziwił biedaczek,_
_Natychmiast na głowę opaskę założył_
_Chciał niżej, lecz nie mógł inaczej._
_Gdy trochę podrósł i znalazł się w szkole,_
_Opuścił ją niżej o niczym nie wiedząc,_
_Miał tylko w głowie same swawole,_
_Zajęty pracą nad swą niewiedzą._
_Gdy w życie jego miłość wkroczyła_
_I mocno targnęła osobą jego,_
_Opaska oczy mu przesłoniła_
_Zabrała wszystko, to znaczy ego._
_Teraz gdy starość nad nim zawisła,_
_Rujnując życie mocno, dosadnie,_
_Martwi się bardzo o swoją przyszłość,_
_Co będzie gdy umrze, jak ona spadnie?_4
_LETNIA ZJAWA_
_
_
_Lipiec, lato upał spory_
_Młodość swoje ma uroki,_
_Czasu dużo na amory_
_Miłość stawia pierwsze kroki._
_
_
_Była blisko za plecami_
_Swym oddechem mnie muskała,_
_Nie byliśmy wtedy sami_
_Ona skrzydła chyba miała?_
_
_
_Można mniemać czy dowodzić_
_Wywołując sporów wiele,_
_Muszę jednak z tym się zgodzić,_
_Zakochałem się w aniele._
_
_
_Zanurzyłem się w jej oczy_
_Mały włos a bym utonął,_
_Amor z hukiem we mnie wskoczył,_
_Tak została moją żoną._5
_TROCHĘ BOLI_
_
_
_Ciężko żyje się kobiecie_
_Od początku swej niedoli,_
_O tym chyba wszystkie wiecie_
_Każdy poród — trochę boli._
_Dziecko zdrowe roześmiane_
_Hasa skacze i swawoli,_
_Gdy opuszcza swoją mamę_
_Co tu mówić, trochę boli._
_Ślub wesele wielka feta,_
_Bochen chleba trochę soli,_
_Lecz co zrobić? głowa nie ta_
_Coś w niej szumi, trochę boli._
_Stare kości w końcu spoczną_
_Wiedząc o tym że w niedoli,_
_Młodszych boli bardzo mocno_
_A tych starych, trochę boli._6
_KIM JESTEM?_
_
_
_Zadano pytanie co myślę w ogóle?_
_Czy człowiek mi bliski mówi do mnie czule?_
_Może jest osoba wierna mi bez końca?_
_Albo jestem fanem czerwonego słońca._
_Pytań było wiele podobnych i dziwnych,_
_Ciągle wygłaszanych przez ludzi naiwnych,_
_Nie wiedzieć dlaczego ich myśli goniły,_
_Nie miały spoczynku jeszcze ich raniły._
_Problemu nie miałem uciec przed napaścią,_
_Wodę z ogniem łączyć rany leczyć maścią,_
_Zrozumiałem prawdę która była lekiem,_
_Wolny człowiek panem, jestem tym człowiekiem._7
_BRODA_
_
_
_Tydzień temu było miło_
_Dziś wątpliwość mnie nachodzi_
_To co mi się przytrafiło_
_Może tylko mi zaszkodzić._
_
_
_Wstałem rankiem niewyspany_
_Coś tam zjadłem na szybkiego,_
_Biegnąc traktem dobrze znanym_
_Rozminąłem się z kolegą._
_
_
_Gdy dobiegłem w miejsce znane_
_Tam na ławce siadłem sobie,_
_Rozminąłem się z Romanem!_
_Wiem co teraz właśnie zrobię!_
_
_
_Dzwonię szybko chcąc to zbadać,_
_Halo! Słucham- głos w słuchawce,_
_Chciałem z tobą dziś pogadać_
_Siedzę sobie w naszej ławce._
_
_
_Roman przyszedł bardzo szybko_
_Siadł na ławce do mnie przodem,_
_Chcę zapytać ciebie tylko_
_Kiedy zapuściłeś brodę?_8
_ROWER_
_
_
_Byłem w lesie na spacerze._
_Trochę nogi mnie bolały,_
_Najpierw stałem teraz leżę_
_Jestem cały obolały._
_
_
_Coś mi nagle zaświtało._
_Pomyślałem gdzie mam głowę?._
_Na polanie? coś tam stało._
_Jak przypuszczam był to rower._
_
_
_Więc podniosłem się i idę_
_By to sprawdzić bo wypada,_
_Nie do wiary co ja widzę,_
_Do roweru ktoś się skrada._
_
_
_Na polanę więc wkroczyłem_
_Sądząc że to jakieś zwierzę_
_Będąc blisko zobaczyłem_
_Krasnal jedzie na rowerze._9
_MISKA_
_
_
_Chcę zapytać tylko panie_
_Bo faceci mają tupet,_
_Robiąc rano im śniadanie_
_W czym podacie panom zupę?_
_
_
_Albo w obiad gdy pan przyjdzie._
_Ściągnie kurtkę oraz bluzę,_
_A gdy pani z kuchni wyjdzie_
_W czym mu poda pyry luzem?_
_
_
_Każdy myśli o talerzu_
_Tym głębokim a nie płytkim,_
_Można też mi nie dowierzać_
_Brać mnie można też na spytki._
_
_
_Lecz odpowiedź jest dość prosta_
_Powiem więcej oczywista,_
_Nagrodzonym można zostać_
_A nagrodą będzie miska._10
_DZWONEK_
_
_
_Rozdzwoniony dzwonek dzwoni_
_Mało ucha nie rozerwie_,
_Przyłożyłem dłoń do skroni,_
_Do cholery — bo się wnerwię!_
_
_
_Posiedziałem jeszcze chwilę_
_Potem w pałąk się wygiąłem,_
_Zaufałem swojej sile_
_Nawet nie wiem jak zasnąłem._
_
_
_A rodzina dzwonków stoi_
_Przy mym łóżku patrząc na mnie,_
_Przy tym dziwne miny stroi_
_Dla mnie jest to dość zabawne._
_
_
_Ten dzwon duży — był tatusiem_
_Wkroczył na mnie swą osobą,_
_I powiedział — będziesz musiał_
_Kopać tunel pod podłogą._
_
_
_Ja zdziwiony, co się dzieje?_
_Dzwon nie mówi — nie poeta,_
_Zrobię tunel no i zwieję_
_Zmienię siebie w ciało kreta._
_
_
_Kopię grzebię więc łapkami_
_Patrząc tylko w jasną stronę,_
_Widzę stolik a tam na nim_
_W telefonie — dzwoni dzwonek._11
_PRZEBUDZENIE_
_
_
_Wynurzam się z niebytu, przestrzeń dławi, dusi — chyba umieram._
_Nie to nie to o czym myślicie, to inna śmierć, piękna pani roześmiana_
_Uśmiecha się do mnie czule, a ja no cóż serce otwieram._
_Chcę mówić, nic nie mów szepcze cicho moja pani, już nie będę sama._
_Wszystko wokół się zmieniło, nie ma ludzi, zwierząt ani roślin,_
_nawet Słońce nie świeci swym blaskiem. Mimo tego jest przyjemnie,_
_chociaż...czuję się trochę nieswojo. Jest tak jakby ktoś mnie gościł,_
_a ja gościnę przyjmując podaję do stołu...sam sobie… wzajemnie._12
_KLUCZ_
_
_
_Nie wykluczam nigdy tego_
_Że nie zrobię czegoś złego,_
_Będę chodził będę kluczył._
_W końcu życie mnie nauczy._
_
_
_Że kluczową w życiu sprawą_
_Chodzić zawsze stroną prawą,_
_Innych nigdy nie wykluczać_
_I nikogo nie pouczać._
_
_
_Kluczem szczęścia jest harmonia_
_A nieszczęściem monotonia,_
_To co jest nie wykluczone_
_To są myśli me szalone._
_
_
_A na końcu chciałbym wyznać_
_Polska to moja Ojczyzna,_
_Dokonałem wczoraj puczu_
_I od dzisiaj mieszkam w Kluczu._13
_FALE_
_
_
_Nadmorskie fale łagodnie gładziły brzeg,_
_Po piaszczystej plaży jakiś człowiek biegł,_
_Za nim pies ujadał chcąc dogonić go,_
_Człowiek się przewrócił wpadł prosto na szkło._
_
_
_Rozciął sobie nogę poszła z nogi krew._
_Raptem się zleciało spore stado mew,_
_Wypatrzyły zdobycz, dziobać chciały już_
_Nie zdążyły jednak pomoc była tuż._
_
_
_Pomoc przeszła obok jednak to nie to,_
_Człowiek leżąc w piasku wyjął z nogi szkło,_
_W głowie zaszumiało, wzrok stał się nie ten_
_Jakby było mało, człowiek zapadł w sen._
_
_
_Nie wie co się stało gdy był nieprzytomny,_
_Gdy otworzył oczy ból był przeogromny,_
_Leżał on bezwładnie na piaszczystym wale_
_Tym co go zbudziło, były morskie fale._14
_HORYZONT_
_
_
_Gdzieś daleko w linii prostej_
_Za drzewami się ukrywa_
_Stary, młody czy wyrostek_
_Wiedzą jak on się nazywa._
_Czasem jest już bardzo blisko_
_Mają obraz na widoku,_
_Potem naraz wszystko pryska_
_Zaciemniając wszystko wokół._
_
_
_O nim mówią też zdarzenia_
_Które czasem są niedobre,_
_Jego bardzo się docenia_
_Gdy zdarzenia są podobne._
_
_
_Gdy jest wąski i za ciasny_
_Niech mi każdy w to uwierzy,_
_Każdy kto ma rozum własny_
_Może łatwo go poszerzyć._15
_ŻYCIE_
_
_
_Gdzie nie spojrzę na około_
_Mam wrażenie że to Księżyc,_
_Muszę mocno zmarszczyć czoło_
_Obserwując, wzrok wytężyć._
_
_
_Gdy się skupię na drobiazgu_
_Szczegół drobny mnie zachwyca_
_Raczej wolno — nie od razu_
_Zmieniam zdanie, w kwestii życia._
_
_
_Życie tak na dobrą sprawę,_
_To zdarzenia niepozorne,_
_Takie małe i zabawne_
_Raz są miłe, raz upiorne._
_
_
_Nie potrzeba nic rozumieć_
_I nie robić czegoś skrycie,_
_Lecz pogrążyć się w zadumie,_
_Że przepiękne jest te życie._16
_BĘBENEK_
_
_
_Ojciec matka troje dzieci_
_Jak ten czas szybciutko leci,_
_Rosną one jak na drożdżach_
_Chyba nazwać tak to można._
_
_
_Roczny maluch jest jak kluska_
_Już nie mieści się do wózka,_
_Zenek co w przedszkolu hasa_
_Mówią o nim- to kiełbasa._
_
_
_Brzuch największy ma Aldona_
_Dość podobny do balona,_
_Mama z tatą to grubasy_
_Smakoszami są kiełbasy._
_
_
_Raz Aldona mówi mamie_
_Balonowa mówią na mnie,_
_Mówią o mnie że mam bęben_
_I w orkiestrze grać nim będę._
_
_
_Mama na to i co z tego?_
_A co z bębnem brata twego?_
_Wiesz? co z przodu ma brat Zenek,_
_To nie bęben, to bębenek._17
_CO BY BYŁO GDYBY?_
_
_
_Co by było gdyby przez maleńką dziurę,_
_Bez żadnych problemów jajko zniosło kurę,_
_Co by było wtedy jak ta sama kura_
_Pytała by jajko, gdzie jest moja dziura?_
_Wtedy byłby problem z pytaniem o prymat,_
_Jajko było pierwsze? -kura nie wytrzyma,_
_Wychodzi więc na to jajku będzie miło,_
_Kura była później, jajko pierwsze było._
_Co by było gdyby kura oraz jajko_
_W zgodzie razem siedli z pokojową fajką,_
_Twierdząc że nie jajko ani też nie kura,_
_Pierwsza zawsze była ta maleńka dziura._18
_KIEROWNICA_
_
_
_Pan kierownik jest zmęczony_
_I ma dosyć tej roboty,_
_Papierami zawalony_
_Wypatruje już soboty._
_
_
_No bo w piątek też pracuje_
_Zresztą cały tydzień robi,_
_Zdrowie sobie on rujnuje_
_Przy produkcji białej skrobi._
_
_
_Skrobia to wyciąg z ziemniaka_
_Ale o tym wszyscy wiedzą,_
_Dobra, pyszna jest w lizakach_
_Wszyscy skrobię w plackach jedzą._
_
_
_A on pisze, skreśla i poprawia_
_Robi przerwy na herbatę,_
_Jedno co go zastanawia_
_To spotkanie ze swym katem._
_
_
_W końcu skończył i jest wolny,_
_Więc do auta szybko wskoczył,_
_Blisko domu trochę zwolnił_
_Ze zdziwienia przetarł oczy._
_
_
_Gdy już do garażu wjechał_
_Na stoliku stała pizza,_
_I pomyślał znów mam pecha,_
_Toć to żona- kierownica._19
_ŚCIANA_
_
_
_Przede mną ściana… ściana miękka, lepka i przezroczysta._
_Mój wzrok uwiodła, odzywa się cichutko, jak kochanka naga._
_Woła mnie po imieniu, jakby znała mnie… ta Pani mglista._
_Iść chcę w Jej stronę, lecz serce nie słucha, stoi i nie pomaga._
_Z jej głębi wysuwa swe ręce i woła, chodź do mnie Marianie._
_Chcę się do niej przesunąć..nie mogę!…więc płaczę i szlocham._
_W kałuży łez stoję cały rozdarty, przy mojej życiowej ścianie._
_Nie teraz? Mówię, powiedzieć muszę komuś że Go kocham!?_20
_ŻURAW_
_
_
_O żurawiach wie Chełmoński_
_Bo to on ich namalował,_
_Gdybym użył słów drakońskich_
_Wśród żurawi była zmowa._
_
_
_Ten co stoi w pierwszym planie_
_Nie ma chęci odlatywać._
_Pani żuraw ma dziś branie_
_Tak na niby się odrywa._
_
_
_Obok pani żurawiowej_
_Biegnie amant adorator,_
_Nie wie o tym że jest w zmowie_
_I zapłaci wkrótce za to._
_
_
_A zapłatą dla lotnika_
_Będzie przelot bez partnerki,_
_No i co z tego wynika?_
_Że cierpliwy- znaczy wielki._
_
_
_Tych żurawi jest dość dużo_
_Chyba coś tak ze czterdzieści,_
_Jest ich sporo nad kałużą_
_Lecz ich, obraz nie pomieścił._
_
_
_Bo pan Józef tak to ujął_
_I tak sobie to uroił,_
_Te żurawie odlatują_
_Tylko jeden żuraw stoi._21
_PERFIDNA ZDRADA_
_
_
_Jestem dzisiaj zdruzgotany, niewyspany i bez życia._
_Nie mam na nic dziś ochoty, do roboty nie chcę iść._
_Będę robił wiele rzeczy pożytecznych, lecz z ukrycia._
_Napisałaś wczoraj do mnie, no… i chory jestem dziś._
_Do tej pory tak myślałem, na wyłączność ciebie mam._
_Ale z listu wyczytałem, że ten drugi kręci teraz kołem._
_Wtedy kiedy na imprezie, siedzieliśmy pośród dam._
_To ten drugi patrząc na mnie, nogą pieścił cię pod stołem._22
_NOS_
_
_
_Nos lub nosek jak kto woli_
_Na bogactwo będąc łasy,_
_Ten co żyje dziś w niedoli_
_Nie miał nosa do tej kasy._
_
_
_Kasa kasą- ważne zdrowie_
_Bo to ono jest podstawą,_
_Zdrowie ważne ktoś mi powie,_
_Miałeś nosa brawo, brawo._
_
_
_Na ten przykład nosacizna_
_Co u ludzi występuje,_
_Jest kłopotem muszę przyznać_
_Gdy krew nosem ulatuje._
_
_
_Morskie świnki też w kłopocie_
_Że tak powiem i nadmienię,_
_Nie doczeka samiec pociech_
_Bo ma ostre zapalenie._
_
_
_Dla mnie nos mój to część ciała_
_Jest przyjazny nie jest wrogiem,_
_W nim zapachów gama cała,_
_A ja wąchać wszystkie mogę._23
_PRZYSZŁOŚĆ_
_
_
_Mozaika przedziwnych zdarzeń mnie otacza,_
_Nie wierzę w to co widzę a widzę doskonale,_
_Nowe tajemne i nigdy nie znane przekraczam,_
_Bez strachu którego prawie nie mam wcale._
_W dół patrzę w głębinę i otchłań piekielną,_
_Zanurzam się wzrokiem w odmętu głębiny,_
_Chcę dotknąć i poczuć istotę tak wielką,_
_Istnienia jej poznać prawdziwe przyczyny._
_Już prawie ją miałem, a jednak uciekła_
_Sądziłem że spojrzeć się nie odważę_
_Gdy na nią spojrzałem to ona mi rzekła,_
_Chodź za mną, a przyszłość ci twoją pokażę._24
_ALTERNATYWA_
_
_
_Leży gdzieś w kącie alternatywa_
_Wciąż zapomniana i niepotrzebna,_
_Bo do tej pory nikt jej nie wzywał_
_Siedzi na tronie jak ta królewna._
_
_
_Nagle ruch trochę słów_
_Rzucił ktoś w jej stronę,_
_Stary plan upadł znów_
_Nie stał się jej klonem._
_
_
_Powoli lecz pewnie z niemałym mozołem,_
_Powstają jej wersje na dole pod stołem_
_Ktoś myśli i trudzi się nad nią niezmiernie_
_By wersje jej były dokładne i wierne._
_
_
_Wychodzi spod stołu gotowa do drogi,_
_Spogląda na zewnątrz nie wierzy i mdleje,_
_Bo stara jej wersja stanęła na nogi_
_Swą wersję choć starą, na nowo znów sieje._
_
_
_Nagle buch pięścią w brzuch_
_Nowa starej wali,_
_Musisz wiedzieć z wersji dwóch_
_Nową już wybrali._
_
_
_Spogląda w około i rusza z łoskotem_
_Sprawdzając też wszystko na sali,_
_Pilnuje ją teraz z tą myślą by potem_
_Staruszki już nigdy nie brali._
więcej..