- W empik go
My Brutal Mafia King - ebook
My Brutal Mafia King - ebook
Życie Gai Roy jest prawdziwym koszmarem, o co zadbał jej ojciec alkoholik. Każdego dnia młoda kobieta znosi znęcanie psychiczne i fizyczne. Jakby codziennego cierpienia nie było dość, pewnego dnia zostaje porwana.
Jej porywacz to Percy Villin – szef mafii w Teksasie. Mężczyzna uświadamia Gai, że jeżeli dziewczyna chce żyć, musi robić to, co jej każe. I nie zaprzeczać, kiedy przedstawi ją jako swoją narzeczoną.
Percy jest zimnym i brutalnym mężczyzną, który szybko uzmysławia Gai, że okrucieństwo to, coś, czego nigdy tak naprawdę nie widziała na własne oczy. Świat Percy’ego spływa krwią, a dziewczyna szybko musi się w nim odnaleźć. Inaczej czeka ją śmierć. Opis pochodzi od Wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8320-752-0 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Moje życie od początku było skazane na same porażki, i ty tego nie zmieniłeś.
Skomplikowałeś je jeszcze bardziej, doprowadzając mnie do rozpaczy.
Przez cały ten czas zastanawiałam się, dlaczego wybrałeś akurat mnie. Niestety nigdy nie poznałam pełnej odpowiedzi, bo ty sam do końca tego nie wiedziałeś. Jednak słowa: „Nie opuszczę cię aż do śmierci” wziąłeś sobie zbyt mocno do serca.
To nie była moja wymarzona historia miłosna, bo właściwie nigdy nią nie była.
Byłam w rękach tyrana, który nigdy nie powinien pojawić się w moim życiu.ROZDZIAŁ 1
Gaia
Moje życie nie było usłane różami. Zawsze pojawiał się ktoś, kto sprawiał, że stawało się istnym piekłem. Nigdy nie miałam przy sobie osoby, która mogłaby mnie wesprzeć albo pokazać, że mogło być inaczej.
Byłam zdana tylko na siebie i nie wierzyłam już w to, że moje życie mogłoby się kiedykolwiek ułożyć. Zostało ono doszczętnie zniszczone przez mojego ojca – alkoholika, który ciągle mnie bił i upokarzał. Właściwie to… nigdy nie było łatwe. Zawsze miałam pod górkę i tak naprawdę straciłam wszelką nadzieję. Po prostu wiedziałam, że nic dobrego mnie w nim nie czekało, i tak już pozostanie na zawsze.
Teraz szłam przez las, żałując, że nie mam odwagi, aby popełnić samobójstwo. Wiedziałam, że gdy tylko wrócę do domu, zastanę to samo, co zawsze – bałagan oraz smród papierosów i alkoholu. Chciałam w nim zachować jakąkolwiek czystość, lecz mieszkając z ludźmi, którzy o to nie dbali, było to trudne.
Zawsze uciekałam do lasu, gdy było mi tak źle, że nie potrafiłam wytrzymać. Panował tutaj spokój, a świeży zapach roślin trochę mnie uspokajał.
Tak bardzo pragnęłam wyrwać się z mojego dotychczasowego życia, które życiem w zasadzie nigdy nie było. Jedyną barierą były pieniądze, ponieważ ich nie miałam. Pracowałam jako sprzątaczka w galerii handlowej, ale cała wypłata szła na konto mojego ojca. Nie miałam nic. Podczas gdy ja ciężko pracowałam, on wszystko przepijał.
Westchnęłam i usiadłam na wysokim wzgórzu, obserwowałam otaczającą mnie naturę. To była jedyna czynność, która w tej chwili sprawiała mi jakąkolwiek radość. Za każdym razem, gdy przyglądałam się temu miejscu, nie mogłam wyjść z podziwu, jak było tu pięknie.
W dzisiejszych czasach większość ludzi w pogoni za pieniędzmi czy uznaniem nawet nie zwraca uwagi na to, jak piękny jest nasz świat.
W dwa tysiące dwudziestym roku ludzie, zamiast odpocząć i skupić się trochę na sobie, utkwili wzrok w ekranach urządzeń. Zastanawiałam się, co by było, jakbym to ja skupiała się na sobie, jednak moja sytuacja odbiegała od życia typowych ludzi mieszkających w Waszyngtonie.
Przez to, że ojciec przepijał pieniądze, często nie starczało nam na opłacenie rachunków, więc bywało tak, że nie mieliśmy wody, prądu oraz ogrzewania. Niestety moja matka, która była prostytutką, nie chciała się do niczego dokładać. Nawet nie miałam odwagi o to pytać.
Latem dało się przeżyć, ale zimą było dużo gorzej. Czasami bywało tak zimno, że nie potrafiłam zasnąć.
Za każdym razem, gdy sobie przypominałam, ile moglibyśmy zaoszczędzić, gdyby ojciec nie pił, chciało mi się płakać. Przez niego nie miałam możliwości, aby pójść na studia, ponieważ nie było mnie na to stać.
Marzyło mi się życie przeciętnej młodej Amerykanki, ale niestety to był tylko sen na jawie.
Cały czas zastanawiałam się, dlaczego akurat mnie to spotkało. Nic nikomu nie zawiniłam, a już od najmłodszych lat byłam bita i poniżana przez moich rodziców, którzy przecież mieli w obowiązku dbanie o mnie i wspieranie mnie. Nie chciałam już nawet wspominać o miłości, bo nigdy mnie nią nie darzyli. Byłam dla nich osobą, która miała być posłuszna i zarabiać pieniądze. Nic więcej dla nich się nie liczyło.
Za każdym razem miałam problem, żeby wrócić do domu, ponieważ nie potrafiłam się obronić. Byłam za słaba, a on zbyt silny, dlatego to wykorzystywał. Bardzo się go bałam. Jego ciemne oczy, mocno zarysowana szczęka, zmarszczki na twarzy i surowe spojrzenie powodowały we mnie niekontrolowane ataki paniki, podczas których sztywniałam i nie potrafiłam ruszyć nawet palcem, ale nie tylko on stosował wobec mnie przemoc… Moja matka również to robiła, ale nie tak często jak on. Oboje sądzili, że aby dziecko było posłuszne, trzeba karać je fizycznie. Nigdy nie było w naszym domu taryf ulgowych. Jedyne, co mnie pocieszało, to to, że nie mieli więcej dzieci, bo byłyby skazane na takie samo cierpienie jak ja.
Zwróciłam twarz ku górze i zauważyłam na błękitnym niebie stado szarżujących po nim ptaków. Były wolne, nikt im nic nie kazał i nie robił krzywdy. Mogły polecieć, gdziekolwiek tylko chciały. Będąc tutaj, na ziemi, zazdrościłam im beztroskiego życia, które posiadały. Chciałam choć raz jak one wzbić się w powietrze i świergocząc, szybować po niebie. Pragnęłam chociaż raz w życiu być wolna i niezależna.
Słońce powoli zaczęło zachodzić, dlatego niechętnie wstałam z trawy i niespiesznie zaczęłam schodzić ze wzgórza, bojąc się tego, co mogłam zastać, gdy tylko wrócę do domu. Miałam ogromną nadzieję, że nie będzie w nim mojego ojca.
Zdecydowanie wolałam, kiedy chodził upijać się z kolegami do jakiegoś baru, ponieważ wtedy miałam spokój i odpowiednią ilość czasu na to, aby zablokować drzwi od swojego pokoju. Gdy wracał, często w nie walił, każąc mi wyjść, ale ja nigdy tego nie robiłam. Zazwyczaj był na tyle pijany, że rano o wszystkim zapominał, ale nie zawsze miałam szczęście. Czułam, że dziś dojdzie do mojej konfrontacji z ojcem, bo już dosyć dawno skończyłam pracę i powinnam być w domu. Wiedziałam, że nie uwierzy w to, że kazali mi zostać dłużej. Nigdy nie dawał wiary moim słowom, a ja z dnia na dzień byłam coraz słabsza.
Przedarłam się w końcu przez gąszcz krzewów, które do tej pory zasłaniały mi drogę, i stanęłam naprzeciwko wiśni, która rosła w sadzie znajdującym się u podnóża wzgórza. Podeszłam do drzewa i powąchałam kwiaty. Przyjemna woń rozprzestrzeniła się w moich nozdrzach, wywołując mój uśmiech. Zerwałam kilka kwiatów i wsunęłam je we włosy.
Z rozmyślań wyrwał mnie głośny strzał, który padł niedaleko mnie. Stałam cały czas w miejscu jak wryta, nie wiedząc, co zrobić. W końcu zdecydowałam się schować. Przerażona pobiegłam w kierunku krzaków i się za nimi ukryłam.
– Ktoś tutaj był – usłyszałam mocny, męski głos, a potem ludzi poruszających się dosłownie kilka metrów ode mnie.
Starałam się uspokoić, ale nie mogłam nic poradzić na to, że nagle poczułam, jakby ktoś odebrał mi dostęp do tlenu. Próbowałam oddychać najciszej, jak tylko potrafiłam.
– Rocky, szukaj – powiedział jeden z mężczyzn i mogłam się tylko domyślić, że był z nimi pies, który na pewno za chwilę mnie znajdzie.
Dygotałam cała ze strachu i zastanawiałam się, czy zrobią mi krzywdę. Przez cały czas tkwiłam w tym samym miejscu, mając głupią nadzieję, że pies mnie nie wytropi. Jednak po około pięciu minutach obok mnie stanął doberman, co sprawiło, że moje przerażenie sięgnęło zenitu. Uspokoiłam się dopiero wtedy, gdy pies zaczął merdać ogonem. Wyglądał przyjaźnie.
– Idź. – Machnęłam ręką, gdy zebrałam się na odwagę. – Piesku, proszę – powiedziałam błagalnie, głaskając go po głowie, próbując przekonać samą siebie, że to pomoże i pies zaraz odejdzie, jednak był nieugięty.
Przełknęłam ślinę, gdy zobaczyłam na ziemi czarne półbuty. Wpatrywałam się w nie przez dłuższy czas, mając nadzieję, że zaraz sobie pójdą.
– Kim jesteś? – zapytał, a ja, nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa, po prostu milczałam. Po dłuższym czasie kucnął przede mną, po czym wyciągnął rękę, by ująć moją twarz i zmusić, bym na niego spojrzała. Od razu się odsunęłam, czułam, że narasta we mnie panika, dlatego siedziałam i patrzyłam w jeden punkt, co chyba nie spodobało się mężczyźnie, który się nade mną pochylał.
– Weź ją – rozkazał drugiemu i po chwili ten przyłożył mi do twarzy białą szmatkę nasączoną chloroformem, przez co zupełnie straciłam świadomość.ROZDZIAŁ 2
Gaia
Kiedy otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła, dostrzegłam, że znajdowałam się w aucie. Po drugiej stronie tylnej kanapy z wywieszonym jęzorem leżał pies, a na przednich fotelach samochodu siedziało dwóch mężczyzn. Jeden z nich kierował autem, a drugi przeglądał coś w telefonie. Wnętrze pojazdu wyglądało bardzo ekskluzywnie. Białe, skórzane tapicerki były kontrastem dla czerni, która w nim dominowała.
Szukałam drogi ucieczki, ale szybko zorientowałam się, że na próżno – byłam przypięta pasami. Na ich klamrze założono blokadę, a żeby ją zdjąć, potrzebny był klucz, więc pasy mogła odpiąć jedynie osoba, która go posiadała.
Przełknęłam ślinę, gdy dostrzegłam broń leżącą na siedzeniu obok. Cholernie się bałam, ale wciąż liczyłam na to, że porywacze darują mi życie.
Nie wiedziałam, o co w tym wszystkim chodzi, ale zdawałam sobie sprawę, że to niebezpieczni ludzie, dlatego byłam gotowa na to, aby wykonywać ich wszystkie polecenia.
– Obudziła się – oznajmił kierowca.
Jeden z mężczyzn, brunet, obrócił się w moją stronę i popatrzył na mnie przenikliwie, a ja, dygocąc ze strachu, spuściłam głowę.
– Spójrz na mnie. – Jego stanowczy głos sprawił, że jeszcze bardziej się zestresowałam, ale zrobiłam, co kazał. – Jak się nazywasz?
– G-Gaia Roy – szepnęłam, patrząc w jego intensywnie brązowe oczy.
– Co robiłaś sama w środku lasu? – zapytał podejrzliwie.
– Byłam na spacerze – odpowiedziałam.
Zapadła długa cisza, której nie przerwało nawet ciche westchnienie. Mężczyzna obrzucał mnie bezwstydnym spojrzeniem, a ja, speszona, zaczęłam bawić się swoimi palcami.
Ubrana byłam w starą, znoszoną koszulkę, bluzę oraz dresy z dość dużą dziurą na kolanie. Włosy miałam rozpuszczone i byłam pewna, że sterczały na wszystkie strony.
– Jesteś bezdomna czy o co chodzi? – Zmarszczył brwi, a ja poczułam nieprzyjemne ukłucie. Sprawił mi przykrość tym pytaniem.
Nawet jeśli to był mój przyszły morderca, nie miał prawa mówić takich rzeczy. Byłam zadbana na tyle, na ile mogłam sobie pozwolić.
Zaczęłam bawić się sznurkiem od kaptura bluzy, ignorując jego pytanie. Miałam nadzieję, że odpuści i nie będę musiała na nie odpowiadać, ale byłam w błędzie.
W tym momencie dowiedziałam się, że dla tego człowieka ignorancja była największym grzechem.
– Nie możesz mnie ignorować, rozumiemy się? – Posłał mi surowe spojrzenie, a gdy myślałam, że to był koniec pytań, auto zatrzymało się gwałtownie i mężczyzna z niego wysiadł.
Podszedł do drzwi, przy których siedziałam, i je otworzył.
To był ten moment, kiedy miałam umrzeć?
Ze zdziwieniem obserwowałam go, gdy wyciągnął z kieszeni swoich spodni kajdanki i skuł mi nimi nadgarstki. Mocno je zacisnął, sprawiając mi ból. Myślałam, że je poluzuje, ale gdy wrócił na miejsce obok kierowcy, zrozumiałam, że zrobił to specjalnie.
– To jest twoja kara. Od teraz słuchasz moich poleceń, rozumiesz? – rzucił przez zaciśnięte zęby, a ja ze łzami w oczach skinęłam posłusznie głową. – Teraz odpowiedz na moje pytanie.
– N-nie jestem bezdomna. – Pociągnęłam nosem.
– Więc czemu wyglądasz w ten sposób? – Uniósł brew.
– Po prostu tak się ubieram – odpowiedziałam załamującym się głosem.
– Rozumiem. – Podrapał się po głowie i ponownie wbił wzrok w jezdnię.
Metal zaciśnięty na moich nadgarstkach uwierał mnie coraz bardziej, przez co syknęłam z bólu. Nie wiedziałam, co było gorsze: bicie przez ojca i matkę czy kajdanki, które prawie przebijały moją skórę.
Dlaczego los ciągle sprowadzał na mnie same nieszczęścia? Może w poprzednim wcieleniu byłam złą osobą, a wszechświat teraz tak mi się odpłacał? Jedno było pewne – postanowiłam, że będę posłuszna. Miałam nadzieję, że może wtedy uda mi się ujść z życiem.
– Trochę sobie posiedzisz, Blondyneczko. Jedziemy do Teksasu – odezwał się.
Przecież to były jakieś dwadzieścia trzy godziny jazdy autem. Wiedziałam, że nie wytrzymam tyle. Ból się nasilał, a moje ręce coraz bardziej siniały, jednak postanowiłam, że nie będę im o tym mówić. Mogliby wymyślić jeszcze większe tortury, których nie byłabym w stanie znieść.
Skierowałam swój wzrok w lewo i spojrzałam na psa. Wpatrywał się we mnie spod byka i podniósł głowę, merdając przy tym ogonem. Uśmiechnęłam się do niego, a on zaczął szczekać, przez co obaj mężczyźni odwrócili głowy w naszym kierunku.
Pies przybliżył się do mnie i piszcząc, położył łapę na kajdankach. Od razu ją zrzuciłam i próbowałam schować skrępowane ręce pod bluzę. Nie chciałam jeszcze bardziej wkurzyć mojego porywacza, jednak pies nie odpuścił i teraz zaczął wyć.
– Zatrzymaj się – rozkazał brunet do kierowcy.
Kiedy auto stanęło, mężczyzna wychylił się i zdjął wbijający się w skórę metal z moich nadgarstków, po czym popatrzył na zwierzaka, kręcąc głową i nie dowierzając, że to zrobił.
– Masz szczęście – powiedział wściekły do dobermana, przez co ten zaskomlał, ale już więcej nic nie zrobił.
Pies zdawał sobie sprawę, że pogorszył moją sytuację.
– Spokojnie, wiem, że chciałeś dobrze – szepnęłam do niego i pogłaskałam go po głowie, on zaś wtulił się w moją nogę.
Moje serce rozrywało się na milion kawałków, ponieważ nie wiedziałam, co ten sukinsyn planował.
Od razu mnie zabije czy może najpierw przez kilka dni będzie się nade mną znęcał?
Pierwsza opcja wydawała mi się najlepsza, ale to na pewno nie było w jego stylu. Ludzie, którzy porywają innych, zapewne nie mieli uczuć i nie obchodzili ich pozostali, mimo że powinni, bo wielu już przez nich cierpiało.
Wyjrzałam przez szybę i zauważyłam, że zastała nas już noc. Przez tę ciemność zaczęłam się bać. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, ale z całych sił starałam się to ukryć. Nie mogłam mu pokazać, że byłam słaba.
– Nie płacz – usłyszałam warknięcie z przodu.
– Przepraszam – odpowiedziałam automatycznie, nie chcąc mu się narażać.
– Świetnie… Powoli zaczynasz wszystko łapać. Dobrze, że mnie słuchasz – pochwalił mnie, a na jego ustach pojawił się okrutny uśmiech.
Naprawdę starałam się nie rozpłakać, ale łzy płynęły same, więc łkałam po cichu, żeby nie zwrócić na siebie ich uwagi.
Skuliłam się i schowałam głowę między nogami. Wolałabym wrócić do domu. Tam przynajmniej wiedziałam, co mnie będzie czekało, a tutaj pozostawała jedna wielka niewiadoma.
***
Na miejsce dotarliśmy dopiero następnego dnia. Mężczyzna otworzył kluczykiem zamek pasów, po czym je odpiął, a ja jak oparzona zabrałam dłoń, gdy moje palce przez przypadek dotknęły grzbietu jego ręki. Szarpnął mnie mocno za rękę i pociągnął w kierunku ogromnej willi, nie dając mi nawet pewnie stanąć.
Potknęłam się o własne nogi, bo nie nadążałam za jego tempem, i runęłam jak długa na ziemię. Miałam zdarte kolano, a kostka zaczynała puchnąć. Pomimo ogromnego bólu starałam się zachować spokój i nie ukazywać mu mojej słabości.
– Wchodź – powiedział, kiedy dotarliśmy do drzwi, i wepchnął mnie do środka.
Popchnął mnie z całej siły, przez co upadłam na schody i jeszcze bardziej poraniłam kolana.
– Tutaj. – Wskazał na drzwi, gdy byliśmy już na górze. Otworzył je i wpuścił mnie do pomieszczenia. – To będzie twój pokój – oznajmił i bez słowa wyszedł z pomieszczenia.
Nie miałam siły przyjrzeć się wnętrzu. Byłam cała obita, a siniaki po ojcu odczuwałam ze zdwojoną siłą.
Opadłam całym swoim ciężarem na łóżko i kiedy myślałam, że zostałam sama, nagle poczułam obok siebie obecność mojego porywacza.
– Chcę, żebyś wiedziała, że nie daję żadnych taryf ulgowych, więc traktuj poważnie wszystko, co do ciebie mówię, bo inaczej skończysz źle – ostrzegł mnie.
Nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć, aby go nie wkurzyć, więc po prostu milczałam, mając nadzieję, że zostawi mnie tutaj samą. Poza tym myślałam, że tego właśnie ode mnie oczekiwał.
– Odpowiedz.
Żądał odpowiedzi, ale nie potrafiłam wymyślić czegoś sensownego, dlatego pisnęłam żałośnie:
– Wiem.
To mogło go usatysfakcjonować, ale jednocześnie sprawić, że by się wkurzył. Niestety, ale miałam zbyt mało czasu na to, aby poznać mechanizmy jego zachowań.
– Widzimy się jutro – oznajmił i w ciszy wyszedł, po czym zamknął za sobą drzwi na klucz.
Z przerażeniem myślałam o tym, co w tej chwili działo się w moim życiu. Oczywiste było to, że rodzice nie zgłoszą mojego zaginięcia, a poza nimi nie miałam nikogo, kto mógłby to zrobić. Chociaż… był jeszcze mój szef, ale szczerze wątpiłam w to, że interesował go mój los. W końcu kto by się przejmował dziewczyną ze złego domu? Nikogo nie obchodziłam i to w tym wszystkim było najgorsze, zaraz po mojej okropnej sytuacji w domu oraz porwaniu i uwięzieniu w tym miejscu. Strasznie się bałam…
***
– Wstawaj. – Poczułam szarpanie. – Wstawaj! – krzyknął, gdy się nie poruszyłam, po chwili jednak posłusznie wstałam, powoli i z trudem, bo ledwo mogłam utrzymać się na nogach. Zachwiałam się i upadłam, bo wszystko mnie strasznie bolało, a on swoimi krzykami niczego nie ułatwiał. – Co za sierota – prychnął, ale pomógł mi wstać i zaprowadził do łazienki. – Za chwilę przyjdą do ciebie stylistki. Zabieram cię dzisiaj na rodzinną kolację – oznajmił, a ja obojętnie skinęłam głową.
Widziałam wszystko jak przez mgłę. Niezbyt kontaktowałam z rzeczywistością. Marzyłam tylko o tym, żeby zasnąć i już nigdy się nie obudzić. W domu zabrakło pieniędzy na jedzenie, dlatego od pięciu dni nie jadłam, a to sprawiało, że brakowało mi siły na wykonanie każdej najmniejszej czynności.
Westchnęłam ciężko i zaczęłam napuszczać wody do wanny.
Wzięłam olejek truskawkowy, który pachniał niesamowicie, i wlałam go do wody. Nigdy takiego czegoś nie używałam. Zawsze myłam się zwykłym mydłem w kostce, często w zimnej wodzie. Kompletnie normalna rzecz dla innych ludzi dla mnie była nowością.
Trzęsącymi się dłońmi zakręciłam kran, rozebrałam się i weszłam do wanny, a przyjemne ciepło od razu zalało moje ciało.
Chwyciłam płyn do kąpieli i delikatnie go rozprowadziłam, starając się nie podrażnić rąk, na których było najwięcej siniaków. Gdy skończyłam się myć, usłyszałam jakieś głosy, więc na tyle szybko, na ile byłam w stanie, ubrałam się we wczorajsze ubrania i wyszłam z pomieszczenia. Od razu zauważyłam dwie kobiety. Obie wyglądały, jakby były po trzydziestce. Wkroczyły pewnym krokiem do pokoju – jedna z nich pchała przed sobą garderobę na kółkach z rzędem wieszaków, na których wisiały rozmaite suknie – i zaczęły mi się przyglądać.
– Jak ty wyglądasz? – Otworzyły usta ze zdziwienia, a ja po raz kolejny poczułam się nieswojo. – Jesteś bardzo szczupła. – Podeszła do mnie jedna z nich i uniosła moją rękę, nie zdając sobie sprawy, że sprawia mi tym ogromny ból.
Zacisnęłam zęby, starając się go zignorować. Kiedy w końcu mnie puściła, spojrzała na kreacje, które dla mnie przygotowała.
– Chciałabyś sama coś wybrać? – zapytała, a ja przez chwilę stałam w miejscu, nie wiedząc, co powiedzieć.
Nie byłam przyzwyczajona do wyrażania swojego zdania, ponieważ od urodzenia nie miałam do tego prawa, dlatego stałam po prostu w milczeniu i spuściłam głowę, nie chcąc nikogo rozzłościć nieodpowiednim zachowaniem.
– Możesz wybrać wszystko, co ci się spodoba – zachęcała mnie rudowłosa i wyciągnęła w moją stronę otwarty kuferek z biżuterią. Podniosłam wzrok.
W życiu nie widziałam nic piękniejszego. Srebrne i złote kosztowności pięknie błyszczały w świetle słońca, które wdzierało się przez okna do pomieszczenia.
Patrzyłam na nie z wielkim zainteresowaniem i w końcu odważyłam się wziąć do ręki jedną z bransoletek, jakbym była w jakimś transie, jednak po chwili ją odłożyłam.
– Są piękne, prawda? – zapytała mnie, a ja wciąż stałam w miejscu jak sparaliżowana, w obawie, że coś zrobię nie tak. – Chodź. – Poprowadziła mnie do wieszaków z ubraniami. – Wybierz coś. Nie chcę, żebyś pokazała się w czymś, co ci się nie podoba.
Zazwyczaj nie miałam prawa czegoś nie lubić, dlatego gdy spojrzałam na te wszystkie stroje, przez chwilę przez moje ciało przepłynęło uczucie szczęścia, ale potem przypomniałam sobie, w jakiej sytuacji się znajdowałam, i wszystko odeszło w zapomnienie.
Trzęsącym się palcem wskazałam na białą sukienkę z tiulu z rękawami do łokci. Była przepiękna. Wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że pierwszy raz w życiu będę miała na sobie suknię, i to taką, jaką chciałam.
W domu czasami udawało mi się ukraść ubranie od matki i przerobić je tak, że nie było widać, że należało do niej. Jednak raz mnie na tym przyłapała i od tamtej pory nie tykałam już żadnej jej rzeczy.
Nigdy nie miałam na sobie nic nowego. Szkoda, że musiałam założyć tę suknię w tak okropnych okolicznościach.
– Domyślałam się, że wybierzesz właśnie tę. – Uśmiechnęła się. – Tutaj masz idealne buty. – Położyła srebrne szpilki obok sukni.
Nigdy nie wyobrażałam sobie tak pięknych rzeczy i nie sądziłam, że kiedyś włożę na siebie coś tak ślicznego.
– Usiądź na krześle. – Przysunęła je w moją stronę, więc usiadłam. – Wykonam teraz makijaż – poinformowała mnie i zaczęła wyciągać wszystkie potrzebne przedmioty.
Pierwszy raz widziałam tyle kolorów naraz. Wszystkiego było tutaj pod dostatkiem, począwszy od cieni w kolorze neonowym, a skończywszy na pomadce w ciemnoniebieskim odcieniu. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że takie istniały. Zawsze myślałam, że są tylko te w czerwonych barwach.
– Jak chciałabyś, żeby wyglądał twój makijaż? – spytała, czyszcząc mi twarz czymś, co przypominało wodę, a potem zaczęła nakładać krem.
Było mi trochę głupio, ponieważ nie znałam się na tym i nie wiedziałam, jak chciałabym wyglądać.
Kiedy kobieta zobaczyła moją minę, postanowiła, że sama zdecyduje, a potem przez półtorej godziny robiła coś z moją twarzą, natomiast druga kobieta majstrowała przy moich włosach.
– Nałożę jeszcze tylko pomadkę i wszystko zaraz będzie gotowe. – Chwyciła kosmetyk, następnie nabrała go na pędzelek i zaczęła nakładać na moje usta. – Gotowe. – Uniosła przede mną lusterko.
Nieśmiało w nie zerknęłam i byłam w dużym szoku. Wyglądałam jak całkiem inna osoba. Delikatne cienie na mojej twarzy, tusz do rzęs i róż na policzkach dodały mi świeżości, a włosy spięte w dobierany warkocz sprawiały, że wyglądałam na jeszcze młodszą, niż byłam, a miałam dopiero dwadzieścia trzy lata. Kobieta odłożyła lusterko na komodę i spojrzała na mnie.
– W szafie masz wszystkie ubrania do noszenia na co dzień. Mam nadzieję, że będą dobre. Nie spodziewałam się, że będziesz taka drobna. – Wskazała palcem na szafę. – Idź się ubrać. Zaraz musisz wyjść – powiedziała, a ja posłusznie zabrałam ze sobą biały tiul i weszłam do łazienki, żeby już po chwili ubierać się w najpiękniejszą sukienkę na całej kuli ziemskiej.ROZDZIAŁ 3
Gaia
– Ostrożnie – powiedziała kobieta, gdy wychodziłyśmy z pomieszczenia.
Szłam, czując się jak marionetka, którą można było sterować, jak tylko się chce.
Przerażało mnie to, że nie wiedziałam, czy kiedykolwiek mnie ktoś stąd wypuści. Każdy mój ruch musiał być dokładnie przemyślany. Nie mogłam pozwolić sobie na żadne przewinienie.
Stukot szpilek odbijał się echem, kiedy szłam przez długi korytarz. Podłoga była błyszcząca i śliska, a wysokie buty nie ułatwiały mi chodzenia – przez nie kostka bolała mnie coraz bardziej. Obawiałam się, że mogła być skręcona. Wtedy nie byłoby dobrze.
Marzyłam tylko o tym, aby usiąść. Gdziekolwiek.
W pewnym momencie dotarłyśmy do ogromnej sali, gdzie było pełno ludzi.
To była według niego rodzinna kolacja? Wyglądało to jak jakiś cholerny bal.
Kobieta zostawiła mnie w wejściu, a ja nerwowo postawiłam pierwsze kroki i przeszłam przez drzwi. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i napotkałam wzrok dwóch ochroniarzy, którzy mierzyli mnie bacznym spojrzeniem. Nie wiedziałam, jak powinnam się zachować, więc usiadłam na krześle, które stało przy ścianie. Obserwowałam ludzi, którzy się tutaj zjawili. Jedni rozmawiali, drudzy śmiali się i tańczyli, wyglądając przy tym beztrosko.
Ewidentnie nie pasowałam do tego miejsca. Jak na mój gust sala była przesadnie wystrojona. Wszędzie znajdowały się złote dekoracje, a w oknach wisiały tiulowe firanki ze srebrnymi zdobieniami.
Westchnęłam i oparłam łokieć na udzie, chciałam wrócić do pokoju, w którym teraz mieszkałam.
– Witaj, Gaio – usłyszałam ostry jak brzytwa głos, który od razu sprowadził mnie na ziemię.
Nie miałam odwagi spojrzeć w jego oczy. Nie po tym, jak mnie potraktował.
– Jasno i wyraźnie powiedziałem coś na temat ignorowania mnie, czyż nie? – Stanął naprzeciwko, dotykając moich butów czubkami swoich.
– T-tak – wyszeptałam, wciąż patrząc w dół.
– Więc czemu nadal to robisz?
Nie chciałam go wkurzyć, dlatego uniosłam nieśmiało głowę i utkwiłam swoje wystraszone spojrzenie w jego oczach. Patrzył na mnie kpiąco, jakby był zadowolony z tego, że się go panicznie bałam. Już po chwili nie mogłam wytrzymać napięcia, więc mój wzrok znów skierował się w stronę podłogi.
– Wstań – powiedział władczo, a moje ciało automatycznie to zrobiło. – Zapraszam. – Wskazał ręką na stół, wokół którego zaczęli się wszyscy gromadzić.
Zachowywał się, jakby wczoraj nic złego nie zaszło. Ale stało się – porwał mnie i uwięził, więc byłam zdana na jego łaskę.
– Długo mam czekać? – zapytał, a ja, nie chcąc go dłużej złościć, ustąpiłam.
Usiadłam przy długim stole, przy którym gosposia zaczęła serwować dania. Po chwili on zajął miejsce obok mnie.
Właściwie nie wiedziałam, po co musiałam tu być, ale nie miałam zamiaru narzekać, ponieważ strasznie się bałam.
Pobladłam, gdy mężczyzna skierował na mnie swój wzrok. Czułam, jak swoim spojrzeniem wywierca we mnie dziurę, ale jedyne, na co było mnie stać, to patrzenie przez cały czas przed siebie. Nie miałam pojęcia, czy nie wpadnie znowu na nowy sposób sprawiania mi bólu.
Gosposia postawiła przede mną talerz z jedzeniem, ale nie mogłam nic przełknąć, bo on wciąż świdrował mnie spojrzeniem. Wszystko stało się dla mnie niewyraźne. Kiedy tak patrzył, czułam, że mnie osądza. Domyślałam się, że nie miał o mnie dobrego zdania, jednak byłam tu z jakiegoś powodu, którego najprawdopodobniej nigdy nie poznam.
– Jedz – powiedział trochę łagodniej, zapewne z powodu obecności innych osób.
Jego łagodny głos sprawił, że nieco się uspokoiłam i zaczęłam jeść. Wzięłam do ust pierwszy kęs jedzenia, które od razu rozpłynęło się w moich ustach.
Po latach niedożywienia pierwszy raz w życiu poczułam, że mój brzuch powoli się napełnia. Byłam tak przyzwyczajona do uczucia głodu, że wcześniej nie zwracałam nawet na nie uwagi. W połowie posiłku mój żołądek miał już dość, więc odłożyłam sztućce i czekałam, aż reszta gości skończy jeść.
– Nie jesz już? – zapytał, a ja pokręciłam głową.
Byłam pełna i czułam, że nic już nie zmieszczę. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak było. Głodowałam przez długi czas, więc powinnam zjeść swoją porcję, jednak nie dałam rady.
Brunet wzruszył jedynie ramionami i dokończył swoje jedzenie. Popatrzyłam na ludzi, którzy po skończonym posiłku udali się na środek sali i zaczęli tańczyć, co mnie zaskoczyło, bo nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam – wszyscy byli razem, jedli i się dobrze bawili.
– Idziemy na parkiet – oznajmił bez zapytania mnie o zgodę i pociągnął za wciąż bolący od kajdanek nadgarstek.
Czułam, że przez strach wywołany jego dotykiem po moich plecach powoli spływały pojedyncze krople potu.
Zdezorientowana rozejrzałam się dookoła – na parkiecie nie było nawet skrawka wolnego miejsca.
Co tutaj się działo? To nie mogła być zwykła kolacja. Było zbyt uroczyście.
– Zaraz wszystko się wyjaśni, Gaio – odparł, jakby czytał mi w myślach, i przyciągnął bliżej siebie.
Moje umiejętności taneczne były zerowe, więc próbowałam naśladować resztę par, ale marnie mi to wychodziło, w przeciwieństwie do bruneta, który był już wprawiony.
Mężczyzna z mikrofonem stanął na środku sali, a wtedy mój partner zwinnym ruchem objął mnie ramieniem, czym wywołał grymas na mojej twarzy.
Najbardziej ze wszystkiego nienawidziłam dotyku drugiego człowieka, kojarzył mi się tylko z bólem, a ten spotykał mnie na co dzień.
Moja warga zadrżała, gdy jego ręka zsunęła się tuż nad moje pośladki. W tym momencie chciałam instynktownie uciec, ale zatrzymał mnie jego głos.
– Nawet się nie waż – wysyczał i docisnął mnie do siebie jeszcze bardziej.
Przymknęłam powieki, bo w moich oczach wzbierały łzy.
Dlaczego był takim potworem? Wiedział, że nie chciałam tutaj być, więc czemu mnie przetrzymywał? Nie potrafiłam znaleźć żadnej sensownej odpowiedzi na to pytanie.
Na środek sali powolnym krokiem wyszedł starszy siwy mężczyzna. Musiał być kimś ważnym, bo muzyka nagle ucichła, a goście przestali tańczyć i skupili na nim całą swoją uwagę.
– Witam wszystkich zgromadzonych – zaczął staruszek. – Miło mi was wszystkich gościć w tak wspaniałym dniu jak ten. – Uśmiechnął się i z dumą wypiął pierś. – Chciałbym oficjalnie ogłosić zaręczyny mojego wnuczka.
Zaczęłam szukać wzrokiem zaręczonej pary, ale nigdzie nie mogłam jej dostrzec. Brunet wstał, złapał mnie mocno za rękę i pociągnął za sobą na środek parkietu, a ja kompletnie nie miałam pojęcia, co się dzieje.
– O, tutaj jest. – Uśmiechnął się miło staruszek, a wszyscy, którzy znajdowali się w pomieszczeniu, zaczęli klaskać.
– Dziękuję wszystkim za przybycie. – Brunet zwrócił się do zgromadzonych, których oczy skupione były teraz na nim. – Pozwólcie, że powiem za nas dwoje. – Zerknął na mnie. Jego wzrok powiedział mi, że mam milczeć. – Oświadczyłem się niedawno i Gaia jest jeszcze w szoku – tłumaczył, a w sali rozległy się gromkie brawa, które odbiły się echem od ścian pomieszczenia. Kiedy ucichły, brunet dodał: – Spotykaliśmy się przez kilka miesięcy, a to zaowocowało wspaniałym związkiem. – Uniósł moją dłoń, na której znajdował się pierścionek wsunięty mi dziś rano na palec przez stylistkę. Zrobiła to zaraz po tym, jak wyszłam z toalety po ubraniu się w suknię. Do tej pory myślałam, że to zwykłe świecidełko. Jednak gdy zrozumiałam, co się działo, zapragnęłam się rozpłakać. Goście posyłali mi szczere uśmiechy, bo nie wiedzieli, że to wszystko zdarzyło się bez mojej zgody. Nie chciałam żadnego ślubu, pragnęłam jedynie spokoju, którego chyba nigdy nie zaznam. A teraz zostałam wrobiona w coś, z czego nie uda mi się wyplątać. Byłam pewna, że nigdy nie zdołam stąd uciec.
– Korzystając z okazji, chciałbym przedstawić nowego prezesa naszej firmy. – Teraz dziarsko odezwał się staruszek. – Percy Villin! – krzyknął, a na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech, a wszyscy zaczęli wiwatować.
Chciałam stamtąd uciec, ale jedyne, co mogłam zrobić, to stać i patrzeć, jak człowiek, który mnie porwał, przejmował całkowitą kontrolę nad moim życiem.
Brunet mocno ściskał moją dłoń – najprawdopodobniej bał się, że zrobię coś głupiego, a dla utrzymania pozorów posłał w moją stronę sztuczny uśmiech. Wiedział, że byłam na przegranej pozycji.
– Rób, co ci każę, a przeżyjesz – wyszeptał mi do ucha, po czym skierował wzrok w stronę starca i skinął do niego głową. Po chwili pewny siebie zaczął schodzić z parkietu, ciągnąc mnie za sobą.
Byłam pewna, że to nie był nawet początek tego, co mnie czekało. Po tym, co dziś zrobił, mogłam stwierdzić, że ten człowiek nie cofnie się przed niczym, żeby osiągnąć swój cel. Jedyne, co mi pozostało, to mieć nadzieję, że niedługo okaże się, że to wszystko to żart, i puszczą mnie wolno. Łudziłam się, że do tego ślubu nie dojdzie.
Zatrzymywaliśmy się i przyjmowaliśmy życzenia. Każdy chciał nam pogratulować. Percy rozmawiał z każdym, śmiał się i co chwilę mnie obejmował, a ja – uśmiechałam się nieśmiało do zagadujących nas ludzi. W pewnym momencie dostrzegłam, że przez otaczający nas tłum przedziera się niska, pulchna kobieta w eleganckim kapeluszu. Uśmiechnęła się szeroko, podeszła do Percy’ego i złożyła na jego policzku mocny pocałunek. Na skórze został czerwony ślad po szmince.
– Ciociu! – Percy skrzywił się, a kiedy się od niego oderwała, zaczął pocierać policzek w miejscu, w którym dotknęły go jej usta.
– Gaio, witaj w rodzinie – zwróciła się do mnie i przytuliła tak mocno, że aż nie mogłam złapać tchu. – Gratuluję wam, kochani!
– Dziękujemy – odpowiedział oschle, ale ciotka wcale nie przejęła się jego tonem.
– Percy, tak dawno cię nie widziałam! Jak ty urosłeś! – Chyba tylko ja dostrzegłam, że przewrócił oczami, słysząc jej słowa. Zaczęli wspominać dawne czasy, a po mniej więcej dwudziestu minutach rozmowy ciotka się z nami pożegnała i poszła w stronę staruszka, który wcześniej przemawiał. Cieszyłam się, że mnie o nic nie pytała.
Wiedziałam jednak, że to nie był jeszcze koniec. Czekało nas jeszcze wiele rozmów z innymi członkami rodziny, na co zupełnie nie miałam ochoty. Percy również wyglądał, jakby chciał stąd jak najszybciej wyjść, co było absurdalne, bo tylko on ponosił winę za to, że się tutaj znajdowaliśmy.
Z rozmyślań wyrwał mnie głos kobiety. Stała przede mną szczupła brunetka, której towarzyszył wysoki mężczyzna i uważnie mi się przyglądał.
– Synu, jak mogłeś przed nami zataić to, że się z kimś spotykasz? – zapytała z wyrzutem.
Och, czyli to byli jego rodzice.
– Mamo, tato, tak długo na to naciskaliście, że postanowiłem zrobić wam niespodziankę. – Jego głos ociekał sarkazmem, ale para stojąca przed nami najwyraźniej nie zwróciła na to uwagi. – Poznajcie Gaię. – Skinęłam nieśmiało głową, najpierw w kierunku kobiety, a następnie mężczyzny.
– Piękna dziewczyna – powiedziała wesoło. – Gdzie się poznaliście? – Przechyliła głowę w bok, aby lepiej mi się przyjrzeć. Nie byłam pewna, ale wydawało mi się, że kobieta nie mówiła tego szczerze, a jej radość była udawana, ale być może się myliłam.
– Kiedyś wam opowiem, ale teraz nie czas na to, bo to długa historia i nie chcę was zanudzać. Poza tym musimy przyjąć jeszcze gratulacje od innych – odparł.
– Rozumiem. – Zacisnęła usta i skinęła głową. Najwyraźniej nie była zadowolona z odpowiedzi.
Ojciec Percy’ego wyglądał, jakby był znudzony, więc miałam nadzieję, że zaraz oboje sobie pójdą.
– W każdym razie witamy w rodzinie, słoneczko. – Posłała mi sztuczny uśmiech.
– Chodź już. – Ojciec Percy’ego, który do tej pory się nie odzywał, pociągnął kobietę w kierunku wyjścia, co mnie lekko zszokowało. Po chwili zniknęli nam z oczu.
Dlaczego wyszli? Powinien być to dla nich bardzo ważny dzień. W końcu ich syn niedługo miał się ożenić…
Percy nagle złapał moją rękę i poprowadził w stronę drzwi. Kiedy minęliśmy próg sali, z determinacją na twarzy prowadził mnie długim korytarzem, na którego końcu znajdowały się kolejne drzwi. Byłam pewna, że kryła się za nimi jakaś tajemnica.
Otworzył je i weszliśmy do pomieszczenia. To, co tam zobaczyłam, sprawiło, że mnie zamurowało. Na jednym ze stołów leżał poharatany mężczyzna, z którego wypływały wnętrzności, a drugi wisiał do góry nogami na grubym sznurze.
Przełknęłam ślinę i zrobiłam krok do tyłu, gdyż nie chciałam oglądać tego widoku. To działo się naprawdę. On był mordercą.
Na półkach leżały różne rodzaje noży i sznurów. Nie zabrakło też pistoletów.
Popchnął mnie mocno na ścianę, po czym popatrzył na mnie z mordem w oczach.
– Gramy teraz do jednej bramki, więc nie wywijaj żadnych numerów, jeśli nie chcesz skończyć tak jak oni, jasne? – Złapał mnie za szyję i ścisnął tak, że odciął mi na chwilę dopływ tlenu.
Gdy puścił, próbowałam złapać dech. Myślałam, że zaraz mnie udusi. Zachwiałam się, a boląca stopa dała o sobie znać w najmniej odpowiednim momencie – nogi odmówiły mi posłuszeństwa i nie mogłam zrobić ani jednego kroku.
Byłam zmęczona tą sytuacją i praktycznie wszystko mnie bolało. Bez sił upadłam na podłogę i zaniosłam się płaczem. Nie przejmowałam się w tym momencie tym, że on stał teraz obok i z łatwością mógł mnie zabić.
– Wstawaj – rozkazał chłodnym tonem, ale nie zareagowałam. Byłam zbyt obolała, żeby się podnieść.
Nie byłam w stanie znieść coraz większego, rozprzestrzeniającego się wewnątrz mnie bólu, więc żeby sobie odrobinę ulżyć, zdjęłam szpilki i zaczęłam masować opuchniętą kostkę. Niestety nie przyniosło to żadnego efektu, więc zrezygnowana skuliłam się i pociągałam nosem.
– Co ci się stało w stopę? – Kucnął przede mną. Nie odpowiedziałam.
Przerażał mnie sam fakt, że byłam w miejscu tortur, a jego obecność wciąż przypominała mi o mojej kiepskiej sytuacji.
Tym razem pozwolił pozostawić swoje pytanie bez odpowiedzi i wziął mnie na ręce jak pannę młodą, po czym zamknął drzwi na klucz.
Zaniósł mnie do pokoju i posadził na łóżku, jednak ja po chwili osunęłam się na nie całym swoim ciężarem. Oddychałam szybko i ciężko, czując, że w każdej chwili mogłam odlecieć.
– Co ci jest? – spytał zdezorientowany moim nagłym złym samopoczuciem. Gdy nic nie odpowiedziałam, wyciągnął telefon i coś wystukał, a po chwili dodał: – Zaraz przyjedzie nasz prywatny lekarz.
***
Byłam ubrana w zwykłą koszulkę i legginsy, bo lekarz kazał mi zdjąć suknię, aby móc mnie zbadać.
– Wygląda na to, że wcześniej była przez kogoś bita, i to przez bardzo długi czas. – Lekarz zwrócił się do mężczyzny i podał mi jakiś zastrzyk. – Przyjdźcie jutro do mnie do gabinetu. Zrobimy wszystkie potrzebne badania.
Mężczyzna wpatrywał się we mnie intensywnie, ale postanowił nie komentować moich siniaków.
Gdy lekarz wyszedł, brunet usiadł obok mnie na łóżku.
– Gdybyś mnie słuchała, mógłbym być nawet miły – powiedział i po tych słowach wyszedł z pokoju.
Wyglądało na to, że nic nie musiał i uwielbiał znęcać się nad innymi ludźmi, psychicznie oraz fizycznie. Męczył ich i torturował, a ja padłam jego kolejną ofiarą.
Obraz zwłok, które widziałam w tamtym pomieszczeniu, zostanie ze mną już na zawsze. To dowodziło tego, że był okrutnym człowiekiem, a ja nigdy o tym nie zapomnę. Najwidoczniej dla niego zabijanie było tylko przyjemnością, a nie czymś, co nie dawałoby mu spokoju. Czułam, że pomimo wszystko ja też tak skończę.
Po kilku minutach poczułam, że ból stopy ustępował, więc się podniosłam i usiadłam, zastanawiając się, czy istniała jakakolwiek możliwość ucieczki z tego miejsca.
Kraty w oknach i drzwi zamknięte na klucz z pewnością to uniemożliwiały.
Weszłam do łazienki, aby sprawdzić, czy tam uda mi się znaleźć jakąś lukę. Przecież musiała istnieć jakaś droga ucieczki.
Zerknęłam na okno, ale w tym również znajdowały się kraty.
Jęknęłam z bezradności i zaczęłam przeszukiwać łazienkę, jakby znajdowało się tutaj jakieś tajne przejście. Niestety nic takiego nie znalazłam.
Wtedy wpadło mi do głowy jedno pytanie… Czy ktoś wcześniej był też tutaj przetrzymywany, czy po prostu jego ludzie w ciągu dwudziestu trzech godzin zdążyli to wszystko przygotować? Tak dużo pytań, a zero odpowiedzi.
Wyszłam z pomieszczenia i zaczęłam szukać czegoś w pokoju, łudząc się, że zaraz pokażą mi się jakieś tajemnicze drzwi, przez które będę mogła wyjść z tego więzienia. Jednak powiedzenie, że głupi ma szczęście, w moim przypadku się nie sprawdziło.
Podeszłam do stalowych krat i je obejrzałam. Zawiodłam się – były zbyt grube, żeby je w jakikolwiek sposób przeciąć. W sumie to nawet nie miałabym czym.
Wyjrzałam przez okno i zaczęłam analizować, co to mogło być za miejsce. Być może nadarzy się okazja, żeby zadzwonić na policję. Każda informacja wtedy będzie na wagę złota.
Doszłam do wniosku, że willa leżała na jakimś odludziu, bo z okna widziałam tylko piach i ulicę w oddali, po której czasami przejeżdżały auta. Co prawda dla policji było to niewiele, ale zawsze coś.
Starałam się odnaleźć wzrokiem jakiś znak drogowy, który powiedziałby mi, w jakiej miejscowości się znajdowałam. Nic takiego jednak nigdzie nie dostrzegłam. Wróciłam zrezygnowana na łóżko i patrzyłam w jeden punkt.
Właściwie nie miałam tutaj co robić, więc podeszłam do biurka, na którym leżały kartki i ołówki. Usiadłam przy nim i zaczęłam rysować.
Gdy chodziłam do liceum, uwielbiałam rysować. Zawsze robiłam to w szkolnej bibliotece. Czasami też, kiedy udawało mi się odłożyć jakieś pieniądze i schować je przed ojcem, kupowałam sobie książki i inne przybory szkolne. Dałabym wszystko, żeby móc znowu wrócić do szkoły, ale nie miałam na to żadnych szans. Przynajmniej nie teraz.
Przejechałam ołówkiem po kartce i od razu, z uśmiechem na ustach, przypomniałam sobie stare czasy. Ostatnio rysowałam cztery lata temu.
Skupiłam się tylko na kartce i na tym, co się na niej znajdowało. Przez moment zapomniałam, co działo się w moim życiu, i z radością patrzyłam na kreski, które powoli coraz bardziej zaczynały przypominać rysunek. Gdy skończyłam, zaczęłam cieniować, aż w końcu otrzymałam swoje dzieło.
Obraz przedstawiał dziewczynę znajdującą się na stoku narciarskim razem ze swoją rodziną. W dłoni trzymała kijki, a na nogach miała narty. Jej włosy swobodnie opadały spod kasku na kurtkę.
Rozmarzyłam się, ponieważ zawsze chciałam wyjechać w góry, ale nigdy mi się to nie udało. Chciałam chociaż raz zjechać z wysokiego stoku na nartach, czując beztroskę i szczęście.
Pokręciłam głową, żeby wrócić do rzeczywistości, i skarciłam się za to, że myślałam o rzeczach, które nigdy w moim życiu się nie wydarzą.
Wstałam i po chwili znalazłam się przy szafie, aby obejrzeć ubrania, jakie zostawiły mi stylistki.
W środku znajdowały się różności. Począwszy od spódniczek i spodni, a skończywszy na licznych różnokolorowych bluzach i topach. Wszystko było tak piękne, że nie mogłam się na to napatrzeć.