- bestseller
- nowość
- promocja
My. Kronika upadku - ebook
My. Kronika upadku - ebook
Nikt nie jest prorokiem we własnym kraju… ale trudno też być nim poza jego granicami.
„My. Kronika upadku” to próba odpowiedzi na pytanie: „Co się stało z Rosją?”. To ostre, błyskotliwe i pełne emocji felietony Dmitrija Glukhovsky’ego, z których każdy jest reakcją na wiadomości i czasem pozornie błahe wydarzenia z życia Rosjan i Rosji, a zebrane razem tworzą historię reżimu Putina od 2012 roku do pełnoskalowej wojny w Ukrainie. Dopiero z dzisiejszej perspektywy wyraźnie widać to, co usiłował nam przekazać Glukhovsky: jak krok po kroku, wydarzenie po wydarzeniu, znikały wolność i demokracja, jak brutalizowały się resorty siłowe, jak powracały duchy Związku Radzieckiego, jak militaryzowała się państwowa ideologia i jak kraj gotował się do wojny. Autor komentuje swoje teksty z dzisiejszej perspektywy, patrząc na siebie i własne postrzeganie rzeczywistości jak na swego rodzaju historyczny artefakt. Ta książka z niepokojącą jasnością pokazuje, jak wielu rzeczy woleliśmy nie dostrzegać, jak wiele sygnałów wypieraliśmy i o jak wielu sprawach nie chcieliśmy wiedzieć, podczas gdy Rosja metodycznie i konsekwentnie maszerowała w kierunku wojowniczej tyranii.
„Trzymacie w rękach bilet na crash test z bliska. Wiecie, że w finale samochód przywali w ścianę, a mimo to będziecie zahipnotyzowani patrzeć, jak auto się rozpędza, jak podrygują w nim manekiny, jak przy uderzeniu zostanie wgnieciona maska i wybuchną poduszki powietrzne. Zapiski Dmitrija Glukhovsky’ego o wydarzeniach w Rosji, prowadzone od 2012 roku, to pędzenie Rosji na betonowy mur. Na końcu znajduje się wojna i otchłań autorytaryzmu, ale najpierw jest jazda, na którą zaprasza instruktor Glukhovsky. Dla mocniejszych wrażeń przebija szpikulcem poduszki powietrzne i rozregulowuje hamulce – im silniejsze zderzenie z murem, tym lepiej.” – Kuba Benedyczak, autor „Oddziału chorych na Rosję”
Kategoria: | Esej |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788368053937 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jak to się stało, że kraj, który jeszcze niedawno zmierzał w przyszłość, nagle dokonał ostrego zwrotu? Jak doszło do tego, że z mocarstwa, które odrzuciło totalitaryzm, dobrowolnie wycofując swoje pancerne armie z Europy i otwierając ramiona dla Ameryki, znów zamienił się w obrażone na cały świat państwo zbójeckie? Jak i kiedy doszło do tej złowrogiej przemiany?
Jak to możliwe, że naród, któremu wojna z Ukrainą została początkowo narzucona, nie spierał się i nie sprzeciwiał tej rzezi? Że znaleźli się ludzie gotowi szczerze ją popierać i tacy, którzy zgodzili się wziąć w niej udział – dla zysku lub z powodu możliwości, które otwarły się przed nimi w zamian za jawne i oczywiste bestialstwo?
Dlaczego bezwzględna większość moich współobywateli wolała udawać, że tej wojny po prostu nie ma, że w żaden sposób ich nie dotyczy – nawet wtedy, gdy już zaczęła ich dotyczyć?
Dla mnie ta wojna była nie tyle zaskoczeniem, co prawdziwym szokiem.
W swoich powieściach z zapałem kreśliłem apokaliptyczne scenariusze, ale w rzeczywistości nie mogłem uwierzyć, że w XXI wieku jest możliwe takie potworne barbarzyństwo, takie bezmyślne okrucieństwo, taka łatwowierność zwykłych ludzi w obliczu tak bezczelnych łgarstw propagandy. A jednak wojna wybuchła i toczy się już drugi rok. I wywołała ją Rosja, moja ojczyzna.
Na pytanie: „Jak Rosja zmieniła się z demokratycznego państwa w totalitarną, neosowiecką dyktaturę?”, odpowiedź brzmi oczywiście tak, że Rosja nigdy nie była demokracją, ale też wciąż nie jest totalitarną dyktaturą. Przez całe te trzydzieści lat nasz kraj był i nadal jest na wskroś skorumpowaną republiką bananową – na wzór tych w Ameryce Łacińskiej czy Afryce – ale zamiast bananami handluje i szantażuje świat gazem i ropą.
Stojący u steru przypadkowi ludzie, miernoty i beztalencia, uczepili się pokaleczonych wymion wielkiego niegdyś imperium i wydoili je do krwi. I to właśnie ci tymczasowcy ze wszystkich sił starają się przejść do wieczności, właśnie ci samozwańcy próbują przekonać lud o sakralnej naturze władzy. I właśnie dlatego, że zdają sobie sprawę ze swojej przypadkowości, tak bardzo starają się zasłonić bohaterskim mitem własny goły tyłek.
Najpierw próbowali odgrywać nowoczesne i postępowe demokratyczne państwo, teraz usiłują przedstawić naszą bananową republikę jako nowe wcielenie stalinowskiego Związku Radzieckiego. W rzeczywistości jednak cała ta mazanina na kartonowo-gipsowych konstrukcjach jest potrzebna tylko po to, by ukryć prawdziwe procesy zachodzące w Rosji: procesy gnicia i gorączkowego rozkradania, upychania po kieszeniach niszczejącego majątku narodowego.
To niekończąca się historia oszukiwania innych i siebie, w której władza okłamuje nieszczęsny, pozbawiony praw naród, marzący o zwykłym ludzkim życiu, mówiąc mu, dlaczego to życie jest dla niego nieosiągalne, a nawet przeciwwskazane. Ponieważ istnieje rzekomo jakaś historyczna misja, dla której musi wszystko poświęcić, tak jak zrobili to jego ojcowie i dziadowie. Ponieważ jesteśmy otoczeni wrogami, „nas dziś gnębią siły ponure”, jak śpiewało się w rewolucyjnej pieśni sprzed stu lat i jak śpiewa się po dziś dzień w telewizyjnej propagandzie. Dlatego lichotę życia Rosjanina można uzasadnić wielkością Rosji.
Ale dlaczego naród, który wyszedł z niewoli egipskiej na spotkanie wolności, zatęsknił na pustyni za batem i sam powlókł się z powrotem do swoich nadzorców? Kiedy Rosja została opętana przez biesa, przez którego miota się w ataku szału, bluzgając nieartykułowanymi przekleństwami i absurdalnymi oskarżeniami, rzucając się z pianą na pysku na swoich sąsiadów, próbując rozszarpać im gardła? I jak nazywa się ten demon?
Do tej transformacji wcale nie doszło błyskawicznie. Odbywała się stopniowo i w żadnym razie nie spontanicznie; kierowały nią państwowe i lojalne wobec państwa mass media, a wszystko to w kontekście nasilenia nie tylko propagandy, ale i represji, tak że każdy mieszkaniec Rosji zaczynał powoli rozumieć, jak wolno mu myśleć, a jak nie warto. Ledwie parę lat przed zajęciem i aneksją Krymu w Rosji panowały jednak zupełnie inne nastroje – tylko nieliczni obywatele pragnęli odzyskać dawne ziemie radzieckie czy imperialne, natomiast większość marzyła o modernizacji i dalszym dryfowaniu na Zachód. A i po dziś dzień pomimo tytanicznych wysiłków i nieograniczonych środków na propagandę, pomimo mocno nagłaśnianych represji, mimo eliminowania aktywistów politycznych i totalnej cenzury – rosyjskim władzom nie udało się osiągnąć jednomyślności, choć otwarty opór wobec reżimu i rozpętanej przez niego wojny został złamany. Niemniej wojnę – i cały ten paranoidalno-rewanżystowski projekt Putina – popiera znaczna część społeczeństwa.
Ta książka składa się z artykułów i felietonów, które pisałem dla różnych periodyków w ciągu ostatniej dekady; przeważnie komentując wydarzenia, które zdawały się wówczas ważne, a czasem nawet przełomowe, i dokumentując to, jak reagowała na nie opinia publiczna. Poza tym przy okazji, dokonywałem sam dla siebie pewnych odkryć dotyczących „losu ojczyzny” i „stanu umysłów”.
I chociaż publikując je tutaj w porządku chronologicznym, układam je jak zapiski w dzienniku pokładowym statku kosmicznego spadającego w czarną dziurę, to wzięte razem, teksty te tworzą też coś więcej: mozaikę przedstawiającą nie tylko spotykającą Rosję katastrofę, ale i Rosję, którą ta katastrofa spotyka.
Kto winien? – sami dobrze wiecie. Co robić? – to pytanie za sto punktów. Ale jak do tego doszło? – to proszę bardzo, o tym mogę długo.
Aby przypomnieć, jakie wydarzenia są komentowane w tym czy innym artykule, postanowiłem opatrzyć każdy z nich wprowadzeniem opisującym kontekst historyczny: to ważne, ponieważ o niektórych wypadkach czy dyskusjach zdążyliśmy zapomnieć, choć kilka lat temu społeczeństwo było nimi bardzo zbulwersowane. Często snułem prognozy – a ponieważ nierzadko się też myliłem, artykuły te wymagają mojej własnej oceny post factum. Oceny te przedstawiam w komentarzach, które umieściłem po każdym z artykułów.
W wielu z tych tekstów wykorzystywałem pewien chwyt retoryczny: pisałem w imieniu ludzi żyjących w Rosji w tym samym czasie co ja, w „naszym” imieniu. „Myślimy”, pisałem, „czujemy”… Starałem się diagnozować procesy zachodzące w narodzie, czując się jego częścią.
Ale czy mam prawo mówić w imieniu tego narodu, choć nie przewidziałem ani wojny, ani faktycznej narodowej zgody na jej rozpętanie, choć znajduję się dziś na emigracji politycznej, a we własnej ojczyźnie zostałem napiętnowany jako obcy agent i wydano za mną list gończy?
I kim są ci „my”? Czy da się opisać osławiony „rosyjski naród” lub, mówiąc słowami naszej konstytucji, „wielonarodowy lud Rosji”? Czy można wliczyć do niego wszystkich ludzi w Rosji mieszkających? Co ich łączy oprócz czerwonego paszportu, obowiązku płacenia podatków Kremlowi i poświęcania dla niego życia na szaleńczych wojnach? Czy inteligencja lub klasa średnia są w ogóle jego nieodłączną częścią, myślącą i czującą tak samo jak umowne „masy”?
Są to pytania otwarte.
Myślę jednak, że czasem udawało mi się wyczuć i opisać jakieś kompleksy, jakieś bolesne punkty, jakieś ambicje i marzenia, które stanowią wspólny mianownik dla licznych i bardzo różnych moich współobywateli. A kiedy naniże się te artykuły w porządku chronologicznym na nić przeobrażenia Rosji z kraju próbującego być normalnym w państwo, które tę normalność odrzuca – zaczynają wyglądać jak prawdziwa kronika naszej wspólnej jaźni i zbiorowej nieświadomości. Kronika upadku w czarną dziurę.11 MAJA 2012
Bądź przeklęty, towarzyszu Stalin
Towarzysza Stalina nie wolno u nas ruszać – gdyby ktoś próbował, zadepczą go dzieci katów i niewolnicy z syndromem sztokholmskim. Ale ty pamiętasz…
…Czwarta rano. Dzwonek do drzwi. Otwierasz – na progu stoi ich trzech. Czapki z chabrowym otokiem. Przyszli po ciebie. Wykręcają ci ręce, wywlekają na podwórze, wsadzają do więźniarki z napisem „CHLEB”, wiozą gdzieś, obiecując, że wszystko wyjaśnią, a kilka godzin później, po zmiażdżeniu ci moszny obcasem, pobiciu do nieprzytomności i wymuszeniu przyznania się do winy, wyprowadzają cię na wilgotny więzienny dziedziniec i strzelają ci w brzuch. Potem – gdy jeszcze żyjesz – dobijają cię. Twoim rodzicom mówią, że dostałeś dziesięć lat bez prawa do korespondencji. I jeszcze przez dziesięć lat będą wierzyć, że cię zobaczą.
Albo to:
…Nie masz nic do żarcia. Nie masz, bo przychodzą oddziały aprowizacyjne i wszystko zabierają, a kto się z nimi kłóci, tego zabierają za stodołę i strzelają mu z mosina w głowę. Odebrali ci całe ziarno, które zamierzałeś zasiać. I nie ma teraz nic do żarcia. I znów przychodzą oddziały aprowizacyjne. Żeby zabrać ostatnie resztki, które cudem udało ci się ukryć. Bez których zginiesz. Z twoich siedmiorga dzieci dwoje umarło z głodu na twoich rękach, a jedno, najmłodsze, twoja żona sama udusiła poduszką, bo nie ma już mleka, a ono bez ustanku krzyczało z głodu. Sąsiedzi podobno zmarłym maluszkiem nakarmili dzieci, które pozostały przy życiu. Te pytały, skąd wzięło się to mięso – a matka płakała w głos. I myślisz: a czy ja będę tak potrafił? I bierzesz do rąk obrzyna, który został ci jeszcze z wojny światowej, a sąsiad bierze widły, i przeganiacie pasożytów. A kilka miesięcy później rzucają na was, chłopów, wspaniałego marszałka Tuchaczewskiego z kawalerią. Żeby jednak nie marnować na was kawalerii, Tuchaczewski postanawia wytruć was toksycznymi gazami. I puchną, czernieją, duszą się twoi sąsiedzi. I ty sam zdychasz. I wszystkie twoje dzieci, które cudem przetrwały głód.
A to pamiętasz?
…Jesteś bohaterem. Musisz nim być! Bo broniłeś tej cholernej cerkwi przez całą dobę. Bo czterech zabiłeś na pewno, a piąty odczołgał się do tyłu, w drgawkach, zostawiając za sobą szeroką jaskrawoczerwoną smugę, aż wpadł do własnego okopu. Ale wcale nie jesteś bohaterem: nie miałeś dokąd uciec, a gdybyś spróbował się wycofać – czekałoby na ciebie NKWD. Ty miałeś karabin, oni pepesze. Ścięliby cię serią i zostawili, aż wyrzygasz całą krew. Ty masz swoją służbę, oni swoją. Gnidy… Waśkę z sąsiedniej ulicy, który stał z tobą ramię w ramię przez ostatnie dwa lata, kula trafiła w policzek, miażdżąc wszystkie zęby, nie udało się zatrzymać krwotoku. A potem szkopy wyciągnęli moździerz, dorwali cię jednak, doznałeś wstrząśnienia mózgu. Doszedłeś do siebie – oszczędzili cię. Wzięli do niewoli. A towarzysz Stalin powiedział: my jeńców wojennych nie mamy. I wsadzili cię do obozu koncentracyjnego. Sformowali kompanię, połowa umarła z głodu, wszystkich oficerów od razu postawili pod ścianą, tych, którzy powiedzieli prawdę, i tych, którzy próbowali kłamać. Komunistów zatłukli kolbami. A ty przeżyłeś. I uciekłeś. Przekroczyłeś linię frontu i do swoich! Chciałeś dalej walczyć! Pokazać tym draniom… A ciebie NKWD, raz!… Taka służba. Zęby ci wybili. Chcieli wiedzieć, czy szkopy cię werbowały, czy nie. I na wszelki wypadek posłali cię na piętnaście lat do Republiki Komi. Do łagru. Wyszedłeś – bez zębów, bez wątroby, bez żołądka. Bez duszy. A potem, przez tyle, ile ci jeszcze zostało – może dziesięć lat – będziesz marzył o udowodnieniu, że nic nie zrobiłeś. A oni wcale nie uważali, że jesteś winny. Oni tylko tak, na wszelki wypadek.
To nie Stalin wygrał wielką wojnę ojczyźnianą. Zwyciężyli w niej ludzie. A on tych ludzi – swój własny naród – traktował jak gwoździe, jak cement, jak pręty zbrojeniowe, jak łajno.
Niech będzie przeklęty.
Spojrzenie z przyszłości
Mniej więcej w tamtym czasie kult Stalina, który był wcześniej domeną ideowych komunistów i tęskniących za młodością starych dziadów, zaczął powoli przechodzić do głównego nurtu polityki. Jakiekolwiek represje obmyślali na Kremlu – wystarczyło wspomnieć o Stalinie, by wszelkie putinowskie ograniczenia swobód zdawały się w jego cieniu liberalnymi pieszczotami. Sam Putin wielokrotnie powtarzał: „To przecież nie 1937 rok”, mając na myśli, że w porównaniu ze szczytowym okresem stalinowskiego terroru jego samego cechuje jakoby niezwykły liberalizm i łagodność. W tych wzmiankach pobrzmiewała też jednak groźba: to nie trzydziesty siódmy, ale lepiej nie testujcie mojej cierpliwości. Jego przewrotność widać też w czym innym: do pewnego stopnia Putin przymierzał mundur generalissimusa, marząc o wprowadzeniu zmian na mapie świata z nowymi Churchillem i Rooseveltem, domagając się od byłych sojuszników nowej Jałty. I ta stalinomania, ten pociąg do historycznej rekonstrukcji, a potem i restauracji – pragnienie rozegrania drugiej wojny światowej na nowo, po swojemu, w duchu Jankesa na dworze króla Artura, z desantowcami i bronią jądrową, było jednym z czynników, które popchnęły go do wojny.
Nie należy przy tym zapominać, że dziś Rosją faktycznie rządzą dawni agenci FSB, spadkobiercy KGB i NKWD; spadkobiercy oprawców. I czują się kontynuatorami tamtej władzy, są zwolennikami tamtych metod, podczas gdy Memoriał, organizacja społeczna, która badała zbrodnie stalinizmu i pracowała nad zachowaniem pamięci o masowych represjach, została zdelegalizowana i zamknięta. A psy łańcuchowe zostały spuszczone na krytyków Stalina tuż przed tym, jak jego kult zaczął się przekształcać w sekretną kremlowską religię – która teraz jest wyznawana otwarcie i bez skrępowania.