- W empik go
My love was blind - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lipca 2020
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
My love was blind - ebook
Jedno jest pewne — takie historie się zdarzają. W waszych rodzinach, u waszych przyjaciół, u sąsiadów za ścianą. I na pewno nie zawsze są to chciane historie w życiorysach.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8189-948-2 |
Rozmiar pliku: | 2,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kilka słów ode mnie
Już mówiłam, że ta historia wiele mnie kosztowała. Kurczę, dziwne jest pisanie o czymś, co w przeszłości sprawiło ci wiele bólu i cierpienia. Dzisiaj jest już całkiem nieźle, nie musicie się martwić. Miałam wiele pomysłów na to, co chciałam napisać w mowie wstępnej, w końcu to moja pierwsza w życiu i to jeszcze w dodatku do historii, która jest dla mnie mega ważna. Ale oczywiście — przyszło co, do czego i nie wiem co napisać. Musimy wyjaśnić sobie kilka kwestii. Ta historia jest oparta na prawdziwych wątkach. Prawdopodobnie nigdy nie powiem o które chodzi, zostawię to do Waszej interpretacji. Cała reszta to fikcja. To wychodzi mi najlepiej — pisanie fikcji. Podobno. Jeśli ktoś poczuje się urażony tą historią — niech wróci do tego momentu, bo nie mam zamiaru przepraszać. Nie mam też zamiaru osiągać popularności tą historią. To dla mnie forma uspokojenia duszy. Więc jeśli czujesz się urażony, bo przeczytałeś coś niedorzecznego w Twoim mniemaniu to pomyśl — czy kiedykolwiek czułeś się źle, wyrządzając mi krzywdę? Potraktuj to jako karę. To jedyne, co mogę zrobić. Tego nie da mi się odebrać. Naprawdę, możecie mi kazać się zamknąć, ale pisać nikt nigdy mi nie zabroni, jakiekolwiek to nie byłoby kontrowersyjne.
Liczę na to, że może jednak ta opowieść sprawi, iż ujrzycie światło. Nie chcę tą historią nikomu narzucać tego, co powinien zrobić ze swoim życiem ani nie chcę narzucać czy potrzebuje pomocy czy też nie, ale jeśli otworzę oczy choć jednej osobie to będę traktowała to jak osobisty sukces.
Jeśli macie jakiekolwiek pytania w związku z fabułą czy też z wymienionymi tu schorzeniami/chorobami to wiecie, gdzie mnie szukać.
Love,
Szkrab Bloomy.Prolog
Część pisana od listopada 2019 do stycznia 2020
Czerwiec 2015
Igor:
— Już żałuję, że nie będziesz mógł razem ze mną wyrywać tych dupeczek. — Marcin roześmiał się głośno i poklepał mnie po plecach.
— To impreza u Rasty, jestem pewien, że będą tam same nieszanujące się… — przerwał mi.
— No nie wiem — mruknął. — Wrzucasz wszystkie panny do jednego wora.
Westchnąłem. Ale miałem prawo tak sądzić, Rasta nie miał innych koleżanek, pewnie wszystkie zaliczył.
— Jak tak dalej pójdzie to nigdy nie znajdziesz żony. — dodał zirytowany.
— Nie potrzebuję niczego więcej niż energetyków — warknąłem. — A ona… Ona musi mieć to coś.
— A Mali tego nie ma? — zapytał.
Westchnąłem ponownie. Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć.
Czy miała to coś? Coś tam na pewno. Ale co? Zacisnąłem szczękę.
— Wiesz co? — spojrzałem na niego. — Powinniśmy tam pójść zanim się rozmyślę. — wstałem od stołu i poszedłem do pokoju.
— Wiedziałem, że cię namówię! — zawołał za mną Marcin.
Uśmiechnąłem się przelotnie. Niech dzisiaj nic nie ma znaczenia — tylko ja i wódka.
Rasta był moim znajomym ze studiów. Nigdy nie ukrywałem, że nie lubię frajera, ale skoro postanowił przezwyciężyć swoją dumę i zaprosić mnie na swoje urodziny — dostał plusa za to.
Jak widać nie wszyscy trzymają się własnych zasad.
Nie dla wszystkich duma i honor są ważniejsze.
Nie to co dla mnie. Miałem swoje zasady i jeśli ktoś ktokolwiek chociaż raz spróbował je złamać — nie miał dla mnie znaczenia. Od razu urywałem kontakt. Być może byłem zbyt surowy czy wymagający, ale pieprzyć to. Nikt nie będzie marnował mojego czasu, jeśli nie ma mi nic do zaoferowania.
Rasta się wysilił. Zamienił swoje mieszkanie w klub. W imitację klubu. Po prawo od wejścia do którego prowadził długi korytarz ustawił bar. Z setką drinków i morzem alkoholu. Idealnie wypolerowany parkiet na wprost robił za miejsce do tańczenia. Po lewo dostrzegłem rząd skórzanych kanap i to właśnie tam usadowiłem się z drinkiem i swoimi znajomymi. Z Mali u boku.
Mali, a właściwie Malwina nie była złą dziewczyną. Może lekko dziecinną i to najbardziej mnie irytowało.
Było tam bardzo dużo ludzi. Połowy z nich nie byłem w stanie rozpoznać. Wpatrywałem się w dwie dziewczyny przy barze — jedna z nich miała niebieskie włosy, druga była blondynką. Obie wyglądały tak jak się tego spodziewałem. Jak typowe znajome Rasty. Wieczne imprezowiczki z wódką w ręce zakrywające się za osłoną hipstera. Gardziłem takimi.
W pewnym momencie obie uśmiechnęły się szeroko i spojrzały w głąb korytarza. Sam zrobiłem to odruchowo.
I wtedy zobaczyłem ją.
Świat zwolnił, a ja po raz pierwszy poczułem takie bicie serca. Zakręciło mi się w głowie. Głosy do mnie nie docierały. Miała długie, jasne włosy, kolczyka w nosie, oszałamiającą urodę i jeszcze lepszą figurę.
— Wszystko okay? — zapytał Marcin z kpiarskim uśmieszkiem.
Spojrzałem na niego.
— Muszę się napić. — odpowiedziałem i podszedłem do baru.
Ona już przy nim siedziała ze swoimi koleżankami — wspomnianą blondynką i tą z niebieskimi włosami. Wypiły przy mnie trzy kolejki, a potem Rasta do niej podszedł. Ścisnąłem szklankę. Pocałował ją w czoło.
Właśnie o tym mówiłem, gdy stwierdziłem, że ona musi mieć to coś.
Ona zdecydowanie to miała.
_„Chora od gadania tych wszystkich ludzi,_
_Chora od całego tego hałasu_
_Zmęczona tymi fleszami kamer,_
_Zmęczona byciem pewną siebie_
_Teraz moja szyja jest wyciągnięta wysoko w górę,_
_Błagając o dłoń, która się wokół niej zaciśnie_
_Udusiłam się już swoją dumą,_
_Więc nie ma nad czym płakać”_
_Halsey „Castle”_
Czerwiec 2015
Michalina:
Otworzyłam oczy.
— Kurde — burknęłam pod nosem, szukając telefonu pod poduszką. — Kurde.
Zerknęłam na wyświetlacz ze zmrużonymi oczami. Jedenasta czterdzieści. Chyba wczoraj przesadziłam. Zdecydowanie przesadziłam. Kliknęłam w ikonkę Messengera i napisałam do Klary — cóż z tego, że była za ścianą. Rozejrzałam się wokół i zobaczyłam śpiącego obok mnie Rastę. Niech to szlag. Czas się ewakuować.
Obudziłam go szybko. Zjedliśmy śniadanie, podczas którego kupiłam bilety na pociąg. Na samą myśl o tym, że następnego dnia muszę wyglądać jak człowiek zrobiło mi się słabo.
Zawsze było mi słabo.
Zacisnęłam zęby.
Nie mogłam pozwolić sobie na to, by zaatakowało mnie w pociągu. Oczywiście, że wzięło to nade mną górę. Zamknęłam oczy spanikowana. Już po mnie.
Powinnam mieć na imię Depresja, a nie Michalina.Jesteś kłamczuchą
_„Myślę, że posunęłam się za daleko_
_I potykam się pijana, wsiadając do samochodu_
_Boli mnie niepewność”_
_Halsey „3am”_
Listopad i grudzień 2015
Michalina:
Uważam, że jeśli w miarę kojarzy się polską tradycję to wie się, że ostatniego dnia listopada obchodzimy Andrzejki.
Tamtego roku ten dzień był dla mnie wyjątkowo bolesny.
Minął prawie miesiąc od naszego rozstania, a ja po całym, ciężkim miesiącu, z wiecznie zapuchniętymi oczami od płaczu, wciąż miałam nadzieję na to, że może jednak zejdziemy się z Igorem. Oczywiście była to tylko złudna nadzieja, ale przecież tonący nawet brzytwy się chwyta.
Nie wiem co ja wtedy miałam w głowie. Odbiło mi. Totalnie.
Nie liczyło się nic poza tym, żeby do niego wrócić. Sama nie wiem czy była to już desperacja czy coś innego, ale zdecydowanie zachowywałam się jak desperatka, będąc na każde jego zawołanie. Nie wiem czego on ode mnie wymagał — żebym udawała, że nic się nie stało? To oczywiście absurdalna wizja. Bo jak mogłam udawać, że nic między nami się nie wydarzyło, skoro moje serce było zdeptane i wyplute? No właśnie.
W tamtym okresie mojego życia moja umiejętność oszukiwania samej siebie praktycznie nie istniała. Nie umiałam wmawiać sobie, że rzeczywistość wygląda inaczej niż wyglądała. Być może dlatego byłam kłębkiem nerwów i tylko egzystowałam. Budziłam się każdego dnia czując się w jak ogromnej bańce mydlanej. To, co mnie otaczało było gdzieś daleko poza moim zasięgiem. Nikt nie umiał tchnąć we mnie życia, a Klara, jeśli tylko pojawiała się w mieście na weekend (studiowała na ASP w Łodzi) to tylko rozkładała ręce. Była bezsilna, bo mówiła coś do mnie, a ja odpływałam myślami do świata w którym knułam co raz to nowe sposoby na to, by Igor do mnie wrócił. I być może to mnie zgubiło.
Ale za to posłuchałam mojej przyjaciółki i jeszcze we wrześniu zapisałam się do szkoły policealnej. Nie poszłam na studia, ale wylądowałam w klasie w której wszystkie moje koleżanki miały po trzydzieści parę lat i tak jak ja chciały dowiedzieć się czegoś o uzależnieniach, bo właśnie z tym był związany nasz kierunek.
— Halo — Klara pstryknęła mi palcami przed twarzą. — Jest środek listopada, kiedy ostatnio byłaś w tej szkole?
Oprzytomniałam.
— W październiku. — szepnęłam mechanicznie.
— Boże kochany, co ten facet z tobą zrobił? — warknęła. — Mam ochotę go znaleźć i spuścić mu łomot. To nie może być takie trudne — ciągnęła. — Przecież to znajomy Rasty. Nic tylko do niego napisać…
— Przestań. — syknęłam.
Westchnęła.
— Jutro sobota. Wstaniesz rano i pójdziesz do szkoły. Musisz wychodzić do ludzi, bo inaczej oszalejesz. — zarządziła.
Chyba za późno.
Poczekałam, aż dopije kawę i wyjdzie z mojego domu. Mogłam w końcu sięgnąć po laptopa i zatopić się w swoim świecie rozpaczy. Nie wiem kim byłam w tamtym czasie. Stalkerką? Być może, patrząc na to z jaką łatwością przychodziło mi wyszukiwanie nowych informacji o nim. Katowałam się coraz to nowymi wpisami na jego koncie na asku, czytając je w kółko i w kółko, aż w końcu nauczyłam się ich na pamięć.
Myłam zęby, mając w głowie te jego posty.
Brałam prysznic.
Gotowałam, biegałam, wychodziłam z psem, z kuzynem na fajkę, wciąż miałam w głowie jego słowa, dwadzieścia cztery godziny przez siedem dni w tygodniu. Nie spałam, mało jadłam i byłam na granicy nerwowego i fizycznego wyczerpania.
Jedyne co trzymało mnie wtedy przy życiu to te cholerne Winstony jagodowe. I kawa. Litry kawy. I katowanie się jego słowami.
Długo szukałam odpowiedzi na pytania „Dlaczego tak się krzywdziłaś? Dlaczego byłaś tak uparta i nie potrafiłaś odpuścić?”.
Przez lata moja samoocena leżała i kwiczała. Mój system wartości był podkopywany przez cały tabun ludzi. Relacje z nimi były dla mnie trudne, chociaż z czasem sama z nich zrezygnowałam to człowiek jest zwierzęciem stadnym i potrzebuje towarzystwa.
Potrzebowałam towarzystwa, chociaż zapierałam się, że nie. Czułam się samotna i właśnie wtedy zaczynałam wmawiać sobie pewne rzeczy. Właśnie w tamtym momencie nauczyłam się, że niewypowiedziane słowa nie muszą być prawdziwe, więc w swojej głowie miałam pewien zbiór teorii o ludzkości i właśnie w tamtym momencie, pierwszą rzeczą jaką sobie wmówiłam było — nie potrzebujesz ich, dasz sobie radę sama. Co oczywiście było ohydnym kłamstwem. Ale przecież niewypowiedziane słowa nie muszą być kłamstwem.
Gdy uświadomiłam sobie, że zaczynam posiadać moc oszukiwania samej siebie, wiedziałam już, że jestem o krok przed wszystkimi. To było doskonałe narzędzie. Mogłam czuć się lepsza tylko dlatego, że mogę się oszukać. A skoro tak mi się to spodobało, później robiłam to non stop. Wmawiałam sobie, że wcale nie jestem samotna, to oni nie byli godni, by zostać moimi towarzyszami. Co z tego, że czasami przychodził moment otrzeźwienia. To było bolesne, dlatego ostatkami silnej woli szybko wmawiałam sobie, że to, co prawdziwe jest kłamstwem.
Co mam na myśli? Odwróciłam sobie fakty. To, że byłam samotna traktowałam jak kłamstwo, a to, że wcale tak nie jest jak prawdę. Zakłamywałam rzeczywistość, by uspokoić i połechtać swoje ego.
I choć brzmiało to jak plan idealny na przeżycie reszty lat, wiadome było, że prędzej czy później to wszystko jebnie na łeb, na szyję.
Na asku miałam mnóstwo czytelników.
Ale miałam też miejsce w sieci w którym starałam się być bardziej anonimowa. Konto na photoblogu założyłam jeszcze w gimnazjum, gdy zrobiła się na to moda. Początkowo swoją nazwę związałam z jedną z bohaterek sagi Zmierzch. Wiadomo, wtedy, gdy w szkole wszyscy się dowiedzieli, kręcili ze mnie bekę, ale byłam już tak pogrążona, że nawet mnie to nie ruszało.
Potem zmieniłam nazwę na swoją datę urodzenia. Nikt nie czaił co to za cyfry, bo jednak żyłam w kręgu idiotów, ale wiedziałam, że mogę tam się wyżyć. Pisałam posty, krótkie, długie, pełne aluzji odnoszących się do mojej obecnej życiowej sytuacji, żonglując słowami. Wylewałam z siebie najgorsze emocje, opisując swoje imprezy, upijanie się i wspominając o swoich dramatach i tym, jak bardzo nienawidzę ludzi.
_„Nie wierzcie we wszystko co o mnie mówią._
_Prawda jest jeszcze gorsza.”_
Zabawne. Chyba nie byłam świadoma tego, co znaczą te słowa.
Wtedy byłam z nich dumna. Dzisiaj mam ochotę napluć sobie w twarz.
No wiecie, nikt nie wiedział, że przechodzę przez emocjonalne piekło każdego dnia na nowo i na nowo. Nie umiałam o tym mówić bezpośrednio. Wrzucałam tylko jakieś urwane wpisy na swoich kontach w mediach, często aranżując je na anonimowe. Bo wiecie, bez twarzy to nie jest takie mocne. Gdyby ktoś wiedział, że to moje słowa, nadałbym im osobisty charakter, a tak to znikały w morzu powszechności internetowego gówna. Ale przynosiły ulgę, a to najważniejsze.
Mogłabym cytować tysiące z tych słów, o mojej rozpaczy i o tym jak bardzo nienawidziłam ludzi i siebie samej, ale obiecuję, zostawię wam najlepsze kąski.
Otóż tamtej soboty poszłam na zajęcia. Tydzień później również. I w następnym tygodniu znowu.
Dlaczego wspominałam o Andrzejkach? Bo to była idealna wymówka do tego co zrobiłam później, by ratować sytuację.
Miałam kontakt z Igorem, ale przecież moja głowa zaczęła ostro fiksować. Z jednej strony nie chciałam go zawieść i stawiałam siebie w najlepszym świetle, a z drugiej wciąż szukałam sposobu na to, by zwrócić jego uwagę i sprawić, że do mnie wróci. No i znalazłam.
Tylko, że to był pieprzony strzał w kolano. Okłamałam go i mniej więcej przed Mikołajkami byłam skończona. Na nic zdały się moje tłumaczenia, że go kocham. Że go potrzebuję. Że jestem słabą istotą. Zablokował mnie i to był koniec mojej marnej egzystencji.
Szczerze to nie wiem jak przeżyłam te kilka dni. Chciałam zdechnąć i dostawałam mdłości, jednocześnie katując się sposobami na naprawienie tej sytuacji.
Siedząc na zajęciach w szkole, w Mikołajki, rozmawiałam z Klarą na messengerze. Wpadłam na szalony pomysł. Zarezerwowałam bilety na pociąg. Na najbliższy czwartek.
W mieście w którym studiował Igor miałam koleżankę. Wykonałam do niej kilka telefonów i pozwoliła mi u siebie nocować. Wieczorem poszłam do rodziców i skłamałam im, że właśnie ta koleżanka organizuje spóźnione Andrzejki i w czwartek idę na imprezę. Zgodzili się, bo ją lubili. Alibi miałam zapewnione.
Tak więc cały poniedziałek, wtorek i środę chodziłam podekscytowana po domu, ciesząc się sama do siebie, ale mając też pewne obawy. Przecież nie będzie chciał ze mną rozmawiać. Nie, moja głowa traktowała to zupełnie inaczej. Znowu karmiłam się jakimiś złudzeniami, ale przecież miałam dzięki temu lepszy humor, więc chyba działało. Nie zmrużyłam oka. Wygrzebałam jego adres w starych wiadomościach. W wakacje wysłałam mu pocztówkę, zapisując sobie jego adres jeszcze w notesie na wypadek, gdyby nasze wiadomości zniknęły. Już wtedy czułam, że ten adres może mi się przydać i przybiłam sobie mentalną piątkę za swój geniusz.
Czwartkowy poranek spędziłam na kawie w Maku, z mapą rozłożoną na blacie stolika. Okazało się, że to mieszkanie znajduje się niedaleko dworca. Zaznaczyłam sobie całą trasę kolorowym długopisem. A potem wsiadłam do pociągu.
Nie mogłam usiedzieć z podekscytowania. Dopiero, gdy wysiadłam poczułam strach. A co, jeśli to się nie uda? Stojąc pod odpowiednią klatką, wzięłam trzy oddechy i weszłam do środka. W środku już panowała ciemność. Żadnego światła, ale ja przygotowałam się na to, biorąc z domu latarkę (czujecie jak bardzo miałam najebane w głowie?).
Wdrapałam się na odpowiednie piętro, ponownie wzięłam trzy głębokie wdechy i zapukałam do drzwi.
Problem był tylko taki, że dziewczyna, która mi otworzyła, zapierała się, że Igor tam nie mieszka. Nie pamiętam już czy powiedziała coś więcej. W mojej głowie wciąż szumiały jej słowa, że go tutaj nie ma.
Roztrzęsiona wyszłam z klatki. Cały plan diabli wzięli. Zadzwoniłam do mojej koleżanki, by zapytać gdzie się widzimy. Był mróz, a ona jak na moje nieszczęście powiedziała, że tramwaj utknął na drugim końcu miasta i kazała mi czekać na jakimś przystanku.
Przez pierwsze pół godziny siedziałam pod klatką tej przeklętej kamienicy. Potem przeszłam się w jedną i drugą stronę, łudząc się, że może w końcu go zobaczę. Próbowałam się do niego dobić, ale początkowo nie reagował.
A potem go dostrzegłam. Z jakąś dziewczyną. Miała granatowy płaszcz i szli objęci.
Poczułam jak świat zwalnia. W mojej głowie rozegrało się istne tornado myśli.
Miał inną? Co? Przecież ja byłam dla niego taka dobra, a on miał inną? Co to za wywłoka?
Cudem poszłam za nimi, weszłam do klatki, ale zabrakło mi odwagi, by się odezwać. Widziałam tylko jak wchodzi na górę, odwracając głowę przez ramię i posyłając mi pytające spojrzenie.
Zniknął.
A ja zniknęłam razem z nim.
_„Jak tylko skończę budę to przed tydzień będę leżała w łóżku pod kołdrą wypłakując wszystkie łzy jakie mam i będę oglądała Zakochaną Złośnicę na przemian z LOLem wcinając kilogramy lodów pistacjowych Grycana i paląc jednego papierosa za drugim (co tam, że wydam na to majątek), a po takim tygodniu rozkurwię wszystkie matury i w czerwcu wyjadę na najlepsze wakacje mojego życia._
_To będzie wspaniałe, wiem to.”_
_„Dobry wieczór._
_Sytuacja chyba posuwa się do przodu, dzisiaj zrobiłam coś czego nie robiłam od lat i zrobiłam to z bijącym sercem ze strachu, bo wiem, że jeśli się wyda to czeka mnie niemiła rozmowa z kimś… Ale z drugiej strony wiem, że zrobiłam dobrze, bo niestety, ale skoro ta osoba zrobiła mi krzywdę to nie będę tego pozostawiała bez jakiejkolwiek interwencji. Przykro mi, za swoje działania ponosi się konsekwencje._
_Poza tym, wiem, że ostatnio zrobiłam wiele głupstw. Cóż, ale wiem, że nie jestem w tym bagnie sama… jakkolwiek to brzmi, w każdym razie zawsze mogę o tym z kimś porozmawiać, czy coś._
_Jestem w kropce.”_
_„Nic._
_Zero._
_Pustka.”_
_„Ból istnienia.”_
_„Maj to jeden z moich ulubionych miesięcy._
_Wygram tę wojnę”._
Już wtedy zauważyłam, że w mojej głowie pojawiła się druga osobowość. Czymś musiałam łechtać swoje skopane ego. Tak więc czasami płakałam w poduszkę uważając się za największą sierotę tego świata, a czasami postrzegłam siebie jako silną babkę, pyskatą i nie do zniesienia. Oczywiste było to, że drugie wcielenie lubiłam bardziej i właśnie ono zaczęło u mnie dominować.
_„Dzień dobry._
_Wczorajszy wieczór, wczorajszy dzień wiele mi uświadomił. Jakkolwiek to brzmi._
_Muszę sobie poukładać wiele spraw, wiem, że dam radę. To wymaga wiele wysiłku, ale wiem, że właśnie tego potrzebuję — zmian. Jestem już na dobrej drodze do odzyskania wewnętrznego spokoju i wiem, że __PORADZĘ SOBIE SAMA__. Odcięłam się od wszystkich niepotrzebnych mi znajomości, zostawiając sobie same_ _PEREŁKI__. I właśnie o nie będę dbała, mimo, że nie jest ich dużo. Jeszcze nie jest dobrze, ale będzie. Noszę w sercu wielką nadzieję. Mimo, że jest matką głupich. Wszystko będzie dobrze. Już prawie w to uwierzyłam._
_Miłego dnia.”_
Lubiłam też podawać dalej cytaty znalezione na Tumblr:
_„Jeśli musisz to kłam. Tylko rób to doskonale. Amatorszczyzna mnie obraża._
_Nie mów mi tego, co uważasz, że chcę usłyszeć. Zawsze mów mi to, co chcesz mi powiedzieć.”_
_„Nie chcę już wieczorów gdy siedziałam owinięta kocem po sam czubek nosa z gorącym kubkiem kakao w dłoni. Gdy po moich policzkach płynęły łzy, gdy chowałam twarz w poduszce przeklinając świat. Nie chcę słuchać już tych dennych melodyjek i wsłuchiwać się w ich tekst, który idealnie opisywał moją obecną sytuację. Nie chcę do tego wracać. Chcę zapomnieć…”_
_Wstała z kanapy z niechęcią w oczach, paląc papierosa poszła do łazienki. Spojrzała w lustro, widząc rozmazany makijaż i nie ułożone włosy. Stała przy lustrze, popiół z papierosa zaczął spadać do umywalki, a ona dalej myślała co by było gdyby…”_
_„Nie uważasz, że wspaniale byłoby rzucić wszystko i pojechać gdzieś, gdzie nikogo nie znamy? Czasami mam straszną ochotę to zrobić.”_
_„Szczerość to podstawa, daje nam wszystko czego tylko chcemy. Bądźmy szczerzy nawet w tym momencie kiedy mamy powiedzieć najgorszą rzecz na świecie.”_
_„Myślę, że najtrudniej jest mówić o najważniejszych rzeczach. Wstydzimy się ich, gdyż słowa umniejszają je. Sprawiają, że to, co w naszej głowie wydawało się wielkie i wspaniałe, po wypowiedzeniu staje się okrutnie zwyczajne.”_
_„Dlatego tak ważne jest, aby pozwolić pewnym rzeczom odejść. Uwolnić się od nich. Odciąć. Zamknąć cykl. Nie z powodu dumy, słabości czy pychy, ale po prostu dlatego, że na coś już nie mam miejsca w twoim życiu. Zamknij drzwi, zmień płytę, posprzątaj dom, strzepnij kurz. Przestań być tym, kim byłeś. Bądź tym, kim jesteś.”_
_„Samotność to cena, którą płacimy za szczerość, bezkompromisowość i paskudny charakter.”_
_„Znów nie było mnie tutaj dłuższy czas, ale jakoś nie mogę znaleźć siły i motywacji, by coś tutaj napisać._
_Wszystko się zjebało._
_Wszystko, wszyściutko…_
_Nie wiem, może jest za wcześnie na jakiekolwiek wnioski, ale po prostu mam taki burdel w głowie. Jak to w ogóle możliwe?_
_Jednego dnia mieć wszystko, a drugiego nie mieć już nic?_
_Przykro mi bardzo._
_Przepłakałam cały wieczór, a potem zasnęłam wykończona i potem znów się obudziłam zalana łzami i jakoś dotrwałam do tej siódmej, ale czuję się fatalnie, mam podkrążone oczy bardziej niż zwykle, chce mi się płakać i boli mnie głowa._
_Co ze mną jest nie tak, że wszysty się ode mnie odwracają?_
_Próbowałam to zmienić i nic z tego nie wyszło._
_Jestem porąbana._
_I wszystko niszczę po drodze.”_
Następnego dnia wracałam pierwszym możliwym pociągiem. Wyłam całe trzy godziny. Co z tego, że w końcu się do mnie odezwał, skoro nie chciał mnie znać? Pani z przedziału pytała czy wszystko u mnie w porządku.
Nic kurwa nie było w porządku.
Prawie straciłam jedyną osobę, którą tak bardzo kochałam w swoim życiu.
Potem była cisza.
A potem w końcu się do niego odezwałam sama.
Powoli wszystko zaczynało wracać do normy, chociaż dalej nie miałam co liczyć na to, że ponownie będziemy razem. Niczego się nie nauczyłam. Wciąż miałam w sercu nadzieję i jak się okazało — nadzieja wcale nie jest matką głupich. Jest podstępną łajzą, która pcha nas do najgorszych rzeczy.Kataklizm
_„Znikam, ale kiedyś płonęłam_
_Znikam, ale kiedyś płonęłam_
_Stoję w popiele tego, kim kiedyś byłam_
_Znikam, ale kiedyś płonęłam_
_Wiesz, kiedyś płonęłam_
_Wiesz, kiedyś płonęłam, płonęłam”_
_Halsey „Angel on fire”_
Styczeń, luty i marzec 2016
Michalina:
W styczniu skoncentrowałam się na egzaminach w mojej szkole policealnej. Może dlatego nie zwariowałam.
Igor miał do mnie dziwne podejście. Nie zrozumcie mnie źle, ale może ja też traktowałam pewne rzeczy zbyt dosłownie. No bo czasami był dla mnie tak miły i kochany, że ja już w głowie miałam pewność, iż do siebie wrócimy. Wiem, że wysyłanie sobie serduszek to marna podstawa, by tak sądzić, ale widocznie byłam spragniona jakiejkolwiek czułości od niego i od kogokolwiek, że uznawałam to prawie za oświadczyny.
Problem był tylko taki, że przez parę dni było między nami dobrze, wręcz wyśmienicie, a potem znowu nadchodziły tygodnie zawieszenia i chłodu.
A moja głowa wariowała.
I knuła.
Zdałam wszystkie egzaminy. Znowu miałam więcej czasu.
Pamiętam jak dostałam od niego na urodziny rysunek. Życzenia i narysowaną różę. Wyobraźcie sobie jaka musiałam być wtedy szczęśliwa.
Co z tego.
I tak wszystko jebło.
Już mówiłam, że ta historia wiele mnie kosztowała. Kurczę, dziwne jest pisanie o czymś, co w przeszłości sprawiło ci wiele bólu i cierpienia. Dzisiaj jest już całkiem nieźle, nie musicie się martwić. Miałam wiele pomysłów na to, co chciałam napisać w mowie wstępnej, w końcu to moja pierwsza w życiu i to jeszcze w dodatku do historii, która jest dla mnie mega ważna. Ale oczywiście — przyszło co, do czego i nie wiem co napisać. Musimy wyjaśnić sobie kilka kwestii. Ta historia jest oparta na prawdziwych wątkach. Prawdopodobnie nigdy nie powiem o które chodzi, zostawię to do Waszej interpretacji. Cała reszta to fikcja. To wychodzi mi najlepiej — pisanie fikcji. Podobno. Jeśli ktoś poczuje się urażony tą historią — niech wróci do tego momentu, bo nie mam zamiaru przepraszać. Nie mam też zamiaru osiągać popularności tą historią. To dla mnie forma uspokojenia duszy. Więc jeśli czujesz się urażony, bo przeczytałeś coś niedorzecznego w Twoim mniemaniu to pomyśl — czy kiedykolwiek czułeś się źle, wyrządzając mi krzywdę? Potraktuj to jako karę. To jedyne, co mogę zrobić. Tego nie da mi się odebrać. Naprawdę, możecie mi kazać się zamknąć, ale pisać nikt nigdy mi nie zabroni, jakiekolwiek to nie byłoby kontrowersyjne.
Liczę na to, że może jednak ta opowieść sprawi, iż ujrzycie światło. Nie chcę tą historią nikomu narzucać tego, co powinien zrobić ze swoim życiem ani nie chcę narzucać czy potrzebuje pomocy czy też nie, ale jeśli otworzę oczy choć jednej osobie to będę traktowała to jak osobisty sukces.
Jeśli macie jakiekolwiek pytania w związku z fabułą czy też z wymienionymi tu schorzeniami/chorobami to wiecie, gdzie mnie szukać.
Love,
Szkrab Bloomy.Prolog
Część pisana od listopada 2019 do stycznia 2020
Czerwiec 2015
Igor:
— Już żałuję, że nie będziesz mógł razem ze mną wyrywać tych dupeczek. — Marcin roześmiał się głośno i poklepał mnie po plecach.
— To impreza u Rasty, jestem pewien, że będą tam same nieszanujące się… — przerwał mi.
— No nie wiem — mruknął. — Wrzucasz wszystkie panny do jednego wora.
Westchnąłem. Ale miałem prawo tak sądzić, Rasta nie miał innych koleżanek, pewnie wszystkie zaliczył.
— Jak tak dalej pójdzie to nigdy nie znajdziesz żony. — dodał zirytowany.
— Nie potrzebuję niczego więcej niż energetyków — warknąłem. — A ona… Ona musi mieć to coś.
— A Mali tego nie ma? — zapytał.
Westchnąłem ponownie. Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć.
Czy miała to coś? Coś tam na pewno. Ale co? Zacisnąłem szczękę.
— Wiesz co? — spojrzałem na niego. — Powinniśmy tam pójść zanim się rozmyślę. — wstałem od stołu i poszedłem do pokoju.
— Wiedziałem, że cię namówię! — zawołał za mną Marcin.
Uśmiechnąłem się przelotnie. Niech dzisiaj nic nie ma znaczenia — tylko ja i wódka.
Rasta był moim znajomym ze studiów. Nigdy nie ukrywałem, że nie lubię frajera, ale skoro postanowił przezwyciężyć swoją dumę i zaprosić mnie na swoje urodziny — dostał plusa za to.
Jak widać nie wszyscy trzymają się własnych zasad.
Nie dla wszystkich duma i honor są ważniejsze.
Nie to co dla mnie. Miałem swoje zasady i jeśli ktoś ktokolwiek chociaż raz spróbował je złamać — nie miał dla mnie znaczenia. Od razu urywałem kontakt. Być może byłem zbyt surowy czy wymagający, ale pieprzyć to. Nikt nie będzie marnował mojego czasu, jeśli nie ma mi nic do zaoferowania.
Rasta się wysilił. Zamienił swoje mieszkanie w klub. W imitację klubu. Po prawo od wejścia do którego prowadził długi korytarz ustawił bar. Z setką drinków i morzem alkoholu. Idealnie wypolerowany parkiet na wprost robił za miejsce do tańczenia. Po lewo dostrzegłem rząd skórzanych kanap i to właśnie tam usadowiłem się z drinkiem i swoimi znajomymi. Z Mali u boku.
Mali, a właściwie Malwina nie była złą dziewczyną. Może lekko dziecinną i to najbardziej mnie irytowało.
Było tam bardzo dużo ludzi. Połowy z nich nie byłem w stanie rozpoznać. Wpatrywałem się w dwie dziewczyny przy barze — jedna z nich miała niebieskie włosy, druga była blondynką. Obie wyglądały tak jak się tego spodziewałem. Jak typowe znajome Rasty. Wieczne imprezowiczki z wódką w ręce zakrywające się za osłoną hipstera. Gardziłem takimi.
W pewnym momencie obie uśmiechnęły się szeroko i spojrzały w głąb korytarza. Sam zrobiłem to odruchowo.
I wtedy zobaczyłem ją.
Świat zwolnił, a ja po raz pierwszy poczułem takie bicie serca. Zakręciło mi się w głowie. Głosy do mnie nie docierały. Miała długie, jasne włosy, kolczyka w nosie, oszałamiającą urodę i jeszcze lepszą figurę.
— Wszystko okay? — zapytał Marcin z kpiarskim uśmieszkiem.
Spojrzałem na niego.
— Muszę się napić. — odpowiedziałem i podszedłem do baru.
Ona już przy nim siedziała ze swoimi koleżankami — wspomnianą blondynką i tą z niebieskimi włosami. Wypiły przy mnie trzy kolejki, a potem Rasta do niej podszedł. Ścisnąłem szklankę. Pocałował ją w czoło.
Właśnie o tym mówiłem, gdy stwierdziłem, że ona musi mieć to coś.
Ona zdecydowanie to miała.
_„Chora od gadania tych wszystkich ludzi,_
_Chora od całego tego hałasu_
_Zmęczona tymi fleszami kamer,_
_Zmęczona byciem pewną siebie_
_Teraz moja szyja jest wyciągnięta wysoko w górę,_
_Błagając o dłoń, która się wokół niej zaciśnie_
_Udusiłam się już swoją dumą,_
_Więc nie ma nad czym płakać”_
_Halsey „Castle”_
Czerwiec 2015
Michalina:
Otworzyłam oczy.
— Kurde — burknęłam pod nosem, szukając telefonu pod poduszką. — Kurde.
Zerknęłam na wyświetlacz ze zmrużonymi oczami. Jedenasta czterdzieści. Chyba wczoraj przesadziłam. Zdecydowanie przesadziłam. Kliknęłam w ikonkę Messengera i napisałam do Klary — cóż z tego, że była za ścianą. Rozejrzałam się wokół i zobaczyłam śpiącego obok mnie Rastę. Niech to szlag. Czas się ewakuować.
Obudziłam go szybko. Zjedliśmy śniadanie, podczas którego kupiłam bilety na pociąg. Na samą myśl o tym, że następnego dnia muszę wyglądać jak człowiek zrobiło mi się słabo.
Zawsze było mi słabo.
Zacisnęłam zęby.
Nie mogłam pozwolić sobie na to, by zaatakowało mnie w pociągu. Oczywiście, że wzięło to nade mną górę. Zamknęłam oczy spanikowana. Już po mnie.
Powinnam mieć na imię Depresja, a nie Michalina.Jesteś kłamczuchą
_„Myślę, że posunęłam się za daleko_
_I potykam się pijana, wsiadając do samochodu_
_Boli mnie niepewność”_
_Halsey „3am”_
Listopad i grudzień 2015
Michalina:
Uważam, że jeśli w miarę kojarzy się polską tradycję to wie się, że ostatniego dnia listopada obchodzimy Andrzejki.
Tamtego roku ten dzień był dla mnie wyjątkowo bolesny.
Minął prawie miesiąc od naszego rozstania, a ja po całym, ciężkim miesiącu, z wiecznie zapuchniętymi oczami od płaczu, wciąż miałam nadzieję na to, że może jednak zejdziemy się z Igorem. Oczywiście była to tylko złudna nadzieja, ale przecież tonący nawet brzytwy się chwyta.
Nie wiem co ja wtedy miałam w głowie. Odbiło mi. Totalnie.
Nie liczyło się nic poza tym, żeby do niego wrócić. Sama nie wiem czy była to już desperacja czy coś innego, ale zdecydowanie zachowywałam się jak desperatka, będąc na każde jego zawołanie. Nie wiem czego on ode mnie wymagał — żebym udawała, że nic się nie stało? To oczywiście absurdalna wizja. Bo jak mogłam udawać, że nic między nami się nie wydarzyło, skoro moje serce było zdeptane i wyplute? No właśnie.
W tamtym okresie mojego życia moja umiejętność oszukiwania samej siebie praktycznie nie istniała. Nie umiałam wmawiać sobie, że rzeczywistość wygląda inaczej niż wyglądała. Być może dlatego byłam kłębkiem nerwów i tylko egzystowałam. Budziłam się każdego dnia czując się w jak ogromnej bańce mydlanej. To, co mnie otaczało było gdzieś daleko poza moim zasięgiem. Nikt nie umiał tchnąć we mnie życia, a Klara, jeśli tylko pojawiała się w mieście na weekend (studiowała na ASP w Łodzi) to tylko rozkładała ręce. Była bezsilna, bo mówiła coś do mnie, a ja odpływałam myślami do świata w którym knułam co raz to nowe sposoby na to, by Igor do mnie wrócił. I być może to mnie zgubiło.
Ale za to posłuchałam mojej przyjaciółki i jeszcze we wrześniu zapisałam się do szkoły policealnej. Nie poszłam na studia, ale wylądowałam w klasie w której wszystkie moje koleżanki miały po trzydzieści parę lat i tak jak ja chciały dowiedzieć się czegoś o uzależnieniach, bo właśnie z tym był związany nasz kierunek.
— Halo — Klara pstryknęła mi palcami przed twarzą. — Jest środek listopada, kiedy ostatnio byłaś w tej szkole?
Oprzytomniałam.
— W październiku. — szepnęłam mechanicznie.
— Boże kochany, co ten facet z tobą zrobił? — warknęła. — Mam ochotę go znaleźć i spuścić mu łomot. To nie może być takie trudne — ciągnęła. — Przecież to znajomy Rasty. Nic tylko do niego napisać…
— Przestań. — syknęłam.
Westchnęła.
— Jutro sobota. Wstaniesz rano i pójdziesz do szkoły. Musisz wychodzić do ludzi, bo inaczej oszalejesz. — zarządziła.
Chyba za późno.
Poczekałam, aż dopije kawę i wyjdzie z mojego domu. Mogłam w końcu sięgnąć po laptopa i zatopić się w swoim świecie rozpaczy. Nie wiem kim byłam w tamtym czasie. Stalkerką? Być może, patrząc na to z jaką łatwością przychodziło mi wyszukiwanie nowych informacji o nim. Katowałam się coraz to nowymi wpisami na jego koncie na asku, czytając je w kółko i w kółko, aż w końcu nauczyłam się ich na pamięć.
Myłam zęby, mając w głowie te jego posty.
Brałam prysznic.
Gotowałam, biegałam, wychodziłam z psem, z kuzynem na fajkę, wciąż miałam w głowie jego słowa, dwadzieścia cztery godziny przez siedem dni w tygodniu. Nie spałam, mało jadłam i byłam na granicy nerwowego i fizycznego wyczerpania.
Jedyne co trzymało mnie wtedy przy życiu to te cholerne Winstony jagodowe. I kawa. Litry kawy. I katowanie się jego słowami.
Długo szukałam odpowiedzi na pytania „Dlaczego tak się krzywdziłaś? Dlaczego byłaś tak uparta i nie potrafiłaś odpuścić?”.
Przez lata moja samoocena leżała i kwiczała. Mój system wartości był podkopywany przez cały tabun ludzi. Relacje z nimi były dla mnie trudne, chociaż z czasem sama z nich zrezygnowałam to człowiek jest zwierzęciem stadnym i potrzebuje towarzystwa.
Potrzebowałam towarzystwa, chociaż zapierałam się, że nie. Czułam się samotna i właśnie wtedy zaczynałam wmawiać sobie pewne rzeczy. Właśnie w tamtym momencie nauczyłam się, że niewypowiedziane słowa nie muszą być prawdziwe, więc w swojej głowie miałam pewien zbiór teorii o ludzkości i właśnie w tamtym momencie, pierwszą rzeczą jaką sobie wmówiłam było — nie potrzebujesz ich, dasz sobie radę sama. Co oczywiście było ohydnym kłamstwem. Ale przecież niewypowiedziane słowa nie muszą być kłamstwem.
Gdy uświadomiłam sobie, że zaczynam posiadać moc oszukiwania samej siebie, wiedziałam już, że jestem o krok przed wszystkimi. To było doskonałe narzędzie. Mogłam czuć się lepsza tylko dlatego, że mogę się oszukać. A skoro tak mi się to spodobało, później robiłam to non stop. Wmawiałam sobie, że wcale nie jestem samotna, to oni nie byli godni, by zostać moimi towarzyszami. Co z tego, że czasami przychodził moment otrzeźwienia. To było bolesne, dlatego ostatkami silnej woli szybko wmawiałam sobie, że to, co prawdziwe jest kłamstwem.
Co mam na myśli? Odwróciłam sobie fakty. To, że byłam samotna traktowałam jak kłamstwo, a to, że wcale tak nie jest jak prawdę. Zakłamywałam rzeczywistość, by uspokoić i połechtać swoje ego.
I choć brzmiało to jak plan idealny na przeżycie reszty lat, wiadome było, że prędzej czy później to wszystko jebnie na łeb, na szyję.
Na asku miałam mnóstwo czytelników.
Ale miałam też miejsce w sieci w którym starałam się być bardziej anonimowa. Konto na photoblogu założyłam jeszcze w gimnazjum, gdy zrobiła się na to moda. Początkowo swoją nazwę związałam z jedną z bohaterek sagi Zmierzch. Wiadomo, wtedy, gdy w szkole wszyscy się dowiedzieli, kręcili ze mnie bekę, ale byłam już tak pogrążona, że nawet mnie to nie ruszało.
Potem zmieniłam nazwę na swoją datę urodzenia. Nikt nie czaił co to za cyfry, bo jednak żyłam w kręgu idiotów, ale wiedziałam, że mogę tam się wyżyć. Pisałam posty, krótkie, długie, pełne aluzji odnoszących się do mojej obecnej życiowej sytuacji, żonglując słowami. Wylewałam z siebie najgorsze emocje, opisując swoje imprezy, upijanie się i wspominając o swoich dramatach i tym, jak bardzo nienawidzę ludzi.
_„Nie wierzcie we wszystko co o mnie mówią._
_Prawda jest jeszcze gorsza.”_
Zabawne. Chyba nie byłam świadoma tego, co znaczą te słowa.
Wtedy byłam z nich dumna. Dzisiaj mam ochotę napluć sobie w twarz.
No wiecie, nikt nie wiedział, że przechodzę przez emocjonalne piekło każdego dnia na nowo i na nowo. Nie umiałam o tym mówić bezpośrednio. Wrzucałam tylko jakieś urwane wpisy na swoich kontach w mediach, często aranżując je na anonimowe. Bo wiecie, bez twarzy to nie jest takie mocne. Gdyby ktoś wiedział, że to moje słowa, nadałbym im osobisty charakter, a tak to znikały w morzu powszechności internetowego gówna. Ale przynosiły ulgę, a to najważniejsze.
Mogłabym cytować tysiące z tych słów, o mojej rozpaczy i o tym jak bardzo nienawidziłam ludzi i siebie samej, ale obiecuję, zostawię wam najlepsze kąski.
Otóż tamtej soboty poszłam na zajęcia. Tydzień później również. I w następnym tygodniu znowu.
Dlaczego wspominałam o Andrzejkach? Bo to była idealna wymówka do tego co zrobiłam później, by ratować sytuację.
Miałam kontakt z Igorem, ale przecież moja głowa zaczęła ostro fiksować. Z jednej strony nie chciałam go zawieść i stawiałam siebie w najlepszym świetle, a z drugiej wciąż szukałam sposobu na to, by zwrócić jego uwagę i sprawić, że do mnie wróci. No i znalazłam.
Tylko, że to był pieprzony strzał w kolano. Okłamałam go i mniej więcej przed Mikołajkami byłam skończona. Na nic zdały się moje tłumaczenia, że go kocham. Że go potrzebuję. Że jestem słabą istotą. Zablokował mnie i to był koniec mojej marnej egzystencji.
Szczerze to nie wiem jak przeżyłam te kilka dni. Chciałam zdechnąć i dostawałam mdłości, jednocześnie katując się sposobami na naprawienie tej sytuacji.
Siedząc na zajęciach w szkole, w Mikołajki, rozmawiałam z Klarą na messengerze. Wpadłam na szalony pomysł. Zarezerwowałam bilety na pociąg. Na najbliższy czwartek.
W mieście w którym studiował Igor miałam koleżankę. Wykonałam do niej kilka telefonów i pozwoliła mi u siebie nocować. Wieczorem poszłam do rodziców i skłamałam im, że właśnie ta koleżanka organizuje spóźnione Andrzejki i w czwartek idę na imprezę. Zgodzili się, bo ją lubili. Alibi miałam zapewnione.
Tak więc cały poniedziałek, wtorek i środę chodziłam podekscytowana po domu, ciesząc się sama do siebie, ale mając też pewne obawy. Przecież nie będzie chciał ze mną rozmawiać. Nie, moja głowa traktowała to zupełnie inaczej. Znowu karmiłam się jakimiś złudzeniami, ale przecież miałam dzięki temu lepszy humor, więc chyba działało. Nie zmrużyłam oka. Wygrzebałam jego adres w starych wiadomościach. W wakacje wysłałam mu pocztówkę, zapisując sobie jego adres jeszcze w notesie na wypadek, gdyby nasze wiadomości zniknęły. Już wtedy czułam, że ten adres może mi się przydać i przybiłam sobie mentalną piątkę za swój geniusz.
Czwartkowy poranek spędziłam na kawie w Maku, z mapą rozłożoną na blacie stolika. Okazało się, że to mieszkanie znajduje się niedaleko dworca. Zaznaczyłam sobie całą trasę kolorowym długopisem. A potem wsiadłam do pociągu.
Nie mogłam usiedzieć z podekscytowania. Dopiero, gdy wysiadłam poczułam strach. A co, jeśli to się nie uda? Stojąc pod odpowiednią klatką, wzięłam trzy oddechy i weszłam do środka. W środku już panowała ciemność. Żadnego światła, ale ja przygotowałam się na to, biorąc z domu latarkę (czujecie jak bardzo miałam najebane w głowie?).
Wdrapałam się na odpowiednie piętro, ponownie wzięłam trzy głębokie wdechy i zapukałam do drzwi.
Problem był tylko taki, że dziewczyna, która mi otworzyła, zapierała się, że Igor tam nie mieszka. Nie pamiętam już czy powiedziała coś więcej. W mojej głowie wciąż szumiały jej słowa, że go tutaj nie ma.
Roztrzęsiona wyszłam z klatki. Cały plan diabli wzięli. Zadzwoniłam do mojej koleżanki, by zapytać gdzie się widzimy. Był mróz, a ona jak na moje nieszczęście powiedziała, że tramwaj utknął na drugim końcu miasta i kazała mi czekać na jakimś przystanku.
Przez pierwsze pół godziny siedziałam pod klatką tej przeklętej kamienicy. Potem przeszłam się w jedną i drugą stronę, łudząc się, że może w końcu go zobaczę. Próbowałam się do niego dobić, ale początkowo nie reagował.
A potem go dostrzegłam. Z jakąś dziewczyną. Miała granatowy płaszcz i szli objęci.
Poczułam jak świat zwalnia. W mojej głowie rozegrało się istne tornado myśli.
Miał inną? Co? Przecież ja byłam dla niego taka dobra, a on miał inną? Co to za wywłoka?
Cudem poszłam za nimi, weszłam do klatki, ale zabrakło mi odwagi, by się odezwać. Widziałam tylko jak wchodzi na górę, odwracając głowę przez ramię i posyłając mi pytające spojrzenie.
Zniknął.
A ja zniknęłam razem z nim.
_„Jak tylko skończę budę to przed tydzień będę leżała w łóżku pod kołdrą wypłakując wszystkie łzy jakie mam i będę oglądała Zakochaną Złośnicę na przemian z LOLem wcinając kilogramy lodów pistacjowych Grycana i paląc jednego papierosa za drugim (co tam, że wydam na to majątek), a po takim tygodniu rozkurwię wszystkie matury i w czerwcu wyjadę na najlepsze wakacje mojego życia._
_To będzie wspaniałe, wiem to.”_
_„Dobry wieczór._
_Sytuacja chyba posuwa się do przodu, dzisiaj zrobiłam coś czego nie robiłam od lat i zrobiłam to z bijącym sercem ze strachu, bo wiem, że jeśli się wyda to czeka mnie niemiła rozmowa z kimś… Ale z drugiej strony wiem, że zrobiłam dobrze, bo niestety, ale skoro ta osoba zrobiła mi krzywdę to nie będę tego pozostawiała bez jakiejkolwiek interwencji. Przykro mi, za swoje działania ponosi się konsekwencje._
_Poza tym, wiem, że ostatnio zrobiłam wiele głupstw. Cóż, ale wiem, że nie jestem w tym bagnie sama… jakkolwiek to brzmi, w każdym razie zawsze mogę o tym z kimś porozmawiać, czy coś._
_Jestem w kropce.”_
_„Nic._
_Zero._
_Pustka.”_
_„Ból istnienia.”_
_„Maj to jeden z moich ulubionych miesięcy._
_Wygram tę wojnę”._
Już wtedy zauważyłam, że w mojej głowie pojawiła się druga osobowość. Czymś musiałam łechtać swoje skopane ego. Tak więc czasami płakałam w poduszkę uważając się za największą sierotę tego świata, a czasami postrzegłam siebie jako silną babkę, pyskatą i nie do zniesienia. Oczywiste było to, że drugie wcielenie lubiłam bardziej i właśnie ono zaczęło u mnie dominować.
_„Dzień dobry._
_Wczorajszy wieczór, wczorajszy dzień wiele mi uświadomił. Jakkolwiek to brzmi._
_Muszę sobie poukładać wiele spraw, wiem, że dam radę. To wymaga wiele wysiłku, ale wiem, że właśnie tego potrzebuję — zmian. Jestem już na dobrej drodze do odzyskania wewnętrznego spokoju i wiem, że __PORADZĘ SOBIE SAMA__. Odcięłam się od wszystkich niepotrzebnych mi znajomości, zostawiając sobie same_ _PEREŁKI__. I właśnie o nie będę dbała, mimo, że nie jest ich dużo. Jeszcze nie jest dobrze, ale będzie. Noszę w sercu wielką nadzieję. Mimo, że jest matką głupich. Wszystko będzie dobrze. Już prawie w to uwierzyłam._
_Miłego dnia.”_
Lubiłam też podawać dalej cytaty znalezione na Tumblr:
_„Jeśli musisz to kłam. Tylko rób to doskonale. Amatorszczyzna mnie obraża._
_Nie mów mi tego, co uważasz, że chcę usłyszeć. Zawsze mów mi to, co chcesz mi powiedzieć.”_
_„Nie chcę już wieczorów gdy siedziałam owinięta kocem po sam czubek nosa z gorącym kubkiem kakao w dłoni. Gdy po moich policzkach płynęły łzy, gdy chowałam twarz w poduszce przeklinając świat. Nie chcę słuchać już tych dennych melodyjek i wsłuchiwać się w ich tekst, który idealnie opisywał moją obecną sytuację. Nie chcę do tego wracać. Chcę zapomnieć…”_
_Wstała z kanapy z niechęcią w oczach, paląc papierosa poszła do łazienki. Spojrzała w lustro, widząc rozmazany makijaż i nie ułożone włosy. Stała przy lustrze, popiół z papierosa zaczął spadać do umywalki, a ona dalej myślała co by było gdyby…”_
_„Nie uważasz, że wspaniale byłoby rzucić wszystko i pojechać gdzieś, gdzie nikogo nie znamy? Czasami mam straszną ochotę to zrobić.”_
_„Szczerość to podstawa, daje nam wszystko czego tylko chcemy. Bądźmy szczerzy nawet w tym momencie kiedy mamy powiedzieć najgorszą rzecz na świecie.”_
_„Myślę, że najtrudniej jest mówić o najważniejszych rzeczach. Wstydzimy się ich, gdyż słowa umniejszają je. Sprawiają, że to, co w naszej głowie wydawało się wielkie i wspaniałe, po wypowiedzeniu staje się okrutnie zwyczajne.”_
_„Dlatego tak ważne jest, aby pozwolić pewnym rzeczom odejść. Uwolnić się od nich. Odciąć. Zamknąć cykl. Nie z powodu dumy, słabości czy pychy, ale po prostu dlatego, że na coś już nie mam miejsca w twoim życiu. Zamknij drzwi, zmień płytę, posprzątaj dom, strzepnij kurz. Przestań być tym, kim byłeś. Bądź tym, kim jesteś.”_
_„Samotność to cena, którą płacimy za szczerość, bezkompromisowość i paskudny charakter.”_
_„Znów nie było mnie tutaj dłuższy czas, ale jakoś nie mogę znaleźć siły i motywacji, by coś tutaj napisać._
_Wszystko się zjebało._
_Wszystko, wszyściutko…_
_Nie wiem, może jest za wcześnie na jakiekolwiek wnioski, ale po prostu mam taki burdel w głowie. Jak to w ogóle możliwe?_
_Jednego dnia mieć wszystko, a drugiego nie mieć już nic?_
_Przykro mi bardzo._
_Przepłakałam cały wieczór, a potem zasnęłam wykończona i potem znów się obudziłam zalana łzami i jakoś dotrwałam do tej siódmej, ale czuję się fatalnie, mam podkrążone oczy bardziej niż zwykle, chce mi się płakać i boli mnie głowa._
_Co ze mną jest nie tak, że wszysty się ode mnie odwracają?_
_Próbowałam to zmienić i nic z tego nie wyszło._
_Jestem porąbana._
_I wszystko niszczę po drodze.”_
Następnego dnia wracałam pierwszym możliwym pociągiem. Wyłam całe trzy godziny. Co z tego, że w końcu się do mnie odezwał, skoro nie chciał mnie znać? Pani z przedziału pytała czy wszystko u mnie w porządku.
Nic kurwa nie było w porządku.
Prawie straciłam jedyną osobę, którą tak bardzo kochałam w swoim życiu.
Potem była cisza.
A potem w końcu się do niego odezwałam sama.
Powoli wszystko zaczynało wracać do normy, chociaż dalej nie miałam co liczyć na to, że ponownie będziemy razem. Niczego się nie nauczyłam. Wciąż miałam w sercu nadzieję i jak się okazało — nadzieja wcale nie jest matką głupich. Jest podstępną łajzą, która pcha nas do najgorszych rzeczy.Kataklizm
_„Znikam, ale kiedyś płonęłam_
_Znikam, ale kiedyś płonęłam_
_Stoję w popiele tego, kim kiedyś byłam_
_Znikam, ale kiedyś płonęłam_
_Wiesz, kiedyś płonęłam_
_Wiesz, kiedyś płonęłam, płonęłam”_
_Halsey „Angel on fire”_
Styczeń, luty i marzec 2016
Michalina:
W styczniu skoncentrowałam się na egzaminach w mojej szkole policealnej. Może dlatego nie zwariowałam.
Igor miał do mnie dziwne podejście. Nie zrozumcie mnie źle, ale może ja też traktowałam pewne rzeczy zbyt dosłownie. No bo czasami był dla mnie tak miły i kochany, że ja już w głowie miałam pewność, iż do siebie wrócimy. Wiem, że wysyłanie sobie serduszek to marna podstawa, by tak sądzić, ale widocznie byłam spragniona jakiejkolwiek czułości od niego i od kogokolwiek, że uznawałam to prawie za oświadczyny.
Problem był tylko taki, że przez parę dni było między nami dobrze, wręcz wyśmienicie, a potem znowu nadchodziły tygodnie zawieszenia i chłodu.
A moja głowa wariowała.
I knuła.
Zdałam wszystkie egzaminy. Znowu miałam więcej czasu.
Pamiętam jak dostałam od niego na urodziny rysunek. Życzenia i narysowaną różę. Wyobraźcie sobie jaka musiałam być wtedy szczęśliwa.
Co z tego.
I tak wszystko jebło.
więcej..