Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja
  • Empik Go W empik go

My Prettiest Flower - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
31 stycznia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

My Prettiest Flower - ebook

Druga książka niesamowitej @lostreadingsoul!

„Gdy piękno więdnie, okrutna prawda wychodzi na jaw”.

Rita Valencia to nastolatka zakochana w hawajskiej wyspie. Widzi świat przez różowe okulary i nie dostrzega, że ten obraz może nie być prawdziwy. Ktoś jednak w brutalny sposób pozbawia ją złudzeń.

Grupa hakerska Spiders na czele z niebezpiecznym liderem zagraża mieszkańcom okolicy, w której mieszka Rita, w tym również jej. Okazuje się, że właściciele posesji zostaną w najbliższych dniach oskarżeni o rzekomo popełnione zbrodnie.

Zdesperowana Rita oraz jej dwie siostry postanawiają temu zapobiec i zawierają układ z hakerami. Dostają trzydzieści dni, aby udowodnić, że ich ojciec jest niewinny. Nie mają pojęcia, jak ten czas zmieni wszystko, co do tej pory myślały o swojej rodzinie.

Tymczasem szef Spidersów ma dziwną słabość do Rity.

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.

Opis pochodzi od Wydawcy.

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68402-52-0
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OSTRZEŻENIE

Drogi Czytelniku!

Bardzo się cieszę, że sięgnąłeś po moją drugą powieść. Przed przeczytaniem zapoznaj się, proszę, z tą notką. Historia, którą stworzyłam, jest fikcją literacką. Przy jej powstawaniu został wykonany podstawowy research, jednak nie każda kwestia musi być zgodna z rzeczywistością. Książka została napisana w celach wyłącznie rozrywkowych. Świat przeze mnie opisany jest daleki od ideału. Zgłębiam i opisuję jego mroczne, niemoralne aspekty, równocześnie nie próbując ich romantyzować ani tłumaczyć.

My Prettiest Flower zawiera wątki mogące przytłoczyć młodsze osoby. Pojawiają się tutaj motywy: morderstwa, samobójstwa, przemocy w rodzinie, prześladowania i naruszenia prawa. Jeśli czujesz, że nie jesteś gotowy na zapoznanie się z tą historią, proszę, zaprzestań lektury. Książka przeznaczona jest dla osób powyżej szesnastego roku życia.PROLOG

Promienie słońca codziennie rano budziły Kauai do życia i dodawały energii wszystkim mieszkańcom tej wyspy. Plątały się wraz z gęstą roślinnością i kolorowymi płatkami kwiatów, tworząc obraz, który cieszył oczy przez większą część dnia. Bajeczne widoki sprawiały, że uśmiechy stawały się nieodłącznym elementem na twarzach tubylców i turystów. Ta radość znikała jednak wraz z chowającym się za horyzontem słońcem. Kiedy wyspa i otaczający ją ocean pogrążały się w ciemności, każdego człowieka dopadały przygnębiające myśli, ukrywane przed światem. I choć wydawałoby się, że nikt się o nich nie dowie, w mroku już czaili się ciekawscy obserwatorzy. Gdy zachodziło słońce, a jaskrawe dotąd niebo pokrywało się ciemnymi chmurami, rozpoczynał się prawdziwy koszmar.

Ta wyspa nie jest idealna. Świat taki nie jest. Rita Valencia przez całe swoje nastoletnie życie patrzyła na Kauai przez różowe okulary, chowała się w bańce, zupełnie oderwana od rzeczywistości. Tymczasem ktoś brutalnie zerwał oprawki z jej nosa, a razem z nimi opadły maski, które o świcie zakładali tubylcy.

I czar prysł.ROZDZIAŁ 1

„Aloha” – Cześć (język hawajski)

Gdy człowiek przyzwyczai się do rutyny, według której toczyło się jego życie, najmniejsze wydarzenie odbiegające od względnej normalności może zburzyć całe jego poczucie bezpieczeństwa.

Dlatego też, gdy o drugiej w nocy mój telefon zaczął dzwonić, ledwo powstrzymałam się od przeraźliwego krzyku. Zerwałam się do siadu, chaotycznymi ruchami strzepując poplątane miedziane kosmyki z oczu. Wyciągnęłam rękę i na oślep próbowałam zlokalizować smartfon. W końcu pod palcami poczułam wypukłą strukturę gumowej obudowy z kwiatkami. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo był to prezent od mojej najlepszej przyjaciółki.

Sama przyklejała drewniane wzorki do standardowego, elastycznego etui i mimo iż wykonanie było niechlujne, a sam przedmiot miał już kilka dobrych lat, nie zdjęłam go ani na moment. Odkładałam w czasie zmianę telefonu, choć wiedziałam, że niedługo będzie to nieuniknione. Do przedmiotów przywiązywałam się tak samo szybko, a może i nawet szybciej niż do ludzi.

Chwyciłam komórkę i podłożyłam ją sobie pod sam nos. Ekran znów rozbłysnął, a z głośników wybrzmiała muzyka. Ujrzałam zdjęcie dziewczyny z ciemniejszą karnacją, przepięknym uśmiechem i czarną burzą kręconych loków.

Ruby Clementine

Połączenie przychodzące

W pierwszej sekundzie jeszcze szerzej się wyszczerzyłam. W drugiej zaś zerknęłam na zegarek w rogu wyświetlacza, a mój uśmiech zbladł. Mimo wszystko przez moją głowę zdążyła przemknąć myśl: „a co, jeśli coś się stało?”, więc nakierowałam palec na zieloną słuchawkę.

– Ruby? – wydusiłam, przecierając oczy i tłumiąc ziewnięcie.

Z początku odpowiedziała mi cisza. Czułam, że coś było nie tak.

– Hej. Też dostałaś? – odezwała się w końcu szorstko. Nie siliła się na doprecyzowanie. Brzmiała na zestresowaną.

– Słucham? Znaczy co? – odpowiedziałam zmieszana. Nie miałam pojęcia, o czym mówiła, a mój nadal zamglony niedawnym snem umysł ani trochę nie pomagał w analizie jej słów.

– Wiadomość. – Westchnęła. – Cała moja rodzina ją dostała. Noelani i Amber też.

Przewróciłam oczami i wygasiłam ekran. Odezwałam się dopiero, gdy wtuliłam się w miękką poduszkę.

– Naprawdę zadzwoniłaś tylko po to, by spytać, czy dostałam taką samą wiadomość?

– Rita, sprawdź. – Jej głos jeszcze nigdy nie był tak stanowczy.

Rozchyliłam powieki i posłusznie kliknęłam palcem na dymek czatu. Towarzyszyło mi uczucie oderwania od rzeczywistości.

Z głośnika słyszałam niespokojne oddechy przyjaciółki, a moje odnalazły podobny chaotyczny rytm w momencie, w którym spojrzałam na wiadomość.

Nieznany numer:

Gdy piękno więdnie, okrutna prawda wychodzi na jaw.

Sunęłam wzrokiem po literkach, próbując rozszyfrować ich ukryty sens.

– Ja też mam – oznajmiłam cicho. – Nic nie rozumiem.

Zmarszczyłam brwi. Gdy piękno więdnie? To brzmi jak głupi żart.

– Ja też… Dziwne, bo chyba każdy z okolicy dostał tę wiadomość. I to o tak późnej porze. Sprawdziłam telefony rodziców, narażając się na potężny ochrzan.

Przeturlałam się po materacu i wygrzebałam spod kołdry. Stopy zanurzyłam w różowych crocsach, które zawsze układałam na dywanie. Podniosłam się powoli, przy okazji rozciągając mięśnie. Przy moim łóżku znajdowało się duże okno. Zacisnęłam dłonie na parapecie, podniosłam się i usiadłam na nim, wpatrując się w budynek znajdujący się tuż za szybą. Dom Ruby stał dokładnie przy moim. Nasze okna ze sobą sąsiadowały, więc już po chwili dojrzałam znajomą twarz.

Przyjaciółka siedziała przy biurku i opierała głowę na rękach, a oświetlała ją tylko mała nocna lampka. Wpatrywała się przed siebie, więc od razu mnie zauważyła, a kąciki jej ust delikatnie się uniosły. W tym samym czasie, nie przerywając kontaktu wzrokowego i nie wypowiadając ani słowa, przerwałyśmy połączenie i otworzyłyśmy nasze okna. Gdy obie wystawiłyśmy na zewnątrz nogi w kolorowych spodniach piżamowych, dzieliły nas niecałe dwa metry. Od razu zaatakowało mnie cieplejsze powietrze z dworu.

Ruby Clementine była przepiękna. Miała niezwykłą i niepowtarzalną urodę. Wyglądała, jakby przy jej stworzeniu współpracowały wszystkie żywioły. Jej uśmiech przypominał mi o powietrzu – czystym, dającym energię i pozwalającym nam żyć. Usta dziewczyny w mojej wyobraźni płonęły żywym ogniem. Każdy subtelny uśmiech rozpalał iskrę, którą zaraz gasił jej nieprzewidywalny charakter. Raz była spokojną taflą błękitnego jeziora, a raz oceanem podczas największego sztormu. Jej ciemne, wielkie oczy i mocno kręcone włosy przypominały kolorem ziemię utrzymującą to wszystko w równowadze i ładzie. Była piękna, a ja często zadawałam sobie wypierane pytanie: „Wolałabym być nią czy z nią?”. Szybko jednak otrząsałam się i powracałam myślami na właściwe tory. To moja przyjaciółka od wielu lat.

– Co o tym myślisz? – spytałam, machając stopami.

Panował zupełny mrok. Nienawidziłam nocy. To za dnia wszystkie atuty Kauai były doskonale widoczne.

Odchyliłam jednak głowę do tyłu i poświęciłam chwilę uwagi gwiazdom, które rozbłyskiwały na ciemnogranatowym niebie. Każda z nich była piękna i na pewno skrywały setki niesamowicie ciekawych tajemnic.

Mnie natomiast interesowało to, co znajdowało się bliżej nas. Zielona trawa, po której codziennie stąpaliśmy. Kwiaty dodające uroku każdemu krajobrazowi. Ciekawe rośliny, które jednak ludzie omijali przez brak intensywnych barw i względną normalność. Deszcz nawadniający to wszystko, przy okazji wzbudzając frustracje wśród przemoczonych przechodniów. Turkusowa i błyszcząca woda oraz fale, dzięki którym różne niesamowite skarby wydostawały się z głębin na brzeg. Dla mnie zawsze najważniejsze było to, czym obdarowała nas natura, a co wielu z nas ignorowało.

– Myślę, że nasz czas beztroski się kończy, Rita.

Skrzywiłam się. Jak mógł się kończyć, skoro znajdowałyśmy się na Hawajach? W miejscu, gdzie radość sięga zenitu. W miejscu, które dawało nam szczęście od siedemnastu lat.

– Nie rób takiej miny – dodała. – Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Ten idealny świat…

Pokręciłam głową, wysłuchując dźwięków grasujących w trawach owadów.

– Przestań – przerwałam jej. – Cieszmy się każdą sekundą w miejscu, gdzie nie dosięga nas cierpienie.

Szatynka zaczęła nerwowo obgryzać paznokcie. To ewidentnie mocno ją martwiło. Nienawidziłam, gdy była w takim stanie.

– A co, jeśli… – zaczęła, aczkolwiek po chwili zacisnęła wargi i uniosła wzrok. – Masz rację. To pewnie jakiś żart. Bez sensu analizować takie drobnostki.

Odetchnęłam z ulgą. Clementine należała do osób, które uważałam za autorytet. Gdyby ona zaczęła zagłębiać się w ten temat, ja zapewne zrobiłabym to samo, przez co spóźniałabym się do szkoły, co jeszcze bardziej namieszałoby w moim planie dnia.

– Zostawmy ten temat, okej? To na pewno jakiś głupi kawał, może nawet to Aurelia właśnie coś majstruje przy swoim komputerze. – Wzniosłam oczy ku niebu na wspominkę o swojej starszej siostrze. – Poza tym nie mamy co się martwić. Ten temat nawet nie mógłby nas dotyczyć. My nic nie ukrywamy.

„Mów za siebie, Rita” – tak powinna była powiedzieć, jednak milczała.

Pokiwała głową i powoli nabierała większej pewności.

Rozejrzałam się wokół. Kawałek od mojego parapetu rosła wysoka palma, której uroku ujmował mroczny błysk księżyca. Choć nie byłam w stanie obecnie tego dostrzec, patrzyłam na te elementy tyle razy, że dosłownie widziałam je oczami wyobraźni. Na dole rozciągała się jaskrawozielona trawa i różnorodne polne kwiaty, a w oddali wznosiły się porośnięte gęstą roślinnością wzgórza i pagórki. Kochałam tę wyspę i każde spojrzenie na tutejszą przyrodę napawało mnie energią. Między dwoma równoległymi oknami rozwieszona została linka z małym, plastikowym wiaderkiem, które od dzieciństwa stanowiło nasz środek komunikacji.

Teraz, gdy obie miałyśmy stały dostęp do technologii, nadal zostawiłyśmy tę uroczą konstrukcję i wykorzystywałyśmy ją na przykład do przekazywania między sobą jakichś przedmiotów. W skrócie: było lekarstwem na nasze lenistwo, bo przecież wystarczyłoby zejść po schodach, wyjść z domu i podejść pod sąsiednie drzwi.

Panowała cisza, którą raz po raz zakłócał szum oceanicznych fal.

– Tak. Rzeczywiście.

– Nie myśl o tym, Ruby. Idź lepiej spać. Pani Keanu nie da ci spokoju, jeśli kolejny raz spóźnisz się na jej zajęcia.

Dziewczyna parsknęła pod nosem, ale posłuchała mnie, obróciła się i przełożyła nogi przez parapet. Chwyciła za klamkę, odwróciła się jeszcze w moją stronę i pomachała otwartą dłonią.

– Aloha, Rita! Sorki, że cię obudziłam – rzuciła, a po moim sercu rozlało się ciepło. To proste słowo, mające kilka wartościowych dla mnie znaczeń, zawsze wzbudzało więcej emocji niż zwykłe „Cześć” lub „Pa”.

– Aloha, Ruby – odpowiedziałam, również wracając do pokoju i zamykając okno.

Tym prostym gestem oddzieliłam się nie tylko od mroku nocy, dusznego powietrza i przyjaciółki, lecz także od prawdy, której nieświadomie unikałam.

Tej nocy ponowne zaśnięcie sprawiło mi ogromną trudność. Przewracałam się z boku na bok, próbując stłumić frustrację spowodowaną zaburzeniem mojej rutyny. Nie mogłam też powstrzymać chęci przeanalizowania wiadomości, którą otrzymała – jak się okazało – większa grupa osób.

– Gdy piękno więdnie… – powtarzałam w kółko, wpatrując się w wiatrak przywieszony pod sufitem. Towarzyszyły mi tylko rybki zamieszkujące akwarium, którego filtr swoją cichą pracą koił moje niespokojne myśli.

Definicją piękna była dla mnie ta wyspa i większość z niezwykłych tworów natury. To piękno nie gniło i nie ulegało zniszczeniu. Od tysięcy lat opisywało Hawaje, a tubylcy pielęgnowali je i nadawali temu słowu intensywniejszego znaczenia. Urok tej wyspy był zbyt silny, by więdnąć.

– Więdnąć… Jak kwiaty… – Odruchowo spojrzałam w stronę prostej drewnianej półki, po brzegi obstawionej doniczkami z monsterami, kaktusami, fikusami, paprotkami i innymi najróżniejszymi roślinkami.

Czułam, jakby ktoś wplótł w moją historię tysiące płatków kwiatów. To od nich wszystko się zaczęło. To one odzwierciedlały wnętrze mojej duszy i były częścią mnie. To wokół nich kręciło się moje dzieciństwo. To one sprawiały mi radość i dawały poczucie odmienności. To one były lekarstwem na złość mamy i rozdrażnienie ojca. To z nich plotłam wianki dla przyjaciółek. To w zasadzie dzięki nim poznałam Ruby. To one definiowały moją osobowość i dopełniały wizerunek rudowłosej dziewczyny biegającej po kwiecistej łące. Kwiaty były wszystkim, co dobre, i niczym, co złe.

Dlatego już po pierwszej minucie wyrzuciłam z głowy to skojarzenie. Kwiaty i zło to przeciwieństwo, nie mające prawa zaistnieć razem.

Rozmyślałam o wszystkim, byleby zapomnieć o tym, że nadal nie śpię. Czasami świadomość, że coś nie szło zgodnie z moim planem, doprowadzała mnie do płaczu.

Owce przeskakujące przez płotek.

Jedna…

Druga…

Trzecia…

Otaczające je pole.

Pełne kwiatów.

Zgniłych.

Zwiędłych.

Zniszczonych.

Mocniej zacisnęłam powieki. Wyobraźnia ewidentnie płatała mi figle. Nie umiałam przekierować jej na pozytywy. Widziałam to zepsute pole, a puchate zwierzaki za każdym razem się wywracały.

Owce.

Wesołe, puszyste owce… – powtarzałam w myślach jak w amoku, skupiając się na każdej literce tworzonej przez umysł.

Aż w końcu zasnęłam, powracając myślami na dobre tory. Te usłane różami, szczęściem i słońcem. Kwiatami, które nigdy nie więdły.

Tory pełne fałszu.ROZDZIAŁ 3

„Ohana” – Rodzina (język hawajski)

Nawet mając sporą grupkę znajomych – którzy w co drugą sobotę organizowali kameralne imprezki, a większość popołudni spędzali na plaży – a do tego cudowną najlepszą przyjaciółkę, wspierającą mnie we wszystkim, co robiłam, rodzinę zawsze stawiałam na pierwszym miejscu. Wydawało mi się naturalne, że czas spędzony z bliskimi mógł czynić cuda, lecz nie wiedziałam, że aż takie.

Po tym, jak rozplotłam pozostałości po moich warkoczach, poszłam wziąć szybki prysznic i przebrać się w czyste ubrania. Starałam się pozbyć natrętnych myśli tak samo szybko, jak szybko woda padająca z deszczownicy obmywała mnie z resztek piasku.

Wychodząc z mokrymi włosami z łazienki, w plisowanej dżinsowej spódniczce i kwiatowym topie, przed drzwiami natknęłam się na najstarszą z moich sióstr – Vanessę.

– Cześć, Van – przywitałam się, przywołując na twarz uśmiech.

Jej pomarańczowe wręcz włosy były idealnie proste i tym razem związane w ulizany kucyk na czubku głowy. Miała delikatny makijaż, a dopasowana koszula dodawała jej elegancji. Włożyła ją do czarnych, skórzanych spodni z rozcięciem na dole nogawek.

– Hej, młoda – rzuciła, mijając mnie w progu. – Oglądam z wami, więc czekajcie na mnie! – krzyknęła przez ścianę.

Wzięłam trzy głębokie wdechy i zeszłam na dół, pozwalając przygnębieniu odpłynąć w zapomnienie.

Mama nalała wszystkim lemoniadę i przywlekła z sypialni swojego męża. Gdy zobaczyłam Otisa Valencię w jego różowym szlafroku i z naburmuszoną miną, wiedziałam, że został wyciągnięty z łóżka siłą. Na jego nosie spoczywały prostokątne okulary, a na czoło opadały mu skąpe kosmyki siwych włosów.

– Hej, tato – powiedziałam, rzucając się na sofę. – O której zaczynasz swoją zmianę?

Miał genialną pracę. Jako że większości wyspy Kauai nie dało się zwiedzić, tylko spacerując, bo wiele obszarów było chronionych, ludzie często decydowali się na loty helikopterami. Mój ojciec był pilotem i przewodnikiem takich niezapomnianych, półtoragodzinnych wycieczek. Miałam szczęście, bo dzięki temu często łapałam się na darmowe loty. Chociaż, szczerze mówiąc, takie widoki były warte każdej sumy. Zdecydowanie wolałam tę pracę taty od udzielania korepetycji z matematyki, czym zajmował się wcześniej.

– Hej, kwiatuszku – odpowiedział, ziewając.

Chyba każdy ojciec miał przezwisko dla swojego dziecka. Mój miał je dla każdej z nas. Ja byłam kwiatuszkiem z uwagi na moje zamiłowanie do natury, Aurelia była kicią, bo czasami jej zachowanie przypominało ataki wrednego kocura, a Vanessa słoneczkiem ze względu na jej promienny uśmiech. Tata wielokrotnie zastrzegał, że będzie używał tych ksyw nawet wtedy, gdy jako czterdziestolatki przyjedziemy do niego na rodzinny obiad.

Przewróciłam oczami. Mimo wszystko czułam się trochę za staro na taki pseudonim.

– Pracę zaczynam za niecałą godzinę, więc odwiozę cię do szkoły. – Westchnął, przecierając oczy. – Poprosisz Vanessę, by wyprowadziła auto z garażu, jak skończy się odcinek? Nie chcę wychodzić na ulicę w szlafroku, więc w tym czasie szybko doprowadzę się do porządku.

Skinęłam głową, po czym oparłam się o zagłówek, wsłuchując się w kroki reszty domowników. Na jakiś czas zapomniałam nawet o planie dnia, tak spektakularnie przeze mnie dzisiaj rozwalonym.

No tak. Znowu o tym pomyślałam.

Do salonu ponownie wparowała mama, odtrącając rude włosy na plecy i poprawiając grzywkę, a zaraz za nią weszła Vanessa, nucąc pod nosem Shake it Off Taylor Swift. Zajęła miejsce obok mnie i szturchnęła ramieniem mój bok.

– Chciałam zaprosić do nas Aurę, ale śpi jak zabita – odezwała się mama. – Budzik już dawno zadzwonił. Żeby tylko nie myślała, że ja ją obudzę! Osiemnastoletnia klabzdra – sarknęła.

Prychnęłam pod nosem.

A to zaskoczenie…

Popijając lemoniadę, obejrzeliśmy losowy odcinek, bo i tak znaliśmy cały serial na pamięć. Trafiliśmy akurat na ten, w którym Lilo i Stich zamienili się mózgami. Podczas seansu słychać było szepty domowników – szczególnie moje i Vanessy, bo cały czas porównywałyśmy pewne postępowania Sticha do tego, jak zachowywała się nasza siostra. Do moich uszu docierał także dźwięk siorbania, chrapanie ojca i pełne frustracji westchnienia mamy, gdy cały czas go przebudzała.

To, że mój humor się poprawił, to mało powiedziane. Zyskałam ogrom nadziei, że początek tego dnia to tylko przypadek i że cała reszta pójdzie zgodnie z planem. Próbowałam przetłumaczyć sobie, iż chwilowe zboczenie z planowanej trasy wcale nie jest niczym złym. Szło mi to opornie, ale moje samopoczucie naprawdę uległo zmianie na lepsze.

W towarzystwie płynących po ekranie napisów końcowych i dźwięków radosnej melodii zwlekłam się z tapczanu i poprosiłam siostrę o wyprowadzenie auta z garażu. Po kilku minutach siedziałam już w naszym zielonym vanie i rozmyślałam nad tym, jak kochałam swoich bliskich. Słowo „rodzina” miało dla mnie o wiele większe znaczenie niż dla większości ludzi.

Miałam chwilę, więc wyciągnęłam telefon ze szkolnej płóciennej torby z widniejącą naszywką z mapą wszystkich wysp Hawajów. Oprócz światła z ekranu urządzenia zaatakował mnie spam powiadomień.

10 nieodczytanych wiadomości od: Ruby Clementine.

2 nieodebrane połączenia od: Ruby Clementine.

55 nieodczytanych wiadomości na twojej grupie.

No cóż, niby zwykłe spóźnienie, które u większości nastolatków – na przykład u Ruby – było normalnością, w moim przypadku wzbudzało zmartwienie. Zaśmiałam się pod nosem. Fakt. Spóźnienie i Rita Valencia to dwa puzzle z absolutnie niepasującymi do siebie koniuszkami. Napisałam na czacie naszej grupki, że już jadę, i wygasiłam ekran.

Przekroczyliśmy bramę naszej posesji piętnaście minut przed dzwonkiem na lekcję. Wycieczki z tatą zawsze były „spokojne”. Przez większość czasu na całe gardło śpiewaliśmy teksty naszych ulubionych hitów akurat wygrywanych w radiu. Żadnych sprzeczek, przygód czy zaskoczeń.

Wyjechaliśmy z naszego skromnego osiedla, na którego symbolicznym wjeździe widniała wielka, metalowa tabliczka z napisem „Mokupuni ulili”. Ten zlepek słów nawiązywał do naszej okolicy, a oznaczał „Zielone wyspy”. Każdy z ośmiu domków nosił nazwę jednego z największych hawajskich terytoriów. Nad naszymi drzwiami – na moje szczęście – widniało wydrążone w ciemnym drewnie „Kauai” oraz kształt terenu tej wyspy. Inne domki nosiły pozostałe nazwy: Oahu, Hawaii, Maui, Lanai, Molokai, Kahoolawe i Niihau.

Wdarliśmy się w tę część Kauai, którą kochałam najbardziej – naturalną, niezanieczyszczoną i niezabudowaną. Droga prowadząca do szkoły była przepiękna. Z jednej strony wysoko wznosił się ostry klif, a z drugiej jedynie stare barierki dzieliły nas od spadku na dziką plażę. Za oknem widziałam palmy kokosowe, a ich szerokie pióropusze rzucały na drogę obszerny cień. Sporadycznie występujące kolorowe kwiaty ożywiały dominujący zielenią krajobraz.

– Tato? – zagadałam, kiedy z głośników zamiast muzyki wybrzmiał jakiś wywiad. Chciałam wykorzystać tę podróż na rozmowę. Ceniłam rady ojca i wiedziałam, że to od niego usłyszę najcenniejszą.

– Tak? – mruknął i ani na chwilę nie oderwał wzroku od jezdni.

– Myślisz, że Kauai ukrywa jakieś sekrety? – spytałam, by upewnić się, że tata także uważa wiadomość, jaką wszyscy dostaliśmy, za nieśmieszny żart.

I znowu o tym pomyślałam. A tym razem nawet powiedziałam to na głos.

Mężczyzna momentalnie się spiął. Zmarszczyłam brwi. Jego oczy cały czas skierowane były na drogę, ale zapłonęła w nich jakaś dziwna iskierka.

– Sekrety są wszędzie, kwiatuszku. – Jego głos był łagodny. – Nawet tam, gdzie teren jest całkowicie obeznany.

Wzniosłam oczy ku niebu. Oczekiwałam innej odpowiedzi. To było przecież logiczne.

Było, ale do mnie jeszcze wtedy to nie docierało. Byłam jak głupie dziecko, usilnie wierzące, że Święty Mikołaj istnieje, a sekrety nie mogą być aż tak przerażające.

Dziecko, które nie chciało dorosnąć i bało się prawdy.

– Nie rozmyślaj nad tym, Rita – dodał, widząc moje zmieszanie. – Nie pchaj się tam, gdzie cię nie potrzeba. – To zdanie nawet w jego ustach zabrzmiało oschle.

To była jego „najcenniejsza” rada.

Przełknęłam ślinę. Nie sądziłam, że tata tak przejmie się tym pytaniem. Jego odpowiedź nasiliła mętlik w mojej głowie, zamiast mi pomóc.

– Jakie plany po szkole? – Płynnie zmienił temat oraz ton głosu, co nie umknęło mojej uwadze.

– Takie jak zwykle. Wrócę, przebiorę się i pójdę posurfować z dziewczynami. Mam nadzieję, że fale będą dobre.

Reszta podróży minęła nam na rozmowie o moich dzisiejszych, ale tak właściwie codziennych planach, bo na ogół niewiele się w nich zmieniało. Tata udawał tak zainteresowanego, że w pewnym momencie naprawdę brzmiał wiarygodnie.

Kiedy za przednią szybą zobaczyłam białawe ściany mojej szkoły, była dokładnie dziewiąta pięćdziesiąt cztery. Kamień spadł mi z serca. Zdążyłam.

Na szkolnym podwórku, od razu za bilbordem „Kauai High School”, zbierało się coraz więcej osób. Zamiast murów, posesję odgradzały idealnie przystrzyżone krzaki, a perfekcyjnie wygładzony beton czy brukową posadzkę zastąpiła jaskrawozielona trawa. Oczywiście i tutaj nie zabrakło mnóstwa palm stanowiących dla innych uczniów źródło cienia lub palarnię, a dla mnie – klimatyczną ozdobę. Budynek szkoły miał jedno piętro, przestronne okna i białe, wysokie drzwi.

Nasza placówka nie należała do zbyt dużych, więc chociażby z widzenia kojarzyłam większość uczniów. W grupkach nieopodal mnie stali moi znajomi, pomachałam im, gdy tylko nasze spojrzenia się skrzyżowały. Na boisku dostrzegłam także trenującą drużynę cheerleaderek w czerwonych sukienkach, do której kiedyś należałam. Tutaj miały idealne warunki na poranne treningi.

– Pa, tato, dziękuję – rzuciłam i delikatnie zamknęłam za sobą drzwi.

Nasłuchiwałam dźwięku odjeżdżającego z piskiem opon auta, a kiedy zniknęło mi z pola widzenia, odetchnęłam i skierowałam się do wejścia do budynku.

Czas zacząć kolejny, zwyczajny dzień.

Po drodze zauważyłam znajomą ciemną czuprynę, zmarszczone brwi i skupiony wzrok, który zdecydowanie czegoś szukał. Obok Ruby stała Noelani i Amber – to moje towarzystwo od kilku dobrych lat. Podbiegłam do nich truchtem, dłonią podtrzymując płócienną torbę z tabletem i śniadaniem. Jeszcze zanim pokonałam choć połowę drogi, twarz Amber się rozpromieniła, a oczy zlustrowały moją sylwetkę.

– Aloha, Rita!!! – Wysoka blondynka wykrzyczała to na tyle głośno, że większość uczniów zwróciła się w jej stronę.

– Aloha! – odparłam, kiedy byłam wystarczająco blisko.

Noelani i Ruby odpowiedziały mi jeszcze przed tym, jak zamknęłam je w silnym, grupowym uścisku. Poczułam się komfortowo, gdy do moich nozdrzy dotarł zapach znajomych perfum Ruby. Dawały mi poczucie bezpieczeństwa.

– Nawet pani Keanu była zdziwiona, że spóźniłaś się na pierwszą lekcję – zaczęła Noelani, odsuwając się. Przeczesała palcami proste, brązowe włosy sięgające jej zaledwie do obojczyków. – Jeżeli pięćdziesięcioletnia kobieta uważa, że powinnaś trochę wyluzować, to chyba naprawdę tak jest. – Szturchnęła mnie, a metalowe koraliki na jej błyszczącym topie wydały dźwięk, uderzając o siebie. – Nasza mała Rita dorasta i właśnie pierwszy raz spóźniła się do szkoły. – Westchnęła rozmarzona.

Ruby posłała mi przepraszający uśmiech. Ona rozumiała. Tylko ona, choć wszystkim tłumaczyłam, jaka jestem.

Noelani najbardziej wyróżniała się z naszej grupki, lecz nikt nie uważał tego za coś złego. Uwielbiała „życie dla fabuły”, imprezy, chaotyczność. Charakteryzowała ją pewność siebie, więc to ona załatwiała stresujące sprawy. Była również tak głośna, że bębenki uszne osób, które spędzały z nią choćby kilkadziesiąt minut, nigdy nie wracały do normalnego funkcjonowania. Amber miała z nią kilka wspólnych cech, choć bywała tchórzliwa i czasem umiała opanować struny głosowe w miejscach publicznych. To ten typ dziewczyny, która nigdy nie rozstaje się z podręcznym lusterkiem, błyszczykiem i szczotką do włosów. Nawet gdyby wokół się paliło, dla niej ważniejsze byłoby idealne ułożenie platynowych kosmyków, poprawienie makijażu czy wyprasowanie plisowanej spódniczki.

Ja kochałam spokój, naturę i trudne do dostrzeżenia detale, choć w dobrym towarzystwie potrafiłam się rozerwać. Istnieli ludzie, przy których znosiłam hałas i chaos. Ruby była do mnie podobna, natomiast łatwiej otwierała się na nowe i starała się przekazać mi trochę luzu. Umiała dostosować się do towarzystwa, nie udając nikogo. Ale co najważniejsze – była, słuchała i rozumiała. I tak od kilkunastu lat.

– To może chociaż opowiedz, co takiego się stało? – odezwała się Amber, a reszta zgodnie pokiwała głowami.

Przymknęłam powieki, a gdy po chwili wybrzmiał dzwonek, poczułam ulgę.

– Nie wywiniesz się od odpowiedzi! – ostrzegła blondynka, ruszając do wejścia.

To było do przewidzenia.

– Po prostu się spóźniłam, nic wielkiego. – Bardzo nie chciałam się zirytować, lecz wszystko zmierzało w tę stronę.

– Spóźnienie Rity i „nic wielkiego”? To się nie łączy.

Ledwo weszłyśmy do środka, a już zaatakował mnie chłodny nawiew klimatyzacji i żywe rozmowy płynące z wielu stron. Wszystkie oczy skierowane były w ekrany telefonów, na których wyświetlał się… podobny czat.

„Jak myślisz?”, „To na pewno nie żart!”, „To brzmi jak zagadka.”, „Okrutna prawda?”.

Między innymi takie hasła docierały do moich uszu. Skupiłam wzrok na plecaku koleżanki. Ignorując wszystko wokół i omijając ozdobne kolumny, dotarłam do odpowiedniej klasy.

Nie wiem, jak mogłam się nie domyślić, że tak to będzie wyglądać. Plotki to przecież pożywienie dla głodnych dreszczyku emocji nastolatków.

Weszłyśmy do sali ani trochę nieprzypominającej zwyczajnej klasy. Pokój matematyczny jako jeden z nielicznych został wyremontowany oraz wyposażony w najnowszy sprzęt, dzięki czemu naprawdę przyjemnie się tu uczyło. Dwie ściany pomieszczenia były prawie całkowicie przeszklone, a pozostałe pomalowane zostały ciemnogranatową farbą. Przy oknach stało białe biurko nauczyciela, za nim obrotowe krzesło, a tuż obok tablica magnetyczna na kółkach z zapisanymi skomplikowanymi obliczeniami.

Zajęłyśmy ostatni rząd krzeseł z rozkładanymi blatami przy podłokietnikach. Sala zaczęła wypełniać się uczniami, a ja cały czas czułam na sobie uciążliwy wzrok przyjaciółek.

– No co? – Uległam w końcu i odwróciłam się w ich stronę.

Nauczycielka w tym czasie weszła do klasy i rozłożyła swoje rzeczy na blacie biurka.

– No co? – szepnęła Noelani z wyrzutem w głosie i nachyliła się do torby. – Mamy dużo do przegadania. – Wyprostowała się i z impetem rzuciła na stolik jaskraworóżowy zeszyt.

Pani Keanu – nauczycielka chemii i matematyki – już miała rozpocząć drugą wspólną lekcję, lecz jej wzrok zatrzymał się na mnie.

– O, Rita, już jesteś. – Uśmiechnęła się. – Co to za spóźnienie, hm?

Odpowiedziałam jej jedynie niewinnym wzruszeniem ramionami.

– No właśnie, Rita, co to za spóźnienie? – zawtórowała jej Amber i mnie szturchnęła, za co Ruby obdarowała ją ostrzegającym spojrzeniem.

Westchnęłam w geście kapitulacji i wyciągnęłam rękę w stronę dziewczyn. Kątem oka widziałam ich wyrażające satysfakcję wyrazy twarzy. Po chwili na dłoni poczułam ciężar zeszytu i przyciągnęłam go w swoją stronę. Tak zaczynała się prawie każda nasza lekcja.

Zeszyt Komunikacji – przeczytałam w myślach i parsknęłam pod nosem. Założyłyśmy go kilka lat temu i skrupulatnie zapełniałyśmy kartki naszymi konwersacjami podczas lekcji. Gdyby ten dziennik trafił w ręce któregokolwiek nauczyciela, najprawdopodobniej wyleciałybyśmy ze szkoły.

Otworzyłam notes na pierwszej pustej stronie znalezionej gdzieś na szarym końcu. Zostało nam zaledwie kilkanaście kartek. Wyjęłam z torby różowy długopis. Każda z nas miała swój przydzielony kolor rysika, by było wiadome, która napisała daną wiadomość – ja posługiwałam się różem, Noela niebieskim, Ruby zielonym, a Amber żółtym. Na początku tego niesamowitego spisu korespondencji znalazła się nawet legenda, gdyby ktoś pogubił się w tym kalejdoskopie kolorów.

Jesteście nieznośne.

Napisałam na samej górze schludnym pismem i podałam zeszyt dalej. Minęło zaledwie kilkadziesiąt sekund, a wrócił do mnie z trzema nowymi wiadomościami.

PISZ!

Rita, gadaj!

Ciebie też ciężko znieść, moja droga <3

Lekcja trwała w najlepsze, a uczniowie podchodzili do tablicy, by rozwiązywać zadania. Czekała mnie długa dyskusja z przyjaciółkami, więc – by chociaż sprawiać pozory – wyciągnęłam tablet służący za notatnik.

Szczerze? Będziecie zawiedzione. Oczekujecie fajerwerków, a to nic wielkiego.

W głębi serca wcale tak nie uważałam.

To, że byłam na spacerku, was nie zdziwi. Miałam jakoś dziwnie mało czasu, więc przestraszyłam się, że nie zdążę, a chciałam jak najszybciej przejść w jedno miejsce. Poślizgnęłam się i wpadłam do wody. Cała filozofia.

Opowiedziałam o swoim poranku dość wymijająco, ponieważ tylko Ruby wiedziała o mojej tajnej plaży.

Zamiast kolejnych słów na papierze pojawiły się niestarannie narysowane emotki wyrażające rozczarowanie. Dziewczyny nawet nie kryły się z tym, że spodziewały się pełnej zwrotów akcji historii o tym, jak porwało mnie UFO i cudem dotarłam na drugą lekcję.

Niżej, malutkim, dobrze znanym mi druczkiem i zielonym tuszem zostało zapisane:

Ale jak się czujesz? Nic cię nie boli, nie stresujesz się tym spóźnieniem? Pamiętaj, że nie masz czym. Plan dnia naprawimy 😊 To tylko głupi plan.

Ruby była moim słoneczkiem, które za pomocą nawet najmniejszych promyczków potrafiło rozjaśnić mi drogę.

I pewnie cały mokry outfit…

To wtrąciła Amber. Mój długopis znowu dotknął szorstkiej struktury. Zdecydowałam się napisać prawdę.

Szczerze, czuję się z tym okropnie i miałam wielką nadzieję, że szkoła odciągnie moje myśli od tych małych rys w moim idealnym świecie (one swoją drogą pojawiły się dopiero dzisiaj!!!). Ale przecież to oczywiste, że wszyscy dookoła muszą gadać o tej dziwnej wiadomości. Odkąd ją dostałam, czuję się cholernie oderwana od rzeczywistości.

A może wcale nie pojawiły się dzisiaj, tylko skutecznie je ignorowałaś?

Co dziwne, autorką wykreślonego stwierdzenia była Ruby. Wyglądało to tak, jakby w trakcie pisania zmieniła zdanie.

Chociaż nie. Głupoty gadam, nieważne.

Ta wiadomość przynajmniej obudziła naszą szkołę do życia. W KOŃCU COŚ SIĘ DZIEJE!!!

Taką ekscytację mogła wyrazić tylko Noelani.

Niżej pojawił się zielony tusz:

Dzięki temu przynajmniej wiemy, że tę wiadomość dostało całe Kauai.

Co nam to da?

Nabazgrałam, przewracając oczami.

Świadomość, że coś się dzieje.

Przeczytanie tego zdania sprawiło mi niewyjaśniony trud. Zapiszczało mi w uszach. Czułam złość, choć wcale nie powinnam. Winiłam Noelę za wyciąganie mnie z mojej strefy komfortu.

To głupi żart.

Brnęłam w swoje. Tak jak myślałam, poparła mnie Ruby. Uśmiechnęłam się, gdy odbierałam od niej księgę i przeczytałam:

Zgadzam się z Ritą. Dajmy spokój.

Zeszyt latał między nami na tyle szybko, że na pewno nie umknęło to uwadze nauczycielki. Słychać było przewracanie kartek i szuranie sunących po nich długopisów, a mimo to kobieta skupiała się na omawianiu ostatniego testu.

No ale, Ruby… gdybyśmy trochę się w to zagłębiły… Nie kusi cię wizja przeżycia przygody rodem z dobrego kryminału?

Dziewczyny dobrze wiedziały, gdzie Clementine ma swój słaby punkt. Ruby, choć na pierwszy rzut oka wcale nie wyglądała na książkoholiczkę, uwielbiała wieczorami zatapiać się w fikcyjnych historiach.

Większość dobrych kryminałów, które czytałam, kończyła się śmiercią głównych bohaterów, tak że podziękuję.

Stłumiłam parsknięcie. Nieugięta bestia… Tym razem nie napisałam nic. Podałam przedmiot dalej, czekając na rozwinięcie konwersacji. Tak jak myślałam, powrócił do mnie dopiero po kilkunastu minutach, a w tym czasie nadrobiłam notatki i posyłałam matematyczce serdeczne uśmiechy. Dosłownie w myślach przeżegnałam się, otwierając kolejne trzy strony po tej, na której zaprzestałam lekturę.

A może wcale nie jesteśmy głównymi bohaterami? Może pobocznymi?

Popieram Noelę. Chcę wiedzieć, jakie tajemnice ukrywa ta wyspa, bo przecież na pewno coś się dzieje. W innych miastach co chwilę trąbią o kradzieżach, włamaniach, morderstwach, samobójstwach nawet, a tu nic, cisza. Nie mówię, że to źle, ale nie czujecie, że coś nam umyka?

Nie sądzicie, że przesadzacie? Trochę się chyba nakręciłyście. To zwykła, nic nieznacząca wiadomość.

Czytając to, miałam wrażenie, że Ruby starała się bardziej przekonać samą siebie niż dziewczyny. Tym bardziej po naszej nocnej rozmowie.

Ale patrz, przeanalizuj to… My jesteśmy postaciami pobocznymi, więc ktoś inny jest tą główną… Ktoś jest ponad nami. Być może osoba, która stoi za wiadomością.

Rita, czytając te zapiski, zejdzie na zawał. To głupi żart. Odpuśćcie.

A gdyby tak zadzwonić pod ten numer? Z zastrzeżonego?

Ten niesamowity pomysł oczywiście należał do naszej nadpobudliwej i żądnej emocji Noelani.

Ejj, tak! Jeśli to rzeczywiście jakiś żartowniś, to dowiemy się, kto nim jest.

Przeceniacie swoje umiejętności. Istnieją modulatory głosu, wy geniusze. Nie sądzę, by udało wam się znaleźć IP, a nawet jeśli, to nie zdołacie nic z tego zrozumieć.

Przełknęłam ślinę. Czułam się, jakbym czytała mroczną historię, mimo że na razie nie wydarzyło się nic przerażającego. Na razie.

Co to jest IP???

No właśnie. Pewnie nawet nie wiecie, jak włączyć komputer. Nigdzie nie dzwońcie. Serio, bez sensu.

Moja przyjaciółka naprawdę starała się odciągnąć dziewczyny od złego. Tak jak ja ją w nocy.

Ruby, serio nie masz żadnej teorii na ten temat? To może być jakaś zagadka, początek puszki Pandory…

Moja teoria mówi, że to jest głupi żart. Ewentualnie jakiś planowany wyciek danych, sekretów.

Nie sądzę, że to żart. Ja stawiałabym na drogocenne plotki.

O to mi chodziło, gdy pisałam o sekretach. A Noelani?

Z każdą sekundą coraz bardziej dociera do mnie, że ta sprawa rzeczywiście jest nudna. Raczej nie wyniknie z tego nic ciekawego. A szkoda.

Zdecydowanie ja i Noela różniłyśmy się priorytetami.

;(

Smutną buźką zawtórowała jej przyjaciółka.

Kilka akapitów niżej temat wreszcie został zmieniony, a ja odetchnęłam z ulgą.

Swoją drogą Keanu wygląda dziś, jakby od razu po pracy wybierała się na surfing.

Taki komentarz mógł paść tylko od Noelani, która co chwilę zerkała w moją stronę. Odruchowo zmierzyłam wzrokiem Amber ubraną w przewiewny, wyglądający jak plażowy strój.

To tak jak my.

Co do dzisiejszego popołudnia: idziemy na plażę z resztą rocznika, będzie tam mała impreza, ale na luzie damy radę posurfować lub posnorkelingować, jeśli fale będą za słabe. Amber, czy twój tata ma dzisiaj wolną godzinę? Może wywiózłby nas trochę dalej?

Snorkeling był jedną z moich ulubionych aktywności, ale rzeczywiście najlepiej nurkowało się na otwartym oceanie. Było tam więcej interesujących stworzeń, a co za tym idzie – poziom niebezpieczeństwa wzrastał. Noelani to uwielbiała.

Tata Amber, tak samo jak mój, miał dosyć nietypową pracę. Był właścicielem małej motorówki i wypływał z nurkami i turystami tam, gdzie pod wodą żółwie, ryby i inne stworzenia wraz z kamieniami tworzyły krajobraz tak piękny jak kadry z Małej syrenki.

Nie wiem, zapytam!

Rita? Jak coś, to płyniesz z nami, prawda?

Wszystko wyglądało tak, jakby reszta dnia miała potoczyć się według konkretnego planu. Już miałam odpisać, jednak pani Keanu zwróciła moją uwagę chrząknięciem. Stała centralnie przede mną, a ja nie zakodowałam momentu, w którym tak się zbliżyła.

– Rita, zapraszam. Rozwiążesz zadanie szóste. Skoro tak aktywnie coś tam notujecie, na pewno wiesz, jak do niego podejść.

Naprawdę lubiłam tę nauczycielkę i wiedziałam, że nie zrobiła tego złośliwie. Na pewno pamiętała, że akurat ten sprawdzian poszedł mi wzorowo i obliczyłabym to zadanie z zamkniętymi oczami. Polecenie miało być upomnieniem, bym bardziej uważała i konwersację z przyjaciółkami zostawiła na później. Widziałam to w jej oczach.

Minęłam kobietę w jasnej koszuli i szybkim krokiem podeszłam do tablicy. Odwróciłam się plecami do klasy i szurając pisakiem po śliskiej tablicy, starałam się odpłynąć w matematyczny świat. Liczba za liczbą, znak za znakiem i pierwiastek za pierwiastkiem. Bezbłędnie rozwiązałam przykład, co chwilę spoglądając na tropikalną roślinność za oknem. Natura zawsze umiała mnie rozproszyć.

– Dobrze, usiądź – skomentowała nauczycielka.

Zajęłam miejsce i tym razem skupiłam się na lekcji, próbując naprawić reputację w oczach pani Keanu. Zatopiłam się w matematycznej przepaści, próbując zapomnieć o ciążących nad nami tajemnicach.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: