- W empik go
My, swingersi - ebook
My, swingersi - ebook
„My, swingersi” to pamiętnik małżeństwa polskich swingersów.
Swinging to seks grupowy, któremu wspólnie oddają się małżonkowie. Zawsze razem i bez żadnych „skoków w bok”. Bez zazdrości, chociaż są dla siebie najważniejsi. Wedle różnych szacunków swinguje od 1 do 4 procent par.
W tej książce prawdziwi swingersi spisali swoje doświadczenia, przygody i dylematy. Opowieść snują na przemian Ona i On, opisując własne odczuwanie seksu.
Książka pokazuje, że można o seksie rozmawiać bogatszym językiem niż wulgaryzmy i beznamiętne określenia medyczne.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7942-763-5 |
Rozmiar pliku: | 955 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Życie zaprasza do swingu
Janusz powiedział:
– Co tak stoisz nie wiadomo po co, usiądź.
Było to naturalne zaproszenie, ale czy rzeczywiście aż takie, jak sugerowała zawartość pokoju? Janusz z Elką w łóżku pod oknem, z prawej Rysiek oblepiony przez nagie Renatkę i jakąś czarnulkę, a po lewej Andrzej na Gośce. Noc w akademiku po sesji. Szybko podjąłem decyzję. Przysunąłem się do nieznajomej czarnulki.
– Dick jestem. – I pocałowałem ją za uchem.
– Zośka – odpowiedziała zwięźle i cmoknęła mnie w czubek nosa. Po czym zajęła się wackiem Ryśka.
Na stole, między brudnymi talerzami i sztućcami rozrzuconymi wśród otwartych słoików, sugestywnie stała napoczęta butelka wódki.
– Mogę sobie nalać? – spytałem Janusza.
– Oczywiście – odpowiedział. – Tylko weź wymyj sobie jakąś szklankę.
Coś znalazłem, opłukałem w zlewie za drzwiami i napełniłem do jednej trzeciej.
– Wasze zdrowie! – Podniosłem szklankę do ust i heroicznie wychyliłem na raz. Zatrzęsło, brrr! Niemniej ciepło trunku spłynęło we mnie ożywczo. Nalałem jeszcze raz, trochę mniej, ale wychyliłem znacznie szybciej.
Wniknąłem w nową sytuację, zabierając się opuszkami i językiem za gładziutkie pośladki Zosi. Odwróciła się do mnie i rzuciła:
– Ściągaj te ciuchy.
Zanim odpiąłem pierwszy guzik koszuli, jej ręka była w moim rozporku. Wyczuła właściwe napięcie i mruknęła:
– O, tak jest lepiej.
Wszystko poszło szybko, błyskawicznie dostosowałem się całkowitym brakiem stroju do dziewczyny. Wylizałem jej muszelkę, kiedy ona coraz mocniej ściskała mojego kutasa. Wejście w nią było na raz, bez zbędnych słów. Akcja gwałtownie przyspieszyła, po kilku minutach wlałem w nią wszystko, co nabrzmiewało od dziesięciu stresowych dni egzaminów. Opadłem na nią, jeszcze wijącą się, jakby łóżko parzyło jej plecy i pupę. Później rozsunęliśmy się i zasnęliśmy.
Rano obudziłem się, obejmując Zośkę. Jakaś dłoń konkretnie ściskała przez sen mój pośladek. To Rysiek przerzucił rękę nad ciałem dziewczyny. Myślał, że przytula jej pupę. Oderwałem męską dłoń od swoich czterech liter – no nie, chyba pora wracać do siebie. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Do dziś zastanawiam się, czy to nie po zimowej sesji na drugim roku studiów rozpocząłem eksperyment swingersa? Dałem się ponieść przygodnej rozpuście, co wówczas mi się nie zdarzało.
Dick
Liceum. Jakiś koncert muzyki odjechanej. „Orkiestra ósmego dnia” czy coś w tym stylu. Byłam wtedy hipiską. Z przekonania – nie dla kolorowych koralików na szyi i pacyfki. Kilku znajomych, wielu nieznajomych. Koncert w klubie studenckim – studenci przychodzili tam „w kapciach”. Gdzie mogła przenieść się impreza? W akademiku, w sporym gronie, dalej smakowaliśmy dobrą muzykę i jakieś trunki. Jakie? Nie pamiętam. W tym wieku nie jest się wybrednym :)
Już wcześniej w oko wpadł mi Paweł. Nie bez wzajemności. Nie szukałam chłopaka, narzeczonego ani miłości. Przypuszczam, że Paweł też nie. Miałam ochotę po prostu na seks. Toczyły się jakieś rozmowy o filozofii, sensie życia, sztuce. Dlaczego Salvador Dali namalował Płonącą żyrafę i Płynące zegary? Dlaczego Witkacy uznał, że świat się skończył? Próbowaliśmy w zaangażowanych emocjonalnie rozmowach odpowiedzieć sobie na pytania, które dawno temu zadał Paul Gauguin: „Skąd przyszliśmy? Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy?”. Jak to ówcześni nastolatkowie – przynajmniej w moich kręgach. W pokoju w akademiku było – nazwijmy to – przytulnie. Mnóstwo ludzi, niewiele przestrzeni. Siłą rzeczy siedzieliśmy z Pawłem co najmniej blisko siebie. Nie był to tylko przypadek. Kiedy z młodzieńczym zaangażowaniem przekonywałam, że sztuka skończyła się na taszyzmie, Paweł widać postanowił skończyć tę dyskusję, która nie mogła zostać rozstrzygnięta, i ogniście mnie pocałował. Rzecz jasna z języczkiem. Elektryzujące doznanie. Po nieprzyzwoicie długim i namiętnym całowaniu na chwilę niemrawo wróciliśmy do ogólnych rozmów, choć siedzieliśmy jeszcze bliżej siebie niż przedtem – o ile to w ogóle możliwe, a ręce niespokojnie błądziły nie tam, gdzie powinny.
Na szczęście zrobiło się późno i część imprezowiczów zaczęła się zbierać. Nadal w pokoju był nadkomplet, ale nieco się już wyludniło. Impreza trwała nadal, a my zakopaliśmy się w łóżku. Towarzystwo dopijało się jakimś winem marki „wino”, a my pieprzyliśmy się w tym samym pokoju, na łóżku obok. Niezbyt finezyjnie, ale bardzo łapczywie – jak to zgłodniałe życia nastolatki. Towarzystwo jakoś mi nie przeszkadzało. Jak przez mgłę pamiętam, że chyba jeszcze jednej parce w pokoju taka sytuacja też nie przeszkadzała w seksualnych igraszkach. Reszta nadal słownie zbawiała świat. Świtało.
Rano, kiedy leniwie otworzyłam jedno oko, bardzo niechętnie zarejestrowałam ostre światło zza okna i jakąś dziewczynę, która weszła do pokoju i powiedziała „cześć”. Spaliśmy razem z Pawłem w jednym łóżku, hmmm… bardzo nieubrani. Zresztą nie tylko my. Wstałam, ubrałam się, dałam budzącemu się Pawłowi buziaka i wyszłam.
Do dzisiaj jestem ciekawa, co powiedział później kolegom. Czy chwalił się, że „zarwał laskę”, czy że „laska go wykorzystała”? He, he, he…
Aha, nie miałam potem moralnego kaca, wyrzutów sumienia ani innych takich pierdół. Zrobiłam to, na co miałam ochotę tego wieczoru. Nie liczyłam na jakąś miłość, bo do tego trzeba czegoś więcej niż seksu. Nigdy Pawła nie szukałam ani on nie szukał mnie. Panowie, odnajdujecie tu swój sposób myślenia? Nie bądźcie więc tak zazdrośni o swoje partnerki – może myślą tak jak Wy? Może warto spytać?
Pussy
Przypadki bywają najlepsze
Poznaliśmy się przypadkiem w kawiarni. Każde z nas było w swoim towarzystwie. Siedzieliśmy przy oddzielnych stolikach. W Dicku było coś, co powodowało, że co chwilę na niego spoglądałam. On z kolei zerkał w stronę mojego stolika. Przypadek sprawił, że i moje, i jego towarzystwo w tym samym czasie zebrało się do wyjścia. Przypadek sprawił, że we dwójkę wracaliśmy w tym samym kierunku. Tak dobrze nam się rozmawiało i znaleźliśmy w sobie tyle podobieństw, że nie trzeba było dalszych przypadków. Umówiliśmy się na randkę. Na tej pierwszej jeszcze nie wylądowaliśmy w łóżku. Szczerze mówiąc, tylko dlatego, że nie było jak. Chociaż nic szczególnie erotycznego się nie działo (ot, noc w dyskotece), byliśmy tak podnieceni sobą, że gdybyśmy mieli gdzie się wtedy podziać, to w pośpiechu zdzieralibyśmy z siebie ubranie, rozrzucając je wokół. Całkiem jak w erotycznych filmach :)
Drugą randkę Dick zaaranżował tak, że faktycznie ciuchy fruwały po pokoju :) Trzecia randka wyglądała równie namiętnie. W przerwie między odlotowym bzykankiem a jeszcze większym odlotem Dick zapytał, a właściwie namiętnie wydyszał mi do ucha: „Czy zostaniesz moją żoną?”. Bez chwili wahania odpowiedziałam „Tak”, i jeśli to możliwe, kochaliśmy się jeszcze namiętniej i jeszcze goręcej niż wcześniej.
Wtedy nie byliśmy jeszcze swingersami, za to – jak widać – seks sprawiał nam obojgu dziką radość. Nigdy nie rozmawialiśmy o możliwości seksu w większym gronie, ale chyba już wtedy czuliśmy przez skórę, że nie jest to wykluczone.
Pussy
Wyjazd integracyjny z drewnem do lasu
Byliśmy dwa, trzy lata po ślubie, kiedy Dick stwierdził:
– Muszę obowiązkowo wyjechać na kilka dni, sama rozumiesz: wyjazd integracyjny z pracy. – I bez chwili wahania spytał: – Pojedziesz ze mną?
Ucieszyłam się, ale… Hmmm…
– Jesteś pewien? Nikt nie jeździ w takie „okoliczności przyrody” z żoną… Znajomi z pracy cię wyśmieją…
– Ślub brałem z tobą, nie z nimi. Chcę jechać z tobą, a nie sam – skwitował krótko Dick.
Zgodnie z przewidywaniami ciekawie zrobiło się jeszcze zanim ruszyliśmy. Kiedy zbliżaliśmy się do autokaru, słychać było tłumione chichoty kolegów z pracy Dicka. Marek, mający opinię wiecznego podrywacza, który bał się panicznie, żeby żona niczego się nie dowiedziała, rechotał bez żadnego skrępowania, w końcu wypalił:
– Stary, zgłupiałeś, wieziesz drewno do lasu?!
Spłynęło to po nas jak po kaczce, choć było mi szkoda Dicka. Biedny Marek… Nie wiedział, do czego jesteśmy zdolni. Szczerze mówiąc, my też nie byliśmy wtedy tego świadomi.
Na miejscu, w hotelu, wiadomo – chwila na zaniesienie plecaka do pokoju (nigdy nie podróżowaliśmy z wielkimi walizami), kolacja i zaczyna się zabawa. Wieczór spędziliśmy typowo – noc w dyskotece, co nieco alkoholu, tańce i dyskusje po świt. Wszystko przetykane nieustającymi kąśliwymi uwagami pod naszym adresem.
Nazajutrz imprezka zaczęła się w południe. Biesiadowaliśmy w pokoju, w którym pod jedną ścianą stały dwa łóżka (jedno za drugim), gdzie rozsiedliśmy się my. Naprzeciwko stało trzecie łóżko, na którym zainstalował się Marek. Razem z nami rozlokowało się liczne towarzystwo ze szklankami w rękach. Piliśmy chyba w dziesięć osób, więc w pokoiku kłębił się niezły tłum. Wesoło i sympatycznie poza jednym wyjątkiem: Marek do znudzenia powtarzał o wożeniu drewna do lasu… Tak wyszło, że Dick siedział otoczony wianuszkiem pań, a ja wianuszkiem panów. Po kolejnej głupiej uwadze Marka spojrzeliśmy na siebie z błyskiem w oku. Tak po prostu.
Dick zaczął obsypywać komplementami jakąś sympatyczną koleżankę. Otoczył ją ramieniem i pocałował w uszko. Ja tymczasem ulegałam czarowi jakiegoś przystojniaka. Znów na siebie spojrzeliśmy i… zaczęło się. Kaśka, koleżanka Dicka, radośnie chichotała, kiedy zaglądał jej w dekolt. Nie miała nic przeciwko temu, żeby sprawdził dłonią rozmiar jej biustu, a przy okazji, czy ma aksamitną w dotyku skórę.
Kiedy na sąsiednim łóżku przystojniak Darek zaczął czule głaskać mnie po plecach, zdziwił się nieco:
– Nie nosisz stanika?
– Przecież ty też nie nosisz – stwierdziłam ze śmiechem.
Postanowił dowiedzieć się, co wobec tego mam pod bluzką, i zaczął powoli rozpinać guziki.
Dick z Kaśką zakopali się w tym czasie pod kołderkę. Zrobiło się trochę mniej chichotliwie, za to bardziej dysząco. W końcu, przy aplauzie wszystkich obecnych w pokoju, majtki Kaśki, rzucone przez Dicka, wylądowały obok mojego nosa. Darek chyba tego nie zauważył, bo wsunął mi rękę pod majtki i był bardzo zajęty pieszczeniem mojej muszelki (też zakopaliśmy się pod kołderkę). Jego nabrzmiała męskość podniecająco ocierała się o mnie przez ubranie. Staraliśmy się zachowywać, jakby to był dalszy ciąg wesołych wygłupów, ale nasze oddechy stały się jakieś takie głębsze…
Marek wyglądał bardzo zabawnie. Z szeroko otwartymi ze zdumienia oczami i wypiekami na twarzy obserwował na zmianę to Dicka, to mnie. Całkiem jakby oglądał mecz tenisa: spojrzenie w prawo, spojrzenie w lewo, w prawo, w lewo… Reszta towarzystwa nie przyłączyła się do zabaw łóżkowych – jakoś stracili humor i przestali kozaczyć.
Igraszki przerwało stukanie do drzwi i hasło, że mamy się zbierać na obowiązkowe spotkanie służbowe. Do niczego więcej oprócz pieszczot wtedy nie doszło (przynajmniej z mojej strony, a Dicka nigdy o to nie pytałam – przecież miał przyzwolenie). Czy to był początek swingowania? Nie wiem. Przeszliśmy nad tym do porządku dziennego, zaśmiewając się jedynie z reakcji Marka. Pamiętam jednak, że nasz seks dawno mi tak nie smakował, jak po tej sytuacji.
Do końca wyjazdu nie usłyszeliśmy już ani razu o drewnie i wożeniu go do lasu… Ech, my, zimne kłody, my, żony na piedestale, co to nie lubią się bawić…
Pussy
Niespodziewana spontaniczność swingu
Kilkanaście lat później zupełnie spontanicznie wyszło nam nasze pierwsze swing party. Przez cały wieczór dużo piliśmy, a blues ze sceny był coraz bardziej dziki. Po północy w jazz clubie zaczynali pozostawać najwytrwalsi. „Mecenas” rzucił, że teraz czas na jam session z dużymi seksofonami. Pussy zauważyła, że seksofony są strasznie zakręcone i może być problem z dopasowaniem ich do prostego wnętrza jej trąbki. „Mecenas” dalej brnął w sprośności – rozmarzył się na temat orgii. Gosia nieśmiało pisnęła, że jeszcze nie próbowała. Tomek zrobił wielkie, nagle trzeźwe oczy, a ja szybko, krztusząc się, wypiłem piwo.
– Idziemy do biura Pussy – zarządziłem.
Pustą śródmiejską ulicą szliśmy wesoło, opowiadając Gosi, że wszyscy lubimy i do buzi, i do muszelki – oczywiście najpierw dobrze wylizanej. Widząc szeroki uśmiech Gosi, dopytywaliśmy się, czy ona na pewno też to lubi. Odpowiadała, że chce spróbować i jest zdecydowana. Wdrapaliśmy się na trzecie piętro bez windy i cichutko otworzyliśmy drzwi. „Mecenas” od razu zrzucił ciuchy i z wyprężonym instrumentem rozłożył się na fotelu. Pussy mlasnęła i pogłaskała czule adwokackiego kutasika. Gosia odwróciła wzrok i poprosiła cicho:
– Macie coś do picia?
– Cztery piwa i dużą butelkę szampana – odpowiedziałem rzeczowo.
– A może być herbatka? – Gosia na to.
Pussy poszła zrobić herbatę. „Mecenas” rzucił do Gosi:
– To rozebrać cię?
– Nie, sama. – I wyszła do sąsiedniego pokoju.
Tomek sięgnął po piwo, a ja wyciągnąłem z szafki Pussy półtoralitrowego szampana.
– Rozbierzemy laski i napijemy się z nich.
„Mecenas” oblizał się z zachwytem, a Tomek rzucił:
– To ja już się rozbieram, bo nie chcę mieć zalanej koszuli.
Też zdjąłem szybko ubranie. Poszedłem do Gosi, a za mną wybiegł „Mecenas”. Wkroczyliśmy nago do pokoju i krzyknęliśmy:
– Gosia, otwieramy szampana!
Gosia wstydliwie ukryła twarz w dłoniach. W tym momencie weszła Pussy z herbatką. Roześmiała się i powiedziała:
– Chłopaki, idźcie do tego szampana, a my sobie pogadamy.
Otworzyliśmy butelkę i przekazując ją sobie, popiliśmy z gwinta tyle, żeby spieniony płyn nie uciekł nam przed nadejściem dziewczyn. Został spokojnie litr.
Po kwadransie przyszła Pussy.
– Z tego nic nie będzie, sami musimy wypić.
Tomek z „Mecenasem” chwycili się za biurko Pussy. Wyczyścili je z komputera i stosów papierów, a ja zacząłem rozbierać Pussy. Wspólnie ułożyliśmy ją na biurku. Polałem jej piersi szampanem i od razu zlizałem. Mocno mi stanął. Oddałem butelkę Tomkowi, który chlusnął jej na brzuch. Rzuciliśmy się spijać, zanim płyn zaleje blat biurka. „Mecenas” pierwszy trafił językiem do cipki. Pussy wyprężyła się i cicho mruknęła. Oblałem Tomkowego przyjaciela i powiedziałem:
– Daj jej pić.
Tomek wepchnął jej pieniącego się jeszcze członka do ust. Kiedy Pussy mocno zassała, „Mecenas” pociągnął ją za rozchylone nogi bliżej brzegu biurka i wszedł w nią.
Rajsko dziki był to widok. Dwóch samców zaspokaja moją wybrankę serca, a pały im lśnią od nabrzmiałej chuci. Usiadłem na krześle obok i napawałem się tym porno na żywo, popijając piwko.
Po chwili przypomniałem sobie o Gosi. „Biedna nie wie, co traci” – pomyślałem i cicho przeszedłem do pokoju obok. Gosia spała z głową na biurku. Podszedłem do niej i musnąłem jej policzek wyprężonym penisem. Ocknęła się nerwowo, przytuliła do ściany i poprosiła:
– Nieee.
Zapytałem, czy może czegoś chce. Odpowiedziała, że dziękuje. Przeprosiłem i wyszedłem.
Tymczasem „Mecenas” wytrysnął i wrócił na swój wypoczynkowy fotel. Jego miejsce w cipulce zajął Tomek. Krótko i mocno wbijał się w rozgrzane krocze. Pussy szukała rękoma jakiegoś punktu oparcia nad jego głową. Bezskutecznie – jej ręce krążyły coraz bardziej bez sensu. Trzeba je było jakoś ustabilizować. Włożyłem mojego wariata w jej zgłodniałe usta, a jej dłonie od razu zaczęły sprawnie masować mi jądra. Tomek zobaczył to kątem oka i dopiero się rozbujał. Uderzał coraz mocniej i szybciej. Gdybym nie kneblował sobą Pussy, to jękami pewnie pobudziłaby wszystkich sąsiadów, ale nie dawałem się wypchnąć. Tomek po kilku dźgnięciach znieruchomiał i opadł na cycki Pussy.
– Zmienimy się? – zapytałem.
– OK – wyszeptał.
Położyliśmy ją na brzuch w poprzek biurka – tak aby głowa i pupa wystawały poza blat. Wszedłem od tyłu, Tomek wślizgnął się do ust. Od razu postanowiłem porządnie wymasować jej pośladki. Wbijałem się coraz głębiej i coraz szybciej. Bite moim ciałem jej mięśnie falowały od ud do pleców. Boski widok. Musiałem szybko wystrzelić. Spojrzałem w kierunku Tomka, miał flaczka. Odwróciłem się w stronę fotela „Mecenasa” – masował swojego długiego, wyraźnie był gotowy. Machnąłem do niego ręką.
– Pomóż.
Od razu podskoczył do biurka. Zmienił mnie sprawnie – cipka dostała płynnie twardziela za twardziela. Przeszedłem do przodu, a Tomek z piwem w ręku zajął obserwatorium „Mecenasa”, czyli fotel w rogu pokoju. Na moim członku było jeszcze kilka kropli spermy – mojej, a może Tomka, a może „Mecenasa”, a może nas trzech razem. Dałem jej zlizać. Łapczywie lizała i ssała, aby nie uronić żadnej kropelki.
„Mecenas” nadspodziewanie szybko doszedł i opadł bezwładnie na plecy Pussy. Ona już od dawna nie była w tym świecie. Za oknami zaczynało świtać. Trzeba było wracać do domów, chociaż nikt jeszcze nie chciał uciekać z tego snu na jawie. Tylko Gosia cały czas udawała, że śpi, ale nie odważyła się śnić z nami.
Dick
Nasza pierwsza imprezka, zupełnie niezaplanowana i nieuzgodniona (nawet między nami), była absolutnie spontaniczna. Mieliśmy jakieś trzydzieści dwa lata (ja) i trzydzieści siedem (Dick). Jednak jak nie rozmawialiśmy o możliwości takiej zabawy przed imprezką, tak nie rozmawialiśmy o tym i po imprezce. Zdarzyło się, było fajnie i już. Nikt nie powiedział głośno: zróbmy to jeszcze raz. Dlaczego? Nie wiem. Żałujemy do dzisiaj, że nie dogadaliśmy się wcześniej, bo przecież lat nam przybywa, a nie ubywa. A mogłoby być od razu tak miło, nieziemsko, bosko…
Kilka lat później robiłam rutynowe badania. Kiedy poszłam po wyniki, usłyszałam, że badanie WR wykazało odczyn dodatni. „Przecież nic mi nie dolega” – pomyślałam. Zrobiłam szybko rachunek moich grzeszków.
– Jeśli ostatni skok w bok miałam jakieś półtora roku temu, to czy o to chodzi? – zapytałam pielęgniarkę.
Roześmiała się i rzuciła zawodowy żarcik:
– Gdyby o to chodziło, to już by pani nie żyła, ale przecież zdarzają się błędne wyniki badań.
Ponownie pobrała mi krew. Mogłam pomyśleć tylko jedno: jeśli nie ja, to Dick musiał przywlec to choróbsko. Znaczy: musiał całkiem niedawno mieć jakiś romansik. I w ten sposób kolejny przypadek zmusił nas do szczerej do bólu rozmowy.
Cały dzień kotłowało mi się w głowie, bo każdemu, kto zdradza, wydaje się, że to nic takiego, dopóki sytuacja się nie odwróci. Przyszedł wieczór. Położyliśmy dzieci spać. W końcu chwila dla nas.
– Kiedy mnie ostatnio zdradziłeś? – wypaliłam, bo w takich sytuacjach nie potrafię bawić się w podchody. Oczy Dicka zrobiły się ogromne ze zdumienia, ale znając mnie, wiedział, że jest jakiś powód takiego pytania.
– Jakieś dwa lata temu – odpowiedział cicho. – Co się stało? – zapytał.
Opowiedziałam o rozmowie z pielęgniarką i jej przyczynie. Tej nocy rozmawialiśmy po świt (i nieważne było, że nazajutrz musieliśmy wstać do pracy). Rozmawialiśmy szczerze, do bólu. Opowiedzieliśmy sobie o wszystkich naszych zdradach. Okazało się, że oboje nie byliśmy bez winy, ale też nigdy z premedytacją nie szukaliśmy partnera na boku. Po prostu czasem działa się magia chwili i nie zawsze potrafiliśmy się powstrzymać.
Tej nocy obiecaliśmy sobie, że nigdy więcej nie będziemy się okłamywać, bo zbyt wiele dla siebie znaczymy. Bo kłamstwo za bardzo rani. Na początek ustaliliśmy, że jeśli któreś z nas znajdzie się w sytuacji, która będzie aż kipiała seksem, to udzielamy sobie pozwolenia na skok w bok, ale pod dwoma warunkami. Taka osoba najpierw musi się zgodzić na następne spotkanie, ale już w trójkę. No i po powrocie będziemy sobie opowiadać ze szczegółami, jak było.
Ta noc skończyła się nadzwyczaj gorąco. Kochaliśmy się tak, jakbyśmy dopiero co się poznali. Znów podniecał nas każdy dotyk, każdy pocałunek, każde pogłaskanie. Dick pieścił mnie tak żarliwie, tak namiętnie… Mam tylko nadzieję, że choć w części odwzajemniłam te pieszczoty. Tak do końca to nie wiem, bo było mi tak dobrze, że wpadłam w stan, kiedy trudno się kontrolować, kiedy wszystko jest tym, co się czuje.
Pamiętam, że kiedy Dick wszedł we mnie, zaczęłam drżeć z rozkoszy. Potem… Potem znalazłam się w niebie… To był prawdziwy hormonalny sakrament. Stan wyzwolenia. W tym wypadku wyzwolenia również od kłamstwa.
Kilka dni później przyszły wyniki powtórnych badań. Rzecz jasna zdrowotnie wszystko było w porządku. Do dzisiaj zastanawiam się, czy znaleźlibyśmy w sobie odwagę, żeby ot tak, po prostu, porozmawiać tak szczerze, jak rozmawialiśmy wtedy po pomyłce laboratorium. Do dzisiaj zastanawiam się, dlaczego nie zrobiliśmy tego wcześniej i gdzie byśmy zabrnęli bez tej rozmowy. Od tej pory nie mamy przed sobą absolutnie żadnych tajemnic. I jest nam z tym bardzo dobrze.
Od tego czasu nasza recepta na udany związek to zupełny brak tajemnic i robienie niemal wszystkiego razem. To uświadomienie sobie, że „druga połówka” nie jest absolutną własnością nawet partnera w sakramentalnym związku, że ma prawo do marzeń, że niezbędna jest tolerancja, zrozumienie pragnień i marzeń drugiej istoty. No i oczywiście dobry seks. Tak – seks. Bez samolubstwa. Jeśli sprawimy, że partner jest spełniony, że dostał skrzydeł, bo spełniły się jego fantazje, radość życia wróci z nawiązką. Do nas wróciła, choć nie było łatwo, ale od zawsze byliśmy skazani na radość życia lub… rozwód.
Spisujemy historię naszego wyzwalania się spod konwenansów nie po to, by demoralizować, ale po to, by ci, którzy chcą od życia czegoś więcej niż szarej poprawności, nie bali się marzyć, a marzeń zmieniać w rzeczywistość. Jeśli się nie odważą, będą tkwić w związkach podszytych pożądaniem czegoś więcej niż stan wiecznego nienasycenia lub w stanie wiecznej zagadki: „Co by było, gdybym się odważyła (odważył) spełnić najskrytsze marzenia?”. Marzenia, nawet najdziwniejsze, można spełniać, ale trzeba do tego dojrzeć, dorosnąć. W innym wypadku skończy się „taką piękną katastrofą” jak u Greka Zorby – choć w innym wymiarze. Cokolwiek by się zdarzyło, na jakie tory pokierowałoby nas życie, warto pamiętać, że – jak śpiewa Stanisław Sojka – bez miłości nie udałoby się nam nic.
Dlaczego partnerzy nie rozmawiają z sobą o seksualnych marzeniach? Nie realizują ich? Być może dlatego, że nie mają odwagi – w tym dziwnym kraju, pełnym „miłości bliźniego”. Być może dlatego, że nie śmią marzyć i myślą tylko o czekającym go (ją) piekle lub niebie. Być może dlatego, że nie wypada, bo co by dzieci, wnuki i prawnuki pomyślały o szacownych rodzicach, dziadkach i pradziadkach, gdyby się wydało? Rozsypałby się piedestał, na którym w gronie rodzinnym stoją seniorzy, którzy powinni dawać przykład. Ale przykład czego? Rezygnowania ze swoich pragnień? Dlaczego dorośli ludzie, którzy już wychowali dzieci i mogą wreszcie mówić własnym głosem, w końcu pomyśleć o sobie, tak dostosowują się do złudnych wzorców żyjącego w zakłamaniu otoczenia?
Pussy
Czas na poszukiwania bratnich dusz
Przyszedł czas na świadome szukanie ludzi nam podobnych i zabawy w większym gronie. To było jeszcze w epoce przed powszechnym Internetem. Pod koniec pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych ubiegłego (już!) XX wieku, w kraju nad Wisłą, w środku Europy. Najpierw trzeba było znaleźć kiosk z gazetkami takimi, jak na przykład „Wamp”. Po przejrzeniu smakowitych galerii i przeczytaniu kilku mniej lub bardziej udanych opowiadań dochodziło się do ogłoszeń. W tej najbogatszej informacyjnie rubryce znaleźliśmy parę anonsów z naszej aglomeracji. Jako jedni z nielicznych zamiast numeru skrytki pocztowej podali maila. To była wówczas nowość nawet w sporych firmach, a co dopiero u osób prywatnych.
Wykonaliśmy e-zaczepkę: też lubimy to samo, nazywamy się itp. Po kilku dniach przyszła odpowiedź: podajcie swoje wiek, numer biustu, wzrost, wagę, rozmiar penisa i dołączcie jakieś zdjęcia. Pussy dopytała się koleżanek, jaki ma rozmiar, bo z założenia nie krępowała nigdy cycków stanikiem. Później ochoczo asystowała w uzyskaniu przeze mnie rozmiaru wzwodowego. Podczas tej operacji mierniczej pstryknęliśmy sobie fotki. Wysłaliśmy. Jeszcze tego samego dnia wieczorem przyszła odpowiedź z równie precyzyjnym opisem i fotkami. Doszedł do tego numer telefonu – komórkowego, co wówczas też nie było tak powszechne.
Zadzwoniłem – odebrał Marek. Krótka rozmowa. Uzgodniliśmy, że panie lubią dowcipnie, doustnie i dopupnie, a także żeby panowie byli dobrze wygoleni nie tylko na policzkach. Zostaliśmy zaproszeni do ich wiejskiego domku.
Jechaliśmy taksówką jakieś czterdzieści minut, klucząc na ostatnich kilometrach po leśnych drogach. Czekali już na nas w odpowiednich strojach i nastrojach. Marek wyglądał na dziesięć lat starszego niż na zdjęciu i w opisie, ale w błękitnej dżinsowej koszuli prezentował się z eleganckim luzem. Energicznie wycałował i obściskał moją panią. Usiedliśmy w małym saloniku. Pussy zapytała, gdzie Ola.
– Kończy się stroić – wyjaśnił gospodarz.
Po paru minutach wkroczyła gospodyni w sexy wdzianku, nieco tylko przykrywającym jej wdzięki. Od razu po powitaniu usiadła wygodnie, pokazując, że nic nie ma pod rzekomą sukienką. W jej muszelce z dumą błyszczał srebrny kolczyk.
Rozmowa potoczyła się żwawiej. Panowie zrzucili ubrania. Marek zaczął rozbierać Pussy. Ja od razu zacząłem pieścić Olę, bo miała mniej do rozbierania. Jednak wkrótce i ona została bez niczego.
– Idziemy do jacuzzi – zakomenderował Marek.
Szliśmy – pierwsza Pussy delikatnie popędzana szturchnięciami penisa gospodarza, a za nimi Ola, którą z kolei ja dopingowałem swoim wyprężonym orężem. Dziewczyny żartowały, żebyśmy – jako zbrojna eskorta – nie wystrzelili do nich przedwcześnie. W odpowiedzi przejechałem swoim czubkiem pomiędzy pośladkami Oli, a Marek zatrzymał na chwilę Pussy, wkładając palec do jej muszelki.
– Mokra – mruknął z zadowoleniem.
Do wodnych bąbelków wskoczyliśmy na raz. Ola zanurkowała pod wodą, biorąc w usta mojego członka. Wyprężyłem się, a ona mocniej ścisnęła wargami i chwytając się rękoma moich ramion, wyskoczyła do góry, wesoło prychając. Odruchowo podążyłem za nią, wynurzając swój peryskop ponad fale. Pussy zaczęła intensywnie masować Marka. Odwzajemnił się jej, szybko sadzając pupą na sobie. Próbował wejść od tyłu.
– Jeszcze nie teraz – szepnęła. – Najpierw w cipkę.
– OK, chodźmy na brzeg – odpowiedział i rzucił do nas: – Idziecie z nami?
– Idziemy – powiedziałem.
Przeszliśmy do wygaszonej sauny, gdzie na drewnianych półkach leżały koce. Marek szybko je rozkładał, a ja masowałem brzoskwinki obu pań – aby nie wyschły. Dziewczyny rozłożyły się obok siebie. Ich cipki leżały na brzegu półek tak, że mogliśmy bez ograniczeń wchodzić w nie, stojąc. Po kilku nieśpiesznych, ale głębokich zanurzeniach wymieniliśmy się paniami i tak jeszcze kilkanaście razy. Dziewczyny oddychały coraz głębiej i zaczęły pojękiwać. Chwyciły się kurczowo za ręce, jakby chciały skoordynować swoją rozkosz. Może po kwadransie Marek delikatnie, ale stanowczo objął Pussy w pasie i przewrócił ją na brzuch. Sięgnął po żel i zaczął rozsmarowywać tylnie dziurki Pussy i Oli. Ta od razu wiedziała, o co chodzi, i wypięła tyłeczek. Wziąłem żel i wycisnąłem w jej rowek. Sama rozchyliła pośladki. Powoli, płytko wszedłem i zacząłem delikatnie wbijać się w nią. Marek był już w Pussy prawie cały – moja kobieta głośno mruczała. Naparłem mocniej w Olę – jęknęła przeciągle. Zaczęliśmy ostrą jazdę – kobiety coraz głośniej wyrażały dziką namiętność. Dłońmi masowaliśmy energicznie ich łechtaczki. Doszliśmy obaj prawie równocześnie, wytryskując na ich pupy. One opadły bezwładnie i minęło trochę czasu, zanim zaczęły powoli się podnosić.
Pierwsza do penisa Marka doszła na czworakach Ola, Pussy zaraz była przy mnie.
– Może poćwiczymy 6/9? – zaproponowałem i chwyciłem Pussy za rękę, ciągnąc ją z powrotem do saloniku. Ułożyliśmy się wygodnie na kanapie, a za chwilę pojawili się gospodarze. Rozłożyliśmy łóżko i wyciągnęliśmy się z Markiem obok siebie. Dziewczyny tylko na to czekały, bezceremonialnie usiadły nam na twarzach. Ocierały się łechtaczkami o nasze nosy i wysunięte języki, a kiedy zaczęły obficie wydzielać soki, opadły na nasze penisy. Pomagały sobie wzajemnie rękami przy masowaniu naszych jąder. Później zassały i staliśmy się jedną rozdygotaną ekstazą czterech kłębów zmysłów.
Rano obudziliśmy się z Markiem na brzegach łóżka z czołami przy waginach naszych pań. Ich głowy leżały przy naszych zmęczonych, ale zaspokojonych penisach.
Dick
Zabawne było szukanie swingersowych ogłoszeń w Internecie (swingersowe portale jeszcze nie istniały). Zabawne było umawianie się na „kawki zapoznawcze”, z których zazwyczaj nic nie wychodziło, ale poznawaliśmy dziwaczne obyczaje ludzi, którzy przychodzili na te spotkania nie wiadomo po co. Jeden z takich obyczajów to „hasło do odwrotu”. Pewnego wieczoru, po dziesięciu minutach spotkania w kawiarni, kiedy już wysłuchaliśmy, jakie wspaniałe mają kino domowe, jaki cudowny dom, jaki fantastyczny samochód, pani znienacka obwieściła: „Ojej, zapomniałam, że musimy dzisiaj zrobić rolmopsy!”. Po czym para wstała, pożegnała się i wyszła. Innym razem gdzieś po kwadransie spotkania pan wyszedł do toalety, w tym momencie pani odebrała SMS – i dramatycznym tonem obwieściła: „Ojej, zapomnieliśmy, że musimy odebrać syna ze zbiórki harcerskiej”.
W końcu znaleźliśmy parę, która nie robiła rolmopsów na harcerskiej zbiórce. Wtedy pierwszy raz byliśmy w układzie 2K + 2M. Odczucia niesamowite. Kiedy tamtego ranka wracaliśmy do domu, byliśmy tak podnieceni sobą, jak na pierwszej randce. Kiedy całując się i pieszcząc na przystanku, w jakiejś bramie, wszędzie tam, gdzie było nieco mniej ludzi, dotarliśmy wreszcie do własnych drzwi, po drodze do sypialni już zdzieraliśmy z siebie ciuchy, jak kochankowie, którzy długo się nie widzieli. Mimo pełnej czworokątnego seksu minionej nocy, mimo – siłą rzeczy – zmęczenia, kochaliśmy się namiętnie, do utraty tchu.
Jakieś pięć lat później Dick musiał wykorzystać zaległy urlop z trzech lat. Trochę tego wolnego było. I trochę zaczęło mu się nudzić :) Któregoś dnia zadzwonił do mnie (byłam w pracy) i zaaferowany zaczął mi opowiadać, że znalazł bardzo ciekawy portal. Kiedy wróciłam, z dumą pokazał mi nasz profil, który właśnie założył na erotycznym portalu społecznościowym. Dzisiaj realnych ludzi szukamy na trzech takich portalach, choć jest ich o wiele więcej. Przeważają tam bajkopisarze, czyli ludzie, którzy marzą o takich doznaniach, ale nie mają odwagi ich zrealizować. Mimo to udaje nam się znajdować ludzi, którzy myślą podobnie do nas, ludzi, dla których widok swojej partnerki czy partnera w seksualnej ekstazie z kimś innym nie jest powodem do awantur czy rozwodu. Ludzi, którym taki widok po prostu sprawia dużą przyjemność i ich podnieca.
Jak widać, nie potrafimy odpowiedzieć na pytanie, kto wyszedł z taką inicjatywą. Wiemy natomiast, że aby nie tylko mąż, ale również żona (bądź na odwrót) chciała bawić się w swingowanie, to oboje muszą po prostu lubić seks i musi ich łączyć silne uczucie. Są ludzie, którzy mówią, że seks może dla nich nie istnieć. Czasem jest to prawda, ale moim zdaniem znakomita większość tak deklarujących nie doznała nigdy naprawdę satysfakcjonującego seksu we dwójkę. Wtedy swingowanie – o ile w ogóle uda się namówić partnerkę (partnera) na taki eksperyment – może być po prostu niebezpieczne dla związku, bo znajdzie się ktoś, kto w końcu zechce pomyśleć nie tylko o sobie, zechce postarać się i dać rozkosz…
Pussy