My z poprawczaka - ebook
My z poprawczaka - ebook
Powieść ta ukazuje dramat młodzieży będącej w konflikcie z prawem, wchodzącej na drogę przestępstwa, gdzie alkohol, narkotyki i szybkie kontakty seksualne są podstawowym atrybutem. Jest napisana w typowym żargonie młodzieżowym pełnym wulgaryzmów, przedstawia pewien koloryt życia tego środowiska, którego nikt do tej pory nie odważył się przedstawić w taki sposób. Nie jest to powieść dla grzecznych panienek i romantyków, jest to powieść przedstawiająca prawdziwy rynsztok życia, epatujący przemocą ,wulgaryzmem -taka jest ta powieść, opisująca meliny, narkotyki, alkohol, łatwy seks, przemoc i przestępstwo, prymitywne żądze i najprostsze instynkty zaspokajane perfidnie i w każdy możliwy sposób, wulgaryzm łamiący każde tabu i konwenanse przyzwoitości. Zdaniem dziennikarza Michała Kozlowskiego, nie jest to prowokacja literacka, bo powieść jako powieść kierunku reality jest rzeczywiście szokująca, widocznie jest, skoro swego czasu większość drukarni odmówiło druku tej książki.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-902868-2-2 |
Rozmiar pliku: | 486 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Trzeba być twardym – takie są reguły, jak chcesz w te klocki grać. Musisz być twardy. Bardziej niż sobie to wyobrażasz, bo nasze życie, to nie jest akurat kolorowy slajd, to gówno, w którym ty akurat się nie znajdziesz, co najwyżej, dostaniesz wypieki na twarzy, jak ktoś coś tobie będzie opowiadał lub coś przeczytasz, no i też, nie tak do końca. W tym gównie, koleś, ty się nie znajdziesz, ale my w nim tkwimy, po przysłowiowe uszy, no właśnie, w tym gównie. Bo musicie pamiętać, wszystko w życiu, to gówno, oprócz moczu, a to co masz zrobić, to umrzeć i żyć dopóki nie umrzesz, resztę sobie wymyślasz. Może też i nie tak do końca, bo i tak najlepsze scenariusze pisze samo jebane życie, więc też nie zawsze, możesz wymyślić coś tak tylko dla siebie, no cóż. Takie jest właśnie życie i musisz jeszcze o jednym pamiętać, w życiu spodziewaj się zawsze najgorszego, a poza tym nie przejmuj się jaka będzie pogoda w dniu twojego pogrzebu. Najogólniej nasza historia zaczęła się od bardzo drobnych numerów, wszystko się tak właśnie zaczyna. Z moim najlepszym kolesiem znaliśmy się od zawsze, byliśmy dla siebie jak bracia – wszystko robiliśmy razem. Kradliśmy i wciągaliśmy i dzieliliśmy ze sobą zajebistą fazę. Wszystko – dosłownie wszystko mieliśmy wspólne. Tak naprawdę zaczęło się to pewnej nocy, kiedy chodziliśmy nawciągani po ulicach naszego miasta i rozpierdalaliśmy wszystko co było na naszej drodze, byliśmy ważni, byliśmy silni i niepokonani. Wyjście z pubu, patrzymy – idzie frajer, na pewno z niezłą kasą, tak sobie pomyśleliśmy, nasza decyzja. Jebnęliśmy go z dwa razy, jebany tak się darł, że myślałem, zajebię gnoja, ale dostał jeszcze z bani i padł na glebę. Trochę hajsu trafiliśmy, taryfa – jedziemy do kolesia po fete, a później do klubu na imprezkę. Wciągnęliśmy towar, na imprezie było zajebiście, w pewnym momencie urwał mi się film – byłem tak zajebany, nie wiem nawet jak zwinąłem się na chatę. Po kilku dniach przyszedł nasz dzielnicowy, a potem dostałem wezwanie na mentownie. Niektórzy mówią, mendownia, też tak mówią. Przesłuchiwał mnie jakiś aspirant czy jak mu tam, no… tak ich zwane postępowanie wyjaśniające, potem sprawa. Na pierwszy raz było to chujowe uczucie, ale wiedziałem, że mój ziomal nie sprzeda mnie i mogą mi kurwy chuja zrobić. Moi rodzice byli wkurwieni, ale wyparłem się wszystkiego – uwierzyli. Pojechałem z ojcem do sądu i zaczęło się. Wchodząc na salę byłem bardzo zdenerwowany, jebany frajer, któremu jebnęliśmy dziesionę rozpoznał mnie. Na dzień dobry dostaliśmy kuratora, ja i mój kumpel Przemo. Powinniśmy się uspokoić, ale odbiło nam kompletnie – na maxa. Żyć albo umrzeć – jak w filmie. Jebaliśmy włamy i dziesiony, dzieliliśmy się wszystkim, braliśmy co się dało, kwachy, amfę i inne zajebiste towary. Przestałem chodzić do szkoły i nie przejmowałem się już niczym. Rodzice byli już dla mnie źli i nie przejmował ich mój los. Miałem troje rodzeństwa, byłem dla nich kimś gorszym, czarną owcą w domu. Pierdoliło mnie to wszystko, stałem się jakby innym człowiekiem, dalej kradłem i bawiłem się z Przemem. Oczywiście bawiłem się za cudze pieniądze. Były pieniądze, były prochy, były też dupy. Po trzeciej sprawie znalazłem się w schronisku dla nieletnich, żeby ukończyć szkołę, dalej takie bla bla bla. Później dostałem poprawę. Pojechałem lodówą tzn. zawieźli mnie konwojem, na pierwsze powitanie, od razu było widać, że będę miał mocno przejebane jak ten zając w dowcipie. Chciałem być z Przemo, pójść do pubu najebać się, naćpać, chciałem zapomnieć o wszystkim. Na następny dzień zaczął się koszmar, było tam przejebane, zeksi pizgali nas za byle chuj. Brakowało mi wolności, tych zajebistych imprez i zapierdalania w nocha. Wkurwiłem się i zjebałem stamtąd. Musiałem się ukrywać, żeby kurwy mnie nie złapały, wtedy wróciłbym do syfu. W pierwszy dzień pojechałem do Przema, poszliśmy do mojej dupy, była to sobota, później pub i impreza – tak jak zawsze było zajebiście. Po imprezie odprowadziłem Karolinę. Wracając do domu zobaczyłem podjeżdzającą sukę, wolno jechali i obserwowali. Zacząłem spierdalać, miałem zajebistego farta, że byłem blisko domu, skręciłem do sąsiada. Przeskoczyłem płot – prawie mnie dopadli – widziałem w tyle snopy błyskających latarek. Wszedłem cicho do domu, tak, żeby nie obudzić rodziców – miałem klucz. Usiadłem ciężko oddychając, chwilę jeszcze siedziałem, ale kurwa miałem farta. Zasnąłem nawet nie wiedząc w którym momencie. Spałem na tak zwane wyrywki, nie chciałem, żeby rodzice mnie przyuważyli, wymknąłem się bardzo rano, fakt, że kurewsko niewyspany, ale nie miałem ochoty starym się tłumaczyć. Co miałbym im powiedzieć, że mi jest źle tam, gdzie sam się wpakowałem?! Przemo był niewątpliwie moim najlepszym kumplem, obchodził jego mój los, kiedy miał kasę – przysyłał ją, pisał – po prostu pomagał mi przetrwać. Miałem i tak dużo szczęścia, bo gdy kradłem nie zgarniałem przypału, to znaczy nie miałem wpadki, coraz więcej kradłem, mając coraz więcej kasy. Ostatnio w telewizji ktoś bardzo mądry powiedział, że my tak naprawdę nie musimy kraść, tylko po prostu chcemy to robić. Poza tym nas to wszystko wali. Tak czy inaczej zlewamy starych i olewamy szkołę, bo i co po niej później robić? W dupie tę całą naukę mamy, bo i po co? No, oczywiście dochodzą do tego prochy i ta cała jazda wokół tego wszystkiego. Nie pamiętam, może po dziesięciu, może po dwunastu dniach zwinęli mnie. Wracałem akurat od mojej maniury, podjechała suka – było za późno na jakąkolwiek ucieczkę – wpadłem. Zawieźli mnie na mentownie, wsadzili mnie do celi z jakimiś dwoma innymi kolesiami. Okazało się, że akurat ich zwinęli po dyskotece, ale w chuj z tym, waliło mnie to, akurat ich przyjebane problemy, kiedy sam byłem w gównie po uszy. Przewieźli mnie z Izby Dziecka. Zostałem tam przesłuchany. Później jeszcze raz przez kogoś innego z Policji.
Po dwóch dniach, chyba był to wtorek, zabrał mnie konwój do „poprawy”. Tak ogólnie to konwoje chodzą we wtorki i czwartki.
Przypomniała mi się jedna historia z dwoma nieźle wyjebany-mi kolesiami. Po prostu zajebiści luzacy no i cool goście tak ogólnie, jechałem wtedy w konwoju z nimi, strzelili tak zwaną podmiankę i jeden z nich został tam gdzie nie powinien. Totalne jaja na maksa, a ten drugi pojechał na jego miejsce, kiedy klawisze z konwoju skumali o co chodzi, tamten już spierdolił.
Zostałem przyjęty przez zeksa i poszedłem z nim do grupy – tak to się mówiło. Dostałem taki wjeb, że mnie chuj z nerwów strzelił i myślałem, że coś sobie lub komuś zrobię. Musiałem to przetrzymać. Początkowo robiłem zeksom „jazdę”, ale dostałem znów porządny wjeb i wiedziałem, że trzeba będzie się przyczaić. Po pewnym czasie w ramach tzw. dobrego zachowania – ha… ha… – pojechałem na przepustkę – sąd wyraził też zgodę, więc nie było przeszkód. Pojechałem na przepustkę, spotkałem się z Przemo i swoją maniurą. Jak zawsze było odlotowo. Zaczęły się imprezy „dychy” i „kwadraty”. Zawsze można było coś skroić. Było zajebiście. Po trzech dniach tuż przed powrotem do „syfu” zdecydowałem – nie wracam, będę się ukrywał. Wyniosłem z domu wieżę stereo, opyliłem ją. Matka zrobiła mi straszną awanturę, poszła na Policję, powiedziała, że sprzedaję jej rzeczy, nie wracam na noc do domu – wtedy już przejebała sobie na całej linii. Byłem tak wkurwiony, że nie wiedziałem co mam robić. Jedyne co mi przychodziło do głowy na myśl, żeby się najebać z Przemo, przyjarać coś i zaruchać. Wiedziałem także – tak czy inaczej – już nic mi nie pomoże. W ten ostatni dzień mojej przepustki dostałem pieniądze na podróż od starych, pożegnałem się i… nigdzie nie pojechałem! Poszedłem do pubu jak dzień w dzień, oczywiście z Przemo. Opowiedziałem mu o wszystkim, siedzieliśmy długo przy browarku, dobrze po drugiej w nocy wkradłem się do domu. Poszedłem spać. Gdy się obudziłem, drzwi od mojego pokoju były otwarte. Wiedziałem, że coś się może zacząć dziać, nie myliłem się. Wiedziałem, że coś jest nie tak, szybko wskoczyłem w ciuchy, zszedłem i usłyszałem jak ojciec rozmawia z kimś przez telefon – zajarzyłem natychmiast. Dzwonił na Policję, ubrałem szybko buty, wziąłem pieniądze z portmonetki mojej siostry i ile sił w nogach zjebałem z domu. Ojciec to zauważył, wyleciał za mną na ulicę – krzyczał – wracaj! Przebiegłem się niezły kawałek drogi, gdy zauważyłem, że jadą „szkieły”. Jeden z nich wysiadł i zaczął mnie gonić – uciekłem w stronę osiedlowych ruder, gdzie też kiedyś mieściła się remiza strażacka. Skok na drabinkę, moment i byłem już na dachu. Przez chwilę byłem jeszcze bezpieczny, mogłem ich obserwować. Suka stanęła i wyszedł jeszcze jeden „szkieł” od razu wspinając się po drabince. Szybko zeskoczyłem na taki jakby półdaszek – zadaszenie, skok na dach jakiegoś tam garażu i moment byłem na drodze, a właściwie ścieżce prowadzącej do rzeki. Myślałem, że ich odstawiłem i to znacznie, ale niesamowicie przyśpieszyli, byli tuż za mną, aż się zdziwiłem. Nie miałem wyjścia, dobiegłem do rzeki i wskoczyłem. Myślałem, że już po mnie – momentalnie wodę miałem po szyję, prąd rzeki rwał mnie i znosił. Jasne, że rzeczy miałem mokre, byłem nadmuchany wodą, czułem jakby wszystko odbywało się w zwolnionym tempie. Chyba trochę spanikowałem, ale trafiłem na płyciznę – całe szczęście, byłem na drugim brzegu. Szkieły machali do mnie, krzyczeli, wyzywali ale nie mieli jak przejść. Pokazałem im jeszcze fuck you i zwinąłem się jak najszybciej z ich pola widzenia. Kupiłem po drodze zapałki, szlugi, trochę żarcia. Gdzieś około kilometra, idąc peryferiami dotarłem do niewielkiej polany w lesie. Zdjąłem bluzę i całą resztę mokrych ciuchów. Rozpaliłem ognisko i całe szczęście, bo zaczęło mi być coraz zimniej. Trząsłem się jak galareta i gdybym nie biegł, prawdopodobnie załapałbym się na wieczorne wiadomości, oczywiście jako trup. Parę godzin później, dobrze pod wieczór, udałem się do centrum. Zadzwoniłem do Przema, na całe szczęście był. Opowiedziałem mu, co się wydarzyło. Powiedział, że da mi nowe ciuchy i nie mam pękać, no bo tak nieraz jest w życiu. Musiałem zrobić dodatkowe kilometry do niego i byłem tak zmęczony tym wszystkim, po prostu padałem na ryj. No i te mokre na wpół wysuszone łachy. Myślałem, że zdechnę z zimna. Przebrałem się u niego, zjadłem, wypiłem trochę browaru i pojechaliśmy taksą do pubu. Kurwa zajebana mać, nie mogłem tego nawet przypuszczać, że te kurwy, te skurwiele będą mnie szukać tam gdzie mogą mnie znaleźć, skapowali się, gdzie mogą się na mnie przyczaić. Czekali na mnie i zwinęli, niby im nie wolno ale kajdanki mi założyli. Myślałem, że się rozkurwię. Wjebali mnie do poloneza i zawieźli na mentownie na ich skurwiałą komendę. Przesłuchiwali mnie czy nic nie odjebałem. Próbowali starą znaną mi metodą przyklepać mi to i owo, ale nieskutecznie tym razem. Nie przyznawałem się do niczego, choć niezłe numery odjebałem na tej przepustce, ale chuja ze mnie wyciągnęli. Odwieźli mnie do Policyjnej Izby Dziecka – później we wtorek konwój i do poprawczaka. Po dwóch dniach oznajmiono mi – jedziemy gdzie indziej – gdy to usłyszałem prawie łzy poszły mi z oczu, ale uspokoiłem się. Zawsze trzeb a pokazać, że jest się twardy, bez względu na to co by się działo – nie można nic po sobie pokazać. Jesteś słaby, to mają ciebie. Płakać to można do poduszki – nigdy tak aby ktoś to widział. Znowu nowi koledzy, nowe otoczenie, nowe sytuacje. Większość kolesiów była w poprawie za podobne rzeczy co ja lub inne. Tak to już jest. Powoli zacząłem przyzwyczajać się do nowych zasad i nowych osób. Zaczęliśmy się wzajemnie wypytywać i opowiadać. Zawsze tak jest na początku – co, jak, jak było i tak dalej. Opowiadali mi o swoich przeżyciach i przygodach, ja o swoich. Tak mija czas w poprawie. No jest szkoła i inne zajęcia, ale jak ktoś ma ochotę się wydziargać i to nieźle, znajdzie też czas na to. Był taki koleś z okolic Wrocławia, który był mistrzem w tatuowaniu. Nie było rzeczy, której by nie wytatuował, biorąc pod uwagę jakie prymitywne mieliśmy maszynki. Jego ulubionym powiedzeniem było – co tam słychać Sancho, chyba niezbyt – co? Bardzo go lubiłem, był to naprawdę porządny koleś. Tak jak mówiłem, tak mija czas w poprawie. Nie czekałem na list, ale po pewnym czasie napisała do mnie mama. Pisała, że przemyślała to wszystko, że płakała przez całe noce. Prosiła, pisała o nadziei, że się poprawię i się zmienię, wrócę do domu. Ten list miał mnie chyba odmienić, a może w jakiś sposób zmienić? Nie wiem i do dzisiaj go pamiętam – ten pierwszy list do mnie. Nikt tego nie jest w stanie zrozumieć jak zupełnie inaczej jest traktowany list w takiej sytuacji w jakiej ja byłem. To jest zupełnie coś innego niż normalnie list od ciotki na święta, obojętnie jakie to by były. Ba, rodzina zaczęła się mną interesować, zaczęli przyjeżdżać, korespondencja się zaczęła, częściej niż kiedykolwiek. Na pewno mi to w jakiś sposób pomagało i tak sądzę pomogło. Na pewno przetrwać. W poprawczaku miałem nieraz problemy z podporządkowaniem się regulaminom i ogólnie przyjętym zasadom, ale nauka szła mi całkiem nieźle. Na pierwszą przepustkę musiałem czekać bardzo długo. Wreszcie ją otrzymałem. Wiedziałem, że jak będę za dużo fikał, to dopierdolą mi poprawę do dwudziestego pierwszego roku. Kurwa, chyba bym tego nie przeżył. Ja pierdolę, nawet nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić, ja pierdolę, ale szajs, co to by był za kibel. Chyba lepiej się bajtnąć na linę! Pierwsza wiadomość w moim mieście nie była najlepsza – przyjaciel trafił do zakładu. Dowiedziałem się o adres i telefon – zadzwoniłem do niego. Okazało się, że nasz wspólny koleś „sprzedał” go z włamaniem jak wpadł. Po sprawie wjebali go do Schroniska dla Nieletnich, a po trzech tygodniach wywieźli go do zakładu. Bardzo ufaliśmy temu kolesiowi, a tu taka wpada! Dużo, dużo później dorwaliśmy konfidenta i tak mu wpierdoliliśmy, że leżał kutas jebany i prosił, żeby uwierzyć w to, że to nie on „sprzedał”. Nie mogliśmy jednak w to uwierzyć. Pewne rzeczy były dla nas zbyt oczywiste. Na tej przepustce nic kompletnie nie wyjebałem, kompletnie żadnego numeru. Na imprezy chodziłem tylko z maniurą. Prawie cały czas spędziłem w domu i z maniurą. Jednak brakowało mi tych zajebistych zadym. Miałem nadziej ę, że Przemo szybko przyjedzie na przepustkę i znów będziemy kraść i bawić się razem. Wszystko się tak jakby bez niego uspokoiło, przestałem odpierdalać numery. Największym jednak numerem było to, kiedy w terminie powróciłem z przepustki do zakładu. W zakładzie mijał dzień za dniem tak jak zawsze utartym regulaminowym trybem. Byłem jednym z lepszych wychowanków, dobre zachowanie i dobre oceny. Chciałem przetrwać jakoś do wakacji, które powoli się zbliżały. Koniec czerwca przyjechała do mnie siostra ze swoim faciem i pojechałem do domu. Po przyjeździe nie wychodziłem z domu przez kilka dni. Niemożliwe niby, a jednak tak było. Pomagałem mamie w domu i ogrodzie. Pomyślałem, że zadzwonię do maniury, a także do Przema, może też przyjechał. Nie miałem informacji, czy go wypuścili czy też nie. Okazało się, że też przyjechał, ale zalał pałę w pubie – ale miał przedzwonić, niby. Tłumaczył się, że tak jakoś wyszło no i co. Umówiliśmy się na dwudziestą w jakże by inaczej w naszym ulubionym pubie. Przyjechał po mnie – ruszyliśmy po nasze maniury. Wyjebaliśmy do centrum na imprezę i znów się czułem zajebiście, tak jak wtedy, tak jak zawsze. Wydawało się, że to mój żywioł, po prostu chyba kocham takie życie. Impreza, alkohol, dragi i maniury. Gdy wciągnąłem ściechę towaru, czułem się totalnie odprężony i nic mnie nie obchodziło. Zapomniałem o wszystkim – o tym całym gównie w którym byłem. Maniury też walnęły sobie po extasie. Było naprawdę superowsko. Podczas tańczenia „pościelówek” mówiły, że są tak podjarane, bo aż szczypie je w kroku z podniecenia. Mnóstwo gorzałki, mnóstwo się polało.
Byłem w zupełnie innym świecie, łapałem zajebistą fazę i wydawało mi się, że jestem kimś wielkim i nie ma lepszego. Maniura wzięła mnie za rękę, pociągnęła do toalety. Tłok jak skurwysyn, nikogo nic nie dziwi, każdy coś jara albo… Odczekaliśmy swoje, gdy jakaś zdyszana parka wyszła z jednego klopa. Strasznie nas to podjarało, gdy sobie wyobraziliśmy w jakiej akcji byli. Nie było żadnych słów czy zaproszeń. Oparła się o ścianę głową, zdjąłem jej majtki, zobaczyłem jej zajebisty tyłeczek, rozstawione szeroko nogi. Po chwili byłem już w szaleńczym tempie, miałem totalnego „powera”. Karolina wie jak to robić, kręciła dupcią tak fantastycznie, tak szybko, byliśmy bardzo podjarani. Trochę to trwało, gdy pomyślałem, tyle ruchania i nic – nie mogłem się spuścić, a tak bardzo chciałem. To dosyć proste, bo kiedy walniesz w nocha za dużo „szuwaksu”, to możesz, ale nie do końca, nie możesz się spuścić. Za to Karolina dyszała jak dzika, jej było łatwiej po „amorku”. Wreszcie dałem sobie spokój, nie tym razem, zresztą i tak już nie mogłem. Wyszliśmy. Obok w kabinie ktoś trzepał sobie konia, widocznie usłyszał co się dzieje i się podjarał. Jasne, też tak można. Bawiliśmy się dalej, Przemo kogoś mi przedstawił, ale już nie pamiętam kogo. Znał sporo osób, do kelnerek mówił na ty. Na końcu „dyski” umówiliśmy się z wiarą na następną imprezę. Pojechaliśmy taksą do domu. Fazę miałem zajebistą, obłęd jak byłem nafazowany. W taksówce Przemo ze swoją Magdą nieźle działał. Widziałem tylko jego rękę pod jej miniówą, całą drogę się całowali, a on jej jechał z palca. Dwa dni później rodzice zabrali mnie na wczasy za granicę. Dokładnie do Chorwacji. Było tam nieźle, ale nudno. Najbardziej rozbawił mnie fakt, że musiałem kąpać się w klapkach, żeby nie nadepnąć na jakiegoś jeżaka czy coś w tym rodzaju. Ale heca. Ale i tak było nudno, bez Przema, bez Karoliny, bez imprez. Chciałem jak najszybciej wrócić i zabawić się z moimi kolegami. Po powrocie ojciec obiecał mi sfinansować kurs prawa jazdy, a potem kto wie czy nie będę mógł jeździć jego samochodem. Bardzo się ucieszyłem, ale też nie bardzo wiedziałem o co jemu chodzi. Nigdy nie dostawałem od niego takich prezentów. Zadzwoniłem do Przema i opowiedziałem mu o tym. Też się ucieszył, zwłaszcza gdy mu obiecałem jazdę autem. No, jak oczywiście będzie to możliwe. Przez całe wakacje pierdolnęliśmy z Przemem kilka „dziesion”, ale bez żadnego niepotrzebnego przypału. Mieliśmy duże plany na przyszłość. Chcieliśmy być w przyszłości gangsterami, być niezależnym od innych i robić duże interesy. Zrobiłem prawo jazdy, tak jak ojciec mi obiecał. Odpalił dolę dla egzaminatora i zdałem za pierwszym razem. Ale zdolny jestem, co? Starzy mieli Audi 80 tak zwaną przejściówkę. Na początek to i tak niebo. Pojechałem do Przema, wyrwaliśmy na miasto, ale czad. Dwa razy chyba bym w kogoś przypierdolił, ale mieli niezły refleks. Do cholery, w końcu też mają prawo jazdy. Szaleliśmy niesamowicie. Później wyrwaliśmy za miasto na stary opuszczony autodrom, tam dopiero daliśmy kitu. Później wieczorem, jak zwykle imprezka, cholera jasna – pożegnalna. Akurat autem długo się nie nacieszyłem, bo musiałem wracać do zakładu. Koniec wakacji, koniec wszystkiego. Było to strasznie przygnębiające, strasznie, po prostu chciało mi się aż płakać. Po powrocie wszystko było jakby inne, tak mi się wydawało. Myślałem, że nie wytrzymam. Stało się, wytrzymałem, gdzieś około trzech tygodni. Podczas wyjścia do miasta uciekłem zeksowi. Pojechałem do domu. Musiałem wszystko zrobić tak, żeby rodzice nie skumali o co chodzi. Momentalnie miałbym wywóz. Poszedłem do swojej dziewczyny, ale spanie u niej odpadało. Jej starzy znali moich, mogli by coś podejrzewać, że coś jest nie tak. Późnym wieczorem wylądowałem w domu, położyłem się spać. Rano moja siostra od razu domyśliła się co jest grane i to, że jestem w domu. Prosiła, żeby z nią porozmawiać, opowiedzieć o wszystkim, dlaczego jestem tu a nie tam. Miałem wrażenie, że to co opowiadam spływa po niej i tak mi nie wierzy. Po chwili namysłu wstała i poszła po mamę. Siedziałem w pokoju i nie wiedziałem co mam robić, zacząłem rozmyślać i starać się jakoś to sobie poukładać. Weszła siostra z mamą. Mama zapytała się, co ty tu robisz synku? Odpowiedziałem, że uciekłem, jest mi po prostu tam źle. Powiedziałem, że przecież mogę się tutaj na miejscu uczyć, a nie tam. Mama powiedziała, że to nie jest takie proste jak myślę. Wściekła się krzycząc, że przedtem mogłem o tym pomyśleć i nie rozrabiać i wstyd całej rodzinie przynosić. Zaczęła płakać, mówić jakie nieprzyjemności i kłopoty ją spotykają. Zacząłem tłumaczyć mamie – pójdziemy do sądu, porozmawiasz z kim trzeba, uda się to załatwić. Mama się zgodziła – jutro pójdziemy. Wchodząc do sądu trząsłem się cały, wiedziałem jak to jest ważne dla mnie. Mama dowiedziała się, że niestety, ale pani sędzia ma wokandę, a poza tym wyda nakaz doprowadzenia mnie do zakładu poprawczego, lepiej gdybym wrócił sam. Ponoć była bardzo zła i nie mogła uwierzyć, że ktokolwiek może w ten sposób zawracać jej głowę. Jak to określiła moja mama, też była wściekła na zaistniałą sytuację. W głowie miałem wielki zamęt i wszystko mi w niej buzowało. Jednak pani sędzia nie zostawiła tego wszystkiego bez jakiegokolwiek rozwiązania. Zadzwoniła do zakładu i pogadała z pedagogiem, który obiecał, że jutro przyjedzie po mnie. Mówiąc słowami mojego kolegi ministranta „tak też się stało”. Po miesiącu ze względu na dziadków pojechałem na przepustkę na Święto Zmarłych. Nieźle, trzy dni wolnego. Przyjechał też Przemo, mówił, żeby się nie martwić, bo na lato będziemy na wolce i mogą nas wtedy wszyscy w dupę pocałować.
Wieczorem pojechaliśmy do klubu na imprezę, kupiliśmy towar, zajebaliśmy w nocha działę śniegu. Dosyć szybko miałem zajebistą fazę. Przemo zresztą też. Dyska trwała w najlepsze, bawiliśmy się naprawdę nieźle. Jak zawsze wzięliśmy żubrówkę z sokiem jabłkowym i lodem, no jasne cytryna też. Skąd te upodobania? Oooo, to długa i fajna historia, ale mówiąc skrótem, to jedna taka Lucynka to uwielbiała i mnie też to wzięło. Poznałem ją w zajebistej dyskotece Savoy. Była tam z koleżanką, jak pamiętam Daria miała na imię. Dlaczego tak to określam? Ba… później się okazało, że Lucyna to Monika, to znaczy odwrotnie, przedstawiła się jako Monika, ale to była Lucyna. Ale jaja, niektóre cipki myślą, że imię jakie mają może się nie spodobać jakiemuś tam poznanemu chłopakowi. Na moje to ona może mieć na imię Hermenegilda i obchodzić swoje imieniny 13 kwietnia w piątek albo też nawet Gertruda albo też Herta, pies je jebał. Jeżeli jest niezła i masz ochotę ją wyjebać, jednym słowem, jeżeli tobie się podoba, później to nawet może być Monika. Oczywiście, jeżeli jej tak na tym zależy. Aha, a ta Daria miała niezłe cycusie, cudowny dekolt po prostu. Najogólniej była to smutna szmula zakochana w swoim chłopaku, którego akurat nie było, ale jak był, to zazwyczaj robił z nią co chciał i po godzinie zmywał się do innej dyskoteki walić w krok inne panienki. Zresztą, które też na niego czekały. Tak, tak, to był dla niego zajebisty układ. Jeżeli chodzi o Lucynkę, to fantastycznie tańczyła i nie chodziło tu o to jako sztukę lecz jako formę. Tańcząc z nią miałem odczucie, że jest wszędzie w moim ciele. Potrafiła tak umiejętnie ocierać się swoją pupą o mój rozporek, że rzeczywiście, czy to takie ważne, czy Monika, czy Lucyna, jak kutas mi stał jak głupi? Na razie to tyle… Przemo coś powiedział, usiedliśmy z ma-niurami przy stoliku. Zaczęła się jak zwykle gadka szmatka i później już się wszystko rozkręciło normalnym, a jakże trybem – naszym trybem. Po paru drinkach z Przemem postanowiliśmy – „skroimy kwadrat” najlepiej wyjebać jakąś hawirę lub sklep. Do czwartku będziemy mieć wszystko obcykane, tak, żeby nie było przypału. Bardzo brakowało nam tego i cieszyłem się, że znów zaczną się zadymy tak jak kiedyś. Już około pierwszej byłem tak najebany, że nie wiedziałem co robię, wkurwiłem się na Karolinę i zajebałem jej w twarz. Zaczęła płakać, także Przemowi chciałem wyjebać, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem. Po paru chwilach szarpania się z Przemem zacząłem myśleć – co ja robię? Co ja do kurwy nędzy odpierdalam? Nagle oprzytomniałem, zdałem sobie sprawę, że postąpiłem jak ostatni kretyn. Siedziałem już całkiem spokojny obok Karoliny, zacząłem ją prosić, żeby mi przebaczyła, że naprawdę nie wiedziałem co robię. Powiedziała, że czegoś takiego nie spodziewała się po mnie, jeszcze raz taki numer odwalisz – to koniec z nami. Mówiła i na przemian płakała i wycierała oczy. Dobrze, już dobrze – powiedziałem. Byłem na siebie i tak zły, nie z powodu całego, no, tego zajścia, ale z tego powodu, że nie wiedziałem dlaczego mi tak odbiło. Do końca imprezy prawie już nic nie piłem tylko paliłem, praktycznie jeden za drugim. Po „dysce” odwieźliśmy taksą Przema z Magdą do domu. W taksie cały czas gadałem jak to jestem najebany, jaką mam fazę i nie dam rady stanąć na nogi. Przemo na drugi dzień mi opowiadał, że Karolinie mówiłem, że kocham ją, że chcę z nią być do końca i tak dalej. Powtarzałem jej bez przerwy, że kocham, że ma być ze mną już na zawsze. Będąc już w domu jeszcze o wszystkim rozmyślałem, wykąpałem się i szybko bardzo szybko zasnąłem. Czwartek. Umówiłem się z Przemem na dziewiętnastą – pojechałem po niego. Zaparkowaliśmy na parkingu niedaleko od budki z Lotto. W oczy rzucił się nam plakat z tę ich kumulacją na sobotę. Trochę to nas rozbawiło, bo kumulacja czy kulminacja, to jak dobrze nam pójdzie, też w sobotę będziemy się nieźle bawić. Wierzyłem, że też będziemy mieć farta. Zrobiliśmy obcinkę, czy nikt się nie kręci i jest bez przypału. Mieliśmy obcykany sklep z elektroniką. Momentami też miałem dziwne odczucie, że możemy także wpaść, a to równało się z tym, że będę musiał wrócić do syfu i koniec z wolnością. No ale nic, wyszliśmy z auta jak na hasło. Zresztą co tam, przedtem jeszcze jebnęliśmy w nocha działkę, żeby puściły z nas nerwy. Po prostu, żeby nie mieć cykora i nie przejmować się niczym. Śmierć frajerom, życie ludziom i złodziejom.
Później wszystko działo się już błyskawicznie. Przemo wyjął „michała”, jednym walnięciem wyjebał szybę, wskoczyliśmy do środka. Dużo, dużo później, pomyślałem sobie, jaki to byłby niefart, gdybyśmy trafili na tę wzmacnianą szybę, której zresztą nie jest się w stanie wybić. Ale jest to jednak dziwne, że sklepy, które są świeżo otwarte od niedawna, to i alarmów nie mają, a tym bardziej tych szyb. Nieraz tak bywa, że właściciel jak ma kredyty, to też sobie ubezpiecza na niezłą sumkę, w razie czego to i tak może sobie odbić z nadwiązką, ma alarm, ale szyby do dupy. Chociaż teraz i ci co ubezpieczają, no te firmy już się też wycwaniły, wiedzą co i jak, no i dlaczego. Tak, tak – za to wszystko kasują i to nieźle. Po chwili w plecaku miałem cztery cyfrowe kamery, ale cacka, takie maleńkie, mój koleś też nie był gorszy. W uszach tak naprawdę dzwoniła mi cisza. Dziwne, żadnego alarmu, nic kompletnie. Ale życie uczy, później się dowiedziałem dużo rzeczy na temat „krojenia kwadratów” i tych alarmów z tych ich tzw. cichym powiadomieniem. Ja pierdolę, jacy my byliśmy naiwni. Umówiliśmy się na tzw. krótki wpad, bierzemy co pod ręką – góra trzy minuty i chodu. Ale Przemo ubzdurał sobie, że w kasie fiskalnej są na pewno jakieś pieniądze i zrzucił ją ze stołu. Jak opętany klnąc i kopiąc, myślał, że być może otworzy mu się, czy też rozwali ją doszczętnie i wysypią mu się szerokim strumieniem pieniądze. Mówię do niego, kurwa Przemo do chuja, wyrywamy stąd! Spierdalajmy, czasu nie ma, jeszcze nas zwiną. Wyrwaliśmy co sił w giczach, byłem strasznie spocony, sam nie wiem dlaczego. Parę metrów dzieliło nas od samochodu, kurwa mać, jebana suka-radiowóz wprost z reflektorami na nas, niech to chuj strzeli, co za przypał. Nie, wtedy już nie było mi do śmiechu. Ja w jedną stronę, Przemo w drugą. Po kilkunastu metrach sprintu, odruchowo obejrzałem się, ja pierdolę, mają Przema i wałkują go na glebie. Widziałem to przez moment, ale musiałem spierdalać co sił w nogach. Jak najdalej, jak najszybciej, nie ma wyjścia, musisz być zawsze jak najdalej od miejsca gdzie robiłeś cokolwiek, co jest nie tak. Zawsze. Jak najdalej, spierdalaj tak jakby gonił ciebie wściekły pittbull z kolegą amstafem. Całe szczęście, że byłem trochę przed tym naspidowany, wtedy można spierdalać i to nieźle. Biegnąc, na dobrą sprawę też nieźle spanikowałem, bo nie wiedziałem co robić, tu liczą się ułamki chwil, nie ma czasu na zastanawianie się i dłuższe rozmyślania, co i dlaczego, jak i w którą stronę. Na pewno wiedziałem jedno, spierdalaj tak aby cię nie dorwali, bo oprócz pałowania, to i koniec będę miał zapewniony. Gnałem jak wariat, gdzieś w połowie drogi na hawirę, to znaczy do domu, zacząłem iść. Prawie już dochodziłem, skręciłem za róg, to stało się tak szybko, że na jakiekolwiek filmowe reakcje było już za późno. Dostałem tak w facjatę, że zobaczyłem nie tylko gwiazdy, ale całe niebo rozjaśnione aż do bólu. Kazali mi wsiąść do radiowozu. Zapytałem po chwili oddechu, o co chodzi? Jeden z policjantów odpowiedział – jak ci wyjebię, to będziesz wiedział o co chodzi. W tym momencie mogłem tylko przypuszczać, że Przemo mnie sprzedał. Pojechałem z kurwami na komisariat. Wsadzili mnie na celę, byłem wkurwiony jak chuj, gdy przychodziła mi myśl, że Przemo mógłby mnie sprzedać. To nie do wiary, mój najlepszy przyjaciel od tylu lat mnie sprzedał. Miałem ochotę zajebać jego i siebie, tak byłem wkurwiony. Dłużej nie miałem czasu na rozmyślania, bo przyszła po mnie jakaś kurwa, jakiś sierżant czy coś tam i zaprowadził mnie do najgorszego szkieła w szkie-łowni świata. Co za jebana menda z mentowni, śmieć jebany. Zaczął mnie przesłuchiwać, protokołować, robić różne zapiski. To dopiero był początek. Później przyszedł drugi, krzyczał, wymachiwał, chodził dookoła mnie. Dostałem ni stąd ni zowąd strzał w pape, aż spadłem z fikoła. Później jeszcze raz i jeszcze raz. Jak tak już się śmieć rozochocił, to odruchowo się zasłaniałem, żeby tylko nie oberwać. Podpuszczał mnie, żebym sprzedał Przema – mówił, że to on mnie wkopał. Opowiadał mi takie rzeczy o których wiedziałem tylko ja i Przemo.
Wtedy uświadomiłem sobie, że ta kurwa jebana zajebała mnie z pizdy. Tego po nim bym się nigdy nie spodziewał. Obiecałem sobie wtedy, że go rozkurwię jak go tylko spotkam jebanego szmaciarza, no co za kurwa jebana, jak tak mógł zrobić. Ale szkieł mnie podpuszczał cały czas. Doskonale wiedziałem o co mu jebańcowi chodzi! No jasne, że nie znaleźli wszystkich fantów, bo swoje schowałem po drodze przy starych garażach. Pełno jest tam różnych zakamarków, stosów cegieł, dziur, że samemu można byłoby się zgubić. Drugi szkieł zaczął mnie przekonywać, uspokajać, no powiedz wreszcie, daj sobie spokój z tym twoim niepotrzebnym uporem, no mów, itd. Wiedziałem o co mu biega. Skąd? Z filmów! Jeden udaje dobrego, zagaduje, prosi, mówi spokojnie, drugi denerwuje, zadaje w kółko te same pytania, podpuszcza, krzyczy, bije. Jeden udaje dobrego drugi złego, aż ci się w mózgu pojebie, zacznie ci się wszystko plątać, pomylisz się raz i koniec. Biorą ciebie wtedy bracie na huki – krzyczą, straszą, a ty się pucujesz do tego i mają cię jak na tacy. Tak to jest jak nie wiesz o co biega, to ci zagęszczają temat niby niechcący. Ale trzeba pamiętać, że trzeba być twardym, takie są reguły jak chcesz w te klocki grać. Musisz być twardy, iść w zaparte, do niczego się nie przyznawać! Kradłeś? Nie! Widziałem, to byłeś ty! Nieprawda, to nie ja – może ktos inny? Na pewno ty – poznaję ciebie. Jeżeli to ja, to powinienem być tam złapany, a nie byłem. Kolega ciebie wydał! Dziwne, bo ja nie mam kolegów! Można to ciągnąć w nieskończoność, ale mogą się wkurwić i wtedy, wjeb murowany na bank, czyli jak mówiłem przedtem – trzeba być twardym i to naprawdę twardym! Możesz dostać wpierdol pałą po piętach lub po nerach. Dlaczego akurat tak? Bo nie widać później śladów, że dostałeś niezły wycisk. Ale i tak najlepiej iść w zaparte. Kradłeś? Nie! Ale złapaliśmy ciebie za rękę! To nie moja ręka! Wyprzeć się wszystkiego, bo tak czy inaczej zyskujesz na czasie i możesz wszystko na spokojnie później sobie przemyśleć. To nie ja – nic nie wiem – nie pamiętam. Możliwe, ale nie pamiętam. Nie wiem – nie byłem – nie wiem – nie znam nikogo takiego. Jaki adres? Pierwsze słyszę, nie wiem, może na informacji ktoś będzie wiedział. W tym momencie możesz się spodziewać, że dostaniesz strzała w pape. Naj częściej tak bywa, no i tym razem też tak było. Podniosłem się już kolejny raz, kiedy upadłem razem z krzesłem. Szkieł niestrudzenie próbował mnie przekonywać w dalszym ciągu, robiąc swoje nie robiące na mnie wrażenia kolejne wywody. Chciał mnie przekupić swoją bezsensowną gadką. Strzelał nawijkę – ja się tylko śmiałem – chyba go pojebało. Jeden z nich zadzwonił po mojego ojca informując go o wszystkim. Po przesłuchaniu podpisałem te ich zeznania, dokładnie je czytając przedtem, bo czasami mogą coś dopisać i wtedy dupa zimna. Podpisałeś? To masz jakieś pretensje? Znamy te ich kanty, oj znamy. Wszedł ojciec, był strasznie wkurzony, rzucił do mnie jakieś dwa może trzy zdania i wyszedł. Później miałem konwój do Izby Dziecka, później mieli mnie przewieźć do zakładu. Poznałem kilku fajnych kolesi na izbie, trochę pogadaliśmy, były też dwie dziewczyny. Zadzwoniłem do Karoliny, opowiedziałem jej wszystko, nie chciała w to uwierzyć. Doskonale wiedziała jakimi jesteśmy przyjaciółmi od lat. Położyłem się spać, ale nie mogłem zasnąć, rozmyślałem. Rozmyślałem cały czas o tym co się wydarzyło i jak tak to mogło się skończyć. Myślałem o Przemo, nie mogłem zrozumieć, jak on mi to mógł zrobić. Był dla mnie jak brat, był kimś dla mnie – kimś kogo można naśladować, ale stał się kurwą i konfidentem, wiedziałem, że to się stało przez Przema. Miałem pojebane sny, jeden z nich jeszcze zapamiętałem. Poszedłem do dyskoteki, aby poszukać go i się zemścić, szukałem i nie mogłem znaleźć. Nie bawiłem się tak jak zawsze, byłem przygnębiony. Dookoła wszyscy się bawili i śmiali, pokazując mnie palcami i kiwając głowami. Tak jakby chcieli powiedzieć – patrzcie to ten frajer, który myślał naiwnie, że istnieje przyjaźń. Patrzyłem i myślałem, co wy możecie wiedzieć, straciłem najlepszego kolesia. Całą noc siedziałem i piłem nie mogąc wyrzucić tej myśli z głowy. Wtedy zobaczyłem jak zbliża się do mnie Przemo, ale jakoś nie może do mnie dojść. Wtedy wszyscy patrzą w naszym kierunku i strasznie zaczynają się śmiać i krzyczeć jak na jakimś meczu piłki nożnej. Nie wytrzymałem wtedy i zerwałem się biegnąc w jego kierunku, widząc te wszystkie dziwnie wykrzywione twarze, te dziwne grymasy i wyszczerzone zęby. Biegnę i czuję, że spadam w otchłań, ciemną i bez dna i tylko słyszę ten śmiech. Obudziłem się strasznie zlany potem, uff to tylko sen, pomyślałem. Do rana już nie mogłem zasnąć. Na izbie siedziałem aż pięć dni i jeszcze dwa dodatkowe przesłuchania, oczywiście, Policja mnie zabierała i odwoziła. Pięć dni w oczekiwaniu na konwój. Gdzieś, około ósmej, po śniadaniu miałem konwój do zakładu. Na początku byłem jeszcze tak jakoś dziwnie tym oszołomiony, jakby to mnie nie dotyczyło. Nie chciałem dopuścić myśli, że to już koniec, że znów się zacznie „odrabianie zadań domowych”. Jednak to była prawda, która była moją największą porażką w moim dotychczasowym życiu. Na powitanie w zakładzie dostałem wpierdol gumą za to, że nie wróciłem normalnie tylko mnie przywieźli po odpierdolonych numerach, mnie to na dobrą sprawę pierdoliło, to był chuj, mógłbym taki wpierdal dostawać codziennie. Wolałbym, żeby nieprawdą było to, że Przemo to kapuś. Rodzina przestała kontaktować się ze mną. Zero telefonów, zero listów czy czegokolwiek. W pewnym sensie było to do przewidzenia i musiałem się z tym pogodzić, zapowiedzieli, że na święta nie wezmą mnie i nie mam co na to liczyć. Nie liczyłem na to, bo i tak by mnie z zakładu nie puścili, a poza tym sędzina też nie jest w ciemię bita. Wątpię, żeby wyraziła na wyjazd zgodę. Raczej to było posunięcie moich starych, jaką to niby teraz mam karę, że oni o tym decydują, wysłałem list, żeby mi wybaczyli te sprawy, ale nie otrzymałem odpowiedzi. Jednak siostra napisała do mnie, że wszystko będzie dobrze i mam się trzymać.
Czas do świąt Bożego Narodzenia bardzo mi się dłużył, doskonale wiedziałem, że je spędzę w zakładzie. Nie robiłem sobie nadziei, aż tak głupi nie byłem. Przyszedł czas wyjazdów innych wychowanków, wtedy dopiero się robi kurewsko przykro, niewyobrażalnie przykro. Wyjeżdżają, a ty kurwa zajebana mać, zostajesz jak jakiś jebany pierdolony filut i na to wszystko tylko patrzysz zaciskając zęby. Trzeba być twardym, wiem, już o tym mówiłem – musisz być twardy, nie masz wyjścia. Zaczęło mi odpierdalać, źle się zachowywałem, po prostu wszystko miałem w chuju. Święta Bożego Narodzenia i Sylwester jakoś zleciały. Zaczęli wracać koledzy z przepustek. Znów było zajebiście, każdy coś nowego opowiadał. Dwóm ziomkom z komarki opowiedziałem swoją historię, stwierdzili, że z Przema to niezły frajer i kurwa skoro sprzedał najlepszego kolegę. Straciłem przez niego tyle rzeczy. Zaczęła się nauka. Zacząłem się zastanawiać, czy nie lepiej dać sobie spokój chociaż na razie z odpierdalaniem numerów, czy nie przyczaić się chociaż na trochę? Postanowiłem dobrze się uczyć, żeby rodzina mi wybaczyła. Być może zacząłbym wszystko na nowo? Po dwóch miesiącach napisałem do mamy i wysłałem spis moich ocen poświadczonych przez szkołę. Po kilku dniach otrzymałem odpowiedź, odpisała, że bardzo się z tego cieszy, z ocen i dobrego zachowania, ma nadzieję, że nie sprawię jej już więcej zawodu. Obiecała wziąć mnie na Święta Wielkanocne. Bardzo się wtedy ucieszyłem, nie mogłem doczekać się chwili, kiedy pojadę do domu. Chciałem pogadać jak najszybciej z moją dziewczyną. Dostałem od niej list, gdzie mi wytłumaczyła, że Przemo musiał tak zrobić, napisała, że strasznie go stłukli i nie wytrzymał. Prosiła aby mu wybaczyć, bo prawdziwa przyjaźń, to też musi takie rzeczy przetrwać jako swoistą próbę. Początkowo chciałem o Przemo zapomnieć, ale nie mogę i jak pojadę do domu, to spróbuję się z nim spotkać i porozmawiać. Być może będziemy mogli znów być przyjaciółmi i będzie tak jak kiedyś. Każdy z nas popełnia w życiu błędy i nie wszystko jest tak naprawdę zależne od nas. Ale będzie musiał mi obiecać, że już nigdy nie zrobi mi takiego świństwa. Chyba to jest najgorsza rzecz stracić przyjaciela. Siedzę w zakładzie i odliczam dni do wakacji. Nie chciałbym już nic złego robić. Nie wiem, spróbuję, ale czy to się mi uda? Kiedy o tym tak myślałem, nie wiedziałem jeszcze jak bardzo się mylę, jak trudne jest to, co dla innych jest całkiem łatwe. W międzyczasie dowiedziałem się, że Karolina dała jakiemuś kolesiowi dupy w składzie przy tartaku, gdzie ją sam tam pykałem, znałem kolesia, jest przypakowany i ma kasę, przyjąłem to o dziwo spokojnie, chyba mi na niej nie zależało. Nie zmienia to faktu, że to była zwykła zdzira, zwykła szmata. Jebał ją pies, jebała cała wieś. Przepustki na święta nie dostałem. Wyjechałem dopiero na wakacje, dobrze pod koniec czerwca.