- promocja
Myśli o Rosji… i nie tylko - ebook
Myśli o Rosji… i nie tylko - ebook
Zbiór esejów i wywiadów z lat 2006-2011 . z Gazety Wyborczej czy Tygodnika Powszechnego. Autor podejmuje próbę odpowiedzi na kontrowersyjne pytania o dzisiejszą Rosję. Porusza aktualne, ważne, a niekiedy trudne tematy, takie jak: relacje Tusk – Putin, Rosja a NATO, sprawa tarczy antyrakietowej. Rozlicza także z przeszłość Rosji i bada, dlaczego proces transformacji ustrojowej przybrał tam zupełnie inną postać niż w Polsce? Co sprawiło, że w społeczeństwie rosyjskim utrzymuje się mit Józefa Stalina? Dlaczego w cień niepamięci spycha się prawdę o milionach ofiar stalinowskich zbrodni? Autor to naukowiec, minister spraw zagranicznych w rządzie Marka Belki, autor wielu publikacji.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7799-960-8 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Miłosz zapewne miał rację, jeśli myślał o sobie lub o takich znawcach Rosji, jak Jerzy Giedroyć, Jerzy Pomianowski, Andrzej Walicki, Wiktoria i René Śliwowscy, czy też Adam Pomorski. Ludzi pióra, którzy rozumieją u nas Rosję równie dobrze jak sami Rosjanie – jest wielu. Przeważa jednak niewiedza, odwoływanie się do stereotypów i niezrozumienie tego, co się w Rosji i z Rosją dzieje. Niemniej zainteresowanie Rosją, jej historią i kulturą jest znaczne. Przekonałem się o tym, kiedy powierzono mi funkcję współprzewodniczącego Polsko-Rosyjskiej Grupy do Spraw Trudnych. Wynikiem pracy tej Grupy są: opublikowany w końcu 2010 roku zbiór pt. Białe Plamy – Czarne Plamy. Sprawy trudne w relacjach polsko-rosyjskich (1918–2008) i powołane do życia Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia. Prace Grupy do Spraw Trudnych, w skład której weszli wybitni polscy i rosyjscy intelektualiści i uczeni, budziły zrozumiałe zainteresowanie opinii publicznej.
Wielokrotnie – na łamach prasy codziennej i periodyków – prezentowałem swoje stanowisko na temat tego, co było przedmiotem naszych debat i jakie są przesłanki kształtowania normalnych polsko-rosyjskich relacji.
Podejmowałem też próby odpowiedzi na pytanie, dlaczego proces transformacji ustrojowej w Rosji przybrał zupełnie inną postać niż przemiany w Polsce. Co sprawiło, że mimo destalinizacji w społeczeństwie rosyjskim utrzymuje się mit Józefa Stalina, któremu przypisuje się zasługę zwycięstwa nad Rzeszą hitlerowską, a w cień niepamięci spycha się prawdę o milionach ofiar stalinowskich zbrodni? Jak to się dzieje, że legendzie o komunistycznym wodzu z czasów Wojny Ojczyźnianej towarzyszą hagiografia i kult skrajnie konserwatywnego reformatora Piotra Stołypina, któremu stawia się dziś pomniki? A przecież to on tłumił w zarodku rosyjską demokrację parlamentarną. To on nadał Dumie charakter fasadowy i na masową skalę uciekał się do policyjnego terroru – do szubienic i pogromów – w walce z ruchem rewolucyjnym, któremu przewodzili wówczas bolszewicy z Leninem, Trockim i Stalinem na czele. Ta pseudohistoryczna hybryda określa stan umysłów wielu współczesnych Rosjan. Mają rację autorzy z Europejskiej Rady Stosunków Międzynarodowych, gdy w raporcie o Rosji (opublikowanym w grudniu 2011 roku) piszą, jak naiwne były sądy i oczekiwania, że demokratyzacja Rosji z czasem przybierze charakter „wielkiej Polski”, a modernizacja doprowadzi do czegoś na podobieństwo „małych Chin”, czyli Rosji, w której unowocześnieniu gospodarki towarzyszyłyby autokratyczne rządy. Rosja obiera swoją własną drogę...
W swoich esejach i wywiadach publikowanych w ostatnich latach rozważałem te sprawy. Kilku przyjaciół – a zarazem obserwatorów rosyjskiej sceny politycznej – zachęciło mnie do zebrania tych tekstów. Nie dokonywałem w nich żadnych zmian merytorycznych. Usunąłem jedynie pewne powtórzenia. Miejsca, w których dokonane zostały skróty, zaznaczone są wielokropkiem.
Dziękuję wszystkim – wydawcy, redaktorom i tym osobom, które wyraziły swoje krytyczne uwagi – za pomoc w przygotowaniu tej edycji. Słowa podziękowania kieruję też na ręce mojej asystentki, pani Katarzyny Rawskiej-Góreckiej, która pomogła przygotować tom do druku.
Adam Daniel Rotfeld
Warszawa, grudzień 2011 rokuUmarł Lenin, umarł Stalin. Doszczętnie skompromitowały się ich absurdalne teorie i zbrodnicze praktyki. Ale w świadomości wielu utrzymuje się przeświadczenie, swoisty pseudonaukowy zabobon, że wszystko, co złe, to wynik knowań i spisków.
Winston Churchill w rozmowie radiowej 1 października 1939 roku wyraził pogląd, że nie sposób przewidzieć, jak zachowa się Rosja: „Jest to zagadka opakowana w tajemnicę wewnątrz enigmy”. Sentencja ta jest cytowana równie często jak znany wiersz Fiodora Tiutczewa, który zaczyna się od słów:
Nie sposób pojąć jej rozumem,
Nie sposób zwykłą miarką mierzyć.
Ma w sobie tyle skrytej dumy,
Że w Rosję można tylko wierzyć.
(Przeł. Ryszard Łużny).
Te strofy stały się swoistym credo Rosjan po upadku ZSRR. Słyszałem je wielokrotnie w rozmowach z rosyjskimi dziennikarzami, badaczami, politykami. Kilka tygodni temu telewizja rosyjska pokazała rozmowy prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego z Władimirem Putinem. Prezydent Francji powiedział, że chciałby lepiej zrozumieć Rosję. Na to Putin niemal odruchowo zacytował Tiutczewa: Umom Rossiju nie poniat’...
Rosyjskim rozmówcom odpowiadam niezmiennie, że czas, by spróbowali zrozumieć sami siebie i wyjaśnić procesy, których początkiem były reformy podjęte ponad sto lat temu przez ówczesnych premierów Imperium Rosyjskiego – Sergiusza Wittego i Piotra Stołypina. Na marginesie: elity i społeczeństwo Rosji w latach 1906–1907 odnosiły się do Stołypina wrogo. Dla rewolucyjnej lewicy był zbyt reakcyjny i prawicowy; dla konserwatywnej prawicy – zbyt radykalny w reformach i nazbyt postępowy. Zwolennik konstytucyjnych demokratów („kadetów”) Wasilij Makłakow pisał 50 lat później, że Piotr Stołypin reprezentował koncepcję „lewicowej polityki realizowanej na sposób prawicowy”.
W POSZUKIWANIU IDEI
Wspominam o tym, ponieważ władza bolszewików w Rosji przerwała na 70 lat procesy modernizacji zapoczątkowane przed I wojną światową. Gorzej, doszczętnie wyniszczyła elity, które mogłyby podjąć po blisko stu latach wcielanie w życie tego, co zostało przerwane na przełomie lipca–sierpnia 1914 roku. Terror państwowy i bezprawie, miliony rozstrzelanych i zesłanych na Sybir czy do Azji Środkowej, niewolnicze obozy pracy („Archipelag Gułag”) i morzenie głodem chłopstwa – ogromnej warstwy społecznej, na której opierało się imperium carów – taka była droga unowocześniania Rosji „na skróty” obrana przez Włodzimierza Lenina i realizowana z całym okrucieństwem przez jego wiernego ucznia Józefa Stalina.
Powrót do normalności okazał się trudniejszy, niż przypuszczano w czasach pierestrojki Michaiła Gorbaczowa i po rozwiązaniu ZSRR, kiedy prezydentem Rosyjskiej Federacji został Borys Jelcyn. Ostatni prezydent Związku Radzieckiego i pierwszy prezydent nowej Rosji byli pod wieloma względami uosobieniem przeciwności: mieli inne charaktery, mentalność i temperamenty. Łączyło ich jedno: chcieli przerwać łańcuch nieszczęść, jakie zgotował Rosji bolszewicki przewrót z października 1917 roku – później określany jako Wielka Socjalistyczna Rewolucja. Autorów tego przewrotu określilibyśmy dziś jako wojujących fundamentalistów, dla których utrzymanie raz zdobytej władzy stało się najwyższą wartością, prawem i nakazem. Sposobem utrzymania tej władzy był terror i strach.
Imperium zła zbudowane przez Lenina i Stalina zakończyło swój żywot. Moment, w którym 25 grudnia 1991 roku o godz. 19.38 opuszczono nad Kremlem czerwoną flagę radziecką i zawieszono po raz pierwszy od blisko 75 lat trójkolorową flagę Rosji, zamykał, z jednej strony, zniewolenie narodów, które – jak kłamliwie głosił radziecki hymn – „Ruś Wielka na setki złączyła lat”, ale też, z drugiej strony – otwierał nowy rozdział w historii narodów Rosji.
Powstała Rosja, jakiej jeszcze nie było: na naszych oczach rozpadło się imperium; nie było jednak jasne, co ma jednoczyć narody nowego państwa, którego zwierzchnictwo terytorialne rozciąga się na euroazjatyckim obszarze od Kamczatki i Władywostoku na wschodzie do granicy z Finlandią i Morza Czarnego na zachodzie. W połowie lat dziewięćdziesiątych Borys Jelcyn zwrócił się do narodu z apelem, by szukać nowej rosyjskiej idei. To posłanie wyrażało zagubienie nowego władcy pragnącego dać narodowi polityczną myśl, która zastąpiłaby imperialną ideę carskiej Rosji i komunistyczną ideologię Lenina. Nowym państwem wstrząsały konwulsje. Po odsunięciu od władzy partii komunistycznej, która była głównym filarem ideologicznego mocarstwa, nastąpiła delegitymizacja wszystkich instytucji życia publicznego.
Życie nie znosi próżni: rolę i funkcję aparatu partyjnego przejęły służby specjalne. Były jedyną instytucją nietkniętą przez reformy Gorbaczowa i Jelcyna. Ludzie wywodzący się z tych służb objęli najważniejsze funkcje w państwie – w polityce i administracji, armii i gospodarce. O Prusach czasów Fryderyka Wielkiego mówiono, że to nie państwo posiadało armię, ale armia posiadała państwo. Dla określenia sposobu sprawowania władzy w dzisiejszej Rosji można byłoby odwołać się do parafrazy tej formuły. Ostrzegałbym jednak przed uproszczeniami. Rosja poszukuje własnej „trzeciej” drogi: wyklucza powrót do zbrodniczego systemu, ale też odrzuca transformację opartą na zachodnich wartościach, które zyskały uniwersalne uznanie.
TEZY SURKOWA
Służby specjalne zorientowane są na poszukiwanie wrogów, na wykrywanie spisków i antypaństwowej konspiracji. Każde państwo potrzebuje takich służb. Jednakże jeśli sposób myślenia i działania charakterystyczny dla tego typu instytucji zdominuje całe życie polityczne – stają się one zagrożeniem dla państwa, które powołało je do życia. Świadomość tego istnieje również w rosyjskiej klasie politycznej.
Elity rosyjskie – jak przeważająca część społeczeństwa – utożsamiają niestety demokrację z anarchią, korupcją, oligarchią i kryminalizacją wielu dziedzin życia. Odpowiedzią na te zagrożenia miała być koncepcja demokracji „sterowanej”, czyli odgórnie dawkowanej i ostatnio określanej jako demokracja suwerenna.
Władysław Surkow, główny ideolog administracji prezydenta Putina, wygłosił 8 czerwca 2007 roku na forum Rosyjskiej Akademii Nauk wykład pt. „Rosyjska kultura polityczna. Spojrzenie z utopii”. Główne jego tezy sprowadzały się do tego, że:
• Nowa Rosja nie powstała z niebytu, „a nowy gmach rosyjskiej demokracji budowany jest na historycznym fundamencie państwowości narodowej”.
• Rosyjska kultura ma charakter holistyczny, całościowy i intuicyjny, a nie pragmatyczny, oparty na racjonalizmie i analitycznym podejściu, którym odznaczają się kultury zachodnie. Oznacza to, że w rosyjskiej kulturze politycznej „synteza dominuje nad analizą, idealizm nad pragmatyzmem, obrazowość nad logiką, intuicja nad rozsądkiem, ogólność nad szczegółowością”.
• Tak pojmowana rosyjska kultura polityczna oznacza, po pierwsze, „dążenie do politycznej integralności poprzez centralizację władczych funkcji”; po drugie, „idealizację celów walki politycznej”; po trzecie wreszcie – „personifikację politycznych instytucji”.
Cały ten uczony wywód miał uzasadnić potrzebę silnej władzy centralnej – znacznie powyżej miary tolerowanej w demokracjach Zachodu. Wynika to z wielowiekowych tradycji, z mentalności rosyjskiego społeczeństwa i zadań, które stawia przed sobą rosyjskie mocarstwo. Surkow: „Nieostrożna i niedostosowana do wymogów czasu decentralizacja zawsze prowadzić będzie do osłabienia rosyjskiej demokracji”. Wiąże się z tym kolejna teza ideologów silnej władzy centralnej. A mianowicie: Rosja jest inna, „nasze problemy z Zachodem – to trudności wzajemnego zrozumienia się, to trudności porozumiewania się różnych duchem europejskich kultur, jakkolwiek wyrastających z tych samych korzeni”.
Wnioski z wykładu Surkowa są jaśniejsze niż całe rozumowanie: koncepcja „suwerennej demokracji” odpowiada fundamentom rosyjskiej kultury politycznej, ponieważ „usprawiedliwia centralizację oraz koncentrację władzy i intelektualnych oraz materialnych zasobów narodu”. Co ważniejsze, „suwerenna demokracja jest personifikowana, ponieważ stanowi wykładnię kursu prezydenta Putina”. Innymi słowy, przewrotne leninowskie hasło: „Cała władza w ręce Rad” po 90 latach strasznych doświadczeń wyrażane jest w sposób jasny dla każdego Rosjanina: „Cała władza w ręce Putina”.
W czasach zamieszania i niepewności ludzie szukają prostych odpowiedzi. Popularność zyskują teorie spiskowe, wedle których za nasze nieszczęścia odpowiedzialność ponoszą wrogie siły – zewnętrzne i wewnętrzne. Wymaga to konsolidacji, stawienia czoła rzeczywistym i wyimaginowanym zagrożeniom. W istocie leninowska koncepcja determinizmu historycznego w prymitywnej stalinowskiej wersji przez 70 lat dominowała w myśleniu Rosjan o świecie i o własnym losie. Całe pokolenia wychowywały się na artykułach „Prawdy”, których autorzy interpretowali świat, uciekając się do zwrotu – „to nie przypadkowo”.
Umarł Lenin, umarł Stalin. Doszczętnie skompromitowane zostały ich absurdalne teorie i zbrodnicze praktyki. Ale w świadomości wielu (a często na poziomie podświadomości) utrzymuje się przeświadczenie, swoisty pseudonaukowy zabobon, że wszystko, co złe, to wynik knowań i spisków.
Jesteśmy świadkami kształtowania się Rosji jako nowoczesnego państwa narodowego – po raz pierwszy w historii. To proces trudny. Imperia trwają dłużej w świadomości niż w rzeczywistości. Bohater prezydenta Putina, Piotr Wielki – by użyć słów Puszkina – „wyrąbał okno do Europy”. Przed jego następcami w XXI wieku stoi wielkie nowe zadanie, by szanując tradycję, otworzyć Rosję na świat.
Zrozumieć Rosję,
„Tygodnik Powszechny” z 11 listopada 2007 r. – dodatek „Historia w Tygodniku”, nr 11.Jan Ordyński i Robert Walenciak: Panie Profesorze, chyba nie jest łatwo rozmawiać z Rosjanami, jeżeli ich prezydent mówi, że największą katastrofą XX wieku był rozpad Związku Radzieckiego...
Adam Rotfeld: To powiedział prezydent Władimir Putin w kwietniu 2005 roku. Pamiętam, byłem wtedy w Brukseli. Jeden z dziennikarzy podszedł do mnie i zapytał, co myślę na ten temat. Powiedziałem, że prezydent zapewne się przejęzyczył: miał na myśli chyba, że to właśnie rewolucja bolszewicka i powstanie ZSRR były katastrofą i zakłóciły normalny proces historyczny. Upadek Związku Radzieckiego był powrotem do normalności. Otworzył wielką szansę dla samej Rosji i dla świata.
Przywódcy zasiadający na Kremlu pewnie patrzą na Rosję jako na imperium...
Tak się złożyło, że jako młody człowiek, po ukończeniu studiów, tłumaczyłem ujawnione z archiwów radzieckich dokumenty z Teheranu, Jałty i Poczdamu. Zastanowiło mnie wówczas to, że na tych spotkaniach na szczycie Stalin był jedynym przedstawicielem Związku Radzieckiego, który z rzadka posługiwał się tą nazwą, a z reguły używał terminu Rosja: „Rosja zgodzi się na to, na tamto, a że rosyjskie wojska podejmą ofensywę...”. Wtedy pomyślałem, że tylko on mógł sobie na to pozwolić. Mówił językiem, który przemawiał do Churchilla i Roosevelta. Stalin uważał, że Związek Radziecki jest dekoracją ideologiczną, a tak naprawdę miał poczucie, że reprezentuje imperium, którego czuł się kontynuatorem.
Jak by nie patrzeć – miał rację...
Kiedy żywot ZSRR dobiegał końca, wśród jego przywódców pojawiły się dwie szkoły myślenia. Pierwsza, którą reprezentował Gorbaczow, wychodziła z założenia, że Związek Radziecki można było zachować. Rozmawiałem z nim kilka razy na ten temat. Prosiłem, by z perspektywy 10 lat ocenił, jakie błędy popełnił w czasie swoich rządów. Dość naiwnie powiedział mi wtedy, że popełnił trzy błędy. Pierwszy – że należało dać ziemię chłopom: było to nawiązanie do dekretu leninowskiego ziemlia kriestianam. Po drugie, że należało dokonać radykalnej wymiany kadry kierowniczej w republikach, gdyż często najwyższe funkcje pełnili tam ludzie, którzy mieli mentalność dyrektorów kołchozów lub sowchozów. Wreszcie po trzecie, jak stwierdził z melancholią, wydawało mu się, że przyjaźń między narodami w ZSRR jest prawdziwa. Nie zdawał sobie sprawy, jakie – pod przykrywką frazesów o niewzruszonym sojuszu – potężne są siły dezintegracyjne. Na zakończenie rozmowy podarował mi wydaną przez siebie „białą księgę”, Sojuz możno było sochranit’ (Związek można było utrzymać). Gorbaczow nadal w to wierzył. Nie – ten Związek nie był do utrzymania!
To było naiwne?
Naiwność polegała na tym, że Gorbaczow nie uświadomił sobie, że stał się swego rodzaju egzekutorem wyroku historii. Tak się złożyło, że w roku 1999 miałem blisko godzinną rozmowę z papieżem. Jan Paweł II z ogromnym uznaniem wyrażał się o Michaile Gorbaczowie: „Przecież ten człowiek tak wiele uczynił, by wyprowadzić ten kraj z nieludzkiego reżimu” – mówił. Po tej opinii pozwoliłem sobie wtrącić uwagę: „To prawda. Ale też prawdą jest to, że jego intencją było uratowanie tego reżimu. Najwyraźniej kierowała nim ręka Opatrzności”. Na to papież: „Gorbaczow chciał ten reżim ucywilizować – budować socjalizm z «ludzką twarzą»”. Jednak od czasu, gdy program taki podjął Dubczek, minęło 20 lat. Wtedy, w 1967 roku, miało to jeszcze jakieś uzasadnienie. Od tamtego czasu wyrosła w Rosji i w całej Europie Środkowej i Wschodniej nowa generacja, która miała już pełną świadomość, że bolszewicki system nie funkcjonuje. Czas na zmianę. Wielka historyczna zasługa Gorbaczowa sprowadza się do tego, że nie użył siły w obronie upadającego systemu. Jak sam twierdził – nie zrobił tego, ponieważ był z zasady przeciwnikiem użycia siły. Dodam: nie zrobił tego również dlatego, że miał taki charakter, był człowiekiem rozdartym.
Słabym?
Są momenty w historii, które promują postacie silne, arbitralne, zdecydowane. Na przykład wojna wymaga, aby na czele państwa stawiać ludzi mocnych. Są też w historii takie momenty, które stwarzają potrzebę, aby narodami kierowały osoby koncyliacyjne. Zaletą Gorbaczowa było to, że w Biurze Politycznym był akceptowany. Gdy w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych byłem dyrektorem Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem w Sztokholmie (Stockholm International Peace Research Institute, SIPRI) – Gorbaczow, który nie pełnił już wtedy żadnych funkcji państwowych ani partyjnych, zaprosił mnie na uroczystą konferencję poświęconą stuleciu urodzin Nikity Chruszczowa. W przerwie, gdy zaprosił mnie do swego gabinetu na kawę, zapytałem go, czym się kierował, organizując tę debatę. Na co Gorbaczow odpowiedział: „Bez Chruszczowa nie byłoby Gorbaczowa”. Też tak uważałem i postawiłem kolejne pytanie: „Proszę mi wytłumaczyć, dlaczego Chruszczow zatrzymał zapoczątkowany przez siebie proces destalinizacji?”. Na to Gorbaczow: „Zapewne dlatego, że gdyby Chruszczow poszedł dalej, to zostałby postawiony przed trybunałem jako odpowiedzialny za przelew krwi. Miał świadomość współodpowiedzialności – jego ręce umaczane były we krwi. A ja mam ręce czyste”. I pokazał mi na dowód swoje ręce...
Jest wielką zasługą Gorbaczowa, że nie dopuścił do przelewu krwi. Jednak w procesie destrukcji tej machiny gwałtu, jaką był Związek Radziecki, znaki czasu lepiej rozumiał Borys Jelcyn. Intuicja mówiła mu, że ten system się wyczerpał. Dążył do wyrwania korzeni zła.
Jelcyn reprezentował tę drugą szkołę myślenia, uważał, że systemu nie da się utrzymać...
I odrzucił go jak starą skorupę. W Puszczy Białowieskiej zdecydował o rozwiązaniu ZSRR. Od Rosji odpadły republiki... Byliśmy świadkami niezwykłego procesu. Następowała pokojowa dekolonizacja imperium. Proces ten zakończył się przed blisko 20 laty. Dzisiejsza poimperialna Rosja nie jest ani prostą kontynuacją ZSRR, ani nowym wydaniem carskiej Rosji, choć z natury rzeczy nosi w sobie elementy obu tych systemów imperialnych. Dla rosyjskich przywódców sprawą numer jeden jest zapobieżenie procesom dezintegracyjnym w Federacji Rosyjskiej, by nie podzieliła losu Związku Radzieckiego. Tak więc priorytetem jest utrzymanie integralności terytorialnej. A potem utworzenie wokół Rosji swoistej – jak wokół lasu – otuliny...
„Bliskiej zagranicy”?
Strategia wobec „bliskiej zagranicy” zmierza do tego, by państwa te, podporządkowane rosyjskim interesom, miały formalną niepodległość, ale były wobec Rosji posłuszne. A mówiąc wprost, by były na wpół zależne. I by nie wiązały się z „przeciwnikiem”, którym jest – tak tradycyjnie prezentowany w Rosji – Sojusz Północnoatlantycki.
Czyli by nie wiązały się z Zachodem...
Na czym polega specyfika polityki bezpieczeństwa w naszych czasach? Dawniej bezpieczeństwo opierało się na stabilności. Terminy „stabilizacja” i „bezpieczeństwo” były niemal równoznaczne. Zmiany zapoczątkowane rozpadem ZSRR naruszyły tak pojmowaną stabilność. Po jego upadku głównym zadaniem było zapewnienie sterowalności procesu zmian, a w tym procesie zapewnienie bezpieczeństwa. Najważniejsze pytanie brzmiało: w jaki sposób poddać zmiany kontroli i jak nimi sterować? Jak – bez naruszania interesów bezpieczeństwa uczestników systemu – umożliwić jego fundamentalną przebudowę. Nastąpiło rozszerzenie dwóch wielkich struktur – Unii Europejskiej i NATO. W Rosji ta zmiana jest odbierana jako osłabienie jej pozycji w świecie, jako wejście Zachodu na obszar, na którym Rosjanie dominowali. Subiektywnie Rosja postrzega ten proces jako próbę spychania jej na margines głównego nurtu światowego procesu zmian.
Mamy więc zarysowane pierwsze źródło polsko-rosyjskiego konfliktu – jest to polityczna rywalizacja na obszarach tak zwanej bliskiej zagranicy. Polska jeszcze w czasie, gdy ministrem spraw zagranicznych był Krzysztof Skubiszewski, wyznawała koncepcję promowania demokracji na Ukrainie i Białorusi. A także w innych republikach poradzieckich.
Była to w istocie realizacja strategii wytyczonej przez Giedroycia i Mieroszewskiego, którzy 50 lat wcześniej mieli taki program. Zaangażowanie Polski w przemiany demokratyczne na obszarze poradzieckim, w szczególności na Ukrainie, nie polegało na tym, że Polska chciała uzyskać tam wpływy i zepchnąć Rosję. Zmiany na Ukrainie miały źródła wewnętrzne. To miliony Ukraińców pragnęły zmiany. Rola Polski polegała na tym, żeby nie odbierać im tego prawa, pozwolić na swobodę wyboru i nie zafałszować obrazu tego wyboru. Aleksander Kwaśniewski nie opowiedział się za Wiktorem Juszczenką, Wiktorem Janukowyczem czy Julią Tymoszenko. Siła i skuteczność jego działania polegały na tym, że był zaprzyjaźniony ze wszystkimi. I otrzymał zaproszenie od wszystkich, by się zaangażował w roli pośrednika świadczącego dobre usługi. I Aleksander Kwaśniewski rzeczywiście Ukrainie pomógł. Miał kilka dobrych pomysłów: była to jego osobista myśl, by w poszukiwaniu formuły, jak mają być przywrócone prawdziwe wyniki wyborów, Ukraiński Sąd Najwyższy orzekał w świetle jupiterów, a nie przy drzwiach zamkniętych. Proces przywracania prawdy miał odbywać się na oczach milionów, żeby społeczeństwo widziało, że nie jest przedmiotem manipulacji.
Tym samym zyskaliśmy sojusznika...
Z ukraińskimi elitami politycznymi jest pewien kłopot. One uważają, że poparcie Polski mają jak w banku. Że nie muszą o nic zabiegać, bo Polska będzie ich zawsze popierać. Podam przykład: gdy prezydent Juszczenko powoływał doradcę do spraw europejskich, wydawało się, że będzie to Polak. Jednak tę rolę prezydent Ukrainy powierzył ambasadorowi Niemiec. Byłoby oczywiście zręczniej, gdyby powołano dwóch doradców – Niemca i Polaka. Gdy zostałem ministrem spraw zagranicznych, doprowadziłem do pierwszej wspólnej wizyty w Kijowie z niemieckim ministrem Joschką Fischerem...
A na czym w tym czasie polegała rola Ukrainy w stosunku do Rosji?
Gdyby na Ukrainie powiódł się proces demokratyzacji, wywarłby znacznie większy wpływ na rozwój sytuacji w Rosji niż przemiany w Europie Środkowej. Zbliżona mentalność, wspólne tradycje są naturalnym podłożem bliskich stosunków między Kijowem a Moskwą.
Ciąg dalszy w wersji pełnej