- W empik go
Myśli zapisane - ebook
Myśli zapisane - ebook
Jest to pierwszy, debiutancki tomik autora, przy którym stanęło na zbiorze wierszy pisanych na przestrzeni niemalże dwóch ostatnich lat. Jest to swoisty mix treści, w której przypuszcza jak to w życiu, każdy będzie mógł się odnaleźć. Będzie mógł odnaleźć cząstkę własnego życia widzianą przez pryzmat osobistych odczuć autora, których nie wahał się użyć wiedząc, że nie jest odosobniony w takiej formie postrzegania świata.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8155-732-0 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Krótkim wstępem do niniejszego tomiku, pragnę podziękować drogi czytelniku za czas, który pragniesz poświęcić na czytanie treści zawartej w tej książce. Jest to mój pierwszy, debiutancki tomik i długo zastanawiałem się, czy użyć formy tematycznej i jakiego tematu miałbym się trzymać. Niestety, lub stety, stanęło na zbiorze wierszy pisanych na przestrzeni niemalże dwóch ostatnich lat. Jest to swoisty mix treści, w której przypuszczam jak to w życiu, każdy będzie mógł się odnaleźć. Będzie mógł odnaleźć cząstkę własnego życia widzianą przez pryzmat moich osobistych odczuć, których nie wahałem się użyć wiedząc, że nie jestem odosobniony w takiej formie postrzegania świata.
Nie chcę dłużej zniechęcać długą przedmową, natomiast pragnę zachęcić do choćby krótkiej chwili, którą wspólnie możemy przeżyć spotykając się po dwóch stronach wiersza.
Serdecznie zapraszam.
Marcin Stępieńprzebudzenie
Przywitałem się z pierwszym wschodzącym pierwiosnkiem,
w wytworności swej białym, jak skrzydła anioła,
zwiastującym nadejście upragnionej wiosny,
której wyczekiwała dusza utęskniona.
Dotknąłem delikatnym słowem pocieszenia,
drżącym płatkom strącając łzawą rosę z twarzy,
spłynęła cienką strużką, już jej teraz nie ma,
podniósł się kwiat omdlały w blasku nowych wrażeń.
A ja? cóż ja, usiadłem nad wartkim potokiem
zanurzając w nim dłonie, wsłuchany w szum wody,
i chociaż wszystkich myśli zrozumieć nie mogę,
to, czyż nie jestem na to zwyczajnie za młody?trochę o rodzinnych stronach…
Wracam pamięcią kiedy tylko mogę
w rodzinne strony chociaż życie wiodę
od nich daleko, bo los w świat mnie rzucił
szepcząc na ucho abym kiedyś wrócił.
Dobrze mi tutaj gdzie gniazdo uwiłem
z boską pomocą co mogłem zrobiłem,
tęskno mi jednak za szumiącym lasem
piątku wieczorem i baru hałasem
gdzie regularnie niby jak w zegarku
zbierała młodzież się na „chórek” w barku.
Była muzyka, szampan za szampanem
kończąc biesiadę często już nad ranem
do domu idąc w radosnych humorach
wtaczając ciało na górę po schodach.
Oprócz rozrywki bogatej w hulanki
pamięcią wracam do swej Julianki,
gdzie dom rodzinny zawsze miły czeka
i wypatruje, mnie od lat, z daleka.
Gdzie szum Wiercicy płynącej przez łąki
rozbija nurtem lata tej rozłąki,
a białe brzozy rosnące przed domem
otulić chciałbym, równie białym słowem.gwiazdy
Skromnym uczuciem przed siebie rzuconym,
w noc jakże cichą, stuloną w nicości,
zapalam gwiazdy w ciemnym jeszcze niebie,
by rozświetlały pragnienie miłości.
Zapalam pierwszą, więc spójrz jaka piękna,
błyszczy w ciemności swym blaskiem jaskrawym,
czy będziesz miła, choć trochę dziś wdzięczna,
sam jestem pewien, że wszystko przetrwamy.
Zapalam drugą i trzecią i czwartą,
w setkach tysięcy zniknęły złe mroki,
będąc świadomym, że czekać jest warto
podziwiam życie i jego uroki.
Ostatnią gwiazdę zapalę w milczeniu,
poznasz ją sercem w delikatnym drżeniu.Jest w człowieku…
Jest w człowieku wciąż siła do tworzenia świata,
budowania wzniosłości na krawędzi chwili,
jednym ruchem swych myśli mógłby cuda zdziałać,
a tak często nie umie, lub nie chce zadziwić.
Jest w człowieku ukryta całkiem wolna wola,
aby stanąć przed drugim bez strachu i lęku,
w wyciągniętej dziś dłoni próbuje on schować
znajome dobrze słowa, choć całkiem bez dźwięku.
Jest w człowieku też drwina niewidoczna zrazu,
żądna zagłuszyć wszystko co odmienność rodzi
i chociaż w oczy patrzy bez twarzy grymasu,
świat jej dziś potakuje, świat się na nią godzi.
Jest w człowieku też postać zrodzona z pokory,
zapisując przed sobą ciągle nowe karty,
nie nosi ona kajdan, nie zna też niewoli
nanosząc w swoich wersach sens myśli rozdartych.
Co jeszcze można znaleźć w ludzkiej skórze skryte,
ile piękna, bogactwa i doznań miłości,
ważne, żeby to wszystko przyniosło pożytek
będąc przyczyną skutku, bez oznak zazdrości.Księżycowe marzenia
Z głową zwróconą ku gwiazd nocnych oczu,
których iskierki drżą płoche w ciemności,
spoglądam w niebo, bez lęku, co w mroku
bez przerwy mąci.
Nie szukam pragnień tych poza wzrokiem
ni doznań złudnych, odległych, nie pragnę,
ozdabiam księżyc jego własnym blaskiem,
z nim dzisiaj zasnę.
Gwiazdy zbyt małe, bym zebrał je w dłonie,
pomiędzy palcami przeciekną jak woda,
lecz srebrny księżyc zawieszę przy oknie,
sądzę, że zdołam.
I tylko wtedy pod poduszkę schowam
myśli związane srebrną wstążką marzeń,
każde spisane w pojedynczych słowach,
chcesz? To pokażę.polowanie
W oddali słychać dźwięk rogu myśliwych,
czas zacząć łowy, nagonka ruszyła,
wzmógł się psi jazgot, raźno rwą do przodu,
siła zdradliwa.
Za nimi konie, napięte i dumne
na grzbietach niosąc swych jeźdźców krwi żądnych,
nie kłusem jeszcze, lecz stępa, powoli,
w myślach zawodnych.
Nabrali pędu gnani własną pychą,
na nic kark giętki, gdy kły szczerzy hiena,
choć w polowaniu nikt zwierza nie widział,
człowiek umiera.wiosna
Pierwsze żonkile zakwitły przy drodze
snując się wstęgą niewinną i drżącą,
zerwałem jeden i wręczyłem tobie,
abyś poczuła zapach kwiatów wiosną.
Z anielskim wdziękiem rozkładasz ramiona
łapiąc w nie chwile w kolorze zieleni,
spragniona ciepła i słońca tak głodna
pędzisz do niego unosząc się z ziemi.
Wirują barwy wokół świata marzeń
na wpół realnych, jak warkocz tęczowy,
wyciągam dłonie, czule po nich gładzę
będąc aktorem w teatrze wyśnionym.
Budzi się wiosna, lecz wiem teraz czemu,
w barwnym, wiosennym miłości odcieniu.mów do mnie
Mów do mnie wzrokiem na wskroś przenikliwym,
schowaj w milczeniu niepotrzebne słowa,
spal co zostało z nieprzespanej nocy
i bądź dziś moja, tak zwyczajnie moja.
Rozkołysz ranek w hamaku rozkoszy,
westchnij do ucha szeptem zapomnienia,
wetknij we włosy kwiat ostatniej nocy
i bądź dziś moja, bez chwili wytchnienia.
Odwdzięczę się tym, co w sercu rozkwitło,
całego siebie na dłoni postawię,
jednym spojrzeniem opieką otoczę
i oddam wszystko i nic nie zostawię.
Zerwę gwiazd z nieba i rzucę pod nogi,
byś chodzić mogła okryta ich blaskiem,
w dzień promień słońca zaplotę w twój uśmiech,
wiedząc, że uśmiech ten nigdy nie zgaśnie.wiatr w kominku
Wiatr w kominku
na zadymionej pięciolinii
zapisuje swoje nuty,
wirująca melodia
szaleńczo unosi je w niebo.
Ćwierćnuty, półnuty,
krótka pauza
i znowu,
uwertura w tonacji wieczorowej
rozpoczęła koncert,
na który czekałem od rana.
W wyciszonej sali wyobraźni
dźwięki grają w berka,
goniąc się jak dzieci
przy blokowym trzepaku.
Na zakończenie
kilka słów
wyśpiewanych chórem
i… pora spać,
jutro kolejny koncert,
na który muszę wstać wypoczęty.piąta pora roku
Tyle barwnych liści spadło,
nagie drzewa w lesie
szumią jakże inną barwą,
kończąc złotą jesień.
Tyle światła w dzień pochmurny
niesiesz w dłoniach swoich,
życzliwością jego blasku
rany w duszy goisz.
Tyle szczęścia z twoich oczu
patrzy dzisiaj na mnie,
tyle słów w zamkniętych ustach
na dno serca spadnie.
Tyle chwil upływa w ciszy,
błądzę wtedy wzrokiem,
zapisując w swej pamięci
każdą myśl o tobie.bezpieczna przystań słowem malowana
Cichną wspomnienia
pośród barw zaokiennej aury,
drży wiatr na strunie
snując melodię dotąd mi nieznaną,
słońce, rozgrzewa
wyziębione nagie serce,
dźwięcznym promieniem
zaplata zapisanym myślom warkocz.
Słowa, to słowa,
coraz częściej uciekam od nich,
w ciszy znajdując
spokojną przystań, wytchnienie,
tam słyszę dźwięki
nutką po nutce z wolna płynące,
pod ich skrzydłami
nie sobie, lecz nam, zbuduję schronienie.ostatni bastion
Huknęły trąby nad miastem spokojnym,
w oddali widać nadchodzące wojska,
lecz to nie miasto, maleńka już wioska,
nie chciałem wojny.
Nie chciałem krzyku, cierpienia i bólu,
łamanych kości pod pręgierzem czasu,
nie zrozumiałem wszystkiego od razu,
wybiegłem z tłumu.
Wybiegłem z tłumu nie mogąc już słuchać
napiętych dźwięków upadłego świata,
horyzont zamarł, na sam widok bata,
przyszła kostucha.
Pędzące konie nieuchronnych zdarzeń
z pełnym impetem wtargnęły w dziedziniec
myślałem chwilę, choć jeden mnie minie,
nie zdepcze marzeń.
Wciąż jeszcze słychać tętent dzikich koni
odgłosem kopyt na kamiennym bruku,
serce nie pękło mimo tego huku,
myśl w uszach dzwoni.
I… znowu cisza, ucichły też myśli,
świat stanął w miejscu jak olbrzym zdziwiony,
zniknęły konie w pejzażu zamglonym,
skończyły wyścig.krótka historia
Jest to krótka historia,
a w niej tylko teoria,
jak nie upaść z wysoka na tyłek,
sława lubi korony,
lecz dwuostrze mamony
tnie bezduszność w drobiny, na pyłek.
Pewien pisarz, poeta,
chociaż sam wierszokleta,
ponad słowem wychwalał swą postać,
spośród wszystkich wokoło
cenił twórczość, lecz swoją,
bo najlepszym chciał w końcu pozostać.
Lecz los sam definiuje
na co kto zasługuje,
jakim okiem kierować się w życiu,
użyć sprytu, czy serca,
niezależnie od miejsca
by nie siedzieć samotnie w ukryciu.antykwariat uczuć
Zgiełk i wrzawa, wszędobylski hałas,
antykwariat uczuć potarganych,
a pośród książek człek zagubiony,
niemal w tym wszystkim już oszalały.
Z pianą na sercu i drżącym głosem
woła o pomoc szarą codzienność,
lecz niewidzialny kręci się wkoło,
sam widząc tylko swą beznadziejność.
Co rusz zerkają krwiożercze bestie
chcąc wyrwać każdą nadziei kroplę,
skulony w kącie znów chce przeczekać,
lecz nagle widzi promyczek w oknie.
Ustaje wrzawa, kryją się lęki,
duszę ogarnia znajomy spokój,
wiedziony światłem wstaje silniejszy,
z nadzieją w sercu i z błyskiem w oku.dokąd leziesz
Dokąd leziesz ty łachmyto?
Głos poznaję, ale czy to
nie ten sam co przed śniadaniem
dał się poznać zakłamaniem?
Obiecywał dzień spokojny,
żadnych krzywd i żadnej wojny,
pokój w sercu ponoć nosi,
wszem i wobec miłość głosi.
Lecz, gdy wieczór spojrzał z góry
okrywając świat ponury
srebrnym blaskiem srebrnej twarzy,
zrozumiałem zlepek zdarzeń.
Pełen wiary w możliwości
mimo własnej niezdarności,
założyłem co się stanie
właśnie wtedy przed śniadaniem.
Chciałem unieść się pod chmury,
na świat patrzeć nieco z góry,
móc przenosić góry wiarą,
co dzień nową nie tą starą.
Razem z weną iść na piwo,
pouśmiechać się z nią krzywo,
w wolnej chwili siąść na ławce,
lub w kawiarni tak przy kawce.
Lecz los płata różne żarty,
i gdy budzę się zbyt hardy
szybko ziemię pokazuje,
każe zwolnić, wręcz hamuje.
Sprowadzony do parteru
przy pokorze bliskiej zeru,
świat wydaje się udręką,
pasmem bólu, oraz męką,
bo gdy wstanę drugą nogą
i pobiegnę inną drogą,
wtedy szansa jest od losu
by posłuchać prawdy głosu.