Na glinianych nogach - ebook
Na glinianych nogach - ebook
Książka otrzymała tytuł ASA EMPiKu 2004.
Kryminalna zagadka w świecie Dysku.
Kto morduje nieszkodliwych staruszków? Kto próbuje otruć Patrycjusza? Kiedy jesienne mgły spowijają Ankh-Morpork, Straż Miejska musi schwytać mordercę, którego nie może zobaczyć. Może golemy coś wiedzą - ale poważni ludzie z gliny, którzy pracują całe dnie i noce, i nigdy nikomu nie wadzą, nagle zaczęli popełniać samobójstwa. Zresztą straż ma także własne problemy. Pewien wilkołak cierpi na syndrom napięcia przedpełniowego.
Kapral Nobbs zaczyna bywać wśród jaśniepaństwa, a u nowego rekruta-krasnoluda można dostrzec pewne bardzo dziwne cechy - zwłaszcza kolczyki i cienie do oczu. Komu można zaufać, kiedy motłoch krąży po ulicach, spiskowcy kryją się w mroku, a wszystkie ślady wskazują niewłaściwy kierunek?
W nocnych ciemnościach komendant straży, sir Samuel Vimes, przekonuje się, że gdzieś tam, być może, wcale nie ma prawdy. Prawda może być wśród słów w jego głowie.
"Na glinianych nogach" jest 21. wydaną w Polsce powieścią z cyklu o Świecie Dysku. Świecie zaludnionym przez ludzi, krasnoludy, trolle, wilkołaki, nieumarłych, magów i czarownice.
"Na glinianych nogach" jest kryminałem. Nie brakuje w nim ani tajemniczych zbrodni, ani fałszywych tropów, ani zaskakujących zwrotów akcji. Jak w każdej powieści ze Świata Dysku pełno jest odniesień do znanej nam współczesności - czasem zabawnych, czasem dających do myślenia.
"Na glinianych nogach" ucieszy i usatysfakcjonuje fanów Pratchetta. Dla tych, którzy jeszcze nie znają jego powieści, to dobra książka na początek. Jeśli im się spodoba - wpadli. Będą musieli przeczytać pozostałych 20.
Maja Staniszewska, "Metro"
Terry Pratchett - Urodził się 28 kwietnia 1948 roku w Beaconsfield, zmarł 12 marca 2015. Jako autor opowiadań zadebiutował w wieku 13 lat. Już wtedy było oczywiste, że czeka go świetlana przyszłość. W 1965 roku zaczął pracować jako dziennikarz. W 1971 roku wydana została jego pierwsza powieść "The Carpet People", a potem kolejne "The Dark Side of the Sun" (1976) i "Strata" (1981). W 1980 roku został rzecznikiem prasowym Centralnego Zarządu Elektroenergetyki. W 1983 roku wydana została jego pierwsza powieść z cyklu Świat Dysku - "Kolor magii". Po ukazaniu się w 1986 roku książek "Blask fantastyczny" i "Mort" Terry Pratchett zdecydował się poświęcić wyłącznie pisaniu. Od tego czasu zarówno ilość wydanych i sprzedawanych książek, jak i popularność pisarza systematycznie wzrasta. Pratchett był także autorem kilku książek dla młodych czytelników. W 1998 roku został uhonorowany przez królową brytyjską Orderem Imperium Brytyjskiego za zasługi dla literatury.
Kategoria: | Science Fiction |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8234-771-5 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
KOLOR MAGII
BLASK FANTASTYCZNY
RÓWNOUMAGICZNIENIE
MORT
CZARODZICIELSTWO
ERYK
TRZY WIEDŹMY
PIRAMIDY
STRAŻ! STRAŻ!
RUCHOME OBRAZKI
NAUKA ŚWIATA DYSKU I, II, III
KOSIARZ
WYPRAWA CZAROWNIC
POMNIEJSZE BÓSTWA
PANOWIE I DAMY
ZBROJNI
MUZYKA DUSZY
CIEKAWE CZASY
MASKARADA
OSTATNI BOHATER
ZADZIWIAJĄCY MAURYCY I JEGO EDUKOWANE GRYZONIE
NA GLINIANYCH NOGACH
WIEDŹMIKOŁAJ
WOLNI CIUTLUDZIE
BOGOWIE, HONOR,
ANKH-MORPORK
OSTATNI KONTYNENT
CARPE JUGULUM
PIĄTY ELEFANT
PRAWDA
ZŁODZIEJ CZASU
ZIMISTRZ
STRAŻ NOCNA
POTWORNY REGIMENT
PIEKŁO POCZTOWE
ŁUPS!
ŚWIAT FINANSJERY
HUMOR I MĄDROŚĆ ŚWIATA DYSKU
NIEWIDOCZNI AKADEMICY
W PÓŁNOC SIĘ ODZIEJĘ
NIUCH*1*
Była ciepła, wiosenna noc, kiedy jakaś pięść huknęła o drzwi tak mocno, że wygięły się zawiasy.
Mężczyzna otworzył i wyjrzał na ulicę. Znad rzeki unosiła się mgła, a noc była chmurna. Równie dobrze mógłby starać się zobaczyć coś przez biały aksamit.
Ale potem miał wrażenie, że dostrzega jakieś kształty tuż poza granicą wylewającego się na ulicę światła. Wiele kształtów, obserwujących go uważnie. Zdawało mu się, że była tam nawet sugestia bardzo słabych świetlnych punkcików...
Nie mógł się jednak mylić co do kształtu wyrastającego tuż przed nim. Był wielki, ciemnoczerwony i przypominał ulepioną przez dziecko figurkę człowieka z gliny. Oczy miał jak dwie jarzące się głownie.
– Tak? Czego tu szukasz o tej porze?
Golem wręczył mu tabliczkę, na której było napisane:
SŁYSZELIŚMY, ŻE POTRZEBUJESZ GOLEMA.
Oczywiście, golemy przecież nie mówią, prawda?
– Ha! Potrzebuję, tak. Ale żeby mnie było stać, to już nie bardzo. Rozglądałem się trochę, ale zabójcze ceny ostatnio za was biorą...
Golem starł litery z tabliczki i napisał:
JAK DLA CIEBIE, STO DOLARÓW.
– Jesteś na sprzedaż?
NIE.
Golem odsunął się ciężko. W krąg światła wkroczył inny.
To także był golem – mężczyzna nie miał wątpliwości. Ale nie przypominał tych niezgrabnych brył gliny, jakie czasem widywał. Lśnił jak świeżo wypolerowany posąg, wyrzeźbiony perfekcyjnie, aż po szczegóły odzieży. Podobny był trochę do któregoś z królów miasta ze starego portretu, z wyniosłą postawą i władczą fryzurą. Miał nawet wąską koronę uformowaną na głowie.
– Sto dolarów? – zapytał podejrzliwie mężczyzna. – A co z nim jest nie w porządku? Kto go sprzedaje?
WSZYSTKO JEST W PORZĄDKU. DOSKONAŁY W KAŻDYM SZCZEGÓLE. DZIEWIĘĆDZIESIĄT DOLARÓW.
– Wygląda na to, że ktoś chce się go szybko pozbyć...
GOLEM MUSI PRACOWAĆ. GOLEM MUSI MIEĆ WŁAŚCICIELA.
– No tak, zgadza się. Ale słyszy się różne historie... Jak popadają w szaleństwo, pracują za dużo i takie tam.
NIE JEST SZALONY. OSIEMDZIESIĄT DOLARÓW.
– Wygląda... na nowego. – Mężczyzna stuknął w błyszczącą pierś. – Ale nikt przecież nie robi już golemów i właśnie przez to cena przekracza możliwości rodzinnej firmy... – Przerwał nagle. – Czyżby ktoś znowu je produkował?
OSIEMDZIESIĄT DOLARÓW.
– Słyszałem, że kapłani już wiele lat temu zakazali produkcji golemów. Można się wpakować w bardzo poważne kłopoty.
SIEDEMDZIESIĄT DOLARÓW.
– Kto go zrobił?
SZEŚĆDZIESIĄT DOLARÓW.
– Czy sprzedaje je Albertsonowi? Albo Spadgerowi i Williamsowi? I tak ciężko jest z nimi konkurować, mają pieniądze, żeby zainwestować w nową wytwórnię...
PIĘĆDZIESIĄT DOLARÓW.
Mężczyzna obszedł golema dookoła.
– I człowiek potem widzi, jak jego firma się sypie z powodu nieuczciwego zaniżania cen, chciałem powiedzieć...
CZTERDZIEŚCI DOLARÓW.
– Religia owszem, świetna sprawa, ale co prorocy mogą wiedzieć o profitach? Hm... – Spojrzał na skrytego w cieniu bezkształtnego golema. – Zdaje się, że napisałeś właśnie „trzydzieści dolarów”?
TAK.
– Zawsze lubiłem hurtowe zakupy. Zaczekaj chwilę. – Zniknął w głębi domu i po chwili wrócił z garścią monet. – Będziecie je sprzedawać tamtym draniom?
NIE.
– Doskonale. Powiedz swojemu szefowi, że robienie z nim interesów to prawdziwa przyjemność. No, wchodź do środka, słoneczko.
Biały golem wszedł do fabryki. Mężczyzna rozejrzał się nerwowo i podreptał za nim. Zamknął drzwi.
Głębsze cienie poruszyły się w mroku. Zabrzmiał cichy syk. Po chwili, kołysząc się lekko na boki, wielkie i ciężkie kształty odeszły.
Niedługo potem, za rogiem, jakiś żebrak z nadzieją wyciągnął rękę po jałmużnę i ze zdumieniem odkrył, że nagle stał się bogatszy o całe trzydzieści dolarów1.
Świat Dysku obracał się na tle migoczącego tła kosmicznej przestrzeni; wirował delikatnie na grzbietach czterech ogromnych słoni stojących na skorupie Wielkiego A’Tuina, gwiezdnego żółwia. Kontynenty dryfowały powoli, okryte układami pogodowymi, które same kręciły się powoli przeciwko nurtowi, jak tańczący walca, którzy wirują w kierunku przeciwnym do kierunku tańca. Miliardy ton geografii przetaczały się po niebie.
Ludzie patrzą z góry na takie rzeczy jak geografia czy meteorologia nie tylko dlatego, że stoją na jednej i są moczeni przez drugą. Obie nie wyglądają na prawdziwe nauki2. Ale geografia to tylko fizyka, spowolniona i z kilkoma wetkniętymi w nią drzewami, a meteorologia pełna jest oszałamiająco modnego chaosu i złożoności. Natomiast lato nie jest tylko czasem. Jest również miejscem. Lato jest ruchliwą istotą, która na zimę lubi przenosić się na południe.
Nawet na świecie Dysku z jego maleńkim, orbitującym słońcem, przemykającym ponad wirującym światem, pory roku przemieszczały się z wolna. W Ankh-Morpork, największym z miast świata, lato odpychało wiosnę, a samo było szturchane w plecy przez jesień.
Geograficznie rzecz biorąc, w granicach samego miasta różnice nie były wielkie, choć późnym latem brudna piana na rzece często miała piękny szmaragdowy kolor. Wiosenne mgiełki stały się mgłami jesiennymi, które – zmieszane z oparami i dymami z dzielnicy magicznej i z warsztatów alchemików – zdawały się zyskiwać własne, duszące i gęste życie.
A czas płynął.
Jesienna mgła lgnęła do czarnych o północy szyb.
Strużka krwi ciekła po stronicach rozerwanego na połowy tomu esejów religijnych.
Nie trzeba było tego robić, pomyślał ojciec Tubelcek.
Kolejna myśl sugerowała, że i jego nie trzeba było uderzać. Ale ojciec Tubelcek nigdy nie przejmował się zbytnio takimi sprawami. W końcu człowiek może wyzdrowieć, książka nie. Wyciągnął drżącą dłoń, próbując zebrać kartki, ale znów opadł nieruchomo.
Pokój wirował wokół niego.
Otworzyły się drzwi i zabrzmiały kroki ciężkich stóp na podłodze. A przynajmniej kroki jednej ciężkiej stopy i szuranie.
Krok. Szur. Krok. Szur.
Ojciec Tubelcek z wysiłkiem skupił wzrok.
– Ty? – wychrypiał.
Przytaknięcie.
– Zbierz... te... książki.
Stary kapłan przyglądał się, jak tomy zostały zebrane i ułożone w stosy – palcami całkiem nieodpowiednimi do tego zadania.
Przybysz znalazł wśród rozrzuconych rzeczy gęsie pióro, starannie napisał coś na skrawku papieru, potem zwinął go i delikatnie umieścił między wargami ojca Tubelceka.
Umierający kapłan spróbował się uśmiechnąć.
– My tak nie działamy – wymamrotał; niewielki zwitek kołysał się niczym ostatni papieros. – My... tworzymy... własne... s...
Pochylona postać przyglądała mu się jeszcze chwilę, a potem bardzo ostrożnie pochyliła się wolno i zamknęła mu oczy.
1 Wskutek czego upił się do nieprzytomności i został porwany na pokład kupieckiego statku. Popłynął w dalekie strony, gdzie spotkał wiele młodych dam, nienoszących zbyt wiele odzieży. W końcu zmarł w rezultacie nadepnięcia na tygrysa. Jak widać, skutki dobrego uczynku sięgają bardzo daleko.
2 To znaczy, powiedzmy, na takie, z których korzystając, można dodać czemuś trzy dodatkowe nogi, a potem całkiem to coś rozsadzić.