Na karuzeli spojrzeń - ebook
Na karuzeli spojrzeń - ebook
One dwie. On jeden.
Natasza to typowa pani domu, w dodatku domu dość luksusowego, na który pracuje głównie jej mąż, Marek. Ma córkę Kamilę i mnóstwo zawiedzionych nadziei oraz niezrealizowanych marzeń. Z drugiej strony Monika – przebojowa prawniczka, niezależna kobieta sukcesu, uznająca jedynie przelotne romanse.
Kiedy obie kobiety się zaprzyjaźniają, żadna z nich nie wie, że łączy je coś, co istniało na długo przed tym, nim spotkały się po raz pierwszy.
Czy ich przyjaźń wytrzyma próbę, jaką zgotował im los? I czy Natasza wyjdzie z tego silniejsza, bardziej świadoma siebie i swoich potrzeb?
Ewelina Miśkiewicz stworzyła niebanalną, zaskakującą i intrygującą historię, która wciąga już od pierwszych stron. Na karuzeli spojrzeń to opowieść o kobiecej sile, nowych początkach, tajemnicach, niedomówieniach i miłości. Dwie kobiety, jeden mężczyzna i przyjaźń wystawiona na próbę. Serdecznie polecam.
Kamila Łodyga, Życie książkami pisane
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67295-22-2 |
Rozmiar pliku: | 761 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Wyobraź sobie, że ktoś zabrania ci założyć spodnie, kiedy masz na to ochotę. – Podniosła wzrok i spojrzała na wypełnioną po brzegi salę, po której rozniósł się szmer przyciszonych głosów, a delikatne, z początku nieme, uśmiechy kobiet przeobraziły się w kpiące parsknięcia. – Pomyśl, że żyjesz w świecie, w którym wybór ubioru nie leży w twojej gestii, bo wybiera za ciebie ojciec, brat lub mąż, i to czy założysz spodnie, czy spódnicę, zależy od jego kaprysu i upodobania. Powiedz, nie czujesz buntu?
Zawsze było tak samo. Zaczynała od tych słów, a one wywoływały przede wszystkim uśmiechy; kobiety śmiały się, jakby w ten sposób chciały dać jej do zrozumienia, że mówi o rzeczach, które ich nie dotyczą, bo przecież im nikt nie zabrania, ubierać się jak chcą. Na dowód jakby bardziej się prostowały, wyciągały do przodu szyje i składały dłonie na udach obleczonych w mniej lub bardziej obcisłe spodnie. Owszem, na sali były zwykle również kobiety w sukienkach i spódnicach, ale one też się uśmiechały, pokazując, że taki strój jest tylko i wyłącznie ich wyborem.
– Wyobraź sobie, że nie tylko to, co na siebie założysz, zależy od czyjegoś kaprysu. Może chcesz wyjść z domu i spotkać się z przyjaciółką lub przyjacielem, a ktoś ci tego zabrania. Nie czujesz buntu?
No tak, jak to ma przemówić do tych kobiet, skoro tak tłumnie się tu zjawiły, przecież nikt nie zabronił im się tu pojawić. Ich mężowie, ojcowie, bracia nigdy im tego nie zabronią, niechby tylko spróbowali!
– Ktoś zabrania ci wyjść z domu, bo nie należysz do siebie, twoje ciało, cała ty jesteś czyjąś własnością – kontynuowała, nie zważając na wciąż liczne uśmiechy na twarzach kobiet. – A to oznacza, że może decydować o wszystkim. O tym jak jesteś ubrana, z kim się spotykasz, kogo możesz poślubić, bo przecież innej drogi nie masz, musisz wyjść za mąż i to najlepiej, jeśli przyszły mąż jest wybrany przez osobę, do której należysz. A gdy na świat przychodzą twoje dzieci, również nie należą do ciebie, ale ma je w posiadaniu mężczyzna, od którego jesteś zależna. Chcesz się uczyć, nie możesz, chcesz studiować, nie możesz. Nie czujesz buntu?
Znów popatrzyła na te kobiety: ubrane jak chcą, mające mężów lub nie, wychowujące dzieci wspólnie z małżonkiem lub same, niektóre pewnie skończyły studia, których nikt im nie zabraniał i nie narzucał.
– Wyobraź sobie, że żyjesz w świecie, w którym nie masz prawa głosu, wybory na prezydenta, premiera, na jakiekolwiek stanowisko związane ze sprawowaniem władzy, odbywają się bez twojego uczestnictwa, nie możesz również w nich startować. Pomyśl, że jest to efekt perspektywy, w której ty, jako kobieta, postrzegana jesteś jako człowiek gorszego rodzaju, ba, niektórzy sądzą, że w ogóle nie jesteś człowiekiem. Prawa stanowione są bez twojego udziału, światem rządzą mężczyźni i nie wierz w to, co mówią o tym, że mężczyznami rządzą kobiety. Dopóki nie masz równych praw, nie uczestniczysz w rządzeniu. Wyobraź sobie ten świat i powiedz, czy nie czujesz buntu?
W tym momencie kobiety zazwyczaj zaczynają nerwowo poruszać się na swoich krzesłach, niektóre poprawiają włosy, inne przyglądają się swoim paznokciom, a ich twarze trochę się zmieniają. Aby nie dać opaść temu naturalnemu poruszeniu ona kontynuuje, nie zważając, że sama w tym momencie jakby zapada się w sobie, spuszcza wzrok i dużo wysiłku musi włożyć w to, by nie ściszać głosu. Bez względu na to, jak długo nad tym pracowała, jak długo uczyła się głośnego i stanowczego mówienia, zdarzają się jej momenty, gdy chęć bycia niewidzialną bierze górę. W końcu tego ją przez całe życie uczono: jak być przede wszystkim niedostrzegalną, jak potrzeby innych stawiać nad własnymi, jak tłumić wewnętrzny głos i mówić głosem innych, jak być przede wszystkim spolegliwą. Ktoś nawet mógłby powiedzieć, że po tym, co osiągnęła, nie powinna już mieć problemów z pewnością siebie, ale ta niepewność wciąż gdzieś w środku niej jest. I pewnie zostanie na zawsze. To, co może zrobić, to tylko nauczyć się ją lepiej maskować.
– Wyobraź sobie, że istnieje świat, gdzie przemoc nie jest określona przez samą siebie, ale potrzebuje powodu, świat, gdzie źródła przemocy nie szuka się w sprawcy, lecz w ofierze, gdzie nie pyta się, dlaczego to zrobiłeś, ale przygląda się ofierze i w niej doszukuje powodu agresji sprawcy. Ktoś patrzy na ciebie i ocenia twój strój, wygląd, to, jak się zachowujesz i czy przypadkiem nie ma w tym prowokacji. Wyobrażasz to sobie i nie czujesz buntu?
Po tych słowach kobiety reagują różnie, niektóre już odważnie podnoszą zbuntowane twarze, kiedyś jedna nawet wstała i głośno krzyknęła, że czuje bunt i złość jak cholera. Ale są też kobiety, które na te słowa kulą się zawstydzone. Tym zawsze przypatruje się uważniej, a potem próbuje rozmawiać. Uświadamia, że to nie one powinny się wstydzić. I choć wciąż jest wiele takich kobiet, cieszy się z każdej, której pomogła pozbyć się wstydu, na tyle, aby ta podjęła próbę szukania dalszej pomocy.
– Wyobraź sobie, że nie możesz decydować o niczym, nawet o swoim ciele. Nie posiadasz własnych pieniędzy, nie możesz dokonywać wyborów, możesz jedynie poruszać się w kategorycznie nakreślonych granicach, narzuconych przez kogoś, kto uznał, że ma do tego większe prawo niż ty. Przez kogoś, kto stawia się wyżej niż ty, przez kogoś, kto uzurpuje sobie prawo do wszystkiego, nawet do tego, jak myślisz, do sposobu, w jaki wyrażasz potrzeby, jak się zachowujesz, jak kochasz, co mówisz…
W tym momencie już widzi ten bunt, o który zawsze jej chodzi, gdy wygłasza te wszystkie słowa mające trafić do wyobraźni zgromadzonych kobiet. Ten bunt ją unosi i dodaje pewności siebie, już nie patrzy spuszczonym wzrokiem, czuje, że od tej chwili może przemawiać przed tymi kobietami śmiało, że głos, którego chciałaby więcej nie tłumić, ma moc, a ona już nie chce więcej być niewidzialna, chce błyszczeć i swoim blaskiem obdarzać inne kobiety. Gniew, bunt i złość mają wielką moc.Rozdział 1
Punkt zwrotny w życiu Nataszy nastąpił wtedy, gdy córka zwróciła jej uwagę, że nie wygląda dość elegancko. Właściwie nie chodziło nawet o elegancję, Kamili nie spodobało się to, jak Natasza ubrała się na coroczny Jarmark Jagielloński, że zamiast zwiewnej sukienki, założyła przylegające do ciała legginsy, a twarzy nie pokryła nawet delikatnym, prawie niewidocznym makijażem, tylko pozwoliła sobie jedynie na krem, który nijak nie potrafił zamaskować lekkiego połysku na czole, będącego wynikiem wyjątkowego tego dnia upału. Kamila wyrzucała matce, że nie ubrała się stosownie do sytuacji, tak jak zrobiła to mama Wioletty, jej przyjaciółki. Pech chciał, że akurat wszystkie cztery wpadły na siebie na tym nieszczęsnym jarmarku i musiały zamienić, choćby z grzeczności, kilka słów.
Matka przyjaciółki Kamili miała na sobie tę cholerną zwiewną sukienkę, delikatny makijaż, okulary przeciwsłoneczne, które od niechcenia to zakładała na nos, to ściągała, w zależności od kąta padania promieni słonecznych, i wyglądała tak, jakby żar lejący się z nieba nie robił na niej żadnego wrażenia. Natasza jednak dostrzegała te grymasy poirytowania, jakie na ułamek sekundy pojawiały się na twarzy kobiety, kiedy stawiała kolejne kroki w szpilkach po kostce brukowej, którą wyłożony był rynek. Natasza już dawno odkryła, że pagórkowaty teren centrum miasta nie sprzyja spacerom w niewygodnym obuwiu, jednak jej córki zdawało się to nie obchodzić, jakby nie najważniejsza była wygoda, lecz wygląd.
Po powrocie do domu Kamila bez słowa pobiegła po schodach do swojego pokoju, a Natasza weszła jak zwykle do kuchni, w której tym razem siedziała jej siostra i popijała zmrożoną kawę.
– Co jej jest? – Dwa lata starsza Marta podążyła wzrokiem za Kamilą, która już zdążyła zniknąć na piętrze.
– Nic. Wiesz jak to jest z nastolatkami. – Natasza zbyła uwagę siostry machnięciem ręki.
Marta skinęła głową na znak, że tak, oczywiście doskonale zdaje sobie sprawę jak to jest z dorastającymi dziewczynami, mimo że sama nie miała nawet brzdąca w wieku przedszkolnym, ale przecież wszyscy uważają, że każda kobieta powinna to wiedzieć.
– Kto cię wpuścił? – spytała Natasza lekko zdziwiona obecnością siostry. Przecież Marek wyszedł dziś wcześnie rano. Zwykle ich dom był otwarty dla wszystkich, często gościła zarówno siostrę, matkę, jak i przyjaciółkę. Niejednokrotnie zdarzało się, że wracała na przykład z zakupów, a w domu ktoś już się krzątał. Tylko że wówczas był Marek, a dziś przecież wyjechał w delegację, o której wcześniej tyle razy jej wspominał, że nawet osoba mająca problemy z pamięcią by o tym pamiętała.
– No przecież Marek jest w domu. – Marta odstawiła pustą szklankę. – Nawet mi zrobił mrożone latte. Swoją drogą fajnie, że w końcu wymieniliście ten stary ekspres.
Wymienili, ale ile Natasza musiała się przy tym nagadać! Marek uważał, że stary wciąż się sprawdza, chociaż już nawet młynek do ziaren w nim nie działał i można było zapomnieć o świeżo mielonej kawie o poranku.
– Dziwne, miało go nie być. – Natasza roztarła dłonią skroń, jakby chciała sobie przypomnieć jakiś szczegół, który świadczyłby o tym, że ta delegacja nie była potwierdzona na sto procent. Oraz zniwelować lekki ból głowy, jaki pojawił się po sprzeczce z córką. Ani na jedno, ani na drugie to nie pomogło.
– Ale jest. Teraz chyba siedzi w tym swoim gabinecie. Słuchaj, ale ja nie o tym. Mam do ciebie prośbę. – Dłonie Marty znów powędrowały w kierunku opróżnionej szklanki. Zaczęła ją nieznacznie obracać.
– Już się boję.
– To nic takiego.
– W takim razie mów – ponagliła siostrę Natasza.
– W ogóle nie potrafię urządzić swojego salonu. Kuchnia i łazienka zostają tak, jak jest, jako tako ogarnęłam pokój gościnny, korytarz może być, sypialnię urządziłam, ale ten salon mnie przerasta. Pomożesz?
Natasza się tego spodziewała, wiedziała, że jak jej siostra kupi wreszcie swoje mieszkanie w bloku, to prędzej czy później poprosi ją o pomoc. I tego się obawiała.
– Nie wiem, czy znajdę teraz czas – spróbowała się wykręcić.
– Przecież nic nie robisz.
No tak, jeśli nie pracujesz, to wszyscy uważają, że nic nie robisz, a dom się sam prowadzi. Ciekawe na przykład czy Marek wie, że już po pierwszym deszczu na świeżo umytej szybie okiennej pojawiają się smugi? Albo czy ma świadomość, że zupełnie inaczej wygląda podłoga odkurzona i przetarta mokrym mopem niż tylko przeciągnięta odkurzaczem? Natasza czasami miała wrażenie, że tylko ona dostrzega takie niuanse i tylko ona naprawdę czuje, kiedy dom jest rzeczywiście czysty. Dla innych nie miało to znaczenia.
– Naprawdę… – Natasza nie zamierzała od razu się zgodzić.
– Oj, Natasza, w końcu studiowałaś tę architekturę wnętrz.
– Ale nie skończyłam.
– Tyle wystarczy, aby urządzić mi jakoś ten salon.
Natasza zabrała pustą szklankę ze stołu i po opłukaniu włożyła ją do zmywarki. Zawsze tak robiła, płukała wszystko, zanim znalazło się w zmywarce, nawet wtedy, gdy tego nie potrzebowało. Teraz jednocześnie grała na czas, zastanawiając się, co jeszcze może powiedzieć, aby wymigać się od pomocy siostrze. Nie chodziło o samą pomoc, nawet ostatecznie o brak czasu. Po prostu nie lubiła wracać do tego, co wiązało ją z poprzednim życiem.
– Zgodzisz się wreszcie? – nalegała Marta.
– No dobrze – odparła ostatecznie Natasza. W końcu to nie jakiś wielki projekt, tylko salon Marty, uwinie się z tym szybko. Poza tym, mimo że nie lubiła robić tego, co kiedyś miało być jej zawodowym zajęciem, to zawsze chętnie udzielała pomocy. Miała w sobie naturalny altruizm. Jedni mają skłonności do spędzania samotnych wieczorów nad książką, a ona miała właśnie tę cechę, która sprawia, że o ludziach ją posiadających zwykło się mawiać, iż są altruistami.
– Wiedziałam, że na tobie, siostra, zawsze mogę polegać. – Marta wstała i serdecznie uściskała Nataszę. – Uciekam w takim razie i zadzwonię. Umówimy się i wpadniesz do mnie. Jeszcze raz wszystko sobie obejrzysz, przemyślisz i pięknie zaprojektujesz.
– Zostań, chętnie napiłabym się kawy w towarzystwie.
Marta wyjęła telefon i spojrzała na zegarek.
– Pora karmienia. Naprawdę muszę lecieć.
– W takim razie leć i pozdrów kota. Już nie ma tych problemów z trawieniem?
– Odkąd zmieniłam karmę, to nie. Pa, kochana. Do zobaczenia.
Marta wyszła, a Natasza usiadła z filiżanką kawy przy wyspie kuchennej i spojrzała na okazały trawnik tuż za tarasem. Z lewej strony, tak jak sobie wymarzyła, rosły drzewa liściaste, mały prywatny park z lipą i kilkoma iglakami. Trawnik zaś kończył się szpalerem wysokich tui odgradzających go od ulicy i oczu wścibskich gapiów. W rogu stał murowany grill, a prawie na środku widniał ogromny basen, który zamarzył się jej rok temu. W tym roku spełniła swoje marzenie.
Co dokładnie powiedziała Kamila? Prawdziwa kobieta się maluje i wygląda kobieco. Dotąd Nataszy wydawało się, że jest wystarczająco kobieca, przecież dba o dom, jest w nim czysto jak w hotelu z największą liczbą gwiazdek, pachnie, niczego nie brakuje. Natasza wie, jakie kostki do zmywarki są najlepsze, gdzie kupować chemię, aby nie przepłacać, jak wybierać żywność, by była nie tylko smaczna, ale i zdrowa. To naturalne, że ani papier toaletowy, ani mydło czy żel pod prysznic, który każdy z domowników ma swój, nie biorą się znikąd. O wszystko dba Natasza. Jednak wszystkim się wydaje, że te rzeczy tu po prostu są. A inne, jak okruchy po chlebie na stole, czy brudne naczynia, po prostu same znikają.
Słowa córki sprawiły, że Natasza zaczęła mieć wątpliwości. W oczach Kamili była mało kobieca. Owszem, od czasu do czasu zakładała sukienki, ale głównie ceniła jednak wygodę i niezbyt absorbowały ją stroje. Na jarmark poszła przede wszystkim po to, aby kupić jakieś rękodzieło, które mogłaby postawić na półce obok telewizora, bo uznała, że jest tam zbyt pusta przestrzeń. Wcisnęła się w legginsy i ubrała w T-shirt, tak było najwygodniej kręcić się między straganami. I nie oszukujmy się, po bruku sandomierskiego rynku lepiej poruszać się w obuwiu sportowym niż na obcasach.
Punkt zwrotny w życiu Nataszy jednak nastąpił i oznaczał, że choćby nie wiem jak cholernie się starała, to zawsze znajdzie się coś, czemu nie potrafi sprostać.
– Jest sok pomarańczowy? – Z zamyślenia wytrąciło ją pytanie córki. W dodatku ton zbił ją z tropu. Kamila jakby zapomniała, co powiedziała matce na jarmarku i teraz czekała na jej szybką odpowiedź.
– Tak. Jak zawsze w lodówce – odpowiedziała Natasza i dopiła kawę. Kamila nalała soku do szklanki i zamierzała wrócić na górę.
– Kami, co cię dziś ugryzło?
– Oj nic, nieważne.
– Przecież wyraźnie było widać, że jesteś ze mnie niezadowolona.
– Dobra, mamuś, zapomnij o tym.
Natasza była zdezorientowana.
– No raczej tego się nie da zapomnieć…
– Czego się nie da zapomnieć? – Do rozmowy wtrącił się Marek, który właśnie opuścił gabinet i zaczął rozglądać się za szklanką. Natasza go uprzedziła, wyjęła czystą literatkę ze zmywarki, nalała soku i podała mężowi.
– Kami dziś stwierdziła, że prawdziwa kobieta musi mieć makijaż i sukienkę.
– Nie o to mi chodziło. – Kamila pokręciła głową, lekko wzdychając.
Ten gest przypomniał Nataszy ją samą, gdy z kolei jej mama przed laty nie łapała, o co Nataszy chodzi. Przed laty? Nawet teraz zdarzały się im podobne sytuacje.
– Ale taki był sens. Co ty na to? – powiedziała, pytanie kierując już tylko do męża.
Marek uniósł kąciki ust w delikatnym uśmiechu.
– Lubię makijaże i sukienki.
– To może pożyczę ci kilka swoich, a Kami zrobi ci makijaż.
Marek parsknął śmiechem, prawie opluwając się sokiem pomarańczowym.
– Lubię też poczucie humoru – powiedział. Zbliżył się do Nataszy i założył jej za ucho kosmyk włosów, który wcześniej niesfornie opadł jej na czoło i policzek. Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że Natasza wcale nie żartowała, właściwie dlaczego to od niej wymaga się tych nieszczęsnych sukienek i makijażu? Kto i kiedy ustalił, że to są wyznaczniki kobiecości? Jej jest dobrze tak, jak jest, czyli gdy czuje po prostu wygodę, a strój nie krępuje ruchów. Czy Kamila powiedziałaby do Marka, że prawdziwy mężczyzna zawsze nosi garnitur i mokasyny, gdyby wybrał się z nią na jarmark w T-shircie i adidasach?
– Uciekam do siebie. Fajnie, tato, że zostałeś w domu – rzuciła Kamila i już jej nie było.
– No właśnie, co z tą delegacją, o której wcześniej tyle mówiłeś? Tak nagle została odwołana?
– A, daj spokój. – W ruchach Marka było widać rozdrażnienie. – Planowałem to tyle czasu.
– Może da się to jakoś przełożyć?
– Nie sądzę. Inne terminy się pokrywają, choćby nasze wakacje.
– Jeśli to takie ważne…
– Nie myśl o tym, po prostu nie wyszło, okej?
– Skoro nie chcesz o tym rozmawiać.
– To w ogóle sprawy firmy. Nie powinno cię to aż tak bardzo interesować.
– W takim razie wyskoczmy gdzieś razem. Wykorzystajmy jakoś ten czas.
– Wykorzystam go, pracując w gabinecie. Może spotkaj się z Martą, co?
– Była tu dziś.
– A tak, sam ją wpuściłem. Widzisz, jaki byłem rozdrażniony.
Marek odstawił szklankę i znikł w gabinecie. Natasza uświadomiła sobie, jak wiele ma czasu dla siebie i zauważyła, że są sytuacje, gdy kompletnie nie wie, co z tym czasem zrobić.Rozdział 2
Zupełnie inny stosunek do czasu miała mieszkająca niemal w ścisłym centrum miasta Monika, która z rumieńcami na twarzy szykowała się do następnego wyzwania w swoim życiu. Taka właśnie była, gdy chodziło o kolejne szczeble kariery, pięła się po nich, choćby nie wiem co, poświęcała wszystko, życie osobiste, czasami nawet poczucie bezpieczeństwa. Ale z drugiej strony czy miała jakieś życie osobiste? Nie miała męża, dzieci, mieszkała sama, a grono jej znajomych stanowili tak jak ona, prawnicy, którzy dbali jedynie o swoje kariery. Owszem, było jeszcze coś, o co Monika dbała z równą pieczołowitością, jak o pracę zawodową; wiedziała, że oprócz kompetencji liczy się także wizerunek, zwłaszcza gdy miała do czynienia z mężczyznami. Jakże różne wobec niej mieli oczekiwania. Do pracy zawsze zakładała damskie garnitury, pod którymi nosiła białe koszulowe bluzki, unikała biżuterii, a włosy wiązała w gładki kok, który idealnie komponował się z rogowymi okularami. Tylko te nieszczęsne szpilki… Kiedy wieczorem je zdejmowała, potwornie bolały ją stopy, ale jedynie w nich mogła wkraczać w prawniczy męski świat bez cienia podejrzeń, że brakuje jej kwalifikacji. Strój z pozoru był bezpłciowy, mówiący o profesjonalizmie jego właścicielki. Zdarzały się jednak sytuacje, że mimo to niektórzy koledzy z pracy kierowali pod jej adresem dwuznaczne komentarze. Gdy reagowała na nie złością, zarzucali jej brak dystansu i poczucia humoru.
Strój mający dać do zrozumienia, że jest kompetentna, wręcz tak dobra jak mężczyźni (jakby tylko oni mogli być w czymś dobrzy), niejednokrotnie okazywał się ziszczeniem jakichś męskich erotycznych fantazji. Nawet mężczyzna, z którym sypiała od kilku miesięcy, lubił, kiedy czasem do łóżka zakładała okulary albo zrzucała przed nim garnitur, w którym była tego samego dnia w pracy.
Jednak Monika miała silną osobowość, zwłaszcza gdy chodziło o jej karierę. To dlatego odłożyła długo planowany wakacyjny wyjazd do Hiszpanii i postanowiła przyjąć zlecenie, jakie ostatnio powierzył jej szef. Duża firma z Warszawy zwróciła się o pomoc do ich sandomierskiej kancelarii prawnej, która cieszyła się renomą w całym kraju. To była szansa, jeśli jej się powiedzie, ona sama zyska dobrą opinię w stolicy, może nawet tam się przeprowadzi, a renomowane kancelarie staną przed nią otworem. Albo szef wreszcie dopuści ją do spółki, co też było nie lada gratką. W końcu ją docenią tak, jak na to zasługuje. Jest dobra, nawet lepsza niż koledzy, sukces jej się należy, choć sama przed sobą przyznawała, że czasem ciężej musi na niego pracować niż oni. Może dlatego, że jest w kancelarii jedyną kobietą? Tak, możesz być równie dobra jak facet, nawet lepsza, możesz zdobyć to samo stanowisko, ale odpowiedz sobie szczerze: czy droga, którą do tego doszłaś nie była przypadkiem bardziej stroma niż ta, którą podążał twój kolega po fachu?
Uruchomiła laptopa z zamiarem przejrzenia wszystkich dokumentów, zaznajomienia się ze sprawą i zaplanowania strategii, kiedy dźwięk telefonu pokrzyżował jej plany. Marek, odnotowała z lekkim zniecierpliwieniem i odrzuciła połączenie. Uznała, że wszystko sobie wyjaśnili, kiedy z samego rana pojawił się w jej mieszkaniu z walizką.
– Niegotowa? – zdziwił się, gdy otworzyła mu drzwi z jednym ręcznikiem na głowie, a drugim oplatającym jej tułów.
– Wejdź do środka, musimy pogadać. – Pociągnęła go za ramię.
Znalazł się w jej mieszkaniu i odstawił bagaż przy drzwiach.
– No co z tobą? Spóźnimy się na samolot – powiedział z wyrzutem, jednocześnie rozglądając się w poszukiwaniu jej walizki. Może Monika była już spakowana, tylko jeszcze nie zdążyła się ubrać. Po chwili namysłu odrzucił ten pomysł. Monika po prysznicu nie ubierała się od razu, musiała jeszcze wykonać makijaż, a to zajmowało sporo czasu.
Właściwie mogła do niego zadzwonić i odwołać wszystko telefonicznie, ale uznała, że lepiej będzie, kiedy porozmawiają twarzą w twarz. Marek się zapewne zezłości, ale przynajmniej ona spróbuje go jakoś udobruchać. Nie chciała kłócić się przez telefon.
– Marek, nie lecimy. To znaczy ja nie lecę, jeśli chcesz możesz wybrać się sam…
– Co?! Jak to sam?
– Nastąpiły u mnie pewne zmiany – zaczęła. Nie lubiła tego, ale w jakiś dziwny sposób Marek działał na nią tak, że czuła potrzebę tłumaczenia się i usprawiedliwiania, podczas, gdy on sam przecież nigdy tego nie robił. Gdyby to on odwoływał ich wspólny wyjazd, po prostu by powiedział, że nie może jednak lecieć i koniec. Musiałaby to zrozumieć, w końcu on ma swoje sprawy, tak zwykle mówił o rodzinie i firmie, i czasem muszą być na pierwszym miejscu. – Dostałam pewną propozycję… – dodała.
– Co może być ważniejszego niż wakacje w Hiszpanii, które tak długo planowaliśmy? – przerwał jej. Zauważyła, że dosyć często to robił. Jak koledzy z pracy. Mężczyźni chyba nie mają żadnych obiekcji, żeby komuś przerywać i jasno przedstawiać swoje zdanie, zwłaszcza kobietom.
– Moja praca. To dla mnie szansa i nie zamierzam jej przepuścić – odparła stanowczo, co go lekko zdezorientowało.
– A wiesz, jak ja się musiałem nagimnastykować, żeby to wszystko zorganizować? Od miesiąca trułem głowę żonie delegacją, że nie chcę, ale muszę, że wyjeżdżam tylko z obowiązku i że będzie potwornie nudno. – Ze zdezorientowania przeszedł do ataku, jednocześnie chcąc wzbudzić w Monice poczucie winy.
I co ona ma z nim zrobić? Przecież tak się poświęcał, trudził, wszystko dla niej. Zapewne uważał, że chyba nawet powinna mu współczuć, a potem przyciągnąć go do siebie i jak najlepiej docenić to poświęcenie. Potem oczywiście odrzucić propozycję szefa, wskoczyć w bikini i lecieć na hiszpańskie plaże.
Nie tym razem!
– Marek, naprawdę mi przykro, ale nie odrzucę szansy, jaką chce mi dać szef. Jeśli nie pojedziemy teraz, to może później się uda. Zresztą u nas teraz też są upały. Może do ciepłych krajów lepiej jechać zimą?
– Czyli plaża nad Jeziorem Tarnobrzeskim i prosecco na zatłoczonym rynku w Sandomierzu.
– Oj, nie bądź taki ironiczny. W Hiszpanii też są tłumy.
– Nie tam, gdzie chciałem cię zabrać.
– Przepraszam, wynagrodzę ci to, obiecuję.
Wyciągnął dłoń, żeby zsunąć z niej ręcznik, ale się cofnęła.
– Nie dziś. Chcę zacząć pracę od zaraz.
Odsunął się znów poirytowany i nerwowo szarpnął walizkę.
– No, nie złość się. – Uśmiechnęła się do niego, lecz odwrócił głowę.
Wyszedł bez słowa, pozostawiając Monikę, mimo wszystko, z poczuciem winy, ale jednocześnie zadowoloną, że mają tę rozmowę już za sobą, Markowi przejdzie i znów będzie jak dotychczas, pójdą na jakąś kolację, a potem wrócą do niej i wskoczą do łóżka. Typowy wieczór kochanków.
Tymczasem, gdy ponownie zamierzała zabrać się do pracy, telefon zadzwonił kolejny raz. Z lekką irytacją, ale jednak odebrała.
– Marek, ja pracuję – powiedziała, nie czekając na słowa z jego strony.
– A ja się nudzę, zamiast siedzieć teraz w samolocie do Hiszpanii.
– Naprawdę nie masz co ze sobą zrobić?
Monika nigdy nie chciała mieć dzieci, choćby dlatego, że przeszkadzałyby jej w pracy. Zawsze chciała być niezależna i swój czas poświęcać jedynie tym sprawom, które uznawała za najważniejsze dla siebie. Owszem, znała kobiety, które idealnie łączyły pracę zawodową z domem i dziećmi, ale ona by tak nie potrafiła. Poza tym podejrzewała, że to mimo wszystko tylko ładny obrazek dla kogoś patrzącego z zewnątrz, te kobiety na pewno musiały z czegoś rezygnować, nie można być ideałem pod każdym względem.
– Naprawdę. Zostawiłaś mnie samego – żalił się Marek w słuchawce.
Nie chciała mieć dzieci, dlaczego w takim razie przygruchała sobie takiego dużego dzieciaka, który właśnie przerywał jej pracę? Odpowiedź brzmiała: bo od czasu do czasu doskwierała jej samotność, a Marek wydawał się idealny. Przystojny, dobrze ubrany, świetny w łóżku. I żonaty. To ostatnie uważała za atut; miał obowiązki wobec rodziny, co sprawiało, że poza ekscytującymi spotkaniami, głównie wieczorami i nocami, miała dla siebie mnóstwo czasu, który poświęcała pracy. Nie czuła się całkowicie samotna, robiła karierę.
– I wciąż zamierzasz się z tego powodu wyzłośliwiać?
– Przepadły pieniądze za wyjazd.
– Oddam ci. Wiesz, że mnie na to stać. – Tym razem ona była złośliwa. Wiedziała, że Marka zawsze irytuje, gdy sama chce płacić za siebie w restauracji albo gdy wychodzi z propozycją podzielenia rachunku na pół. Jeśli chodzi o Hiszpanię, również nie dał się przekonać do rozłożenia kosztów po połowie.
– Wiesz, że nie o to chodzi.
– Wiem, po prostu jesteś zły, że twój wielki plan nie wypalił.
– Moni, ja zwyczajnie chciałem spędzić więcej czasu z tobą. Cieszyłem się na nasz wspólny wyjazd.
Tu ją miał! Jakby doskonale rozumiał, bardziej niż ona, jej potrzebę nie tylko zagłuszania samotności, ale także emocjonalne braki. Monika broniła się przed związkiem, a jednocześnie, jak każdy, chciała miłości i poczucia, że komuś na niej zależy. Marek zagrał na czułej strunie. I pewnie również dlatego z nim była.
– No dobrze, rozumiem. Jeszcze raz cię przepraszam – powiedziała, bo Marek jednak skutecznie wzbudził w niej poczucie winy. Czy on kiedykolwiek z jakiegoś powodu będzie czuł się wobec niej winny?
– Ja też nie chcę się kłócić.
– Obiecuję, że gdy skończę to zlecenie, wybierzemy się gdzieś razem.
– Postaram się jeszcze raz wykombinować jakąś delegację.
– Pa.
– Pa, Moni.
Monika rzuciła się w wir pracy, studiowała dokumenty przesłane przez szefa, robiła research w internecie, była w swoim żywiole, gdy pracowała, naprawdę czuła, że żyje. Pewnie nawet by nie spostrzegła przychodzącego SMS-a, gdyby nagle nie musiała spojrzeć na zegarek w telefonie; w końcu miała określony plan, zapoznanie ze sprawą planowała do wyznaczonej godziny, potem już tylko obmyślanie strategii.
To Marek ponownie jej przeszkodził. Napisał, że czeka na słodycze, jak w swoim języku nazywali pikantne fotki wysyłane do siebie nawzajem. Właściwe Monikę niezbyt kręciły roznegliżowane zdjęcia Marka, bardziej podniecały ją jego wywody na temat ekonomii, a nawet to, gdy czasem opowiadał o sprawach swojej firmy. Wydawał się taki mądry, inteligentny i to cholernie ją podniecało. Przyjmowała jednak jego zdjęcia, a nawet komentowała w taki sposób, że nie miał wątpliwości również co do własnej fizycznej atrakcyjności. Nie potrzebowała zdjęć, żeby na niego lecieć, ale nie chciała mu robić przykrości.
Znów westchnęła z irytacją. Pomyślała, że jeśli wyśle fotki, to się wreszcie dzisiaj od niej odczepi, a ona w spokoju dokończy pracę. Przewertowała foldery w telefonie. Miała sporo swoich zdjęć, ale już wszystkie mu wysłała. Marek oczekiwał wciąż nowych, jakby jej piersi z dnia na dzień jakoś szczególnie się zmieniały.
Ubrana była w zwykły T-shirt, który narzuciła na siebie po wyjściu Marka, mokrych włosów nawet nie wysuszyła suszarką, tylko związała w luźny kucyk na czubku głowy. Nie wystarczyło zrzucić koszulkę i ustawić się przed obiektywem w telefonie, Marek lubił, gdy pozowała w bieliźnie, z opuszczonym ramiączkiem, że niby tak niechcący się zsunęło, z ustami ułożonymi do pocałunku, dłonią obejmującą pierś, ale nie zasłaniającą sutka… Miał wiele życzeń, które chętnie spełniała, choć czasem nie do końca dobrze się z tym czuła. Jakby była lalką, której seksowny wygląd wystarczy, by mu zaimponować. Marek chyba nigdy nie docenił jej inteligencji i osobowości.
Podobnie jak jej praca wymagała określonego stroju, aby Monika mogła wydawać się kompetentną, tak teraz zakładała seksowną bieliznę, aby wydać się pociągającą. Czy jako kobieta naprawdę nigdy nie może być zwyczajnie sobą? Niby była niezależna, ale swój wygląd zawsze uzależniała od mężczyzn i ich potrzeb. Od innych kobiet różniła się tym, że to dostrzegała i często świadomie się na to godziła. A czasem nawet perfidnie wykorzystywała. Pewnie dlatego jej towarzystwo w większości stanowili faceci. Kobiety zwyczajnie jej nie lubiły, traktując jak zagrożenie, choć przecież ona tylko walczyła o swoje. Metodami, jakie ustanowili mężczyźni.
Zrobiła kilka zdjęć odsłoniętego dekoltu, uznając, że tym razem Marek musi się tym zadowolić. Twarz wymagała makijażu, a nie chciała tracić czasu.
Od razu zaczął zasypywać ją komplementami. Cudowności, śliczności, piękności… Każdego by zemdliło. Zwłaszcza że jego repertuar komplementów zawsze był taki sam; może nawet to słownik w telefonie podpowiadał słowa w określonym porządku. Na początku znajomości Monice się to podobało, czuła się atrakcyjna i seksowna. Potem wolała, żeby Marek zobaczył w niej nie tylko świetne ciało, ale i umysł, jednak w tej kwestii mogła jedynie liczyć, że to raczej szef należycie ją doceni, pozwalając piąć się po szczeblach kariery.
Odrzuciła telefon z wysłanymi do Marka „słodyczami”, właściwie sama wymyśliła tę nazwę, nie pamiętała dokładnie kiedy, ale być może wtedy, gdy komplementy Marka wydały się jej słodkie i mdlące jak cukiereczki, i wreszcie zajęła się pracą.
Ciąg dalszy w wersji pełnej