Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Na lodzie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
20 lutego 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Na lodzie - ebook

Uczestnictwo w olimpiadzie to cel każdego sportowca. Dla Leny, łyżwiarki figurowej, kwalifikacja na igrzyska w Pjongcznagu to efekt ciężkiej pracy i wielu wyrzeczeń. Gdy niefortunny wypadek zaprzepaszcza jej szansę na udział w Zimowych Igrzyskach Olimpijskich, dziewczyna się załamuje. Bliscy, martwiąc się o nią, zapisują łyżwiarkę na terapię do Krzyśka Łukaszewskiego, który jak nikt inny wie, co znaczy stracić wszystko, o czym się marzyło.

Czy Luki pomoże Lenie na nowo uwierzyć w siebie? A może to ona okaże się jego lekiem w walce z demonami przeszłości i ciężką chorobą.

Małgorzata Falkowska boleśnie pokazuje, jak jedna sekunda potrafi pogrzebać nasze największe marzenia. „Na lodzie” to książka pełna emocji i walki odzyskanie siebie i swojej wewnętrznej siły do życia. Polecam.
Aleksandra Rak, autorka powieści Echo

Kolejna świetna książka Gosi Falkowskiej! O marzeniach, o które warto walczyć i o uczuciu, które potrafi przenosić góry albo kruszyć lód. Autorka jest królową emocji i niespodziewanych plot twistów, co udowodniła w tej powieści. Opowiedziana w książce historia przyprawi Was o szybsze bicie serca, sprawi, że wylejecie morze łez i długo będziecie dochodzić do siebie. Kac książkowy gwarantowany!
Monika Maliszewska, @maitiri_books

Małgorzata Falkowska przeniosła swoje dziecięce marzenie na karty powieści i wiecie co? Zrobiła to w tak piękny sposób, że sama chciałabym jeździć na łyżwach tak, by mógł podziwiać mnie cały świat! A historia miłosna wplątana w tę powieść niejednokrotnie wycisnęła z moich oczu łzy. Autorka ten rok literacki otwiera w wielkim stylu!
Magdalena Szymczyk, Czytam w pociągu

„Na lodzie” to jedna z tych historii, które zostają z nami na dłużej. Małgorzata Falkowska mówi o straconych i odzyskanych marzeniach, o tym, co nas buduje i niszczy, a przede wszystkim mówi o nienawiści… która wyniszcza. Ta historia roztrzaska wasze serca na drobne kawałeczki, ale czy poskłada je z powrotem?
Justyna Leśniewicz, Książko, miłości moja

Ogień i lód: obok tego połączenia nie mogłam przejść obojętnie. Opowieść o pasji i spełnianiu marzeń, ale i o bólu oraz utracie chęci do życia.
Lena i Krzysiek nie znali się, gdy byli gwiazdami na lodzie, ona — łyżwiarka figurowa, on — hokeista, oboje w szczytowych formach. Jednak życie równie szybko daje, co zabiera, a nie na każdego czeka szczęśliwe zakończenie. Czy bohaterowie pozbierają stłuczone kawałki swojego życia? A może utraconego sensu życia nie da się odzyskać?
Przygotujcie się: gorące sceny tej historii stopią nie jeden lód.
Marta Lis, @pannafox

Historia Leny i Krzysztofa sprawiła, że moje serce pękło… Małgorzata Falkowska stworzyła niezwykle przejmującą, piękną i jednocześnie bolesną opowieść, która udowadnia, że jeden impuls, jedno niespodziewane wydarzenie jest w stanie wywołać lawinę zmian w naszym życiu. Koniecznie przeczytajcie! Serdecznie polecam!
Hanna Smarzewska, Nie oceniam po okładkach

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7995-469-8
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Podobno dzieci często zmieniają zdanie, gdy pytane są o to, co będą robić w przyszłości. Standardowo mówią o byciu lekarzem, nauczycielem, policjantem czy strażakiem. Ja od zawsze mówiłam jedno. Wiedziałam, że moja przyszłość ma tylko jedną możliwą trasę. Trudną, lodowatą, ale dla mnie najpiękniejszą.

Sunęłam po lodzie, wykonując kolejne piruety i podskoki. Widownia klaskała głośno wykrzykując przy tym moje imię. Właśnie tak miała wyglądać przyszłość i nikt ani nic nie mogło tego zmienić. Lód i ja stanowiliśmy jedność. Coś jak durne porównanie dwóch połówek pomarańczy, tylko my byliśmy sobie wierni. Bo jak to nazwać inaczej? To uczucie, kiedy wkładając łyżwy, wiesz, że zaraz będziesz latać. I choć nie masz skrzydeł, pofruniesz wysoko, a lód przyjmie twój upadek i sprawi, że nie poczujesz bólu. Pozwoli wbić czubek, by za chwilę płozy znów sunęły dalej. I tak bez przerwy. Bez końca. Na zawsze!Lena

Trenowaliśmy już szóstą godzinę, lecz obydwoje wiedzieliśmy, że warto. Zdawaliśmy sobie sprawę, że od długości i intensywności zależy nasza przyszłość, która, w tym momencie, prezentowała się perfekcyjnie. Para w życiu i na lodzie. A teraz jeszcze doszła wizja igrzysk olimpijskich, które miały rozpocząć się już za trzy tygodnie.

– Lena, proszę cię, odetchnijmy trochę. Nie czuję nóg, a jak jeszcze chwilę będę w tych łyżwach, to nie pozbędę się przeklętych pęcherzy – prosił Jacek, dla którego ponowne powtarzanie tego samego układu nie miało sensu.

Uważał, że wszystko już robimy świetnie, a kolejne treningi jedynie utwierdzają nas w tym przekonaniu. Cieszyłam się, że przynajmniej on miał w sobie sporą dawkę pewności siebie, która i mnie by się teraz przydała. Ja doskonale wiedziałam, że jest wielu, którzy są od nas lepsi. Technicznie, ale także w zgraniu, czego nie rozumiałam. Przecież jeździliśmy ze sobą już od dziesięciu lat, a od ponad trzech byliśmy parą również w życiu.

– Jeszcze raz i dam ci spokój, tylko wyrzuć mnie mocniej, żebym zrobiła poczwórnego toeloopa.

– Uzgodniliśmy, że będzie potrójny – przypomniał mi. – Wiesz, że to niebezpieczne.

– Kochanie, pamiętasz, ile nas kosztowała ta kwalifikacja? – Tym razem to ja chciałam odświeżyć jego pamięć. – Nie po to walczyliśmy, aby już na wstępie się poddać. A poczwórny toeloop uplasuje nas naprawdę wysoko.

Potrząsnął głową, nie zgadzając się z moją wizją naszego występu na najważniejszym turnieju. Igrzyska zimowe! Tak wielu o nich marzyło, a nam się naprawdę udało. I pomyśleć, że teraz tak niewiele zostało, by pokazać się z najlepszymi.

– Pod warunkiem, że wyjdzie – rzucił, trochę niedowierzając.

Pojechałam bliżej, aby zarzucić mu ręce na szyję i pocałować delikatnie.

– Wyjdzie, bo się kochamy i kochamy to cholerstwo. – Wskazałam na jego czarne łyżwy.

– No dobra, ostatni raz.

Tańczyliśmy bez muzyki, nie mogąc dojść do porozumienia, który kawałek będzie najlepszy do naszej choreografii. Tata siedział na widowni z telefonem w dłoni, aby nagrywać kolejną próbę. Wiedziałam, że oczy mogą nie ujrzeć wszystkiego, lecz kolejne odtworzenia pokażą nasze błędy, których musimy się pozbyć w ciągu najbliższych trzech tygodni. Patrzyłam ukradkiem na Jacka, który idealnie wchodził w piruety, będąc dumna, że moje życie ułożyło się właśnie w ten sposób. Lata temu, gdy tata nalegał, byśmy jeździli razem, byłam oporna, marząc bardziej o solowej karierze a nie przydziale do par sportowych, jak to miało miejsce teraz. Lecz nie żałowałam. Czułam, że każdy nasz synchron jest tak samo idealny jak nasz związek, w którym nie brakowało fajerwerków.

– Brawo, kochani! – Tata klaskał, idąc w naszą stronę. – Wieczorem obejrzymy materiał. Dla mnie teraz byliście bezbłędni.

Jacek spojrzał na mnie niepewnie, sprawdzając, czy jestem bardzo zła. Tak bardzo nalegałam na wyższy wyrzut, a on specjalnie nie dał mi szansy, bym okręciła się cztery razy. Poczwórny toeloop od zawsze był moim marzeniem, a teraz mógł dać nam szansę na wygraną. Ja byłam na niego gotowa, lecz jak widać Jacek wciąż w to nie wierzył.

– Dlaczego wieczorem? Zawsze oglądaliśmy nagrania zaraz po treningu.

– Lenka, nie powiedziałaś Jackowi o kolacji? – Tata zerknął na mnie pytająco, a ja jedynie się uśmiechnęłam.

Doskonale wiedziałam, że mój chłopak nie będzie zadowolony, kiedy powiem mu o rodzinnym spotkaniu, w którym mieli uczestniczyć także jego rodzice. Nie lubił takich szopek, a mnie w zasadzie były one obojętne. Podchodziłam do tego zadaniowo. Coś jak „zakuć, zdać, zapomnieć” na studiach, zastąpione „posiedzieć, zjeść, wyjść”.

– Teresa i Marzena chcą uczcić waszą kwalifikację – wyjaśnił tata, lecz mina Jacka wciąż była daleka od radości – a ja przez to muszę jeszcze podskoczyć do sklepu, żeby było w czym usta zamoczyć.

Odwrócił się i nie czekając na nas, ruszył w stronę wyjścia.

– Który to już raz będziemy świętować? – zadrwił Jacek, siadając na ławce, by odwiązać łyżwy.

– Potraktuj to jak ja i pomyśl, jakie mamy szczęście, że nasi rodzice się przyjaźnią.

Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów, lekko unosząc przy tym kąciki ust.

– Okej, ale obiecaj, że nie zabawimy tam długo i znajdziemy też czas dla siebie. – Złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie.

Usiadłam na jego kolanach i zbliżyłam usta do jego zimnych warg, które pod wpływem chwili stały się gorące i mogłyby stopić lód znajdujący się niedaleko nas.

– Obiecuję, że wynagrodzę ci wszystko – uniosłam dwa palce do góry na znak złożenia obietnicy – tylko musimy wybrać piosenkę.

– Nie mam nic przeciw striptizowi, skarbie. – Jego oczy aż błysnęły. – Nie od dziś wiem, że twoje zwinne ruchy mogą przyprawić nie tylko mnie, ale i innych o szybsze bicie serca.

Uśmiechnęłam się pod nosem, po raz kolejny zbliżając twarz, aby go pocałować. Nie potrafiłam opisać swojego szczęścia, gdy tak o mnie mówił, a pocałunki zdawały się być odpowiedzią na wszystko. Muskałam lekko jego rozgrzane wargi, nie mogąc doczekać się wieczoru, i nie kolację miałam w tym momencie na myśli.

– Dobra, wystarczy. – Oderwał się ode mnie. – Jeśli mam jeszcze dziś jakoś funkcjonować, to koniec tego dobrego. – Odruchowo spojrzałam na jego nabrzmiałe krocze, ciesząc się, że on czuje to co ja. – Ale dzień się jeszcze nie skończył.

– Założę nową bieliznę – kusiłam go – albo nie, w sumie po co mi ona?

– Zbereźnica. – Cmoknął mnie w policzek, unosząc jednocześnie z kolan – Moja seksowna kokietka. Usiądę naprzeciwko i będę pieścił stopą…

Zatkałam mu usta dłonią, nie chcąc słuchać więcej. Do kolacji pozostała jeszcze godzina, a ja już czułam, że płonę.

– Nie mów, lecz zrób to – zachęciłam go, idąc w stronę wyjścia.

– A łyżwy? – zawołał za mną, przypominając, że ich nie zdjęłam.

W przeciwieństwie do Jacka ja nie czułam pęcherzy. Rodzice często śmiali się, że chyba urodziłam się w łyżwach, co po części było prawdą. Przecież tato był trenerem, a mama zaczęła rodzić podczas jednego z turniejów i już chyba wtedy wiedzieli, że zostanę łyżwiarką. A może jeszcze wcześniej? Sama nie pamiętałam dnia, kiedy pierwszy raz założono łyżwy na moje małe stopy, jednak wiedziałam, że od kiedy sięgam pamięcią, to właśnie lodowisko było moim azylem. To tu czułam się bezpiecznie, wyzbywałam się wszelkich problemów.Krzysiek

– Goool!!! – krzyczeli kibice, a ja wpatrywałem się w Maćka, dumny, że mam takiego brata.

Do końca meczu pozostały już tylko dwie minuty, a on wbił decydującą bramkę. Kibice skandowali jego nazwisko. Dołączyłem do nich, chcąc, by brat mnie usłyszał, lecz on biegł za piłką, walcząc do samego końca. Tego od zawsze nas uczono. Sport nie był zabawą, to była walka, a my mieliśmy ją wygrywać.

Pomyślałem o ojcu, który pewnie siedzi dumnie w swoim fotelu i powtarza mamie, że to dzięki niemu z Maćka wyrósł najlepszy piłkarz naszego lokalnego klubu, zapominając, ile pracy i wyrzeczeń kosztowało to syna. Piłka nożna nie była sportem dla mnie, lecz i na to ojciec znalazł receptę, zapisując mnie do co rusz to nowych klubów. Wioślarstwo, szermierka, koszykówka… - łatwiej by pewnie było wymienić, co pominęliśmy w naszej drodze do celu, niż to, gdzie próbowałem „zaistnieć”.

Długi gwizdek sędziego oznajmił koniec meczu. Kibice toruńskiej Elany skakali radośnie, wyśpiewując kolejne klubowe pieśni. Oklaskiwali piłkarzy, powoli ruszając w stronę wyjścia. Szedłem między nimi, po raz pierwszy ciesząc się, że mogłem siedzieć w sektorze kibica. Zazwyczaj panowała tu napięta atmosfera, jednak dziś celny strzał Maćka dał kibicom szansę, by uwierzyć w awans do drugiej ligi.

Wychodziliśmy ze stadionu przy Bema, głośno śpiewając. Wszyscy rozeszli się do pubów, by dalej świętować wygraną. Tylko ja zostałem. Miałem poczekać na Maćka obok Tor-toru, lecz kiedy tam stałem, poczułem mocne łupnięcie w plecach. Upadłem, a dwóch chłopaków w szalikach przeciwnej drużyny zaczęło mnie kopać. Jeden z nich wszedł na mnie i zaczął podskakiwać, wyzywając od najgorszych. Przez chwilę próbowałem się bronić, lecz nie miałem sił. Poczułem, że odpływam i że nie ma już dla mnie przyszłości…

Obudziłem się zlany potem, po raz kolejny żałując, że oddałem się popołudniowej drzemce. Koszmary, a właściwie jeden koszmar towarzyszył mi od tamtego feralnego dnia, który dwa lata temu zakończył moje życie. Bo czym było ono bez marzeń, które w tamtej chwili prysnęły jak bańka mydlana? Czym było życie, kiedy wszystko trzeba było zaczynać od nowa i to nie z chęci a musu, jaki był moim towarzyszem. Bo ja od dawna już nic nie chciałem. Chodziłem po świecie z konieczności, choć często i ona mnie przerastała, dając szansę rezygnacji.

Otarłem pot z czoła, spoglądając na zegar, który stał na nocnej szafce przy moim łóżku. „Spałem ledwie dwadzieścia minut” stwierdziłem zszokowany, widząc, jak długa wskazówka dociera do dwunastki, a mała prawie idealnie wskazuje szóstkę. Wiedziałem, że muszę wstać, i pomagała jedynie myśl, że za cztery godziny ponownie nafaszeruję się tabletkami, po których koszmary dadzą mi spokój.Lena

Miałam na sobie seksowną sukienkę, pod którą umyślnie nie włożyłam bielizny. Wiedziałam, że ani rodzice, ani przyszli teściowie nie zauważą takiego szczegółu, lecz dla Jacka będzie to poniekąd zaproszenie. Lubiłam go kusić, tak samo, jak lubiłam, kiedy okazywał mi, jak jestem dla niego ważna, zdejmując ze mnie każdy element garderoby.

Zeszłam na dół, by nakryć do stołu. Mama wołała mnie już jakiś czas temu, lecz ja musiałam się jeszcze skropić ulubionymi perfumami mojego chłopaka. Sam mi je kupił na naszą rocznicę. Ja podarowałam mu wtedy wymarzonego polaroida. Tego samego dnia zrobił nim pierwsze zdjęcia, o których mówił, że jest na nich jego największa miłość, czyli ja. Też chciałabym tak powiedzieć, lecz w moim sercu to zawsze łyżwy grały pierwsze skrzypce, ale on był zaraz za nimi. Wiedział o tym i chyba dlatego nie pytał o takie rzeczy, za co byłam mu wdzięczna.

Nuciłam pod nosem jedną z tych melodii, które według mnie powinny wybrzmieć podczas występu na igrzyskach, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Odruchowo obciągnęłam sukienkę, wpatrując się z zadowoleniem w lustro. Goście weszli do salonu, gdzie witał ich zastawiony stół. Mama Jacka serdecznie mnie uściskała, a ojciec jak zawsze złożył dżentelmeński pocałunek na mej dłoni. Jacek czekał z boku, aż w końcu sam podszedł, by się ze mną przywitać. Delikatnie musnął wargami mój policzek, nachylając głowę w stronę ucha.

– Ślicznie wyglądasz, kochanie – szepnął, wywołując na mojej twarzy rumieniec.

– I vice versa. – Posłałam mu szczery uśmiech, mierząc go uważnie wzrokiem.

Błękitna koszula idealnie komponowała się z lazurowymi oczami, a jeansowe, dopasowane spodnie podkreślały jego idealną sylwetkę. Patrząc na jego posturę, pewnie niewielu wzięłoby go za siłacza, lecz on nie miał problemu, by unieść moje pięćdziesiąt dwa kilogramy na prostych ramionach.

– Siadajcie, bo wszystko ostygnie – zarządziła mama, stawiając na stole półmisek z jedną ze swoich popisowych zapiekanek.

Zajęliśmy miejsca, tak jak wcześniej to było ustalone. Na szczytach stołu siedzieli ojcowie, a ja ledwie zdążyłam uprzedzić mamę i zajęłam miejsce po prawej stronie taty, by siedzieć naprzeciw Jacka. Ten uśmiechnął się zadowolony, puszczając do mnie oczko.

– Jak było dziś na treningu? – zapytała pani Marzena, kiedy sięgałam po sałatkę.

Dbałam o linię, choć nigdy nie miałam większych problemów z wagą, jednak teraz musiałam dmuchać na zimne i kontrolować posiłki.

– Możemy o tym nie gadać? – poprosił Jacek, lekko zirytowany, że już od początku spotkania głównym tematem są nasze przygotowania. – Pewnie niedługo pan Jarek puści film z próby i każdy zobaczy nasze błędy.

Jego matka chrząknęła głośno, jakby miała mu za złe, że nie pozwolił odpowiedzieć nikomu na jej pytanie.

– Chciałabym wykonać poczwórnego toeloopa z wyrzutu, ale Jacek jest temu przeciwny.

Pani Marzena spojrzała karcąco na syna, który tymczasem pod stołem stopą rozszerzał moje uda, by sprawdzić, czy mam na sobie bieliznę.

– Powinieneś wspierać Lenę. Skoro ona jest na to gotowa, to i ty nie możesz protestować. A co ty o tym sądzisz, Jarku? – Skierowała wzrok na tatę.

– Ja uważam, że zostało zbyt mało czasu na wprowadzanie zmian, lecz jak znam moją córkę, gdy się uprze, to wykona poczwórnego, a lepiej, aby zrobiła go z wysokiego wyrzutu niż ryzykowała z niższego.

– Dobrze gada, polać mu – wtrącił się pan Waldemar, wstając, by napełnić kieliszki.

Nikogo nie dziwiło, że to nie gospodarz wykonuje tę czynność, bo państwo Chojnaccy bywali w naszym domu tak często, że uważaliśmy ich niemal za domowników. Przecież w przyszłości mieliśmy stać się rodziną.

– Lenka, a myślałaś już o sukienkach do występu? – zagadnęła mnie pani Marzena, a ja spojrzałam jedynie prosząco na mamę, by pozwoliła mi wstać na chwilę od stołu i pójść do pokoju po projekty.

Lekki uśmiech mamy wystarczył. Odsunęłam krzesło i szybkim krokiem udałam się na piętro, gdzie na komodzie w sypialni leżała teczka z projektami. Wzięłam ją i tak samo szybko jak wcześniej wbiegałam po schodach, tym razem zbiegałam z nich, by pochwalić się tym, co zawierała.

– Postanowiłam, że do każdego programu będę miała trzy kostiumy, pasujące do stroju Jacka, aby móc wybrać najlepszy w ostatniej chwili – opowiadałam, kiedy pani Marzena przeglądała kartki. – Trzeba pamiętać, że Rosjanki nie tylko wiodą prym w aspektach technicznych, ale też wizualnych, które musimy nadgonić.

– Lena sama zaprojektowała sukienki, a i strój Jacka jest jej pomysłem – pochwaliła mnie mama. – Gdyby nie była łyżwiarką, pewnie by zdawała do akademii sztuk pięknych.

– Piękna to jest ona – przyznał pan Waldemar, uśmiechając się do mnie serdecznie.

Zjedliśmy kolację, po której tata na siedemdziesięciocalowym telewizorze wyświetlił film z wcześniejszego treningu, aby obejrzeć go w zwolnionym tempie i ocenić.

– Widzisz, Lenka…? – Zatrzymał nagranie. – Tutaj zbyt szybko przygotowujesz się do axla.

– A może Jacek to robi zbyt wolno? – burknęłam, wiedząc, że zrobiłam wszystko, jak należy.

Nie chciałam zrzucić winy na chłopaka, ale denerwowało mnie, że to zawsze we mnie tata szukał wad. Byłam pewna, że robił to dla mojego dobra, jednak czasem mógł sobie po prostu odpuścić.

W spokoju wysłuchiwaliśmy kolejnych uwag, czekając, kiedy nastąpi koniec nagrania. Rodzice przekrzykiwali się, udzielając kolejnych rad, które według nich miały nam pomóc w zdobyciu upragnionego olimpijskiego medalu.

– To może my pójdziemy do góry i poszukamy muzyki – zaproponował Jacek, kiedy tylko tata wyłączył nagranie.

– Idźcie, idźcie, nami się nie przejmujcie. – Pan Waldemar poklepał syna po ramieniu, chwytając drugą ręką za butelkę.

Jacek złapał moją dłoń, splatając swoje palce z moimi. Byliśmy już blisko schodów, gdy mama zawołała:

– Nie spieszcie się, Jacuś może u nas przecież spać.

Wrócili do biesiadowania, a my, wymieniając między sobą spojrzenia, zastanawialiśmy się czy rodzice podejrzewają, że poszukiwanie muzyki jest jedynie pretekstem, by spędzić trochę czasu sam na sam.

Ledwo zamknęliśmy drzwi sypialni, Jacek zdjął ze mnie sukienkę i rzucił się na mnie, przygniatając do szafy. Oddałam się jego pocałunkom, unosząc ramiona, by pieścił moje niewielkie piersi. Po chwili chwyciłam za pasek jego spodni i rozpięłam go, wsuwając zwinnie rękę do bokserek, by chwycić twardą męskość.

– A co z muzyką? – zagadnęłam zaczepnie, coraz szybciej wykonując ręką ruchy w górę i w dół.

Obrócił mnie przodem do szafy, muskał moje uszy i kark, przyprawiając mnie o dreszcz podniecenia. Włożył dłoń między uda, aby sprawdzić, czy jestem wilgotna i po chwili wejść we mnie jednym zdecydowanym ruchem.

– Tym zajmiemy się za chwilę, skarbie – szepnął wprost do mego ucha, zaczynając się we mnie poruszać.

Wypięłam się, by jeszcze mocniej czuć każde jego wejście, a on pociągnął mnie za włosy, odchylając moją głowę, by mnie pocałować w czoło. Przyspieszał, wciąż trzymając moje długie czarne włosy, jakby to były lejce, podczas gdy ja byłam teraz jego posłusznym koniem. Jęknęłam na tyle głośno, że zakrył mi usta dłonią, nie przestając się poruszać.

– Musimy być ciszej – szepnął. – Jeszcze nie są na tyle pijani, by nas nie słyszeć.

Roześmiałam się, czując, jak jego penis penetruje mnie od wewnątrz, a krew dopływa w każde z unerwionych miejsc mojego ciała. Czułam, że i jemu jest dobrze, gdy zaczął dyszeć wprost do mojego ucha. Byłam u szczytu, lecz on wciąż miał siłę. Położyłam dłonie na szafie, odpychając go do tyłu, aby wypiąć się jeszcze bardziej, by jak najszybciej doznał spełnienia. Moje piersi opadały lekko pod wpływem grawitacji, kiedy ułożyłam się w kąt prosty. Jacek chwycił moje biodra i trzymając mocno, pchał coraz silniej i szybciej, aż w końcu opadł z sił, pozwalając i mnie odpocząć.

Wyszedł, odwracając przodem do siebie, aby mnie pocałować.

– Seks bez gumki jest o niebo lepszy niż z tym lateksowym gównem – wyznał, kiedy już położyliśmy się nadzy na moim łóżku.

Krople potu ściekały z naszych ciał, a ja uśmiechałam się spełniona, ciesząc się, że i on jest szczęśliwy.

– Wiesz, że mówisz to od kilku miesięcy? – zauważyłam, choć w gruncie rzeczy było to nawet miłe.

Od kiedy zaczęłam stosować plastry antykoncepcyjne, nasze życie seksualne weszło na wyższy level, nie musieliśmy martwić się, czy pod ręką jest prezerwatywa, lub kończyć na tyle przed, by nie doszło do zapłodnienia, co nigdy nie było pewne. W takich chwilach jak na zbawienie czekaliśmy na mój okres, świętując to zazwyczaj robieniem loda, by odreagować stres.

– I będę to powtarzał do śmierci. – Objął mnie ramieniem i przytulił do siebie.

Poczułam, jak jego pot miesza się z moim, co nie sprawiało mi przykrości. Dla mnie stanowiliśmy jedność i byłam pewna, że cokolwiek nas spotka, na pewno sobie z tym poradzimy. Od zawsze byliśmy przecież razem. Nie tylko w życiu, ale też na lodzie.

– Więc jakie masz propozycje? – zapytał, sięgając po telefon.

Podał mi go, a ja wyszukałam znaną z „Krainy lodu” piosenkę, podając ją jako pierwszą z propozycji.

– Frozen? – zdziwił się, a mnie zaskoczyło, że rozpoznał melodię. – To chyba takie bardziej dla dzieci?

– Może i tak, ale ma piękny przekaz oraz charakterystyczne uniesienia, w których można pokazać emocje – broniłam swojego pomysłu. – A poza tym muzyka filmowa dobrze się sprzedaje na lodowisku.

Wyjął mi z rąk telefon, wpisując coś w wyszukiwarkę.

– Dlaczego nie mamy pojechać do „Gladiatora”? – zaproponował, wciskając play. – Przekaz jest, uniesienia są, a i emocje można pokazać. Plus jest raczej dla dorosłych, a nie dzieci w wieku przedszkolnym.

Podniosłam się nerwowo, nie wiedząc, jak udowodnić Jackowi, że mój pomysł jest lepszy. Owszem, Now we are free miało w sobie coś pięknego, ale tańczyło do tego motywu tak wiele par, że nie chciałam, byśmy byli kolejną, która ją poniekąd powiela.

– Włącz Frozen – poprosiłam, siadając na Jacku okrakiem.

Chłopak szybko pojął mój plan i włączył piosenkę, o którą poprosiłam. Chwyciłam w dłoń jego penisa, aby pobudzić go na nowo, co nie trwało długo, bo ten szybko okazał się zwarty i gotowy, sztywniejąc mi w dłoni. Nabiłam się na niego i powolnymi ruchami kiwałam się w rytm muzyki, czekając na jej przyspieszenie. Jacek ułożył wygodnie ręce pod głową, aby mnie obserwować w tanecznym show naszych ciał. Muzyka przyspieszała, powodując, że zaczęłam podskakiwać. Wpierw powoli, by po chwili z nieznaną sobie energią unosić się na tyle, by jego penis prawie wyszedł z mojej szczeliny, a po chwili opaść, nabijając się na niego.

Piosenka się skończyła, a ja wciąż podskakiwałam, opierając dłonie na jego torsie, by móc wybić się na nim niczym na trampolinie. Po raz kolejny tego wieczora poczułam przyjemny, przeszywający ciało dreszcz, zwiastujący nadchodzący orgazm. Zamknęłam oczy, by móc się nim jak najdłużej delektować, wciąż lekko podskakując. Po raz kolejny byłam w pełni szczęśliwa, a mętny wzrok Jacka, który napotkałam, gdy otworzyłam oczy, mówił mi, że i on doszedł.Krzysiek

Cały wieczór oglądałem seriale na Netflixie, z których nic nie pamiętam. Obraz migał mi przed oczyma, a ja jakbym miał amnezję - zapominałem o nim, myśląc o śnie, który mnie znów nawiedził. Jak ja go nienawidziłem! Chyba tak samo mocno, jak tego, co stało się wtedy i co przecież nie było moją winą.

Wróciłem myślami do dnia, kiedy obudziłem się po wypadku. Tak, nazywali to wypadkiem, choć ja od początku mówiłem o brutalnym pobiciu, z którego ledwo uszedłem z życiem. Sam nie wiem, co mnie wtedy uratowało. A może kto? Straciłem przytomność, a oni chyba wciąż mnie okładali, wykrzykując hasła uwielbienia swojej drużyny. Potem pamiętam już tylko szpital. Płacz matki i kamienną twarz ojca, który nie odzywał się do mnie tygodniami, jakbym to ja zawinił. A przecież byłem ofiarą. To mnie ktoś skrzywdził i spieprzył resztę życia.

Pogruchotana miednica nie dała się w stu procentach zrekonstruować, na całe życie robiąc ze mnie kalekę. Bez wózka, ale z kulą, która miała pomagać w moim kuśtykaniu, lecz szybko ją porzuciłem. Chciałem wrócić do zdrowia, być w pełni sił i znów zacząć spełniać marzenia, wierzyć, że kariera stoi przede mną otworem. Jednak rehabilitacja nie przynosiła efektów, jakich oczekiwałem. Ja i mój ojciec, który zamknął się w sobie i swoim gabinecie. Specjaliści mówili, że robię postępy, że rekonwalescencja przebiega pomyślnie, lecz dla mnie to wciąż było za mało. Nadal kulałem, nawet kiedy poruszałem się powolnym krokiem.

Odganiałem złe myśli, ciesząc się, że sprawcy tego zdarzenia siedzą w więzieniu. Rozpoznałem ich na nagraniu z monitoringu, który był w pobliżu stadionu. Oni uważali, że mieli pecha, o czym jeden z nich nawet powiedział na rozprawie, ja zaś uznałem to za szczęście, że mogę chodzić tym kulawym krokiem, mając choć trochę pocieszenia z panującej w tej sytuacji sprawiedliwości.

– Krzysztof! – Wołanie mamy przerwało moje rozmyślania. – Maciek przyjechał, zejdź do nas!

Mój starszy o półtora roku brat dostał się do wyższej ligi i mieszkał teraz z dala od Torunia. Kopał piłkę i strzelał bramki, będąc jedyną dumą ojca. Gdyby nie tamten dzień to i ja dziś pewnie mieszkałbym daleko stąd, delektując się wolnością od widoku ponurej twarzy ojca, w którego oczach zastygł żal. Żal skierowany do mnie, nie do ludzi, którzy pozbawili mnie marzeń i przyszłości.

Zszedłem na dół, choć nie chciałem oglądać ojca. Pewnie znów by uciekał wzrokiem, aby na mnie nie spojrzeć. I tak od dwóch lat do końca życia. Raczej mojego, bo jego kres nadejdzie szybciej. Zbliżał się, choć w sumie już raz byłem blisko. Tylko jeden, zaraz po słowach ojca, że go zawiodłem. Teraz czułem się, jakbym był pod specjalną ochroną. Matka pilnowała, by ojciec nie kłapał mordą, w obawie, że znów łyknę tonę tabletek, popijając obficie alkoholem. Nawet Maciek zdawał się wpadać częściej od tamtego czasu, co chyba trochę mi schlebiało.

Wszedłem do salonu, który matka kazała przemalować w jasne barwy, wyczytawszy gdzieś, że to sprzyja osobom z depresją. Zobaczyłem uwieszoną na ramieniu brata ładną brunetkę i trochę mu zazdrościłem.

– Krzysiek, to Dagmara, moja dziewczyna. – Dokonał prezentacji, lecz dziewczyna chrząknęła cicho i Maciek zaraz się poprawił: – W zasadzie to narzeczona, zaręczyliśmy się kilka dni temu, bo niedługo zostaniecie dziadkami – zwrócił się do rodziców. – A ty będziesz wujkiem – dodał, patrząc na mnie.

Dałbym sobie rękę uciąć, że ojciec się uśmiechnął, lecz po chwili znów przybrał swój stały posągowy wyraz twarzy. Matka płakała wzruszona, nie mogąc ukryć dumy z syna, który wykazał się dojrzałością i odpowiedzialnością.

– Gratuluję – powiedziałem cicho, jeszcze bardziej mu zazdroszcząc, że jego życie układa się według planu.

Było tak, jak tego chciał. Awansował i poszedł do lepszego klubu, zakochał się, a teraz miał jeszcze zostać ojcem. Miał dwadzieścia sześć lat i życie stało przed nim otworem, zupełnie inaczej niż w moim przypadku. A przecież jeszcze niedawno i ja tego pragnąłem.

– Maciek mówił mi, co się stało. – Dagmara wykorzystała moment, kiedy zostaliśmy sami.

– Nie chcę litości! – warknąłem wściekle. – Idę się położyć.

– Pamiętaj, że jutro masz terapię – przypomniała mi matka, jeszcze bardziej mnie wkurwiając.

Wiedziałem, że nie chcieli źle. Że każde z nich pragnęło, bym żył własnym życiem, zapominając o tym, co było. Jednak ja nie potrafiłem. Przeszłość blokowała mi drzwi do przyszłości i nie mogłem przez nie przejść. A może to ja sam je szczelnie zamykałem, bojąc się, że nie sprostam teraźniejszości?Lena

Wczorajszy wieczór nie tylko dla mnie i Jacka był wybuchowy, również ojciec nazajutrz wspomagał się energetykiem. Siedział na trybunach, nagrywając nasze kolejne próby, aby później móc nam ponownie wytknąć błędy.

– Zróbmy to teraz – powiedziałam do Jacka, kiedy ponownie stanęliśmy na środku lodowiska.

– Teraz? Przecież twój ojciec patrzy.

Zaśmiałam się pod nosem, zaskoczona tym, co przyszło mu do głowy. Byłam niemal pewna, że wczorajszy wieczór, kiedy kochaliśmy się nie tylko do muzyki z „Krainy lodu”, ale i tej z „Króla lwa” powodował u niego jedno skojarzenie.

– Chodzi mi o toeloopa.

– Na pewno tego chcesz?

Skinęłam głową, dając jednocześnie znak tacie, że może włączyć muzykę, którą nagrałam na pendrivie.

Wykonywaliśmy nasz układ, idealnie wykonując piruety, spirale oraz skoki. Byliśmy niczym swoje lustrzane odbicia, tworzące jeden piękny obraz. Adrenalina we mnie buzowała, szykując się na wyrzut. Jacek chwycił mnie w talii, posyłając szybki uśmiech, nim wyrzucił mnie mocno w górę. Wykonałam poczwórny obrót i wylądowałam, by po chwili wtulić się w ciało chłopaka, jak miało to być na zakończeniu układu.

Brawa taty wybrzmiewały równo z biciem mego serca. Jacek uniósł mnie, a ja zaplotłam nogi na jego biodrach, by móc w ten sposób wspiąć się i go pocałować.

– Coś czuję, że to będzie najwyżej punktowany element – pochwalił mnie tata, zaraz dodając, że muszę lżej opadać na lód.

Przyznałam mu rację, jednak w głowie wciąż mi brzmiały salwy braw, jakie wyobrażałam sobie, że będą towarzyszyć temu występowi na igrzyskach olimpijskich w Pjongczang, które rozpoczynały się za niespełna trzy tygodnie.

– Pójdę po wodę i możemy spróbować kolejnego układu – poinformował Jacek, stawiając mnie na lód.

Tata poszedł razem z nim, a ja miałam teraz chwilę dla siebie. Mogłam jak dawniej pojeździć i poczuć się wolną, bo tu naprawdę taka byłam. Robiłam kolejne piruety, rezygnując ze skoków, które były wyczerpujące. Powinnam oszczędzać siły na dalszy trening. Teraz, kiedy poczwórny toeloop wyszedł, jak powinien, postanowiłam także do drugiego układu dodać trudniejszy element. Byłam pewna, że właśnie te drobne poprawki doprowadzą nas na szczyt. Jednak teraz korzystałam jeszcze z samotności na lodzie, pozostawiając myślenie na inny czas. Teraz byłam tu ja, lodowisko i moje szczęśliwe łyżwy, w których wywalczyłam kwalifikację w Niemczech.

– Możemy zaczynać? – Tata przerwał mi wykonywanie spirali, która była podstawowym elementem każdego programu. – Napij się i trenujemy kolejny układ.

– Skoro w dowolnym dodaliśmy figurę, to może i w krótkim coś zmienimy? – zaproponowałam, podjeżdżając do bandy.

– Co konkretnie masz na myśli? – zapytał Jacek, podając mi butelkę z wodą mineralną.

Uśmiechnęłam się promiennie, uradowana, że chciał poznać moje pomysły - już tylko krok do tego, by łatwiej go do nich przekonać i wprowadzić w czyn.

– Proponuję proste podnoszenie na jednej ręce, z którego opadając, wejdę w spiralę śmierci i tym zakończymy nasz układ. – Mój głos lekko się załamał z obawy o ich reakcję.

Taka kombinacja była niebezpieczna, ale mogła dać nam wysoką lokatę w shorttracku. Byłam pewna, że skoro dałam sobie radę z poczwórnym toeloopem, to i ten układ będzie wykonalny. Tym bardziej że tym razem duża odpowiedzialność miała spoczywać na Jacku, któremu bezgranicznie ufałam.

– No sam nie wiem, czy to nie jest zbyt ryzykowne. – Tata kręcił głową z niezadowoleniem. – Taka zmiana tuż przed samym wyjazdem może przynieść konsekwencje, jakich wolę nie przywoływać głośno.

– A ja wierzę, że damy radę. – Jacek ścisnął moją dłoń. – Spróbujmy!

Ruszyliśmy na środek lodowiska, gdzie Jacek jeszcze przez chwilę instruował mnie, jak mam zejść z podnoszenia, by wejść w spiralę, a ja znów poczułam, że właśnie teraz nadszedł mój czas. Mój, Jacka i prawdziwej spirali śmierci.Krzysiek

Dzisiejsza terapia należała do tych mniej wyczerpujących. Nie doszedł nikt nowy, a i ze stałej ekipy odeszły kolejne „uleczone” osoby. Ja tam tkwiłem, czując, że niedługo znów zaczną się gorsze dni. Zazwyczaj były odpowiedzialne za to wiosenne i jesienne przesilenia, lecz jesienne już minęło, a do wiosennego było jeszcze daleko. Gdzieś w kościach czułem, że nadchodzi ciężki czas, na który musiałem się odpowiednio przygotować.

Pożegnałem się z innymi, siląc się na niemrawy uśmiech. Nikt nic nie podejrzewał, co pozwoliło mi odetchnąć z ulgą. Jakoś niespecjalnie chciałem kolejny raz tłumaczyć się z mojej absencji, a proszenie o to matki zdawało się być jeszcze gorszym rozwiązaniem. Musiałem sobie z tym poradzić. Sam, zupełnie sam.

Wczorajsze wieści o przyszłym powiększeniu rodziny o dwóch nowych członków wywołały we mnie falę sprzecznych emocji. Dagmara zrobiła na mnie dobre wrażenie, lecz myśl, że w jej ciele rozwija się dziecko Maćka, spowodowała, że kompletnie się posypałem. To ja zawsze marzyłem o rodzinie, kiedy on chodził po imprezach. To ja pewnie już dziś byłbym po ślubie z Malwiną, której planowałem się oświadczyć podczas ostatniego meczu. Oświadczyn nie było, a Malwina zmyła się w kilka tygodni po moim wyjściu ze szpitala, tłumacząc, że nie jest gotowa na poważny związek. Więc jaki on był przez poprzednie dwa lata?

Poczułem ulgę, wchodząc do domu. Marzyłem, że zaraz znów łyknę prochy, po których prześpię kilka spokojnych godzin. Bez koszmarów, bez jakichkolwiek snów. To miała być uczta dla mego niepełnosprawnego ciała i poranionej duszy.

– Wróciłem – zakomunikowałem, lecz odpowiedziała mi jedynie głucha cisza.

Rozejrzałem się po pomieszczeniach, w których zazwyczaj szwendała się matka, i stwierdziłem, że jestem sam w domu. W moich myślach pojawił się błysk, który chciałem przez chwilę stłumić w zarodku. Nie mogłem po raz kolejny pozwolić mu przebić się i wygrać. Nie teraz, jeszcze nie teraz.

Dźwięk przekręcanego w zamku klucza sprowadził mnie na ziemię. Ten sygnał zabił nieszczęsny błysk, wiedzący, że dziś nie ma szans. Widok obładowanej siatami mamy już dawno nie działał na mnie tak kojąco. Patrzyła na mnie, wiedząc, że TA myśl znów mnie naszła, lecz tym razem to ja wygrałem. To my wygraliśmy.

Zostawiła torby na blacie i sięgnęła po mój kubek z nazwą klubu, w którym kiedyś grałem. Jedynej pamiątce po tamtych czasach, z jaką nie miałem serca się rozstać. Był dla mnie symbolem szczęścia, które przeminęło.

– Zaparzę ci melisy, synku – poinformowała, stawiając czajnik na gazie. – Jak było na terapii? Doszedł ktoś nowy?

– Jak zawsze, tylko bez Tomka i Marceliny, którzy wrócili na stare śmieci.

Skinęła głową smutno, czując, że ze mną nie pogada. Już nazywanie miejsc, gdzie trenowali, „starymi śmieciami”, dało jej znak, że zbliża się kryzys. Ten sam, który niedawno ledwo opanowaliśmy. Ten sam, który kilka minut temu zgasł w moich myślach. Chwilowo, tylko chwilowo, i obydwoje o tym doskonale wiedzieliśmy.Lena

Trenowaliśmy kolejny układ przez następne godziny, nie czując już nóg. Zmęczeni opadaliśmy na lód, aby po chwili znów z niego wstać niczym zwycięzcy i ponownie spróbować przejechać program jak najlepiej.

Układ wychodził poprawnie, jednak do perfekcji jeszcze wiele brakowało. Podnoszenie na jednej ręce połączone ze spiralą śmierci naprawdę było wyczerpujące, ale każda próba przybliżała nas do tego, co zamierzałam osiągnąć. Byłam pewna, że każdy kolejny wyczerpujący trening prowadzi nas do idealnego występu na igrzyskach.

– Nie mam już sił – lamentował Jacek, masując prawą kostkę.

– Zakładaj łyżwy i spinaj poślady, kochanie – zaśmiałam się, wyciągając dłoń w jego kierunku. – Jeszcze jeden raz, ostatni. Obiecuję.

Nachyliłam się, aby dać mu całusa, po którym zaczął zakładać ponownie łyżwy. Wstał i z wymuszonym uśmiechem złapał moją dłoń, kierując nas na środek lodowiska.

– Tato, zaczynajmy! – krzyknęłam, nim przybrałam piękny uśmiech, który również był ważnym elementem układu.

Łyżwiarstwo figurowe to nie tylko piękne axele, lutzy czy toeloopy, to była przede wszystkim prezencja, jakiej uczyłam się od najmłodszych lat - na lodzie oraz na zajęciach baletowych. Piruety, wyskoki i spirale musiały być ubrane w piękny uśmiech, również kostium oraz uczesanie grały tu istotną rolę. Chyba właśnie dlatego tak ważny był dla mnie strój, który miałam założyć w tym najważniejszym dniu, na najważniejszej sportowej imprezie, jaką są bez wątpienia igrzyska olimpijskie.

Muzyka zaczęła grać, a my równo wykonywaliśmy synchrony, by przytulić się choć na chwilę, nim znów się rozłączymy. Tworząc ten układ, za wszelką cenę chcieliśmy pokazać uczucie, jakie nas łączy, dodając jeszcze więcej romantyczności. Nastąpił ostatni podwójny lutz, po którym Jacek złapał mnie i uniósł do góry. Wyprostowałam się i wtedy on cofnął jedną dłoń, aby kręcić się ze mną przez chwilę tak, jak to wcześniej ustaliliśmy. Wirowałam i w ułamku sekundy poczułam, jak tracę równowagę i spadam na zimny lód. Gwałtownie, z wysokości ponad dwóch metrów.

– Lena, Lena! – krzyczał z oddali tata, a ja, nie mogąc się ruszyć, spojrzałam na Jacka.

Jacek także leżał na lodzie, trzymając się za lewą łydkę, powoli ją masując. Nie zwracał na mnie uwagi, a ja nie mogłam się podnieść. Miałam ochotę podejść do niego i go uderzyć. Ten upadek mógł spowodować, że nie będę mogła trenować przez kilka kolejnych dni, a przecież tak bardzo tego potrzebowaliśmy!

– Cholerny skurcz – syczał z bólu mój partner, a mnie wcale nie było go szkoda. To ja byłam tutaj poszkodowana!

Tata podbiegł do mnie najszybciej, jak tylko mógł.

– Coś cię boli? Możesz wstać? – wyrzucał z siebie pytania jak automat.

Skinęłam lekko głową, nie wiedząc, co mu dokładnie odpowiedzieć. Prawda pewnie byłaby najlepsza, jednak wiedziałam, że muszę się spiąć, by dalej trenować.

– Będzie dobrze, tatku. – Uśmiechnęłam się sztucznie, ale nie mógł tego wyczuć.

Przez lata doskonale opanowałam grę aktorską nie tylko na lodzie, ale i w życiu, za co byłam wdzięczna losowi. Konkurencja i złe życzenia były w łyżwiarskim świecie normą, a teraz, kiedy to my dostaliśmy się na najważniejsze zawody świata, zazdrość innych nie znała granic.

– A tobie co? Kompletnie zgłupiałeś? – Tata naskoczył na Jacka, który wciąż krzywił się z bólu. – Mogło jej się coś stać! Łyżwy to nie tylko jazda, w waszym wypadku to przede wszystkim odpowiedzialność za partnera.

Jacek nic sobie nie zrobił z jego słów, co mnie nawet nie zaskoczyło. Doskonale wiedziałam, że nie jest z tych, którzy za ukochaną wskoczyliby w ogień. Wolał chronić własną dupę i nawet nie miałam mu tego za złe. Sama też byłam po części narcyzem i może właśnie dlatego teraz tak cholernie się na niego złościłam.

Spróbowałam wstać, lecz coś w prawym kolanie jakby przeskoczyło. Poczułam przeszywający ból i głośno zawyłam. Tata ponownie znalazł się przy mnie, kucając, by sprawdzić, co z nogą.

– Dzwoń po pogotowie! – rozkazał Jackowi, rzucając w jego stronę telefon. – Przydaj się na coś. Kurwa mać… – Ostatnie słowa dodał, spoglądając na moją nogę, która wyglądała jakoś nienaturalnie.Krzysiek

Kolejny dzień mógł przynieść nowe zmartwienia, ale nie miałem ochoty znów się im poddawać. Zbyt wiele razy ze mną wygrywały, by i tym razem mnie złamać Czasem miałem wrażenie, że walczę na ringu. Ja kontra tysiące a może i miliony przeciwności, które zdawały się pojawić dopiero po „wypadku”. Wcześniej nie miałem o nich pojęcia, a może po prostu nie chciałem ich widzieć.

Zszedłem do kuchni, by zjeść śniadanie, i ucieszyłem się na widok mojej rodzicielki. Uśmiech, jaki zdobił jej twarz, był szczery i zwiastował dobry humor. Byłem pewien, że jest on związany z Maćkiem i jego przyszłym ojcostwem.

– Aż miło patrzeć, jak kwitniesz – pochwaliłem ją, co chyba jej się spodobało.

Włożyła do tostera chleb i zaczęła wyjmować z lodówki ser, pomidory, margarynę i ogórki.

– Chyba, że chcesz z dżemem? – zapytała. – Mam jeszcze ten własnej roboty.

Ucieszyłem się na jej propozycję, nie pamiętając, kiedy ostatnio jadłem tosty z dżemem. Usiadłem na jednym z barowych krzeseł, jakie stały przy kuchennej wyspie, co zauważyła, posyłając mi uśmiech. Już dawno nie jadłem z nią w kuchni, ale dziś postanowiłem zrobić wyjątek. Musiałem wziąć się w garść i wygrać z tym czymś, co we mnie siedziało.

– Ty też dziś wyglądasz dużo lepiej – pochwaliła mnie, podając talerzyk z tostami.

Postanowiłem pominąć rozmowę na mój temat, wiedząc, że tak będzie wygodniej i łatwiej.

– Coś się stało, że jesteś taka radosna?

Usiadła obok mnie, biorąc plasterek pomidora i wkładając go do ust.

– Maciej i Dagmara ustalili datę ślubu – wyznała podekscytowana. – Wybrali pierwszą możliwą sobotę.

– Że niby za dwa dni? – O mało się nie zakrztusiłem.

– Niestety nie. Urząd Stanu Cywilnego potrzebuje miesiąca na załatwienie papierów czy jakoś tak, a oni na szczęście pomyśleli o tym wcześniej, zaklepując termin w zeszłym tygodniu i zaraz po tym miesiącu Maciej i Dagmara zostaną mężem i żoną!

– To chyba nie jest zbyt dużo czasu na przygotowania?

Matka skarciła mnie spojrzeniem, jakbym był winny temu, że włączyło mi się logiczne myślenie.

– A na co czekać? Póki figura Dagmary nie zdradza ciąży, nie będzie problemów z sukienką, a i młodzi nie chcą czegoś wystawnego. W lutym nie powinno być zbytniego natłoku w restauracjach, bo będzie to pierwsza sobota wielkiego postu. Ale nie martw się, kiedy pojawi się dziecko, zadbamy, by zorganizować im wielkie wesele, na jakie zasługują.

Skinąłem głową, nawet ucieszony, że ten cały ślub obędzie się bez hucznej zabawy, jakiej się chyba trochę obawiałem. Wizja rodzinnego obiadu była stokroć lepsza niż tańce do białego rana.

– Rozumiem, że ty zajmiesz się po części przygotowaniami?

– Sam wiesz, że ojciec zawsze jest w firmie, a ja mam aż nadto wolnego czasu – tłumaczyła, lecz było to zbędne.

Miała rację. Ojciec faktycznie całe dnie spędzał w firmie lub w swoim gabinecie, gdzie także załatwiał swoje sprawy. Jedynie ważne dla niego mecze mogły oderwać go od obowiązków, lecz i tak był to krótki odpoczynek. Kiedyś może sam chciałbym zarządzać rodzinną spółką, jaką ojciec dostał od swojego taty, a mojego dziadka, lecz finanse nigdy nie były moją mocną stroną. W zasadzie poza hokejem nie było niczego, w czym byłbym dobry, i nad tym ubolewałem. „Może, gdybym znalazł jakąś alternatywę, byłoby mi łatwiej” myślałem po raz kolejny, wiedząc doskonale, czym to się skończy. Takie myśli ponownie prowadziły mnie na złe tory, z których musiałem zejść, nim nadjedzie pociąg zwany śmiercią.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: