Na paryskich salonach - ebook
Na paryskich salonach - ebook
Szejk Tarik bin Khalid Al-Nur powinien znaleźć sobie żonę. Wciąż jednak nie może zapomnieć o Angielce Jessie Heath, która porzuciła go przed pięcioma laty. Odnajduje ją i chce z nią spędzić jedną noc, mając nadzieję, że uwolni go to od dręczących wspomnień. Jednak ponowne spotkanie Tarika i Jessy otwiera tylko stare rany. Oboje uświadamiają sobie, jak wiele nieporozumień ich podzieliło. Tarik ma nadzieję, że wspólny wyjazd do Paryża będzie dla nich szansą na odbudowanie zaufania…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-238-8756-0 |
Rozmiar pliku: | 590 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiedy drzwi do agencji wynajmu się otworzyły, Jessa odruchowo uniosła wzrok znad biurka i zamarła. Poczuła się jak we śnie, tym, który w ostatnich pięciu latach przyśnił jej się nieskończenie wiele razy.
Mężczyzna, wyraźnie zmarznięty i mokry, minął próg agencji, i w tej samej chwili Jessa zerwała się na równe nogi, wyciągając przed siebie ręce, jakby chciała go odepchnąć. Nie mogła pozwolić sobie na to, żeby ponownie zaistniał w jej życiu.
– Tu jesteś – odezwał się nowo przybyły głębokim, władczym głosem i wbił w nią uważne spojrzenie.
Jessa poczuła, że jej serce wali jak młotem. Zakręciło jej się w głowie. Czyżby po pięciu latach ujrzała ducha?
– Tarik... – szepnęła, zupełnie oszołomiona.
Tarik bin Khaled Al-Nur nie był duchem ani wytworem marzeń. Przed pięcioma laty twierdził stanowczo, że jest tylko bogatym i rozpieszczonym członkiem jednej z zamożniejszych rodzin w Nur. Wkrótce okazało się jednak, że Jessa miała do czynienia z władcą tego kraju.
I choć wcale tego nie chciała, przez następne lata pilnie śledziła w telewizji i gazetach każdy ruch Tarika. Wmawiała sobie, że pragnie w końcu o nim zapomnieć, teraz jednak nie mogła oderwać od niego wzroku. Okazało się, że doskonale pamięta każdy detal. Mimo że Tarik fizycznie niewiele się zmienił, wydał jej się znacznie bardziej męski, bardziej mroczny i tajemniczy.
I zdecydowanie bardziej niebezpieczny.
Jessa postanowiła skoncentrować się wyłącznie na niebezpieczeństwie. Nieważne, że robiło jej się gorąco na widok Tarika i że słowa więzły jej w gardle. Liczył się jedynie sekret, o którym nie mógł się dowiedzieć. Głupio zakładała, że ten straszny dzień nigdy nie nadejdzie. Teraz jednak, wpatrzona w Tarika, uświadomiła sobie, że były to zwykłe mrzonki.
Westchnęła i spojrzała na niego uważniej. Miał szczupłą, lecz muskularną sylwetkę, zupełnie jakby pod śniadą skórą kryła się niezwykła energia. Ze skupieniem przyglądała się surowej twarzy Tarika. W świetle wczesnego wieczoru głębokie, zielone oczy jej byłego kochanka wydawały się niemal czarne. Zawsze lubiła jego ciemne brwi pod gęstymi, czarnymi włosami, męski, mocny nos oraz wystające kości policzkowe, które świadczyły o królewskim pochodzeniu oraz pewności siebie.
Jak mogła tego nie zauważyć pięć lat wcześniej? Jak mogła mu wierzyć, kiedy twierdził, że nie jest nikim znaczącym?
Cóż, wtedy nie przyszło jej do głowy, że ma do czynienia z mistrzem manipulacji, kochała go bez żadnych zastrzeżeń. Nadal czuła obawę, że mimo wszystko jakaś jej część nigdy nie przestanie go kochać.
Tarik zamknął drzwi, które cicho szczęknęły, a Jessa odruchowo zamrugała. Nie mogła pozwolić sobie na słabość, miała zbyt wiele do stracenia. Najwyraźniej Tarik w jakiś sposób poznał prawdę i wiedział już, co zaszło. Nie było innego powodu, dla którego zjawiłby się po pięciu latach na jednej z sennych uliczek Yorku, w małej agencji wynajmu, gdzie pracowała Jessa.
Musiał wiedzieć.
Czując narastającą panikę, z trudem przełknęła ślinę. Odnosiła wrażenie, że Tarik złowieszczo nad nią góruje, chociaż nie wykonał żadnego ruchu. Nadal stał pod drzwiami i patrzył na nią bez słowa, a w jego wzroku widziała wyzwanie. Nie był już uroczym, beztroskim playboyem, którego zapamiętała. Uśmiech i leniwy urok gdzieś zniknęły. Z tym człowiekiem nie warto było zadzierać.
– Nie – odezwała się nagle, zdumiona spokojem w swoim głosie i poczuła przypływ dziwnej odwagi. Nieważne, że się bała, należało się skupić na tym, co istotne. – Nie możesz tutaj być.
Tarik uniósł brwi.
– A jednak tu jestem. – Jego głos był niski i lekko zachrypnięty, z ledwie słyszalnym, cudzoziemskim akcentem.
– Bez zaproszenia – zauważyła.
– Czyżbym naprawdę potrzebował zaproszenia, by wejść do agencji wynajmu? – zdumiał się. – Wybacz, jeśli zapomniałem o brytyjskich zwyczajach. Dotychczas odnosiłem wrażenie, że klienci z ulicy są w takich miejscach mile widziani.
– Masz umówione spotkanie? – Jessa zacisnęła wargi, żeby powstrzymać szczękanie zębów.
– W pewnym sensie i owszem – odparł.
Jego spojrzenie niespiesznie wędrowało po jej sylwetce. Bez wątpienia porównywał obecną Jessę z tą ze wspomnień. Poczuła, jak na jej policzki wstępuje rumieniec.
– Miło cię ponownie widzieć, Jesso – powiedział z wystudiowaną uprzejmością.
– Żałuję, że nie mogę ci odpłacić takim samym komplementem – oznajmiła chłodno. Musiała pozbyć się go stąd jak najszybciej i dopilnować, żeby już nigdy nie wrócił. Ich przeszłość była zbyt skomplikowana i zbyt bolesna. – Jesteś ostatnią osobą na ziemi, którą chciałabym oglądać. Jeżeli zaraz się stąd zmyjesz, możemy udawać, że nigdy nie doszło do tego spotkania.
Tarik lekko zmrużył oczy.
– Widzę, że przez lata twój język nabrał ostrości – mruknął. – Ciekaw jestem, co jeszcze się zmieniło.
Tego akurat Jessa nie miała zamiaru mu mówić, choć było całkiem prawdopodobne, że już wiedział. Może zwyczajnie z niej drwił lub ją prowokował?
– Ja się zmieniłam. – Rzuciła mu niechętne spojrzenie. – Niektórzy ludzie tak mają, to się nazywa dojrzewanie. – Dumnie uniosła brodę i uświadomiła sobie, że zaciska pięści. – Już nie błagam innych o zainteresowanie.
Nie zauważyła, żeby się poruszył, ale odniosła wrażenie, że stężał, jakby gotując się do walki.
– Nie przypominam sobie, abyś kiedykolwiek błagała o zainteresowanie – oznajmił Tarik. – Chyba że w moim łóżku. – Zawiesił głos. Jessa patrzyła na niego w milczeniu. – Jeśli chciałabyś sobie przypomnieć, nie mam nic przeciwko temu.
– Raczej nie – wycedziła. Czuła narastające napięcie i wolała nie myśleć ani o łóżku, ani o tym, co w nim razem wyprawiali. – Już od dawna nie interesują mnie żałośni międzynarodowi playboye.
Tarik wpatrywał się w kobietę, która od lat nie dawała mu spokoju, niezależnie od tego, dokąd się wybrał i z kim, a teraz miała czelność stawiać mu czoło, w ogóle nie myśląc o niebezpieczeństwie. Uważał się za nowoczesnego władcę, ale w tym momencie zdał sobie sprawę z tego, że gdyby miał do dyspozycji jednego ze swych koni, bezceremonialnie przerzuciłby Jessę Heath przez siodło i porwał do namiotu na pustyni, która pokrywała większą część jego ojczystego kraju na Półwyspie Arabskim. Na dodatek sprawiłoby mu to przyjemność. Dobrze zrobił, że tu przyjechał i że w końcu spotkał się z Jessą oko w oko. Nieważne, że go wyzywała i złościła się na niego jak zwykle. Nie czuł wstydu, że on, szejk Tarik bin Khaled Al-Nur, król Nur, pokornie wrócił do jedynej kobiety, która kiedykolwiek go opuściła, jedynej, za którą tęsknił. Teraz stała przed nim w brzydkim urzędowym kostiumie, który nie podkreślał jej bujnych kształtów, niezadowolona z tego spotkania. Powinien kipieć wściekłością, jednak zamiast tego bardzo jej pragnął.
– Żałosny playboy, tak? – powtórzył lekkim tonem. – Intrygujące oskarżenie.
Na policzkach Jessy wykwitł rumieniec.
– Nie bardzo rozumiem – warknęła. – To nie jest oskarżenie, tylko prawda. Taki właśnie jesteś.
Tarik przyglądał jej się przez dłuższą chwilę. Nie miała pojęcia, jak bardzo się wstydził swojego do niedawna rozwiązłego stylu życia. Nie miała również pojęcia, że kojarzyła mu się ze wszystkim, z czego był zmuszony zrezygnować. Latami upierał się, że pamiętał ją tylko dlatego, że go opuściła. Wmawiał sobie, że sam by ją zostawił, tak jak opuścił wiele innych kobiet.
A jednak tu przyjechał.
– Skoro ja jestem playboyem, to ty jesteś jedną z moich maskotek – zasugerował. Błysk gniewu w jej oczach sprawił mu przyjemność. – Czyżby to określenie ci nie odpowiadało?
– Wcale się nie dziwię, że nazwałeś mnie maskotką. – Jessa z pogardą wykrzywiła usta. – Musisz jednak wiedzieć, że nigdy nie byłam twoja.
– O tak, pięć lat temu dobitnie dałaś temu wyraz – odparł oschle. – Ale powiedz, czy starzy przyjaciele powinni się witać w taki sposób? – Zrobił kilka kroków ku Jessie, aż dzielił ich tylko blat jej biurka.
– Przyjaciele? – Przechyliła głowę. – Tym właśnie jesteśmy?
Tarik uśmiechnął się pod nosem. Była taka sama, jak zapamiętał, nawet wyglądała tak samo. Rudowłosa, o cynamonowych oczach, piegowatej twarzy i zmysłowych ustach, stworzonych do grzechu.
– Co proponujesz? – zapytała i uniosła wąskie brwi. – Wypad na kawę? Rozmowę o dawnych czasach? Chyba sobie daruję.
– Załamałaś mnie. – Nie spuszczał z niej wzroku. – Moje byłe kochanki są zazwyczaj znacznie przystępniejsze.
To się jej wyraźnie nie spodobało. Dumnie uniosła brodę.
– Po co tu przyjechałeś, Tarik? – zapytała rzeczowym tonem, który jednocześnie go irytował i podniecał, i skrzyżowała ręce na piersi. – Szukasz mieszkania w okolicy Yorku? Jeśli tak, to powinieneś wrócić, kiedy przyjdą agenci. Pomogą ci. Obawiam się, że oboje wyszli z klientami, a ja tylko prowadzę to biuro.
– A jak myślisz, po co wróciłem?
– Nie mam zielonego pojęcia. – Nerwowo przełknęła ślinę. – W każdym razie powinieneś już iść.
Czyżby go wyrzucała niczym sługę? Tarik przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę, z uwagą wpatrując się w Jessę. Był królem, więc powinna się nauczyć, jak przemawiać do władcy.
– Jeśli nie powiesz mi, czego chcesz... – zaczęła.
– Ciebie – przerwał jej i uśmiechnął się szeroko. – Chcę ciebie.